niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział dwunasty. 'Gdzie ty jesteś!?'

Słońce powoli chowało się za horyzontem, rzucając na ziemię rubinową poświatę. Leżałam na kocu i wpatrywałam się w chmury, a w słuchawkach rozbrzmiewała moja ulubiona piosenka. Zamknęłam oczy i oddałam się muzyce w całości. Lekki wiatr owiewał moją skórę. Było cudownie. Byłam beztroska. Zero zmartwień. Przeszłość dała mi spokój choć na chwilę.
Po pewnym czasie mój instynkt zaczął podpowiadać mi, że mogę nie być tu całkowicie sama.
Uchyliłam jedno oko.
Zobaczyłam nad sobą wysokiego blondyna.
- Niall? - podniosłam się do pozycji siedzącej. - Co tu robisz?
Jego obecność tutaj była da mnie niecodzienna.
- Przyszedłem pogadać.
- Um, a o czym?
- Mówiłaś serio, czy skłamałaś, żeby się odczepił i nas wypuścił? - spytał siadając naprzeciwko mnie.
Kłamał?
Uh, a ja uwierzyłam. Jestem głupia, mogłam o tym pomyśleć. Na pewno nie mówił tego dobrowolnie.
- A ty? - postanowiłam odwrócić kota ogonem.
Wywrócił oczami.
- Pytałem na serio. No wiesz, wczoraj. Odpowiesz wreszcie na moje pytanie?
- A ja ci szczerze odpowiedziałam - uciekałam od niego wzrokiem.
- Pokój? - wyciągnął do mnie dłoń.
- Pokój - podałam mu rękę.
Chwilę siedzieliśmy w ciszy. On chyba też nie wiedział, co ma powiedzieć.
- Jak miło, Niall, dobrze, że wpadłeś!
W myślach walnęłam się ręką w głowę i zaczęłam się drzeć: "facepalm".
- Oh, dzień dobry pani Loud.
Czy ona mnie śledzi, czy co!?
- Jak wakacje?
- W porządku - powiedział.
Spojrzałam mu w oczy, nawet nie wiem dlaczego. Wydały mi się...inne. Smutniejsze?
Nie wiem. Odwrócił wzrok.
- Zostaniesz na obiad? - spytała.
Halo, halo dopiero się pogodziliśmy, nie wszystko naraz, jeszcze mogę zmienić zdanie!
- Nie, dziękuję, ale nie chcę robić problemu - uśmiechnął się słabo.
- Nie robisz. Zostajesz i tyle! - powiedziała i zniknęła za drzwiami domu.
- Yym...?
- Taka jest już moja babcia - westchnęłam.
- Wolę nie wiedzieć, o czym ona myśli.
- I wierz mi, że ja też.
- Ashley, nie chcę robić problemu - zaczął jęczeć.
- A co ja ci mogę na to poradzić?
- Bo ja wiem?
- Było tu nie przychodzić - powiedziałam i nie zdążyłam ugryźć się w język. - Znaczy... nie o to mi chodziło.
- Już idę, tylko powiedz swojej babci, że...
- Obiad gotowy! - babcia zawołała przez okno.
- Chodź - mruknęłam pod nosem i poszłam do domu.

***

Po skończonym obiedzie wyszliśmy na dwór.
Do Nialla zaczął dzwonić telefon.
- Halo?...Mhm...Nie za bardzo, Lou...Jestem u Ashley - spojrzał na mnie kątem oka - ...Lou? Lou jesteś tam? - wywrócił oczami.- Loueh, halo?......Ok...Nie wiem, zobaczy się. Cześć.
- Mamy iść nad jezioro, chłopaki już tam są. Co ty na to? - zwrócił się do mnie.
- Mogę iść, lepsze to niż siedzenie tutaj i odpowiadanie na głupie pytania tej kobiety - skinęłam głową w stronę domu. - Powiem tylko dziadkom, bo potem znów będą wywiady, ugh.

***

Doszliśmy nad jezioro po półgodzinnym marszu. Pamiętam, jak w dzieciństwie odwiedzałam to miejsce.
- Hej, super, że przyszliście! - krzyknął Harry.
- Łap Ley - Lou rzucił mi wędkę.
- Chyba sobie żartujesz, ja nie umiem się tym posługiwać.
- Hm, no to niech Niall cię nauczy. A w ogóle to to są Zayn - wskazał na wysokiego bruneta - i Liam - kiwnął na drugiego. Ten był szatynem, tym samym, którego widziałam kilka dni temu na imprezie. - A to jest Ashley, możecie jej mówić Ley - skierował swój wzrok z powrotem na mnie. - Miłej zabawy z łowieniem ryb - uśmiechnął się i pobiegł do Harrego.
- Cześć - powiedzieli zgodnie Liam i Zayn.
- Cześć - odpowiedziałam im.
- To co, nadal jej nie lubisz, bo wiesz, wygląda zupełnie inaczej - Zayn wymamrotał Niallowi do ucha.
Udałam jednak, że wcale nic nie usłyszałam, ale chętnie walnęłabym mu teraz z liścia. Nawet mimo tego, jak strasznie wyglądał, bo - nie oszukujmy się - był ze dwa razy wyższy ode mnie i wyglądał groźnie.
- Zamknij się, bo się policzymy - wysyczał przez zaciśnięte zęby blondyn.
- Hej, księżniczko, spokojnie - odpowiedział mu mulat i zaczął się śmiać.
- Ja z tobą nie gadam, bo donikąd to nie prowadzi.
Brunet cmoknął w powietrzu, za co dostał od Nialla kopa.
- Ała, za co to było!? - rzucił i zaczął śmiać się dalej.
- Cha, cha, cha, bardzo śmieszne Zayn.
- Dobra już dobra.
Wyłączyłam się i nie słuchałam dalszej rozmowy. Popatrzyłam na przedmiot, trzymany przeze mnie w ręku.
To trochę dziwne. Niall i Harry mają 18 lat. Louis ma 20, pozostała dwójka wygląda na tyle samo, może z rok więcej. Co u licha oni robią? Myślałam, że ryby łowią jacyś starsi panowie na emeryturze, którzy nie mają na co marnować swojego czasu. No cóż, chyba się pomyliłam. I jeszcze jedno pytanie. Co ja robię tu z nimi?
- Masz zamiar tak stać? - z rozmyślań wyrwał mnie jakiś głos.
- Nie umiem łowić ryb.
- Eh, dziewczyny...

***

- I jak już masz wszystko gotowe, to zarzucasz. Poczujesz szarpnięcie i kręcisz tą korbką. Zdejmujesz rybę z haczyka i kładziesz ją tu - pokazał na wiadro wypełnione wodą.
- Ok, powiedzmy, że załapałam.
- Ja teraz muszę zamienić sobie słowo z Zaynem. Albo dwa.

Ok, jak on to mówił?
Nie wiem kiedy jak i co, ale chyba udało mi się zarzucić tą wędkę do wody. Czułam się jak wariatka robiąc to.

- Niall!? Niall, chodź tu! - zaczęłam krzyczeć, kiedy poczułam, że nie dam rady dłużej utrzymać wędki, a zapomniałam, co powinnam teraz zrobić.
Rozejrzałam się wkoło, ae nigdzie nie mogłam go dostrzec. Kilkanaście metrów ode mnie był Louis, ale śmiał się z Liamem i najwyraźniej mnie nie słyszał.
Zachwiałam się.
- Niall słyszysz mnie do cholery!? Gdzie ty jesteś!?
Kilka sekund później moim oczom ukazała się blond czupryna.
- Co chciałaś? - zapytał.
- Nie widzisz, że sobie nie radzę? Pomóż mi!
- Ok, ok - podszedł do mnie. - Puść to - zacisnął palce na moich.
- Nie mam jak, trzymasz moją rękę.
- Bo złapałaś za całą wędkę, będziesz współpracować, czy sama wyciągniesz tą rybę, czy co ty tam złowiłaś, skoro nie możesz tego wyciągnąć.
- Jestem od ciebie jakieś trzy razy lżejsza, oszczędź sobie.
- To puścisz tą wędkę, czy nie?
Cofnęłam się do tyłu i od razu tego pożałowałam.
Za mną nie było już pomostu, więc wpadłam do wody, ciągnąc za sobą Horana, który nadal nie puścił moich palców.
Poczułam, że idę na dno. Nie umiem pływać. Na co mi to było!? Mogłam tu nie przychodzić!
Zaczęłam machać w wodzie rękoma, ale to nic nie dawało. Poczułam, że ramię owija się wkoło mojego pasa i ciągnie mnie do góry, nad wodę.
Powietrze!
- Serio, jesteś trzy razy lżejsza i spowodowałaś, że wpadliśmy tam oboje?
- Zamknij się - fuknęłam.
- Powinnaś dziękować za to, że chociaż jedno z nas umie pływać, a nie się odszczekiwać.
- Jesteś dupkiem. Możesz mnie już wypuścić?
- Złap się mostu i wyjdź z wody.
- Uh, ok.
Wydostałam się i odgarnęłam włosy, które przylepiły mi się do czoła.
Niall usiadł obok mnie.
- Chyba ten wypad na ryby się nie udał.
- 'Chyba'? 'Chyba'?
- Ok, dla ciebie się nie udał, ale złowiłaś rybę... No a wędka z nią poszła gdzieś na dno. Potem ją wyłowię.
- Idę do domu - burknęłam.
- Taka mokra?
- Hej, Ley co się stało!? - przybiegł Louis z Liamem.
- Oh tak, teraz to przyszedłeś?
Lou posłał pytające pytanie Niallowi.
- Mnie nie pytaj - odpowiedział mu Niall i wskoczył do wody.
- Wszystko w porządku? - Liam przy mnie przykucnął.
W sumie miły.
- Nie - nie chciałam brzmieć niemiło, ale po prostu nie umiałam inaczej, zagrali mi na nerwach.
Po chwili Niall znowu pojawił się nad powierzchnią wody.
- Mam ją - wyjął spod wodnej tafli wędkę. - Złowiłaś glana, brawo Ashley, wpadliśmy do wody, bo złowiłaś jebanego glana wypełnionego glonami i wodą - rzucił moją 'zdobycz' na mostek.
- Niall, przestań, nie jedź po niej, ona nie umie łowić ryb i miałeś ją tego nauczyć a nie gadać z Zaynem.
- Pokazałem jej jak się używa wędki, a jak jesteś taki mądry, to mogłeś sam to zrobić Liam - warknął. - Ok, chodź Ashley, mam w plecaku jakąś suchą koszulkę.
Uniosłam w zdziwieniu brwi.
- Idziesz? - obejrzał się przez ramię.
Podniosłam się z mostu i poszłam za nim, niepewnie patrząc na Louisa i Liama.

Blondyn wygrzebał z plecaka granatowy T-shirt i mi go podał.
- Co? - spytał po chwili.
- Odwróć się. Chyba nie myślisz, że się przebiorę, kiedy bezczelnie się na mnie gapisz.
Kiedy się odwrócił zdjęłam swoją koszulkę i przeciągnęłam przez głowę granatowy materiał.
- Już.
- To idziemy złowić jeszcze jakiegoś glana? - zdjął z siebie mokry T-shirt i zaczął się śmiać.
- Teraz idziemy złowić dla mnie nową parę creepersów - uśmiechnęłam się i poszłam przed siebie.

______________________________________________________________
Możecie mnie tam utopić. Nie protestuję. Ten rozdział jest do dupy. Ale i tak go publikuję, bo nie mam żadnego innego pomysłu. Napiszcie co myślicie (ale i tak wiem, że Wam się nie podobał, samo lanie wody).

Pozdro dla Julci i Olci, dzięki za pomysły :)

PRZECZYTAŁEŚ/AŚ = SKOMENTUJ

Ok, tu ma być 12 komentarzy, dopiero dodam rozdział. ;)

ily




piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział jedenasty. 'Nie wypuszczę was stąd'

Od rana leżałam na łóżku i rozmyślałam.
Jestem tu już długo, ale w zasadzie zleciało w mgnieniu oka.
Jest już 18 lipca.
Moja matka od początku mojego wyjazdu zadzwoniła tylko 2 razy - raz, aby mnie opieprzyć, drugi, bo pomyliła numery i zamiast do swojej kosmetyczki zadzwoniła do mnie. 'Przykładowa mamusia'.
Nic od rana nie zjadłam.
Znów powróciły myśli o ojcu.
Ale pozostawałam dziwnie spokojna. Przynajmniej z pozoru.
Nie wiem, do czego jestem zdolna.
Mój telefon zawibrował. Spojrzałam na wyświetlacz. Lou.
Przesunęłam palcem po ekranie.
- Halo?
- Cześć Ash. Słonko, chciałem cię bardzo, ale to bardzo przeprosić. Jest mi tak przykro - jego głos był smutny. - Mam nadzieję, że mi wybaczysz, ale nie zmuszam cię do tego. Oni mogli ci coś zrobić, nigdy bym sobie tego nie wybaczył, nie znamy się długo, ale naprawdę cię lubię. Jesteś tam jeszcze?
- Tak, jestem.
- I co, wybaczysz mi, czy nie?
- Wybaczę Louis. To nie twoja wina.
- A właśnie, że moja. Niall miał rację, powinienem załatwiać swoje sprawy sam.
- Niall nie powinien się tak zachować. Mógł ci coś zrobić.
- I czułbym się lepiej. A tak to mam kilka siniaków. Mógł zrobić mi coś gorszego, przynajmniej wiedziałbym, że dostałem to, co powinienem dostać od tych gości.
- Lou... znasz ich?
- Um, taa. Nie obraź się, ale nie za bardzo chcę o tym mówić.
- Louis, oni chcieli mnie zabić a ty nie chcesz mi powiedzieć kim oni do cholery są!?
- Ashley, to skompliko-
Nie pozwoliłam mu dokończyć tylko wcisnęłam czerwoną słuchawkę i rzuciłam telefon na koniec łóżka.
Nie minęło 10 sekund, a telefon znów zaczął wibrować.
Ugh.
- Co?
- Ashley, przykro mi, nie mogę ci tego powiedzieć. Ale może w zamian za to dasz się do mnie zaprosić?
Nie odpowiadałam.
- Ashley, proszę... Nie chcę się z tobą kłócić. Nie rób ze mnie drugiego Nialla, proszę. Nie chcę się czuć takim dupkiem jak on, chociaż pewnie nim jestem.
- No dobra przyjdę do ciebie.
- Przyjadę. Tak dla bezpieczeństwa.
- Ok - rozłączyłam się.
Nie lubię, kiedy ktoś mówi mi, co mam robić, ale boję się. Więc to lepiej, że przyjedzie.
Poczułam skurcz w żołądku.
Może jednak powinnam coś zjeść? Żeby nie nabawić się znowu tego gówna - anoreksji.
Wyszłam z pokoju.
- Dziecko, siedzisz w ty pokoju cały dzień, powinnaś gdzieś wyjść.
- Louis po mnie zaraz przyjedzie.
- Oh, to dobry pomysł. Wreszcie ktoś wyciągnie cię z twojego wyimaginowanego świata.
- Mój świat, moje życie, moja sprawa - wymruczałam pod nosem i włożyłam do buzi plasterek ogórka.
- Louis jest twoim chłopakiem?
Zaczęłam krztusić się warzywem.
- Co? Nie. On jest... - zdążyłam ugryźć się w język.
Może to, że jest homoseksualny lepiej zachowam dla siebie. Kto wie, co ona by wymyśliła.
- Jest...? - dociekała babcia.
- Jest moim przyjacielem - wybrnęłam.
- Wiesz, to może się zmienić.
- Nie, nie zmieni się, zapewniam cię. I proszę cię, nie próbuj mnie swatać.
- Ja tylko wyrażam swoje zdanie - wzięła kolejny talerz do umycia.
- Mamy jakiś ser? - spytałam.
Babcia podeszła do lodówki i podała mi biały ser w kostce.
- Szybko zgłodniałaś - powiedziała. - To dobrze. Trzeba cię trochę dotuczyć.
- Mhm - mruknęłam i położyłam kawałek sera na bułce, po czym posypałam solą.
Dobrze, że nie wie, że tak naprawdę moje śniadanie dostał jakiś przypadkowy kotek, który zabłąkał się na podwórku rano.
Zjadłam dwie kanapki i poszłam do łazienki uczesać się.
Związałam włosy w kitkę i pociągnęłam rzęsy tuszem.
Wróciłam do pokoju i włożyłam telefon do kieszeni szortów, po czym założyłam na siebie dużą, szarą bluzę.
Usłyszałam dzwonek do drzwi.

- Cześć Ash - cmoknął mnie w policzek. - Chodźmy - uśmiechnął się i złapał moją rękę.
Kiedy mieliśmy wyjść, nagle jakimś magicznym sposobem zza drzwi wychynęła babcia.
Wiem, że obserwowała nas od początku, nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła.
- O, dzień dobry - przywitał się Louis.
- Dzień dobry - odpowiedziała i spojrzała na nasze dłonie.
Nie, babciu, nic nawet nie próbuj mówić.
- Dokąd się wybieracie? - wywiad czas zacząć. Ugh.
- Idziemy do mnie - odpowiedział Louis z szerokim uśmiechem na twarzy.
Babcia posłała mi to swoje spojrzenie typu: "Masz 17 lat, uważaj na siebie, nie rób głupstw, nie idź z nim do łóżka'". Żeby ona tylko wiedziała...
- O której wrócisz?
- Nie wiem, zobaczy się.
- Ok, ale wolałabym, żebyś o ósmej była w domu.
- Postaram się, cześć - wyciągnęłam go z domu.
- To było lekko dziwne, nie sądzisz? - Lou zaczął się śmiać.
- Tsa... Moja babcia jest przewrażliwiona, zdecydowanie - dołączyłam do niego, ale zaraz ucichłam.
W świetle słonecznym lepiej było widać jego twarz.
Była pokryta grubą warstwą pudru, ale i tak zauważyłam lekko fioletowe zabarwienie jego skóry.
Potarłam kciukiem jego policzek.
- Louis, przykro mi.
- Zostawmy ten temat, dobrze? - spojrzał na mnie niepewnie, jakby bał się, że zaraz odwrócę się na pięcie i ucieknę do domu.
- Dobrze - szepnęłam i skierowałam się w stronę czarnego auta.

***

- Zaczekaj tu chwilkę, zaraz wracam, przyniosę colę.
Usiadłam na kanapie i zaczęłam rozglądać się po pokoju, którego wcześniej nie widziałam.
- Louis!? - zaczęłam krzyczeć. - Louis, chodź tutaj!
- Co jest!? - speszony chłopak wbiegł do pokoju z otwartą butelką w ręku.
- Masz FIFĘ 2014 i nawet mi o tym nie powiedziałeś!?
- Yyy... - jego mina-bezcenna.
- Nie 'yyy', tylko siadaj tu i odpalamy!
- Interesujesz się tym? Ty czasami naprawdę mnie zaskakujesz!
- Nie gadaj już tyle, tylko tu przynieś tą colę i gramy!

Po 11 rundkach, wygrywałam 7:4.
- Dobra jesteś! Nawet Harry nie potrafi ze mną wygrać! Jak ty tego dokonałaś?
- Tylko 3 punkty przewagi, nie dramatyzuj, Lou.
- Co teraz robimy?
- Nie wiem. Ty coś zaproponuj.
- No to może... gramy w karty?
- Umiem grać tylko w 'go fish', reszta idzie mi słabo.
- No to zagrajmy w 'go fish' - posłał mi jeden ze swoich pięknych uśmiechów.
To się jednak sprawdza:
Przystojny, miły chłopak albo jest:
a) gejem
b) a
c) b
Hmm.

Louis potasował karty, ale zanim zdążył je rozdzielić usłyszeliśmy dzwonek domofonu.
- Zaraz wracam, Ley - powiedział i wyszedł.
Ustaliliśmy, że będzie się do mnie zwracał per 'Ley', bo to brzmi bardziej znośnie niż 'Ashley'.
Czekałam aż wróci i w tym czasie rozdałam karty, trochę przy tym oszukując. I tak się domyśli, że maczałam palce w jego kartach, bo to chyba niemożliwe, by się nie zorientować, kiedy ma się najsłabsze karty.
- Hm, no tak, to wcale nie jest dziwne, powinienem się domyślić, że tu będziesz.
Odwróciłam głowę w stronę, z której dobiegał głos.
Oczywiście, że on, jakżeby inaczej.
- Ja idę - powiedzieliśmy naraz.
Spojrzałam na niego wrogo.
- O nie, nigdzie nie idziecie.
- Co? - spytał oburzony blondyn.
- To co słyszałeś, Niall.
- O nie, ja stąd spadam. Przyszedłem tylko po to, aby przeprosić cię za wczoraj. Teraz idę, narka.
- Nigdzie nie pójdziecie.
- Nie możesz nas tu tak więzić! - krzyknęłam.
- A właśnie, że mogę - uśmiechnął się z przewagą. - I dopóki się nie pogodzicie, nie wypuszczę was stąd - powiedział szatyn.
- No ty se chyba kurwa jaja robisz - warknął Niall.
- O, czyli w czymś jednak się zgadzamy - mruknęłam.

Minęła godzina. Godzina ciszy. Było słychać tylko lekkie uderzenia palców Louisa o szybkę telefonu, kiedy pisał sms-y do Harrego, oraz miarowe tykanie zegara. Niall rozłożył się na podłodze pod ścianą, a ja siedziałam skulona na fotelu. I wtedy Niall poderwał się z podłogi, zrzucając przy tym tam swoją bluzę, po czym usiadł na kanapie naprzeciwko mnie.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
Chłopak zebrał karty i zaczął je tasować. Rozdzielił je pomiędzy nas dwoje.
- Graj ze mną - powiedział.
Nie usłyszałam żadnej zdradzającej nuty w jego głosie, a emocje nie dotknęły jego niebieskich tęczówek.
Louis w jednej tysięcznej sekundy skierował swój wzrok na nas.
Wzięłam ze stolika swoją część kart.
Zagraliśmy kilka razy i za każdym przegrałam. No dobra, raz wygrałam, ale co to jest jeden raz do jakichś dziesięciu?
- Gramy jeszcze raz? - zapytał.
Skinęłam głową.
- Dawaj.

Wygrałam. Uśmiechnęłam się. Naprawdę. Naprawdę się uśmiechnęłam.
Złapał moje spojrzenie. Przypomniała mi się wczorajsza noc. Patrzył na mnie w ten sam sposób.
- Możemy przestać się kłócić? - spytał nagle, przygryzając przy tym wargę.
Nigdy, przenigdy nie spodziewałabym się, że takie pytanie padnie z jego ust.
- Um. My... w zasadzie to... czemu nie...
Dokładnie słyszałam przyspieszony oddech Louisa.
Niall się uśmiechnął.
- Ale niczego nie obiecuję - dopowiedziałam.

_______________________________________________________________________
Cześć kotki. Tak, wiem, coś mi ostatnio nie idzie pisanie. :( Wydaje mi się, że ten rozdział to tragedia.
Proszę, wyraźcie swoją opinię na temat tego rozdziału, abym mogła się do Was dostosować.
Za ewentualne błędy przepraszam. xoxo

czytasz=skomentuj

Turkusowa


piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział dziesiąty. 'Drogi pamiętniku, jego oczy są koloru oceanu.'

- Chcę wrócić do domu - wyszeptałam, kiedy nadal trwaliśmy w uścisku.
- Nie, najpierw muszę załatwić coś z Louisem.
Wzdrygnęłam się i momentalnie wstałam.
Zaczęłam kręcić przecząco głową.
- Nie masz w tej kwestii nic do powiedzenia - powiedział twardo.

Ludzie patrzyli na nas z ukosa, kiedy tak szliśmy - ja w samej sukience, bez butów (które gdzieś zgubiłam) z lekko czerwonymi ramionami przez ręce Nialla i on cały we krwi. Chciałam niezauważalnie mu się wymknąć i iść do domu, ale zorientował się, złapał mnie za przedramię i pociągnął mnie w kierunku swojego mieszkania, skąd nadal dudniła muzyka.
Niall wwlókł mnie za sobą do domu. Wszyscy skupili swoją uwagę na nas. Wyraźnie się tego nie spodziewali.
- Horan, miałeś wrócić z piwem, nie z laską - odezwał się jakiś głos.
Niall nic sobie z tego nie robiąc przeszedł przez pokój i wyciągnął kabel z gniazdka, odcinając tym muzykę.
- Koniec imprezy.
Wszyscy wydali jęk niezadowolenia, jednak po około 15 minutach było już pusto. Zostało tylko kilku chłopaków.
- Niall, co ty wyprawiasz? - spytał wysoki szatyn o intensywnie brązowych oczach.
- Muszę coś z kimś załatwić. Idźcie chłopaki, ale Lou zostaje.
- Spoko, narka - rzucili i wyszli zostawiając naszą trójkę samotnie.
Bałam się co teraz będzie.
- O co chodzi Ni? - spytał Louis.
Niall nie odpowiedział, tylko złapał go za koszulkę i przyparł do ściany.
- Lou, jesteśmy przyjaciółmi, ale teraz to już kurwa przegiąłeś! Załatwiaj swoje sprawy sam!
- O-o co ci chodzi? - spytał speszony Louis.
- O Jamesa i Hougha!
- Cholera... - zaklął szatyn.
- Louis, to jest dziewczyna, ona sobie nie poradzi, my tak, bo jesteśmy facetami, ale to jest tylko mała, krucha dziewczyna! - przewrócił Louisa.
- Niall, przestań! - wrzasnęłam i do nich podbiegłam.
- Ashley, nie wpierdalaj się teraz! - warknął.
- Zostaw go, to nie jest jego wina - do oczu napłynęły mi łzy.
- Na pewno?! Nie rozwiązał sam swoich spraw, czy do ciebie jeszcze nie dotarło, że oni mogli cię zabić?! - kopnął go w udo.
- Niall, nie rób tego! - krzyknęłam i próbowałam odciągnąć go od niego.
Louis wstał.
- Hej, hej, hej, Niall, ja nie wiedziałem, że oni wiedzą o Ashley... - zrobił unik, kiedy Niall próbował przywalić mu w nos.
- Nie obchodzi mnie to.
- Niall! - złapałam go za nadgarstki i próbowałam sprowokować, aby na mnie spojrzał.
To są chwile, kiedy trzeba bronić swojego. Jeśli nic nie zrobię, to on może go nawet zabić.
- Proszę cię.
- Zamknij się - warknął i wyrwał swoje ręce z mojego uścisku.
Ani razu od początku nie spojrzał na mnie.
Wstrzymałam oddech, kiedy zobaczyłam, jak jego pięść ląduje na twarzy Louisa. Nie mogłam na to patrzeć.
- Niall, do cholery, uspokój się - warknął Louis, ale nadal wydawał się być nieprzejęty tym, że jego policzek jest cały czerwony, a z nosa pociekła mu krew.
Tym razem druga pięść Nialla wylądowała na jego policzku - dla odmiany lewym.
Płakałam coraz mocniej, zaczęłam wręcz dławić się łzami.
Cholera, cholera, cholera.
Co ja mam teraz zrobić?
Jestem za niska, chuda, mała, wątła...
Nie dam rady postawić się facetowi.
- Czy ty możesz przestać dramatyzować?! - tym razem odwrócił swoją uwagę od Louisa i spojrzał na mnie wrogo, zaciskając ręce w pięści. - Co ci do cholery jest, ciągle tylko byś beczała! Jakoś nigdy wcześniej tego nie robiłaś!
Teraz albo nigdy. Raz się żyje.
- Bo nie chciałam wychodzić na słabą. Dawać ci tej satysfakcji. Tyle razy próbowałeś mnie złamać i za każdym razem ci się to kurwa udało! Ale ja nie dałam tego po sobie poznać. To przez ciebie kurwa, ciebie płakałam całymi nocami! Próbowałeś zrobić ze mnie gówno, upokarzałeś mnie, ale znalazłam w sobie jeszcze odrobinę siły, aby nie rozpłakać się przed tobą! Nie dałam się poniżyć. I teraz, gdyby nie ci ludzie i to, że chcesz zrobić Louisowi krzywdę, prawdopodobnie moje policzki byłyby suche!
- Zawsze grałaś i nie musiałaś mi tego wcale mówić! Nie jestem ślepy!
- Chyba jednak jesteś! Jesteś ślepy na ludzkie uczucia! Nie obchodzi cię, czy kogoś zranisz czy nie! Ty po prostu mówisz to co przyjdzie ci na język, nie myśląc o konsekwencjach!
- Życie z myślą o konsekwencjach jest dla niewolników. Ja się na to nie piszę! Ale komu ja to mówię, przecież ty nie wiesz co to 'ryzyko'.
Jego słowa z jednej strony trochę raniły. Ale z drugiej byłam zadowolona, że odwrócił swoją uwagę od Louisa.
A ten biedak tymczasem leżał na podłodze i chyba był nie do końca świadom, co się wkoło niego rozgrywa.
Musiał mocno oberwać od Nialla.
- Doprawdy? Wielu rzeczy o mnie nie wiesz i próbujesz mnie oceniać!
- Bo się do wszystkiego wtrącasz!
- To nie jest powód! Jesteś pieprzonym egoistą!
- Jesteś okropna! Nie prosiłem o powtórkę z rozrywki! Ty umiesz się ze mną tylko kłócić!
- Masz rację! Umiemy się tylko kłócić! Ja wychodzę - obróciłam się na pięcie, ale zostałam zatrzymana przez silne ramię.
- Nigdzie sama nie idziesz!
- Nie mam zamiaru robić czegoś, co ty mi każesz!
- Jesteś chora psychicznie? Dopiero chcieli cię zabić, a ty masz zamiar iść do domu sama!?
- Nie jestem dzieckiem, Horan! Od twojego domu do mojego tylko kilkanaście metrów, ogarnij się!
- Nie! Nie idziesz sama i koniec!
- Zdecyduj się palancie! Zdecyduj się, czy mnie nienawidzisz czy się o mnie troszczysz!
Ok, to zabrzmiało... dziwnie.
Nic nie odpowiedział.
Widziałam jak zaciska zęby, a jego mięśnie się napinają pod materiałem czarnej koszulki.
- Nie pogrywaj sobie ze mną!
- A co, uderzysz mnie?! Ty niczego innego nie umiesz, prawda? Tylko rozwiązywać konflikty przemocą i raniąc słowami!
Spojrzałam w dół.
Gdzie jest Louis!?
Niall powędrował wzrokiem za moim.
- Kurwa gdzie on jest? - wymruczał niezadowolony. - Dobra, znajdę go później. Odprowadzę cię - powiedział cicho, unikając mojego wzroku.
Nie odezwałam się, tylko ruszyłam w stronę drzwi. Poszedł za mną. Nacisnęłam na klamkę i ruszyłam do przodu, jednak o czymś sobie przypomniałam, więc energicznie się obróciłam, przez co wpadłam na blondyna. Spuściłam wzrok i go wyminęłam.
- Dokąd idziesz? - spytał zniecierpliwiony.
- Ubrudziłeś mnie rękoma. Nie chcę, żeby babcia przeprowadzała ze mną wywiad. Gdzie jest łazienka?
- Po schodach i na prawo.
Pobiegłam na górę i zamknęłam się w łazience. Odkręciłam kran i zaczęłam zmywać krew ze swoich ramion. Wspomnienie tego uścisku wywołało we mnie wstrząs obrzydzenia. On jest okropny.
Jak ja się pokażę dziadkom? Mam doły pod (czerwonymi) oczami, potargane włosy i sukienkę rozdartą z jednej strony. Zmyłam z polików zaschły tusz, który dawno spłynął z moimi łzami.
Wytarłam ramiona i twarz ręcznikiem, i powoli opuściłam łazienkę.
- Możemy iść - oznajmiłam, kiedy znalazłam się na dole.

Nie odzywaliśmy się do siebie w drodze do mojego domu. Dobrze, że to tak blisko, w innym wypadku nie zgodziłabym się, żeby mnie odprowadzał. Stanęłam pod drzwiami mojego domu. Patrzył mi w oczy. Zobaczyłam w nich coś nowego. Coś dzikiego. Tylko nie wiem, czy w pozytywnym, czy raczej negatywnym sensie tego słowa. Nadal patrząc mu w oczy przekręciłam klucz w drzwiach. Nie odrywałam wzroku od jego tęczówek, bo było w nich dzisiaj coś hipnotyzującego. To przeszywające spojrzenie... ono... było... całkiem ok. Całkiem przyjemne. Jakby tu i teraz stał przede mną inny Niall. Nie ten, który zawsze mnie ranił. Jakby nasza przeszłość wyglądała inaczej. Lepiej.
Czemu nadal tak stoimy i gapimy się na siebie?
I... co by się wydarzyło teraz, gdyby rzeczy z przeszłości nigdy się nie wydarzyły?
Ashley, stój, nawet byś z nim tu teraz nie stała, gdyby nie było przeszłości.
Chyba.
Zamrugałam kilkakrotnie i nadal nie odrywając oczu od jego uchyliłam drzwi, po czym za nimi zniknęłam.
Uff. To było... bardzo dziwne.

Poszłam do pokoju i spojrzałam na zegarek. Po 12:00. Otworzyłam pamiętnik. Nie napisałam o ludziach, którzy chcieli mnie zabić, o kłótniach, które odbyłam dzisiaj z Niallem. Skupiłam się tylko na jednym.

Drogi pamiętniku,
Jego oczy są koloru oceanu. Chociaż... może to złe określenie. Takie błahe, nudne, oczywiste. Jego oczy są jak... Jak niebo w letni poranek. Jak napój dodawany do drinków. Jak krajobraz w Arktyce. Lub jak niezapominajki. Jeden z kolorów tęczy. Błękitne.

___________________________________________________________________
Cześć misie, jak rozdział? Bo według mnie szału nie ma.
Nie podoba mi się ten rozdział. Ale czekam na Wasze opinie.

Czytasz = skomentuj!

Turkusowa