wtorek, 11 października 2016

Prolog II

Czasami ludzie gubią się w uczuciach, mylą się co do nich, może nigdy nie mieli z niektórymi styczności. I mimo, że wcześniej nie miałam do czynienia z tym, byłam przekonana co do moich emocji, umiałam znaleźć odpowiednie słowo, by to nazwać. Miłość. Jednak nie ważne jak bardzo pewna byłam wszystkich tych rzeczy, wiedziałam, że w którymś momencie dużo się zmieni. I że potem nic nie obliguje losu, by cokolwiek wróciło do normy. Aczkolwiek życie lubi płatać figle.

W zwartym tłumie opuściłam teren szkoły. Ludzie przepychali się między sobą, pragnąc jedynie zrzucić odświętne stroje i w końcu, po długich dziesięciu miesiącach wyczekiwań, nareszcie posmakować wakacji. Podążyłam za grupą kierującą się do najbliższej stacji metra, myślami będąc już w domu. No dobrze, tak właściwie to nie tyle w domu, co w Mullingar.
Po dotarciu do mojego pokoju, w trybie natychmiastowym rzuciłam się do walizek, które od tygodnia leżały otwarte na podłodze, a z dnia na dzień poziom ich wypełnienia się podwyższał. Zapakowałam strój kąpielowy, prostownicę, adidasy i piżamę. Zaczęłam wybierać kosmetyki, które mi się przydadzą. Zdjęłam z półki moją ulubioną książkę oraz nową, którą kupiłam przed tygodniem. Poszłam do sklepu po jakiś prowiant i słodycze na drogę, a zanim moja rodzicielka wróciła z pracy byłam już gotowa. Mieliśmy całą trójką (ja, mama i George) jechać nocnym pociągiem. Dziadkowie musieli w końcu poznać wybranka mamy, z kolei oni chcieli zaprosić dziadków na ślub.

Tylko Lou wiedział, że przyjeżdżam. Oczywiście powiedział Harry'emu. Jednak chłopcy mieli pojawić się w Mullingar dopiero za dwa tygodnie, kiedy pozaliczają wszystkie egzaminy.
Ze Stephenem czasem wymieniałam się smsami, z Liamem wiadomościami na facebooku, a Zayn był typem człowieka, który uwielbiał pisać maile. Dla nich miała to być jednak niespodzianka.


Pozostawał jeszcze Niall. No więc Niall... Tu sprawy nieco bardziej się komplikowały. Ostatnimi czasy nasz kontakt się pogorszył, choć na początku wszystko się układało. To chyba przez natłok obowiązków... Spotkaliśmy się raz w październiku, ale potem, kawałek po kawałku nasza relacja zaczęła pękać i żadne z nas nie chciało tego przyznać. Chłopak znalazł jakąś pracę, poza tym miał szkołę i egzaminy. Ja również próbowałam wyciągnąć oceny jak najwyżej, a w weekendy pomagałam mamie w salonie, chociaż moje plany na przyszłość były nieco inne niż kosmetologia. Jakimś cudem zbliżyło nas to do siebie, choć nadal istniało między nami całe morze tematów tabu. Brak czasu sprawił jednak, że między mną a chłopakiem zaczął odbudowywać się mur, który oddzielał nas do tego stopnia, że chwilami czułam, jakby brakowało mi powietrza. Rozmyło się zaufanie i wspólne tematy rozmów, a może po prostu oboje uznaliśmy, że ubiegłe wakacje były snem, letargiem, amokiem. Tak czy inaczej wiedziałam jedno. Chciałam by wszystko znów wróciło do punktu, w którym się zaczęło, nie tyle po to, by zrobić coś inaczej, a żeby w końcu poczuć się tak, jakbym śniła, latała, dryfowała, zawieszona w pięknej przestrzeni między krainą marzeń a jawą, czyli po prostu w ramionach chłopaka, którego pokochałam. A wydawało się, jakby ten chłopak już nie istniał, jakbym go sobie zmyśliła, jakby zniknął tego samego dnia, gdy wsiadłam do auta. Była to dość smutna perspektywa, ale tak po prostu wyglądało moje życie. Najważniejsi ludzie zawsze z niego odchodzili i zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Ale tak bardzo próbowałam wmówić sobie, że mój Niall nie zniknął, że spokojnie żyje sobie w Mullingar, chodzi do szkoły, popołudniami pracuje, a w nocy patrzy na miliony gwiazd i wraca myślami do niezapomnianego sierpnia, kiedy to wszystko jakoś działało. Jednak on to nie ja, i mimo, że chłopak jest dość wrażliwy, istnieje widoczna granica pomiędzy uczuciami kobiet i mężczyzn. I owszem, byliśmy niczym. Nigdy nie byliśmy w związku, bo chyba nawet żadne z nas nie miało takiej potrzeby. Ale oboje żywiliśmy jakieś uczucia, tego jestem pewna. Ale czy nadal tak było z jego strony...?
Ocknęłam się z moich rozmyślań, kiedy poczułam słoną łzę w kąciku moich ust. Szybko ją otarłam, nie pozwalając sobie na chwilę słabości. Miłość to nie wszystko. O ile to w ogóle była...
- Oh, no wreszcie, już zaczynałam się martwić! - Nagle przed moim nosem znalazła się mama. Zmarszczyłam brwi. - Od jakichś dwudziestu minut pozostawałaś w stanie katatonii, gapiąc się w okno.
Kuchenne okno. U babci oznaczałoby to widok na zielone podwórko, utkane kwiatami o wymyślnych kształtach i kolorach. W Longford jednak, jedyne na co miałam widok z każdego okna, to zabudowa miejska, oglądana z perspektywy czwartego piętra. Cholerni biznesmeni. Chociaż facet mamy musiał naprawdę ją kochać, pozwalając jej się tu wprowadzić razem z nastoletnią córką, czasami wyglądającą jakby miała kogoś zabić.
- Kiedy wraca George? - zapytałam.
- Za piętnaście minut. Lepiej się szykuj.
Jak na komendę poderwałam się ze swojego miejsca, podążając do pokoju, w celu spakowania ostatniej, najważniejszej rzeczy. Rozpięłam plecak i upchnęłam w nim najbardziej lojalnego przyjaciela - pamiętnik.

___________________________________________________________________________
W zasadzie nie wiem czemu publikuję to właśnie teraz, czyli o 00:35, w nocy z poniedziałku na wtorek. Prawdopodobnie dlatego, że zbierałam się już dłuższy czas, a jednak zawsze to obowiązki rozporządzały moim czasem. Nie będę nikogo informować o tym rozdziale - zbieram nową publikę. Mam nadzieję, że nie gniewacie się, iż trwało to tak długo. Enjoy!