czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział dwudziesty trzeci. 'Wielkim haustem tlenu...'

BYŁOBY DOBRZE, BYŚCIE PRZECZYTALI NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM


Krawędź. Uważaj! Przepaść jest blisko. Jeśli teraz spadniesz, już nigdy się nie obudzisz. Musisz być silna, musisz wytrzymać. Nie możesz przegrać tej walki. Lecz jeśli zawiedziesz... Otchłań czeka. Wieczność czeka. Jeszcze jeden, mały krok...

- Aaaaa! - krzyknęłam, po czym upadlam na zimną podłogę. Chwila, co?
Podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Co się stało? - Blondyn nagle się poruszył, wyraźnie wyrwany ze snu, na razie nieświadomy co się wydarzyło.
- Umm, no więc: przyśnił mi się jakiś koszmar i spadłam z urwis- znaczy się, z łóżka. - Potarłam oczy dłońmi.
- Często ci się to zdarza? - Mruknął, wyciągając do mnie spod kołdry rękę, bym mogła wreszcie podnieść się z podłogi.
- Nie... - Uciekłam od niego wzrokiem. - Powiesz mi, która jest godzina.
- Telefon gdzieś tu leży, sprawdź sobie - odparł, naciągając na siebie pościel, cały czas mając zamknięte oczy.
Rozejrzałam się dookoła, aż w końcu znalazłam komórkę leżącą koło jego głowy, wsuniętą pod poduszkę. 9:11. Usiadłam, opierając się plecami o ścianę. Nie chciało mi się spać, więc po prostu zaczęłam rozglądać się po pokoju. Ciemnozielone ściany, małe biurko w kącie, na którym leżały jakieś kabelki, wyglądające na ładowarkę i coś jeszcze plus laptop, fotel na kółkach z rzuconymi na niego kilkoma koszulkami, szafa i kilka mniejszych szafek, a oprócz tego jedno, w miarę spore okno od strony wschodu i to łóżko, które już, hm, znałam. W końcu moja czynność mi się znudziła, więc po prostu patrzyłam na Nialla. Oddychał powoli, a jego rzęsy były równo położone na zarumienionych policzkach. Byłam w stu procentach pewna, że śpi, kiedy niespodziewanie otworzył oczy i spojrzał prosto w moje.
- To trochę krępujące, wiesz? Czuję na sobie twój wzrok. - Zamrugał.
- Em. - Więcej nie powiedziałam, jedynie zaczęłam bawić się swoimi palcami.
- Nieważne. - Wygramolił się z łóżka. - Jesteś głodna?
- Nie bardzo.
- Jesteś chuda.
- Co za trafne spostrzeżenie. - Wywróciłam oczami.
- Na pewno nie jesteś głodna? - Spojrzał na mnie przenikliwie.
- Nie.
- Czekam na dole. Jesteś wegetarianką, weganką, coś?
- Uh, nie.
Czy on musi być kolejną osobą, która ma zamiar wmuszać we mnie jedzenie?
Oparłam czoło na dłoniach, przez co całą moją twarz zakryła czarna kaskada włosów. Czułam, jak obok mnie łóżko znowu się ugina.
- Chodzi o mamę? - Usłyszałam.
- Możemy pogadać o tym później?
Westchnął, po czym wstał i zaczął szukać czegoś w szufladzie. Wyjął z niej jakieś ubrania.
- Chcesz się przebrać? - zapytał.
- Nie, to może być. Um, Niall?
- Taak? - Odwrócił się, będąc w drzwiach.
- Masz jakąś wolną szczoteczkę do zębów?
- Mam. Czasem nocuje u mnie Zayn, a on zazwyczaj zapomina wielu potrzebnych rzeczy.
Pokiwałam głową. Potrafiłam sobie to wyobrazić.
- Przygotuję ci wszystko. A, i dzisiaj skorzystaj z łazienki na piętrze. A teraz narka - powiedział, po czym wyszedł.
Schowałam twarz w pościel, pachnącą męskim żelem pod prysznic. Zaczęłam płakać. Muszę być silna, a przynajmniej powinnam, ale wszystko zwala mi się na głowę w najmniej odpowiednim momencie. A może to jest właśnie najlepszy moment? Może to moja ostatnia szansa, by wreszcie móc powiedzieć 'start' nowemu życiu? Jak to szło? 'Żadna rzecz nie dzieje się bez powodu'. A może ja tylko zwariowałam?


Umyłam się, związałam włosy w kucyka i weszłam do kuchni, przy okazji potykając się o za długie nogawki dresów Nialla, które niestety zjechały mi lekko z bioder. Usłyszałam cichy śmiech i podniosłam gniewne spojrzenie na chłopaka, który udawał, że szuka czegoś w lodówce.
- Ha, ha, ha. Od kiedy ty tyle się śmiejesz?
- Odkąd po tym domu chodzi drobna dziewczyna, w moich za dużych spodniach i wielkim T-shircie, która ciągle się potyka o za długie nogawki?
- Zapomnij. - Pokręciłam głową w akcie rezygnacji. - Mogę cię o coś zapytać?
- Zależy.
- Nie ma kogoś, komu moja obecność mogłaby przeszkadzać? - spytałam niepewnie.
- Jeśli masz na myśli moich rodziców, to już ci o nich mówiłem - odparł chłodno.
- Nie, chodzi bardziej o... Czemu marnujesz na mnie czas, skoro po prostu mógłbyś odesłać mnie z powrotem do domu i znaleźć sobie po prostu jakąś łatwą dzie-
- Czy ja ci wyglądam na męską prostytutkę? - warknął, opierając ręce na blacie stołu, wyraźnie górując nade mną swoim wzrostem, zwłaszcza, że stał - a ja siedziałam.
Spojrzałam w dół.
- Naprawdę mnie za takiego uważasz?
- Nie wiem? - odparłam cicho.
Chyba miał zamiar powiedzieć jeszcze coś niemiłego, ale wyraźnie sobie odpuścił.
- Nie jestem taki. Nie śpię z kim popadnie. - Jego głos był teraz spokojniejszy.
Oh.
Zaległa cisza, więc wrócił do szperania w lodówce. Jednak pewna rzecz nadal nie dawała mi spokoju, bo moje pytanie nie było zakończone.
- Co z twoją babcią?
- Z jaką babcią? - Znów się do nie odwrócił, unosząc jedną brew do góry.
- No wiesz, słyszałam, że nasze babcie to przyjaciółki. Nie wiem, może coś pomyliłam. - Zaczynałam wątpić w swoje słowa i coraz mniej ufać swej pamięci.
- Była tu w pierwszym tygodniu wakacji, ale już pojechała.
- Aha. - Tym krótkim słowem ucięłam naszą konwersację, bo gdyby dalej ją ciągnąć, to nie wróżyłabym dobrego zakończenia.
- Szlag by to trafił - szepnął Horan sam do siebie.
- Hm? - Wstałam ze swojego miejsca i podeszłam do niego.
- Nikt tu dawno nie robił zakupów. Wydaje się, że mamy tylko mleko, płatki i jakieś parówki, co ty na to?
- Mogą być płatki. Bo wiesz, łączenie mleka i kiełbasek nie wydaje się najlepszym wyjściem...
- Jasne.
Zauważyłam znaczną różnicę w jego zachowaniu teraz, a jeszcze dziesięć minut temu. Jego szczęka ani plecy nie były już napięte, głos zrobił się bardziej opanowany. Pomimo to, zapowiadał się długi poranek.


- Cholera - wymamrotałam, potykając się już czwarty raz tego dnia. Co ciekawe, nie dochodziła nawet dwunasta.
- Po prostu je podwiń.
- To i tak nic nie daje.
- Jak tam chcesz, ja przynajmniej mam się z czego pośmiać.
- Nie mam nastroju do żartów - burknęłam.
- Może kawa na mieście poprawi ci humor?
- Nie lubię kawy, a przynajmniej nie na co dzień.
- Herbata?
- Hmm, mów dalej.
- Wiesz gdzie jest 'Wh@'?
Już miałam powiedzieć: 'Nie chcę nigdzie z tobą iść', ale uświadomiłam sobie, że pozwolił mi u siebie przenocować i starał się być cały czas miły, więc po prostu ugryzłam się w język.
- Mniej więcej.
- Dobra. Więc teraz pójdziesz do domu, ubierzesz się w coś, w czym się nie zabijesz, pójdziemy tam, a ty spróbujesz szerzej wytłumaczyć mi sytuację ze swoją mamą, zgoda?
- Ee...
- Ashley? - ponaglił mnie zniecierpliwiony.
- No dobra. Za 15 minut będę z powrotem.
- Okej.


***


- Nie było cię u Louisa. - Słowa, które usłyszałam od razu, gdy przekroczyłam próg domu.
Wypuściłam powietrze.
- Twój telefon dzwonił jakieś sto razy, aż w końcu Louis sam tu przyjechał.
Japierdolęjapierdolęjapierdolęjapierdolęęęęęę.
- I?
- Wiem też, że byłaś u Nialla.
- Co? - spytałam zdezorientowana, bo niby skąd miałaby to wiedzieć?
- Louis zadzwonił do niego spytać, czy przypadkiem cię tam nie poniosło.
- I... jesteś zła?
- Ujmę to tak: wiem, że jesteś młoda, niezdecydowana i nawet nie powinnaś taka być, ale cóż, chłopcy zaczynają się już za tobą oglądać, a ty zamiast robić złudną nadzieję dwójce, może trójce, powinnaś wreszcie się zdecydować, kogo naprawdę lubisz. Nie można mieć wszystkiego, można mieć albo jedno, albo drugie. I jeszcze raz powtórzę: niedługo kończysz siedemnaście lat i nawet nie powinnaś decydować o chłopakach, powinnaś zająć się nauką, ale teraz są wakacje, nie wiem.
Myślałam, że będzie zła o to, że spędziłam noc w innym miejscu niż jej powiedziałam, a ona tak po prostu... Ugh. I to był moment, w którym nie wytrzymałam. 
- Przestań tak mówić! Nie wiesz niczego, oceniasz książkę po okładce, a to przecież ty uczyłaś mnie tego, by tak nie robić! Louis i Harry to geje! Chciałaś? - Proszę. A z Niallem nienawidziliśmy się od pierwszego dnia, kiedy tylko się poznaliśmy! Co jeszcze? Często płaczę, a oprócz tego przechodziłam anoreksję. A teraz przepraszam, ale muszę się przebrać - powiedziałam ze łzami w oczach, kierując się w stronę swojego pokoju.

Niepewnie podeszłam do staruszki, kiedy podrzemywała w ogrodzie. Właśnie skończyłam się szykować.
- Hej - powiedziałam cicho, lecz babcia uchyliła oczy i na mnie spojrzała.
- Hej - odparła.
- Um, wiesz, obiecałam Niallowi, że pójdę z nim do kawiarni i... - urwałam, czekając aż domyśli się reszty.
- Idź.
- Dziękuję. 
- Tylko wróć zanim zapadnie zmrok.
- Obiecuję - krzyknęłam będąc już kilka metrów od niej.

***


- Wiesz co dokucza mi najbardziej? Fakt, że dowiedziałam się o tym od dziadków. Nie miała nawet czasu do mnie zadzwonić. Dzwoni tylko po to, by mnie opieprzyć. Nigdy więcej. Zostałam odrzucona przez ojca, zostałam odrzucona przez matkę... A, czekaj, ty nic nie wiesz... chyba.
- Nie wiem. Ale rozumiem.
- Wiesz, denerwuje mnie już fakt, że ciągle coś zatajasz - wyznałam.
- Po prostu przywyknij. Nie jestem typem człowieka, który się przed tobą otworzy. Choć moje poprzednie zdanie to już jakiś rodzaj otwartości, czyli chyba za dużo jak na jeden dzień.
Fuknęłam. Nie chciałam już tu siedzieć. Chciałam wracać do domu.
- Ja już dłużej nie zniosę zatajania wszystkiego, rozumiesz? Przez całe życie ktoś coś przede mną zatajał, dobra, może nikt niczego nie zatajał, jak miałam pięć lat, ale nie miałam pięciu lat wiecznie. I widzisz, do czego to doprowadziło? W praktyce nie mam taty, a mama... ugh - urwałam, wstałam z miejsca i miałam zamiar odejść, ale Niall też wstał, złapał mnie za przedramię i przyciągnął do siebie. Moja twarz wbiła się w jego klatkę piersiową. Zacisnął mocno ramiona na moich plecach, tak, że nie mogłabym się mu wymsknąć.
Dusiłam się tą nagłą bliskością, ale zarazem stała się ona wielkim haustem tlenu, jakiego zaczerpnęłam. Paradoks. Tego właśnie chciałeś mnie nauczyć, tatusiu? Jesteś z siebie dumny? Nic już nie wiem.
I co z tego, że dookoła byli ludzie. Osoby, które zapewne patrzyły. Miałam ich wszystkich w dupie. 
- Ashley, spokojnie. Usiądź jeszcze na chwilę.
Byłam naprawdę wściekła, miałam wrażenie, że zaraz zacznę w tym samym czasie krzyczeć i płakać, lecz mimo to usiadłam.
- Chodzi o to... Nie ważne jak bardzo bym się starał, ja po prostu nie potrafię się otworzyć przed niektórymi ludźmi. Nie umiem mówić o swoich uczuciach, może kiedyś dowiesz się dlaczego. Ale nie teraz. Nie obraź się teraz, ale musisz nauczyć się, że świat nie kręci się wyłącznie wokół ciebie, Ash.
- Wiem. To kłopoty się wkoło mnie kręcą.
- Weź wreszcie zaufaj ludziom.
- Tobie też? Przecież przez tyle lat mnie krzywdziłeś. Zaufanie nie przychodzi ot tak. - Pstryknęłam.
Nie odpowiedział.
Z uwagą wpatrzyłam się w dno filiżanki, bo nie miałam pojęcia, co teraz.
- Posłuchaj. Słuchasz?
- Mhm. - Oderwałam wzrok od naczynia, by móc przylepić go do jego twarzy.
- Odczuwasz tak, jak postrzegasz świat. Tak naprawdę twoje wyobrażenie jest wyolbrzymione. Wielu problemów już dawno się pozbyłaś, ale ciągle o nich myślisz i to cię obciąża. Nawet nie zauważyłaś, że wcale nie jest tak źle, że większość złego już za tobą. Ale jeśli chcesz zmienić swoje życie, musisz zmienić też myśli.
W tej chwili tylko na niego patrzyłam. Nigdy nie pomyślałabym, że ten chłopak może być tak inteligentny.
- Ashley? - Zamachał mi ręką przed oczyma, a wtedy zorientowałam się, że moje usta są uchylone a brwi ściągnięte. - Wracamy?
Potaknęłam.

***

Z początku szliśmy w ciszy, słuchając tylko tupotu naszych butów odbijających się od podłoża i aut, które tędy przejeżdżały. Spytałam go o telefon od Lou i rzeczywiście dzwonił, kiedy poszłam wziąć prysznic. I znów było cicho.
A potem ni stąd ni zowąd rzuciłam:
- Chciałabym móc zmienić przeszłość.
- Wiesz, nadal pamiętam dzień, kiedy się poznaliśmy - wyznał Niall, po dłuższej ciszy.


- Tatusiu, gdzie idziemy? - Spojrzałam w górę, by zobaczyć twarz mojego tatusia, który trzymał mnie za rączkę.
- Do baru, kochanie. Tam, gdzie jest w kąciku stoliczek, kredki. Usiądziesz tam i zaczekasz na mnie, dobrze? - Twarz rodzica rozjaśnił uśmiech, lecz coś było nie tak z jego oczami.
Pokiwałam energicznie głową, podekscytowana pomysłem malowania, a w mojej głowie pojawił się obraz dużego, żółtego i uśmiechniętego zajączka. Zaczęłam podskakiwać.
Przekroczyliśmy próg baru, znajdującego się zaledwie w następnej uliczce. Patrzyłam na stoliki, przy których siedziały rodziny i wesoło rozmawiały. Tatuś usiadł na bardzo wysokim krzesełku i zaczął mówić coś do pani w brzydkim fartuszku w czerwone paski.
- Jedno piwo i hm... Ashley, chcesz coś do jedzenia?
Pokręciłam głową.
- Do picia?
- Może być soczek pomarańczowyyyy!
- Piwo i sok pomarańczowy w kartoniku.
Skończyłam swój napój, po czym zaczęłam skakać po płytkach tak, aby nie nadepnąć na żadną linię.
- Ash, chodź do mnie. - Tatuś wyciągnął rączkę, więc podbiegłam do niego.
Jednak zaraz potem usłyszałam dzwoneczek, zawieszony na drzwiach. To znaczyło, że ktoś się pojawił. Zerknęłam w tamtą stronę.
- Bobby! - Usłyszałam tatusia.
Spojrzałam na wysokiego pana, który uścisnął dłoń mojego taty. Dopiero kilka chwil później zauważyłam kogoś, kto stał za nim.
- To jest Ashley, prawda? - spytał ten pan i pochylił się nade mną. - Poznaj Nialla. - Odwrócił się i wypchnął zza swoich pleców chłopca o brązowych włosach. Nic nie powiedział. Dziwny był ten chłopiec.
- Pójdźcie się pobawić. - Tatuś wskazał na stoliczek z kredkami, o których wcześniej wspominał.
Tak więc zostaliśmy tam zaprowadzeni i usadzeni na plastikowych krzesełkach.
Tatuś i pan odeszli do baru, a wtedy chłopiec do mnie podszedł.
- Nie lubię cię. - Wystawił mi język, a jego zęby były krzywe.
- Nie, to ja ciebie nie lubię! - Zatupałam, też wstając.
- Dziewczyny są głupieeeeeeee!
- Chłopaki są.. są... głupsiiiii!
- Spadaj!
- Idź się zbadaj! - Teraz to ja wytknęłam do niego język.
- Jesteś głupia!
- A ty brzydki!
- Wcale że nie!
- Wcale że tak!
- Dzieci, co się tutaj dzieje? - Ten straszny pan znowu się pojawił.
- Nic - zaseplenił Niall.
Wydęłam dolną wargę i zmrużyłam oczy.
- Niall, bądź grzeczny. - Pan pogroził mu palcem i odszedł.
Wtedy chłopak pociągnął za mojego warkoczyka, ściągając z niego różową kokardkę.
- To moje!
- Różowy to najbrzydsiejszy kolor!
Chciałam mu odpowiedzieć, ale obok mnie stanął tatuś.
- Idziemy, kochanie. Pożegnaj się z kolegą.
- On mi zabrał kokardę! - poskarżyłam się.
- Oh, Niall, proszę, oddaj mojej córce ozdobę, nie wolno tak robić. - Tata uśmiechnął się do niego.
Chłopak wyciągnął w moją stronę różowy przedmiot, a ja szybko mu go wyrwałam.
- Ashleeeey? - rzekł tata swoim tonem, którego zawsze używał, gdy czegoś chciał.
- Uh, cześć - powiedziałam najbardziej nieprzyjemnie jak potrafiłam.
- Cześć - odpowiedział tak samo.
Kiedy szłam za rękę z tatusiem i byłam pewna, że nie widzi, odwróciłam głowę w kierunku Nialla i zmarszczyłam nos w akcie złości.


- Byliśmy dziwnyyyyyymi dziećmi. - Wzdrygnęłam się na to wspomnienie.
- Coś jak 'nienawiść od pierwszego wejrzenia' - zażartował Niall, a ja się zaśmiałam, bo naprawdę czułam się komfortowo.
- Szkoda mówić. - Podrapał się po głowie.
- To śmieszne. Większość dzieci poznaje się w przedszkolu, szkole, na placu zabaw, a my, mimo, że mieszkaliśmy na jednej ulicy, spotkaliśmy się w pobliskim barze, gdzie nasi podpici już ojcowie przyszli się znów napić. Ciekawa historia - mruknęłam.
- Oj no weź, przynajmniej jest oryginalnie.
Zapadła cisza, kiedy skręciliśmy w naszą ulicę.
- Niall? - zapytałam niepewnie. To mnie korciło od jakiegoś czasu. Od chwili, gdy powiedział mi o postrzeganiu świata.
- Hm?
- Dziękuję ci za wszystko. A i... nie będę już wywlekała przeszłości. Co było to było. Dzisiaj to dzisiaj, wczorajszy dzień dawno przeminął. Ale muszę sobie wszystko poukładać, wiesz, wszystkie te problemy. Pozbyć się ich. Kiedy będę już gotowa, po prostu przyjdę.
- ...Okej.
A potem znaleźliśmy się pod moją furtką, więc podziękowałam mu za herbatę i po prostu weszłam do domu, po czym złapałam pamiętnik i rozsiadłam się wygodnie na podłodze. 

_____________________________________________________
Hej! Wieeeem, rozdziału strasznie długo nie było, choć w sumie miałam go połowę napisanego już dawno. Musiałam po prostu rozwinąć niektóre wątki i w zamian za długi czas oczekiwania rozdział też jest długawy. Po prostu końcówka półrocza, codziennie kartkówki, sprawdziany, nie nadążam eh, właśnie się wkurzam na zadanie domowe z polskiego dlatego postanowiłam zamiast niego skończyć rozdział ((tak, ja buntowniczka lmao)). Mam wrażenie, że coś pominęłam, ale naprawdę jestem już zmęczona i przepraszam, jeśli odarłam rozdział z 'magii' jeżeli to fanfiction w ogóle jakąkolwiek posiada. I dziękuję że to czytacie + DZIĘKUJĘ WAM BARDZO ZA POMOC W GŁOSOWANIU, BLOG ZAJĄŁ PIERWSZE MIEJSCE JAKO BLOG MIESIĄCA LISTOPAD! WOAH, JESZCZE RAZ WIELKIE DZIĘKI! UWIELBIAM WAS.

Jest jeszcze pewna kwestia. Niektóre osoby piszą, że fanfiction rzeczywiście podobne jest do tdb czy totgi i jeżeli macie takie odczucie, to przepraszam za to. Ogólną fabułę ułożyłam sobie, kiedy wpadłam na pomysł tego ff ((I NIESPODZIANKA, NIESPODZIANKA, PISZĘ JE JUŻ PRAWIE ROK CO JEST... WOW - tak po prostu, bo już sporo wytrwałam i to trochę taki mój osobisty sukces haha)) czyli coś na przełomie lutego i marca. Teenage Dirtbag i The One That Got Away przeczytałam w ubiegłe wakacje, w sierpniu i się zakochałam, ostatnio drugi raz to czytam i cóż, niektóre rzeczy mogą wydawać się podobne, lecz mój zamysł jest inny. A i nie mam zamiaru zmieniać planów co to #SIDff, więc będę pisała to, co sobie ułożyłam, więc jeżeli będzie przeszkadzało wam to, że coś może być podobne, to trudno. Na pewno jest to inna historia.

DZIĘKUJĘ, JEŻELI PRZECZYTALIŚCIE I DZIĘKUJĘ, ŻE W OGÓLE TO CZYTACIE. PRZEPRASZAM ZA WSZELKIE BŁĘDY I PRZEPRASZAM, JEŻELI WAS NIE ZACHWYCIŁAM TYM ROZDZIAŁEM, ALE UWAŻAM, ŻE JEST W SUMIE DOBRY. MIŁO BYŁOBY POZNAĆ WASZĄ OPINIĘ NA TEN TEMAT.