wtorek, 2 września 2014

Rozdział dziewiętnasty. 'Co to jest shippowanie?'

PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!

Nagle przede mną wyrosła ręka, z łatwością zdjęła słoik z półki i mi go podała. Westchnęłam, bo już wiedziałam, kogo mam się spodziewać za sobą. Tylko on ma na wskazującym palcu małą bliznę w kształcie x, która wygląda tak, jakby była tam specjalnie. Powoli się odwróciłam. Niall.

- Siema.
- Czego chcesz?
- Ja? Czy ja-
- Wróciłam! Masz już wszystkooooo...? - Tori wydłużyła ostatnią literę słowa 'wszystko', kiedy zobaczyła przed sobą Nialla. Zrobiła wielkie oczy, patrząc to na mnie, to na niego. I to śmieszne, ale przy nim, nawet ona jakoś zmalała.
- Nie przedstawisz mnie swojej koleżance?
- Nie zasługujesz na to.
- Jak zwykle błyskotliwa - odgryzł się.
- Um, chyba zapomniałam o majonezie. Zaraz wracam - pisnęła Tori, po czym zniknęła za jakimś regałem.
Chłopak przez chwilę na mnie patrzył i powiedział:
- Twoje włosy są inne. Takie wyblakłe. Mógłbym nawet powiedzieć, że jeszcze wczoraj były bardziej czarne.
- Bo, nie wiem czy wiesz, ale jak myje się włosy, to farba się zmywa.
- Wyraźnie masz słabą farbę.
- Proszę cię, co ty możesz o tym wiedzieć.
- Y, nie wiem czy wiesz, ale moje włosy też kiedyś były innego koloru.
- Uh, naprawdę? Nie wiedziałam, bo nigdy wcześniej nie widziałam cię na oczy. Hm, to by było w sumie dobre. Czego ty tak w ogóle chcesz? Zemścić się za wczoraj?
- Pogadać. - Wbił wzrok w moje niebieskie oczy.
- O czym?
- O pogodzie?- powiedział sarkastycznie 
- Proszę cię...
- Musimy pogadać.
- Nie mam ochoty. - Wyminęłam go i poszłam szukać Victorii.
Więcej się na niego nie natknęłam, na całe szczęście.

***

Po południu leżałyśmy z Tori pod kocem, na kanapie w salonie, z gorącą czekoladą (z różnymi słodkościami typu bita śmietana, cynamon, pianki). Trochę rozmawiałyśmy, oglądając naraz stare odcinki kreskówki 'Scooby Doo', które zawsze oglądałyśmy w dzieciństwie, chociaż ciotka Rose nie była zachwycona pomysłem Victorii oglądającej te, jak to określiła 'niczego nie uczące bajki'. Ale one uczyły. To właśnie 'Scooby Doo' nauczyło mnie, że pod maską potwora zawsze kryje się człowiek. To właśnie ta bajka nauczyła mnie, aby nie ufać ludziom, bo mogą okazać się fałszywi.
I moje myśli znów pofrunęły do Nialla. On jest takim potworem. On od najmłodszych lat mnie niszczył. Wczoraj mu to wygarnęłam. Wreszcie, po dziesięciu, czy więcej latach. A o co mu dzisiaj chodziło? Pewnie o to, żeby znów zmieszać mnie z błotem.
- Ashley? Halo? Jesteś?
- Um, sorry, o co chodzi?
- Pytałam, czy masz twittera. I wiedz, że jesteś pierwszą osobą, którą znam i o to pytam.
- Miałam, ale dopóki ludzie tam też nie przestali mnie szanować. Wiesz, kiedyś tam było inaczej. Rozumieli mnie tam. A potem uznali, że piszę to wszystko, aby się nade mną litowali. Nie rozumieli, jak to jest z dnia na dzień stracić ojca.
- Ja rozumiem.
Pokiwałam głową. Rozumiała, ale nie tak, jak ja to odczuwałam. Jej ojciec nie żyje. Ona wie, że ją kochał. Mój żyje, a ja jestem tutaj, z poczuciem, że nie byłam dobrą córką dlatego postanowił się wyprowadzić, znależć sobie nową, lepszą rodzinę. To boli. Tego nie da się unicestwić.
- Co oglądamy? - spytałam, kiedy kreskówka się skończyła i zaczęły się reklamy.
- Może coś na DVD?
- Tu jest DVD? - spytałam zszokowana.
- Tak. Na strychu. I jest tam też kilka płyt, jakieś stare filmy.
- A nie są to raczej kasety?
- Nie. Dziadek kupił rok temu DVD, ale babcia uznała, że to tylko wszystko zagraca, więc wynieśli to na strych. Byłam przy tym.
- Mieszkasz dalej i wiesz o tym domu więcej niż ja, chociaż mieszkałam tu przez 15 lat.
- Nie jesteście tu często?
- Nie. Matka uznała, że jak odseparuje mnie od rodziny i Mullingar, to będę mniej tęskniła za tym miejscem. A teraz nagle wywiozła mnie tu na wakacje, bo nie miała co ze mną zrobić, a chciała mieć wakacje tylko dla siebie i swojego faceta. Bez sensu.
- Przykro mi.
- To co, idziemy po to DVD? - spytałam, aby przerwać tą smętną atmosferę.
- Jasne. Tylko dziadek musi nam pomóc to zmontować.

Godzinę później nadal męczyliśmy się przy sprzęcie. Tak naprawdę plątaliśmy się ciągle w kablach, a instrukcji nie było.
- Uh, to nie ma sensu. Za Chiny tego nie złożymy. Dziadku, musiałeś to psuć? - spytała Tori.
- Hej, to babcia marudziła, a wy dobrze już wiecie, jak to jest z tą kobietą.
Rozległ się dzwonek do drzwi.
- Otworzę - powiedziałam i poszłam w stronę drzwi, przy okazji ocierając z czoła pot, powstały w wyniku 'składania' DVD.
Moim oczom ukazał się uśmiechnięty Harry.
- Hej, kochanie, przyjechałem sprawdzić, jak się masz.
- Jest dobrze, dzięki. Wejdź. - Wskazałam ręką na wnętrze domu.
- Ale chyba masz gości, nie chcę przeszkadzać.
- W zasadzie dobrze, że tu jesteś, pomożesz nam przy czymś.

- Gotowe. - Harry odstawił odtwarzacz na półkę.
- I to tyle? Tyle się męczyliśmy nad głupim DVD a wystarczyło zrobić tylko to? Ugh. - Tori była wyraźnie zdenerwowana.
- Haha, spokojnie - odparł Harry.
- To co oglądamy? - Wysunęłam przed siebie kilka opakowań filmów, które po opisie zapowiadały sie nawet spoko.
Tori wyjęła płytę, która była na środku i nawet nie czytając o czym jest film, włożyła go do odtwarzacza.

Film okazał się strasznie nudny, dlatego już po pierwszych piętnastu minutach zamiast na nim się skupiać, zaczęliśmy rzucać w siebie popcornem i się śmiać.
- Heeej, to nie fair - zaprotestował Harry, kiedy Victoria wzięła miskę z resztką popcornu i wysypała go w loki chłopaka. Zaczął je wyjmować, bo na jego nieszczęście popcorn wplątał się w jego włosy.
- Ej, dlaczego ten koleś zabił tę dziewczynę? - zapytałam odrywając się na chwilę z naszej 'mądrej' zabawy.
- Ee, myślę, że była złą bohaterką - oznajmił Harry odkładając miskę z popcornem na stolik.
- Dla ciebie wszystkie kobiety są złe - stwierdziła Victoria.
Harry tylko parsknął śmiechem i zacisnął mocno wargi.
- Tori... - Spojrzałam w jej stronę i skrzyżowałam ręce. 
- Dobra, dobra przepraszam. Nie powinnam.
- Nie, wszystko w porządku. - Uśmiechnął się w jej stronę. Myślała, że jej wybaczył jednak w jego oczach dostrzegłam ból. Przejął się tym. 
- Nie chciałabym być wścibska, ale... - urwała na chwilę Tori, zastanawiając się jak dobrać słowa. - Masz chłopaka?
Podniósł do góry brwi zaskoczony pytaniem, ale ze spokojem odpowiedział na jej głupie pytanie:
- Tak, mam chłopaka.
- Jak ma na imię? - dopytywała się.
- Vic, przestań - zaprotestowałam. Jej przesłuchanie doprowadzało mnie do szaleństwa.
- Louis. - Chłopak unikał jej wzroku. Na pewno czuł się dziwnie i nieswojo.
- Ładne ma imię - oznajmiła słodko się uśmiechając. - Przepraszam, że się tak dopytuję, ale nigdy nie miałam z tym styczności.
Odwzajemnił jej uśmiech i spojrzał w jej korzenne oczy świecące się jak diament.
- Nic się nie stało.
Siedziałam między nimi jak sierota i przesłuchiwałam się ich rozmowie. To była dość niecodzienna sytuacja. Zacisnęłam wargi tworząc z nich białą kreskę.
- Chyba powinienem już iść - stwierdził wstając ze swojego miejsca. Strzepał resztki popcornu z czarnych rurek.
- Nie zostań! Film się jeszcze nie skończył - namawiałam go, żeby jeszcze nie wychodził, jednak na marne.
- Nie. Lou na mnie czeka.
- Rozumiem.
Wziął swoją kurtkę z wieszaka i podszedł do drzwi. Powiedział krótkie 'do zobaczenia' i wyszedł z domu.
- Zadowolona? - spytałam patrząc w jej stronę.
- Nie bądź zła. Nie chciałam.
- Uh, dobra. Wyłączmy to.
- Racja.
Podeszłam do odtwarzacza i wyjęłam płytę.
- Dziewczyny, kolacja gotowa - powiedziała mama Tori wchodząc do pokoju.
- Okej, już idziemy.

***

Siedzieliśmy całą rodziną przy stole, ciocia z dziadkami co chwilę wymieniali się jakimiś informacjami a my z Tori siedziałyśmy cicho i od czasu do czasu spoglądałyśmy na siebie, ale szybko odwracałyśmy wzrok, bo zaczynałyśmy się śmiać, a jedliśmy spaghetti, więc to byłoby niebezpieczne.
- Ej, Ashley, jesteś w jakimś fandomie? - Victoria skierowała na mnie swój wzrok.
Przełknęłam to, co miałam w ustach i odpowiedziałam:
- Nie, ale bardzo blisko mi do bycia Lovatic. I uwielbiam teksty Christiny Perri. Są prawdziwe. A Demi... Hm, powiedzmy że wiąże nas ta sama historia.
Tori upuściła swój widelec na talerz a jej oczy przybrały gigantycznych rozmiarów.
- Victoria, zachowuj się - upomniała ją matka, więc dziewczyna podniosła sztuciec i odłożyła go poprawnie.
- Jak to? W sensie... - spojrzała na moją ogromną bluzę.
- Potem - szepnęłam, patrząc ukradkiem na babcię, ale była za bardzo pochłonięta historią opowiadaną przez ciocię Rose i nie wydaje mi się, aby wiedziała cokolwiek o Demi Lovato.


- Dobra, teraz mi mów co i jak - zażądała szatynka, kiedy znalazłyśmy się na dworze, pod altaną.
- Ehh. Znasz historię Demi, racja?
- Rozumiem, że chodzi o tatę, historia podobna, ale błagam, nie mów mi, że chodzi o coś jeszcze.
- Anoreksja.
- Cholera.
- Ale już z tego wyszłam. Jakiś rok temu.
- Hej, powinnaś jeść więcej, niż wczoraj na obiad, wiesz?
- Tori, błagam, nie bądź jak ta cała reszta ludzi, dosyć się tego nasłuchałam w życiu.
- Um, okej. A co z bulimią?
- Nie - powiedziałam kręcąc przy tym głową.
- Uff.
W tej chwili moja komórka zabrzęczała. Nieznany mi numer. Otworzyłam sms'a.

Nieznajomy: Heej Ley, nie wiesz gdzie jest Niall?
Ja: Kto pisze?
Nieznajomy: Oops, sorki, tu Zayn. To jak?
Ja: Skąd mam to wiedzieć? + Jakim cudem masz mój numer wtf?
Zayn: Od Lou, a od kogo innego. No i nie wiem, może wiesz.
Ja: Sorry, ale czy Ty kiedykolwiek jesteś w temacie?
Zayn: :) oops?
Ja: Haha, sorry, ale nie mam czasu, do zobaczenia x
Zayn: Kiedyś:)

Odłożyłam telefon na ławkę i zaśmiałam się pod nosem.
- Kto to?
- Zayn. On nic nigdy nie wie, bo buja w obłokach.
- Mm, twój crush?
- Gadasz jak typowa twitterowiczka.
- W porównaniu do ciebie wciąż nią jestem. A teraz do rzeczy: crush?
- Nie. On jest słodki, ale nie.
- A masz w ogóle jakiegoś crusha?
W zasadzie nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
- Ja... chyba nie.
- No weź, musisz mieć chociażby jakiś typ chłopaka.
- Myślę, że wolę blondynów od brunetów.
- O MÓJ TY BOŻE!
- ...Co? - spytałam, bo nie rozumiałam. Jednak po chwili myślenia... - NIE! Nawet o tym nie myśl! - Zaczęłam krzyczeć wstając z ławki.
- Spokojnie, Ash, spokojnie, ja nic nie sugeruję, no ale wiesz, ten Niall to...
- On jest po pierwsze farbowany a po drugie to: NIE!
- Okej - odparła, ale w kącikach jej ust czaił się uśmiech.
- Jesteś głupia.
- Oj tam. Może i go nie lubisz, ale was shippuję.
- Shippować to ty możesz dżem i naleśniki ale nie mnie i tego faceta! - wrzasnęłam.
- Ashley, to tylko żarty.
- Co żarty? I co to jest shippowanie?
Na te słowa krew odpłynęła mi z twarzy, powoli odwróciłyśmy głowy w kierunku, z którego dobiegał męski głos.


_____________________________________________________________________
Hej! Pod ostatnim rozdziałem pojawiło się 10 komentarzy, więc oto rozdział!

WAŻNE:
Trzeciego września mam urodziny. Także bardzo, ale bardzo cieszyłabym się, gdyby każdy kto przeczytał zostawił komentarz i tweetnął cokolwiek na temat tego fanfiction, dodając hashtag #SIDff. Proszę, to byłby najlepszy prezent jaki może być.


Edit: (przepraszam Kejżja, bo mi z głowy wyleciało przez to wszystko)
W pisaniu rozdziału pomagała mi Kasia z http://dangerous-love-fanfic.blogspot.com/ także zapraszam na to fanfiction!

Pozdrawiam x