piątek, 10 czerwca 2016

Epilog. 'Już wtedy wiedziałem...'

- A więc co z tym Louisem, którego obiecałaś mi przedstawić?
- Wszystko okej, wraca do Londynu na medycynę. - Włożyłam do bagażnika jedną z walizek.
Mama gwałtownie się odwróciła.
- Więc ile on ma lat?
- Dwadzieścia.
Nastała chwilowa cisza.
- Mam nadzieję, że to rozsądny chłopak. I... nie chcę zabić twojej nadziei ani entuzjazmu, ale... Wiesz, skoro on wyjeżdża do zupełnie innego kraju, to jeśli cokolwiek ci obiecywał, nie bierz tych słów w stu procentach na poważnie. Nawet nie w pięćdziesięciu. Nie da się w jedne wakacje zapałać takim uczuciem, które przetrwałoby kilometry. Miłość na odległość to coś, co po paru miesiącach po prostu pęka. Przyjaźń - okej. Ale miłość to gesty, nie literki na ekranie twojego telefonu.
Oh, czyli się nie zrozumiałyśmy. I, hej, stosowałaś tą metodę całe wakacje, prawda? Praktycznie nie dzwoniłaś, nie pisałaś. Tu nie chodzi o wyznaczniki miłości. Tu chodzi raczej o matczyne powinności czy czystą ciekawość. Nic nie powiedziałam. Nauczyłam się bowiem, że szorstkie słowa nie przynoszą niczego dobrego, a już na pewno nie porozumienia.
- Co jeśli powiem ci, że to tylko mój przyjaciel?
- Ach, więc jednak przyjaciele. Wszyscy mówią "tylko", a potem budzisz się, przewracasz na drugi bok i widzisz jego wielkie wory pod oczami, bo wasze dziecko płakało całą noc.
- Dopiero co byłaś zdania, że nasza relacja nie przetrwa.
- Tak, ale teraz daję ci pouczenia co do nazywania ludzi swoimi przyjaciółmi, ponieważ "przyjaciel" to bardzo szerokie pojęcie. Trzeba umieć rozróżnić słowo "przyjaciel", "ktoś, komu nie warto zawierzać" i "ten o którym myślisz: nie chcę żebyś był moim przyjacielem, przestań nim być, błagam, przestań, bądź zamiast tego moim księciem".
- Czy możesz dawać mi lekcje dopiero w samochodzie, gdy obie będziemy udawać, że temat nas obchodzi, ja w tym czasie będę słuchać muzyki na maksa, a ty podziwiać widoki? - warknęłam.
- Nie. Przyjaciele to poważny temat.
- Ale Louis ma chłopaka!
- Spotykałaś się z nim, kiedy tamten nie wiedział?!
Westchnęłam.
- Przecież mówię ci, że nic nas nigdy nie łączyło poza przyjaźnią. 
- Oh... no dobrze. Pożegnałaś się z nim?
- Owszem. Ze wszystkimi się pożegnałam.
No... prawie - dodałam w głowie i przęłknęłam ślinę.
- Mhm. A teraz sprawdź czy wszystko na pewno zabrałaś.
Pokiwałam głową i ostatni raz skierowałam się do mojego starego pokoju.
Rozejrzałam się po wnętrzu, które wyglądało teraz dość pusto i straciło jakąkolwiek osobowość. Zajrzałam do wszystkich szuflad i szafek. Obrzuciłam wzrokiem czyste biurko i... słowo "Nial" nadal tam było. Bo jakby miało go nie być? Przejechałam po napisie palcem, a potem odeszłam w kierunku drzwi. Zatrzymałam się jednak jeszcze na chwilę przy lustrze. Spoglądała na mnie niby ta sama, a mimo to tak inna dziewczyna od tej, która stała tu zaledwie dwa miesiące temu. I nie chodzi nawet o to, że te blade i chude patyki, odziane tym razem w legginsy, były teraz troszkę okrąglejsze, a gdyby spodnie się podwinęło, ukazałaby się opalenizna. Nie chodzi o to, że granica koloru grzywki i reszty włosów się zatarła. Nawet nie o to, że dziewczyna w końcu nauczyła się rysować równe kreski na powiekach, dzięki czemu nie wyglądała już śmiesznie. Interes toczył się o ten uśmiech, przyozdabiający twarz nastolatki, i o te iskierki w jej oczach - szczęścia, a zarazem smutku, z ów powodu, że w tym miejscu ta przygoda się kończy. Przejechałam palcem po ramie lustra, zbierając drobinki kurzu. Kurz. Pył. Symbol tego, jaki ten świat jest ulotny. Pociągnęłam w dół niebieską koszulkę, którą dostałam od Nialla, a następnie szarpnęłam ekspres szarej, miękkiej bluzy do góry. Czas na mnie.

- Wszystko - oznajmiłam.
- Wspaniale. Zatem daj dziadkom po buziaku i wsiadajmy.
Nie ruszyłam się jednak z miejsca. Złapałam prawą ręką lewy łokieć i spojrzałam pod stopy rodzicielki.
- Ja chyba... Powinnam się jeszcze z kimś pożegnać.
Kobieta zrobiła oburzoną minę.
- Miałaś całe wakacje! No i podobno "z wszystkimi się pożegnałaś"!
- To nie potrwa długo, przysięgam.
Babcia, która stała obok mamy, spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek.
- Sevilla?
- Tak, mamo? - zwróciła się do babci.
- Co powiesz na małą kawę? Doda ci energii na drogę. I mam ciastka maślane.
- Przecież wiesz, że odchudzam się, ponieważ już niedługo ślub.
- Jedno ciastko nie zrobi ci krzywdy. Niech Ashley idzie.
- Daleko? - Mama uniosła brew.
- Daj mi dziesięć minut - powiedziałam tylko.
- Masz piętnaście i ani chwili dłużej.
- Dzięki - krzyknęłam, biegnąc w kierunku furtki.

Przemierzyłam dystans. Zadzwoniłam do drzwi. Po minucie ustąpiły. Czułam się dokładnie tak jak wtedy, gdy dowiedziałam się o zaręczynach mamy i gdy pojawiłam się w progu u Nialla. Nie wiedziałam co powinnam zrobić i czułam niemałe otępienie. On również wyglądał podobnie, co wtedy. Jego oczy były lekko podkrążone, niewyraźne, ale na mój widok trochę zciemniały i stały się bardziej dostępne. Powoli wypuścił z warg wstrzymywany wcześniej oddech.
- Ashley?
- Pomyślałam, że wypadałoby się pożegnać. - Zrobiłam nieznaczny kroczek w jego stronę. Zauważył. Rozłożył ramiona, więc pokonałam odległość między nami i się do niego przytuliłam. Westchnęłam i mimo, iż w jego objęciach czułam się lepiej niż w każdym innym miejcu na ziemi, po kilku sekundach się odsunęłam. Nie mogłam bawić się niczyimi uczuciami, a zwłaszcza nie Nialla. Tak będzie lepiej.
- Wejdziesz?
- Nie - odparłam i zaczęłam cofać się w tył, by po chwili całkowicie się odwrócić. I akurat wtedy, gdy teoretycznie zamknęłam niewidzialne drzwi i stanowczym krokiem wyszłam z jego życia, Niall postanowił trzasnąć nimi z impentem o wszystkie moje wewnętrzne mury - po raz kolejny zresztą, i wciągnąć mnie tam z powrotem. Będąc szczerą, prawdopodobnie to właśnie dzięki niemu w mojej psychice powstały nowe fundamenty, na zupełnie innych, lepszych podłożach.
Złapał mnie w pasie i subtelnym ruchem oparł o futrynę. Obdarzył mnie blagającym spojrzeniem.
- Nie będę cię całował, skoro tego nie chcesz, ale proszę, zostań jeszcze na sekundę i daj mi się nacieszyć swoim towarzystwem.
Przytrzymałam chwilę jego wzrok. Położyłam ręce na piersi chłopaka i odepchnęłam go od siebie. Nie protestował. W jego oczach mignął cień rozczarowania. Jednak ja nie miałam zamiaru odchodzić. I wcale nie chciałam zamykać tego rozdziału. W zasadzie... czemu by nie uchylić tej książki jeszcze odrobinę? Czemu by nie wlać tu trochę światła, prawdy i... miłości? Popchnęłam go na futrynę z przeciwległej strony i naparłam własnym ciałem na jego, poddźwigując się zarazem na palcach. Zamknęłam oczy i złączyłam nasze usta, wieszając mu ramiona na szyi. Chyba go to zdziwiło, ponieważ w pierwszej chwili nie zrobił zupełnie nic, jednak już sekundę później zachłannie mnie całował. Ręce ulokował na dole moich pleców, jednak trzymał mnie tak blisko i tak ciasno, przy okazji pomagając mi utrzymać się na palcach, że w bardzo krótkim czasie zabrakło mi powietrza, dlatego przerwałam pocałunek. Odsunęłam się od niego na tyle, by móc zobaczyć całą jego twarz. Wciąż nie wypuszczał mnie z uscisku. Szybko schylił się do mojego czoła i zostawił tam mokrego buziaka. Pozwoliłam swoim piętom dotknąć podłoża. Przeniosłam dłonie na jego rozgrzane policzki i przetarłam je palcami. Niall nie robił zupełnie nic, zdawało się, że nawet nie oddychał, jakby najmniejszy jego ruch miał spowodować, że ucieknę, prysnę niczym mydlana bańka. Spojrzałam mu w oczy, które tak desperacko szukały moich. 
- Ja ciebie też kocham.
Wypuścił z siebie nierówny oddech, patrząc na mnie tak wielkimi oczami, jakich nigdy dotąd nie widziałam.
- Oczywiście jeśli się rozmyśliłeś - kontynuowałam - to jest to w porządku, bo-
Buzię zamknęły mi niedbale całujące usta. Jeszcze nie zdążyły wyschnąć po poprzednim spotkaniu z moimi. Złapał mnie w pasie i obrócił tak, że teraz to ja byłam na jego miejscu, przyciśnięta do futryny.
- Przestań, nawet tak nie mów. Pamiętasz swoje urodziny? Kiedy spytałaś mnie jakie mam marzenia?

Zdarza mi się marzyć o tym, żeby pewna kobieta.. um, żeby moja mama mnie kochała. Żeby mi ufała. Nigdy nie mieliśmy zbyt dobrych stosunków, ale po przemyśleniu paru rzeczy doszedłem do wniosku, jak pusty byłby bez niej mój świat.

Skinęłam.
- Wcale nie mówiłem o mamie. Mówiłem o tobie. Już wtedy to czułem. Już wtedy wiedziałem, że cię kocham. A nie zaczyna się kogoś kochać z dnia na dzień. - Złapał między palce jeden ze sznurków mojej bluzy. - Zimno ci?
Przytaknęłam. Wtedy zarzucił mi na głowę kaptur i tym razem pociągnął za oba ściągacze.
- Serio? - spytałam sarkastycznie, mając ograniczone pole widzenia.
Niall jedynie zachichotał.
- Wchodź do środka.
Posłuchałam, zsuwając materiał, który w następstwie opadł mi na plecy. Zatrzymałam się na środku holu.
- Kuchnia, pokój? - zapytałam, bujając się na boki.
- Kuchnia?
- Okej. - Podreptałam za nim. Oparłam się o blat bufetu.
- Więc... Myślisz, że w te kilka minut uda mi się sprawić, że jeszcze bardziej oszalejesz na moim punkcie? - wymamrotał półgłosem do mojego ucha, po tym, jak praktycznie zamknął przestrzeń między nami.
- Nie wiem o czym marzysz chłopcze, ale owszem, z miłą chęcią napiję się z tobą herbaty.
Odchylił głowę i uniósł brew. Posłałam mu uśmiech zwycięzcy. Zrobił krok w tył, po czym oddalił się kawałek. Obserwowałam go, gdy nalewał do czajnika wody, a następnie podłączał gaz.
- Mam do ciebie prośbę - powiedziałam, zagryzając dolną wargę w oczekiwaniu, jak zareaguje.
- Słucham.
- Nie widzieliśmy się przez kilka dni i to dało mi trochę czasu na przemyślenia. Nie mam zamiaru wchodzić z butami w twoje sprawy i plany życiowe, ale proszę cię, nie zmarnuj swojego intelektu.
- O czym mówisz? - Ściągnął brwi w konsternacji.
- No wiesz, rozmowy z tobą są zawsze takie dorosłe i wyciąga się z nich tak dużo życiowych świętości...
Chłopak westchnął. Złapał z koszyczka stojącego na blacie jeden długopis i mi go wręczył.
- A sprzedasz mi to?
- Co? - bąknęłam tylko.
- Długopis. - Kiwnął głową w stronę przedmiotu, który przed chwilą wsunął w moją dłoń. - Co byś powiedziała, gdybyś chciała mi go wepchnąć? Najlepiej za największe pieniądze.
- To nie ma sensu.
- Po prostu spróbuj - zachęcił.
- Okej. - Uniosłam długopis na wysokość oczu i go obróciłam. - To długopis. Jest ładny i fioletowy. Koniec.
- Włóż w to trochę życia!
Spojrzałam na niego spod rzęs, uniosłam jedną brew i starałam się nie wybuchnąć śmiechem.
- Co z tobą nie tak? - zapytałam.
- Zrób to, o co proszę i dam ci spokój.
- Czuję się dziwnie - zaśmiałam się, aby trochę odwrócić jego uwagę.
- Przy mnie? - Przechylił głowę na bok.
- Owszem, przy tobie. - Położyłam nacisk na swoje słowa.

- Powiedziałaś mi niedawno, że mnie kochasz, ale wstydzisz się zrobić reklamy kawałkowi plastiku?
- Zgadnij która rzecz jest bardziej normalna!
- Nienawidziłaś mnie, możesz zrobić wyjątek i w tej sprawie. - Wzruszył ramionami.
- Kup ode mnie ten cholerny długopis, bo jest fioletowy, a to z kolei twój ulubiony kolor! - Krzyknęłam, udając entuzjazm.
- To jest twój ulubiony kolor. - Przyciągnął mnie za biodra.
- Cóż, od teraz i twój. Poza tym to najładniejszy kolor jaki istnieje, kojarzy mi się z rosą.
- Punkt dla ciebie. Musisz sprawić, że ktoś będzie pragnął tego długopisu, bo będzie mu się kojarzył z czymś przyjemnym. - Wyjął go z moich rąk delikatnie, zarazem drugą dłoń trzymając wciąż na moim biodrze i było to tak drobnym gestem, a zarazem tak rozciągniętym w czasie i zmysłowym, że mój oddech zadrżał. - A z czym ja ci się kojarzę?
- Z ciepłem - odparłam bez zastanowienia. Pokiwał głową.
- Zapisz mi swój adres - powiedział, nie odrywając swoich oczu od moich.
Uniosłam rękę, by wziąć od niego długopis, ale on cofnął swoją.
- Najpierw musisz go kupić. - Ściągnął brwi, jednak nie przestawał się uśmiechać. - Popyt i podaż.
- Oh. Już rozumiem - wyznałam.
- Ale serio, daj mi swój adres.
Uniosłam brwi. No tak. I gdy znów chciałam chwycić obiekt wystający spomiędzy jego palców, kolejny raz zabrał go sprzed moich oczu.
- Przestań! Nie baw się tym, jak niska jestem.
- Każda rzecz w sklepie ma swoją cenę. - Spojrzał na mnie zwycięsko.
Wywróciłam oczami, złapałam jego policzki między kciuk a palec wskazujący tak, że jego twarz zaczęła przypominać kaczy dziub, cmoknęłam go w usta, wykorzystując moment, by wyrwać mu długopis. Rozejrzałam się po kuchni.
- Tylko nie mów, że kawałek kartki też mam sobie kupić. - Spojrzałam na niego ostrzegawczo.
Jak na komendę, chłopak pogrzebał w kieszeni i wydobył z niej kilka pogniecionych papierków. Rozprostował jeden.
- Potem sobie to przepiszę, ale na razie mogę ci zaproponować nieaktualną listę zakupów, bądź też paragon, co wybierasz? Oba produkty są z oczywiście z wysokiej półki. Gwarancja jakości. To będzie kosztować jakieś trzy buziaki. - Posłał mi łobuzerski uśmiech.
- Pierwsza zasada, jaką rządzi się wolny rynek: wolna konkurencja. - Ściągnęłam materiał bluzy aż po jego łokieć, złapałam nadgarstek i napisałam na przedramieniu adres.
- Cwaniara. - Pokręcił głową. - Więc co, poradzę sobie w pracy?
- Jak najbardziej. - Uśmiechnęłam się neutralnie. - A teraz wyłącz wodę. Gotuje się od co najmniej minuty.


- Gadałem z ciocią, wiesz?
- Tak? I co? - Odstawiłam do zlewu pusty kubek.
- Jest aktualnie w Meksyku.
- "Aktualnie"? - powtórzyłam.
- Mhm. Ciągle przenosi się z miejsca na miejsce, szukając tego odpowiedniego.
- Podziwiam ją. Mimo że jest sama, umie sobie poradzić. Ja nigdy tak nie umiałam. - Uśmiechnęłam się smutno i spuściłam wzrok.
- Jestem w Mullingar. To wcale nie tak daleko. Pamiętaj o tym. - Poczułam dużą dłoń chłopaka głaszczącą moje ramię.
Wzięłam wdech.
- Chyba muszę się zbierać. Mój czas stanowczo minął. Odprowadzisz mnie kawałek?
- Jasne. - Spojrzał na mnie, zagryzając wargi.

Zatrzymaliśmy się przed moją furtką. No ok, za moment nie miała już być "moja". Tak jak nie to miejsce, nie ten dom i nie ten chłopak. Oparłam czoło o klatkę piersiową blondyna. Zastanawiałam się, czy babcia z mamą patrzą właśnie przez okno, ale nie miało to aż takiego znaczenia.
- Będziesz tęsknić? - spytałam cicho, zamykając oczy naprzeciw materiału jego koszulki. Pachniała tak... ciepło. Tak dobrze i słodko.
- Będę tęsknić - odpowiedział, przez ani chwilę się nie zastanawiając.
- Jak bardzo?
- Bardziej, niż możesz sobie to wyobrazić. - Złapał za moje ramiona i powoli odciągnął mnie od siebie, bym mogła spojrzeć mu w oczy. - Za twoją śliczną twarzyczką, twoimi małymi dłońmi, tymi miękkimi włosami, za niebieskimi oczami, delikatnym głosem, za tym jak mnie całujesz, nieważne czy w usta czy tylko w policzek, obsesją na punkcie bluz, za każdą naszą rozmową, a nawet kłótnią, ponieważ przywiązałem się do ciebie tak bardzo, że w tej chwili moje serce pęka.
Stałam tam, emanując smutkiem, patrząc na niego wielkimi oczyma i jakoś to poszło. Samo i niekontrolowanie. Popłakałam się.
Chłopak złapał moją brodę i zmusił mnie do zajrzenia w jego oczy. Pocałował miejsce pod swoimi palcami, następnie nos i czoło. Otarł moje łzy kciukiem. Uśmiechnęłam się słabo.
- Do zobaczenia za rok? - zasugerowałam.
- Mhm. - Pokiwał głową.
- A i jeszcze jedno Niall.
- Tak?
- Wcale nie jesteś taki cwany, oglądałam Wilka*.
Chłopak się zaśmiał.
- Jesteś kobietą idealną i żałuję, że uświadomiłem sobie to tak późno.
- Spokojnie. Może w następnym życiu zdążysz.
- Nie mów tak. Będziemy mieć jeszcze dużo czasu, by nadrobić wszystko to, czego nie zrobiliśmy i wszystko sobie ułożyć. - Odgarnął mi z oczu włosy, które wpadły w nie za sprawą wiatru.
- No to... cześć - wymamrotałam, przygnieciona jego wyznaniem, ponieważ... W tym miejscu chciałam to po prostu tak zostawić, by nie wracać do domu z myślą, że zrobiłam coś źle, że nie wykorzystałam swojej szansy i że gdzieś tam w scenariuszu jest zapisana przyszłość, która wiąże się z Niallem. Złudzenia, a czasami nawet sny na jawie są najgorszym przewodnikiem człowieka.
- Trzymaj się, Ash. - Przytulił mnie do siebie, głaskając po plecach po raz ostatni.

- Więc jednak Niall. - W zamyśleniu mruknęła moja mama, kiedy już siedziałyśmy w aucie. Patrzyły.
- Jednak Niall - powtórzyłam.
- Myślałam, że się nienawidziliście. - Na krótką chwilę zwróciła twarz w moją stronę.
- Ja też tak myślałam.

Takim oto sposobem pozostawiłam za sobą chłopaka, który był mi tak inny i odległy, a w przeciągu kilkudziesięciu dni stał się w moich oczach osobą, która rozumiała mnie najlepiej, która zawsze chciała mnie wysłuchać, służyła dobrą radą i wyciągała pomocną dłoń, gdy się potykałam, podążając ścieżkami życia. Pozostawiłam tu moją bratnią duszę, kogoś, kto zmienił się na tyle, iż jestem w stanie uwierzyć, że podarowałby mi gwiazdkę z nieba, gdyby tylko mógł, kogoś, kto sprawił, że w końcu poczułam się kompletna i potrzebna. Pozostawiłam w Mullingar Nialla, którego pokochałam.


KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
_________________________________________________________________________
*Mowa o filmie "Wilk z Wall Street" - zapożyczona scena z długopisem.

No więc cóż, nawaliłam troszkę, ponieważ w zasadzie 1/2 rozdziału miałam jeszcze przed egzaminami, ale potem się zacięłam, teoretycznie wiedziałam, co chcę napisać, ale nie miałam pojęcia jak. I w zasadzie pisałam tylko dlatego, że miałam dość miły spam w komentarzach i to dało mi niemałego kopa w dupę. Iiii zapowiada się na 2 część, ale tak naprawdę tylko dlatego, że pozostały sprawy nierozwiązane, które chcę wyjaśnić, chcę postawić tę historię w jeszcze troszkę innym świetle i napisać takie prawdziwe, piękne zakończenie, ponieważ ten epilog traktuję tak trochę jako "stan przejściowy" że tak powiem. Dlatego jeśli jest tu jeszcze w ogóle ktoś, kto chce to czytać, to proszę o jakiś znak, ponieważ mimo, że tak bardzo chcę poprowadzić to ff dalej, aby było po mojemu, to nie mam pojęcia, czy pisanie ma sens, jeśli miałyby czytać 3 osoby. Pozostaje jeszcze jedna kwestia. Zanim pojawi się kolejna część, "biorę urlop" że tak powiem, czyli chcę napisać przynajmniej 3 rozdziały do przodu i dopiero wtedy zacznę publikować. Po wakacjach powinnam wrócić, trzymajcie się;-)