piątek, 15 czerwca 2018

Dzień dobry, dobry wieczór... do widzenia?

Okej kwiatuszki Wy moje, koniec z okłamywaniem samej siebie, a co za tym idzie - koniec z okłamywaniem Was. Nie sądzę, by ktokolwiek jeszcze na coś czekał z mojej strony, ale gdyby ktoś przypadkiem kiedyś tu zabłądził, to proszę o przeczytanie do końca.

Dziękuję każdej osobie, która tu ze mną była i towarzyszyła mi w podróży, która trwała... ponad trzy lata. Oto powód, dla którego mnie już nie ma. Zaczęłam pisać to fanfiction w 2014, gdy miałam niecałe 14 lat, dlatego już po roku mój ogląd świata totalnie się zmienił i działo się to z upływem każdej kolejnej wiosny.

Obiecałam sobie, że dokończę to opowiadanie i nie twierdzę, że nigdy tego nie zrobię, ale wtedy musiałabym się wziąć za gruntowne zmiany w początku opowieści. Bo, powiedzmy sobie szczerze, pierwsze kilkanaście/kilkadziesiąt rozdziałów to dno i wodorosty, coś, co zupełnie nie prezentuje mojego poziomu pisania dzisiaj czy choćby dwa lata temu.

Chyba nikt nie będzie miał o to pretensji, bo jeśli kogokolwiek rozczarowałam, to zapewnie miesiące i lata temu.

A na chwilę obecną zapraszam na coś świeżego, odrobinę innego od SIDa, choć nadal nieodstające zbyt mocno od mojego stylu. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tę ogromną zdradę, jakiej się dopuściłam. Zostawiam Wam link do mojego nowego opowiadania na Wattpadzie. Możecie się spodziewać, że tym razem fanfiction zostanie ukończone na 200%, a rozdziały pojawiać się będą regularnie (yup, SID nauczył mnie, że pisanie na bieżąco jest w moim wydaniu niewykonalne, więc tym razem się uzbroiłam).

Mam zaszczyt powiadomić Was o "Glare", jedynym i niepowtarzalnym fanfiction o Ziamie. Może ktoś odnajdzie w nim coś, co go oczaruje, przyciągnie, z czym będzie mógł się utożsamić.

Oto prolog.

Trzy hasła: ludzie, teatr i Przekleństwo.

Ludzie. Byli w moim mniemaniu jak greckie rzeźby sprzed tysięcy lat. Głusi, ślepi, ich dusza z kamienia. Bez wyrazu, niechcący się wyróżniać. Tacy zimni. Obojętni. Nieuśmiechnięci. Stali obok siebie bez gestu, bez słowa, bez ludzkości i bez ciepła.

Tonąłem w tym wirze, odkąd pamiętam. Nie wierzyłem w siłę uczuć, bo oni też nie wierzyli. Ale wciąż śniłem. Śniłem o miłości.

Kiedy byłem małym chłopcem, rodzice zabrali mnie i moją siostrę do teatru. Zobaczyłem tam nie tylko mistyczny świat kolorowych świateł, kostiumów i emocji. Zobaczyłem miłość - szczerą i niezobowiązującą. Na przestrzeni lat coraz częściej odwiedzałem to miejsce. A ponieważ uczucia przedstawiane na scenie wydawały się tak realne... zapragnąłem doznać ich na własnej skórze. Chyba właśnie dlatego zostałem aktorem - aby doświadczyć tego, co od zawsze było dla mnie nieosiągalne, co wydawało się nierzeczywiste i niebezpieczne, a w tym wszystkim - pociągające.

Los chciał, abym, stojąc na deskach teatru, poznał swoje największe Przekleństwo, które barwiło moje myśli i nie opuszczało mnie na krok. Jak wielkim egoistą byłem, chcąc Jego miłości dla siebie?

Link: https://my.w.tt/Jj2S5rpwKN

Tutaj mówię Wam do widzenia. Może jeszcze kiedyś wrócę z lepszą wersją tego opowiadania, bo miałam je zaplanowane do końca, lecz nic nie obiecuję.

Jeszcze raz dziękuję.

Cześć, trzymajcie się!
- A.

sobota, 13 stycznia 2018

Rozdział piąty. 'Jesteś tu z Niallem Horanem?'

- Babciu, widziałaś gdzieś mój telefon?
- Nie, ale jeśli chcesz zadzwonić do mamy to odradzam, bo jest dziś bardzo zajęta. Najlepiej skontaktuj się z nią wieczorem.
-  Nie, chciałam zapytać Nialla co robi i czy jest w domu.
- Jak twoja matka chciała się z kimś spotkać to po prostu do niego szła. Nie było tej całej technologii, a ludzie mieli więcej interakcji ze sobą. - Barwa jej głosu nabrała takiego tonu, że wiedziałam, iż szykuje się dłuższa wypowiedź. Usiadłam przy stole i oparłam brodę na nadgarstku. - Pamiętam jak to było z twoim dziadkiem. Mieszkał kilka kilometrów ode mnie i albo przyjeżdżał rowerem, albo słał listy. Nie jeden raz zastała go burza po drodze. A te listy... Jakież to były piękne wyznania! Najbardziej ubóstwiałam te, w których zawierały się wiersze.
- Dziadek pisał wiersze?! - krzyknęłam.
- Tak, niektóre z nich trzymam do dziś. Mogę kiedyś ich poszukać, są gdzieś na strychu - powiedziała, a ja energicznie pokiwałam głową.
- Niall też lubi poezję. - Zorientowałam się, że słowa opuściły moje usta. Zagryzłam wargi, czekając na reakcję babci.
- Serio? Co jeszcze?
Uniosłam brwi. Nie spodziewałam się tego. Raczej oczekiwałam pytania na temat tego dokąd zaszła nasza relacja i czy już nie jestem zła i zraniona, czy podjęłam dobry wybór i takie tam. Odchrząknęłam.
- Lubi rozdrabniać rzeczywistość na czynniki pierwsze i lubi kawę, i jego włosy zawsze sterczą w prawą stronę, ma naprawdę dobre poczucie gustu i humoru, lubi czytać wszelkie teorie o tym, że Michael Jackson tak naprawdę nie umarł, lubi sport, i "Małego księcia", i lubi spać, o tak, Niall jest potwornym śpiochem, interesuje się marketingiem, ma ciocię, która podróżuje po świecie, i... - Łapczywie nabrałam w płuca powietrza. Dopiero teraz spojrzałam babci w oczy. Były roześmiane.
- I jesteś w nim po uszy zakochana, co?
Spuściłam wzrok i mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Tak, i wiem jak to wygląda po tym wszystkim, ale chyba postanowiłam tym razem dać szansę swoim uczuciom, a nie rozsądkowi.
- Warto spróbować - albo się sparzysz, albo już do końca życia będziesz dziękować sama sobie, że zaryzykowałaś.
Pokiwałam. Miała absolutną rację.
- Wiesz, u mnie i u dziadka też nie było zawsze tak kolorowo. Mieliśmy trudne początki. Schodziliśmy się i zrywaliśmy chyba jakieś pięć razy. A teraz jesteśmy małżeństwem od ponad trzydziestu lat i nie żałuję żadnego dnia spędzonego z nim. I naprawdę życzę ci takiej miłości jaka nam się przytrafiła.
- Dzięki - odparłam cicho.
- Co się tu dzieje? Usłyszałem słowo "dziadek" jakieś cztery razy.
- Dobrze że jesteś, kochanie. Obiad będzie gotowy za dwie minuty. Och, Ashley? Może zaprosisz swojego kolegę na niedzielny obiad?

Sztywne włosy połaskotały mój brzuch przez cienki materiał białej koszulki, ale szybko zniknęły ze swojego miejsca. Niall uniósł poły mojego T-shirtu, a ja zaskoczona zaczęłam na niego krzyczeć, w tym samym czasie się śmiejąc.
- Masz fałdkę - stwierdził.
Wytrzeszczyłam na niego oczy.
- Rozumiem że robimy sobie wieczór szczerości i wyrzucamy wszystkie wady i defekty? Dobra, a ty masz nierówne czoło.
- Nie, chodziło mi o to, że to jest najładniejsza i najkochańsza fałdka tłuszczu jaka istnieje na tym świecie. I hej, odczep się od mojego czoła! - Złapał się za wymienioną wcześniej część twarzy i zaniósł śmiechem, z powrotem opierając głowę na moim brzuchu. - Ile ważysz?
Zapatrzyłam się w blady sufit w pokoju blondyna.
- Szczerze to nie mam pojęcia.
- Miałem ostatnio wrażenie, że schudłaś.
- Wcześniej owszem. Ale odkąd Lloyd zainwestował w tą śmieszną naleśnikarkę, odżywiam się dość dobrze, nie będę ukrywać.
- To dobrze. Jak już jesteśmy przy temacie jedzenia... głodna?
- Jak już jesteśmy przy temacie jedzenia... babcia zaprasza cię w niedzielę na obiad. I tak, głodna, ale błagam, chodźmy gdzieś na miasto, bo założę się, że jak zwykle nie masz niczego godnego uwagi w lodówce.
- Jak to, jogurt brzoskwiniowy jest godzien uwagi, a poza tym ma uczucia, które przed chwilą zraniłaś.
- Myślę, że już twoja była miałaby więcej uczuć do mnie niż ten jogurt. Wstawaj leniuchu. I pożycz mi coś do ubrania. Ciągle się zastanawiam jak to jest, że kradniesz mi tyle czasu i nawet nie jestem w stanie zauważyć, że robi się ciemno i zimno.
- To te oczy, kochanie. - Mrugnął, otwierając szafę i wyciągając z niej dwie bluzy.
- Szara czy bordowa?
- Szara - stwierdziłam, a już chwilę potem miękka plama zakryła moje pole widzenia. Ściągnęłam materiał z twarzy i podniosłam się do pozycji siedzącej. - Tak naprawdę wybrałam tą tylko dlatego, że chciałam cię zobaczyć w bordo - przyznałam.
- I co, jestem pociągający? - Zapytał poruszając przy tym brwiami.
- Z taką miną wyglądasz jak trzydziestoletni hodowca kóz w Niemczech.
- Zapomniałaś o plantacji winogron w Puerto Rico.
- Wyjątkowo przystojny hodowca-plantator - rzekłam i skierowałam się w stronę schodów.
- Ha, wiedziałem!
- Ale tylko w tej bluzie! - krzyknęłam z dołu, chwytając swoje czarne, znoszone trampki na białych podeszwach.

- Uwylbm ło - wymamrotałam z ustami pełnymi tortilli, praktycznie wypluwając kawałek sałaty lodowej.
- Właśnie widzę - oznajmił.
Znajdowaliśmy się w jakimś barze 24/7 w centrum miasta. Ściany były czarne i czerwone, a z każdej strony moje oczy atakowały kolorowe światła neonów. Siedziałam na wysokim stołku i machałam wesoło nogami, próbując dodzwonić się do babci, podczas gdy Niall siorbał swoją colę przez słomkę. Nie mam pojęcia jakim cudem skończył swój posiłek tak szybko. Wokół było trochę ludzi, w zasadzie niedużo, biorąc pod uwagę, że dochodziła dwudziesta pierwsza.
- Nie odbiera. - Ugryzłam przysmak kolejny raz. Powoli wywiązała się rozmowa o tym, co nowego słychać w mieście.
- Wiesz, że uruchomili stare metro?
- Naprawdę?!
- Tak. Wszystko jest odnowione i działa lepiej niż kiedykolwiek.
- Jeju, jeżdżenie metrem jest super - to tak jakby być zamkniętym w jakiejś kapsule, która ma cię zabrać w przyszłość. - Niall zaśmiał się z moich słów. - Hej, a może pojedziemy do Louisa i Harry'ego? - poprosiłam.
- Co, teraz?
- Tak, proszęproszęproszęproszę.
- No dobra.
- Myślisz, że powinniśmy kupić im po tortilli? - zastanowiłam się na głos, chociaż już wcześniej odpowiedziałam sobie na to pytanie.
- Um, to byłoby niezmiernie miłe, ale obawiam się, że wziąłem za mało pieniędzy.
- Mam konto internetowe, zapłacę telefonem. - Wzruszyłam ramionami i zeskoczyłam z krzesła, aby oddalić się w stronę baru.

- Hej, jesteś tu z Niallem Horanem, prawda? - Jeszcze zanim zdążyłam złożyć zamówienie, poczułam na swoim ramieniu klepnięcie i speszona obróciłam się w stronę głosu z mojej prawej strony. Zmierzyłam wzrokiem stojącego obok blondyna. Spod kołnierzyka jasnoniebieskiej koszuli wystawał łeb wytatuowanej żmii, której sylwetka musiała ciągnąć się pod ubraniem.
- Tak? - Zamrugałam kilka razy.
- To dziwne, wśród ludzi chodzą plotki, że zerwaliście. - Pokręcił głową, prawdopodobnie myśląc o gołosłowności z jaką miał styczność. Przełknęłam ślinę. - W ogóle myślałem, że jesteś odrobinę wyższa. Z daleka wyglądasz trochę inaczej. Nie żebym cię śledził. Chodziliśmy razem na zajęcia, to był chyba francuski. - Urwał, bo barman właśnie postawił przed nim dwie wysokie szklanki wypełnione zieloną cieczą. Podziękował. Przez cały czas patrzyłam na niego ogromnymi oczami. Z transu wyrwał mnie dopiero Niall, ciasno owijający swoje ramię wokół mojej talii. Nie zauważyłam kiedy podszedł.
- Wszystko okej? - zapytał.
- Um, tak, już składam zamówienie.
- No nieważne, miło było z tobą pogawędzić, trzymaj się Blaithin - rzucił obcy chłopak i najzwyczajniej w świecie odszedł z zakupionymi przez siebie drinkami.
Niall gwałtownie wypuścił powietrze.
- Nie kurwa, nie zrobił tego - westchnął, stając przede mną i zakładając moje włosy za uszy. Tylko wywróciłam oczami i skierowałam całą swoją uwagę na faceta za ladą.

Metro było dość zatłoczone, dlatego skończyliśmy stojąc niedaleko drzwi, zwróceni ku sobie. Nie rozmawialiśmy. Szczerze to straciłam cały zapał i byłam najzwyczajniej w świecie zmęczona. Moje oczy zaczynały się przymykać, więc mocniej ścisnęłam ucha plastikowej torebki i postanowiłam popatrzeć na ludzi, aby choć trochę się rozbudzić. Kątem oka zauważyłam, że Niall zwrócił głowę w tym samym kierunku. Mój wzrok zawisł na kobiecie siedzącej prostopadle do nas, w samym końcu wagonu. Wokół niej skupiona była trójka dzieci. Po ubraniach łatwo było wywnioskować, że ich sytuacja materialna nie przedstawiała się najlepiej, ponadto kobieta była dość wychudzona, a jej oczy nie odbijały żadnego blasku, jakby zgasły. Dużo mnie kosztowało skupienie się, aby w gwarze dosłyszeć niepewny głos chłopca kurczowo trzymającego się matczynej spódnicy. Kiedy do moich uszu dotarło niewyraźne "Jestem głodny, mamusiu", a rodzicielka jedynie spojrzała na niego smutnymi oczami, moje nogi zadziałały automatycznie.
- Niech pani to weźmie. - Wyciągnęłam przed siebie siatkę z zapakowanym w folię aluminiową jedzeniem i spróbowałam się uśmiechnąć. Niepewnie na mnie spojrzała, jakby chciała zadać pytanie, czy na pewno może to przyjąć. - Są jeszcze ciepłe - zachęciłam. Kobieta dopiero po chwili wzięła ode mnie reklamówkę, stokrotnie dziękując. "Bóg zapłać" było ostatnim, co do mnie powiedziała, a w jej oczach odbijała się wdzięczność.
Powoli wróciłam na swoje miejsce na przeciwko Nialla. Nie musiał nic mówić. Przez kilka sekund utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy, przyglądając mi się z zaciekawieniem. Spuściłam wzrok. Znów przygniotło mnie znużenie, tym razem jednak wymieszane ze smutkiem. Niewiele myśląc puściłam zieloną rurkę, której wcześniej się trzymałam, zrobilam dwa małe kroki w przód i przylgnęłam swoim ciałem do chłopaka, obejmując go w pasie. Oparł brodę na czubku mojej glowy, a po krótkiej chwili położył lewe ramię na moich plecach.
- To był naprawdę ładny czyn.
- To mało stylistyczne zdanie, Niall - westchnęłam. Mówiłam w jego klatkę piersiową, dlatego z moich ust wydobywały się zniekształcone słowa. - I to prawda, że oczy są zwierciadłem duszy.
- Mówisz o tej kobiecie? - upewnił się, a ja jedynie mruknęłam w odpowiedzi.
Trwaliśmy w tej pozycji od kilku dobrych minut, gdy usłyszałam, że blondyn nuci coś pod nosem. Chwilę potem gardłowe dźwięki zamieniły się w słowa. Miałam wrażenie, jakbym tylko ja mogła dosłyszeć ten śpiew. Był niemalże szeptem.

'Cause with your hand in my hand and a pocket full of soul

I can tell you there's no place we couldn't go
Just put your hand on the glass

I'll be tryin' to pull you through
You just gotta be strong

'Cause I don't wanna lose you now

I'm lookin' right at the other half of me
The vacancy that sat in my heart

Is a space that now you hold
Show me how to fight for now

And I'll tell you, baby, it was easy
Comin' back into you once I figured it out

You were right here all along
It's like you're my mirror

My mirror staring back at me
I couldn't get any bigger

With anyone else beside of me
And now it's clear as this promise

That we're making two reflections into one
'Cause it's like you're my mirror

My mirror staring back at me...
Nagle urwał, odsunął się ode mnie, złożył na moim czole szybkiego całusa i rozplótł moje ramiona, oznajmiając, że wysiadamy. Rzuciłam szybkie spojrzenie mamie z trójką dzieci i zauważyłam, że każde z nich trzyma po kawałku tortilli, a kobieta wydaje się być spokojniejsza. Odetchnęłam z ulgą i wyskoczyłam za blondynem z wagonu metra.

Szatyn i loczek patrzyli na nas jak na niespotykane zwierzęta, kiedy rzuciliśmy się oboje bez słowa na ich kanapę, zjeżdżając po oparciu i praktycznie się na niej kładąc. Czułam jak formują się wszystkie moje trzy podbródki.
- Pokłóciliście się po drodze czy co? - zapytał Harry ostrożnie. Niall w odpowiedzi tylko posłał mu spojrzenie i zaborczo objął mnie ramieniem, pokazując tym samym, że wcale się nie pokłóciliśmy.
- Przyszliście na terapię małżeńską? - Tym razem odezwał się Louis.
- Nah - rzuciłam od niechcenia.
- Och, co za szkoda, a już miałem nadzieję, że trafiłem. - Lou przewrócił oczami. - Herbaty?
- Ja mam ochotę na gorącą czekoladę - wyznałam.
- A ja po prostu poproszę wodę - zakomunikował blondyn.
- Harry?
- Herbata, skarbie.
- Okej.
Niezrażony naszym zachowaniem Louis wyszedł, na twarzy Harry'ego jednak ciągle malowała się konsternacja. W zasadzie miał na niej wymalowany cały proces myślowy i wyglądał naprawdę prześmiesznie. Zdawało się, że już miał przemówić, jednak szybko się poddał i tylko oznajmił, że pomoże Lou.
- Smutno mi - powiedziałam.
- Mi też.
- Przez tą kobietę.
- Tak. I wszystko nagle spowolniło, a mój humor momentalnie uległ zmianie. To chyba zmęczenie.
- Nic dziwnego, jest... - urwałam, spoglądając na wyświetlacz telefonu - dwudziesta trzecia. Zbieramy się za pół godziny?
- Hm, myślę, że to dobry pomysł - mruknął, rysując kciukiem kształty na moim przedramieniu. Brzmiał, jakby za sekundę miał odpłynąć w głęboki sen. Ja zresztą nie czułam się inaczej. Obróciłam swe ciało na bok, przytulając się do Nialla. Dwa niewyraźnie głosy odezwały się nade mną w akompaniamencie kilkukrotnego stuknięcia szklanego stołu. Dołączył do nich trzeci, dochodzący znad mojego ucha, a ja zanurzyłam się w tej melodyjnej nucie, mówiącej coś o "gorącej czekoladzie, kochanie". Potem głosy zmieszały się, spowolniły i spłyciły, a ostatnim, co mój mózg zdążył zarejestrować, było słowo "morze".

___________________________________________________________________
Utwór, którego fragment śpiewa Niall: "Mirrors" - Justin Timberlake

Nie mam pojęcia tak szczerze, czemu tak długo zwlekałam, bo brakowało mi od paru miesięcy jedynie końcówki. Przeprosiny nie wydają mi się wystarczające, poza tym jaki mają sens, skoro wiadomo, że teraz znów przepadnę na parę miesięcy? Chcę wam jedynie dać zapewnienie, ze SID na pewno dokończę. I podziękować tym, którzy z wytrwałością i uporem czekają na dalszy rozwój wydarzeń. Ze szczerego serca dziękuję. Dziękuję, bo choć nie ma was tu nawet garstki, jakimś cudem zostaliście. A przy mojej regularności, to nawet ja bym odeszła. Dlatego jeszcze raz dzięki i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca opowieści.💝