sobota, 25 lipca 2015

Rozdział trzydziesty. 'Każdy jest przez kogoś kochany'

Obudził mnie natarczywy dźwięk dzwonka telefonu. Niechętnie zerknęłam na wyświetlacz. Oh, witaj mamusiu, cóż się stało, że raczyłaś zadzwonić?
- Halo? - odezwałam się.
- Słuchaj, nie możesz znikać na całe dni z domu, nie informując o tym dziadków, bo to są starsze osoby, a poza tym się o ciebie martwią. I w tej kwestii fakt, że się zakochałaś nie ma nic do rzeczenia.
- Co zrobiłam? A nawet jeśli się zakochałam, to co? Ciebie i tak nic by to nie obchodziło. Jesteś na tyle oschła, że nie raczyłaś nawet powiedzieć mi, że się zaręczyłaś! I wiesz co jeszcze? Dziadkowie są dosłownie jedynymi osobami, które się tu o mnie martwią, jeśliby nie patrzeć na moich przyjaciół. Tak w zasadzie nie wiem - po co dzwonisz? Bo babcia powiedziała ci, że nie było mnie w domu cały dzień, chociaż ona razem z dziadkiem gdzieś pojechali? Miałam siedzieć w zamknięciu? To chyba dobrze, że znalazłam wreszcie przyjaciół, doceń to.
- Czekaj: wyszłaś sobie pod ich nieobecność i wróciłaś troszkę później niż oni? - podsumowała.
- Tak, dokładnie tak było.
- Dobra, zwracam honor, babcia za dużo dramatyzuje. Myślałam, że uciekłaś.
- Bo jedyna osoba, jaką we mnie widzisz to gówniara.
- Ashley, posłuchaj. Wcale tak nie jest, jesteś moją córką.
- Co z tego? Czy to coś zmienia? O wiele szczęśliwsza byłabyś beze mnie, przestawiasz mnie z kąta w kąt, bo wciąż ci przeszkadzam. Mogłaś pozwolić mi wyprowadzić się z ojcem, tam może chociaż komuś by na mnie zależało.
- Ojciec był alkoholikiem. Kto wie, czy nie wylądowałbyś na ulicy. Tak by się o ciebie zatroszczył.
- A ile razy zadzwoniłaś w te wakacje? Ile razy zapytałaś, jak mija mi czas? Pozwól, że odpowiem za ciebie. Dzwoniłaś dosłownie trzy razy: raz, bo się pomyliłaś, drugi, żeby zrobić mi wykład i oto jest trzeci raz. I znów na mnie naskakujesz. Czasem mam wrażenie, że na wybujałym zdaniu babci zależy ci bardziej, niż na moim! Wysłałaś mnie tu, bo typowo, byłam piątym kołem u wozu. Los chciał, żeby jednak mi się to opłaciło, bo mam teraz Lou, Harry'ego, mam Nialla i jeszcze kilku znajomych. - Kiedy wypowiedziałam te słowa, w głowie jakby zapaliła mi się lampka.
Tu nie chodziło o rozwód rodziców. Tu chodziło o fakt, że mama poznała faceta i się wprowadziliśmy, a w tym czasie zdążył pojawić się tu Louis z Harrym, którzy w miarę uporządkowali swoje sprawy, a w Niallu zaczęło kształtować się nowe, lepsze wnętrze. Kto wie, czy gdybyśmy zostali, sprawy potoczyłyby się w ten sposób. Czy nie poznałabym Lou wcześniej, ale Lou, który brał narkotyki. Starałam się nie oceniać ludzi przez ten pryzmat, lecz nie chciałam też się z nimi zadawać, bo wiem, że gdzieś w środku dążyłam do autodestrukcji. Mogłabym łatwo się w to wciągnąć, bo miałabym środki. I gdzieś jeszcze głębiej wiedziałam, że chciałam być córką, z której matka byłaby dumna, ale nie przyznawałam tego nawet przed sobą.
Dopiero teraz zorientowałam się, że mama nic nie mówi.
- Um, jesteś tam?
- Tak, zamyśliłam się. Lou to ten chłopak?
- Nie mam chłopaka. I nie zakochałam się. - Wywróciłam oczami.

- Babcia może jest przewrażliwiona, ale nie głupia, Ashley.
- Dobra, pogadamy jak serio będzie cię to obchodzić, cześć.
- Nie rozłączaj się.
- Bo? - westchnęłam zrezygnowana.
- Ponieważ chętnie posłucham o owym Lou.
- A co, George już nie ma dla ciebie czasu?
- Po prostu interesuję się twoim życiem.
- Ciekawe od kiedy. Od dziś? Bo oświeciłam cię, jak często chociażby rozmawiasz ze mną?
- Ash, rozumiem, nasze stosunki nigdy nie były zbyt przyjazne, ale chciałabym wiedzieć.
- A ja chciałabym mieć mamę, która mnie kocha, a nie uważa za punkt informacyjny, raz na miesiąc dając znak życia - odrzekłam i, nie dopuszczając jej więcej do słowa, rozłączyłam się.
W normalnych okolicznościach zabolałoby mnie to, ale matka nigdy nie miała ochoty grać większej roli w moim życiu.
Wstałam z podłogi, na której wcześniej siedziałam, oparta plecami o łóżko. Podniosłam z ziemi bluzę i kołdrę, rzucając je na prześcieradło. Nie starając się o zmianę stroju, podreptałam do kuchni, gdzie oczywiście zastałam babcię.

- Babciu, dzwoniłaś do mamy?
- Ja? Owszem. W tym domu panują jakieś zasady. Wystarczyłoby, byś odebrała telefon za pierwszym razem, a nie byłoby całej tej sytuacji.
- Był wyciszony do wibracji, a poza tym zakopany pod wieloma poduszkami, nie mogłam go słyszeć, zwłaszcza, że usnęłam.
- Och, czyli już się tam wprowadzasz?
- Co?! - wydusiłam, ponieważ: co?!
- Kiedy mówiłam, że Niall to fajny chłopak, miałam na myśli coś innego, niż spanie z nim w jednym łóżku, znikanie na całe dnie, czy chodzenie w jego ubraniach.
Wypuściłam ze świstem powietrze.
- Co takiego ci w tym przeszkadza?
- Może to, że masz szesnaście lat?
- Siedemnaście i dobrze o tym wiesz.
- To samo, pełnoletnia nie jesteś.
- Wiesz co mnie śmieszy? Te wasze wszystkie stereotypy. Dlaczego siedemnastolatkom zabrania się tylu rzeczy, a gdy już skończą osiemnaście lat, postrzegani są jak dorośli? Jakby coś w ich psychice się zmieniło - prychnęłam.
- Nie będziemy prowadzić tej rozmowy w owy sposób.
- Więc nie będziemy prowadzić jej w żaden. Idę do siebie.
- I masz rację. Możesz zostać tam do końca tygodnia.
- Co?
- To, co słyszysz.
Nie odezwałam się więcej, tylko wróciłam do pokoju. Wybrałam z szafy pudrowe szorty i czarną koszulkę, a następnie na palcach poszłam do łazienki. Zaplotłam włosy w warkocz po boku, po czym zrobiłam na powiekach oczywiście nierówne kreski i pociągnęłam rzęsy tuszem. W uszy włożyłam małe, bladoróżowe kolczyki w kształcie kokardek. Wracając do pokoju, złapałam parę creepersów. Wyjęłam z szafy mały skyowy plecak i wrzuciłam do niego telefon, pieniądze oraz czarny sweter na guziki, gdyby pogoda postanowiła jednak się zmienić. Wzięłam jeszcze okulary przeciwsłoneczne. Otworzyłam okno i wyszłam na zewnątrz. Dziadkowie nie mają ze mną łatwo, hm. Skuliłam się przechodząc pod oknem salonu, gdzie mogli siedzieć, po czym przeskoczyłam przez płot.
Kiedy byłam już w mieście wyjęłam telefon i odszukałam na liście kontaktów pozycje pod literą S.
- Tak? - Usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
- Hej Stephen, chcesz się spotkać?
- Um, jasne, że chcę, gdzie jesteś?
- Na razie jeszcze w Mullingar.
- Mam przyjechać?
- W sumie jest mi to obojętne, też mogę się wybrać.
- Spokojnie, przyjadę.
- Więc ja na ten czas idę na jakieś śniadanie. Daj znać jak będziesz na miejscu, a po ciebie wyjdę. Do zobaczenia.
- Elo - rzucił i rozłączył się.
Skierowałam się w stronę miejsca pracy Lou. Restauracja ta równie często zmieniała tematykę i wystrój, co nazwę, więc nigdy nie można było nawet konkretnie określić dokąd się idzie.
W kącie pomieszczenia od razu ujrzałam burzę loków.
- Hej Hazz! - przywitałam się, cmokając chłopaka w policzek.
- Oh, witaj Ley.
- Co u ciebie?
- A wiesz, nic nowego... Tak sobie pomyślałem... Nie chcesz może kupić mieszkania?
Zajęło mi chwilę, zanim zrozumiałam, o czym mówi.
- Żartujesz! - krzyknęłam odrobinę za głośno, bo kilka osób zwróciło na mnie swój wzrok.
Usta Harry'ego rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, a jego oczy zalśniły.
- Lou się do mnie wprowadza! Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaki jestem z tego powodu szczęśliwy.
- Twoje oczy są niczym kałczukowe kulki, trochę sprawy sobie zdaję!
Wtem podszedł do nas Louis.
- Cześć A-
- Ty mały niebieskooki gnojku, czemu mi nie powiedziałeś, że wprowadzasz się do swojego chłopaka?!
- Poniewaaaaaż - przeciągnął, lecz nic więcej nie dodał, jedynie oblał się purpurą.
- Dobra, i tak każdy argument, jaki teraz wymyślisz mnie nie zadowoli, dlatego proszę, skombinuj mi coś do jedzenia, bo jestem dziś bez śniadania.
- Się robi. - Uśmiechnął się słodko i odszedł w stronę kuchni.
Zerknęłam na Harry'ego. Mieląc między zębami wargę, patrzył w punkt, za którym zniknął szatyn.
- Hazzi. Haroooold? Harry. Ej stary. Harry Potter. Harruuuuuuu. Kochanieee. - Wyjęłam z jego napoju słomkę i zamachałam mu nią przed twarzą. Zero. Dlatego by było śmiesznie, postanowiłam włożyć mu rurkę do ucha. Dopiero wtedy skierował na mnie swój (oburzony) wzrok.
- Co ty do cholery odwalasz? - zaśmiał się.
- Wiesz, w sumie chyba pierwszy raz słyszę, jak przeklinasz, lol.
- Co za różnica. Ślicznie dzisiaj wyglądasz - powiedział.
- A czy wczoraj nie wyglądałam ślicznie? - Uniosłam jedną brew, starając się nie uśmiechać.
- Wyglądałaś. Zawsze wyglądasz. - Kiedy usłyszałam za sobą trzeci głos, o mało nie krzyknęłam. Energicznie odwróciłam głowę, stawiając czoła intensywnie niebieskim tęczówkom.
Niall ubrany był w czarne rurki, czerwony T-shirt, oraz jasną kurtkę. Kiedy zauważył, że się na niego gapię, posłał mi  uśmieszek. Odwróciłam wzrok. Blondyn wsunął się na siedzenie naprzeciw nas.
- Oj, od ostatnich razów chyba trochę się pozmieniało. Już nie zabijacie się wzrokiem. - Harry pokiwał z uznaniem głową.
- Stary, dzięki wielkie za pomoc, ale może zajmij się pilnowaniem swojego chłopaka, zanim ten nowy kelner ci go poderwie.
- Spokojnie, nie muszę się martwić - Loczek dumnie uniósł podbródek do góry.
- Hm? - mruknął Niall.
- Będziemy razem mieszkać. Jeśli da radę, to już w przyszłym tygodniu.
- Woah, no to gratulacje! - Niall wyglądał na równie zadowolonego, co Harry. Stój. Tak zadowolonym jak Harry nie był chyba nikt na świecie. A ja cieszyłam się jego (i Lou) szczęściem.
Louis przyniósł mi smaczne kanapki oraz sok pomarańczowy i postanowił wykorzystać swoją przerwę obiadową wcześniej, by z nami posiedzieć. Minęła miła godzina, a chwilę po tym, jak nasz przyjaciel musiał wracać do pracy, usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
- Dojechałeś? - spytałam, wstając od stołu.
- Tak, jestem naprzeciwko galerii handlowej. Chcesz się powłóczyć? Potem możemy skoczyć do kina na jeden z tych głupich dramatów, które tak bardzo lubisz, choć na nich ryczysz, a których ja nie znoszę, lecz poświęcę się, bo jesteś moją mini siostrzyczką. Możemy też iść na pizzę, ale po południu.
- Za to właśnie cię kocham! Już wychodzę, daj mi pięć minut. - Ukradkiem zerknęłam jeszcze na chłopaków.
Harry wciąż żył w swoim świecie pełnym Lou i serduszek wycinanych z kolorowego kartonu. A Niall patrzył wprost na mnie w sposób, jaki nie wiem, czy miałam ochotę rozszyfrowywać.
- Co? - spytałam.
- Nic - odpowiedział.
Zirytowało mnie to.
- Macie ochotę iść ze mną? - skierowałam się bardziej do Loczka.
- Dokąd? - odparł.
- Mam zamiar przejść się gdzieś ze Stephenem, moim kuzynem.
- Chętnie go poznam - odparł wesoło Harry.
- Znasz go, Hazz - skwitował blondyn, najwidoczniej już rozumiejąc, o kim mówię.
- Czekaj... Mówisz o Stephanie? O seksownej sekretareczce? Mm, no no, sądzę, że powinieneś się z nią spotkać, Romeo. - Harry mrugnął do Nialla.
- Przestań przywoływać żenujące momenty mojego życia, albo zacznę robić to samo, jeżeli chodzi o ciebie - warknął na niego chłopak.
- Horan, czy ty się rumienisz? - Harry zatrzepotał rzęsami.
Spojrzałam na blondyna i zaśmiałam się pod nosem, bo rzeczywiście - jego policzki zrobiły się lekko różowe.
- Chłopaki, możemy tak gadać cały dzień, ale mi się spieszy. Więc idziecie ze mną?
- Ja chętnie bym z tobą poszedł, ale jednak zostanę z Lou. Za to może nasza księżniczka się z tobą wybierze. - Zielonooki wstał, podszedł do Nialla i zanim ten zdążył zareagować, uszczypnął go w nadal rumiany policzek. Blondyn przewrócił oczami. Jednak kiedy Harry przyczepił swoje ręce do jego włosów, momentalnie je odepchnął.
- Nie rób tak nigdy więcej! - zastrzegł.
- Czyżbym zepsuł ci twoją idealną fryzurę? Spokojnie, nadal jesteś przystojny.
- Jeszcze jedno słowo, a pójdę do Louisa i powiem, że mnie podrywasz - powiedział poważnie, jednak jego oczy się śmiały.
- No dalej, blondasku, to będzie nasza mała, słodka tajemnica. - Harry oparł łokcie na stole, pochylając się nad Niallem.
- Dosyć - chłopak poderwał się ze swojego miejsca. - Idę z tobą, przynajmniej kawałek, bo muszę coś jeszcze załatwić. - Spojrzał na mnie.
- Okej. Pa, Harry.
- Do zobaczenia.

- W którą stronę idziesz? - zapytał Niall, kiedy zamknął za nami drzwi.
- Galerii. A ty?
- Też, ale po drodze będziemy musieli się rozstać.
- Mhm. - Nasunęłam na nos okulary.
Szliśmy normalnym tempem, nic nie mówiąc. Po dziesięciu minutach stało się to niezręczne. Spojrzałam na chłopaka, a wtedy on skierował swój wzrok w moją stronę.
- Ignorujesz mnie? - spytałam prosto z mostu, chociaż zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
- Nie, czemu?
- Błagam... - Przechyliłam głowę. - Czasem jak zaczynasz gadać, mówisz 20 minut na jednym wydechu. A jak coś ci nie pasuje, zamykasz się w sobie i nie ma z tobą najmniejszego kontaktu.
- To nie tak, Ash. Ja po prostu... Nie wiem, czasem odbieram rzeczy zbyt dosłownie.
- Mówisz o...?
- Niczym ważnym, nie zwracaj na mnie uwagi.
- Chodzi o Harry'ego?
- Nie, Harry to Harry, to u niego typowe.
- Więc o co chodzi?
Niall nic nie mówił. Po chwili usiadł na niskim murku, więc do niego dołączyłam.
- Ashley, wiesz, że gdybym mógł cofnąć czas, odszczekałbym wszystkie gówna, jakie do ciebie powiedziałem? - spytał, niepewnie zaglądając w moje oczy.
- Wiem - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Czemu pytasz akurat teraz?
- Nie wiem... Chciałbym, żebyś traktowała mnie jak Lou czy Harry'ego.
- A nie jest tak?
- A jest? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Oczywiście, że tak. Nie widzisz tego?
- Widzę, jasne, że widzę, tylko po prostu czasem zastanawiam się, czy robisz to wszystko z litości, czy serio mnie lubisz.
- Co mam ci powiedzieć, Niall? Przecież już o tym gadaliśmy. Wybaczyłam ci wszystko, okej?
Chłopak pokiwał głową.
- Gdyby było inaczej, nigdy nie opowiedziałabym ci o tacie. O anoreksji. O tym wszystkim. Nie obiecałabym ci, że nie będę bawić się żyletkami. Nie siedziałabym tu z tobą. Teraz rozumiesz?
- Rozumiem - spojrzał na mnie. Otworzył usta, by coś dodać, ale wtedy zaczął dzwonić mój telefon.
- Halo? - odebrałam, włączając wcześniej na głośnik, ponieważ dzwonił Stephen.
- Gdzie ty jesteś? Dałem ci te 5 minut, ale nie 20!
- Jestem już niedaleko. Za 10 minut będę. Idź do galerii, kup sobie coś ładnego. Mi też możesz coś kupić.
- Pomyślałem o tym wcześniej, nie jestem głupi, dzięki - powiedział lekko naburmuszony. - O ja, sweter w kotki, kupię ci jeden. I jeju mają też kocie uszka, wezmę je dla siebie i będziemy dopasowani! - W przeciągu kilku sekund rozchmurzył się do maksimum.
- Stephen, proszę, nie, nie założę tego - jęknęłam, wiedząc, że chłopak nie żartuje. Był zdolny do dosłownie wszystkiego.
- Pa, Ashley, spinaj tyłeczek, kotku - krzyknął do słuchawki i się rozłączył.
- Chcę to zobaczyć! - odezwał się podekscytowany Niall.
- Nawet o tym nie myśl!
- No wiesz, kotku, i tak załatwię sobie zdjęcie. - Posłał mi uśmieszek.
- Ugh. Czemu my w zasadzie trzymamy się z nienormalnymi ludźmi pokroju Stephena czy Harry'ego?
- Może dlatego, że ludzi dziwnych z reguły ciągnie do siebie?
- Czy to miało na celu mnie obrazić?
- To tylko niegroźne podsumowanie - zaśmiał się.
- Jak uważasz. Wstawaj, bo chłopak się nie doczeka.
Niall podniósł się z murku i szedł już nieco weselszy. W którymś momencie pożegnał się ze mną i skręcił w lewo. Dalszą drogę do galerii pokonałam sama.

- Stephen, no hej! - powitałam go, gdy wreszcie spotkaliśmy się pod jednym ze sportowych sklepów.
- 40 minut! Głupie 40 minut.
- Cii, byłam w restauracji z Harrym i Niallem.
- I nie zabrałaś ich ze sobą?
- Próbowałam.
- Kobiety i ich chęci - westchnął teatralnie.
- Ha, ha. Chodźmy.
- Czeeeekaj. - Złapał za moje przedramię. Podniósł do góry szarą torbę i rozhuśtał ją tuż przed moją twarzą.
- Nie. Spadaj. Nie.
- No coś ty, wiem, że lubisz prezenty.
- Powiedziałam: nie.
- Otwórz.
- Zapomnij.
- Kotku, no dalej. Za chwilę zrobię to za ciebie. - Uniósł jedną brew.
- Proszę bardzo.
Chłopak sięgnął do torebki i wyciągnął z niej kawałek materiału.
- Ale to... - zaczęłam. - To stanik. - Spojrzałam na niego pytająco. Złapałam za metkę. - 2 rozmiary za duży.
- To dla mojej dziewczyny, idiotko. - Uśmiechnął się głupkowato.
Potrząsnęłam głową na boki, rezygnując z pomysłu kontynuowania tej dziwnej konwersacji.
- Aleee - postanowił udaremnić moje plany - tobie też coś kupiłem.
- Zlituj się.
Wyjął z torby jeszcze jedną - mniejszą, i mi ją wręczył. Zajrzałam do środka.
- Pączki! Yay, fajnie, że zdecydowałeś, by napchać mnie jedzeniem zaraz po tym, jak skończyłam śniadanie. Ale dziękuję.
- Mam coś jeszcze.
- Hm?
Z torby, którą nadal trzymał, wysunął dwa plastikowe, płaskie pudełka.
- Jedno dla mnie i jedno dla ciebie - rzekł uradowany, wciskając mi do ręki pakunek. - Na trzy.
- Szczerze? Boję się tego otworzyć, bo domyślam się, co to.
- Raz... trzy.
Mimo wszystko rozpieczętowałam opakowanie. I tak jak się spodziewałam, znalazłam w nim kocie uszy.
- Nie dosyć, że masz dziwny gust, to jeszcze liczyć nie umiesz. - Włożyłam prezent z powrotem do pudełka.
- O nie! - Odebrał mi pudełko, zakładając na moją głowę opaskę.
- Gdzie jest ukryta kamera?
- Będziemy wyglądać perfekcyjnie - powiedział umieszczając parę uszek na swoich włosach. - Chodźmy podbić Mullingar!

- O, fotobudka, chodźmy - powiedział Stephen, kiedy kilka godzin później byliśmy już po zakupach i filmie.
Za drobną opłatą, dostaliśmy nasze bloczki zdjęć. Oczywiście w kocich uszkach.
- Idziemy do ciebie? - zapytał chwilę potem.
- Um, nie.
- Co? Czemu?
- Ponieważ... istnieje możliwość, że uciekłam.
- Chrzanisz. Raz mama za taki numer kazała mi przez tydzień spać na balkonie.
- Wygodnie?
- Kiedy gasili światła w domu, szedłem do mojej dziewczyny albo kumpla i wracałem przed wschodem słońca. - Wzruszył ramionami.
- Moja krew - zaśmiałam się.
- To co robimy? Wjazd na chatę któremuś z naszych przyjaciół?
- Kusząca propozycja.
Takim sposobem skończyliśmy w mieszkaniu Harry'ego, razem z Lou, Liamem oraz Zaynem. Nialla nadal nie było, a Danielle wyjechała na dwa tygodnie na obóz taneczny i miała wrócić dopiero za kilka dni. W sumie dziwnie było być jedyną dziewczyną w męskim towarzystwie, ale chyba powoli zdążyłam się do tego przyzwyczaić.
Około 18 wróciłam do domu, omijając płot i wślizgując się przez nadal uchylone okno. Przebrałam się w luźny T-shirt i spodnie dresowe. Rozczesałam włosy i związałam je w koka. Na nogi wsunęłam japonki i podreptałam do kuchni. Obawiałam się reakcji babci. Jednak kiedy zastałam ją czytającą przy stole gazetę, jedynie posłała mi niezainteresowane spojrzenie. Zamrugałam.
- Hej - odezwałam się.
- Hej - odpowiedziała. - Przemyślałaś swoje zachowanie? Siedziałaś w pokoju cały dzień.
Czyli że nawet nie zauważyła, jak zniknęłam. No nieźle. Musiała być zła.
- Um, tak - zablefowałam.
- Jakie wnioski?
Nie wiedziałam, co mogłabym jej teraz odpowiedzieć. Przecież nie mam zamiaru przesiedzieć wakacji pod okiem babci, nie robiąc niczego, co by się jej nie spodobało. Mam siedemnaście lat, jeżeli popełnię jakieś błędy, to będę żałować ich w przyszłości (i nie, nie mam zamiaru zachodzić w ciążę). Chcę żyć chwilą i mieć wspomnienia. Chcę po prostu normalnie żyć.
- Wnioski... Mam cudownych przyjaciół.
- Tyle? - Babcia uniosła brwi.
Wzruszyłam ramionami.
- Przyznam, jestem trochę rozczarowana.
- Babciu, proszę, określ konkretnie, czego ode mnie wymagasz, bo cóż, sama nie wiem. Czy ty w ogóle potrafisz zdefiniować swoje oczekiwania? Na początku wakacji zachęcałaś mnie do nawiązania znajomości. Następnie byłaś zainteresowana każdym, z kim gdzieś wyszłam. A teraz próbujesz zatrzymać mnie w domu, pozabijać okna dechami i wykopać fosę.
Twarz kobiety pozostała niewzruszona, jednak emocje musnęły jej tęczówki.
- Nie chcę po prostu, byś miała złamane serce. Czy to tak źle?
Powstrzymałam wydanie z siebie zintegrowanego "ugh". Dorośli myślą, że nie wiemy nic o złamanych sercach. Że jesteśmy za młodzi. Ale kiedy mamy się zakochiwać? To jest ten czas, by poznawać się na ludziach. Uczyć na błędach. A potem ustatkować.
Nie, żebym się miała w kierunku miłości.
Nie powiedziałam tego jednak na głos.
- Może po prostu chcę w końcu żyć jak normalna nastolatka? Ponieważ przez całe życie byłam odepchnięta na bok, inna, nie miałam nikogo. Żadnej przyjaciółki. I chyba się zmieniłam. Łatwiej mi nawiązywać kontakty międzyludzkie. Nauczyłam się radzić z moimi uczuciami, choćby w małym stopniu. Mówić wprost o przeszłości. Poradzę sobie, babciu. Za rok będę pełnoletnia. Już wkrótce udam się na studia, w krąg zupełnie obcych mi ludzi. Dlatego każda chwila, jaką spędzam teraz ze znajomymi się liczy. Uczę się obcować z różnymi charakterami. Uczę się dokonywać wyborów, co z tego, że niektóre mają negatywne skutki. Ulegać, ale zarazem stawiać na swoim. I pracuję na to, by każdy miał o mnie jak najlepsze zdanie. Nie zawsze mi się udaje, ale ważne, że się staram i potrafię wyciągać z tego lekcje. Szukam właściwych dróg w życiu. I wierzę, że to jest właściwa droga. I właściwe miejsce. Cieszę się, że mama postanowiła przysłać mnie tutaj. Może wyrządziłam trochę szkód, lecz to one sprawiły, że jestem teraz kim jestem. Wiesz co? Świat to porąbane miejsce pełne niespełnionych marzycieli. Życie codziennie mówi im: "Nie dacie rady, jesteście tylko małym, nic nie znaczącym pyłkiem na arenie wszechświata". Lecz jeżeli ktoś się uprze, może osiągnąć szczyty. Bo dla kogoś możesz nic nie znaczyć... Na świecie żyje siedem miliardów ludzi. Ilu z nich nigdy nie spotkasz! Oni nic w twoim życiu nie czynią, nie zmieniają. Tobie są obojętni. Ale z nimi żyją przecież inni ludzie. I dla nich są oni ważni. Każdy ma kogoś, kogo kocha, i każdy jest przez kogoś kochany. Każdy człowiek jest potrzebny - westchnęłam, kończąc swoją "przemowę".
Twarz babci zmarszczyła się. Z jej oczu zaczęły wpływać ogromne łzy.
- Um.. Wszystko okej? - speszyłam się.
Kobieta pokiwała głową i podeszła, mocno mnie przytulając.
- Wiem, że przez lata, w których najbardziej potrzebowałaś drogowskazu, nie miałaś nikogo takiego. Ale wyrosłaś na najmądrzejszą osobę, z jaką kiedykolwiek miałam okazję porozmawiać. Jestem z ciebie naprawdę dumna.
Wciąż trwając w uścisku, spuściłam wzrok na plecy babci.
- Wcale nie spędziłam dzisiejszego dnia w swoim pokoju - wyszeptałam.
- Naprawdę? - Babcia lekko mnie od siebie odsunęła.
- Mhm... Byłam ze Stephenem, Lou, Harrym, Liamem i Zaynem. - Zaczęłam wykazywać niemałe zainteresowanie moimi klapkami.
- To nic. - Kiedy podniosłam wzrok, zauważyłam, że ciepło się do mnie uśmiecha i wzrusza ramionami.
Czy starsze osoby kiedykolwiek wzruszają ramionami? Od kiedy...
- Mogłabym... Um, mogłabym przejść się do Nialla, aby oddać mu bluzę?
- Idź. Ale masz najwyżej godzinę, okej? Robi się późno.
Ugryzłam się w język, powstrzymując się od uwagi na temat tego, że po pierwsze: jest dopiero kilka minut po dziewiętnastej; po drugie: w Longford zwykłam szwędać się po parku nawet o dwunastej w nocy, gdy pokłóciłam się z mamą lub Georgem; po trzecie: mam siedemnaście lat (tak, zdecydowanie nadużywam tego argumentu, lecz jest to potwierdzony fakt!!!); po czwarte: chłopak mieszka na tej samej ulicy; po piąte: nawet trzynastolatki (i niżej) łażą do późna po całym mieście i mogłabym wymieniać dłużej, lecz babcia to babcia.
- Za pół godziny będę z powrotem. Nawet nie mam pewności, że jest w domu - oznajmiłam.

Nacisnęłam dzwonek, czekając aż Niall otworzy mi drzwi. Jednak stało się coś, czego zupełnie bym się nie spodziewała. W progu stanęła kobieta, niewiele wyższa ode mnie. Przyjrzałam się jej uważnie i gdzieś w rysach jej twarzy ujrzałam zarys twarzy Nialla. Jego mama - pomyślałam. Schowałam ręce, w których trzymałam szary materiał za siebie.
- Tak?
- Em, dzień dobry. Jest Niall?
- Nie, nie ma go.
- Aha. Dziękuję - odrzekłam, nadal jakby sparaliżowana i już obracałam się na pięcie, aby odejść.
- Czekaj! - uprzedziła mnie kobieta. Spojrzałam na nią uważnie. - To ty jesteś tą drobną sąsiadeczką, prawda? Ashley, tak?
Przytaknęłam. I wciąż stałam jak wmurowana, bo nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Coś szczególnego łączy cię z moim synem?
- Przyjaźń. - Zmarszczyłam brwi.
- Przyjaźń - powtórzyła.
Nie umiałam rozgryźć tej kobiety i, szczerze, nie miałam najmniejszej ochoty tego robić. Poza tym onieśmielała mnie. Wtem podskoczyłam jak oparzona, ponieważ ktoś złapał mnie za ręce, wyjmując z nich bluzę.
- Hej Ash. - Usłyszałam przy uchu, a po moim karku rozeszła się gęsia skórka.
Odwróciłam się do chłopaka. Zmierzył rodzicielkę ciężkim, świdrującym spojrzeniem.
- Cześć mamo - powiedział szorstko. Następnie wyciągnął mnie z podwórka, mówiąc ciche: "chodź".
Kiedy znaleźliśmy się w miejscu, gdzie nie mogła nas dojrzeć ani usłyszeć, zapytał:
- O co cię wypytywała?
- Przyniosłam ci bluzę - oświadczyłam, wskazując ją palcem i zupełnie ignorując postawione przez niego pytanie.
- Wiem, dziękuję - odpowiedział cierpliwie, lecz w jego głosie słyszałam nutę irytacji. - Więc?
- O nasze stosunki.
- O jakie stosunki? - Zagryzł wnętrze policzka, a jego oczy się ze mnie śmiały.
- Spieprzaj - mruknęłam.
- Określ się, Ash.
- Może i jestem niższa, ale spokojnie mogę kopnąć cię w kostkę, wiesz o tym, prawda?
- Nie zrobiłabyś tego. - Jego twarz spoważniała.
- No dobra, może nie, ale stop.
- Okej. Co jutro robisz? Chcesz gdzieś wyjść?
Jego pytanie mnie zaskoczyło.
- Określ się - przedrzeźniłam go i posłałam mu pewny siebie uśmieszek.
Pokręcił głową. Zmrużył oczy.
- Pójdziemy do baru, nawalimy się, a rano zostaniemy obudzeni przez staż miejską w jednym z rowów. Odwiozą nas na posterunek i tak skończy się nasza szalona przygoda. Brzmi nieźle, prawda?
- Zwolnij, dopiero co doszłam do kompromisu z babcią - zaśmiałam się i zaczęłam iść w stronę domu, więc Niall poszedł za mną.
- Pizza? - spytał w końcu. - A potem nad jezioro? No wiesz, to, co wrzuciłaś nas oboje do wody?
- Zgoda. A teraz spadam, w końcu "robi się późno", jak to powiedziała moja babcia. Powinnam kupić jej nowy zegarek?
- Zdecydowanie.
- No więc... do jutra - rzekłam, zatrzymując się pod bramą.
- Do jutra - uśmiechnął się i oboje rozeszliśmy się we właściwą stronę.


____________________________________________

Hej! Rozdział wyjątkowo szybko, a do tego niezwykle długi! Prawdopodobnie najdłuższy do tej pory, a wszystko w przeciągu tygodnia. A biorąc pod uwagę, że nad morzem praktycznie wcale go nie pisałam (większość powstała, gdy najpierw jechałam w jedną stronę 8h, a raczej stałam w korkach, a potem w drugą, stojąc w korkach 10h) pisało mi się lekko. A notatka powstaje, gdy nadal siedzę w aucie. Przysięgam, nigdy tak długo nie podróżowałam, zazwyczaj zajmowało to ok. 6-7h, ew. Sorki za to rozpisywanie się o moim życiu haha.

Oddaję rozdział do waszej oceny. Owszem, nie było najwięcej Nialla, ale sądzę, że jeżeli odpowiednio się wczytacie, możecie wyciągnąć z niego kilka lekcji. (Jeżeli je zauważyliście, napiszcie!! Ogólnie miło byłoby, gdybyście wymienili swoje fav momenty czy kwestie.)

I trochę smutno mi, że nie odpowiedzieliście pod poprzednim rozdziałem, czy chcecie, bym rozkładała 1 dzień na kilka rozdziałów, więc czekam na odpowiedzi pod owym!!!

I dziękuję, że tu jesteście! Bo gdyby nie było Was tu chociaż garstki, już dawno porzuciłabym pomysł pisania tego opowiadania. Dziękuję.

piątek, 17 lipca 2015

Rozdział dwudziesty dziewiąty. 'Autorytet'

Wdrapałam się z powrotem po schodach. Usiadłam wygodnie, zakrywając kocem nogi odziane jedynie w szorty. Niall pojawił się sekundę później.
- Wiesz, powiedziałem ci, że to magiczne miejsce. Tobie może wydawać się zwykle. Może nawet z lekka babskie. Ale miejsce to urządziła moja ciotka, która, gdy rozstała się z mężem, zamieszkała u nas na kilka miesięcy. Nie potrzebowała mebli, czegokolwiek. Chciała tylko samotności. Nieczęsto jadała z nami posiłki. Mało mówiła, zbyt przygnębiona po rozwodzie. Być może miała takie usposobienie dlatego, że niegdyś zajmowała się sztuką, a artyści jakoś tak już mają. Jednak była dużo młodsza od mamy i myślała na inny sposób niż ona. Miałem czternaście lat, kiedy u nas kątem mieszkała. To był czas, kiedy zaczynałem interesować się tym, co zakazane, wiesz. Fajki, alkohol, bójki i te sprawy. Byłem tym typowym, zepsutym chłopcem, jak to wcześniej określiłaś. Po prostu dzieciakiem, smarkaczem. Gdy rodzice nakryli mnie jak palę za domem, zrobili mi wielką awanturę. Miałem ich w dupie. Ignorując ich kazania, przyszedłem do ciotki. Patrzyła przez okno, nawet nie mrugając, kiedy opadłem głośno w stos poduszek. Myślała nad czymś. Nie przeszkadzałem jej. I za chwilę usłyszałem słowa, które wydobyły się z jej ust: "Słyszałam wszystko". Potem się poruszyła, pogrzebała pod poduszką i wyjęła spod niej zapieczętowaną nadal paczkę papierosów. "Masz. Pal. Pal tyle, na ile płuca ci pozwolą. I bądź wdzięczny mnie, jako twojej ciotce. Lecz nie przychodź, kiedy już nabawisz się raka" - powiedziała. Nie umiałem jej zrozumieć. Nigdy. Zaznaczając fakt, że ona latami była uzależniona od nikotyny. I jej sposób bycia sprawiał, że chciałem rozgryźć tą kobietę. Od tamtej pory praktycznie nie paliłem, pomijając kilka stresowych sytuacji, które musiałem po prostu odreagować. Oczywiście nie wliczając marihuany, ale to już coś innego. Kilka tygodni po incydencie postanowiła się wyprowadzić, ale zanim to zrobiła, odwiedzałem ją tu codziennie. I każdego dnia sprzedała mi jakąś cenną lekcję życia. Zapamiętałem każdą, ale dopiero ostatnio nauczyłem się z nich korzystać. Potem zniknęła pewnej nocy, zostawiając mi to - Niall sięgnął za kołnierz koszulki, wyciągając spod niej rzemyk, na którym były trzy złote zawieszki: koniczyna (podobna z lekka do mojej), krzyżyk i zdeformowane serce, przecięte krzywym napisem w innym języku.
- Co to oznacza? - Przesunęłam między palcami nierówny medalionik.
- "Nadzieja". Dużo podróżowała.
- Nie widziałam tego wcześniej u ciebie.
- Bo jak już mówiłem, dopiero niedawno nauczyłem się korzystać z mądrości mojej ciotki. Mówiła mi o uczciwości, szczerości i o walce. Do dziś pamiętam jej słowa. "Może się wydawać, że już wszystko przepadło. Że nie ma sensu stawać ponownie na starcie, skoro tyle szans poszło na marne, nie dając rezultatów, a może jedynie skutki uboczne. Pamiętaj: zawsze możesz zacząć żyć od nowa. Ucz się na błędach i wyciągaj wnioski. I nie patrz na mnie. Nie idź moją drogą, albowiem jestem tylko niespełnioną artystką, płaczącą po nieudanej miłości. Nie jestem stara. Nie. Ale potrzebuję sił, by móc znowu walczyć. Ty nie płacz nad rozlanym mlekiem, lecz staraj się wlać je z powrotem do butelki, nie ważne, jak bardzo mokrym miałbyś przez to być. Zawsze walcz o wartości, jakie się dla ciebie liczą i nigdy nie odpuszczaj, a los ci już dalej pomoże. A jeśli kochasz, kochaj szczerze. Nie baw się ludźmi, wiedząc, że za rok nie będziesz o nich pamiętać. I zawsze bądź lojalnym przyjacielem. Bądź jak jeden za wszystkich, nawet, jeżeli inni nie mieliby być jak wszyscy za jednego. Bóg tak naprawdę nie chce zła dla ludzi. To oni wybierają, którą drogą pójdą. On chce tylko pomóc nam w realizacji dobra. I jeżeli potkniesz się tysiąc razy, ale i tak wstaniesz, by spróbować tysiąc pierwszy raz, On stanie za tobą. I pamiętaj, by zawsze mieć jakieś cele. Bo ludzie bez swoich gór, nie mają czego pokonywać. I to właśnie oni są ludźmi nieszczęśliwymi. Tylko oni". - Zamilkł na chwilę. - Mam nadzieję, że jest szczęśliwa. Chcę tego dla niej, bo była moim drogowskazem, dzięki któremu znajduję się tu, gdzie jestem. Z tobą.
Patrzyłam na niego, dziwnie spokojna. Jakbym czuła, że to odpowiedni czas i miejsce. Po chwili zorientowałam się, że wciąż trzymam między palcem wskazującym a kciukiem nierówne serduszko, przez co Niall był lekko nade mną pochylony. Nie puściłam zawieszki od razu. Zrobiłam to dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam w jego oczach swoje odbicie. A może to było tyko odbicie światła.
Nie w tym życiu, dziewczyno.
Niall uśmiechnął się smutno. Odsunął się delikatnie, patrząc w inną stronę.
- To miejsce jest dla mnie odskocznią. Czasem, kiedy naprawdę potrzebuję kopa w dupę, przychodzę tu pomyśleć. Tu jest tak... czysto. Jedynie trochę poduszek i niebo. Nadal czuję tu ducha mojej ciotki. Ducha idealnego żywota i niespełnionych marzeń. A potem stąd wychodzę, mieszając się z tym wszystkim, co przyziemne. Wracam do tej strefy patosu i staram się żyć choć odrobinę pomyślniej. - Zrobił pauzę. - Czemu patrzysz na mnie jak na idiotę? - zaśmiał się.
- Nie patrzę na ciebie jak na idiotę. Po prostu... Dziwię się że wiesz co to w ogóle jest patos, a co dopiero... - Nakreśliłam obiema rękami w powietrzu okrąg, chcąc zmaterializować w jakiś sposób ogół.
Niall pokiwał głową.
- Masz z nią jakikolwiek kontakt?
-  Z ciotką?
- Tak.
- Nie. Ostatni raz słyszałem jej głos cztery lata temu, zanim zniknęła. Nawet nie mam pewności, że nadal żyje. - Chłopak zaśmiał się gorzko.
Spojrzałam w dół, na materac. Niall miał swój autorytet w postaci ciotki, która przez tak krótki czas potrafiła wbić mu do głowy słowa, dzięki którym, choć nie umiał wyciągnąć z nich nauki od razu, stał się zupełnie innym człowiekiem. Czy ja mam autorytet? Chyba nie.
- O czym myślisz?
- O niczym szczególnym.
- Chyba cię nie zasmuciłem, prawda?
- Co? Jasne, że nie.
- Przypominasz mi ją.
- Ja? - zareagowałam zaskoczona.
- Mhm. - Niall w zamyśleniu pokiwał głową. Nagle siedział bliżej niż jeszcze chwilę temu. - Jesteś do niej strasznie podobna. Nie chodzi tu o wygląd, bo ona była ruda, ale to szczegół. Mówię o wnętrzu. Jesteś tak samo uparta i zmęczona życiem, które nieustannie tobą targa. Lubujesz się w samotności, nie chcesz wokół siebie ludzi, ale tak naprawdę potrzebujesz właśnie tego. - Dotknął wierzchem dłoni mojego lewego policzka.
Zamknęłam oczy, z całych sił starając się stłumić westchnienie. Druga jego ręka zaczęła bawić się końcówką mojego rozwalonego do granic możliwości kucyka, podczas gdy pierwsza zjechała na moją szyję, gdzie jego długie palce zaczęły kreślić drobne wzorki.
- Kiedy masz urodziny? - usłyszałam nagle przy swoim uchu i nie zaprzeczę, iż wolałabym, by ta przyjemna cisza wróciła.
- Co? - ocknęłam się, otwierając wreszcie oczy.
- Kiedy masz urodziny? - powtórzył spokojnie.
- A dzisiaj jest?
Niall pomyślał chwilę.
- Szósty sierpnia.
- O... To już za kilka dni, jedenastego.
Niall niespodziewanie odsunął się, zabierając ode mnie swoje ręce.
Ugh, jak łatwo jest mnie omotać...
Spojrzałam w górę. Deszcz nadal stukał o szyby. Gdy patrzyło się dłużej, zdawać by się mogło, że leci się do nieznanego wymiaru. Kochałam to. W dzieciństwie gapiłam się na ulewy godzinami. I w pewnym momencie nie widziałam już wody. Widziałam świat, w jakim chciałabym żyć. Jednak tym razem się tak nie stało. Znów rozejrzałam się dookoła. Tak, to zdecydowanie jedyne miejsce, w jakim w tej chwili chciałam być. Mogłabym zostać tu na zawsze... Jakże to śmieszne. Niall złapał moje spojrzenie.
- O nie... - Oprzytomniałam.
- Hm? - odparł.
- Zostawiłam t-shirt na dworze do wyschnięcia.
- Skoro i tak był mokry to chyba nie jesteś ani na plusie, ani na minusie.
- Hm, no racja. - Zawahałam się nad zadaniem pytania, które już od dłuższej chwili chodziło mi po głowie. - Niall?
- Tak?
- Możemy po prostu poleżeć? W sensie: poleżeć w ciszy, nie mówić nic, najzwyczajniej odpocząć?
- Jeżeli to jest to, czego chcesz, jasne.
Ułożyłam się, niezbyt wygodnie, bo na plecach. Niall zrobił to samo, lecz po sesji mrugania, marszczenia brwi i oblizywania wcale nie suchych ust, obrócił się w moją stronę i uśmiechnął. Jego łokieć powędrował pod głowę, a oczy prosto na moje. Wtedy ja również odwróciłam się, więc leżeliśmy na wprost siebie. Po chwili jednak postanowiłam spróbować czegoś innego, chowając twarz w poduszkę leżącą tuż obok jego ramienia, a moje włosy rozsypały się na jego bluzie. Przerzuciłam jedną z nóg przez jego kolana, bo ugh, uwielbiałam to robić, leżąc obok kogoś.
- Co robisz? - zaśmiał się Niall.
- Sam powiedziałeś, że tego potrzebuję - skwitowałam. - A teraz shh. - Zamknęłam oczy i ułożyłam się wygodniej, tym razem z twarzą przyklejoną do materiału rękawa jego bluzy. Zabrał mi rękę spod głowy, więc nieco zaskoczona uchyliłam powieki, by zauważyć tylko, że przerzuca ją przez moje barki. Położyłam się znowu, tym razem przyklejona do jego boku. Przedramię oparłam na jego torsie, a nogę pozostawiłam tam, gdzie była ona wcześniej. Idealnie.
Już usypiałam, kiedy usłyszałam ciche mamrotanie.
- Kiedy przechodziłaś przez anoreksję?
Momentalnie się spięłam. Niall chyba to wyczuł, bo zaczął bawić się moimi włosami.
- Już nawet nie pamiętam kiedy to dokładnie było. Wiesz, słowo "anoreksja" jest codziennie nadużywane przez mamy nastolatek. Głodzą się one, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, jakie to poważne. Ja nigdy nie prosiłam o wystające kości i problemy. Ale po odejściu taty po prostu nie mogłam jeść. Odpychało mnie to. Brzydziło. Cały czas było mi niedobrze i czułam się wyprana z uczuć. Mój organizm odzwyczaił się od jakichkolwiek posiłków. Reagowałam oburzeniem, gdy ktoś oferował mi jedzenie. I gdzieś głęboko wiedziałam, że dzieje się źle, ale bałam się sama przed sobą tego przyznać. Bałam się przyznać tego przed kimkolwiek, nawet przed dietetykiem, choć on dokładnie wiedział, co mi jest. Przez długi okres czasu ukrywałam to również przed dziadkami, chociaż wiedziałam, że oni by mnie nie oceniali.
- Ash, proszę, nie płacz - niespodziewanie przerwał mi Niall. Dopiero teraz zauważyłam, ze rzeczywiście z moich oczu wydobywa się słona ciecz.
- Nie umiem trzymać emocji na wodzy, Niall. Nie umiem. A anoreksja to był skutek uboczny tęsknoty, a przy okazji miłości. Powiedziałeś wcześniej, że jestem silna. Nie jestem. Ale łzy choć trochę pozwalają oczyścić mi duszę i znów zbieram kolejne niepowodzenia, by móc wysłać je w wędrówkę po skórze mojej twarzy.
Chłopak nie powiedział już nic więcej. Ja też się nie odważyłam. I leżąc w tej ciszy, która przed rozmową była miła, a przerodziła się w nieco niekomfortową, zaczęłam odczuwać ulgę. Rozluźniałam się. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się resztkami dobrej atmosfery.

Coś wyrwało mnie z dosyć twardego snu. Ciemność. I ciepła postać obok mnie. Niall. Odtworzyłam w głowie ostatnie wydarzenia. Chwila... Momentalnie poderwałam się do góry.
- Niall! - Potrząsnęłam ramieniem chłopaka.
- Uhm, co?
- Która jest godzina? - Nie mam pojęcia czemu, ale szeptałam. - Gdzieś tu powinien być mój telefon. - Zaczęłam gorączkowo przekopywać się przez poduszki.
- Hej, spokojnie. - Blondyn poszperał w kieszeni jeansów, które nadal miał na sobie. - Za 18 minut północ. Troszkę nam się przysnęło. - Ziewnął.
- Dziadkowie rano gdzieś pojechali. Mieli wrócić wieczorem. Na pewno są już w domu. - Wreszcie wydobyłam swój telefon. - Cholera.
- Hm?
- 12 nieodebranych połączeń od babci i 4 od dziadka... Muszę wrócić do domu.
- A nie możesz iść dopiero rano?
- Im później wrócę, w tym gorszej sytuacji się znajdę, ehh.
- Dobra. Odprowadzę cię.
Na dworze nadal padało. Zanim zdążyłam przekroczyć próg drzwi, Niall rzucił mi jedną ze swoich bluz wkładanych przez głowę, wiszących na wieszaku.
- To tylko kilkanaście metrów.
- Ale jest zimno, a ty jesteś rozgrzana i zaraz się przeziębisz.
- Dobra... - Wsunęłam wielką bluzę na swoją własną. Musiałam wyglądać jak pingwin.
- Czekaj!
- Hm?
Niall podszedł do mnie i zaciągnął mi na głowę oba kaptury. Wywróciłam oczami, kiedy zagryzł wargę, próbując się nie śmiać. Sam też naciągnął swój.
Przebiegliśmy dystans dzielący budynki naszych domów, a gdy znaleźliśmy się pod zadaszeniem, odezwałam się:
- Dalej sobie poradzę, dzięki za wszystko. No wiesz, za wysłuchanie, zrozumienie, trochę życiowych lekcji.
- Nic szczególnego nie zrobiłem. Cieszę się, że jednak przyszłaś. A i tak na przyszłość: nie baw się więcej żyletkami, dobrze?
- Um, mhm. - Niezręcznie pokiwałam głową.
- Kolorowych snów. - Uśmiechnął się do mnie, po czym odwrócił i już zaczynał znikać w ciemności, kiedy przypomniałam sobie o fakcie, że nadal jestem ubrana w jego bluzę.
- Niall, czekaj! - Złapałam za rąbek materiału, lecz chłopak zaczął kręcić głową.
- Oddasz przy okazji. A teraz dobranoc.
- Dobranoc - westchnęłam i wyciągnęłam spod wycieraczki klucz, aby następnie dopasować go do zamka.
Zanim skierowałam się do swojego pokoju, postanowiłam zajrzeć do łazienki. Jakże duży był to błąd, ponieważ kiedy wychodziłam, wpadłam prosto na babcię.
- Gdzie byłaś? - Kobieta spytała szorstko, mierząc mnie krytycznym spojrzeniem od góry do dołu, zatrzymując swój wzrok odrobinę za długo na szarej bluzie.
- Um... Niall. - Jedynie tyle zdołałam wydukać.
- Idź już spać. Rano sobie porozmawiamy.
- Nie mogę się doczekać - mruknęłam pod nosem, wymijając babcię. Zignorowała ona moją niegrzeczną uwagę i sama skierowała się w stronę sypialni, którą dzieliła z dziadkiem.
Zrzuciłam z siebie obie bluzy oraz T-shirt. NAPRAWDĘ mocno nie chciało mi się brać prysznica, ale w końcu przemyciłam się do łazienki raz jeszcze, tym razem nie zostając zauważoną. Gdy wróciłam, rzuciłam się na łóżko twarzą w poduszki. Wymacałam pod ręką telefon, w celu sprawdzenia godziny. 00:27. Sturlałam się na podłogę, ciągnąc za sobą kołdrę. Zwinęłam się w rulon i leżałam. Telefon zawibrował. Niechętnie podniosłam się z ziemi, by po niego sięgnąć.
- Uh - wydusiłam, przewracając oczyma na widok wiadomości od operatora.
Rzuciłam telefon z powrotem na łóżko. Wtem coś dużego się na mnie zsunęło. Mrużąc oczy zobaczyłam tyle co nic. Przyłożyłam materiał do twarzy i zaciągnęłam się jego zapachem. Bluza Nialla. Ponownie układając się na podłodze, przytuliłam się do zwiniętego w kłębek, pachnącego blondynem materiału. Moje myśli powędrowały do rozmów, jakie odbyłam dzisiaj z chłopakiem. I uświadomiłam sobie, że tak naprawdę mam autorytet.
Mam Nialla.


_________________________PRZECZYTAJCIE________________________
Heeeejeczka, chcę Wam tylko napisać, że tak bardzo spinałam dupę, aby opublikować rozdział, zanim wyjadę nad morze i na szczęście się udało! A wyjeżdżam już jutro, czyli 18. I proszę, nie mówcie, że mi na Was nie zależy, bo gdyby tak było, olałabym wszystko i opublikowała rozdział dopiero po powrocie, a wracam za tydzień.

Chcę Was też zapytać: czy przeszkadza Wam to, jak rozkładam 1 dzień na kilka rozdziałów? Proszę, odpowiedź jest dla mnie ogromnie ważna, bo chcę, by przyjemnie się to czytało.

A teraz życzę wam dobrej nocy/dnia/WAKACJI i do następnego!