piątek, 11 grudnia 2015

Rozdział trzydziesty drugi. 'Smakował jak kawa i jagody'

Kolejne kilka dni upłynęło całkiem spokojnie. Nie wychodziłam nigdzie po pracy, ani przed nią, nawet nie miałam na to czasu. Wynagradzały mi to codzienne spotkania z Lou. Czasami wpadał też Harry. Ogólnie musiałam odłożyć wakacje na bok i stać się punktualna, lecz akurat to mi nie przeszkadzało, ponieważ już wkrótce miałam iść do drugiej klasy szkoły średniej, a niedługo potem - na studia, co wymagało ode mnie swego rodzaju odpowiedzialności.
Kiedy obudziłam się tego ranka, nie poczułam nic szczególnego. Nie pałałam entuzjazmem, moje urodziny już od dawna nie były dla nikogo ważne, a na mnie nie robiły wrażenia. Co roku mama klepała obojętne "wszystkiego najlepszego", po czym następował zazwyczaj telefon od dziadków. W szkole słyszałam to samo beznamiętne zdanie od kilku osób, które nie starały się nawet udawać, że ich to obchodzi, jednak były tymi, którzy muszą zachować klasę w każdej sytuacji. Nie czekałam na urodziny. Bo czemu miałabym czekać?
Wyjrzałam przez okno. Pogoda była po prostu nijaka. Wygrzebałam z dna szafy ciemne jeansy, biały T-shirt oraz grafitową bluzę. Zostawiłam włosy rozpuszczone, ale w razie co wsunęłam na nadgarstek gumkę. Nie tracąc czasu na śniadanie, pożegnałam się z babcią, założyłam białe buty i opuściłam dom.

- Cześć, Lou - przywitałam się z chłopakiem.
- Hej księżniczko. Chciałbym ci życzyć wszystkiego, co w życiu najlepsze: dużo szczęścia i zdrowia i pewności siebie. I żebyś zawsze była uśmiechnięta!
- Aw, dziękuję. - Przytuliłam się do niego. - A teraz przepraszam, ale muszę założyć mój fartuszek.
- Jasne, proszę - odparł, zdejmując uniform z wieszaka i mi go podając.


Minęło może trochę ponad godzinę, kiedy do lokalu wszedł wysoki chłopak, skręcając na zaplecze, a ja zorientowałam się, że to Niall. Było to troszkę dziwne, lecz nadal kontynuowałam wycieranie stolika, na który jakieś dziecko wylało colę. Po chwili blondyn znów się ukazał. Tym razem poszedł do mnie zdecydowanym krokiem.
- Chodź - powiedział po prostu.
- C-co? Mam pracę.
- Nie, dzisiaj masz wolne, wszystko już załatwione. - Chodź. - Wyciągnął do mnie dłoń.
Kiedy tak stałam, zwyczajnie patrząc się na jego knykcie, jego ręka poruszyła się, ciągnąc za moją i prowadząc mnie do baru. Posadził mnie na jednym z wysokich krzeseł, wyjął z dłoni szmatkę; okręcając mnie, zdjął fartuszek, po czym położył wszystko na blacie i kiwnął głową w stronę mojego szefa.
- Dzięki Lloyd. - Spojrzał na mnie, założył mi pasmo włosów za ucho i delikatnie pociągnął mnie do wyjścia.
Przy drzwiach obejrzałam się przez ramię na mojego pracodawcę, ale on tylko ciepło się uśmiechał. Kątem oka dostrzegłam też Lou, który właśnie pojawił się przy jednym ze stolików i wydawał się być usatysfakcjonowany. O co do cholery chodziło?
- Więęęc... Dokąd idziemy?
- Na spacer, przed siebie, tak po prostu. Jak ci mija dzień? - spytał, wyplątując swoje palce z moich i obejmując mnie w pasie.
- Poważnie? Ledwo zdążyłam się obudzić, ubrać i przyjść do pracy. A od rana jest raczej mało klientów.
- Jadłaś? - Spojrzał na mnie podstępnie.
- Nasłała cię moja babcia czy jak?
- Po prostu jeżeli nie, to cię gdzieś zabiorę. - Zaśmiał się.
- Niall, nie chcę sprawiać kłopotu.
- Hej, to ja cię wyciągnąłem i to ja rzucam propozycję, więc łap okazję póki jest.
- No dobra.
- Więc, gdzie chcesz iść?
- Mrożony jogurt?
- Brzmi dobrze, ale jak na drugie danie.
- Um.. Nie wiem, teraz twoja kolej.
- Hm... Może chodźmy po prostu do piekarni? Kupimy coś dobrego i pójdziemy dalej.
- Dobry pomysł. - Uśmiechnęłam się.


Kilkanaście minut później wyszliśmy z piekarni z długą bagietką, przełamaną na pół, a każde z nas dzierżyło po połowie. Poza tym Niall niósł w ręku papierową torbę z jagodziankami, ponieważ uznał, że jem za mało i czas to zmienić.
- Zapomnij! - Odwróciłam twarz od Nialla, kiedy starał się wepchnąć mi kawałek słodkiej bułki do buzi.
- Jeżeli tego nie zjesz, rozsmaruję ci jagody na policzku.
- A wtedy ja przykleję swój policzek do twojego.
Niall spojrzał na jagodziankę.
- OMG, mam nadzieję, że dosypują tam klej w proszku.
- Niall! - Zaczęłam się śmiać, a wtedy poczułam, jak chłopak pakuje mi do ust bułkę.
- Jysts nymyzlywy - wybełkotałam, przeżuwając.
Chyba zrozumiał, bo tylko wzruszył ramionami i skończył za mnie w 5 sekund.
Znaleźliśmy się w pobliżu Wh@.
- Zaczekaj tu.
Wrócił z dwoma papierowymi kubkami w dłoniach.
- Proszę. - Wręczył mi jeden z nich.
- Dzięki. - Upiłam łyka. - O nie, jaka mocna, ew. - Odkryłam wieczko, by zajrzeć do środka i zobaczyć ciemną ciecz, o silnym aromacie.
- Oj, miało być odwrotnie, nie ten kubek - zaśmiał się Niall, zamieniając pojemniki.
Znów wzięłam łyk.
- Mm, herbata. Tego było mi trzeba, zrobiło się jakoś chłodniej.
- Racja. Hej, niedaleko jest fajne miejsce, chcesz się przejść?
- A mam jakiś wybór? Prowadź.


***

Szliśmy raczej zamyśleni, ale panująca cisza była komfortowa.
- Masz jakieś marzenia? - zapytałam nagle, nawet nie wiem dlaczego.
- Staram się nie fantazjować, ponieważ nigdy nie dostaję tego, czego bym chciał. Dlatego biorę to, co daje mi los. Ale ostatnimi czasy... Zdarza mi się marzyć o tym, żeby pewna kobieta.. um, żeby moja mama mnie kochała. Żeby mi ufała. Nigdy nie mieliśmy zbyt dobrych stosunków, ale po przemyśleniu paru rzeczy doszedłem do wniosku, jak pusty byłby bez niej mój świat. No wiesz, należy jej się szacunek, bo w końcu to ona nauczyła mnie żyć. Dzięki niej stanąłem na nogach i poszedłem do przodu, po szczęście. Chcę, żeby widziała, że umiem z tego korzystać.
- Niall, przecież twoja mama na pewno cię kocha, jesteś jej synem.
Chłopak nie odpowiedział. Uśmiechnął się pod nosem, jednak nie spojrzał mi w oczy. Odniosłam wrażenie, jakby chciał mi o czymś powiedzieć, lecz nie miał na to odwagi. Coś leżało mu na sercu, o czymś rozmyślał. Ale ja nie chciałam na niego naciskać, ponieważ wiem, jak to jest.
- To tu - wymamrotał kilkadziesiąt sekund później.
- Hm?
- To jest to miejsce.
Staliśmy na środku mostu, a po obu stronach, wolnym tempem płynęła rzeka. Niedaleko był las.
Niespodziewanie Niall znalazł się naprzeciwko mnie.
- O czym marzysz, Ash?
- O spokoju - odparłam, patrząc się na jego klatkę piersiową. - O tym, żeby było dobrze. W pełni dobrze. Żeby ludzie się nie kłócili. Żeby każdy potrafił docenić to, co ma. Żeby nie było wojen, głodu, chorób... Nie wiem o czym jeszcze.
- Mówisz tak, jakbyś kandydowała na miss świata - zaśmiał się neutralnie.
- Taka po prostu jestem - westchnęłam.
- "Spokój", to dość szerokie pojęcie. A gdybyś miała być egoistką choć na chwilę?
- Chciałabym... Chciałabym, aby te wakacje trwały wiecznie, bo Mullingar to jedyne miejsce, gdzie czuję się potrzebna. Może jest to tylko wrażenie, ale po prostu... Dobrze mi tu. - Uniosłam głowę, aby spojrzeć chłopakowi w oczy. Chwilę staliśmy w ciszy.
- Ashley... Ufasz mi?
Na początku nie zareagowałam, ale chwilę potem powoli pokiwałam głową. Poczułam ręce na moich bokach, a za sekundę oderwałam się od podłoża. Niall posadził mnie na murku, który robił za barierkę. Nawet nie obejrzałam się za siebie. Ufałam mu. Stanął pomiędzy moimi nogami, a dłonie ulokował na moich udach. Nasze oczy były praktycznie na tym samym poziomie, jednak jego głowa zadarta była leciutko do góry. Nasze nosy się zetknęły. Zamknęłam oczy, ponieważ ginęłam pod spojrzeniem jego niebieskich tęczówek. Poczułam, jak na moich ustach pojawiają się inne. Przez pierwsze trzy sekundy Niall nic z tym nie robił, jednak już za chwilę jego wargi musnęły moje raz, a potem drugi raz. Przeniósł ręce na moje plecy, ciasno mnie obejmując, a ja wplątałam palce w jego włosy, całując go w tym samym rytmie, co on mnie. Smakował jak kawa i jagody. Krew szumiała mi w uszach, a może to była tylko rzeka. Chociaż na dworze było chłodno, w przeciągu sekundy zrobiło się gorąco. Nie mam pojęcia jak zapamiętałam tyle szczegółów. Czułam, jak nasze zęby się o siebie ścierają co jakiś czas, jak języki czasami się gubią, rzęsy niespokojnie wachlują, ręce na moment zatrzymują. Kiedy Niall się ode mnie odsunął, moją twarz owiał nierówny, urywany oddech. Niall znów postawił mnie na nogi. Otworzyłam oczy i zsunęłam ręce z jego włosów na szyję. Uśmiechnął się. Oddałam gest.
- Wszystkiego najlepszego.
Nie odpowiedziałam, jedynie uśmiechnęłam się szerzej i schowałam twarz w jego koszulce.
- To nasz pierwszy prawdziwy pocałunek - powiedział Niall w moje włosy. Uniosłam głowę z powrotem, a moje brwi powędrowały w kierunku linii włosów.
- Racja - przyznałam, po chwili namysłu. W tej chwili miałam ochotę się rozpłakać, bo to co przed chwilą się wydarzyło, było przyzwoleniem na to, bym mogła czuć się tu jak w domu, a nawet lepiej niż w domu, a może ja po prostu znalazłam nowy, lepszy dom. Dom, w którym ktoś się o mnie troszczył, w którym każdy o mnie pamiętał, w którym wreszcie poczułam się na miejscu, poczułam się doceniona i jak najbardziej potrzebna. - Myślisz o takich rzeczach? - spytałam po chwili.
- Nie.
Westchnęłam. To było dość sprzeczne, ale tyko z powrotem przytuliłam twarz do jego klatki piersiowej.
- Tylko kiedy jestem przy tobie - wyszeptał.


***

Niall przez cały dzień ciągał mnie w różne miejsca w Mullingar. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa, lecz bawiłam się tak znakomicie, iż nie chciałam zatrzymywać się już nigdy; mogłabym po prostu tak chodzić z ręką tego chłopaka oplecioną wokół mnie.
- Czemu nigdy nie mówisz do mnie "Ley"?
- Ponieważ dla mnie od zawsze byłaś "Ashley" albo "Ash" i tak już pozostanie. Poza tym to brzmi lepiej.
- Nie, nieprawda, brzmi jak jakiś pseudonim sceniczny.
Chłopak zmarszczył brwi, a w jego oczach dało się zauważyć śmiech.
- Nie patrz tak na mnie!
- Przecież różne dziewczyny mają tak na imię. Aktorki, piosenka-
- Właśnie o to chodzi.
- Hej, dla mnie nigdy nie będziesz "kimś kto ma sławne imię" czy coś w tym stylu. Dla mnie już zawsze będziesz kłótliwą małą Ash z niewyparzonym językiem i dużymi, ładnymi oczami.
Moje serce podskoczyło, a ja stanęłam w miejscu.
- Coś się stało?
- Uh, nie. - Wypuściłam powietrze. Po prostu nigdy nie usłyszałam od nikogo, że mam ładne oczy. Przez moment nic nie mówiłam. - Są niebieskie. Ale nie są takie jak twoje... Ani Lou ani nawet mojej babci. Są nijakie.
- Powiedziałbym, że przez większość czasu są po prostu zbyt smutne. - Przymrużył rzęsy. - Zabiorę cię jeszcze w jedno miejsce. W zasadzie dwa. Chodź.

- To ja poczekam na zewnątrz a ty idź, śmiało - oznajmiłam, kiedy blondyn usiłował wciągnąć mnie do sklepu z sukienkami.
- Zapomnij o tym, kochanie.

Przestań. Mi. To. Robić. Bo. Robisz. To. Cały. Dzień. Słyszę. Od. Ciebie. Słowa. Przez. Które. Kołuje. Mi. Się. W. Głowie. Niall.

- Sukienki naprawdę źle mi się kojarzą. - W momencie kiedy to powiedziałam, zorientowałam się, że jakimś cudem znalazłam się już w sklepie.

- Ale to tylko kawałek materiału, który po prostu nie przylega, co w tym takiego?
Zawahałam się nad odpowiedzią, jednak chwilę potem wydusiłam z siebie pierwsze słowa.
- Raz Lou zabrał mnie na twoją imprezę... Wcześniej specjalnie zaciągnął mnie razem z Harrym na zakupy i namówili na sukienkę. Chyba wiesz jak skończyła się owa impreza. - Zagryzłam wargi.
Niall westchnął.
- Nie możesz całe życie do tego wracać. Co z balem maturalnym? Jakimiś imprezami? Ślub?
- Nie.
- Ash-
- Nie, Niall. Wyzbyłam się nienawiści do ciebie i się z tego cieszę, ale sukienki to nie moja rzecz. - Odwróciłam się by wyjść. - A jak chcesz, to podziwiaj w nich inne dziewczyny - mruknęłam jeszcze na odchodnym.
Kiedy znajdowałam się kilka kroków w za drzwiami, poczułam jak ktoś praktycznie depcze mi po piętach. Gwałtownie się odwróciłam i spojrzałam w niezwykle niebieskie oczy. Zagrały w nich iskierki, zobaczyłam jak blondyn zagryza wnętrze policzka.
- Hm? - burknęłam.
- Złościsz się - stwierdził krótko. - Nie wiem o co.
- Przepraszam. Po prostu.. Po prostu: nie.
- No dobra, więc chodźmy do innego sklepu. Ale tym razem nie przyjmuję odmowy.
- Naprawdę nie chcę, abyś mi cokolwiek kupował Niall.
- Ale ja chcę. - Wzruszył ramionami.
Przez sekundę zastanawiałam się jak ubrać w słowa pytanie, które chodziło mi po głowie.
- Dlaczego to dla mnie robisz?
- Bo masz dzisiaj urodziny, a ja chcę dać ci jakiś prezent.
- Nie to. Dlaczego od jakiegoś czasu sprawiasz wrażenie, jakbyś się mną opiekował? Czemu w ogóle się mną przejmujesz?
- Ponieważ na to zasługujesz.


***

Niall zmusił mnie do przymierzenia kilku niebieskich bluzek.
- Co jest z tym niebieskim, bo nie rozumiem. Czy on jest najbardziej zbliżony do przezroczystego?
- Nah, uznałaś, że twoje oczy są "nijakie".
- Co z tego?
- Niebieski podkreśla niebieski. Wiesz, to działa jakoś tak jak "plus do plusa, minus do uziemienia".
- Co w takim razie jest minusem do uziemienia?
Chłopak nie odpowiadał przez jakiś czas. Zamiast tego zdjął z wieszaka kolejną bluzkę w kolorze niezapominajek i mi ją wręczył, po czym popchnął mnie w kierunku przymierzalni.
Kiedy byłam w trakcie zakładania koszulki, usłyszałam nagle ciche mamrotanie tuż za zasłonką.
- Jesteś moim uziemieniem, potrafisz ściągnąć mnie na ziemię, a zarazem sprawić, że odlatuję dalej niż ktokolwiek, kiedykolwiek.
Szybko opuściłam niebieski materiał w dół mojego brzucha i szarpnęłam za zasłonę. Stałam bardzo blisko Nialla. Był uśmiechnięty, jego oczy prześledziły mnie od góry do dołu.
- Idealnie. Bierzemy - zakomunikował, odwrócił mnie plecami, urwał metkę i poszedł z nią w kierunku kas, szukając po kieszeniach portfela. - A i jeszcze coś.- Odwrócił się na pięcie.
- Hm?
- Nie zdejmuj. - Puścił mi oczko, znowu zwrócił się w drugą stronę i chwilę potem zniknął z zasięgu mojego wzroku.

Kiedy już mieliśmy wychodzić, zauważyłam coś ciekawiącego i tym razem to ja przejęłam inicjatywę. Nie mówiąc ani słowa, pociągnęłam za sobą chłopaka do sklepu tuż przy wyjściu z galerii.
Skierowałam się do upatrzonego sektoru, wyjęłam dwa na oko dobre T-shirty i podałam je chłopakowi.
- Przymierz. - Uniosłam przekutą brew do góry i posłałam mu uśmiech.
- Niebieska.
- Owszem, niebieska.
- Trochę różni się kolorem od twojej.
- Co z tego, jest zbliżona, przymierzaj już, a nie tyle gadasz.
- Oczywiście, proszę pani.

- W tej wyglądasz świetnie.
- Jesteś tego pewna? - Poruszył brwiami.
- Jestem, a teraz daj mi metkę albo chodź ze mną do kasy.
- O nie, nie, nie, nie - powiedział ciągiem. - Ty tu jesteś od wyglądania ładnie.
- To trochę jak dyskryminacja.
- Nie pozwolę ci za to zapłacić.
- Więc pozwolę sobie sama. - Wysunęłam w jego stronę dłoń złożoną w łódkę.
- Nie.
- Kiedy masz urodziny? - Uniosłam brew do góry.
- Um, zgaduj.
- Listopad.
- Jak możesz być tak ograniczona! - prychnął.
- Styczeń. Albo luty.
- Jestem starszy od ciebie o rok, miesiąc i dzień. - Oparł się o ścianę przebieralni i przechylił głowę w lewo.
- Trzynasty września.
Skinął głową.
- We wrześniu już mnie tu nie będzie. Kupię ci na urodziny, no daj.
- Ile ta koszulka w ogóle kosztuje?
- Mało, a teraz daj. - Kiedy chłopak nic nie mówił, jedynie patrzył, przestąpiłam zniecierpliwiona z nogi na nogę. - Tam jest jeszcze dużo takich bluzek, przynajmniej dziesięć i każda ma kod.
Blondyn pokręcił głową.
- Nie chcę na to patrzeć. - Zdjął T-shirt przez głowę i mi podał. Wiedząc, że dopięłam swego, posłałam mu uśmiech zwycięzcy. - Jesteś strasznie uparta.
- Lubisz to - rzuciłam od niechcenia i poszłam ku kasom.


***

- Teraz nie możesz patrzeć.
- Nie bądź takiiii - powiedziałam wsiadając do auta chłopaka, kiedy byliśmy pod jego domem.
- Zero. - Wyciągnął swoje długie ramię i sięgnął do tyłu po bluzkę, którą miał na sobie rano. - Przewiąż nią oczy.
- Chcę patrzeć.
Chłopak westchnął. Wyciągnął z kieszeni telefon i mi go podał. Spojrzałam na niego zdezorientowanym wzrokiem.
- Możesz przeglądać co tylko chcesz: zdjęcia, smsy, Facebooka, ale po prostu nie patrz na boki, okej?
- Jasne. Na pewno mogę?
- Przecież ci pozwalam.
- Okej - powiedziałam lekko zażenowania i przyjęłam od niego telefon.

Jechaliśmy już jakiś czas, a ja zdążyłam obejrzeć wszystkie obrazki w galerii Nialla. W następstwie włączyłam aparat i zaczęłam przymierzać się do zdjęcia. A ja nigdy nie robię sobie selfies. Kiedy zrobiłam już jedno, a Niall akurat stanął na światłach, zawołałam jego imię. Odwrócił się, zupełnie nie spodziewając się zdjęcia. Jednak kiedy zobaczył, co robię, uśmiechnął się ciepło i wtedy nacisnęłam przycisk. Chłopak ruszył.
- Mogę je sobie wysłać? - zapytałam.
- Jasne.
Weszłam w aplikację wiadomości i zaczęłam szukać naszych rozmów. I wtem na ekranie pojawiła się nowa wiadomość. Przeczytałam ją zupełnie odruchowo.


Mama: Wyjeżdżamy z ojcem na tydzień, zaopiekuj się sobą i nie rozwal domu.

- Um, Niall..?
- Taaak?
- Twoja mama napisała.
Chłopak wypuścił z siebie powietrze.
- Co pisze?
- Twoi rodzice wyjeżdżają.
- Jakby to było coś nienaturalnego - prychnął.
Postanowiłam nie odpowiadać. To mogłoby pogorszyć sytuację, a wiem, że ludzie nie potrzebują współczucia, ale ciszy. Tej ciszy, w której dwie dusze się jednoczą i rozumieją bez słów. On chciał tylko trochę zainteresowania z jej strony... Trochę matczynego ciepła...
Niall utkwił wzrok w drodze przed nami, a ja starałam się nie rozglądać zbytnio, bo obiecałam, że nie będę patrzeć.
I nagle usłyszałam coś dziwnego:
- Przytuliłem cię wtedy...
- Co? - zapytałam zdezorientowana.
- Gdy Louis i Harry zabrali cię na moją imprezę, James i Hough zaciągnęli cię w szczelinę pomiędzy budynkami i to wszystko, no wiesz.
Spojrzałam w dół na przybrudzone czubki moich butów.
- Czemu wyciągasz stare sprawy na wierzch?
- Bo już tak dłużej nie mogę. Chcę, żebyś wiedziała.
Co wiedziała?
- Nakrzyczałaś na mnie i wyszłaś. Poszedłem za tobą. Bo mój instynkt z jakiegoś powodu nie dawał mi spokoju, chociaż to był czas, gdy jeszcze mnie irytowałaś. Po drodze cię zgubiłem aż w końcu odwidziało mi się bezkresne błąkanie po mieście. A nie chciałem wracać do domu, gdzie huczało od głośnej muzyki i okrzyków. I śmiesznym trafem rzuciło mnie akurat w tamto miejsce. Tam działo się to całe gówno. Narkotyki. Samo to słowo przypomina mi o tym cholernym okresie do którego nigdy więcej nie chcę powracać. Nie byłem uzależniony, ale wiele wysiłku wymagało wyrzeknięcie się tego. Mówię ci to, bo na każdym ciąży jakiś ciężar, a ja naprawdę nie mam komu tego powiedzieć. A ty jesteś taka delikatna i dobra... Nie wiem.
- To miłe. - Uśmiechnęłam się, cały czas patrząc w dół.
- Dobra, a teraz zamknij oczy, bo jeszcze dwie minuty i będziemy na miejscu.
Wykonałam jego polecenie. I rzeczywiście, już za chwilę Niall pozwolił mi wyjść z auta, ale zakrył moje oczy dłonią, a chwilę później poczułam, że na mojej twarzy ląduje materiał.
- Musiałeś? - zaśmiałam się.
- Yup.


Niall złapał mnie za rękę. Chwila! To nie był on! Ręce Nialla są większe... Ktoś inny wsunął swoje palce między moje z drugiej strony i to też nie był Niall. Jego dłonie są mniejsze... Pierwsza moja myśl brzmiała: "Co jeśli to są ci faceci, o których wspominał chłopak gdy jechaliśmy?" ale potem uświadomiłam sobie, że przecież to blondyn mnie tu przywiózł, a on nigdy by tego mi nie zrobił, nawet jakieś 5 lat temu, oraz fakt, że już kiedyś trzymałam tą mniejszą dłoń. Tak, jestem bardzo drobiazgowa.
- Louis? - Potarłam kciukiem knykcie chłopaka. - A skoro Louis to... Harry? Harry, to ty? - Ścisnęłam większą rękę. - Mogę już pozbyć się tego czegoś co mam na głowie? Haloo, czemu odpowiada mi cisza? - Przestąpiłam z nogi na nogę.
Usłyszałam nieopodal tłumiony chichot, po czym jakiś cienki głos wypowiedział "trzy, dwa.. już". Nagle koszulka zawiązania na moich oczach zniknęła, a do moich uszu dotarł krzyk:
- Wszystkiego najlepszego!
Znam to podwórko. Posiadłość Stylesa. Wciąż oszołomiona próbowałam zarejestrować każdy szczegół.
Najpierw przytulający mnie Harry i Louis. Potem otwierający szampana Stephen. Klaszczący i śmiejący się głośno Liam. Podrzucający tekturową czapeczkę w kształcie stożka Zayn, z urodzinową trąbką między zębami. Victoria, trzymająca jakieś pudło, a tuż obok niej Danielle. Obie bardzo szeroko się uśmiechały. A na końcu Niall, z lekko wygiętymi kącikami ust, które gdy tylko na nie spojrzałam ułożyły się w słodkie, nieme "wszystkiego najlepszego". Mimo że miał na sobie niebieską koszulkę, to i tak największą działkę mojej uwagi dostały jego oczy. Uśmiechnęłam się ciepło, po czym z powrotem spojrzałam na całą grupę.
- Dziękuję wam tak bardzo! - krzyknęłam i rozłożyłam ramiona, będąc świadomą, że są one zbyt krótkie, by pomieścić w nich wszystkich i prawdopodobnie zostanę zgnieciona - co doszło do skutku.
Zostałam obrzucona życzeniami urodzinowymi, a już za chwilę w moje ręce trafiło pudełko, które dziewczyny trzymały. Poczęłam rozwijać papier.
- Jak możesz tak dokładnie i cierpliwie odklejać każdy kolejny kawałek taśmy, rozerwij to w końcu! - Usłyszałam głos Stephena.
- To są moje urodziny, więc ty musisz na to wszystko patrzeć braciszku. - Posłałam mu w powietrzu buziaka. Jeszcze kilka ruchów i... - Gotowe. - Odłożyłam papier na bok. Odkryłam wieczko. Moim oczom ukazały się śliczne fioletowe martensy. - O mój Boże, piękne! - Krzyknęłam. - Ale one musiały kosztować fortunę. - Spojrzałam na nich niepewnie.
- Hej, jest nas dość sporo, poza tym stać nas jeszcze żeby kupić ci coś fajnego - zaśmiał się Liam. Uśmiechnęłam się do niego ciepło i wróciłam wzrokiem do mojego prezentu.
- Dziękuję waaam - przeciągnęłam i zaczęłam zdejmować trampki tylko po to, żeby przymierzyć nowe buty.

Kiedy wciągnęłam jednego na nogę, wstałam z ziemi.
- Skąd w ogóle wiedzieliście?
- Byliśmy razem na zakupach, więc znam twój rozmiar buta. - Mój kuzyn wzruszył ramionami.
- Poza tym kiedy bawiłem się twoimi rzeczami, natrafiłem na wiele ciekawych danych. - Louis poruszył zabawnie brwiami, a gdy trąciłam go łokciem, szeroko się uśmiechnął i przyciągnął mnie do swojego boku.
- Jak byliśmy nad wodą, wyłowiłaś but - zaśmiał się Zayn.
- I powiedziałaś coś jak: "Teraz pora na nową parę creepersów dla mnie" - kontynuował Niall. - A twoim ulubionym kolorem jest fioletowy. Tak na marginesie, próbowałem ich przekonać, żeby zamówili martensy w kolorze moich oczu, ale zostałem przegłosowany. - Chłopak udawał oburzonego, chociaż już za chwilę znów się uśmiechnął.
- I ogólnie jesteś taka "zbuntowana" i lubisz buty, zwłaszcza masywne, więc oto i twój prezent! - powiedział Harry.
- Ale tylko my z całej ekipy mamy tu gust - pokwitowała Danielle, unosząc jedną brew do góry i przybijając z Tori piątkę.
- To chore, rozumiesz, że ściągnęli mnie tu z drugiego końca kraju? Dobra, to mała przesada, ale uznajmy, że tak było. Jednak czego nie robi się dla ukochanej małolaty, ach.
Pokręciłam głową. Kochałam tych ludzi. Wiedzieli o mnie tak dużo, a ja nie musiałam nawet zbyt wiele im mówić.
- Hej, chyba nie będziemy tak stać? Ognisko czeka! - zakomunikował Lou.
- Ogni-co? - powtórzyłam.
- Nie wmówisz żadnemu z nas, że nigdy nie byłaś na ognisku.
Pokręciłam głową. Moje oczy były szeroko roztwarte. Cieszyłam się jak dziecko. A to tylko trochę drewna i ogień.
- Żartujesz?
- Nie, naprawdę.
- To dość dziwne - skwitował Liam. - Trzeba to nadrobić!


Siedzieliśmy wokół ognia już około godziny, co było dla mnie prawdziwą frajdą, lecz w końcu zdecydowaliśmy, że czas przenieść się do stołu.
- Hej Zayn, a co z Mary? Nie zabrałeś jej ze sobą? - spytałam chłopaka, podczas gdy inni byli zajęci rozmową o jakimś koncercie. Wydawało mi się, że jeszcze tylko Niall zwrócił się w naszą stronę i zaczął czekać na relację Zayna.
- Um.. Jakby to powiedzieć.. Dość dobitnie dała mi do zrozumienia, że nie chce się ze mną spotykać.
- Przykro mi - zmieszałam się.
- Ale ty nadal masz u niej szanse.
Zmrużyłam oczy.
- Nie rozumiem.
- Okazała się być lesbijką. Nie mam pojęcia czemu wtedy się ze mną umówiła, ale kiedy odwiozłem ją do domu, zakomunikowała, że nie interesuje się chłopcami i że o wiele bardziej wolałaby robić różne rzeczy z tobą.
Na słowa chłopaka wytrzeszczyłam oczy.
- Nie chcę wiedzieć niczego więcej. Nawet przecinka.
Niall zaczął śmiać się pod nosem.
- Nigdy więcej nas nie podsłuchuj - warknął na niego Zayn, jednak jego oczy się śmiały, a za chwilę rozciągnął usta w uśmiechu.
- Dlaczego miałbym tego nie robić? - Blondyn uniósł brew do góry.
- Ponieważ zdradzam właśnie Ashley poważne sekrety. Wiesz, chwila prawdy zanim ostatecznie zdecydujemy się na ślub.
- Nie pozwolę ci się z nią ożenić. - Niall znów się zaśmiał.
- Bo?
- Bo zniszczysz ją doszczętnie - odpowiedział po krótkim zawahaniu. Czyżby miał coś jeszcze na końcu języka?
- Powiedz to wprost Horan - wyszydził go Zayn i począł się śmiać.
Poczułam jak wokół moich pleców owija się ręka. Dostałam gęsiej skórki na karku.
- Bo jeśli tylko jej dotkniesz, powybijam ci wszystkie palce i połamię ręce - odparł jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, po czym wytknął do mulata język.
Poczułam, jak moje policzki oblewają się różem. I tak, poczułam odprężenie. I dziwne ciepło. Wygodniej usadowiłam się przy boku Nialla. A potem zorientowałam się, że oczy Lou zwrócone są w naszą stronę. Mrugnął do mnie i delikatnie, wręcz niezauważalnie skinął głową.


Kiedy zeszło piwo, Harry począł pytać kto chce drinka.
- Ash?
- Hej, powoli, jestem dzisiaj za nią odpowiedzialny, jej babcia ukręci mi głowę, a potem odłoży na swoje miejsce, by móc to zrobić ponownie - wyrzucił z siebie Niall.
- Spokojnie, nie jest aż taka groźna. Chcę jednego.
Loczek napełnił moją szklankę wódką i sokiem. To samo zrobił z naczyniem Danielle, Tori, Zayna i swoim, ponieważ nikt inny nie chciał. Pociągnęłam łyk, po czym wstałam ze swojego miejsca, słysząc, że mój telefon dzwoni. Chcąc uniknąć hałasu powodowanego przez muzykę i rozmowy, skierowałam się do domu i dopiero tam odebrałam. Była to babcia - pytała czy wszystko w porządku oraz czy ma czekać na mój powrót. Powiedziałam jej o ognisku oraz zakomunikowałam, że może spokojnie iść spać, a zarazem uspokoiłam ją, że nie wrócę późno. Kiedy się rozłączyłam, skierowałam się ku łazience.
Już miałam wychodzić, kiedy zauważyłam w rogu wagę. Wysunęłam przedmiot odrobinę, po czym na niego weszłam. Moim oczom ukazały się liczby 4 i 9. 49 kilogramów! 49! Wpadłam w zachwyt. To więcej niż ostatnio. Kiedy trafiłam do szpitala ważyłam tylko 38 kilogramów. Musiałam przytyć przynajmniej 9. A od czasu, gdy w końcu mnie wypuścili, moja waga cały czas się utrzymywała, nawet, kiedy starałam się choć odrobinę przybrać. Uśmiechnęłam się. Nie jest źle. Nie wrócę do anoreksji. 
Odstawiłam wagę na jej pierwotne miejsce, otworzyłam drzwi i wpadłam na Lou. Uśmiechnęłam się do niego ciepło - być może z lekka była to sprawka alkoholu.
- Pogadamy? - Oddał uśmiech.
- Jasne. Wolisz tutaj czy na zewnątrz?
- Tu. Chodźmy do kuchni.
Nie zapalając światła, usiedliśmy w półmroku, a przez chwilę panowała cisza.
- Niall to dobry chłopak - powiedział szatyn.
- Do czego zmierzasz..?
- Uważaj na niego, dobrze?
- Um, co? - spytałam zdezorientowana.
- Po prostu... Całe życie się kłóciliście i nagle coś pomiędzy wami jest.. Nie jestem ekspertem, ale to chyba nie zdarza się za często.
- Louis, po pierwsze: wiem na czym stoję, a te wszystkie kłótnie były efektem niedomówień. Poza tym, czy coś pomiędzy nami jest?
- Nie zrobisz ze mnie głupca, Ley.
- Nie próbuję. Sama się chwilami zastanawiam.
- ...Podoba ci się?
- Nie mogę ci tego powiedzieć.
- Czemu?
- Bo jeśli powiem że tak, istnieje możliwość, że spytasz co lubię w nim najbardziej, a wtedy mogę widzieć w tobie konkurencję. - Zamknęłam oczy i zaczęłam bujać się na krześle, jednocześnie potrząsając głową na boki.
Lou wydał z siebie cichy chichot.
- Chyba jednak odrobinę za dużo wypiłaś.
Ignorując jego wypowiedź, odpłynęłam na chwilę.
- Tak sobie myślę Loueh... Jeśli kogoś lubisz, to nie wiesz za co. Po prostu to czujesz.
- Święta prawda.
Wstałam, by obejść wysepkę kuchenną i stanąć tuż za chłopakiem. Przyłożyłam usta do jego ucha, a łokcie oparłam na jego ramionach, co było możliwe tylko dlatego, że wciąż siedział.
- Ale muszę przyznać, że jego nogi są pociągające. I oczy. I ma seksowny tyłek - szepnęłam.
Louis nie zdążył pohamować śmiechu. Szybko zakrył usta dłonią.
- Oglądałaś tyłek Horana?
- A ty tego nie robiłeś? - Odchyliłam głowę, aby spojrzeć na niego z głupkowatym wyrazem twarzy. Kiedy nic nie powiedział, naprostowałam: - Nadarzyła się okazja - odparłam, cmoknęłam go w policzek i skierowałam się w stronę drzwi.
- Alkohol robi z tobą dziwne rzeczy, słonko - zawołał za mną.
- Nie jestem pijana ani trochę - odkrzyknęłam, wychodząc z kuchni Harryego udając modelkę Victoria's Secret.
- Ashley! - Usłyszałam jeszcze, gdy byłam już poza framugą, w której powinny być drzwi, jednak ich nie było. Chłopak brzmiał, jakby właśnie sobie o czymś przypomniał. Zwróciłam.
- Tak?
- Sprawdź jeszcze raz zawartość pudełka, w którym były buty, tym razem dokładniej.
- Zrobię to w domu, obiecuję!


Z potworem wsunęłam się na miejsce obok Nialla.
- Przytyłam 2 kilo! - powiedziałam entuzjastycznie, patrząc na blondyna.
- To świetnie - ucieszył się.
- Jezu, Niall, czy ty żyłeś wśród małp? Powinieneś powiedzieć coś w stylu: "Ojej przykro mi, pozwolę ci biegać za moim samochodem" ale nie to - rzuciła Danielle.
- Co? - Chłopak zmarszczył brwi. - Nigdy? - Widziałam jak iskierki w jego oczach zgasły. W tym momencie chyba zrobił się odrobinę zły na dziewczynę. Nie chcąc być tego powodem, złapałam dłoń chłopaka i zaczęłam się nią bawić, chcąc powiedzieć mu tyle co: "Jest okej".
Wtem do stolika wróciła Tori, wcześniej rozmawiająca przez telefon.
- Coś pominęłam?
- Niewychowanie blondasa - westchnęła dziewczyna.
- Tu nie o to chodzi. Po prostu przechodziłam przez anoreksję. - Przez moment patrzyłam dziewczynie w oczy, ale po chwili odwróciłam wzrok w kierunku ognia.
"Po prostu".
- Nie wiedziałam - wydusiła Danielle - przepraszam.
- Już jest w porządku, naprawdę.
Widziałam, jak jej oczy zaszły łzami. Liam próbował coś z tym zrobić, ale chyba nie wiedział co, więc tylko pogłaskał ją po policzku. Wstałam ze swojego miejsca i przysiadłam się do niej, z lekka przepychając Harry'ego. Zarzuciłam ramiona na jej barki i przysunęłam usta do jej ucha.
- Zapamiętaj: nie masz obowiązku brania na siebie problemów innych. Możesz to robić, ale nie musisz. Ale przeszłość jest przeszłością, nie baw się nią i nie wracaj do niej. Ani do niczyjej. Nie warto rozdrapywać starych ran, bo to przynosi tylko ból.
Odsunęłam się od niej i ciepło uśmiechnęłam. 


Nie do końca wiem, jak to wyszło, ale następnie leżeliśmy wszyscy na trzech kocach, na których zdecydowanie było za mało miejsca, i gapiliśmy się w gwiazdy. Niebo było nieskazitelne i wręcz czarne, drobne punkciki usiane jeden przy drugim żarzyły się jasno, a los śmiał się do nas z góry. Panowała zupełna cisza; każdy był zbyt oczarowany, aby cokolwiek mówić. Przez pled przebijał chłód od ziemi, która powoli pokrywała się perełkami rosy, jednak ściśnięta ramię w ramię z Niallem i Lou na tak małej powierzchni jak 2 metry kwadratowe, czułam się bezpiecznie i ciepło. Prawdopodobnie patrząc z boku, byliśmy podobni nieco do postaci 'Titanica', które otarłszy się o śmierć, cali mokrzy i przerażeni, wyglądając z szalup, unosili swe podbródki ku niebu, szukając nadziei zapisanej w gwiazdozbiorach. Jednak my byliśmy inni. Staliśmy się jedną masą i jedną duszą. Byliśmy w tym momencie szczęśliwi, jestem pewna i mogę śmiało powiedzieć, że tyczyło to się każdego z nas. Jeżeli chodzi zaś o mnie, jeszcze nigdy w moim życiu nic nie było tak stałe. Nic nie było tak idealne. Poczułam nieskończoność.

- Za dwadzieścia, trzydzieści czy pięćdziesiąt lat będzie tak samo? - usłyszeliśmy zachrypnięty głos Liama.
- Co masz na myśli? - odparł Louis.

- Nadal będziemy trzymać się razem? Spotykać na naszych imprezach, urodzinach dzieci i takie tam?
- Ja nie wybiegam poza dzień jutrzejszy - odetchnął cicho Niall. - Ale mam nadzieję, że ten sentyment pozostanie już na zawsze... To są nasze najlepsze lata, niby jesteśmy dorośli i faktem jest, że stoimy u progu życia, ale szczerze nadal jesteśmy tylko dzieciakami, które w swoim życiu narobiły wspólnie dużo bałaganu, a sprzątając go zbliżyły się do siebie jeszcze bardziej.
- Święte słowa - westchnął Harry.
Obróciwszy głowę, widziałam, jak Tori chowa się pod ramieniem Stephena. Uśmiechnęłam się lekko. Znów spojrzałam do góry.
- Przyrzeknijmy sobie, że nigdy nie zapomnimy o tak cudownych przyjaciołach, jakich mieliśmy - znów odezwał się Liam.
Znad ziemi wyrosła ręka, drobna i wypielęgnowana, musiała należeć do Danielle. Wysunęła ona swój mały palec, a Liam zaczepił o niego swój. Następnie wyciągnął rękę w stronę Harrego, aby zrobił to samo. Po chwili utworzyło się ładne kółeczko, ponieważ Niall podparł się na jednym boku i wyciągnął ramię nad wszystkimi, aby złączyć swój mały palec z tym Stephena.
- To, co w tej chwili robimy jest co najmniej gejowskie - powiedział w tej samej chwili, gdy to zrobił i zaczął się śmiać, a Zayn go poparł.
- Illuminati! - krzyknął Louis dla rozładowania sytuacji, a wszyscy wydali się odprężeni i cicho się zaśmiali.
- Będziemy paczką już zawsze? - powtórzył Harry.
- Zawsze.
- Zdecydowanie.
- Tak.
Uśmiechnęłam się. W chwili, gdy wciąż nie zepsuliśmy tego jakże rozległego pinky promise, niebo musnęła leciutko gwiazda, pozostawiając na ułamek sekundy piękną smugę.
- Widzieliście?! - krzyknęłam podekscytowana.
- Mhm.
- Yup. Los trzyma za nas i za naszą obietnicę kciuki.
Z powrotem opadliśmy na koce. Leżeliśmy tak jeszcze chwilę. W pewnym momencie odwróciłam się do Louisa plecami, uczepiając się boku blondyna.
- Co robisz? - zapytał.
- Śpię - zachichotałam.
Wsunął mi pod głowę ramię i przyciągnął mnie bliżej. Odsunęłam kawałek bluzy i T-shirtu od jego ciała i wsunęłam swoje zimne dłonie tak, że stykały się z gorącą skórą chłopaka.
- Jakie ziiimne.
Nie miałam siły odpowiedzieć, byłam upiornie zmęczona. Wydałam z siebie urywane, senne westchnięcie. I mimo tego, że praktycznie spałam i mimo tego, że zapewne Louis właśnie rozmyślał nad moim życiem, a leżał obok, zaczęłam delikatnie łaskotać Nialla po boku.
- Nie, Ash, nie rób tego. - Mięśnie jego brzucha napięły się pod moimi palcami. Zaczął się wiercić, ale ja nie przestawałam.
- Ash-ahah. Stop. - Złapał moje ręce i przyciągnął je do klatki piersiowej. Następnie przez chwilę na mnie popatrzył, zaciągnął mi na głowę kaptur, pociągnął odrobinę rękawy w dół, tak, że zakrywały moje knykcie i znów mnie objął. Wszyscy leżeli tak cicho, że wydawało się, jakbyśmy byli tu sami.
- Halo, ludzie, zaraz dojdzie do tego, że wszyscy uśniemy na tej zimnej ziemi - powiedział zaspanym głosem Lou.
Cała grupa się podniosła, jęcząc coś o zmęczeniu. Byłam na samym końcu, ciągnięta do góry przez Nialla. Spojrzałam w kierunku Liama. Trzymał na rękach Danielle. Spała.
- Chyba będę się zbierał - zakomunikował półgłosem. - My będziemy - dodał, skinąwszy głową w stronę dziewczyny.
- Okej - odpowiedział Louis.
- Dziękuję, że przyszliście - uśmiechnęłam się.
- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, Ashley - odparł Payne.
- Dziękuję.
- Też chyba spadam - powiedział Zayn.
Takim sposobem oprócz właścicieli posiadłości czyli Harrego i Lou, została tylko Tori i Niall. Reszta wykombinowała sobie wzajemnie transport i opuścili imprezę - lub to, co z niej pozostało. Stephen z Zaynem wzięli razem taksówkę. Liam był kierowcą i zabrał Dani do siebie. Domownicy domownikami. Niall wypił tylko jedno piwo na początku przyjęcia. Pozostawała jedna kwestia: Victoria.
- Dziś nocuję u ciebie, maleńka. Babcia jeszcze nie wie, ale to się załatwi jutro. Możliwe, że zostanę na odrobinę dłużej.
- Naprawdę?! Nie wiesz jak się cieszę.

Pomogliśmy w sprzątaniu, więc już około 3 nad ranem wszystko wyglądało tak, jak powinno. Pożegnaliśmy się z chłopakami.
- Hej, Ash, prezent! - Harry zaczął mnie gonić z torebką.
- Ojej, no racja, zapomniałabym!
- I zajrzyj do środka uważniej - puścił mi oczko.
- Wiem, Louis mi mówił. Ogólnie to chyba nie będę w stanie odpowiednio wam podziękować do końca mojego życia. - Spojrzałam w stronę, gdzie tliło się jeszcze ognisko, chociaż praktycznie wygasło.
- To drobiazg, Ash. A teraz dobranoc kochana.
- Dobranoc.


Byliśmy może na połowie drogi, przejeżdżaliśmy przez las. Siedziałam z Tori z tyłu - spała mi na ramieniu. W pewnym momencie uniosła głowę. Przez chwilę patrzyła przed siebie.
- Niall? Możesz się zatrzymać?
- Coś się dzieje?
- Niedobrze mi.
- Już zjeżdżam.
Dziewczyna szybko wysiadła. Zanim zdążyłam wyjść, Niall już trzymał włosy Tori, która się  pochylała. Zdjęłam z nadgarstka gumkę, którą rano na niego wsunęłam, i je nią zebrałam.
- Za dużo drinków, hm? - mruknęłam.
Dziewczyna usiadła na ziemi.
- Od rana źle się czuję, ale racja, może za dużo.
- Ha, a Lou zarzucał mi, że to ja niby się upiłam.
- Ty? Jesteś bardziej trzeźwa niż na co dzień - prychnął.
- Dzięki.
- Proszę bardzo. Ostatnio byłaś pijana chyba na początku wakacji... Hm, to dziwne, ale nie wymiotowałaś wtedy, mimo swojego stanu.
- Może dlatego, że nie miałam czym. ...To był popieprzony czas. Skończmy ten temat.
Victoria znów zginęła się wpół i złapała za brzuch. 
- Ty się dobrze czujesz? - zapytał, patrząc mi w oczy.
- Tak.
Skinął głową, po czym podszedł do auta, otworzył barek i wyciągnął z niego butelkę wody. Kiedy szatynka skończyła wymiotować, podsunął jej ją. Wzięła łapczywy łyk.
- Czujesz się lepiej? - zapytałam.
- Mhm.
- Posiedźmy jeszcze chwilę. Jest świeże powietrze - zakomunikował Niall.


Wróciliśmy do domu około czwartej. Co prawda mówiłam babci, że będziemy w domu wcześnie... Ale przecież nie musi o niczym wiedzieć. 
Zaprowadziłam Tori do mojego pokoju, dałam jakieś ubrania i wysłałam ją do łazienki. Wyszłam jeszcze na chwilę na dwór. Powietrze było zimne, ale rześkie i powoli robiło się jasno.
- Dziękuję za to przyjęcie. I ogólnie dziękuję za dzisiejszy-um wczorajszy  dzień. - Zakołysałam się na piętach.
- Nie musisz mi dziękować. To był naprawdę przyjemny dzień.
Uśmiechnęliśmy się do siebie. Niall rozłożył ramiona, więc się do niego przytuliłam. Nie trwało to co prawda zbyt długo, ale czułam się tak bezpiecznie i statecznie jak nigdy. Uniosłam podbródek do góry. Chłopak przeczesał moją potarganą zapewne grzywkę swoimi długimi palcami.
- Zobaczymy się jutro? - wymamrotałam, a fakt, że gardło miałam przeciśnięte do klatki piersiowej Nialla sprawiał, że mój głos był trochę zdeformowany.
- Jasne - odparł, patrząc na mnie w dół. Nawet z podsinionymi od zmęczenia oczami wyglądał cudownie. Żel już dawno wytarł się z jego włosów i teraz śmiesznie opadały na jego czoło. W kącikach oczu powstały małe zmarszczki, gdy się uśmiechnął. Płynnym ruchem schylił się, a jego miętowy od żutej niedawno gumy oddech owiał moją twarz. Pocałował mnie w czubek nosa, a sekundę później jego usta otarły się o moje. Nawet nie zdążyliśmy poprawnie ich złączyć - przed domem zapaliło się światło. Wiedziałam, co za chwilę nastąpi, dlatego odsunęłam twarz od Nialla, ale naprawdę nie chciało mi się wyplątywać z jego ciepłych ramion. Kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, zrobiłam mechaniczny krok w tył, a potem dwa w prawo. Niczym żołnierz. Żołnierz, który już za chwilę stanie twarzą w twarz z wściekłym komendantem.
- Dobry wieczór - odezwał się chłopak.
- Mamy już ranek, młody człowieku, ale doceniam twoją kulturę osobistą. Um, Ashley, natknęłam się przez przypadek na Victorię, chcąc skorzystać z łazienki. Trochę zadziwiający był widok mojej wnuczki, myjącej zęby z zamkniętymi oczami, opierającej się o ścianę i praktycznie śpiącej, a jeszcze bardziej zaskoczyło mnie, gdy zorientowałam się, że to nie ty. Ale już cię znalazłam, więc czy mogłabyś pożegnać się z kolegą i, proszę, iść już do łóżka?
Złapałam się za głowę.
- Już idę - ziewnęłam. - Dobranoc, Niall. - Odwróciłam się na pięcie, stanęłam na palcach i cmoknęłam go w usta. Oddał gest w tej samej sekundzie, ówcześnie zorientowawszy się, co mam zamiar zrobić. Widziałam, jak na jego wargi wkrada się cwany, tryumfalny uśmieszek, który za wszelką cenę chciał pohamować, aby nie zezłościć mojej babci.
Następnie najzwyczajniej w świecie pomaszerowałam do domu. Żołnierzu: zadanie wykonane znakomicie! Zaśmiałam się pod nosem, przekroczywszy próg domu. Babcia tylko pokręciła głową i postanawiając nie komentować mojego zachowania, skierowała się do sypialni swojej i dziadka.

____________________________________________________________________________
TAK, MOŻECIE MNIE ZABIĆ. TAK, ROZDZIAŁU NIE BYŁO 3 MIESIĄCE I 2 DNI. TAK, GŁUPIO MI - I TO BARDZO. Wiem, że te słowa nic nie zmienią, ale naprawdę mi przykro. Sporo nauki, a poza tym cały czas starałam się jednak coś pisać. Nawet nie byłam świadoma tego, jak długi w sumie wyszedł ten rozdział, ale mam nadzieję, że to zrekompensuje Wam to długie czekanie. Następny pojawi się szybciej - obiecuję. x


Jeżeli mogę w jakiś sposób Was informować o kolejnych rozdziałach - piszcie

piątek, 18 września 2015

Informacja

Hej miśki! Wystąpiły pewne komplikacje, otóż w moim telefonie coś się popsuło i w ogóle nie pokazuje mi się klawiatura. Dlatego też nie mogę pisać będąc na telefonie - którego 3/4 czasu nie mogę nawet teraz znaleźć ponieważ nie jest użyteczny lmao. Poza tym mam mało czasu, co spowodowane jest nauką. Jednak postaram się, by post pojawił się jak najszybciej. I nie uciekajcie nigdzie!! Kolejny rozdział będzie dość znaczący;-)

środa, 9 września 2015

Rozdział trzydziesty pierwszy. 'Mogłaś jednak zdjąć tą bluzkę'

DOPÓKI NIE POJAWI SIĘ PRZYNAJMNIEJ 5 KOMENTARZY - NIE ZACZNĘ PISAĆ NOWEGO ROZDZIAŁU
DOPÓKI NIE POJAWI SIĘ PRZYNAJMNIEJ 7 KOMENTARZY - NIE DODAJĘ
I PROSZĘ KAŻDEGO, BY SIĘ PODPISAŁ W JAKIŚ SPOSÓB

- Idziesz na randkę?! - Na te słowa, wypowiedziane wręcz sopranowym tonem głosu, odsunęłam telefon od ucha ponieważ, ałć, moje bębenki.
- Czy "szykuję się" naprawdę jest z tym jednoznaczne, mamo?
Rodzicielka zadzwoniła do mnie już z rana, pytając o moje samopoczucie i plany na dzisiejszy dzień. Czyli moje słowa trochę do niej dotarły?
- Nie wiem, mam jedynie nadzieję, że przedstawisz mi Louisa.
- Ta, przedstawię ci Lou. - Wywróciłam oczami w duchu śmiejąc się z tego, jak mało wie i zostawiając ją z mylnym przekonaniem, że wychodzę z szatynem. - Muszę kończyć.
- Jeszcze jedno.
- Taa?
- 22 sierpnia po ciebie przyjadę. I możesz w sumie zrobić sobie jakieś zakupy szkolne, tam w Mullingar. Potrzebujesz więcej pieniędzy?
- Zostało mi jeszcze trochę euro, do końca wakacji powinno starczyć. Poza tym dostałam trochę kasy od dziadka i zastanawiam się nad pójściem do pracy, nawet na dwa tygodnie, ale na razie nie widziałam żadnych kuszących ofert. A pracodawcom nie do końca uśmiecha się zatrudnianie nieletnich.
- Dobrze... Teraz kończę. Jedziemy z Georgem do naszych znajomych, by zaprosić ich na ślub.
- Na razie. - Rozłączyłam się, wciągając powietrze na dźwięk słowa "ślub".
Nie krzycz, przestraszysz dziadków, obudzisz całe Mullingar, a Niall jak tylko cię spotka, zapyta, czy obudziłaś się bez brwi, skoro o godzinie 9 rano drzesz się w niebo-głosy. To tylko ślub. To tylko ślub twojej mamy. Przeżyjesz to. Teraz się skup i wreszcie ubierz.
Roztrzepałam palcami mokre włosy, sprawiając, że krople wody spadły dookoła mnie. Ponieważ niebo było tylko lekko zachmurzone, wyciągnęłam z szafy koszulkę w czarno-białe paski oraz czarne szorty. Wzięłam jeszcze gładką, bawełnianą czerwoną koszulę, którą miałam zamiar przewiązać sobie w pasie, na w razie jak by co. Kiedy moje włosy już wyschły, rozczesałam je, pozostawiając nikłe fale, z przedziałkiem po środku. Moim końcówkom przydałby się fryzjer, pomyślałam, wypuszczając je spomiędzy palców.
3 godziny później wychodziłam z domu, by spotkać się z Niallem.
- Bu.
Kiedy to usłyszałam, mimowolnie podskoczyłam, czując na swojej talii rękę.
- Nie rób tak nigdy więcej.
- Tak się kończy, gdy zamyka się drzwi ledwo zerkając na klucze i całą uwagę poświęcając telefonowi - odparł chłopak, lekko się odsuwając.
- Zapamiętam, mamo - żachnęłam się.
- "Mamo"?
- Może być "tato", skoro wolisz.
- Czy ty się słyszysz? Ludzie, jak to brzmi - zaczął się śmiać.
Wywróciłam oczyma.
- Co powiesz na sushi zamiast pizzy?
- Lubię sushi, tylko... będzie mały problem.
- Co to za problem?

- Hahaha! - Usłyszałam, po raz setny.
- Cicho! Tu są ludzie i patrzą na nas, jakbyśmy byli seryjnymi mordercami. Ugh, kto wymyślił, żeby jadło się to pałeczkami?
- Może Chińczycy?
Kiedy kolejny kawałek spadł, warknęłam:
- Kur-
- Nie przeklinaj, oni już dosyć nas nienawidzą. - Wskazał na klientów, którzy siedzieli przy innich stolikach.
- Zaraz zjem to rękoma, przysięgam.
- Może cię nakarmić? - Znów się zaśmiał.
- Nie ojcuj mi.
- Dobra.
Minęły dwie minuty ciszy.
- Poddaję się - oznajmiłam.
- Daj.
- Co?
- Dłoń. Prawą, skoro jesteś praworęczna.
Niepewnie wyciągnęłam ramię w jego stronę. Gdy tylko mnie dotknął, poczułam jakby iskierki eksplodowały z koniuszków moich palców, aż ku zgięciu w łokciu. Chopak zwinnie wsunął pałeczki między moje palce, zaciskając je na nich w sobie znany sposób.
- Spróbuj teraz.
I rzeczywiście - jakoś podziałało.
- Dzięki - odezwałam się, kiedy w końcu opróżniłam swój talerz, jakieś 10 minut później niż Niall.
- Nie ma za co. Chodźmy.
- Jezioro? - Uniosłam brwi.
- Mhm.
Było to jakieś 30 minut drogi stąd, lecz postanowiliśmy, że przejdziemy ten dystans pieszo. I cóż, jakimś dziwnym trafem i w sumie nie wiem czemu, skończyłam skulona pod długim ramieniem Nialla, z jedną ręką oplecioną w dole jego pleców, drugą trzymając dłoń, która zwisała z mojego barku, a przy tym czerpiąc dużo przyjemności z jego towarzystwa.
- Co ty na to, żebym zrobił sobie kolczyk?
- Ty i kolczyk? - Uniosłam jedną brew; los chciał, że akurat tą przekutą.
- Tak. Coś jak w pępku.
Parsknęłam śmiechem.
- Błagam, powiedz, że to tylko twój beznadziejny żart.
- Może mam marzenia?
- Szybciej byś się we mnie zakochał niż zrobił kolczyk w pępku - zażartowałam, a kiedy Niall nic nie odparł, skapnęłam się co przed chwilą powiedziałam. - Znaczy.. Faceci nie robią sobie kolczyków akurat w tym miejscu. - Chłopak nadal był cicho, jednak czułam, że jest blisko wybuchnięcia histerycznym śmiechem. - A, wiesz, przekuj se co tylko zapragniesz. - I cóż, kurde, to również nie było dobre wyjście z sytuacji.
- Pogrążasz się, słonko - szepnął mi do ucha, po czym rozluźnił uścisk na moim ramieniu.
Spojrzałam w przód, na niebieską wodę, która właśnie pojawiła się w zasięgu naszego wzroku.
- Kto ostatni, ten wraca w samych majtkach, start! - krzyknęłam i wyrwałam się mu, biegnąc w stronę jeziora, śmiejąc się przy tym głośno.
- Czekaj-co? Ashley! Nieśmieszne! - Rzucił się w pogoń za mną.
Ledwo zdołałam zatrzymać się, ze względu na prędkość, jaką osiągnęłam, a już ktoś na mnie wpadł, luźno mnie łapiąc, sprawiając, że prawie oboje wpadliśmy do wody. Mocno zaparłam się nogami, śmiejąc się i krzycząc: "Nie!".
- To wszystko było tylko i wyłącznie po to, żeby mnie rozebrać? - Usłyszałam tuż przy uchu, a uścisk chłopaka się zacieśnił.
- Puszczaj.
- Wpadniesz.
- Puść mnie. - Odrzuciłam głowę do tyłu.
- Nie ma takiej opcji. - Kiedy poczułam usta muskające przez ułamek sekundy moją szyję, zamarłam. - Wpadniesz - powtórzył.
- Nie umiem pływać, wpadniesz zaraz za mną.
- Dobra, jak chcesz. Ale to jeszcze nie koniec. - Puścił mnie, więc położyłam się kawałek od brzegu, na zielonej, nieco ubitej trawie.
Zdjęłam stopami sandałki, przypominające japonki, a pod głowę wsunęłam koszulę. Zamknęłam oczy. Niall ułożył się tuż obok, jednak zachowując dystans, więc nie stykaliśmy się nawet ramionami.
- Uwielbiam taką pogodę. Nie za ciepło, nie za zimno, trochę wiatru - westchnął.
- Na pierwszy rzut oka nie wydajesz się być chłopakiem, który będzie rozmarzonym tonem opowiadał o pogodzie.
- Na pierwszy rzut oka wydajesz się wyższa, niż jesteś, a potem człowiek staje z tobą twarzą w twarz i traci cię z zasięgu wzroku, dopóki nie spojrzy w dół.
- "Chłopak od pogody"... Porzućmy jednak tą myśl. - Pokręciłam zrezygnowana głową.
- Dziękuję.
- "Chłopak podbijający do mężczyzn w długich włosach" brzmi lepiej - zaśmiałam się, nawiązując do sytuacji ze Stephenem.
Od razu kiedy to powiedziałam, na mojej twarzy wylądowała ogromna dłoń.
- Jedno słowo wiecej i będziesz mokra - powiedział spokojnie, jednak zabrzmiało to dwuznacznie.
- Slmhm? - Próbowałam powiedzieć zrozumiale, lecz moje usta wciąż były zakryte ręką Nialla. Kiedy mnie zignorował i postanowił dalej dobrze się bawić, ugryzłam go w palec.
Nic nie mówiąc, blondyn wstał, zdjął koszulkę, po czym przekładając jedną rękę pod moimi kolanami, drugą obejmując moje plecy, podniósł mnie do góry.
- Niall! - krzyknęłam spanikowana.
- Słucham? - Chłopak ruszył w stronę pomostu.
- Nie.
- "Nie" co?
- Nie możesz wrzucić mnie do wody.
Zatrzymał się na chwilę.
- Masz okres? - Zmrużył oczy.
- To nie twoja sprawa, ale nie, nie mam, a teraz mnie postaw.
- Postawię cię o tam, na środku jeziora. - Kiwnął podbródkiem w owym kierunku. - Radziłbym ci zdjąć tą bluzkę. - Uśmiechnął się przebiegle.
- Niall, zostaw mnie. Boję się wody. - To przestawało być śmieszne.
- Przecież tu jestem. Wiesz, taki silny, młody-
- I niedoświadczony - skończyłam za niego.
- A tu się mylisz. Całe ubiegłe wakacje byłem ratownikiem na pobliskim basenie.
- I ilu ludzi uratowałeś?
- Szczerze?
- Mhm.
- Raz Liam prawie utopił Danielle...
Parsknęłam śmiechem.
- Żartujesz!
- Ani trochę. I wyłowiłem jeszcze jakiegoś dzieciaka.
- Gratulacje. A tak na marginesie: czy nie powinieneś czasem być teraz czerwony, zasapany i zmęczony? To nie tak, że nic nie ważę.
- No tak, zapomniałem jaka jesteś ciężka, "ehh", "uff" i te sprawy, a teraz zatkaj nos - powiedział, po czym najzwyczajniej w świecie zeskoczył z mostu, nadal trzymając mnie w ramionach.
Pomimo tego, że zareagowałam na tyle szybko, by wstrzymać oddech, omiotła mnie nagła ciemność, więc natychmiastowo zamknęłam oczy. Nawet, jeśli czułam wokół siebie silne ręce Nialla, lekko spanikowałam. Całe szczęście, kilka sekund później do moich płuc dostało się powietrze, a ja zakaszlałam.
- Oszalałeś?! - krzyknęłam odgarniając z czoła mokre włosy. Szczerze, aktualnie miałam gdzieś nawet to, że prawdopodobnie mój makijaż zdążył się rozmazać. Obchodziło mnie tylko to, by jak najciaśniej uczepić się boku Nialla i nie utonąć.
- Możliwe, że na twoim punkcie, ale tego nie wiemy. Nie bój się, nie puszczę.
Zamknęłam oczy, starając się ustabilizować swój oddech. Kiedy poczułam jak chłopak stopniowo znajduje się coraz niżej, zaczęłam panikować.
- Trzymaj mnie! - wyrwało mi się, a ja zacisnęłam powieki jeszcze mocniej.
- Hej, otwórz oczy. - Poczułam kciuk błądzący po moim policzku.
- Ja po prostu.. Wolałabym wyjść.
- Proszę cię, 10 minut i wychodzimy.
- Poczekam na brzegu, naprawdę.
- Złap się mocno i po prostu mi zaufaj.
Spojrzałam na niego spod rzęs.
- Okej - szepnęłam.
Niall się uśmiechnął.
- Złap za moją szyję i oprzyj się na moich plecach.
- Jeżeli sądzisz, że zrobię jakikolwiek ruch w wodzie sama, to bardzo się mylisz.
Chłopak wywrócił oczyma, aczkolwiek uśmiech nie schodził z jego warg. Obrócił się, tak, że moje dłonie spoczywały na jego karku.
- Gotowe. Kiedy zacznę płynąć, machaj nogami.
- To idiotyczne.
- Już rozumiem, czemu nie umiesz pływać - zaśmiał się.
Skończyłam z ramionami owiniętymi wokół szyi Nialla tak ciasno, że nie mógł oddychać i drąc się: "Nie utop mnie!", podczas nieustannego zaciskania powiek.
- Wstrzymasz powietrze? - Głowa chłopaka nagle się obróciła, by mógł on na mnie spojrzeć.
- Um, tak sądzę.
- W razie coś po prostu klepnij mnie w ramię czy coś. Ale najpierw-czekaj.
Niall poluzował uścisk moich rąk na jego gardle i obrócił się do mnie przodem. Następnie złapał mnie w talii, odliczył od trzech w dół i znaleźliśmy się pod taflą wody.
W tej całej plątaninie blondyn zsunął ze mnie swoje ręce, by splątać palce obu dłoni z moimi i pociągnął mnie jeszcze głębiej. Mniej więcej załapałam, że aby utrzymać się na jednym poziomie należy przebierać nogami.  Po 24 sekundach wpłynęliśmy na powierzchnię po haust tlenu. I cóż mogłam poradzić, moje usta uformowały się w szeroki uśmiech, ponieważ to serio była niezła zabawa.
- Schodzimy jeszcze raz? - zapytał chłopak.
- Mhm.
Więc zanurkowaliśmy ponownie. Kiedy wydostaliśmy się na wierzch, Niall się odezwał.
- Sądzisz, że dałabyś radę podpłynąć do góry?
- Nie wydaje mi się..
- Co ci szkodzi spróbować?
Mi? No w sumie nic, ale moje życie zaczyna nabierać sensu i to jest ten czas kiedy nie myślę o problemach i jakby opuściła mnie myśl o tym, że śmierć to nic wielkiego, więc nie chciałabym umrzeć krztusząc się wodą czy coś podobnego. Już nie.
- Na pewno byłeś ratownikiem? - Spojrzałam na niego podstępnie.
- Na pewno.
- Dobra, w sumie mogę spróbować.
W końcu skoro takie małe dzieciaki umieją pływać, to chyba ja też powinnam, racja? Tak? Nie wiem.
- Jeżeli dasz radę, możesz otworzyć oczy, będzie ci łatwiej.
Tego jednak nie zrobiłam. Zanurkowaliśmy i Niall najpierw puścił jedną moją rękę, a potem drugą. Starałam się podbić się do góry i może nawet jakoś to wychodziło, ale w którymś momencie spanikowałam, straciłam równowagę i zaczęłam iść w dół. Poczułam, że chłopak ciągnie mnie na powierzchnię.
- Nie było źle. Jeżeli nie będziesz myślała, że ci się nie uda, spróbujesz myśleć pozytywnie, to na pewno wyjdzie. Bo nie będziesz mieć z tyłu mózgu myśli, która będzie ciągnęła cię w dół. Tak jakby będziesz wolna, rozumiesz? Swojemu umysłowi można wmówić wszystko. Możesz mu wmówić, że nie potrzebujesz jedzenia. Możesz mu wmówić, że nie potrzebujesz żadnej troski, uczucia. Możesz wmówić mu, że coś ci się uda albo nie. Więc dlatego lepiej zawsze myśleć pozytywnie, bo w przeciwnym wypadku można dość marnie skończyć. Na przykład jako stary i pyzaty księgowy, bez żadnego celu w życiu, który bał się spróbować czegoś szalonego i skończył jak skończył. Nie obrażając księgowych, ale jakoś nie wydaje mi się, by ktokolwiek mógł robić to dla przyjemności, cóż. Oczywiście umiejętności też się liczą, ale najbardziej jednak chodzi tu o chęci, rozumiesz? I nadzieję. Oraz by pokonać strach i zaryzykować.
Czy on nadal gadał o pływaniu? Ten sam chłopak, który pół godziny wcześniej wrzucił mnie do wody? Ta sama osoba, z którą byłam skłócona całe moje dotychczasowe życie? Patrząc z mojej perspektywy dziś, najchętniej cofnęłabym wszystkie te złe chwile, które niegdyś dzieliliśmy. Wszystkie złe słowa. I najchętniej bym go pocałowała, ponieważ tak pięknie wygląda z mokrymi włosami przyklejonymi do czoła, z tymi swoimi nienormalnie błękitnymi tęczówkami, tak głęboko patrzącymi w moje oczy, mówiąc te wszystkie słowa, które pozornie błahe, mają naprawdę sens. Ale nie mogłabym tego zrobić, ponieważ nie chciałabym zepsuć tego, co udało nam się naprawić i cóż, chociaż w mojej głowie nadal huczały słowa "pokonać strach i zaryzykować" po prostu wiedziałam, że nie mam takiego prawa. Prawdopodobnie dlatego, że to wszystko nieźle mnie przerażało.
- Powinieneś zostać psychologiem - wydukałam tylko, lekko roztrzęsionym głosem.
- Wolałbym przedsiębiorcą. - Posłał mi uśmiech. Pokiwałam głową z uznaniem. - To jak, próbujesz jeszcze raz?
- Czemu w ogóle ci zależy?
- Bo wiem, że ci się uda.
Zmarszczyłam brwi. Chłopak westchnął.
- Spójrz tylko dookoła. Już od jakichś pięciu minut nie trzymam cię za rękę i nadal nie utonęłaś. Nawet tego nie zauważyłaś.
Zgodnie z poleceniem chłopaka spojrzałam w dół, by zobaczyć, że rzeczywiście jest kawałek ode mnie, a ja utrzymuję się na wodzie sama. Wytrzeszczyłam oczy i jak najprędzej złapałam Nialla za szyję.
- Um, może niepotrzebnie to mówiłem. Po prostu skup się na tym, że ci się uda, nie na tym, co robisz. W granicach rozsądku oczywiście.
I jakoś się udało. A kolejne pół godziny później chłopak wyciągnął mnie na brzeg.
- Nie było tak źle, prawda?
- Nie, całkiem mi się podobało - odpowiedziałam.
- Ash?
- Hm? - mruknęłam, podnosząc głowę do góry, gdy stanął naprzeciwko mnie.
- Mogłaś jednak zdjąć tą bluzkę. - Zagryzł lewą stronę dolnej wargi.
- Czemu?
- Ponieważ teraz prześwituje ci stanik.
- Ugh, więc się na mnie nie gap.
- Ale ja wcale nie chcę przestawać.
- Niall - rzekłam ostrzegawczo.
- Ashley.
- Nie używaj mojego pełnego imienia.
- Jakoś nigdy wcześniej ci to nie przeszkadzało.
Ponieważ w twoich ustach brzmi to dobrze. Pozostawiłam tę uwagę dla siebie.
- A tak poza tym, wyglądasz uroczo, zaciskając pod wodą oczy.
Cholera. Musiałam wyglądać jak idiotka. Czemu ja się w ogóle tym martwię, to tylko Niall. Ugh. No właśnie. To tylko on.
- Czasem marzę o tym, by najzwyczajniej w świecie cię udusić.
- Prawie to dziś zrobiłaś - zaśmiał się. - Będziemy musieli teraz wyschnąć.
- Powodzenia - odparłam przeciągając przez głowę T-shirt, wyciskając go i zakładając z powrotem.
Położyłam się na moście, zamykając oczy. Po pięciu minutach poczułam jak na moich udach ląduje głowa, a Niall westchnął. Wplątałam ręce w jego włosy, bawiąc się grzywką. Po jakimś czasie chłopak przewrócił się na jeden bok, a ja mogłam stwierdzić, że na mnie patrzy.
- Dlaczego nigdy nie wspominasz o swoich przyjaciołach z Longford?
- ...Bo nie mam tam nikogo.
- Nikogo? 
- Nie rozmawiajmy o tym.
- Zasługujesz na ludzi, którzy cię docenią, Ash.
- Mam was - uśmiechnęłam się słabo, podnosząc się na łokciu.
I owszem, to była aluzja. To było niezadane pytanie o to, czy rzeczywiście i on mnie docenia.
Niall pokiwał głową. Z powrotem opadłam na pomost. Oddałam się dźwiękowi wiatru szumiącego w trawie, a moje ręce znów powędrowały do farbowanych blond kosmyków ułożonych na moich nogach. Chłopak przekręcił odrobinę głowę, a ja poczułam miękki, mokry pocałunek na prawym udzie. Wypuściłam z siebie nierówny oddech. Po moim biodrze przejechały palce i zaczęły bawić się moim pępkiem. Wtem rozbrzmiał dzwonek.
- Kto to do cholery? - usłyszałam i zaśmiałam się pod nosem, gdy chłopak wstał by podnieść swój telefon ze sterty naszych rzeczy, rzuconych gdzieś na trawie.
- Tak? - Odebrał zaraz po tym, jak z powrotem ułożył się przy mnie, tym razem opierając głowę na moim boku.
Pomimo tego, że telefon Nialla znajdował się jakiś kawałek ode mnie, mogłam stąd usłyszeć krzyczącego Harry'ego. Zmarszczyłam brwi.
- Czekaj, Harry, zwolnij.
Uniosłam się na łokciach, kiedy Niall przełączył na głośnomówiący i oznajmił chłopakowi, że z nim jestem.
- Błagam cię, nie randkuj, tylko mnie przez moment wysłuchaj. Pam-
- Hej, będę chodził na randki z kim mi się żywnie podoba! - wciął mu się Niall, a moje serce zabiło szybciej, ponieważ um, teraz to oficjalne. Chyba.
- Nie przerywaj. Słuchaj. Pamiętasz tego nowego kelnera, prawda? Mike, ten, o którym mówiłeś, żebym pilnował, zanim zacznie przystawiać się do Lou.
- No... Co z nim?
- Zabawna historia. Dostał w nos, stracił posadę a ja jestem na posterunku. Mógłbyś poprosić  Zayna, by po mnie przyjechał? Potrzebny ktoś pełnoletni.
- Że co?! - Na ostry ton Nialla podskoczyłam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Niall też usiadł, a po chwili usłyszałam jego śmiech. - Kolego, naucz się wreszcie radzić z zazdrością. Czemu nie zadzwoniłeś do Zayna od razu?
- Bo głupim trafem nadal nie mam jego nowego numeru telefonu i wiem, że ty masz. Poza tym gdy usłyszy to ode mnie, będzie wściekły, a jeżeli ty mu to powiesz, nie będzie miał wyboru.
- A dlaczego twój chłopak nie może cię odebrać?
- ...Ponieważ nic nie wie i lepiej żeby nie wiedział.
- Za co ty w ogóle go pobiłeś?!
- Kończy mi się czas, Niall. Pogadamy potem - i na tych słowach zakończył, przerywając połączenie.
Przez chwilę panowała cisza. W końcu nie wytrzymałam.
- Zabrali go na posterunek policji?! - wrzasnęłam.
- Domyślam się, że słowa: "oberwał w nos, stracił pracę a ja wylądowałem na posterunku" właśnie to znaczą, Ash - odparł jak gdyby nigdy nic. Kiedy zobaczył moją minę, dodał - to nie tak, że nigdy wcześniej nie wylądowaliśmy na policji. - Po tych słowach przyłożył telefon z powrotem do ucha. - Siema stary, słuchaj, jest sprawa. Trzeba odebrać Harry'ego z komisariatu, dasz radę?
Tym razem telefon był wyciszony, jednak znów usłyszałam niewyraźny krzyk po drugiej stronie słuchawki. Zayn najwidoczniej nie był ani trochę zadowolony. Wywnioskować również można było, że nie ma na chwilę obecną sprawnego auta. Mówił coś jeszcze, ale nie mogłam rozszyfrować - co.
- Uh.. Jesteś w domu?... Gdzie?... Zostańcie tam, za dwadzieścia minut będziemy... W takim razie możecie iść do mnie... Tak, przynajmniej wczoraj jeszcze była... Cześć - rzucił na końcu i rozłączył się. - Ten dzieciak wisi nam obu duuużą przysługę. To nie miało kończyć się w ten sposób, ten dzień był jak na razie świetny. Przepraszam cię Ash.
- Hej... Przecież mogę jechać z wami..?
- Chcesz? - Uniósł głowę i spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek. Skinęłam. - W takim razie okej. - Uśmiechnął się.
Zabraliśmy nasze rzeczy i zaczęliśmy iść w kierunku naszej ulicy. Kiedy dotarliśmy na miejsce, byliśmy już prawie całkowicie wysuszeni. Weszliśmy do domu Nialla.
- Zayn?
Zauważyłam jak w salonie ktoś się porusza. Już za chwilę stanęliśmy twarzą w twarz z Mulatem. Ale nie był on sam. Za jego plecami kryła się dosyć kształtna dziewczyna, wyższa ode mnie, ale wciąż wiele niższa od Zayna. Ugh, chcę jej nogi, jej talię, jej biust. A tymczasem jestem niską dziewczyną z twarzą groźnej dwunastolatki i anorektycznym ciałem.
- Cześć wam. To jest Mary. - Dziewczyna niepewnie się uśmiechnęła i skinęła głową, gdy ją wskazał. - A to jest Niall i Ashley.
- Hej - odparł Niall, potrząsając jej dłonią, a ja dostrzegłam kątem oka, jak posłał jej ciepłe spojrzenie, po czym najzwyczajniej w świecie odwrócił wzrok w moją stronę. Uciekłam od jego wzroku i też wydukałam krótkie przywitanie.
- Załatwmy to jak najszybciej, błagam. - Zayn przewrócił oczami. - Następnym razem ten idiota będzie musiał radzić sobie sam - westchnął, poirytowany.

Pięć minut później chłopaki siedzieli na przednich fotelach auta Nialla, a ja byłam obok Mary, z tyłu. Panowała między nami lekko niezręczna cisza, która nie była tak okropna tylko ze względu na rozmowę Nialla i Zayna. Nie wytrzymując ani chwili dłużej, wypaliłam pierwsze co mi przyszło do głowy.
- Jesteś z Mullingar?
- Nie, jestem z Manchesteru. - I rzeczywiście, jej akcent był trochę inny, z lekka podobny do tego Lou, jednak mniej "zepsuty". Zdałam sobie sprawę, że tak w zasadzie dziewczyna odzywa się pierwszy raz.
- Naprawdę? Wow, więc co tu robisz?
- Spędzam wakacje u siostry.
I jakoś poszło. Chociaż dziewczyna była dość cicha.

Wysiedliśmy. My zostałyśmy w poczekalni, a chłopcy poszli załatwić wszystkie formalności. Chwilę potem cała trójka wyszła.
- Idę zapalić - oświadczył Zayn. - Ktoś ze mną?
Harry i Mary (jakże zabawnie się zrymowało) powędrowali za nim. Niall lekko ociągał się z wyjściem. Stanęliśmy obok siebie i obserwowaliśmy jak się oddalają.
- Patrzysz na jej tyłek. - Usłyszałam.
- I?
- To szybciej ja powinienem patrzeć na jej tyłek.
- Boże, Niall, co jest z tobą nie tak?
- Ze mną?
- Po prostu mam dosyć tego, że każda dziewczyna ma lepsze ciało niż ja.
Niall uniósł jedną brew.
- Od kiedy obchodzi cię wygląd?
- Od zawsze, Niall? Jestem dziewczyną. Kobietą.
- To teraz mnie posłuchaj. Co z tego, że jest wyższa, troszkę szersza, co z tego, że teoretycznie ma wszystko? Ona dosłownie boi się odezwać. Nie wiem jak Zayn, ale ja jednak wolę dziewczyny, które mają coś do powiedzenia, które umieją postawić na swoim. Zazwyczaj jeszcze są kłótliwe, a ich buzie się nie zamykają, ale to drobiazg.
- Ciekawy typ dziewczyny.
- Mówię o tobie.
Nie odezwałam się od razu. Poczułam, jak robi mi się gorąco. Odwróciłam się tak, że stałam do niego twarzą. A było to trudne, bo moja głowa zadarta była do góry.
- Czy to jest randka? - Nie wytrzymałam dłużej tego jakże ogromnego niedopowiedzenia.
Brwi Nialla wystrzeliły do góry.
- Tak - odpowiedział po prostu i łobuzersko się uśmiechnął.
- Nie żartowałeś, mówiąc, o wizycie na posterunku - zaśmiałam się.
- Ja zawsze dotrzymuję obietnic. - Uniósł dumnie podbródek.- Chodźmy, zanim uznają, że postanowiliśmy tu nocować.

W drodze powrotnej Harry wytłumaczył nam wszystko. W skrócie: Mike praktycznie pocałował Lou, który próbował się bronić, na jego oczach. Dzisiaj szatyn miał wieczorną zmianę, więc pod jego nieobecność Harry tam poszedł, wyciągnął chłopaka z lokalu, a reszta historii nie jest już zagadką.

- Czekaj, Harry. Czy skoro Mike został zwolniony, potrzebny im ktoś na jego miejsce?
- Zgaduję, że tak. Czemu pytasz?

***

Babcia była niezmiernie ucieszona, że udało mi się wrócić przed 20:00 i nawet nie wypytywała o szczegóły - chwała jej za to. Tego wieczoru wyskrobałam na stronie mojego pamiętnika dość entuzjastyczny wpis. Nie psychologiczny. Wpis, który nie zawierał myśli samobójczych. Wpis, który nie dawał ujścia moim problemom. Za to zupełnie oddający moją wolność, z lekka żałosny, niczym pisany przez dwunastolatkę, która próbuje prowadzić pamiętnik, lecz otwiera go raz na pół roku, a notuje cokolwiek jeszcze rzadziej. Gdyby ktoś kiedyś przekartkował dziennik, uznałby, że pisze go osoba psychicznie chora. Lecz ja taka jestem. Chodzący bałagan, zagubiona dusza, tykająca bomba, aż wreszcie nastolatka, która dzięki przyjaciołom odnalazła siebie, swoje szczęście i swój sens w życiu.

Drogi Pamiętniku,
Dzisiejszy dzień był dość długi. Spędziłam go w większości z Niallem. Byliśmy na sushi i nad jeziorem... Tak jakby umiem pływać, hm, "tak jakby". Potem wylądowaliśmy na posterunku, by odebrać Harry'ego, ale to już inna historia. A najlepsze: DOSTAŁAM PRACĘ JAKO KELNERKA I JUŻ OD JUTRA ZACZYNAM RANNĄ ZMIANĄ, RAZEM Z LOU.
I jeszcze coś...

Tu przerwałam na chwilę i powróciłam myślami do pewnego momentu.

***
- Dziękuję za świetny dzień - powiedziałam, patrząc chłopakowi w oczy.
- To ja dziękuję - odparł i ciepło się uśmiechnął.
I wtedy złapałam jego podbródek, stanęłam na palcach i wycisnęłam na jego policzku pocałunek. Wydawał się być tym dość zaskoczony.
- Do zobaczenia - rzekłam niewinnie i odwróciłam się, żeby odejść.
- Cześć. - Kiedy zerknęłam przez ramię, stał oparty o moją furtkę i bawił się włosami. A na policzku, który cmoknęłam, pojawił się rumieniec. Na jednym policzku. Na policzku chłopaka. Boże, jakie to urocze.
***

Myślę, że tracę głowę. - dopisałam, zamknęłam i schowałam dziennik.

______________________________________________________________________
Hej! Nie było mnie tu baaardzo długo, owszem. A teraz spójrzmy na to od mojej strony. Moich czytelników ubywa nawet wtedy, kiedy rozdział dodaję po tygodniu. Zważając na to, jaka kiedyś była jakość (a była gorsza, ponieważ z każdym napisanym rozdziałem nabiera się doświadczenia) i ilu wtedy miałam czytelników, to troszkę smutne, gdy patrzę teraz i widzę 4 komentarze, do tego 1 opublikowany 2 razy.

Jeżeli przeczytaliście, to naprawdę proszę - zostawcie jakąś opinię, jakiś ślad po sobie. Ponieważ bez Was nie ma sensu tego pisać, a ostatnio dość dużo Was ubyło.

Pozdrawiam xx

sobota, 25 lipca 2015

Rozdział trzydziesty. 'Każdy jest przez kogoś kochany'

Obudził mnie natarczywy dźwięk dzwonka telefonu. Niechętnie zerknęłam na wyświetlacz. Oh, witaj mamusiu, cóż się stało, że raczyłaś zadzwonić?
- Halo? - odezwałam się.
- Słuchaj, nie możesz znikać na całe dni z domu, nie informując o tym dziadków, bo to są starsze osoby, a poza tym się o ciebie martwią. I w tej kwestii fakt, że się zakochałaś nie ma nic do rzeczenia.
- Co zrobiłam? A nawet jeśli się zakochałam, to co? Ciebie i tak nic by to nie obchodziło. Jesteś na tyle oschła, że nie raczyłaś nawet powiedzieć mi, że się zaręczyłaś! I wiesz co jeszcze? Dziadkowie są dosłownie jedynymi osobami, które się tu o mnie martwią, jeśliby nie patrzeć na moich przyjaciół. Tak w zasadzie nie wiem - po co dzwonisz? Bo babcia powiedziała ci, że nie było mnie w domu cały dzień, chociaż ona razem z dziadkiem gdzieś pojechali? Miałam siedzieć w zamknięciu? To chyba dobrze, że znalazłam wreszcie przyjaciół, doceń to.
- Czekaj: wyszłaś sobie pod ich nieobecność i wróciłaś troszkę później niż oni? - podsumowała.
- Tak, dokładnie tak było.
- Dobra, zwracam honor, babcia za dużo dramatyzuje. Myślałam, że uciekłaś.
- Bo jedyna osoba, jaką we mnie widzisz to gówniara.
- Ashley, posłuchaj. Wcale tak nie jest, jesteś moją córką.
- Co z tego? Czy to coś zmienia? O wiele szczęśliwsza byłabyś beze mnie, przestawiasz mnie z kąta w kąt, bo wciąż ci przeszkadzam. Mogłaś pozwolić mi wyprowadzić się z ojcem, tam może chociaż komuś by na mnie zależało.
- Ojciec był alkoholikiem. Kto wie, czy nie wylądowałbyś na ulicy. Tak by się o ciebie zatroszczył.
- A ile razy zadzwoniłaś w te wakacje? Ile razy zapytałaś, jak mija mi czas? Pozwól, że odpowiem za ciebie. Dzwoniłaś dosłownie trzy razy: raz, bo się pomyliłaś, drugi, żeby zrobić mi wykład i oto jest trzeci raz. I znów na mnie naskakujesz. Czasem mam wrażenie, że na wybujałym zdaniu babci zależy ci bardziej, niż na moim! Wysłałaś mnie tu, bo typowo, byłam piątym kołem u wozu. Los chciał, żeby jednak mi się to opłaciło, bo mam teraz Lou, Harry'ego, mam Nialla i jeszcze kilku znajomych. - Kiedy wypowiedziałam te słowa, w głowie jakby zapaliła mi się lampka.
Tu nie chodziło o rozwód rodziców. Tu chodziło o fakt, że mama poznała faceta i się wprowadziliśmy, a w tym czasie zdążył pojawić się tu Louis z Harrym, którzy w miarę uporządkowali swoje sprawy, a w Niallu zaczęło kształtować się nowe, lepsze wnętrze. Kto wie, czy gdybyśmy zostali, sprawy potoczyłyby się w ten sposób. Czy nie poznałabym Lou wcześniej, ale Lou, który brał narkotyki. Starałam się nie oceniać ludzi przez ten pryzmat, lecz nie chciałam też się z nimi zadawać, bo wiem, że gdzieś w środku dążyłam do autodestrukcji. Mogłabym łatwo się w to wciągnąć, bo miałabym środki. I gdzieś jeszcze głębiej wiedziałam, że chciałam być córką, z której matka byłaby dumna, ale nie przyznawałam tego nawet przed sobą.
Dopiero teraz zorientowałam się, że mama nic nie mówi.
- Um, jesteś tam?
- Tak, zamyśliłam się. Lou to ten chłopak?
- Nie mam chłopaka. I nie zakochałam się. - Wywróciłam oczami.

- Babcia może jest przewrażliwiona, ale nie głupia, Ashley.
- Dobra, pogadamy jak serio będzie cię to obchodzić, cześć.
- Nie rozłączaj się.
- Bo? - westchnęłam zrezygnowana.
- Ponieważ chętnie posłucham o owym Lou.
- A co, George już nie ma dla ciebie czasu?
- Po prostu interesuję się twoim życiem.
- Ciekawe od kiedy. Od dziś? Bo oświeciłam cię, jak często chociażby rozmawiasz ze mną?
- Ash, rozumiem, nasze stosunki nigdy nie były zbyt przyjazne, ale chciałabym wiedzieć.
- A ja chciałabym mieć mamę, która mnie kocha, a nie uważa za punkt informacyjny, raz na miesiąc dając znak życia - odrzekłam i, nie dopuszczając jej więcej do słowa, rozłączyłam się.
W normalnych okolicznościach zabolałoby mnie to, ale matka nigdy nie miała ochoty grać większej roli w moim życiu.
Wstałam z podłogi, na której wcześniej siedziałam, oparta plecami o łóżko. Podniosłam z ziemi bluzę i kołdrę, rzucając je na prześcieradło. Nie starając się o zmianę stroju, podreptałam do kuchni, gdzie oczywiście zastałam babcię.

- Babciu, dzwoniłaś do mamy?
- Ja? Owszem. W tym domu panują jakieś zasady. Wystarczyłoby, byś odebrała telefon za pierwszym razem, a nie byłoby całej tej sytuacji.
- Był wyciszony do wibracji, a poza tym zakopany pod wieloma poduszkami, nie mogłam go słyszeć, zwłaszcza, że usnęłam.
- Och, czyli już się tam wprowadzasz?
- Co?! - wydusiłam, ponieważ: co?!
- Kiedy mówiłam, że Niall to fajny chłopak, miałam na myśli coś innego, niż spanie z nim w jednym łóżku, znikanie na całe dnie, czy chodzenie w jego ubraniach.
Wypuściłam ze świstem powietrze.
- Co takiego ci w tym przeszkadza?
- Może to, że masz szesnaście lat?
- Siedemnaście i dobrze o tym wiesz.
- To samo, pełnoletnia nie jesteś.
- Wiesz co mnie śmieszy? Te wasze wszystkie stereotypy. Dlaczego siedemnastolatkom zabrania się tylu rzeczy, a gdy już skończą osiemnaście lat, postrzegani są jak dorośli? Jakby coś w ich psychice się zmieniło - prychnęłam.
- Nie będziemy prowadzić tej rozmowy w owy sposób.
- Więc nie będziemy prowadzić jej w żaden. Idę do siebie.
- I masz rację. Możesz zostać tam do końca tygodnia.
- Co?
- To, co słyszysz.
Nie odezwałam się więcej, tylko wróciłam do pokoju. Wybrałam z szafy pudrowe szorty i czarną koszulkę, a następnie na palcach poszłam do łazienki. Zaplotłam włosy w warkocz po boku, po czym zrobiłam na powiekach oczywiście nierówne kreski i pociągnęłam rzęsy tuszem. W uszy włożyłam małe, bladoróżowe kolczyki w kształcie kokardek. Wracając do pokoju, złapałam parę creepersów. Wyjęłam z szafy mały skyowy plecak i wrzuciłam do niego telefon, pieniądze oraz czarny sweter na guziki, gdyby pogoda postanowiła jednak się zmienić. Wzięłam jeszcze okulary przeciwsłoneczne. Otworzyłam okno i wyszłam na zewnątrz. Dziadkowie nie mają ze mną łatwo, hm. Skuliłam się przechodząc pod oknem salonu, gdzie mogli siedzieć, po czym przeskoczyłam przez płot.
Kiedy byłam już w mieście wyjęłam telefon i odszukałam na liście kontaktów pozycje pod literą S.
- Tak? - Usłyszałam po drugiej stronie słuchawki.
- Hej Stephen, chcesz się spotkać?
- Um, jasne, że chcę, gdzie jesteś?
- Na razie jeszcze w Mullingar.
- Mam przyjechać?
- W sumie jest mi to obojętne, też mogę się wybrać.
- Spokojnie, przyjadę.
- Więc ja na ten czas idę na jakieś śniadanie. Daj znać jak będziesz na miejscu, a po ciebie wyjdę. Do zobaczenia.
- Elo - rzucił i rozłączył się.
Skierowałam się w stronę miejsca pracy Lou. Restauracja ta równie często zmieniała tematykę i wystrój, co nazwę, więc nigdy nie można było nawet konkretnie określić dokąd się idzie.
W kącie pomieszczenia od razu ujrzałam burzę loków.
- Hej Hazz! - przywitałam się, cmokając chłopaka w policzek.
- Oh, witaj Ley.
- Co u ciebie?
- A wiesz, nic nowego... Tak sobie pomyślałem... Nie chcesz może kupić mieszkania?
Zajęło mi chwilę, zanim zrozumiałam, o czym mówi.
- Żartujesz! - krzyknęłam odrobinę za głośno, bo kilka osób zwróciło na mnie swój wzrok.
Usta Harry'ego rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, a jego oczy zalśniły.
- Lou się do mnie wprowadza! Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaki jestem z tego powodu szczęśliwy.
- Twoje oczy są niczym kałczukowe kulki, trochę sprawy sobie zdaję!
Wtem podszedł do nas Louis.
- Cześć A-
- Ty mały niebieskooki gnojku, czemu mi nie powiedziałeś, że wprowadzasz się do swojego chłopaka?!
- Poniewaaaaaż - przeciągnął, lecz nic więcej nie dodał, jedynie oblał się purpurą.
- Dobra, i tak każdy argument, jaki teraz wymyślisz mnie nie zadowoli, dlatego proszę, skombinuj mi coś do jedzenia, bo jestem dziś bez śniadania.
- Się robi. - Uśmiechnął się słodko i odszedł w stronę kuchni.
Zerknęłam na Harry'ego. Mieląc między zębami wargę, patrzył w punkt, za którym zniknął szatyn.
- Hazzi. Haroooold? Harry. Ej stary. Harry Potter. Harruuuuuuu. Kochanieee. - Wyjęłam z jego napoju słomkę i zamachałam mu nią przed twarzą. Zero. Dlatego by było śmiesznie, postanowiłam włożyć mu rurkę do ucha. Dopiero wtedy skierował na mnie swój (oburzony) wzrok.
- Co ty do cholery odwalasz? - zaśmiał się.
- Wiesz, w sumie chyba pierwszy raz słyszę, jak przeklinasz, lol.
- Co za różnica. Ślicznie dzisiaj wyglądasz - powiedział.
- A czy wczoraj nie wyglądałam ślicznie? - Uniosłam jedną brew, starając się nie uśmiechać.
- Wyglądałaś. Zawsze wyglądasz. - Kiedy usłyszałam za sobą trzeci głos, o mało nie krzyknęłam. Energicznie odwróciłam głowę, stawiając czoła intensywnie niebieskim tęczówkom.
Niall ubrany był w czarne rurki, czerwony T-shirt, oraz jasną kurtkę. Kiedy zauważył, że się na niego gapię, posłał mi  uśmieszek. Odwróciłam wzrok. Blondyn wsunął się na siedzenie naprzeciw nas.
- Oj, od ostatnich razów chyba trochę się pozmieniało. Już nie zabijacie się wzrokiem. - Harry pokiwał z uznaniem głową.
- Stary, dzięki wielkie za pomoc, ale może zajmij się pilnowaniem swojego chłopaka, zanim ten nowy kelner ci go poderwie.
- Spokojnie, nie muszę się martwić - Loczek dumnie uniósł podbródek do góry.
- Hm? - mruknął Niall.
- Będziemy razem mieszkać. Jeśli da radę, to już w przyszłym tygodniu.
- Woah, no to gratulacje! - Niall wyglądał na równie zadowolonego, co Harry. Stój. Tak zadowolonym jak Harry nie był chyba nikt na świecie. A ja cieszyłam się jego (i Lou) szczęściem.
Louis przyniósł mi smaczne kanapki oraz sok pomarańczowy i postanowił wykorzystać swoją przerwę obiadową wcześniej, by z nami posiedzieć. Minęła miła godzina, a chwilę po tym, jak nasz przyjaciel musiał wracać do pracy, usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
- Dojechałeś? - spytałam, wstając od stołu.
- Tak, jestem naprzeciwko galerii handlowej. Chcesz się powłóczyć? Potem możemy skoczyć do kina na jeden z tych głupich dramatów, które tak bardzo lubisz, choć na nich ryczysz, a których ja nie znoszę, lecz poświęcę się, bo jesteś moją mini siostrzyczką. Możemy też iść na pizzę, ale po południu.
- Za to właśnie cię kocham! Już wychodzę, daj mi pięć minut. - Ukradkiem zerknęłam jeszcze na chłopaków.
Harry wciąż żył w swoim świecie pełnym Lou i serduszek wycinanych z kolorowego kartonu. A Niall patrzył wprost na mnie w sposób, jaki nie wiem, czy miałam ochotę rozszyfrowywać.
- Co? - spytałam.
- Nic - odpowiedział.
Zirytowało mnie to.
- Macie ochotę iść ze mną? - skierowałam się bardziej do Loczka.
- Dokąd? - odparł.
- Mam zamiar przejść się gdzieś ze Stephenem, moim kuzynem.
- Chętnie go poznam - odparł wesoło Harry.
- Znasz go, Hazz - skwitował blondyn, najwidoczniej już rozumiejąc, o kim mówię.
- Czekaj... Mówisz o Stephanie? O seksownej sekretareczce? Mm, no no, sądzę, że powinieneś się z nią spotkać, Romeo. - Harry mrugnął do Nialla.
- Przestań przywoływać żenujące momenty mojego życia, albo zacznę robić to samo, jeżeli chodzi o ciebie - warknął na niego chłopak.
- Horan, czy ty się rumienisz? - Harry zatrzepotał rzęsami.
Spojrzałam na blondyna i zaśmiałam się pod nosem, bo rzeczywiście - jego policzki zrobiły się lekko różowe.
- Chłopaki, możemy tak gadać cały dzień, ale mi się spieszy. Więc idziecie ze mną?
- Ja chętnie bym z tobą poszedł, ale jednak zostanę z Lou. Za to może nasza księżniczka się z tobą wybierze. - Zielonooki wstał, podszedł do Nialla i zanim ten zdążył zareagować, uszczypnął go w nadal rumiany policzek. Blondyn przewrócił oczami. Jednak kiedy Harry przyczepił swoje ręce do jego włosów, momentalnie je odepchnął.
- Nie rób tak nigdy więcej! - zastrzegł.
- Czyżbym zepsuł ci twoją idealną fryzurę? Spokojnie, nadal jesteś przystojny.
- Jeszcze jedno słowo, a pójdę do Louisa i powiem, że mnie podrywasz - powiedział poważnie, jednak jego oczy się śmiały.
- No dalej, blondasku, to będzie nasza mała, słodka tajemnica. - Harry oparł łokcie na stole, pochylając się nad Niallem.
- Dosyć - chłopak poderwał się ze swojego miejsca. - Idę z tobą, przynajmniej kawałek, bo muszę coś jeszcze załatwić. - Spojrzał na mnie.
- Okej. Pa, Harry.
- Do zobaczenia.

- W którą stronę idziesz? - zapytał Niall, kiedy zamknął za nami drzwi.
- Galerii. A ty?
- Też, ale po drodze będziemy musieli się rozstać.
- Mhm. - Nasunęłam na nos okulary.
Szliśmy normalnym tempem, nic nie mówiąc. Po dziesięciu minutach stało się to niezręczne. Spojrzałam na chłopaka, a wtedy on skierował swój wzrok w moją stronę.
- Ignorujesz mnie? - spytałam prosto z mostu, chociaż zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
- Nie, czemu?
- Błagam... - Przechyliłam głowę. - Czasem jak zaczynasz gadać, mówisz 20 minut na jednym wydechu. A jak coś ci nie pasuje, zamykasz się w sobie i nie ma z tobą najmniejszego kontaktu.
- To nie tak, Ash. Ja po prostu... Nie wiem, czasem odbieram rzeczy zbyt dosłownie.
- Mówisz o...?
- Niczym ważnym, nie zwracaj na mnie uwagi.
- Chodzi o Harry'ego?
- Nie, Harry to Harry, to u niego typowe.
- Więc o co chodzi?
Niall nic nie mówił. Po chwili usiadł na niskim murku, więc do niego dołączyłam.
- Ashley, wiesz, że gdybym mógł cofnąć czas, odszczekałbym wszystkie gówna, jakie do ciebie powiedziałem? - spytał, niepewnie zaglądając w moje oczy.
- Wiem - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Czemu pytasz akurat teraz?
- Nie wiem... Chciałbym, żebyś traktowała mnie jak Lou czy Harry'ego.
- A nie jest tak?
- A jest? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Oczywiście, że tak. Nie widzisz tego?
- Widzę, jasne, że widzę, tylko po prostu czasem zastanawiam się, czy robisz to wszystko z litości, czy serio mnie lubisz.
- Co mam ci powiedzieć, Niall? Przecież już o tym gadaliśmy. Wybaczyłam ci wszystko, okej?
Chłopak pokiwał głową.
- Gdyby było inaczej, nigdy nie opowiedziałabym ci o tacie. O anoreksji. O tym wszystkim. Nie obiecałabym ci, że nie będę bawić się żyletkami. Nie siedziałabym tu z tobą. Teraz rozumiesz?
- Rozumiem - spojrzał na mnie. Otworzył usta, by coś dodać, ale wtedy zaczął dzwonić mój telefon.
- Halo? - odebrałam, włączając wcześniej na głośnik, ponieważ dzwonił Stephen.
- Gdzie ty jesteś? Dałem ci te 5 minut, ale nie 20!
- Jestem już niedaleko. Za 10 minut będę. Idź do galerii, kup sobie coś ładnego. Mi też możesz coś kupić.
- Pomyślałem o tym wcześniej, nie jestem głupi, dzięki - powiedział lekko naburmuszony. - O ja, sweter w kotki, kupię ci jeden. I jeju mają też kocie uszka, wezmę je dla siebie i będziemy dopasowani! - W przeciągu kilku sekund rozchmurzył się do maksimum.
- Stephen, proszę, nie, nie założę tego - jęknęłam, wiedząc, że chłopak nie żartuje. Był zdolny do dosłownie wszystkiego.
- Pa, Ashley, spinaj tyłeczek, kotku - krzyknął do słuchawki i się rozłączył.
- Chcę to zobaczyć! - odezwał się podekscytowany Niall.
- Nawet o tym nie myśl!
- No wiesz, kotku, i tak załatwię sobie zdjęcie. - Posłał mi uśmieszek.
- Ugh. Czemu my w zasadzie trzymamy się z nienormalnymi ludźmi pokroju Stephena czy Harry'ego?
- Może dlatego, że ludzi dziwnych z reguły ciągnie do siebie?
- Czy to miało na celu mnie obrazić?
- To tylko niegroźne podsumowanie - zaśmiał się.
- Jak uważasz. Wstawaj, bo chłopak się nie doczeka.
Niall podniósł się z murku i szedł już nieco weselszy. W którymś momencie pożegnał się ze mną i skręcił w lewo. Dalszą drogę do galerii pokonałam sama.

- Stephen, no hej! - powitałam go, gdy wreszcie spotkaliśmy się pod jednym ze sportowych sklepów.
- 40 minut! Głupie 40 minut.
- Cii, byłam w restauracji z Harrym i Niallem.
- I nie zabrałaś ich ze sobą?
- Próbowałam.
- Kobiety i ich chęci - westchnął teatralnie.
- Ha, ha. Chodźmy.
- Czeeeekaj. - Złapał za moje przedramię. Podniósł do góry szarą torbę i rozhuśtał ją tuż przed moją twarzą.
- Nie. Spadaj. Nie.
- No coś ty, wiem, że lubisz prezenty.
- Powiedziałam: nie.
- Otwórz.
- Zapomnij.
- Kotku, no dalej. Za chwilę zrobię to za ciebie. - Uniósł jedną brew.
- Proszę bardzo.
Chłopak sięgnął do torebki i wyciągnął z niej kawałek materiału.
- Ale to... - zaczęłam. - To stanik. - Spojrzałam na niego pytająco. Złapałam za metkę. - 2 rozmiary za duży.
- To dla mojej dziewczyny, idiotko. - Uśmiechnął się głupkowato.
Potrząsnęłam głową na boki, rezygnując z pomysłu kontynuowania tej dziwnej konwersacji.
- Aleee - postanowił udaremnić moje plany - tobie też coś kupiłem.
- Zlituj się.
Wyjął z torby jeszcze jedną - mniejszą, i mi ją wręczył. Zajrzałam do środka.
- Pączki! Yay, fajnie, że zdecydowałeś, by napchać mnie jedzeniem zaraz po tym, jak skończyłam śniadanie. Ale dziękuję.
- Mam coś jeszcze.
- Hm?
Z torby, którą nadal trzymał, wysunął dwa plastikowe, płaskie pudełka.
- Jedno dla mnie i jedno dla ciebie - rzekł uradowany, wciskając mi do ręki pakunek. - Na trzy.
- Szczerze? Boję się tego otworzyć, bo domyślam się, co to.
- Raz... trzy.
Mimo wszystko rozpieczętowałam opakowanie. I tak jak się spodziewałam, znalazłam w nim kocie uszy.
- Nie dosyć, że masz dziwny gust, to jeszcze liczyć nie umiesz. - Włożyłam prezent z powrotem do pudełka.
- O nie! - Odebrał mi pudełko, zakładając na moją głowę opaskę.
- Gdzie jest ukryta kamera?
- Będziemy wyglądać perfekcyjnie - powiedział umieszczając parę uszek na swoich włosach. - Chodźmy podbić Mullingar!

- O, fotobudka, chodźmy - powiedział Stephen, kiedy kilka godzin później byliśmy już po zakupach i filmie.
Za drobną opłatą, dostaliśmy nasze bloczki zdjęć. Oczywiście w kocich uszkach.
- Idziemy do ciebie? - zapytał chwilę potem.
- Um, nie.
- Co? Czemu?
- Ponieważ... istnieje możliwość, że uciekłam.
- Chrzanisz. Raz mama za taki numer kazała mi przez tydzień spać na balkonie.
- Wygodnie?
- Kiedy gasili światła w domu, szedłem do mojej dziewczyny albo kumpla i wracałem przed wschodem słońca. - Wzruszył ramionami.
- Moja krew - zaśmiałam się.
- To co robimy? Wjazd na chatę któremuś z naszych przyjaciół?
- Kusząca propozycja.
Takim sposobem skończyliśmy w mieszkaniu Harry'ego, razem z Lou, Liamem oraz Zaynem. Nialla nadal nie było, a Danielle wyjechała na dwa tygodnie na obóz taneczny i miała wrócić dopiero za kilka dni. W sumie dziwnie było być jedyną dziewczyną w męskim towarzystwie, ale chyba powoli zdążyłam się do tego przyzwyczaić.
Około 18 wróciłam do domu, omijając płot i wślizgując się przez nadal uchylone okno. Przebrałam się w luźny T-shirt i spodnie dresowe. Rozczesałam włosy i związałam je w koka. Na nogi wsunęłam japonki i podreptałam do kuchni. Obawiałam się reakcji babci. Jednak kiedy zastałam ją czytającą przy stole gazetę, jedynie posłała mi niezainteresowane spojrzenie. Zamrugałam.
- Hej - odezwałam się.
- Hej - odpowiedziała. - Przemyślałaś swoje zachowanie? Siedziałaś w pokoju cały dzień.
Czyli że nawet nie zauważyła, jak zniknęłam. No nieźle. Musiała być zła.
- Um, tak - zablefowałam.
- Jakie wnioski?
Nie wiedziałam, co mogłabym jej teraz odpowiedzieć. Przecież nie mam zamiaru przesiedzieć wakacji pod okiem babci, nie robiąc niczego, co by się jej nie spodobało. Mam siedemnaście lat, jeżeli popełnię jakieś błędy, to będę żałować ich w przyszłości (i nie, nie mam zamiaru zachodzić w ciążę). Chcę żyć chwilą i mieć wspomnienia. Chcę po prostu normalnie żyć.
- Wnioski... Mam cudownych przyjaciół.
- Tyle? - Babcia uniosła brwi.
Wzruszyłam ramionami.
- Przyznam, jestem trochę rozczarowana.
- Babciu, proszę, określ konkretnie, czego ode mnie wymagasz, bo cóż, sama nie wiem. Czy ty w ogóle potrafisz zdefiniować swoje oczekiwania? Na początku wakacji zachęcałaś mnie do nawiązania znajomości. Następnie byłaś zainteresowana każdym, z kim gdzieś wyszłam. A teraz próbujesz zatrzymać mnie w domu, pozabijać okna dechami i wykopać fosę.
Twarz kobiety pozostała niewzruszona, jednak emocje musnęły jej tęczówki.
- Nie chcę po prostu, byś miała złamane serce. Czy to tak źle?
Powstrzymałam wydanie z siebie zintegrowanego "ugh". Dorośli myślą, że nie wiemy nic o złamanych sercach. Że jesteśmy za młodzi. Ale kiedy mamy się zakochiwać? To jest ten czas, by poznawać się na ludziach. Uczyć na błędach. A potem ustatkować.
Nie, żebym się miała w kierunku miłości.
Nie powiedziałam tego jednak na głos.
- Może po prostu chcę w końcu żyć jak normalna nastolatka? Ponieważ przez całe życie byłam odepchnięta na bok, inna, nie miałam nikogo. Żadnej przyjaciółki. I chyba się zmieniłam. Łatwiej mi nawiązywać kontakty międzyludzkie. Nauczyłam się radzić z moimi uczuciami, choćby w małym stopniu. Mówić wprost o przeszłości. Poradzę sobie, babciu. Za rok będę pełnoletnia. Już wkrótce udam się na studia, w krąg zupełnie obcych mi ludzi. Dlatego każda chwila, jaką spędzam teraz ze znajomymi się liczy. Uczę się obcować z różnymi charakterami. Uczę się dokonywać wyborów, co z tego, że niektóre mają negatywne skutki. Ulegać, ale zarazem stawiać na swoim. I pracuję na to, by każdy miał o mnie jak najlepsze zdanie. Nie zawsze mi się udaje, ale ważne, że się staram i potrafię wyciągać z tego lekcje. Szukam właściwych dróg w życiu. I wierzę, że to jest właściwa droga. I właściwe miejsce. Cieszę się, że mama postanowiła przysłać mnie tutaj. Może wyrządziłam trochę szkód, lecz to one sprawiły, że jestem teraz kim jestem. Wiesz co? Świat to porąbane miejsce pełne niespełnionych marzycieli. Życie codziennie mówi im: "Nie dacie rady, jesteście tylko małym, nic nie znaczącym pyłkiem na arenie wszechświata". Lecz jeżeli ktoś się uprze, może osiągnąć szczyty. Bo dla kogoś możesz nic nie znaczyć... Na świecie żyje siedem miliardów ludzi. Ilu z nich nigdy nie spotkasz! Oni nic w twoim życiu nie czynią, nie zmieniają. Tobie są obojętni. Ale z nimi żyją przecież inni ludzie. I dla nich są oni ważni. Każdy ma kogoś, kogo kocha, i każdy jest przez kogoś kochany. Każdy człowiek jest potrzebny - westchnęłam, kończąc swoją "przemowę".
Twarz babci zmarszczyła się. Z jej oczu zaczęły wpływać ogromne łzy.
- Um.. Wszystko okej? - speszyłam się.
Kobieta pokiwała głową i podeszła, mocno mnie przytulając.
- Wiem, że przez lata, w których najbardziej potrzebowałaś drogowskazu, nie miałaś nikogo takiego. Ale wyrosłaś na najmądrzejszą osobę, z jaką kiedykolwiek miałam okazję porozmawiać. Jestem z ciebie naprawdę dumna.
Wciąż trwając w uścisku, spuściłam wzrok na plecy babci.
- Wcale nie spędziłam dzisiejszego dnia w swoim pokoju - wyszeptałam.
- Naprawdę? - Babcia lekko mnie od siebie odsunęła.
- Mhm... Byłam ze Stephenem, Lou, Harrym, Liamem i Zaynem. - Zaczęłam wykazywać niemałe zainteresowanie moimi klapkami.
- To nic. - Kiedy podniosłam wzrok, zauważyłam, że ciepło się do mnie uśmiecha i wzrusza ramionami.
Czy starsze osoby kiedykolwiek wzruszają ramionami? Od kiedy...
- Mogłabym... Um, mogłabym przejść się do Nialla, aby oddać mu bluzę?
- Idź. Ale masz najwyżej godzinę, okej? Robi się późno.
Ugryzłam się w język, powstrzymując się od uwagi na temat tego, że po pierwsze: jest dopiero kilka minut po dziewiętnastej; po drugie: w Longford zwykłam szwędać się po parku nawet o dwunastej w nocy, gdy pokłóciłam się z mamą lub Georgem; po trzecie: mam siedemnaście lat (tak, zdecydowanie nadużywam tego argumentu, lecz jest to potwierdzony fakt!!!); po czwarte: chłopak mieszka na tej samej ulicy; po piąte: nawet trzynastolatki (i niżej) łażą do późna po całym mieście i mogłabym wymieniać dłużej, lecz babcia to babcia.
- Za pół godziny będę z powrotem. Nawet nie mam pewności, że jest w domu - oznajmiłam.

Nacisnęłam dzwonek, czekając aż Niall otworzy mi drzwi. Jednak stało się coś, czego zupełnie bym się nie spodziewała. W progu stanęła kobieta, niewiele wyższa ode mnie. Przyjrzałam się jej uważnie i gdzieś w rysach jej twarzy ujrzałam zarys twarzy Nialla. Jego mama - pomyślałam. Schowałam ręce, w których trzymałam szary materiał za siebie.
- Tak?
- Em, dzień dobry. Jest Niall?
- Nie, nie ma go.
- Aha. Dziękuję - odrzekłam, nadal jakby sparaliżowana i już obracałam się na pięcie, aby odejść.
- Czekaj! - uprzedziła mnie kobieta. Spojrzałam na nią uważnie. - To ty jesteś tą drobną sąsiadeczką, prawda? Ashley, tak?
Przytaknęłam. I wciąż stałam jak wmurowana, bo nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Coś szczególnego łączy cię z moim synem?
- Przyjaźń. - Zmarszczyłam brwi.
- Przyjaźń - powtórzyła.
Nie umiałam rozgryźć tej kobiety i, szczerze, nie miałam najmniejszej ochoty tego robić. Poza tym onieśmielała mnie. Wtem podskoczyłam jak oparzona, ponieważ ktoś złapał mnie za ręce, wyjmując z nich bluzę.
- Hej Ash. - Usłyszałam przy uchu, a po moim karku rozeszła się gęsia skórka.
Odwróciłam się do chłopaka. Zmierzył rodzicielkę ciężkim, świdrującym spojrzeniem.
- Cześć mamo - powiedział szorstko. Następnie wyciągnął mnie z podwórka, mówiąc ciche: "chodź".
Kiedy znaleźliśmy się w miejscu, gdzie nie mogła nas dojrzeć ani usłyszeć, zapytał:
- O co cię wypytywała?
- Przyniosłam ci bluzę - oświadczyłam, wskazując ją palcem i zupełnie ignorując postawione przez niego pytanie.
- Wiem, dziękuję - odpowiedział cierpliwie, lecz w jego głosie słyszałam nutę irytacji. - Więc?
- O nasze stosunki.
- O jakie stosunki? - Zagryzł wnętrze policzka, a jego oczy się ze mnie śmiały.
- Spieprzaj - mruknęłam.
- Określ się, Ash.
- Może i jestem niższa, ale spokojnie mogę kopnąć cię w kostkę, wiesz o tym, prawda?
- Nie zrobiłabyś tego. - Jego twarz spoważniała.
- No dobra, może nie, ale stop.
- Okej. Co jutro robisz? Chcesz gdzieś wyjść?
Jego pytanie mnie zaskoczyło.
- Określ się - przedrzeźniłam go i posłałam mu pewny siebie uśmieszek.
Pokręcił głową. Zmrużył oczy.
- Pójdziemy do baru, nawalimy się, a rano zostaniemy obudzeni przez staż miejską w jednym z rowów. Odwiozą nas na posterunek i tak skończy się nasza szalona przygoda. Brzmi nieźle, prawda?
- Zwolnij, dopiero co doszłam do kompromisu z babcią - zaśmiałam się i zaczęłam iść w stronę domu, więc Niall poszedł za mną.
- Pizza? - spytał w końcu. - A potem nad jezioro? No wiesz, to, co wrzuciłaś nas oboje do wody?
- Zgoda. A teraz spadam, w końcu "robi się późno", jak to powiedziała moja babcia. Powinnam kupić jej nowy zegarek?
- Zdecydowanie.
- No więc... do jutra - rzekłam, zatrzymując się pod bramą.
- Do jutra - uśmiechnął się i oboje rozeszliśmy się we właściwą stronę.


____________________________________________

Hej! Rozdział wyjątkowo szybko, a do tego niezwykle długi! Prawdopodobnie najdłuższy do tej pory, a wszystko w przeciągu tygodnia. A biorąc pod uwagę, że nad morzem praktycznie wcale go nie pisałam (większość powstała, gdy najpierw jechałam w jedną stronę 8h, a raczej stałam w korkach, a potem w drugą, stojąc w korkach 10h) pisało mi się lekko. A notatka powstaje, gdy nadal siedzę w aucie. Przysięgam, nigdy tak długo nie podróżowałam, zazwyczaj zajmowało to ok. 6-7h, ew. Sorki za to rozpisywanie się o moim życiu haha.

Oddaję rozdział do waszej oceny. Owszem, nie było najwięcej Nialla, ale sądzę, że jeżeli odpowiednio się wczytacie, możecie wyciągnąć z niego kilka lekcji. (Jeżeli je zauważyliście, napiszcie!! Ogólnie miło byłoby, gdybyście wymienili swoje fav momenty czy kwestie.)

I trochę smutno mi, że nie odpowiedzieliście pod poprzednim rozdziałem, czy chcecie, bym rozkładała 1 dzień na kilka rozdziałów, więc czekam na odpowiedzi pod owym!!!

I dziękuję, że tu jesteście! Bo gdyby nie było Was tu chociaż garstki, już dawno porzuciłabym pomysł pisania tego opowiadania. Dziękuję.