piątek, 18 września 2015

Informacja

Hej miśki! Wystąpiły pewne komplikacje, otóż w moim telefonie coś się popsuło i w ogóle nie pokazuje mi się klawiatura. Dlatego też nie mogę pisać będąc na telefonie - którego 3/4 czasu nie mogę nawet teraz znaleźć ponieważ nie jest użyteczny lmao. Poza tym mam mało czasu, co spowodowane jest nauką. Jednak postaram się, by post pojawił się jak najszybciej. I nie uciekajcie nigdzie!! Kolejny rozdział będzie dość znaczący;-)

środa, 9 września 2015

Rozdział trzydziesty pierwszy. 'Mogłaś jednak zdjąć tą bluzkę'

DOPÓKI NIE POJAWI SIĘ PRZYNAJMNIEJ 5 KOMENTARZY - NIE ZACZNĘ PISAĆ NOWEGO ROZDZIAŁU
DOPÓKI NIE POJAWI SIĘ PRZYNAJMNIEJ 7 KOMENTARZY - NIE DODAJĘ
I PROSZĘ KAŻDEGO, BY SIĘ PODPISAŁ W JAKIŚ SPOSÓB

- Idziesz na randkę?! - Na te słowa, wypowiedziane wręcz sopranowym tonem głosu, odsunęłam telefon od ucha ponieważ, ałć, moje bębenki.
- Czy "szykuję się" naprawdę jest z tym jednoznaczne, mamo?
Rodzicielka zadzwoniła do mnie już z rana, pytając o moje samopoczucie i plany na dzisiejszy dzień. Czyli moje słowa trochę do niej dotarły?
- Nie wiem, mam jedynie nadzieję, że przedstawisz mi Louisa.
- Ta, przedstawię ci Lou. - Wywróciłam oczami w duchu śmiejąc się z tego, jak mało wie i zostawiając ją z mylnym przekonaniem, że wychodzę z szatynem. - Muszę kończyć.
- Jeszcze jedno.
- Taa?
- 22 sierpnia po ciebie przyjadę. I możesz w sumie zrobić sobie jakieś zakupy szkolne, tam w Mullingar. Potrzebujesz więcej pieniędzy?
- Zostało mi jeszcze trochę euro, do końca wakacji powinno starczyć. Poza tym dostałam trochę kasy od dziadka i zastanawiam się nad pójściem do pracy, nawet na dwa tygodnie, ale na razie nie widziałam żadnych kuszących ofert. A pracodawcom nie do końca uśmiecha się zatrudnianie nieletnich.
- Dobrze... Teraz kończę. Jedziemy z Georgem do naszych znajomych, by zaprosić ich na ślub.
- Na razie. - Rozłączyłam się, wciągając powietrze na dźwięk słowa "ślub".
Nie krzycz, przestraszysz dziadków, obudzisz całe Mullingar, a Niall jak tylko cię spotka, zapyta, czy obudziłaś się bez brwi, skoro o godzinie 9 rano drzesz się w niebo-głosy. To tylko ślub. To tylko ślub twojej mamy. Przeżyjesz to. Teraz się skup i wreszcie ubierz.
Roztrzepałam palcami mokre włosy, sprawiając, że krople wody spadły dookoła mnie. Ponieważ niebo było tylko lekko zachmurzone, wyciągnęłam z szafy koszulkę w czarno-białe paski oraz czarne szorty. Wzięłam jeszcze gładką, bawełnianą czerwoną koszulę, którą miałam zamiar przewiązać sobie w pasie, na w razie jak by co. Kiedy moje włosy już wyschły, rozczesałam je, pozostawiając nikłe fale, z przedziałkiem po środku. Moim końcówkom przydałby się fryzjer, pomyślałam, wypuszczając je spomiędzy palców.
3 godziny później wychodziłam z domu, by spotkać się z Niallem.
- Bu.
Kiedy to usłyszałam, mimowolnie podskoczyłam, czując na swojej talii rękę.
- Nie rób tak nigdy więcej.
- Tak się kończy, gdy zamyka się drzwi ledwo zerkając na klucze i całą uwagę poświęcając telefonowi - odparł chłopak, lekko się odsuwając.
- Zapamiętam, mamo - żachnęłam się.
- "Mamo"?
- Może być "tato", skoro wolisz.
- Czy ty się słyszysz? Ludzie, jak to brzmi - zaczął się śmiać.
Wywróciłam oczyma.
- Co powiesz na sushi zamiast pizzy?
- Lubię sushi, tylko... będzie mały problem.
- Co to za problem?

- Hahaha! - Usłyszałam, po raz setny.
- Cicho! Tu są ludzie i patrzą na nas, jakbyśmy byli seryjnymi mordercami. Ugh, kto wymyślił, żeby jadło się to pałeczkami?
- Może Chińczycy?
Kiedy kolejny kawałek spadł, warknęłam:
- Kur-
- Nie przeklinaj, oni już dosyć nas nienawidzą. - Wskazał na klientów, którzy siedzieli przy innich stolikach.
- Zaraz zjem to rękoma, przysięgam.
- Może cię nakarmić? - Znów się zaśmiał.
- Nie ojcuj mi.
- Dobra.
Minęły dwie minuty ciszy.
- Poddaję się - oznajmiłam.
- Daj.
- Co?
- Dłoń. Prawą, skoro jesteś praworęczna.
Niepewnie wyciągnęłam ramię w jego stronę. Gdy tylko mnie dotknął, poczułam jakby iskierki eksplodowały z koniuszków moich palców, aż ku zgięciu w łokciu. Chopak zwinnie wsunął pałeczki między moje palce, zaciskając je na nich w sobie znany sposób.
- Spróbuj teraz.
I rzeczywiście - jakoś podziałało.
- Dzięki - odezwałam się, kiedy w końcu opróżniłam swój talerz, jakieś 10 minut później niż Niall.
- Nie ma za co. Chodźmy.
- Jezioro? - Uniosłam brwi.
- Mhm.
Było to jakieś 30 minut drogi stąd, lecz postanowiliśmy, że przejdziemy ten dystans pieszo. I cóż, jakimś dziwnym trafem i w sumie nie wiem czemu, skończyłam skulona pod długim ramieniem Nialla, z jedną ręką oplecioną w dole jego pleców, drugą trzymając dłoń, która zwisała z mojego barku, a przy tym czerpiąc dużo przyjemności z jego towarzystwa.
- Co ty na to, żebym zrobił sobie kolczyk?
- Ty i kolczyk? - Uniosłam jedną brew; los chciał, że akurat tą przekutą.
- Tak. Coś jak w pępku.
Parsknęłam śmiechem.
- Błagam, powiedz, że to tylko twój beznadziejny żart.
- Może mam marzenia?
- Szybciej byś się we mnie zakochał niż zrobił kolczyk w pępku - zażartowałam, a kiedy Niall nic nie odparł, skapnęłam się co przed chwilą powiedziałam. - Znaczy.. Faceci nie robią sobie kolczyków akurat w tym miejscu. - Chłopak nadal był cicho, jednak czułam, że jest blisko wybuchnięcia histerycznym śmiechem. - A, wiesz, przekuj se co tylko zapragniesz. - I cóż, kurde, to również nie było dobre wyjście z sytuacji.
- Pogrążasz się, słonko - szepnął mi do ucha, po czym rozluźnił uścisk na moim ramieniu.
Spojrzałam w przód, na niebieską wodę, która właśnie pojawiła się w zasięgu naszego wzroku.
- Kto ostatni, ten wraca w samych majtkach, start! - krzyknęłam i wyrwałam się mu, biegnąc w stronę jeziora, śmiejąc się przy tym głośno.
- Czekaj-co? Ashley! Nieśmieszne! - Rzucił się w pogoń za mną.
Ledwo zdołałam zatrzymać się, ze względu na prędkość, jaką osiągnęłam, a już ktoś na mnie wpadł, luźno mnie łapiąc, sprawiając, że prawie oboje wpadliśmy do wody. Mocno zaparłam się nogami, śmiejąc się i krzycząc: "Nie!".
- To wszystko było tylko i wyłącznie po to, żeby mnie rozebrać? - Usłyszałam tuż przy uchu, a uścisk chłopaka się zacieśnił.
- Puszczaj.
- Wpadniesz.
- Puść mnie. - Odrzuciłam głowę do tyłu.
- Nie ma takiej opcji. - Kiedy poczułam usta muskające przez ułamek sekundy moją szyję, zamarłam. - Wpadniesz - powtórzył.
- Nie umiem pływać, wpadniesz zaraz za mną.
- Dobra, jak chcesz. Ale to jeszcze nie koniec. - Puścił mnie, więc położyłam się kawałek od brzegu, na zielonej, nieco ubitej trawie.
Zdjęłam stopami sandałki, przypominające japonki, a pod głowę wsunęłam koszulę. Zamknęłam oczy. Niall ułożył się tuż obok, jednak zachowując dystans, więc nie stykaliśmy się nawet ramionami.
- Uwielbiam taką pogodę. Nie za ciepło, nie za zimno, trochę wiatru - westchnął.
- Na pierwszy rzut oka nie wydajesz się być chłopakiem, który będzie rozmarzonym tonem opowiadał o pogodzie.
- Na pierwszy rzut oka wydajesz się wyższa, niż jesteś, a potem człowiek staje z tobą twarzą w twarz i traci cię z zasięgu wzroku, dopóki nie spojrzy w dół.
- "Chłopak od pogody"... Porzućmy jednak tą myśl. - Pokręciłam zrezygnowana głową.
- Dziękuję.
- "Chłopak podbijający do mężczyzn w długich włosach" brzmi lepiej - zaśmiałam się, nawiązując do sytuacji ze Stephenem.
Od razu kiedy to powiedziałam, na mojej twarzy wylądowała ogromna dłoń.
- Jedno słowo wiecej i będziesz mokra - powiedział spokojnie, jednak zabrzmiało to dwuznacznie.
- Slmhm? - Próbowałam powiedzieć zrozumiale, lecz moje usta wciąż były zakryte ręką Nialla. Kiedy mnie zignorował i postanowił dalej dobrze się bawić, ugryzłam go w palec.
Nic nie mówiąc, blondyn wstał, zdjął koszulkę, po czym przekładając jedną rękę pod moimi kolanami, drugą obejmując moje plecy, podniósł mnie do góry.
- Niall! - krzyknęłam spanikowana.
- Słucham? - Chłopak ruszył w stronę pomostu.
- Nie.
- "Nie" co?
- Nie możesz wrzucić mnie do wody.
Zatrzymał się na chwilę.
- Masz okres? - Zmrużył oczy.
- To nie twoja sprawa, ale nie, nie mam, a teraz mnie postaw.
- Postawię cię o tam, na środku jeziora. - Kiwnął podbródkiem w owym kierunku. - Radziłbym ci zdjąć tą bluzkę. - Uśmiechnął się przebiegle.
- Niall, zostaw mnie. Boję się wody. - To przestawało być śmieszne.
- Przecież tu jestem. Wiesz, taki silny, młody-
- I niedoświadczony - skończyłam za niego.
- A tu się mylisz. Całe ubiegłe wakacje byłem ratownikiem na pobliskim basenie.
- I ilu ludzi uratowałeś?
- Szczerze?
- Mhm.
- Raz Liam prawie utopił Danielle...
Parsknęłam śmiechem.
- Żartujesz!
- Ani trochę. I wyłowiłem jeszcze jakiegoś dzieciaka.
- Gratulacje. A tak na marginesie: czy nie powinieneś czasem być teraz czerwony, zasapany i zmęczony? To nie tak, że nic nie ważę.
- No tak, zapomniałem jaka jesteś ciężka, "ehh", "uff" i te sprawy, a teraz zatkaj nos - powiedział, po czym najzwyczajniej w świecie zeskoczył z mostu, nadal trzymając mnie w ramionach.
Pomimo tego, że zareagowałam na tyle szybko, by wstrzymać oddech, omiotła mnie nagła ciemność, więc natychmiastowo zamknęłam oczy. Nawet, jeśli czułam wokół siebie silne ręce Nialla, lekko spanikowałam. Całe szczęście, kilka sekund później do moich płuc dostało się powietrze, a ja zakaszlałam.
- Oszalałeś?! - krzyknęłam odgarniając z czoła mokre włosy. Szczerze, aktualnie miałam gdzieś nawet to, że prawdopodobnie mój makijaż zdążył się rozmazać. Obchodziło mnie tylko to, by jak najciaśniej uczepić się boku Nialla i nie utonąć.
- Możliwe, że na twoim punkcie, ale tego nie wiemy. Nie bój się, nie puszczę.
Zamknęłam oczy, starając się ustabilizować swój oddech. Kiedy poczułam jak chłopak stopniowo znajduje się coraz niżej, zaczęłam panikować.
- Trzymaj mnie! - wyrwało mi się, a ja zacisnęłam powieki jeszcze mocniej.
- Hej, otwórz oczy. - Poczułam kciuk błądzący po moim policzku.
- Ja po prostu.. Wolałabym wyjść.
- Proszę cię, 10 minut i wychodzimy.
- Poczekam na brzegu, naprawdę.
- Złap się mocno i po prostu mi zaufaj.
Spojrzałam na niego spod rzęs.
- Okej - szepnęłam.
Niall się uśmiechnął.
- Złap za moją szyję i oprzyj się na moich plecach.
- Jeżeli sądzisz, że zrobię jakikolwiek ruch w wodzie sama, to bardzo się mylisz.
Chłopak wywrócił oczyma, aczkolwiek uśmiech nie schodził z jego warg. Obrócił się, tak, że moje dłonie spoczywały na jego karku.
- Gotowe. Kiedy zacznę płynąć, machaj nogami.
- To idiotyczne.
- Już rozumiem, czemu nie umiesz pływać - zaśmiał się.
Skończyłam z ramionami owiniętymi wokół szyi Nialla tak ciasno, że nie mógł oddychać i drąc się: "Nie utop mnie!", podczas nieustannego zaciskania powiek.
- Wstrzymasz powietrze? - Głowa chłopaka nagle się obróciła, by mógł on na mnie spojrzeć.
- Um, tak sądzę.
- W razie coś po prostu klepnij mnie w ramię czy coś. Ale najpierw-czekaj.
Niall poluzował uścisk moich rąk na jego gardle i obrócił się do mnie przodem. Następnie złapał mnie w talii, odliczył od trzech w dół i znaleźliśmy się pod taflą wody.
W tej całej plątaninie blondyn zsunął ze mnie swoje ręce, by splątać palce obu dłoni z moimi i pociągnął mnie jeszcze głębiej. Mniej więcej załapałam, że aby utrzymać się na jednym poziomie należy przebierać nogami.  Po 24 sekundach wpłynęliśmy na powierzchnię po haust tlenu. I cóż mogłam poradzić, moje usta uformowały się w szeroki uśmiech, ponieważ to serio była niezła zabawa.
- Schodzimy jeszcze raz? - zapytał chłopak.
- Mhm.
Więc zanurkowaliśmy ponownie. Kiedy wydostaliśmy się na wierzch, Niall się odezwał.
- Sądzisz, że dałabyś radę podpłynąć do góry?
- Nie wydaje mi się..
- Co ci szkodzi spróbować?
Mi? No w sumie nic, ale moje życie zaczyna nabierać sensu i to jest ten czas kiedy nie myślę o problemach i jakby opuściła mnie myśl o tym, że śmierć to nic wielkiego, więc nie chciałabym umrzeć krztusząc się wodą czy coś podobnego. Już nie.
- Na pewno byłeś ratownikiem? - Spojrzałam na niego podstępnie.
- Na pewno.
- Dobra, w sumie mogę spróbować.
W końcu skoro takie małe dzieciaki umieją pływać, to chyba ja też powinnam, racja? Tak? Nie wiem.
- Jeżeli dasz radę, możesz otworzyć oczy, będzie ci łatwiej.
Tego jednak nie zrobiłam. Zanurkowaliśmy i Niall najpierw puścił jedną moją rękę, a potem drugą. Starałam się podbić się do góry i może nawet jakoś to wychodziło, ale w którymś momencie spanikowałam, straciłam równowagę i zaczęłam iść w dół. Poczułam, że chłopak ciągnie mnie na powierzchnię.
- Nie było źle. Jeżeli nie będziesz myślała, że ci się nie uda, spróbujesz myśleć pozytywnie, to na pewno wyjdzie. Bo nie będziesz mieć z tyłu mózgu myśli, która będzie ciągnęła cię w dół. Tak jakby będziesz wolna, rozumiesz? Swojemu umysłowi można wmówić wszystko. Możesz mu wmówić, że nie potrzebujesz jedzenia. Możesz mu wmówić, że nie potrzebujesz żadnej troski, uczucia. Możesz wmówić mu, że coś ci się uda albo nie. Więc dlatego lepiej zawsze myśleć pozytywnie, bo w przeciwnym wypadku można dość marnie skończyć. Na przykład jako stary i pyzaty księgowy, bez żadnego celu w życiu, który bał się spróbować czegoś szalonego i skończył jak skończył. Nie obrażając księgowych, ale jakoś nie wydaje mi się, by ktokolwiek mógł robić to dla przyjemności, cóż. Oczywiście umiejętności też się liczą, ale najbardziej jednak chodzi tu o chęci, rozumiesz? I nadzieję. Oraz by pokonać strach i zaryzykować.
Czy on nadal gadał o pływaniu? Ten sam chłopak, który pół godziny wcześniej wrzucił mnie do wody? Ta sama osoba, z którą byłam skłócona całe moje dotychczasowe życie? Patrząc z mojej perspektywy dziś, najchętniej cofnęłabym wszystkie te złe chwile, które niegdyś dzieliliśmy. Wszystkie złe słowa. I najchętniej bym go pocałowała, ponieważ tak pięknie wygląda z mokrymi włosami przyklejonymi do czoła, z tymi swoimi nienormalnie błękitnymi tęczówkami, tak głęboko patrzącymi w moje oczy, mówiąc te wszystkie słowa, które pozornie błahe, mają naprawdę sens. Ale nie mogłabym tego zrobić, ponieważ nie chciałabym zepsuć tego, co udało nam się naprawić i cóż, chociaż w mojej głowie nadal huczały słowa "pokonać strach i zaryzykować" po prostu wiedziałam, że nie mam takiego prawa. Prawdopodobnie dlatego, że to wszystko nieźle mnie przerażało.
- Powinieneś zostać psychologiem - wydukałam tylko, lekko roztrzęsionym głosem.
- Wolałbym przedsiębiorcą. - Posłał mi uśmiech. Pokiwałam głową z uznaniem. - To jak, próbujesz jeszcze raz?
- Czemu w ogóle ci zależy?
- Bo wiem, że ci się uda.
Zmarszczyłam brwi. Chłopak westchnął.
- Spójrz tylko dookoła. Już od jakichś pięciu minut nie trzymam cię za rękę i nadal nie utonęłaś. Nawet tego nie zauważyłaś.
Zgodnie z poleceniem chłopaka spojrzałam w dół, by zobaczyć, że rzeczywiście jest kawałek ode mnie, a ja utrzymuję się na wodzie sama. Wytrzeszczyłam oczy i jak najprędzej złapałam Nialla za szyję.
- Um, może niepotrzebnie to mówiłem. Po prostu skup się na tym, że ci się uda, nie na tym, co robisz. W granicach rozsądku oczywiście.
I jakoś się udało. A kolejne pół godziny później chłopak wyciągnął mnie na brzeg.
- Nie było tak źle, prawda?
- Nie, całkiem mi się podobało - odpowiedziałam.
- Ash?
- Hm? - mruknęłam, podnosząc głowę do góry, gdy stanął naprzeciwko mnie.
- Mogłaś jednak zdjąć tą bluzkę. - Zagryzł lewą stronę dolnej wargi.
- Czemu?
- Ponieważ teraz prześwituje ci stanik.
- Ugh, więc się na mnie nie gap.
- Ale ja wcale nie chcę przestawać.
- Niall - rzekłam ostrzegawczo.
- Ashley.
- Nie używaj mojego pełnego imienia.
- Jakoś nigdy wcześniej ci to nie przeszkadzało.
Ponieważ w twoich ustach brzmi to dobrze. Pozostawiłam tę uwagę dla siebie.
- A tak poza tym, wyglądasz uroczo, zaciskając pod wodą oczy.
Cholera. Musiałam wyglądać jak idiotka. Czemu ja się w ogóle tym martwię, to tylko Niall. Ugh. No właśnie. To tylko on.
- Czasem marzę o tym, by najzwyczajniej w świecie cię udusić.
- Prawie to dziś zrobiłaś - zaśmiał się. - Będziemy musieli teraz wyschnąć.
- Powodzenia - odparłam przeciągając przez głowę T-shirt, wyciskając go i zakładając z powrotem.
Położyłam się na moście, zamykając oczy. Po pięciu minutach poczułam jak na moich udach ląduje głowa, a Niall westchnął. Wplątałam ręce w jego włosy, bawiąc się grzywką. Po jakimś czasie chłopak przewrócił się na jeden bok, a ja mogłam stwierdzić, że na mnie patrzy.
- Dlaczego nigdy nie wspominasz o swoich przyjaciołach z Longford?
- ...Bo nie mam tam nikogo.
- Nikogo? 
- Nie rozmawiajmy o tym.
- Zasługujesz na ludzi, którzy cię docenią, Ash.
- Mam was - uśmiechnęłam się słabo, podnosząc się na łokciu.
I owszem, to była aluzja. To było niezadane pytanie o to, czy rzeczywiście i on mnie docenia.
Niall pokiwał głową. Z powrotem opadłam na pomost. Oddałam się dźwiękowi wiatru szumiącego w trawie, a moje ręce znów powędrowały do farbowanych blond kosmyków ułożonych na moich nogach. Chłopak przekręcił odrobinę głowę, a ja poczułam miękki, mokry pocałunek na prawym udzie. Wypuściłam z siebie nierówny oddech. Po moim biodrze przejechały palce i zaczęły bawić się moim pępkiem. Wtem rozbrzmiał dzwonek.
- Kto to do cholery? - usłyszałam i zaśmiałam się pod nosem, gdy chłopak wstał by podnieść swój telefon ze sterty naszych rzeczy, rzuconych gdzieś na trawie.
- Tak? - Odebrał zaraz po tym, jak z powrotem ułożył się przy mnie, tym razem opierając głowę na moim boku.
Pomimo tego, że telefon Nialla znajdował się jakiś kawałek ode mnie, mogłam stąd usłyszeć krzyczącego Harry'ego. Zmarszczyłam brwi.
- Czekaj, Harry, zwolnij.
Uniosłam się na łokciach, kiedy Niall przełączył na głośnomówiący i oznajmił chłopakowi, że z nim jestem.
- Błagam cię, nie randkuj, tylko mnie przez moment wysłuchaj. Pam-
- Hej, będę chodził na randki z kim mi się żywnie podoba! - wciął mu się Niall, a moje serce zabiło szybciej, ponieważ um, teraz to oficjalne. Chyba.
- Nie przerywaj. Słuchaj. Pamiętasz tego nowego kelnera, prawda? Mike, ten, o którym mówiłeś, żebym pilnował, zanim zacznie przystawiać się do Lou.
- No... Co z nim?
- Zabawna historia. Dostał w nos, stracił posadę a ja jestem na posterunku. Mógłbyś poprosić  Zayna, by po mnie przyjechał? Potrzebny ktoś pełnoletni.
- Że co?! - Na ostry ton Nialla podskoczyłam, podnosząc się do pozycji siedzącej. Niall też usiadł, a po chwili usłyszałam jego śmiech. - Kolego, naucz się wreszcie radzić z zazdrością. Czemu nie zadzwoniłeś do Zayna od razu?
- Bo głupim trafem nadal nie mam jego nowego numeru telefonu i wiem, że ty masz. Poza tym gdy usłyszy to ode mnie, będzie wściekły, a jeżeli ty mu to powiesz, nie będzie miał wyboru.
- A dlaczego twój chłopak nie może cię odebrać?
- ...Ponieważ nic nie wie i lepiej żeby nie wiedział.
- Za co ty w ogóle go pobiłeś?!
- Kończy mi się czas, Niall. Pogadamy potem - i na tych słowach zakończył, przerywając połączenie.
Przez chwilę panowała cisza. W końcu nie wytrzymałam.
- Zabrali go na posterunek policji?! - wrzasnęłam.
- Domyślam się, że słowa: "oberwał w nos, stracił pracę a ja wylądowałem na posterunku" właśnie to znaczą, Ash - odparł jak gdyby nigdy nic. Kiedy zobaczył moją minę, dodał - to nie tak, że nigdy wcześniej nie wylądowaliśmy na policji. - Po tych słowach przyłożył telefon z powrotem do ucha. - Siema stary, słuchaj, jest sprawa. Trzeba odebrać Harry'ego z komisariatu, dasz radę?
Tym razem telefon był wyciszony, jednak znów usłyszałam niewyraźny krzyk po drugiej stronie słuchawki. Zayn najwidoczniej nie był ani trochę zadowolony. Wywnioskować również można było, że nie ma na chwilę obecną sprawnego auta. Mówił coś jeszcze, ale nie mogłam rozszyfrować - co.
- Uh.. Jesteś w domu?... Gdzie?... Zostańcie tam, za dwadzieścia minut będziemy... W takim razie możecie iść do mnie... Tak, przynajmniej wczoraj jeszcze była... Cześć - rzucił na końcu i rozłączył się. - Ten dzieciak wisi nam obu duuużą przysługę. To nie miało kończyć się w ten sposób, ten dzień był jak na razie świetny. Przepraszam cię Ash.
- Hej... Przecież mogę jechać z wami..?
- Chcesz? - Uniósł głowę i spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek. Skinęłam. - W takim razie okej. - Uśmiechnął się.
Zabraliśmy nasze rzeczy i zaczęliśmy iść w kierunku naszej ulicy. Kiedy dotarliśmy na miejsce, byliśmy już prawie całkowicie wysuszeni. Weszliśmy do domu Nialla.
- Zayn?
Zauważyłam jak w salonie ktoś się porusza. Już za chwilę stanęliśmy twarzą w twarz z Mulatem. Ale nie był on sam. Za jego plecami kryła się dosyć kształtna dziewczyna, wyższa ode mnie, ale wciąż wiele niższa od Zayna. Ugh, chcę jej nogi, jej talię, jej biust. A tymczasem jestem niską dziewczyną z twarzą groźnej dwunastolatki i anorektycznym ciałem.
- Cześć wam. To jest Mary. - Dziewczyna niepewnie się uśmiechnęła i skinęła głową, gdy ją wskazał. - A to jest Niall i Ashley.
- Hej - odparł Niall, potrząsając jej dłonią, a ja dostrzegłam kątem oka, jak posłał jej ciepłe spojrzenie, po czym najzwyczajniej w świecie odwrócił wzrok w moją stronę. Uciekłam od jego wzroku i też wydukałam krótkie przywitanie.
- Załatwmy to jak najszybciej, błagam. - Zayn przewrócił oczami. - Następnym razem ten idiota będzie musiał radzić sobie sam - westchnął, poirytowany.

Pięć minut później chłopaki siedzieli na przednich fotelach auta Nialla, a ja byłam obok Mary, z tyłu. Panowała między nami lekko niezręczna cisza, która nie była tak okropna tylko ze względu na rozmowę Nialla i Zayna. Nie wytrzymując ani chwili dłużej, wypaliłam pierwsze co mi przyszło do głowy.
- Jesteś z Mullingar?
- Nie, jestem z Manchesteru. - I rzeczywiście, jej akcent był trochę inny, z lekka podobny do tego Lou, jednak mniej "zepsuty". Zdałam sobie sprawę, że tak w zasadzie dziewczyna odzywa się pierwszy raz.
- Naprawdę? Wow, więc co tu robisz?
- Spędzam wakacje u siostry.
I jakoś poszło. Chociaż dziewczyna była dość cicha.

Wysiedliśmy. My zostałyśmy w poczekalni, a chłopcy poszli załatwić wszystkie formalności. Chwilę potem cała trójka wyszła.
- Idę zapalić - oświadczył Zayn. - Ktoś ze mną?
Harry i Mary (jakże zabawnie się zrymowało) powędrowali za nim. Niall lekko ociągał się z wyjściem. Stanęliśmy obok siebie i obserwowaliśmy jak się oddalają.
- Patrzysz na jej tyłek. - Usłyszałam.
- I?
- To szybciej ja powinienem patrzeć na jej tyłek.
- Boże, Niall, co jest z tobą nie tak?
- Ze mną?
- Po prostu mam dosyć tego, że każda dziewczyna ma lepsze ciało niż ja.
Niall uniósł jedną brew.
- Od kiedy obchodzi cię wygląd?
- Od zawsze, Niall? Jestem dziewczyną. Kobietą.
- To teraz mnie posłuchaj. Co z tego, że jest wyższa, troszkę szersza, co z tego, że teoretycznie ma wszystko? Ona dosłownie boi się odezwać. Nie wiem jak Zayn, ale ja jednak wolę dziewczyny, które mają coś do powiedzenia, które umieją postawić na swoim. Zazwyczaj jeszcze są kłótliwe, a ich buzie się nie zamykają, ale to drobiazg.
- Ciekawy typ dziewczyny.
- Mówię o tobie.
Nie odezwałam się od razu. Poczułam, jak robi mi się gorąco. Odwróciłam się tak, że stałam do niego twarzą. A było to trudne, bo moja głowa zadarta była do góry.
- Czy to jest randka? - Nie wytrzymałam dłużej tego jakże ogromnego niedopowiedzenia.
Brwi Nialla wystrzeliły do góry.
- Tak - odpowiedział po prostu i łobuzersko się uśmiechnął.
- Nie żartowałeś, mówiąc, o wizycie na posterunku - zaśmiałam się.
- Ja zawsze dotrzymuję obietnic. - Uniósł dumnie podbródek.- Chodźmy, zanim uznają, że postanowiliśmy tu nocować.

W drodze powrotnej Harry wytłumaczył nam wszystko. W skrócie: Mike praktycznie pocałował Lou, który próbował się bronić, na jego oczach. Dzisiaj szatyn miał wieczorną zmianę, więc pod jego nieobecność Harry tam poszedł, wyciągnął chłopaka z lokalu, a reszta historii nie jest już zagadką.

- Czekaj, Harry. Czy skoro Mike został zwolniony, potrzebny im ktoś na jego miejsce?
- Zgaduję, że tak. Czemu pytasz?

***

Babcia była niezmiernie ucieszona, że udało mi się wrócić przed 20:00 i nawet nie wypytywała o szczegóły - chwała jej za to. Tego wieczoru wyskrobałam na stronie mojego pamiętnika dość entuzjastyczny wpis. Nie psychologiczny. Wpis, który nie zawierał myśli samobójczych. Wpis, który nie dawał ujścia moim problemom. Za to zupełnie oddający moją wolność, z lekka żałosny, niczym pisany przez dwunastolatkę, która próbuje prowadzić pamiętnik, lecz otwiera go raz na pół roku, a notuje cokolwiek jeszcze rzadziej. Gdyby ktoś kiedyś przekartkował dziennik, uznałby, że pisze go osoba psychicznie chora. Lecz ja taka jestem. Chodzący bałagan, zagubiona dusza, tykająca bomba, aż wreszcie nastolatka, która dzięki przyjaciołom odnalazła siebie, swoje szczęście i swój sens w życiu.

Drogi Pamiętniku,
Dzisiejszy dzień był dość długi. Spędziłam go w większości z Niallem. Byliśmy na sushi i nad jeziorem... Tak jakby umiem pływać, hm, "tak jakby". Potem wylądowaliśmy na posterunku, by odebrać Harry'ego, ale to już inna historia. A najlepsze: DOSTAŁAM PRACĘ JAKO KELNERKA I JUŻ OD JUTRA ZACZYNAM RANNĄ ZMIANĄ, RAZEM Z LOU.
I jeszcze coś...

Tu przerwałam na chwilę i powróciłam myślami do pewnego momentu.

***
- Dziękuję za świetny dzień - powiedziałam, patrząc chłopakowi w oczy.
- To ja dziękuję - odparł i ciepło się uśmiechnął.
I wtedy złapałam jego podbródek, stanęłam na palcach i wycisnęłam na jego policzku pocałunek. Wydawał się być tym dość zaskoczony.
- Do zobaczenia - rzekłam niewinnie i odwróciłam się, żeby odejść.
- Cześć. - Kiedy zerknęłam przez ramię, stał oparty o moją furtkę i bawił się włosami. A na policzku, który cmoknęłam, pojawił się rumieniec. Na jednym policzku. Na policzku chłopaka. Boże, jakie to urocze.
***

Myślę, że tracę głowę. - dopisałam, zamknęłam i schowałam dziennik.

______________________________________________________________________
Hej! Nie było mnie tu baaardzo długo, owszem. A teraz spójrzmy na to od mojej strony. Moich czytelników ubywa nawet wtedy, kiedy rozdział dodaję po tygodniu. Zważając na to, jaka kiedyś była jakość (a była gorsza, ponieważ z każdym napisanym rozdziałem nabiera się doświadczenia) i ilu wtedy miałam czytelników, to troszkę smutne, gdy patrzę teraz i widzę 4 komentarze, do tego 1 opublikowany 2 razy.

Jeżeli przeczytaliście, to naprawdę proszę - zostawcie jakąś opinię, jakiś ślad po sobie. Ponieważ bez Was nie ma sensu tego pisać, a ostatnio dość dużo Was ubyło.

Pozdrawiam xx