poniedziałek, 28 lipca 2014

#SIDff

Hej! Pomyślałam sobie, że może ten blog nie jest mega znany, nie jest praktycznie wcale znany, dlatego postanowiłam stworzyć hashtag. Możecie pisać przy nim swoje ulubione cytaty czy co tylko zapragniecie!

#SIDff

Rozdział osiemnasty. 'Widzisz tego chłopaka?'

Kiedy skręciliśmy w ulicę, na której mieszkali moi dziadkowie, zauważyłam, że na podjeździe stoi dobrze mi znane BMW. Westchnęłam. Jestem wykończona, potrzeba mi jeszcze gości na głowie. Gości, których nie znoszę. Z dwojga złego lepsze to, niż gdyby przyjechała tu moja matka.
- Mam iść z tobą? - spytał Harry parkując obok srebrnego auta.
- Byłabym ci wdzięczna. Nie mam pojęcia jak się wytłumaczyć.
- I ja też.
- Pomożesz?
- Pomogę.
- Ale lepiej nie mówić moim dziadkom o tej sprawie z porwaniem i tak dalej... - Spuściłam wzrok.
- Jakoś musimy dojść do tego, żebyś nie dostała szlabanu czy coś... I tak lepsza jest okropna prawda, niż kłamstwo, które ma krótkie nogi.
- Ale... Nie wspominaj nic o Niallu, okej? - Spojrzałam na niego niepewnie.
Westchnął.
- Dobra. Postaram się.
W tym momencie z drzwi wypadł mój dziadek a tuż za nim babcia. Wydałam z siebie płaczliwy dźwięk. Szykują się kazania. Harry wysiadł z auta, więc zrobiłam to samo.
- Ashley, chwała Bogu! Gdzieś ty się dziewczyno podziewała!? - krzyczała babcia, biegnąc w moją stronę.
Jak na babcię nawet nieźle się poruszała.
- Ja pani wszystko wytłumaczę - powiedział Harry spokojnie, na co babcia obrzuciła go nieprzyjaznym spojrzeniem.
- Nie wiem, czy chcę tego słuchać - warknęła do niego. - Gdzie byłaś całą noc? I co ty masz na sobie!? Dziecko, jeśli zrobiłaś coś głupiego, to osobiście urwę głowę najpierw tobie, a potem jemu! - Wskazała na chłopaka.
- Babciu, uspokój się.
- Proszę pani, Ashley ostatnio dużo przeszła, proszę, niech pozwoli mi pani to wszystko wyjaśnić.
Zauważyłam kątem oka, jak zza drzwi wychylają się Victoria i ciotka. Jeszcze tylko brakowało widowni.
- Masz pięć minut - odparła sucho babcia.
Harry opowiedział w skrócie, że zostałam porwana przez dilerów narkotyków, bo wzięli mnie za kogoś innego, o tym, że on i Lou mnie uratowali, tamci faceci siedzą już w więzieniu i że mam na sobie jego koszulkę, bo moja była ubrudzona i we krwi.
- O ludzie! - zakrzyknęła staruszka wysłuchawszy opowieści Harry'ego. - Nie powinnam była nigdzie cię puszczać!
- Muszę jeszcze coś załatwić.
- Um, okej, do zobaczenia Harry.
- Trzymaj się - odpowiedział i mnie przytulił. - I dziękuję, że mnie wysłuchałaś - wyszeptał w moje włosy, tak, że tylko ja mogłam go usłyszeć.
Odsunął się ode mnie i ruszył w stronę auta.
- Do widzenia - krzyknął, zamykając za sobą furtkę.
- Do widzenia - odpowiedział mój dziadek. - Wydaje się, że komuś należą się przeprosiny za wyciąganie pochopnych wniosków - skierował się do babci.
Kobieta westchnęła.
- Przepraszam kochanie. A teraz chodź, przywitaj się z rodziną.
Nabrałam w płuca powietrza. Równie dobrze mogłabym zostać i gnić w tym magazynie w nieskończoność. Ruszyłam w stronę ganku, na którym stała moja kuzynka i ciotka.
Ostatnim razem, kiedy widziałam Tori, była schludną dziewczynką, chodzącą w sukieneczkach, z włosami zaplecionymi w dwa warkoczyki i przewiązanymi różowymi wstążkami. Nie przepadałyśmy za sobą zbytnio, byłyśmy totalnie różne. Hm, to było jakieś 6 lat temu...
Kiedy stanęłam naprzeciw niej, zauważyłam, że coś uległo zmianie. Jej kolorowe sukienki zostały zastąpione na jeansowe boyfriendy z ogromnymi dziurami na kolanach (trochę jakbym patrzyła na Harry'ego, z tą różnicą, że jego spodnie są ciasne jak nie wiem co) i czarny top. Na nogach miała rozsznurowane glany. W jednym uchu lśnił rządek kolczyków, a w drugim był tunel. Na palcach miała może kilkanaście srebrnych pierścionków, a kolor jej włosów ściemniał.
- Siema  - powiedziała.
- Cześć, Victoria.
Przebiegła wzrokiem po mojej twarzy i zatrzymała się na kolczyku w brwi, po czym spojrzała na moje włosy. Uśmiechnęła się pod nosem, obróciła na pięcie i wróciła do domu. Czy to na pewno ta sama Tori? Czy może ciocia podmieniła ją gdzieś na jakiejś aukcji? Pomyślę o tym później.
- Cześć ciociu, podeszłam do niej, aby się przywitać.
- Ah, cześć, Ashley! - Przyciągnęła mnie do siebie i przytuliła, a gdy się odsunęła zapytała: - Jak wakacje?
- Jak na razie z przygodami  - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- To dobrze.
Chyba nie załapała.
- Wchodźmy do środka  - zadecydował dziadek.
Dobrze, że powstrzymał mnie przed powiedzeniem czegoś nieprzyjemnego.

***

- Um, ja już dziękuję - mruknęłam, po czym wstałam od stołu, zostawiając połowę obiadu na talerzu.
- Zjadłaś tak mało - zaprotestowała ciocia.
- Nie jestem głodna.
- Ashley, weź ze sobą Tori - zaproponowała babcia.
Ta, fajnie, jakbym nie miała ważniejszych rzeczy do roboty.
- Jak zjesz, to możesz przyjść do mojego pokoju  - powiedziałam, chociaż nie zabrzmiało to zbyt przyjaźnie.
- Okej.
Zamknęłam za sobą drzwi, podeszłam do łóżka i upadłam twarzą w poduszkę. Chwilę potem włożyłam rękę pod miękki materiał i wyciągnęłam pamiętnik.


Drogi Pamiętniku,
Ostatnio bardzo dużo przeszłam. Myślę, że jestem i tak silna, jak na swoje zasoby. Popełniłam wiele błędów. Za dużo. Ale jestem tylko człowiekiem. Pomyliłam się, jeśli chodzi o niektórych ludzi. Chodzi o Nialla. W sumie, to nie wiem, co mam już o nim myśleć. Jednego dnia jest między nami okej, potem kłócimy się i nagle lądujemy w jednym łóżku. Zostałam porwana. Louis miał wiele sekretów. Ale to nie zmieni tego, że jest najukochańszą osobą jaką znam. Tak samo jak Harry. Ich miłość... To coś niesamowitego. Bo ich miłość jest lepsza. Prawdziwsza. Oni musieli o nią walczyć. Miłość damsko-męska nie jest tak prawdziwa. Jest słabsza. Oni za to tworzą coś niesamowitego. Nie chcę ich stracić. Nigdy.
Wracając do Nialla... Powiedział mi dziś, że jestem taka sama jak on. Nie jestem taka. Nie jestem, prawda? Bo to nie ja-

Nagle drzwi się otworzyły, więc natychmiastowo zatrzasnęłam pamiętnik i włożyłam go sobie pod nogi, aby nie mogła zobaczyć.
- Um, sorry, jeśli przeszkadzam, czy coś.
- Nie, spoko - skłamałam.
- Zmieniłaś się. Mogę? - Wskazała głową na łóżko.
- Jasne, siadaj. - Posunęłam się trochę, dyskretnie wpychając pamiętnik pod kołdrę.
Dziewczyna usiadła, krzyżując nogi.
- Też ostatnio wyglądałaś totalnie inaczej - powiedziałam.
- Taa. - Popatrzyła w ścianę. - Nieraz jest tak, że przychodzą ludzie, zmieniają innych ludzi, a potem gwałtownie odchodzą, jeszcze bardziej nas zmieniając.
- Myślę, że wiem, co masz na myśli.
- Pamiętam, jak kiedyś obcięłaś mojej lalce włosy - zaśmiała się.
- Pamiętasz takie rzeczy? - Spojrzałam na nią zdziwiona.
- Tsa. Ostatnio przeszłość do mnie wraca. Wiesz, jest chwila i nagle przed oczami mam dzieciństwo. Chciałabym mieć przy sobie znowu ojca, chociażby na chwilę. - Spojrzała na mnie smutno. - Mogę ci coś powiedzieć? - zapytała nagle. Trochę mnie to zdziwiło, ale pokiwałam głową. - Wiesz, kiedy się tak mocno zmieniłam? Sądzę, że sama dobrze wiesz, przechodziłaś przez to samo. Tylko może inne okoliczności. Twój ojciec odszedł, a mój zginął. Załamałam się. Zrobiłam się oschła. I spotkałam chłopaka. Mówił mi, że jestem jego księżniczką, że jestem wyjątkowa. Uwierzyłam. Kochałam go. On mnie też. Nie musiał mi tego nawet deklarować, widziałam to w jego oczach. Ale potem... Okazało się, że jest chory na raka. Było za późno. Straciłam kolejnego mężczyznę, na którym cholernie mi zależało. Mój świat zaczął kręcić się wokół imprez, przypadkowych facetów na jedną noc i żyletek. Wiesz, nie wiem, czemu ci to mówię, nie gadałyśmy kilka lat, ale naprawdę musze to komuś powiedzieć. Więc nadszedł ten czas, kiedy wpadłam w depresję. Po prostu wpadłam w depresję. Mama to zauważyła. Zaczęła ciągać mnie po lekarzach... Którzy nic nie dawali. Któregoś wieczoru poszłam na cmentarz, coś mnie tam zaciągnęło, kiedy szłam na imprezę. Poszłam najpierw nad grób taty. Zaczęłam płakać. Nie wiem nawet kiedy odeszłam stamtąd. Pobiegłam tam, gdzie pochowany został Keenan, mój chłopak. Położyłam się na ziemi i krzyczałam. Krzyczałam jak szalona. Następnego ranka obudziłam się w szpitalu. Ale kiedy byłam nieprzytomna... On do mnie przyszedł. Keenan do mnie przyszedł. Powiedział, że mam wziąć się w garść. Że mam to zrobić dla niego. Że fakt, iż najważniejsze osoby w moim życiu odeszły był sprawdzianem. I że go oblałam  - zaśmiała się, ale słyszałam, jak jej głos się łamie. - I chociaż zostałam taka sama z wyglądu, zmieniłam się. Dla Keenana. Dla taty. Dla dwóch najważniejszych osób w moim życiu. Zaczęłam bardziej doceniać małe rzeczy, które dają mi szczęście. Przestałam skupiać się na źle. I dzięki temu zyskałam nową osobowość, nową siłę. Nie wiem, co by ze mną się stało, gdybym tam nie poszła. Pewnie zostałabym kimś okropnym. Wiesz, co ci powiem?
- Hm?
- Doceniaj małe rzeczy, bo one mogą już nie wrócić.
- Wiesz... Myślałam, że nadal jesteś taka, jak kiedyś. Nie lubiłam cię. Ale jesteś naprawdę spoko. Inni mogą mówić, że jesteś za młoda, by wiedzieć cokolwiek o życiu. Ale ty wiesz i to o wiele więcej od niejednej osoby. O wiele więcej ode mnie. Nie płacz, Tori. - Wstałam, chwyciłam z biurka pudełko chusteczek i jej wręczyłam. - Mogę się założyć, że spotka cię jeszcze niejedna wspaniała rzecz, zobaczysz. Życie jeszcze ci się kiedyś odwdzięczy.
- Dziękuję. Za to, że zgodziłaś się mnie wysłuchać. Nikt nie umiał.
- Daj telefon - powiedziałam po chwili namysłu.
Rzuciła mi pytające spojrzenie, ale posłusznie wyciągnęła komórkę z kieszeni. Zapisałam jej w kontaktach mój numer.
- Jak będziesz chciała pogadać, to dzwoń.
- Dzięki, Ashley. Naprawdę dziękuję. Dobra, zmieńmy temat, bo jak będziemy się zajmować moimi problemami, atmosfera będzie ponura a ja nie chcę psuć ci dnia.
- Już pewna osoba go zepsuła, spoko.
- Mogę cię o coś spytać.
- Ta. Raczej tak.
- Spałaś z loczkiem? Bo wiesz, trochę nie uwierzę w historyjkę z porwaniem...
- Ale ja na serio zostałam porwana, może w innych okolicznościach, ale jednak. A 'loczek' jest gejem, więc nie!
- Hm, mogłam się domyślić, jest całkiem przystojny, haha.
- To zawsze tak się kończy, prawda?
- No. Przystojniak to albo gej, albo cham.
- Jakbyś czytała mi w myślach.
Bo... nie mogę zaprzeczyć, Niall jest przystojny, ale co może jego wygląd, skoro zachowuje się jak rozkapryszony bachor i myśli, że może każdego wykorzystywać.
- Masz chłopaka?  - spytała po chwili ciszy.
- Nie. Za to moja babcia uważa, że kręci się wokół mnie aż trójka, z czego dwójka to geje a trzeci wcale nie kręci się wokół mnie. W zasadzie, to on mnie nienawidzi i vice versa.
- ...Nienawidzi? Ale za co?
- Trudno to wytłumaczyć. Jest mnóstwo powodów.
- Na przykład?
- ...Ale za nic w świecie nie powiesz babci, ani nikomu innemu, ale babci to już w szczególności.
Wyciągnęła do mnie mały palec, więc zaczepiłam swój o jej i uśmiechnęłam się, bo tak zawsze robiłyśmy, kiedy podkradałyśmy z kuchni babcine babeczki. Może nie przepadałyśmy za sobą często, ale można napisać książkę o rzeczach, które razem robiłyśmy. Mamy za sobą  jakieś tysiąc sekretów, kilka par przetartych jeansów, około setki siniaków (które same sobie nawzajem zrobiłyśmy, bo jak już wcześniej wspominałam, nie zawsze za sobą przepadałyśmy). I pomyśleć, że to było przed sześcioma latami, zanim moja matka dwa lata temu postanowiła odizolować mnie od rodziny i zanim 3 lata temu, po śmierci wuja Edwarda, Tori i ciocia Rose przeniosły się na drugi koniec kraju (i tam też pochowały wuja).
- No więc kiedy na początku wakacji tu przyjechałam, było jak zawsze, nienawiść, kłótnie, docinki. Aż którejś nocy uratował mnie od przestępców, którzy zaatakowali mnie również dzisiaj, i tym razem im się udało, ale wracając do tego, odkąd mnie uratował coś zaczęło się zmieniać. To się zaczęło dziać też dzięki temu, że mamy wspólnych przyjaciół. Przez pewien czas było w sumie okej. Wczoraj zaprosił mnie do siebie do domu. W pewnym momencie zaczęliśmy się kłócić i... jakimś sposobem skończyliśmy w jednym łóżku. A następnego dnia, czyli dzisiaj rano, powiedział, że nic się nie zmieniło. On nie lubi mnie, ja nie lubię jego. Wkurzyłam się. Wyszłam stamtąd i poszłam na stary plac zabaw... I wtedy mnie porwano. Lou i Harry, moi przyjaciele, wydostali mnie z magazynu, zabrali do siebie, poszłam się przebrać, a kiedy wróciłam został już tylko on. Niall. I co mnie zdziwiło, był hm, miły, jeśli mogę tak nazwać brak kłótni i nawet jakieś tam drobne dobre intencje. Potem wrócili chłopaki. I zaczęliśmy się kłócić. W zasadzie to ja zaczęłam na niego krzyczeć. Nie odzywał się przez większość czasu, aż w którejś chwili powiedział, że jestem taka sama jak on. I wyszedł. A potem Harry przywiózł mnie tu.
- Wow. To jedyne co mogę powiedzieć, bo tak naprawdę nie mam pojęcia, co miałabym powiedzieć.
- To jest pokręcone jak cholera, ale jakoś muszę z tym żyć. Nie ważne, długo zostajecie?
- Pojutrze wyjeżdżamy.
- Aha. A jakie plany na jutro?
- W zasadzie jestem do twojej dyspozycji, bo mama na pewno będzie chciała spędzić ten dzień z dziadkami - westchnęła.
- Hm, możemy iść na miasto, muszę kupić czarną farbę do włosów, bo zaczyna już mi schodzić.
- Jasne.
- Oo i wiem, pójdziemy do pierogarni, w której pracuje Louis.
- To jest ten loczek, tak?
- Nie. - Wzięłam do ręki swój telefon i odszukałam w nim zdjęcie moje i Lou, które zrobiłam w wesołym miasteczku, kiedy pierwszy raz mnie tam zabrał. - To jest Lou.
Rozmawiałyśmy jeszcze jakiś czas, aż w końcu usnęłyśmy na siedząco, oparte o moją ścianę z poduszkami w ramionach.

***
*kolejny dzień*


Wrzuciłam do koszyka czarną farbę, pastę do zębów i paczkę tamponów. Powoli zaczynało brakować mi najpotrzebniejszych rzeczy, bo właśnie kończy się lipiec. Jeju, jak ten czas szybko leci. Jeszcze kilka dni i w kalendarzu zagości sierpień. I jest jeszcze dołująca myśl, że będę musiała rozstać się z moimi przyjaciółmi. Najbardziej będę tęsknić za Lou i Harrym, ale przywiązałam się też do Liama, Zayna i Danielle. Wcześniej o tym nie myślałam, ale jeśli teraz by tak popatrzeć, to będzie mi ich strasznie brakowało, zważając na to, że w Longford nie mam przyjaciół.
- Płacisz, czy masz zamiar dalej gapić się w ścianę? - prychnęła zniecierpliwiona kasjerka.
Szybko wyszłam, ciągnąc za sobą Tori, zirytowana opryskliwą uwagą kobiety stojącej za ladą.
- Okej, to prowadź do tej restauracji.
- To niedale-
Urwałam i zaczęłam ciągnąć Victorię w jakiś ciemny zaułek, gdzie nikt nie mógłby nas dostrzec, ponieważ kilkanaście metrów dalej zamigały mi farbowane blond włosy.
- Ej, co jest, coś się stało? - Tori wydawała się być zdezorientowana.
Przygryzłam nerwowo wargę, po czym wypuściłam ją spomiędzy zębów, szepcząc:
- Widzisz tego chłopaka? O tam? - Wskazałam palcem na blondyna.
- Umm tak, widzę!
- To jest Niall.
- Czekaj... Ten, z którym się przespałaś? - Zrobiła wielkie oczy.
- Tak, właśnie ten.
- O cholera. Ciachooo.
- Możesz się skupić? Nie lubię go.
- Okej, już nic nie mówię.
Kiedy chłopak zniknął za najbliższym zakrętem, wyszłyśmy z naszego ukrycia.
- Kiedy idziemy do supermarketu? No wiesz, babcia dała mi tą listę. Teraz, czy jak wyjdziemy od Lou?
- W sumie, możemy iść teraz.

***

Stanęłam na palcach, próbując dosięgnąć ogórków, które były na mojej liście. Gdzie się podziała Tori Metr Siedemdziesiąt/Osiemdziesiąt Stricker? Ponownie wspięłam się na palce, lecz na marne. Fuknęłam. Czemu muszę być taka niska? Nagle przede mną wyrosła ręka, z łatwością zdjęła słoik z półki i mi go podała. Westchnęłam, bo już wiedziałam, kogo mam się spodziewać za sobą. Tylko on ma na wskazującym palcu małą bliznę w kształcie x, która wygląda tak, jakby była tam specjalnie. Powoli się odwróciłam. Niall.



____________________________________________________________________________
Cześć! Ostatnio pod rozdziałem pojawiło się 10 komentarzy, więc oto i jest osiemnasty rozdział!

Proszę, komentujcie, dla mnie liczy się najmniejszy komentarz, ale wiecie, co sprawia, że mój uśmiech jest jeszcze szerszy? Konstruktywne komentarze. Czyli:
- co się podobało,
- co się nie podobało,
- co odczuwaliście podczas czytania.

I jeszcze jedna sprawa. Kiedy piszecie komentarz (zwłaszcza chodzi mi o anonimowe wpisy) to fajnie byłoby, gdybyście podpisywali się usernamem z twittera lub linkiem do swojej strony, lub, najzwyczajniej imieniem.

Tu chodzi o motywację.

10 komentarzy = kolejny rozdział

Miłego dnia x

środa, 9 lipca 2014

Rozdział siedemnasty. 'Jesteś taka sama jak ja'

Ja tu on tam. Ja na kanapie, on na fotelu, błądzący wzrokiem wszędzie dookoła mnie. Czas nie mógł biec wolniej. Moja gorączka chyba powoli ustępowała, bo robiło mi się coraz cieplej. Nie mogłam już tak siedzieć. Podniosłam się z kanapy, ale szybko usiadłam. Zabolało.
- Co jest? - Niall spojrzał na mnie obojętnie. Chyba po raz pierwszy dzisiaj.
- Nic. Tylko brzuch mnie boli. - Odwróciłam od niego wzrok.
- Po czym?
Po wczoraj.
- Nie wiem - skłamałam.
Wcześniej też bolał, ale jakoś nie zwróciłam na to zbytniej uwagi. W większości pochłonęła mnie myśl, że zostałam porwana. Znowu.
- Wolisz miętę czy ciepły termos?
Co? On pyta serio?
Byłam zaskoczona. To jest Niall Mam Wyjebane Horan. 
- Obojętnie - powiedziałam po chwili.
Chłopak wstał i wyszedł - najprawdopodobniej do kuchni.
Przez chwilę skrobałam lakier z paznokci. Wzięłam ze stolika jednego paluszka i zaczęłam go chrupać, by czymś się zająć. Blondyn wrócił z termosem w jednym ręku i ręcznikiem w drugim. Owinął gumowy przedmiot w materiał i mi go podał.
- Trzymaj. Gorące. Nie znalazłem mięty, chyba się skończyła.
- Okej - powiedziałam.
Horan obrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju, przymykając za sobą drzwi.

Usłyszałam, jak klucze obracają się w zamku drzwi wejściowych. Po chwili w pokoju znaleźli się Harry i Louis.
- Już jesteśmy, byliśmy w aptece i sklepie - oznajmił szatyn.
- Gdzie jest Niall? Miał się tobą zająć - powiedział Harry, a w jego głosie dało się słyszeć wrogą nutę.
- Nie wiem, gdzieś wyszedł - odparłam.
Odkąd wtedy opuścił ten pokój, więcej go nie widziałam. Przypuszczałam, że wrócił do domu, albo poszedł szukać sobie kolejnej dziewczyny na noc. 
Zacisnęłam dłonie w pięści.
Nie mogę o tym myśleć. To źle na mnie działa. Najlepiej byłoby, gdybym już nigdy nie musiała oglądać twarzy tego chłopaka.
Jak na zawołanie, blondyn wpadł do pokoju.
- Ładnie to tak o mnie rozmawiać za moimi plecami? - rzucił w stronę Harry'ego.
- Miałeś się nią zaopiekować - powiedział naburmuszony Harry.
To śmieszne, ale wyglądał, jakby Niall zabrał mu jego ulubioną zabawkę. 
- Nie, miałem jej pilnować, żeby gdzieś nie zwiała, bo wszyscy wiemy, jaka jest. Jak coś się pieprzy ona ucieka z miejsca zdarzenia.
- Niall - Louis uciął wypowiedź Horana.
- Ale to jest prawda. I czego ty w ogóle chcesz człowieku, zaopiekowałem się nią.
Miałam już dość słuchania ich kłótni.
- Jakoś nie sądzę, abyś był dobry w opiekowaniu się kimkolwiek - powiedział Lou. - Nie chcę się z tobą kłócić, ale coś czuję, że ona mało cię obchodzi, więc nawet mi nie wmawiaj, że cokolwiek zrobiłeś. 
- Czemu tak sądzisz?
- Bo cię tu nie było, kiedy przyszliśmy.
- No tak, to jest powód, by od razu uznać, ze nic nie zrobiłem!
- Halo, ja tu jestem! - krzyknęłam. O co wy się jeszcze w ogóle kłócicie?
- Tu chodzi o godność. Nie zrozumiesz - warknął Niall.
Te słowa spowodowały, że coś we mnie pękło. Jakąś godność trzeba mieć. Nienawidzę go. I poszłam z nim do łóżka. Byłam taka głupia. Jestem głupia.
Wstałam z kanapy, odrzucając przy tym zimny już termos, i stanęłam naprzeciwko blondyna. Jego oczy zrobiły się wręcz czarne z tej złości. Zniknął błękit. Trochę jakby demony wyżarły mu duszę. Musiały zrobić to dawno temu, bo on od zawsze był bezuczuciowy.
- Myślisz że co? Że tak po prostu możesz mi mówić kim jestem? Że możesz wykorzystywać każdą dziewczynę, która stanie na twojej drodze? Że możesz wszystko!? - Mój głos zamienił sie w krzyk. - Myślisz, że możesz niszczyć ludzi, że nie ma żadnych konsekwencji, ale ty nigdy nie myślisz o tej drugiej osobie! Zawsze to ty jesteś najważniejszy! Jesteś egoistą, dokładnie zdajesz sobie z tego sprawę i co? I jesteś z tego dumny!  - Widziałam, jak jego ręce zaciskają się w pięści, a oddech przyspiesza, ale nie przestawałam krzyczeć. - Mówisz, że ja nie wiem, co to godność, że to ja jej nie mam, ale jest zupełnie odwrotnie. Gdybyś miał w sobie odrobinę godności nie zachowywałbyś się tak, jak teraz się zachowujesz!
- Ashley - zareagował Styles.
- Nie teraz, Harry - powiedziałam i znowu odwróciłam się w stronę Nialla. - Są pewne granice, których się nie przekracza. Ale ty przekroczyłeś je wszystkie! Od najmłodszych lat próbowałeś mi wmówić, jaka to jestem beznadziejna, gorsza, niepotrzebna. Nigdy nie pomyślałeś, że może ja też mam uczucia. Niszczysz ludzi. Niszczysz każdego, nie ważne jaki by nie był. Nie mam pojęcia co zrobiłam źle, szczerze, to mam to w dupie. Chodzi o to, że nie wiesz w którym momencie powinieneś przestać. Zachowujesz się, jakbyś nie miał sumienia. Najprawdopodobniej go nie masz. Domyślam się, czemu twoich rodziców wiecznie nie ma. Mają cię dość, bo jesteś rozkapryszony i chamski w stosunku do każde-
- Ashley, stój  - powiedział szybko Lou i zaczął ciągnąć mnie za ramiona do tyłu.
Dopiero teraz zobaczyłam, jaki blondyn zrobił się czerwony.
- Bo!? Bo on może mówić mi co chce i kiedy chce a mi już nie wolno!?
- Masz rację.
Usłyszałam coś, czego nigdy bym się nie spodziewała usłyszeć z ust Nialla. Po pierwsze nawet nie spodziewałam się, że mnie słucha. W głowie już zaczęło kołować mi się wiele myśli, jednak on po chwili otworzył usta, by kontynuować, co znów spowodowało, że przestałam wierzyć w istnienie jego sumienia. Zapewne za chwilę mi wygarnie jaka to ja nie jestem.
- Są pewne granice, których się nie przekracza. Mogłaś poruszyć każdy temat, a poruszyłaś akurat ten. Udało ci się. Jesteś taka sama jak ja - wyminął mnie i Lou, patrząc w podłogę.
Po chwili drzwi wejściowe trzasnęły.
- Cholera - wyszeptał brunet. - Ashley, musisz trochę ochłonąć. Odwiozę cię do domu.
- Okej.
Dołożyłam dłonie grzbietami do swoich policzków. Dopiero teraz zorientowałam się, jakie są gorące.
- Spokojnie - uspokajał mnie Louis. - To nie powinno zajść do tego stopnia. Wyraźnie nie umiemy opanować krzyczącej nastolatki. - Tym razem zwrócił się do Harry'ego.
- 'Krzyczącej nastolatki'? - powtórzyłam ironicznie. - Nie mam zamiaru siedzieć i słuchać jak mnie poniża.
- Rozumiemy Ash - odezwał się niebieskooki.
- 'Rozumiemy'? Serio, Lou, serio? Przez wiele czasu po prostu stałeś i z boku patrzyłeś na to, jak ta dwójka cię upokarza, ale wolałeś siedzieć cicho, bo dragi były ważniejsze-
- Ashley, cii, daj spokój, wystarczy, że ubliżyłaś Niallowi. - Harry przyciągnął mnie do siebie i objął tak, że nie mogłam nic powiedzieć, bo moja twarz znalazła się przy jego klatce piersiowej.
- Nie daję sobie rady, Harry. Przepraszam was - wychrypiałam.
- W porządku. - Brunet pogładził mnie po włosach. - Możemy coś dla ciebie jeszcze zrobić?
- Yy... Macie może jakieś zapasowe szczoteczki do zębów? Trochę długo nie było mnie w domu i... - urwałam, bo powiedziałam lekko za dużo. Oby nie zaczęli pytać, czemu byłam poza domem.
- Jasne. - Harry chyba wyczuł, że nie chcę o tym mówić. - Zaczekaj, zaraz czegoś poszukam. - Puścił mnie i wyszedł z pokoju.
Podeszłam powoli do Lou i mocno się do niego przytuliłam. Nie wytrzymałam już dłużej i po moich policzkach zaczęły spływać gorzkie łzy.
- Nie płacz. - Pocałował mnie w czubek głowy. - Będzie dobrze.
- Nie chcę go więcej widzieć.
- Wiem, Ley.
- O, tu jesteście - odezwał się jakiś inny, trzeci głos.
Podniosłam głowę i zobaczyłam Zayna, opierającego się o futrynę.
- Oh, teraz tu jesteś - powiedziałam naburmuszona i opuściłam głowę na zagłębienie w szyi Lou.
- Coś przegapiłem? - spytał zdziwiony.
- Nic - uciął rozmowę Louis.
- Ashley? - wołanie dobiegało gdzieś z innego pokoju. Pewnie z łazienki.
- Idę! - odkrzyknęłam i ruszyłam w stronę, z której słyszałam głos Hazzy.
- A jej co? - usłyszałam jeszcze na odchodnym, kiedy byłam już na korytarzu. Zatrzymałam się, by podsłuchać odpowiedź szatyna.
- Niall - powiedział tylko.


- Ashley? - spytał niepewnie brunet, kiedy byliśmy w drodze powrotnej do domu. Zaczął padać deszcz, więc tępo wpatrywałam się w przemieszczające wycieraczki.
- Hm? - mruknęłam nadal zapatrzona.
- Czy Niall... Czy on... hm kłócąc się z tobą wspominał kiedykolwiek coś o twoich rodzicach?
- ...Nie - odparłam przetwarzając w głowie przeszłość.
- Wiesz Ash... Kiedy Horan jest zły, zazwyczaj stąpa po tematach, które są dla niego bezpieczne. Uważa, aby nie powiedzieć czegoś, co sprowokowałoby drugą osobę do kłótni na krępujący temat. Może nie powinienem tego mówić, to jest jego życie, nie moje. Ale jeśli już musisz się z nim kłócić... Lepiej byłoby, aby te tematy nie krążyły wokół rodziny.
- Czemu? - spytałam beznamiętnie. Szczerze, to nie bardzo mnie to obchodziło. Byłam zmęczona.
- Jego rodzice dużo pracują, może o tym wiesz. On został przez nich jak gdyby odrzucony-
- Nie dziwię się.
- Posłuchaj mnie. Chodzi o to... przez to odtrącenie, trudno mu normalnie zachowywać się w towarzystwie osób, którym nie ufa. On się w pewien sposób broni.
- Przed? - prychnęłam.
- Przed złem, które drzemie w ludziach. On boi się uczuć, boi się ich okazywać, bo kiedy był mały, gdy okazywał je rodzicom, zawiódł się. Teraz uważa każdego człowieka za potencjalnego nieprzyjaciela.
- To nie jest powód, by traktować mnie jak śmiecia. I jeszcze jedno: nie wzbudzisz we mnie litości.
Zaległa cisza. Wkrótce chłopak ją przerwał.
- Nie musisz mi odpowiadać, ale... Co się wydarzyło w ostatnim czasie między tobą a Niallem, że aż tak na niego naskoczyłaś? Chyba... On chyba cię nie uderzył, prawda? - Harry momentalnie odwrócił wzrok w moją stronę, z przerażeniem malującym się w jego zielonych oczach.
- Nie.
Chłopak westchnął z ulgą.
- Całe szczęście.
- Myślisz, że byłby do tego zdolny?
- Raczej nie, ale... Ostatnimi czasy chodzi ciągle z podkrążonymi oczami, zmęczony. Jakby cierpiał na bezsenność, czy coś w tym rodzaju. Schudł. Wiesz, może Zayn i Liam tego nie zauważyli, ale to kwestia orientacji. Zamiast patrzeć na facetów, nawet na przyjaciół, wolą oglądać się za dziewczynami. Przynajmniej Zayn. Liam ma swoją Danielle.
- Co to ma do rzeczy?
- Chciałbym wiedzieć.
- A tak wracając do tematu, co zaszło, jak to ująłeś, to nie mam ochoty o tym mówić.
- Jasne. Ale chcę, żebyś coś zapamiętała.
- Nie będę poruszać tematów rodziny przy Niallu - westchnęłam z rezygnacją.
- Nie o to chodziło, ale się cieszę. - Spojrzał kątem oka w boczne lusterko. - Chodzi o to, że cokolwiek by się stało...  - Przeczesał palcami grzywkę, która opadła mu na oczy. Wyraźnie nie wiedział jak ująć w słowach to, co chciał mi powiedzieć. - Granica jest cienka.
- Nie rozumiem - wyznałam.
- No wiesz... Podobno granica pomiędzy nienawiścią a miłością-
- Skończ.
- Okej, ja tylko chciałem... Po prostu nie rób głupot z miłości - powiedział już pewniej.
- Czemu miałabym takowe robić?
- Nie wiem. Ale życie pokazało, że ludzie potrafią zrobić różne, głupie rzeczy. Chodzi o Lou.
Skierowałam na niego swój wzrok, chyba dopiero po raz drugi, odkąd wsiadłam z nim do tego auta.
- Co z nim?
- Rzucił studia. Dla mnie. - Westchnął.
- Co?
- Dokładnie to, co usłyszałaś. Odwodziłem do od tego pomysłu, ale bezskutecznie. Czuję się winny. Wciąż zalega mi to na sumieniu. To przeze mnie on tu jest.
- Harry, to nie twoja wina, zrobił to, co uznał za słuszne.
- Ale on jest tu z mojego powodu. Chciał się mną zaopiekować. Chciał dać mi miłość. I dał mi ją, okazuje ją lepiej, niż ktokolwiek mógłby to sobie wyobrazić. Ja też go kocham. Ponad życie. Ale boję się, że... że... - Jego głos zaczął drżeć. - Że pewnego dnia on odejdzie. Że powie, iż zmarnowałem mu życie i już więcej nie będzie chciał mnie widzieć. Że go zawiodłem.
- Harry, to nieprawda i doskonale o tym wiesz. - Położyłam dłoń na jego trzęsącym się kolanie. - On jest dorosły i ma prawo podejmowania samodzielnych, niewymuszonych wyborów. Wybrał ciebie.
- On zrobił dla mnie tak dużo... Czuję, że to, co ja robię dla niego jest tysiąc razy słabsze. Nie jestem nikim ważnym a on wolał porzucić swoje cudowne życie w Londynie. Studiował medycynę. Czuję się okropnie. To przeze mnie się tu znalazł, wpadł w nałogi... Pojawiły się problemy, z którymi nie potrafił sobie poradzić. Ja też w pewnym momencie przestałem panować nad tym, co się z nim działo. Przez to pojawiły się długi. Może gdybym to ja zginął zamiast mojej mamy...
- Harry, nawet tak nie mów - pisnęłam.
- Ale to przeze mnie bieg zdarzeń się zmienił. Przez to, że istniałem.
- Harry, przestań.
Chłopak zjechał na pobocze i  włączył światła awaryjne. W jego pięknych oczach lśniły łzy. Czułam, że jeśli dalej tak pójdzie i w moich one się pojawią.
- To nie tak. W taki sposób donikąd nie dotrzesz. - Nabrałam w płuca powietrza. - Możesz zmyślać jeszcze tysiące rzeczy, doszukiwać się w sposób 'co by było gdyby' aż do początków świata, ale to niczego nie zmieni.
- Ale gdybym go tu nie ściągnął, nie wpadłby w nałogi, nie poznalibyście się i nie wciągnąłby cię w sam środek kłopotów, i-
- I nie zyskałabym dwójki wspaniałych przyjaciół, i historyjki do opowiadania moim dzieciom, kiedy już będą na tyle duzi, by tego wysłuchać - dokończyłam za niego. - Nie zrobiłeś niczego złego. Nie powinieneś czuć się winny, bo nie jesteś winny.
Jego oczy się powiększyły.
- Dziękuję - wyszeptał.
- To nic takiego. To po prostu prawda. Lepiej ci?
- Tak. Jeszcze nikomu tego nie powiedziałem, wiesz?
- Więc jestem zaszczycona. - Uśmiechnęłam się do niego, by choć odrobinę poprawić mu humor i dodać otuchy. - Harry...?
- Tak?
- Jak wytłumaczymy mojej babci, że nie byłam na noc w domu, a teraz wracam, późnym popołudniem, do tego w męskim podkoszulku? - Skrzywiłam się.
- Err. - Złapał się za kark. - Postaram się coś wymyślić. Czekaj, co? Nie byłaś na noc w domu?
- No... Nie. - Skierowałam wzrok z powrotem na wycieraczki, które nadal płynnie pracowały.
- To żadne siniaki, prawda? - Wskazał palcem w stronę mojego brzucha.
Pokręciłam przecząco głową.
- Sorry Ley, ale muszę spytać-
- Spoko. Byłam u Nialla - odparłam, zanim zdążył zadać mi niepotrzebne pytanie.
- ...Jesteście dziwni - stwierdził po czasie.
- Wiem. Ale go nienawidzę.
Pokiwał tylko głową i wyłączył awaryjne, po czym ruszył do przodu.

______________________________________________________________

No więc jestem na wakacjach w Kołobrzegu, ledwo łapię wi-fi, komentarzy jest 7, miało być 10, z nudów pisałam w wordzie, ale jestem dobroduszna i oddaję Wam ten rozdział do krytyki. Zostawiajcie komentarze, proszę, to NAPRAWDĘ motywuje. Jutro wracam do domu, więc spodziewajcie się z mojej strony więcej w najbliższym czasie.

Chciałabym jeszcze napisać, ze jeśli jest jakiś sposób, bym mogła Was poinformować, to piszcie!

Nie lubię szantażu, ale 9 KOMENTARZY TO KOLEJNY ROZDZIAŁ.