poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział osiemnasty. 'Widzisz tego chłopaka?'

Kiedy skręciliśmy w ulicę, na której mieszkali moi dziadkowie, zauważyłam, że na podjeździe stoi dobrze mi znane BMW. Westchnęłam. Jestem wykończona, potrzeba mi jeszcze gości na głowie. Gości, których nie znoszę. Z dwojga złego lepsze to, niż gdyby przyjechała tu moja matka.
- Mam iść z tobą? - spytał Harry parkując obok srebrnego auta.
- Byłabym ci wdzięczna. Nie mam pojęcia jak się wytłumaczyć.
- I ja też.
- Pomożesz?
- Pomogę.
- Ale lepiej nie mówić moim dziadkom o tej sprawie z porwaniem i tak dalej... - Spuściłam wzrok.
- Jakoś musimy dojść do tego, żebyś nie dostała szlabanu czy coś... I tak lepsza jest okropna prawda, niż kłamstwo, które ma krótkie nogi.
- Ale... Nie wspominaj nic o Niallu, okej? - Spojrzałam na niego niepewnie.
Westchnął.
- Dobra. Postaram się.
W tym momencie z drzwi wypadł mój dziadek a tuż za nim babcia. Wydałam z siebie płaczliwy dźwięk. Szykują się kazania. Harry wysiadł z auta, więc zrobiłam to samo.
- Ashley, chwała Bogu! Gdzieś ty się dziewczyno podziewała!? - krzyczała babcia, biegnąc w moją stronę.
Jak na babcię nawet nieźle się poruszała.
- Ja pani wszystko wytłumaczę - powiedział Harry spokojnie, na co babcia obrzuciła go nieprzyjaznym spojrzeniem.
- Nie wiem, czy chcę tego słuchać - warknęła do niego. - Gdzie byłaś całą noc? I co ty masz na sobie!? Dziecko, jeśli zrobiłaś coś głupiego, to osobiście urwę głowę najpierw tobie, a potem jemu! - Wskazała na chłopaka.
- Babciu, uspokój się.
- Proszę pani, Ashley ostatnio dużo przeszła, proszę, niech pozwoli mi pani to wszystko wyjaśnić.
Zauważyłam kątem oka, jak zza drzwi wychylają się Victoria i ciotka. Jeszcze tylko brakowało widowni.
- Masz pięć minut - odparła sucho babcia.
Harry opowiedział w skrócie, że zostałam porwana przez dilerów narkotyków, bo wzięli mnie za kogoś innego, o tym, że on i Lou mnie uratowali, tamci faceci siedzą już w więzieniu i że mam na sobie jego koszulkę, bo moja była ubrudzona i we krwi.
- O ludzie! - zakrzyknęła staruszka wysłuchawszy opowieści Harry'ego. - Nie powinnam była nigdzie cię puszczać!
- Muszę jeszcze coś załatwić.
- Um, okej, do zobaczenia Harry.
- Trzymaj się - odpowiedział i mnie przytulił. - I dziękuję, że mnie wysłuchałaś - wyszeptał w moje włosy, tak, że tylko ja mogłam go usłyszeć.
Odsunął się ode mnie i ruszył w stronę auta.
- Do widzenia - krzyknął, zamykając za sobą furtkę.
- Do widzenia - odpowiedział mój dziadek. - Wydaje się, że komuś należą się przeprosiny za wyciąganie pochopnych wniosków - skierował się do babci.
Kobieta westchnęła.
- Przepraszam kochanie. A teraz chodź, przywitaj się z rodziną.
Nabrałam w płuca powietrza. Równie dobrze mogłabym zostać i gnić w tym magazynie w nieskończoność. Ruszyłam w stronę ganku, na którym stała moja kuzynka i ciotka.
Ostatnim razem, kiedy widziałam Tori, była schludną dziewczynką, chodzącą w sukieneczkach, z włosami zaplecionymi w dwa warkoczyki i przewiązanymi różowymi wstążkami. Nie przepadałyśmy za sobą zbytnio, byłyśmy totalnie różne. Hm, to było jakieś 6 lat temu...
Kiedy stanęłam naprzeciw niej, zauważyłam, że coś uległo zmianie. Jej kolorowe sukienki zostały zastąpione na jeansowe boyfriendy z ogromnymi dziurami na kolanach (trochę jakbym patrzyła na Harry'ego, z tą różnicą, że jego spodnie są ciasne jak nie wiem co) i czarny top. Na nogach miała rozsznurowane glany. W jednym uchu lśnił rządek kolczyków, a w drugim był tunel. Na palcach miała może kilkanaście srebrnych pierścionków, a kolor jej włosów ściemniał.
- Siema  - powiedziała.
- Cześć, Victoria.
Przebiegła wzrokiem po mojej twarzy i zatrzymała się na kolczyku w brwi, po czym spojrzała na moje włosy. Uśmiechnęła się pod nosem, obróciła na pięcie i wróciła do domu. Czy to na pewno ta sama Tori? Czy może ciocia podmieniła ją gdzieś na jakiejś aukcji? Pomyślę o tym później.
- Cześć ciociu, podeszłam do niej, aby się przywitać.
- Ah, cześć, Ashley! - Przyciągnęła mnie do siebie i przytuliła, a gdy się odsunęła zapytała: - Jak wakacje?
- Jak na razie z przygodami  - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- To dobrze.
Chyba nie załapała.
- Wchodźmy do środka  - zadecydował dziadek.
Dobrze, że powstrzymał mnie przed powiedzeniem czegoś nieprzyjemnego.

***

- Um, ja już dziękuję - mruknęłam, po czym wstałam od stołu, zostawiając połowę obiadu na talerzu.
- Zjadłaś tak mało - zaprotestowała ciocia.
- Nie jestem głodna.
- Ashley, weź ze sobą Tori - zaproponowała babcia.
Ta, fajnie, jakbym nie miała ważniejszych rzeczy do roboty.
- Jak zjesz, to możesz przyjść do mojego pokoju  - powiedziałam, chociaż nie zabrzmiało to zbyt przyjaźnie.
- Okej.
Zamknęłam za sobą drzwi, podeszłam do łóżka i upadłam twarzą w poduszkę. Chwilę potem włożyłam rękę pod miękki materiał i wyciągnęłam pamiętnik.


Drogi Pamiętniku,
Ostatnio bardzo dużo przeszłam. Myślę, że jestem i tak silna, jak na swoje zasoby. Popełniłam wiele błędów. Za dużo. Ale jestem tylko człowiekiem. Pomyliłam się, jeśli chodzi o niektórych ludzi. Chodzi o Nialla. W sumie, to nie wiem, co mam już o nim myśleć. Jednego dnia jest między nami okej, potem kłócimy się i nagle lądujemy w jednym łóżku. Zostałam porwana. Louis miał wiele sekretów. Ale to nie zmieni tego, że jest najukochańszą osobą jaką znam. Tak samo jak Harry. Ich miłość... To coś niesamowitego. Bo ich miłość jest lepsza. Prawdziwsza. Oni musieli o nią walczyć. Miłość damsko-męska nie jest tak prawdziwa. Jest słabsza. Oni za to tworzą coś niesamowitego. Nie chcę ich stracić. Nigdy.
Wracając do Nialla... Powiedział mi dziś, że jestem taka sama jak on. Nie jestem taka. Nie jestem, prawda? Bo to nie ja-

Nagle drzwi się otworzyły, więc natychmiastowo zatrzasnęłam pamiętnik i włożyłam go sobie pod nogi, aby nie mogła zobaczyć.
- Um, sorry, jeśli przeszkadzam, czy coś.
- Nie, spoko - skłamałam.
- Zmieniłaś się. Mogę? - Wskazała głową na łóżko.
- Jasne, siadaj. - Posunęłam się trochę, dyskretnie wpychając pamiętnik pod kołdrę.
Dziewczyna usiadła, krzyżując nogi.
- Też ostatnio wyglądałaś totalnie inaczej - powiedziałam.
- Taa. - Popatrzyła w ścianę. - Nieraz jest tak, że przychodzą ludzie, zmieniają innych ludzi, a potem gwałtownie odchodzą, jeszcze bardziej nas zmieniając.
- Myślę, że wiem, co masz na myśli.
- Pamiętam, jak kiedyś obcięłaś mojej lalce włosy - zaśmiała się.
- Pamiętasz takie rzeczy? - Spojrzałam na nią zdziwiona.
- Tsa. Ostatnio przeszłość do mnie wraca. Wiesz, jest chwila i nagle przed oczami mam dzieciństwo. Chciałabym mieć przy sobie znowu ojca, chociażby na chwilę. - Spojrzała na mnie smutno. - Mogę ci coś powiedzieć? - zapytała nagle. Trochę mnie to zdziwiło, ale pokiwałam głową. - Wiesz, kiedy się tak mocno zmieniłam? Sądzę, że sama dobrze wiesz, przechodziłaś przez to samo. Tylko może inne okoliczności. Twój ojciec odszedł, a mój zginął. Załamałam się. Zrobiłam się oschła. I spotkałam chłopaka. Mówił mi, że jestem jego księżniczką, że jestem wyjątkowa. Uwierzyłam. Kochałam go. On mnie też. Nie musiał mi tego nawet deklarować, widziałam to w jego oczach. Ale potem... Okazało się, że jest chory na raka. Było za późno. Straciłam kolejnego mężczyznę, na którym cholernie mi zależało. Mój świat zaczął kręcić się wokół imprez, przypadkowych facetów na jedną noc i żyletek. Wiesz, nie wiem, czemu ci to mówię, nie gadałyśmy kilka lat, ale naprawdę musze to komuś powiedzieć. Więc nadszedł ten czas, kiedy wpadłam w depresję. Po prostu wpadłam w depresję. Mama to zauważyła. Zaczęła ciągać mnie po lekarzach... Którzy nic nie dawali. Któregoś wieczoru poszłam na cmentarz, coś mnie tam zaciągnęło, kiedy szłam na imprezę. Poszłam najpierw nad grób taty. Zaczęłam płakać. Nie wiem nawet kiedy odeszłam stamtąd. Pobiegłam tam, gdzie pochowany został Keenan, mój chłopak. Położyłam się na ziemi i krzyczałam. Krzyczałam jak szalona. Następnego ranka obudziłam się w szpitalu. Ale kiedy byłam nieprzytomna... On do mnie przyszedł. Keenan do mnie przyszedł. Powiedział, że mam wziąć się w garść. Że mam to zrobić dla niego. Że fakt, iż najważniejsze osoby w moim życiu odeszły był sprawdzianem. I że go oblałam  - zaśmiała się, ale słyszałam, jak jej głos się łamie. - I chociaż zostałam taka sama z wyglądu, zmieniłam się. Dla Keenana. Dla taty. Dla dwóch najważniejszych osób w moim życiu. Zaczęłam bardziej doceniać małe rzeczy, które dają mi szczęście. Przestałam skupiać się na źle. I dzięki temu zyskałam nową osobowość, nową siłę. Nie wiem, co by ze mną się stało, gdybym tam nie poszła. Pewnie zostałabym kimś okropnym. Wiesz, co ci powiem?
- Hm?
- Doceniaj małe rzeczy, bo one mogą już nie wrócić.
- Wiesz... Myślałam, że nadal jesteś taka, jak kiedyś. Nie lubiłam cię. Ale jesteś naprawdę spoko. Inni mogą mówić, że jesteś za młoda, by wiedzieć cokolwiek o życiu. Ale ty wiesz i to o wiele więcej od niejednej osoby. O wiele więcej ode mnie. Nie płacz, Tori. - Wstałam, chwyciłam z biurka pudełko chusteczek i jej wręczyłam. - Mogę się założyć, że spotka cię jeszcze niejedna wspaniała rzecz, zobaczysz. Życie jeszcze ci się kiedyś odwdzięczy.
- Dziękuję. Za to, że zgodziłaś się mnie wysłuchać. Nikt nie umiał.
- Daj telefon - powiedziałam po chwili namysłu.
Rzuciła mi pytające spojrzenie, ale posłusznie wyciągnęła komórkę z kieszeni. Zapisałam jej w kontaktach mój numer.
- Jak będziesz chciała pogadać, to dzwoń.
- Dzięki, Ashley. Naprawdę dziękuję. Dobra, zmieńmy temat, bo jak będziemy się zajmować moimi problemami, atmosfera będzie ponura a ja nie chcę psuć ci dnia.
- Już pewna osoba go zepsuła, spoko.
- Mogę cię o coś spytać.
- Ta. Raczej tak.
- Spałaś z loczkiem? Bo wiesz, trochę nie uwierzę w historyjkę z porwaniem...
- Ale ja na serio zostałam porwana, może w innych okolicznościach, ale jednak. A 'loczek' jest gejem, więc nie!
- Hm, mogłam się domyślić, jest całkiem przystojny, haha.
- To zawsze tak się kończy, prawda?
- No. Przystojniak to albo gej, albo cham.
- Jakbyś czytała mi w myślach.
Bo... nie mogę zaprzeczyć, Niall jest przystojny, ale co może jego wygląd, skoro zachowuje się jak rozkapryszony bachor i myśli, że może każdego wykorzystywać.
- Masz chłopaka?  - spytała po chwili ciszy.
- Nie. Za to moja babcia uważa, że kręci się wokół mnie aż trójka, z czego dwójka to geje a trzeci wcale nie kręci się wokół mnie. W zasadzie, to on mnie nienawidzi i vice versa.
- ...Nienawidzi? Ale za co?
- Trudno to wytłumaczyć. Jest mnóstwo powodów.
- Na przykład?
- ...Ale za nic w świecie nie powiesz babci, ani nikomu innemu, ale babci to już w szczególności.
Wyciągnęła do mnie mały palec, więc zaczepiłam swój o jej i uśmiechnęłam się, bo tak zawsze robiłyśmy, kiedy podkradałyśmy z kuchni babcine babeczki. Może nie przepadałyśmy za sobą często, ale można napisać książkę o rzeczach, które razem robiłyśmy. Mamy za sobą  jakieś tysiąc sekretów, kilka par przetartych jeansów, około setki siniaków (które same sobie nawzajem zrobiłyśmy, bo jak już wcześniej wspominałam, nie zawsze za sobą przepadałyśmy). I pomyśleć, że to było przed sześcioma latami, zanim moja matka dwa lata temu postanowiła odizolować mnie od rodziny i zanim 3 lata temu, po śmierci wuja Edwarda, Tori i ciocia Rose przeniosły się na drugi koniec kraju (i tam też pochowały wuja).
- No więc kiedy na początku wakacji tu przyjechałam, było jak zawsze, nienawiść, kłótnie, docinki. Aż którejś nocy uratował mnie od przestępców, którzy zaatakowali mnie również dzisiaj, i tym razem im się udało, ale wracając do tego, odkąd mnie uratował coś zaczęło się zmieniać. To się zaczęło dziać też dzięki temu, że mamy wspólnych przyjaciół. Przez pewien czas było w sumie okej. Wczoraj zaprosił mnie do siebie do domu. W pewnym momencie zaczęliśmy się kłócić i... jakimś sposobem skończyliśmy w jednym łóżku. A następnego dnia, czyli dzisiaj rano, powiedział, że nic się nie zmieniło. On nie lubi mnie, ja nie lubię jego. Wkurzyłam się. Wyszłam stamtąd i poszłam na stary plac zabaw... I wtedy mnie porwano. Lou i Harry, moi przyjaciele, wydostali mnie z magazynu, zabrali do siebie, poszłam się przebrać, a kiedy wróciłam został już tylko on. Niall. I co mnie zdziwiło, był hm, miły, jeśli mogę tak nazwać brak kłótni i nawet jakieś tam drobne dobre intencje. Potem wrócili chłopaki. I zaczęliśmy się kłócić. W zasadzie to ja zaczęłam na niego krzyczeć. Nie odzywał się przez większość czasu, aż w którejś chwili powiedział, że jestem taka sama jak on. I wyszedł. A potem Harry przywiózł mnie tu.
- Wow. To jedyne co mogę powiedzieć, bo tak naprawdę nie mam pojęcia, co miałabym powiedzieć.
- To jest pokręcone jak cholera, ale jakoś muszę z tym żyć. Nie ważne, długo zostajecie?
- Pojutrze wyjeżdżamy.
- Aha. A jakie plany na jutro?
- W zasadzie jestem do twojej dyspozycji, bo mama na pewno będzie chciała spędzić ten dzień z dziadkami - westchnęła.
- Hm, możemy iść na miasto, muszę kupić czarną farbę do włosów, bo zaczyna już mi schodzić.
- Jasne.
- Oo i wiem, pójdziemy do pierogarni, w której pracuje Louis.
- To jest ten loczek, tak?
- Nie. - Wzięłam do ręki swój telefon i odszukałam w nim zdjęcie moje i Lou, które zrobiłam w wesołym miasteczku, kiedy pierwszy raz mnie tam zabrał. - To jest Lou.
Rozmawiałyśmy jeszcze jakiś czas, aż w końcu usnęłyśmy na siedząco, oparte o moją ścianę z poduszkami w ramionach.

***
*kolejny dzień*


Wrzuciłam do koszyka czarną farbę, pastę do zębów i paczkę tamponów. Powoli zaczynało brakować mi najpotrzebniejszych rzeczy, bo właśnie kończy się lipiec. Jeju, jak ten czas szybko leci. Jeszcze kilka dni i w kalendarzu zagości sierpień. I jest jeszcze dołująca myśl, że będę musiała rozstać się z moimi przyjaciółmi. Najbardziej będę tęsknić za Lou i Harrym, ale przywiązałam się też do Liama, Zayna i Danielle. Wcześniej o tym nie myślałam, ale jeśli teraz by tak popatrzeć, to będzie mi ich strasznie brakowało, zważając na to, że w Longford nie mam przyjaciół.
- Płacisz, czy masz zamiar dalej gapić się w ścianę? - prychnęła zniecierpliwiona kasjerka.
Szybko wyszłam, ciągnąc za sobą Tori, zirytowana opryskliwą uwagą kobiety stojącej za ladą.
- Okej, to prowadź do tej restauracji.
- To niedale-
Urwałam i zaczęłam ciągnąć Victorię w jakiś ciemny zaułek, gdzie nikt nie mógłby nas dostrzec, ponieważ kilkanaście metrów dalej zamigały mi farbowane blond włosy.
- Ej, co jest, coś się stało? - Tori wydawała się być zdezorientowana.
Przygryzłam nerwowo wargę, po czym wypuściłam ją spomiędzy zębów, szepcząc:
- Widzisz tego chłopaka? O tam? - Wskazałam palcem na blondyna.
- Umm tak, widzę!
- To jest Niall.
- Czekaj... Ten, z którym się przespałaś? - Zrobiła wielkie oczy.
- Tak, właśnie ten.
- O cholera. Ciachooo.
- Możesz się skupić? Nie lubię go.
- Okej, już nic nie mówię.
Kiedy chłopak zniknął za najbliższym zakrętem, wyszłyśmy z naszego ukrycia.
- Kiedy idziemy do supermarketu? No wiesz, babcia dała mi tą listę. Teraz, czy jak wyjdziemy od Lou?
- W sumie, możemy iść teraz.

***

Stanęłam na palcach, próbując dosięgnąć ogórków, które były na mojej liście. Gdzie się podziała Tori Metr Siedemdziesiąt/Osiemdziesiąt Stricker? Ponownie wspięłam się na palce, lecz na marne. Fuknęłam. Czemu muszę być taka niska? Nagle przede mną wyrosła ręka, z łatwością zdjęła słoik z półki i mi go podała. Westchnęłam, bo już wiedziałam, kogo mam się spodziewać za sobą. Tylko on ma na wskazującym palcu małą bliznę w kształcie x, która wygląda tak, jakby była tam specjalnie. Powoli się odwróciłam. Niall.



____________________________________________________________________________
Cześć! Ostatnio pod rozdziałem pojawiło się 10 komentarzy, więc oto i jest osiemnasty rozdział!

Proszę, komentujcie, dla mnie liczy się najmniejszy komentarz, ale wiecie, co sprawia, że mój uśmiech jest jeszcze szerszy? Konstruktywne komentarze. Czyli:
- co się podobało,
- co się nie podobało,
- co odczuwaliście podczas czytania.

I jeszcze jedna sprawa. Kiedy piszecie komentarz (zwłaszcza chodzi mi o anonimowe wpisy) to fajnie byłoby, gdybyście podpisywali się usernamem z twittera lub linkiem do swojej strony, lub, najzwyczajniej imieniem.

Tu chodzi o motywację.

10 komentarzy = kolejny rozdział

Miłego dnia x

10 komentarzy:

  1. Świetny! Jedno z moich ulubionych ff :D /@Where_Is_Mirror

    OdpowiedzUsuń
  2. Foch z przytupem i melodyjką nie pozwoliłaś mi nikogo wysłać do krematorium a sama zabiłaś 2 facetów gdzie tu sprawiedliwość???????
    X jak x-men *.* hehe

    OdpowiedzUsuń
  3. super,dopiero od niedawna czytam ff,ale ten mi się spodobał,:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. jest okej, ola.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawa jestem co będzię w następnym rozdziale :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem tu po raz pierwszy i muszę przyznać, że Twój blog jest świetny! ♥
    Czekam na kolejne rozdziały! ♥
    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  7. ha
    ha
    ha
    HA!
    Ciekawa jestem co bd dalej, Joanno :3
    tamponiki :>>>>>>>>>>>
    tam
    po
    ni
    kiiiiii
    A TEN KONIEC MNIE ZASKOCZYŁ!
    NIALL? NIE NIE MOŻE BYĆ! TOŻ TO NAJAL FROM ŁAN DAJREKSZYN BAT NOT IN ŁAN DAJREKSZYN.
    Bo w tym opowiadaniu jest Larry, a w real life dalej się ukrywają chociaż wszyscy wiedzą, że coś jest na rzeczy. Logika Modestu i tych wszystkich ludzi zwala mnie z nóg.
    a rozdział jak zwykle PINKNY :3
    to ja spadam słuchać Eda
    a no i oczywiście
    dangerous-love-fanfic.blogspot.com
    :3

    OdpowiedzUsuń
  8. No nieźle! Wciągnęłaś mnie w ff, więc serio jest dobre. Jest ciekawie, bo cały czas trzymasz w napięciu kjnvjdhvdls, oby nie było jakiś scen seksualnych dokładniej opisanych ani nic w tym rodzaju, bo nie lubię czytać o moich idolach, którzy ekhem, ale dobrze Ci idzie i tylko czekam na 19 rozdział!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie masz konta, a chcesz skomentować zaznacz Anonima.
Jeśli chcesz być informowana/y o rozdziałach → http://she-is-different.blogspot.com/p/informowani.html