Jestem tu już długo, ale w zasadzie zleciało w mgnieniu oka.
Jest już 18 lipca.
Moja matka od początku mojego wyjazdu zadzwoniła tylko 2 razy - raz, aby mnie opieprzyć, drugi, bo pomyliła numery i zamiast do swojej kosmetyczki zadzwoniła do mnie. 'Przykładowa mamusia'.
Nic od rana nie zjadłam.
Znów powróciły myśli o ojcu.
Ale pozostawałam dziwnie spokojna. Przynajmniej z pozoru.
Nie wiem, do czego jestem zdolna.
Mój telefon zawibrował. Spojrzałam na wyświetlacz. Lou.
Przesunęłam palcem po ekranie.
- Halo?
- Cześć Ash. Słonko, chciałem cię bardzo, ale to bardzo przeprosić. Jest mi tak przykro - jego głos był smutny. - Mam nadzieję, że mi wybaczysz, ale nie zmuszam cię do tego. Oni mogli ci coś zrobić, nigdy bym sobie tego nie wybaczył, nie znamy się długo, ale naprawdę cię lubię. Jesteś tam jeszcze?
- Tak, jestem.
- I co, wybaczysz mi, czy nie?
- Wybaczę Louis. To nie twoja wina.
- A właśnie, że moja. Niall miał rację, powinienem załatwiać swoje sprawy sam.
- Niall nie powinien się tak zachować. Mógł ci coś zrobić.
- I czułbym się lepiej. A tak to mam kilka siniaków. Mógł zrobić mi coś gorszego, przynajmniej wiedziałbym, że dostałem to, co powinienem dostać od tych gości.
- Lou... znasz ich?
- Um, taa. Nie obraź się, ale nie za bardzo chcę o tym mówić.
- Louis, oni chcieli mnie zabić a ty nie chcesz mi powiedzieć kim oni do cholery są!?
- Ashley, to skompliko-
Nie pozwoliłam mu dokończyć tylko wcisnęłam czerwoną słuchawkę i rzuciłam telefon na koniec łóżka.
Nie minęło 10 sekund, a telefon znów zaczął wibrować.
Ugh.
- Co?
- Ashley, przykro mi, nie mogę ci tego powiedzieć. Ale może w zamian za to dasz się do mnie zaprosić?
Nie odpowiadałam.
- Ashley, proszę... Nie chcę się z tobą kłócić. Nie rób ze mnie drugiego Nialla, proszę. Nie chcę się czuć takim dupkiem jak on, chociaż pewnie nim jestem.
- No dobra przyjdę do ciebie.
- Przyjadę. Tak dla bezpieczeństwa.
- Ok - rozłączyłam się.
Nie lubię, kiedy ktoś mówi mi, co mam robić, ale boję się. Więc to lepiej, że przyjedzie.
Poczułam skurcz w żołądku.
Może jednak powinnam coś zjeść? Żeby nie nabawić się znowu tego gówna - anoreksji.
Wyszłam z pokoju.
- Dziecko, siedzisz w ty pokoju cały dzień, powinnaś gdzieś wyjść.
- Louis po mnie zaraz przyjedzie.
- Oh, to dobry pomysł. Wreszcie ktoś wyciągnie cię z twojego wyimaginowanego świata.
- Mój świat, moje życie, moja sprawa - wymruczałam pod nosem i włożyłam do buzi plasterek ogórka.
- Louis jest twoim chłopakiem?
Zaczęłam krztusić się warzywem.
- Co? Nie. On jest... - zdążyłam ugryźć się w język.
Może to, że jest homoseksualny lepiej zachowam dla siebie. Kto wie, co ona by wymyśliła.
- Jest...? - dociekała babcia.
- Jest moim przyjacielem - wybrnęłam.
- Wiesz, to może się zmienić.
- Nie, nie zmieni się, zapewniam cię. I proszę cię, nie próbuj mnie swatać.
- Ja tylko wyrażam swoje zdanie - wzięła kolejny talerz do umycia.
- Mamy jakiś ser? - spytałam.
Babcia podeszła do lodówki i podała mi biały ser w kostce.
- Szybko zgłodniałaś - powiedziała. - To dobrze. Trzeba cię trochę dotuczyć.
- Mhm - mruknęłam i położyłam kawałek sera na bułce, po czym posypałam solą.
Dobrze, że nie wie, że tak naprawdę moje śniadanie dostał jakiś przypadkowy kotek, który zabłąkał się na podwórku rano.
Zjadłam dwie kanapki i poszłam do łazienki uczesać się.
Związałam włosy w kitkę i pociągnęłam rzęsy tuszem.
Wróciłam do pokoju i włożyłam telefon do kieszeni szortów, po czym założyłam na siebie dużą, szarą bluzę.
Usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Cześć Ash - cmoknął mnie w policzek. - Chodźmy - uśmiechnął się i złapał moją rękę.
Kiedy mieliśmy wyjść, nagle jakimś magicznym sposobem zza drzwi wychynęła babcia.
Wiem, że obserwowała nas od początku, nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła.
- O, dzień dobry - przywitał się Louis.
- Dzień dobry - odpowiedziała i spojrzała na nasze dłonie.
Nie, babciu, nic nawet nie próbuj mówić.
- Dokąd się wybieracie? - wywiad czas zacząć. Ugh.
- Idziemy do mnie - odpowiedział Louis z szerokim uśmiechem na twarzy.
Babcia posłała mi to swoje spojrzenie typu: "Masz 17 lat, uważaj na siebie, nie rób głupstw, nie idź z nim do łóżka'". Żeby ona tylko wiedziała...
- O której wrócisz?
- Nie wiem, zobaczy się.
- Ok, ale wolałabym, żebyś o ósmej była w domu.
- Postaram się, cześć - wyciągnęłam go z domu.
- To było lekko dziwne, nie sądzisz? - Lou zaczął się śmiać.
- Tsa... Moja babcia jest przewrażliwiona, zdecydowanie - dołączyłam do niego, ale zaraz ucichłam.
W świetle słonecznym lepiej było widać jego twarz.
Była pokryta grubą warstwą pudru, ale i tak zauważyłam lekko fioletowe zabarwienie jego skóry.
Potarłam kciukiem jego policzek.
- Louis, przykro mi.
- Zostawmy ten temat, dobrze? - spojrzał na mnie niepewnie, jakby bał się, że zaraz odwrócę się na pięcie i ucieknę do domu.
- Dobrze - szepnęłam i skierowałam się w stronę czarnego auta.
***
- Zaczekaj tu chwilkę, zaraz wracam, przyniosę colę.
Usiadłam na kanapie i zaczęłam rozglądać się po pokoju, którego wcześniej nie widziałam.
- Louis!? - zaczęłam krzyczeć. - Louis, chodź tutaj!
- Co jest!? - speszony chłopak wbiegł do pokoju z otwartą butelką w ręku.
- Masz FIFĘ 2014 i nawet mi o tym nie powiedziałeś!?
- Yyy... - jego mina-bezcenna.
- Nie 'yyy', tylko siadaj tu i odpalamy!
- Interesujesz się tym? Ty czasami naprawdę mnie zaskakujesz!
- Nie gadaj już tyle, tylko tu przynieś tą colę i gramy!
Po 11 rundkach, wygrywałam 7:4.
- Dobra jesteś! Nawet Harry nie potrafi ze mną wygrać! Jak ty tego dokonałaś?
- Tylko 3 punkty przewagi, nie dramatyzuj, Lou.
- Co teraz robimy?
- Nie wiem. Ty coś zaproponuj.
- No to może... gramy w karty?
- Umiem grać tylko w 'go fish', reszta idzie mi słabo.
- No to zagrajmy w 'go fish' - posłał mi jeden ze swoich pięknych uśmiechów.
To się jednak sprawdza:
Przystojny, miły chłopak albo jest:
a) gejem
b) a
c) b
Hmm.
Louis potasował karty, ale zanim zdążył je rozdzielić usłyszeliśmy dzwonek domofonu.
- Zaraz wracam, Ley - powiedział i wyszedł.
Ustaliliśmy, że będzie się do mnie zwracał per 'Ley', bo to brzmi bardziej znośnie niż 'Ashley'.
Czekałam aż wróci i w tym czasie rozdałam karty, trochę przy tym oszukując. I tak się domyśli, że maczałam palce w jego kartach, bo to chyba niemożliwe, by się nie zorientować, kiedy ma się najsłabsze karty.
- Hm, no tak, to wcale nie jest dziwne, powinienem się domyślić, że tu będziesz.
Odwróciłam głowę w stronę, z której dobiegał głos.
Oczywiście, że on, jakżeby inaczej.
- Ja idę - powiedzieliśmy naraz.
Spojrzałam na niego wrogo.
- O nie, nigdzie nie idziecie.
- Co? - spytał oburzony blondyn.
- To co słyszałeś, Niall.
- O nie, ja stąd spadam. Przyszedłem tylko po to, aby przeprosić cię za wczoraj. Teraz idę, narka.
- Nigdzie nie pójdziecie.
- Nie możesz nas tu tak więzić! - krzyknęłam.
- A właśnie, że mogę - uśmiechnął się z przewagą. - I dopóki się nie pogodzicie, nie wypuszczę was stąd - powiedział szatyn.
- No ty se chyba kurwa jaja robisz - warknął Niall.
- O, czyli w czymś jednak się zgadzamy - mruknęłam.
Minęła godzina. Godzina ciszy. Było słychać tylko lekkie uderzenia palców Louisa o szybkę telefonu, kiedy pisał sms-y do Harrego, oraz miarowe tykanie zegara. Niall rozłożył się na podłodze pod ścianą, a ja siedziałam skulona na fotelu. I wtedy Niall poderwał się z podłogi, zrzucając przy tym tam swoją bluzę, po czym usiadł na kanapie naprzeciwko mnie.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
Chłopak zebrał karty i zaczął je tasować. Rozdzielił je pomiędzy nas dwoje.
- Graj ze mną - powiedział.
Nie usłyszałam żadnej zdradzającej nuty w jego głosie, a emocje nie dotknęły jego niebieskich tęczówek.
Louis w jednej tysięcznej sekundy skierował swój wzrok na nas.
Wzięłam ze stolika swoją część kart.
Zagraliśmy kilka razy i za każdym przegrałam. No dobra, raz wygrałam, ale co to jest jeden raz do jakichś dziesięciu?
- Gramy jeszcze raz? - zapytał.
Skinęłam głową.
- Dawaj.
Wygrałam. Uśmiechnęłam się. Naprawdę. Naprawdę się uśmiechnęłam.
Złapał moje spojrzenie. Przypomniała mi się wczorajsza noc. Patrzył na mnie w ten sam sposób.
- Możemy przestać się kłócić? - spytał nagle, przygryzając przy tym wargę.
Nigdy, przenigdy nie spodziewałabym się, że takie pytanie padnie z jego ust.
- Um. My... w zasadzie to... czemu nie...
Dokładnie słyszałam przyspieszony oddech Louisa.
Niall się uśmiechnął.
- Ale niczego nie obiecuję - dopowiedziałam.
_______________________________________________________________________
Cześć kotki. Tak, wiem, coś mi ostatnio nie idzie pisanie. :( Wydaje mi się, że ten rozdział to tragedia.
Proszę, wyraźcie swoją opinię na temat tego rozdziału, abym mogła się do Was dostosować.
Za ewentualne błędy przepraszam. xoxo
czytasz=skomentuj
Turkusowa
Babcia jest the best...co będzie dalej hmmm???z następnym mogłabyś się trochę streszczać bo ciekawa jestem o to bardzo
OdpowiedzUsuńSzklanka wariatko co ty możesz kombinować???(tylko głośno myślę)
Zajebisty <3
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBabcia najlepsza, haha :c Ogólnie to mogłabyś nie przerywać w takim momencie, bo czuję jakiś niedosyt :/ Nie wiem co wymyślisz, ale to na pewno będzie dobre, jak zawsze w twoim wykonaniu :c
OdpowiedzUsuńWeny przy 12 rozdziale życzę. :D
@dexapico.
W końcu się pogodzili :)
OdpowiedzUsuńSuper♥ Oni pogodzili sie na prawde czy Niall tak tylko powiedział żeby Louis ich wypuścił?
OdpowiedzUsuńBosko Bosko Bosko mam nadzieje że się w końcu pogodzili tak się cieszę :) czekam na następny :) :*
OdpowiedzUsuńakmcdjadhfewuc CUDNY <3
OdpowiedzUsuńASIAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
OdpowiedzUsuńJA
CHCE
NASTĘPNY
TERAZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZZ
MNIE TO NIE OBCHODZI, ŻE NIE MASZ CZASU. MASZ W .... CZASU BO JEST WOLNE WIĘC DAJESZ MI TU NASTEPNY!
Piszesz jeszcze tego bloga? Bo mi sie bardzo spodobał a tak długo nie dodajesz nowego i jeszcze przerwałaś w takim momencie. To piszesz czy nie?
OdpowiedzUsuńzaczęłam
OdpowiedzUsuńprzykro mi myszko ale na ten błąd patrzeć nie mogę:ANOREKSJA TO CHOROBA WRODZONA
OdpowiedzUsuńpoczytaj o tym;
http://jejswiat.pl/12440,anoreksja-choroba-wrodzona-czy-nabyta
CrazzyVickyy