wtorek, 4 marca 2014

Rozdział czwarty. 'Randka?'

Dzisiaj pogoda nie była najgorsza. Zrezygnowałam z bluzy i założyłam ramoneskę. Dziadkowie chyba nic nie zauważyli. W sensie moich odstających kości. Poszłam do pierogarni. Zobaczyłam ją wczoraj idąc do sklepu spożywczego. Dwa lata temu jej nie było. Weszłam do środka. Ściany tutaj były bordowe, meble staroświeckie a na ścianach wisiały nowoczesne obrazy. Od razu mi się tu spodobało. Taka miła, domowa atmosfera, co potęgował czarny kominek stylizowany na lata 60. Zajęłam stolik w kącie i rozłożyłam menu. Podszedł do mnie młody kelner, przyjaźnie się uśmiechając.
- Co podać?
- Poproszę pierogi z serem i rodzynkami.
- Będą gotowe za 10 minut - zakomunikował i odszedł.
Z napisu na jego uniformie wywnioskowałam, że ma na imię Louis.
Równe 10 minut potem dostałam swój talerz, wypełniony pierogami. Na tacy leżała jeszcze karteczka.
Wzięłam ją do ręki i rozwinęłam.
Numer telefonu, podpis i jeszcze 'xx'. Spojrzałam w stronę kelnera. Stał odwrócony plecami i przyjmował zamówienie od jakiejś starszej pary. Louis. Nie ma irlandzkiego akcentu...
Byłam w połowie posiłku, kiedy drzwi lokalu otworzyły się z ogromną siłą. Do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn. Ah tak, to Niall i ten jego kolega... Zack?
Podeszli do szatyna. Rozmaiali i śmiali się. O, teraz to już na pewno się z nim nie umówię, czy na co on tam liczył. Ludzie trzymający z Niallem od zawsze byli fałszywi. Przynajmniej tak było dotychczas. Dokładniej do czasu aż się nie wyprowadziłam. Nie było z nim chłopaków, którzy zadawali się z nim wtedy... Ale wokół niego zawsze kręcili się podejrzani ludzie... Zazwyczaj byli to faceci raniący wszystkich dookoła. Zwłaszcza dziewczyny.
Straciłam apetyt. Musiałam zapłacić. Ale co mam tak podejść, przejść przez tą grupkę i poprosić o rachunek? O nie. Co tu robić, co tu robić? Może zostawię kasę na tacy? Nie...
W czasie kiedy ja myślałam Niall i brunet zajęli stolik. Blondyn siedział naprzeciwko mnie i chyba właśnie mnie zauważył. Jego oczy spotkały moje, skrzywił się, po czym odwrócił wzrok. Podeszłam do Louisa.
- Chciałabym zapłacić.
- Ok - podał cenę. - Przeczytałaś?
- Taa.
- Jak masz na imię?
- Ashley.
Uśmiechnął się.
- Ładne imię. Dasz się gdzieś zaprosić?
Ok, coś tu jest nie tak. On jest...miły. I chyba trzyma sztamę z Horanem... Niall zmienił znajomych?
- Hej, pobudka królewno! - szatyn zamachał mi przed oczami ręką.
- Oj, przepraszam.
- To jak?
- Um... zastanowię się. Dam ci znać wieczorem.
- Ok. Do usłyszenia.
- Do usłyszenia - wyszłam z restauracji.
Huh, to było dziwne. Przynajmniej jak dla mnie. Nie umawiałam się często, bo faceci zazwyczaj uważali mnie za 'emo ze średniowiecza'. Tak naprawdę nie preferowałam tego stylu, miałam po prostu dwukolorowe włosy i kolczyk w brwi. Nie malowałam się mocno, no bo niby dla kogo? Może dla tych dwunastolatków, których w Mullingar jest jak grzybów po deszczu? Czyżby przepowiadali koniec świata na rok 2002? Bardzo możliwe, nie pamiętam, ale tych dzieci jest tu naprawdę masa. Przechodząc do kolejnej części, tej o średniowieczu, zawsze mieli do mnie wąty o to, że nie jestem typową nastolateczką. Inne dziewczyny chodziły na imprezy - ja grałam na konsoli, one nieustannie kupowały miniówki i za krótkie bluzki - ja chodziłam w za dużych bluzach, one ciągle sms'owały - ja pisałam opowiadania. Ta różnica jest przepastna i dlatego nie miałam przyjaciółki. Uważano mnie za odmieńca i dziwoląga. Nikt mnie nie znał, bo nikt nie chciał mnie poznać, a ja nie chciałam być poznawana. Mnie nie obchodziły one, ja nie obchodziłam ich - i to był mi na rękę. Ale czasami odczuwałam brak. Brak kogoś, komu mogłabym się wyżalić, wszystko powiedzieć. Dlatego zaczęłam pisać pamiętnik. Wyrzucałam z siebie wszystko na papier. Pamiętnik stał się moim najlepszym przyjacielem. I tak jest dobrze.
Szłam dalej, kiedy nagle się o coś potknęłam. Usłyszałam brzęk, ale nie zwróciłam na to uwagi. Jakiś piegowaty nastolatek nie mógł poradzić sobie z chodzeniem, no proszę!
Fuknęłam.
Chłopak poszedł dalej nawet nie patrząc na mnie. Głupie dzieciaki.
Wstałam z ziemi i pokonałam dalszą drogę do domu.
Poszłam do łazienki. Obmyłam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro. Moje serce stanęło. Mój szczęśliwy naszyjnik z koniczynką zniknął! Wybiegłam z łazienki.
- Babciu, nie widziałaś mojego łańcuszka?!
- Tego z koniczyną?
- Tak, tego?!
- Nie, nigdzie go nie widziałam oprócz na twojej szyi. Coś się stało?
- Nie ma go! Idę poszukać jeszcze w moim pokoju, ostatnio widziałam go dziś rano.
- Dziecko?
- Co?
- Jesteś za chuda, jak ty się żywisz? Chcesz się w anoreksję wpędzić?!
- Nie, babciu, nie chcę, ale na razie naprawdę nie mam czasu...
- Ciągle się chowałaś pod wielkimi bluzami, od dzisiaj będziesz pod moją kontrolą! Do czego to podobne!
- Babciu, nie mam ochoty teraz o tym gadać.
- Czy ty coś przede mną kryjesz?
- Nic czym powinnaś się przejmować - zacisnęłam powieki. Czułam, że pod nimi zbierają się łzy.
- No dobrze. Jeśli natknę się na twój naszyjnik to ci go dam.
- Dziękuję.
Przewróciłam cały pokój i nic nie znalazłam. Usiadłam na łóżku. Moje ręce trzęsły się ze zdenerwowania. Nie mogłam zebrać myśli, aby skojarzyć gdzie mogłabym go zgubić. To mój talizman szczęścia. Dostałam go kiedyś od mojego dziadka (bardzo przesądnego mężczyzny, swoją drogą). Jest dla mnie bardzo ważny. Podeszłam do biurka i wzięłam z niego telefon. Włożyłam rękę do kieszonki moich szortów i wyjęłam z niej prostokątną karteczkę. Wybrałam numer, uprzednio wpisując go w kontakty.
- Restauracja 'Złot...', ojej, przepraszam, dopiero co skończyłem pracę. Z kim mam przyjemność?
- Um, cześć, tu Ashley.
- Oh, cześć, miło, że dzwonisz.
- Słuchaj, Louis, nie widziałeś może w tej waszej restauracji czy nie został tam może naszyjnik?
- Niczego nie zauważyłem, ale poczekaj chwilę, wrócę się, dopiero co wyszedłem.
- Nie musisz robi sobie problemu.
- Nie żartuj, zdążyłem ujść kilka kroków.
Nie mogłam go zobaczyć, ale dosłownie słyszałam, jak się uśmiecha.
- Posłuchaj, oddzwonię do ciebie za 5 minut, ok?
- Jasne, dziękuję ci.
- Nie ma sprawy - powiedział, po czym usłyszałam pikanie, sygnalizujące zakończenie połączenia.
Przez te 5 minut nie mogłam usiedzieć w miejscu. W końcu telefon się odezwał.
- I co?
- Niestety, nic nie znalazłem. Przykro mi. A... co z moją propozycją? No wiesz... wyjścia gdzieś razem?
- ...Ok, ale kiedy?
- Masz czas dzisiaj wieczorem?
- Mam.
- No to może przyjdę do ciebie i się gdzieś wybierzemy?
Podałam mu mój obecny adres.
- Będę o 6 po południu.
- Czekam.
- Do zobaczenia.
- Cześć, Louis.

Ok, to było dziwne. Opadłam na łóżko. Zostały 2 godziny... Tylko raz byłam na randce. Uff... Dziwnym trafem do mojej głowy przyszła myśl, która nie pojawiała się w niej najczęściej. A mianowicie: w co mam się ubrać?
Po pół godzinnym przekopywaniu szafy wreszcie postawiłam na szare jeansy i czarną bluzkę a na to założyłam moją ramoneskę. Skoro babcia wie już, jaka chuda jestem i na pewno wygadała się dziadkowi, nie mam nic do stracenia. Włożyłam w uszy niebieskie wkręty w kształcie kuleczek. Na nogi założyłam białe converse'y. Pociągnęłam rzęsy tuszem i namalowałam na górnych powiekach cienkie (i beznadziejnie krzywe) kreski. Ok, jestem gotowa.
- Dziadku, wychodzę - zakomunikowałam.
- Tylko nie wróć za późno. A w ogóle to dokąd zmierzasz?
- Jeszcze nie wiem.
- Sama?
- No... nie.
- Baw się dobrze - dziadek odwrócił wzrok z powrotem w kierunku gazety.
- Dzięki...
- Ile razy mam ci powtarzać, że się nie dziękuje, bo to przynosi pecha?
- Um, nie dziękuję?
- Lepiej. No idź już. Bo się chłopina nie doczeka.
- Co? S-skąd wiesz?
- A dla kogo niby się tak wyszykowałaś? Może mój wzrok jest gorszy niż 20 lat temu, ale nadal nie oślepłem.
- Dobrze wiedzieć. Na razie.
Wyszłam na zewnątrz i oparłam się plecami o bramę. Za chwilę zobaczyłam Louisa zmierzającego w moim kierunku. Uśmiechnął się, więc odwzajemniłam gest.
- Gotowa?
- Oczywiście.
- No to przygotuj się na dużą dawkę zabawy - wziął mnie za rękę i poprowadził w znanym sobie kierunku.

______________________________________________________
Hej! Jak rozdział? Piszcie w komentarzach. xx

Turkusowa

4 komentarze:

  1. Tyyyyyyyyyyyyyyyyyyy..............
    Co ty sobie wyobrażasz?!
    Jaki Louis? Jaka randka? Jaka zabawa?
    Ty Chojraku. Lubisz życie na krawędzi, co? Poczekaj ino do lipca...
    ( A swoją drogą, przypomniał mi się Chojrak Tchórzliwy Pies :3 Ahh... kochany piesek. MJUUURIEEEEEL)

    OdpowiedzUsuń
  2. i love this blog <33

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie masz konta, a chcesz skomentować zaznacz Anonima.
Jeśli chcesz być informowana/y o rozdziałach → http://she-is-different.blogspot.com/p/informowani.html