Idę za chwilę na spotkanie z Louisem. To już drugie, odkąd go poznałam. Jestem tu już 8 dni. I chyba po raz pierwszy w swoim życiu znalazłam przyjaciela. Jednak mam małe obawy. Co jeśli Louis wcale mnie nie lubi i jest środkiem Nialla, aby w jakiś sposób mnie upokorzyć? A może powinnam mu jednak zaufać? Nie wiem. Mam mętlik w głowie. Ale wiem, że nie jestem na to jeszcze gotowa. Potrzebuję czasu. I dowodu, że mnie nie zrani. Lecz czy wystarczającym dowodem nie jest to, iż powiedział mi o swojej orientacji? Co mam o tym wszystkim myśleć? Może powinnam dać mu chociaż odrobinę zaufania?
Zamknęłam pamiętnik i westchnęłam. Podeszłam do lusterka i dodałam mojemu spojrzeniu odrobinę dzikości czarną konturówką. Zarzuciłam na ramię plecak i wyszłam z domu. Miałam iść dziś do Louisa. Trochę się denerwowałam, chociaż w zasadzie nie miałam czym. Szłam do domu Lou co jakiś czas spoglądając na karteczkę, na której narysował mi mapę. Cóż, dawno nie szwendałam się po mieście, zwłaszcza po tym, jak się wyprowadziłam. A dom Lou był w nieco cichszej, bardziej splątanej różnymi dróżkami i tajemniczej części miasta. Wcześniej tu nie byłam za często, przez te 15 lat spędzone w Mullingar. Władały mną lekkie obawy, bo robiło się ciemnawo, a ja... to głupie, ale czułam, jakby ktoś mnie obserwował. Wmawiałam sobie, że to absurd. Znalazłam się pod wyznaczonym blokiem i nacisnęłam okrągły guzik przy nazwisku Tomlinson. Usłyszałam brzęk, więc weszłam do środka.
Louis otworzył mi drzwi i szeroko się uśmiechnął.
- Hej, Ash!
- Cześć.
- Wchodź, zapraszam - przepuścił mnie w drzwiach.
To, co zobaczyłam w środku niemało mnie zdziwiło. Czyżbyśmy byli aż tak podobni? Czy może kupił to mieszkanie już urządzone? Tak też mogło być.
Zaprowadził mnie do pokoju, który (jak sądzę) należał do niego.
- Usiądź - wskazał ręką na kanapę - ja zaraz wracam tylko skoczę po coś do picia i przekąski - wyszedł.
Nie zrobiłam tego, co polecił, tylko podeszłam do niskiej, dębowej komody. Piękna. Jednak nie ona zwróciła moją uwagę. Wzięłam do ręki zgrabną ramkę. W środku było zdjęcie przedstawiające uśmiechniętego chłopaka o ogromnych, zielonych oczach. Jego twarz okalały brązowe loczki. Uśmiechał się, a w jego policzkach były urocze dołeczki.
Nagle Louis powrócił. Odwróciłam się w jego stronę nadal trzymając zdjęcie. Poliki chłopaka nabrały czerwonego koloru. Uśmiechnęłam się do niego.
- To twój chłopak? - wypowiadanie tego słowa było dla mnie dziwne, lekko krępujące, ale na pewno Louis był bardziej zawstydzony.
- Um, tak.
- Jak ma na imię?
- Harry. Harry Styles. Nie jest Irlandczykiem, ale mieszka tu od 15 lat. Przeprowadził się z mamą... A ona dwa lata temu zginęła - to zdanie wyszeptał. - W wypadku samochodowym.
- O Boże... przykro mi...
- Wiesz, on nie ma ojca. Zostawił go i jego mamę gdy był jeszcze malutki. Miał dwa miesiące.
Odstawiłam zdjęcie na swoje miejsce.
- Najsmutniejsze jest to, że zostałem mu już tylko ja.
- ...Ile on ma lat?
- 18.
- Em... Mieszkacie razem?
- Nie, ale on często tu przychodzi.
- Czyli nie przeszkadzam czy coś?
- Nie no jasne że nie - posłał mi uśmiech.
Usiedliśmy przy małym stoliku. Wzięłam do ręki szklankę i upiłam trochę soku.
- Dawno tu jesteś?
- Dwa lata...
- Ze względu na Harrego?
- Tak. Poznaliśmy się kiedyś w Londynie. Studiowałem, on był wtedy w szpitalu u mamy. To w Londynie miała wypadek. No i moja babcia była chora, więc poszedłem do niej w odwiedziny. Chodziłem tam dłuższy czas, ale któregoś dnia go tam spotkałem. Potem kolejny raz. Nie zwracałem na niego zbytniej uwagi, pomyślałem, że ma kogoś chorego i przyszedł w tym samym celu co ja. I ta rutyna się powtarzała, co dzień mijaliśmy się na korytarzu. Czasami stał przy szybie wychodzącej na jakąś salę. Dało się zauważyć, że spędzał tam dużo czasu. I któregoś dnia siedział na podłodze pod tą salą. Skulony, z twarzą schowaną w dłoniach... Płakał. Przykucnąłem przed nim i spytałem co się stało. Jego mama... ona zmarła - wyszeptał i spuścił głowę, dyskretnie ocierając kciukiem policzek, na którym zabłąkała się łza.
W tym momencie nie umiałam niczego powiedzieć, nie umiałam myśleć o niczym innym, jak przeznaczenie. To, co przytrafiło się mamie Harr'ego, było przykre, ale... Co, jeśli tak miało być? Tak, wiem, zdecydowanie za dużo myślę, ale ja szukam sensu w zdarzeniach. Według mnie, nic nie dzieje się przypadkowo. Ja jeszcze nie rozwikłałam, czy odejście mojego taty coś zmieniło, ale wiem, że niedługo pewnie uzyskam odpowiedź. No bo gdyby nie ten wypadek... Harry na pewno nigdy nie znalazłby się wtedy w Londynie, a tym bardziej w szpitalu! I choroba babci Lou... Gdyby nie to wszystko, oni pewnie nigdy by się nie poznali. Za czym idzie - nie zakochaliby się w sobie.
- Hej, w porządku? - Lou podsunął mi paczkę chusteczek.
Dopiero teraz zorientowałam się, że po moich policzkach spływają łzy i skapują na stół.
- Tak, myślę, że tak - wzięłam jedną. - Dzięki.
- Porozmawiajmy o czymś weselszym...
- Ok. To... sam tu udekorowałeś?
- W połowie. Te meble tu były, ale nie miałem serca ich wyrzucić, lubię takie starocie.
Na mojej twarzy zagościł uśmiech.
- Podoba mi się tu. Też lubię takie klimaty.
- Naprawdę? Nie posądził bym cię o to.
W pomieszczeniu niespodziewanie rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
- Sorry, zobaczę kto to.
- Hej stary, sorry, że tak bez zapowiedzi, ale musimy pogadać.
- Jak się tu dostałeś? - ton głosu Louisa był jakiś inny. Skwaszony?
- Jakaś babka stąd wychodziła i się wślizgnąłem.
W drzwiach pokoju stanął właśnie nikt inny jak Horan.
- Co ty tu robisz?
- Em, Niall, to moja przyjaciółka - Louis wszedł do pokoju.
- To ja już pójdę, nie będę wam przeszkadzać - podniosłam się z krzesła.
- Nie, to ja stąd spadam. W ogóle to od kiedy ty się przyjaźnisz z ludźmi takimi jak ona?!
- Jak mówię, że pójdę, to pójdę - powtórzyłam.
- Niall, nie wybierasz mi przyjaciół - próbował bronić mnie Louis. - A w ogóle to może powiecie mi czemu wy tak bardzo się nie lubicie?
- Chcesz wiedzieć? Dobra! - krzyknął Niall. - Bo ona ciągle uważa siebie za królową i w ogóle nie liczy się z niczyimi uczuciami! Jest oschła i nieczuła!
- Powiedział facet, który przypierdala się do wszystkiego i rani ludzi na każdym kroku!
- Odezwała się miss perfekcji! Może chociaż raz byłabyś z kimś szczera?
- Może wcale nie chcę?! I niby kiedy byłam nieszczera?!
- Zawsze!
- Tak?! To podaj przykład!
- Proszę bardzo! Zawsze udajesz taką silną, a naprawdę wcale taka nie jesteś! Ty tylko grasz!
- A nie pomyślałeś może o tym, że gram, bo nie daję sobie rady?! - stój Ash, nie zdradzaj mu za dużo, Ashley, skup się i zamknij mordę.
- Tak?! Ale zawsze musisz górować, prawda?! Musisz pokazywać, jak bardzo masz innych w dupie!
- Sam to robisz! Ciągle komuś wytykasz!
- Oh tak, ty to święta, ale ja to ostatnie gówno!
- Nie powiedziałam, że nie popełniam błędów, popełniam ich masę, ale nie jestem tak ohydna jak ty!
- Czemu ty ciągle musisz taka być?! Taka wszystkiemu przeciwna!?
- Nic o mnie nie wiesz, nie wiesz, jak przeżyłam odejście ojca, nic nie wiesz! - zakryłam usta dłonią. Powiedziałam mu za dużo. Nie powinien o tym usłyszeć. Teraz zna mój słaby punkt. A to jest taki gnój, który będzie męczył, aż cię wykończy.
- Niall, myślę, że powinieneś już iść - powiedział Louis.
Blondyn fuknął, złapał swój plecak i wyszedł, trzaskając drzwiami.
- Ash... przepraszam, nie wiedziałem, że on tu przyjdzie, naprawdę.
- Lou... myślę, że powinnam już sobie iść... tylko... jestem roztrzęsiona i nie wiem czy w takim stanie znajdę drogę do domu. Albo czy nie wpadnę pod auto.
- Ok, odwiozę cię.
- Dzięki.
Wbiegłam do pokoju nawet nie patrząc na dziadków. Otworzyłam swój pamiętnik i nawet nie dopisując nagłówka nabazgrałam na kartce dwa zdania.
Jestem nikim. Cholernym nikim.
*czytasz = zostaw komentarz*
Turkusowa
Matko jedyna!
OdpowiedzUsuńWiesz mój umysł koduje sobie w głowie takie scenariusze i wiesz, ta kłótnia nadawałaby się do filmu xd
Tak wiem, wiem pewnie myślisz jaki film? A ja Ci powiem, że MÓJ film :3
zaniemówiłam nie wiem co napisać jestem niemową.
OdpowiedzUsuńSzklankanators górą!
Szczerze, to myślałam że Harry zadzwonił do drzwi. Fajny rozdział :)
OdpowiedzUsuń♥
OdpowiedzUsuńkolejnych
OdpowiedzUsuńKom.
OdpowiedzUsuńSorry ze tak krótko <3
jestem ^^
OdpowiedzUsuńCrazzyVickyy