Tak, SUKIENCE i SZPILKACH.
S Z P I L K A C H.
Oni mają moc przekonywania, naprawdę.
- Wow, Ash, wyglądasz cudownie! - krzyknął Lou.
- To teraz powiecie mi, gdzie będzie ta impreza?
- Zobaczysz jak dojedziemy - powiedział Louis tajemniczo.
- Uh, nie lubię czekać, nie chcesz mi powiedzieć od samego początku, robię się niecierpliwa - zaczęłam marudzić. - Gdzie Harry?
- Już na miejscu.
- Ok.
- Pani przodem - otworzył mi drzwi od strony pasażera.
- Dzięki.
***
- Louis?
- Tak, kochanie?
- Ja nie wysiadam.
- Hej, nie bądź taka, proszę.
- Nie - powiedziałam stanowczo.
- Cieszyłaś się, że cię gdzieś zabiorę, nie psuj tego - prosił.
- Wiesz, równie dobrze mogłabym przyjść sama, ale wiesz, nigdy bym nawet tego nie rozważała. Idę do domu.
- Ashley...
- Nie Lou. Dobrze wiedziałeś, że go nienawidzę i zabierasz mnie do niego na imprezę?! - wrzasnęłam.
Louis nic nie odpowiedział.
- Sorry - szepnęłam.
- ...Pójdź tam ze mną, proszę.
- Lo-
- Ashley... Proszę. Jesteś taka piękna, zależy mi na tym, naprawdę.
Chwilę siedziałam cicho, przetwarzając w głowie różne wątki.
- Dobra. Jeden jedyny raz i nigdy więcej.
- Dziękuję ci, naprawdę, jesteś wielka.
Wzięłam głęboki oddech i weszłam za Louisem do domu Horana. Szykuje się najgorszy wieczór w moim życiu. Życzcie mi powodzenia.
***
Minęły może dwie godziny. Niall chwilami posyłał mi dziwne spojrzenia. Nie spodziewał się mnie tu. Ale nic nie mówił, chyba nie chciał znowu rozzłościć Louisa.
- Jak tam? - Louis oparł się tuż koło o blat.
- Milej byłoby, gdybym została jednak w domu.
- ...Idziemy tańczyć? - wyciągnął ku mnie swoją dłoń.
- Ok.
Przetańczyliśmy kilka piosenek.
- Hej, odbijamy - krzyknęła jakaś złotowłosa dziewczyna i chwyciła za ramię Louisa, po czym przyciągnęła go do siebie.
Dopiero teraz skapnęłam się z kim tańczyła przed chwilą.
Stałam zdezorientowana naprzeciwko Nialla. Zrobiłam krok wstecz i poczułam, że lecę do tyłu. Ciepła ręka oplotła się na moim nadgarstku nie pozwalając mi upaść. Blondyn prychnął pod nosem.
Nigdy więcej nie założę szpilek!
Nie odzywałam się do niego, kiedy pomógł mi zachować równowagę, tylko uparcie patrzyłam w bok. Nie uciekłam, bo to by mu dało satysfakcję i przewagę.
A on natrętnie patrzył na mnie ze swoim kpiącym uśmieszkiem i wypisanym na twarzy zdaniem: "Jestem od ciebie lepszy w każdym calu".
- Ty nie nosisz szpilek - stwierdził.
- Może noszę? - właśnie obrałam sobie za cel utarcie mu nosa.
- Naprawdę? Czyli że często masz randki z podłogą? - zakpił.
- Nie, ja w przeciwieństwie do ciebie nie potrzebuję się dowartościowywać. Znam swoją wartość. Może nie jest wysoka, ale na pewno na lepszym poziomie niż twoja.
- Oh, czyli będziemy się kłócili?
- Czemu nie. Ty zawsze dajesz mi do tego powody.
- Nie, ty zawsze do tego dążysz, co by się nie wydarzyło.
- Słyszałam już od ciebie jaka to jestem beznadziejna. Nie działa to już na mnie.
- Na pewno? Bo ostatnio byłaś bardzo, nawet bardzo krucha - pochylił się nade mną i szepnął do mojego ucha.
Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Do moich nozdrzy uderzył silny zapach męskich perfum pomieszany z alkoholem. Zakręciło mi się w głowie. Sama jego obecność mąciła mi w głowie i miałam ochotę wrzeszczeć, jakim jest idiotą.
Wzięłam głęboki wdech.
- Czy ty się trzęsiesz? - spytał z przewagą w głosie. - No już, przyznaj, jaka jesteś krucha - jego usta były coraz bliżej mojego ucha.
- Nie - mój głos drżał, ale wiedziałam, że albo teraz będę walczyła, albo pogrążę się na wieki.
Gdzie nagle do cholery podział się Louis, Harry, ktokolwiek?!
- Stawiasz mi się? - odsunął się lekko. - No to zagramy inaczej - wziął z bufetu plastikowy kubek, butelkę wódki i nalał trunku do połowy. Dopełnił pojemnik sokiem i podał mi. - Proszę bardzo. Może procenty trochę ci uświadomią - chciał mnie wyminąć, ale w porę zastąpiłam mu drogę.
- Jesteś dla mnie nikim. Zwykłym śmieciem - fuknęłam. - Nienawidzę cię - wcisnęłam mu kubek z powrotem i ruszyłam do wyjścia.
Ostre powietrze wypełniło moje płuca.
Nie wracam do domu.
Zsunęłam z nóg fioletowe szpilki, bo miałam ich już serdecznie dosyć.
Powędrowałam w kierunku splątanych uliczek, na których nie było latarni, a domy zdawały się być dawno opuszczone i naznaczone zębem czasu.
Błądziłam tak przez kilkadziesiąt minut, może nawet ponad godzinę, kiedy niespodziewanie ktoś zakrył moje usta ręką i pociągnął w tył.
- Nie krzycz, bo cię zabijemy - wychrypiał okropny głos tuż obok mojego ucha.
Przełknęłam ślinę.
Nie panikuj.
Nie panikuj.
Poczułam chłód ostrza na swojej szyi.
- Zapewne nie wiesz, dlaczego się tu znalazłaś.
Spojrzałam na dwójkę mężczyzn.
Bałam się jak nie wiem co.
Ale nie mogłam dać poznać tego po sobie.
Muszę walczyć.
- Otóż, jesteś tu z powodu swojego przyjaciela. Tak, z powodu tego geja! Już od dawna mamy niewyrównane rachunki. Będziesz naszym pośrednictwem.
O czym ten typ gada?!
- Zemścimy się na nim. A chyba na początek dobrą zemstą będzie, kiedy zobaczy, że jego przyjaciółeczka została skrzywdzona. Ostatnie słowa zanim zrobię ci krzywdę? - lekko odchylił swoją dłoń. - Ale ostrzegam, jeśli krzykniesz, zabiję cię od razu.
- Jakoś mnie to nie obchodzi. Tak byłoby o wiele łatwiej - wyszeptałam.
Byli zdziwieni moją odpowiedzią.
- Ok... - podciągnął trochę moją sukienkę i przystawił mi ostrze do uda. - Skoro chcesz z nami współpracować, to tym lepiej.
Facet, który dotychczas tylko stał, podszedł do mnie i włożył mi coś do ust, abym nie mogła wydać z siebie żadnego dźwięku.
Mężczyzna, który nadal mnie trzymał lekko przejechał ostrzem po mojej nodze, ale jeszcze nie przecinając mojej skóry.
Zacisnęłam oczy.
Sekundy wydawały się wiecznością.
Jeszcze nie zrobił na moim udzie nacięcia, ale wiedziałam, że to wkrótce nastąpi.
Moje oczy nadal były zaciśnięte, kiedy poczułam, że coś jest nie tak.
Uchyliłam jedną powiekę.
Widok, który zastałam totalnie mnie zamurował.
Przed moimi oczyma rozgrywały się niemożliwe sceny.
Horan okładał pięściami faceta, który chciał mnie skrzywdzić, drugiego już nie było - wyraźnie uciekł.
Tak, Niall Horan. Ten Niall Horan, który dopiero co się ze mną kłócił.
Nie wiem co zdziwiło mnie bardziej - to, że ktoś chciał mnie zabić, czy to, że on zjawił się aby mnie uratować.
Facet właśnie dostał kolejny pocisk w twarz i odskoczył na bok.
- To jest dziewczyna, gnoju! - krzyknął blondyn. - Spierdalaj do cholery!
To mogłoby wydawać się dziwne, że taki sobie blondyn z rumieńcami na policzkach potrafi tak się bić i przy okazji nie oberwać ani razu w głowę, a przekleństwa są dla niego jak każde inne słowa. A przekonałam się o tym już 12 lat temu, kiedy się pierwszy raz spotkaliśmy w przedszkolu. Musiałam męczyć się tu z nim calutkie 10 lat. Od małego pokazywał jaki jest "lepszy" od innych. Trzymał się zawsze ze swoją bandą lamusów.
Ale mnie w zasadzie już dzisiaj nic nie zaskoczy.
Ten dzień chyba nie może być już gorszy.
Nadal siedząc na zimnej ziemi przysunęłam się bliżej muru i oparłam o niego. Byłam wykończona.
Po następnych kilku minutach zostałam już sama z Niallem, tego faceta nie było.
Chłopak wytarł zakrwawione ręce o materiał spodni.
Spojrzałam na niego wystraszona.
Co dalej?
Usiadł tuż koło mnie. Zaległa cisza.
- W porządku? - spytał po chwili.
- T...Nie - spuściłam głowę.
Dopiero teraz zobaczyłam na swojej nodze niewielkie zadrapania przez nóż, więc szybko opuściłam grafitowy materiał w dół.
Czułam pod powiekami gromadzące się łzy. Zamknęłam oczy, aby ani jedna nie mogła wypłynąć.
Duże ręce oplotły mnie w talii i posadziły sobie na kolanach.
To co się działo było co najmniej dziwne i niecodzienne.
- Niall... czemu-
- Bo skończyło się piwo, dobra? - uprzedził mnie.
Nie odezwałam się już. Nie dałam rady upilnować łez, więc pozwoliłam im skapywać z moich polików wprost na jego zakrwawioną koszulkę.
Przytulił mnie do siebie, przyciągnęłam go bliżej.
I z wszystkich ludzi na świecie, schowałam się właśnie w jego ramionach.
____________________________________________________________________________
Jak się podoba? Bo mi osobiście bardzo (skromność). Miałam napisać dłuższy, ale uznałam, że to co wydarzy się później napiszę już w 10. rozdziale. Proszę Was, jeśli czytacie, to zostawiajcie komentarze, to motywuje, niektóre osoby pewnie o tym wiedzą.
Turkusowa