- Ashley? - usłyszałam sugestywny ton, gdzieś kilka metrów dalej. Głos należał do mojej babci.
- Hmm? - mruknęłam nie otwierając oczu.
- Ashley! Niall!
I to był moment, kiedy wręcz podskoczyłam. I ktoś pode mną też. A cały czas byłam śmiertelnie przekonana, że moja twarz wbita jest w poduszkę. W niezwykle miękką i ciepłą poduszkę. Nie w klatkę piersiową.
Chociaż nie leżałam już całkowicie na Niallu, bo w nocy zdążyłam się zsunąć, nadal byłam w niego wtulona. Szybko usiadłam i spojrzałam na babcię, której brwi były wysoko uniesione.
- Czekam w kuchni. Za góra 10 minut oczekuję cię tam.
I wyszła.
Spojrzałam na Nialla, który wciąż gapił się w punkt, gdzie zniknęła.
- Mam przerąbane. - Schowałam twarz w dłoniach.
- Pogadam z nią - zasugerował.
- Nie! Nie. Ty idź do domu. Jak zaczniesz z nią gadać, wkurzy się jeszcze bardziej.
- Umm dobra. Dzięki za przenocowanie. I powodzenia.
Wyszedł - tak jak wszedł: oknem. Niechętnie podniosłam się z łóżka. Znów zrobiło mi się okropnie zimno. Podreptałam do kuchni, przeczuwając burzę wiszącą tuż nade mną. Albo raczej przede mną, za progiem kuchni.
- Przyszłam - oznajmiłam.
Że też akurat dziś zachciało jej się wchodzić do mojego pokoju tak wcześnie. No właśnie - czego mogła chcieć? Dopiero siódma...
- Zatem usiądź.
Zrobiłam co kazała.
- Nie wiem, co ten chłopak tu robił, ani nie chcę wiedzieć. Chciałam tylko ci oznajmić, że nie życzę tu sobie żadnego seksu. Ja się przed twoją matką nie będę tłumaczyć. Pamiętaj.
- Dobrze... - powiedziałam lekko zirytowana.
Zaczęła patrzeć na mnie wyczekująco.
- Co? - mruknęłam.
Jej wzrok wciąż był we mnie wbity, ale się nie odzywała.
- Nie robiliśmy tego, okej!? - krzyknęłam.
Babcia tylko westchnęła.
- Co robiłaś w moim pokoju? - zainteresowałam się, mówiąc już spokojnie. Ułożyłam swoje dłonie płasko na blacie stołu.
- Nigdy nie zastanawiałaś się, czemu każdego ranka twoje okno było uchylone, a powietrze w pokoju świeże, gdy się budziłaś?
Szlag. Rzeczywiście... Od zawsze zamykałam na noc okno, bo nienawidziłam budzić się pogryziona przez komary. Chyba przez to, że nie spędzam całego mojego czasu na czytaniu książek, poziom mego sprytu spadł...
- Jesteś na mnie zła? - Spojrzałam jej w oczy.
- Nie. Jedynie z lekka zawiedziona.
- ...On mnie poprosił o pomoc, babciu. Tak jak sam mi kiedyś pomógł. I... Przepraszam cię za wszystko. Bo jestem tu dopiero miesiąc, a zdążyłam narobić tyle szkód, co ktoś inny przez rok.
Babcia w zamyśleniu patrzyła z nikłym uśmiechem w jeden punkt.
- Też byłam taka jak ty, wiesz? Zbuntowana. To chyba dobre określenie.
- Nie chcę być zbuntowanaaaa - wymamrotałam. - Nie jestem zbuntowana. Jestem tylko trochę zagubiona. I wciąż szukam siebie. Ale tej prawdziwej siebie. Nie tej, której wszyscy tak bardzo pragną.
- I to jest fair - odpadła kobieta. - Ale proszę, postaraj się to robić w sposób, którym nie zranisz ani siebie, ani innych.
- Postaram się.
Babcia się uśmiechnęła.
- Ty nadal go trzymasz w tym swoim pokoju? - zaśmiała się.
- Nie - powiedziałam zażenowania.
- Młodzież... Chcecie być dorośli, choć potrzebujecie tego, co dzieci. Potrzebujecie poczucia, że ktoś się wami opiekuje, że ktoś nad wami czuwa. No nic. Zjedz jakieś śniadanie. Jedziemy dzisiaj do ciotki Charlotte. I ubierz się ładnie.
Pokiwałam głową.
- I jeszcze jedno.
- Tak? - spytałam.
- Nie powiem dziadkowi. I dobrze wiesz, że zawsze uważałam Nialla za dobrego chłopaka. Ale jak związki, to z głową, okej?
CO.
- Nie mam zamiaru pakować się w żadne związki. A na pewno nie z nim! Idę się ubierać i proszę cię, każdy, tylko nie on - rzekłam wychodząc z kuchni.
Na odchodnym usłyszałam jeszcze: "Twoje czyny przeczą słowom", ale postanowiłam to zignorować.
- Hmm? - mruknęłam nie otwierając oczu.
- Ashley! Niall!
I to był moment, kiedy wręcz podskoczyłam. I ktoś pode mną też. A cały czas byłam śmiertelnie przekonana, że moja twarz wbita jest w poduszkę. W niezwykle miękką i ciepłą poduszkę. Nie w klatkę piersiową.
Chociaż nie leżałam już całkowicie na Niallu, bo w nocy zdążyłam się zsunąć, nadal byłam w niego wtulona. Szybko usiadłam i spojrzałam na babcię, której brwi były wysoko uniesione.
- Czekam w kuchni. Za góra 10 minut oczekuję cię tam.
I wyszła.
Spojrzałam na Nialla, który wciąż gapił się w punkt, gdzie zniknęła.
- Mam przerąbane. - Schowałam twarz w dłoniach.
- Pogadam z nią - zasugerował.
- Nie! Nie. Ty idź do domu. Jak zaczniesz z nią gadać, wkurzy się jeszcze bardziej.
- Umm dobra. Dzięki za przenocowanie. I powodzenia.
Wyszedł - tak jak wszedł: oknem. Niechętnie podniosłam się z łóżka. Znów zrobiło mi się okropnie zimno. Podreptałam do kuchni, przeczuwając burzę wiszącą tuż nade mną. Albo raczej przede mną, za progiem kuchni.
- Przyszłam - oznajmiłam.
Że też akurat dziś zachciało jej się wchodzić do mojego pokoju tak wcześnie. No właśnie - czego mogła chcieć? Dopiero siódma...
- Zatem usiądź.
Zrobiłam co kazała.
- Nie wiem, co ten chłopak tu robił, ani nie chcę wiedzieć. Chciałam tylko ci oznajmić, że nie życzę tu sobie żadnego seksu. Ja się przed twoją matką nie będę tłumaczyć. Pamiętaj.
- Dobrze... - powiedziałam lekko zirytowana.
Zaczęła patrzeć na mnie wyczekująco.
- Co? - mruknęłam.
Jej wzrok wciąż był we mnie wbity, ale się nie odzywała.
- Nie robiliśmy tego, okej!? - krzyknęłam.
Babcia tylko westchnęła.
- Co robiłaś w moim pokoju? - zainteresowałam się, mówiąc już spokojnie. Ułożyłam swoje dłonie płasko na blacie stołu.
- Nigdy nie zastanawiałaś się, czemu każdego ranka twoje okno było uchylone, a powietrze w pokoju świeże, gdy się budziłaś?
Szlag. Rzeczywiście... Od zawsze zamykałam na noc okno, bo nienawidziłam budzić się pogryziona przez komary. Chyba przez to, że nie spędzam całego mojego czasu na czytaniu książek, poziom mego sprytu spadł...
- Jesteś na mnie zła? - Spojrzałam jej w oczy.
- Nie. Jedynie z lekka zawiedziona.
- ...On mnie poprosił o pomoc, babciu. Tak jak sam mi kiedyś pomógł. I... Przepraszam cię za wszystko. Bo jestem tu dopiero miesiąc, a zdążyłam narobić tyle szkód, co ktoś inny przez rok.
Babcia w zamyśleniu patrzyła z nikłym uśmiechem w jeden punkt.
- Też byłam taka jak ty, wiesz? Zbuntowana. To chyba dobre określenie.
- Nie chcę być zbuntowanaaaa - wymamrotałam. - Nie jestem zbuntowana. Jestem tylko trochę zagubiona. I wciąż szukam siebie. Ale tej prawdziwej siebie. Nie tej, której wszyscy tak bardzo pragną.
- I to jest fair - odpadła kobieta. - Ale proszę, postaraj się to robić w sposób, którym nie zranisz ani siebie, ani innych.
- Postaram się.
Babcia się uśmiechnęła.
- Ty nadal go trzymasz w tym swoim pokoju? - zaśmiała się.
- Nie - powiedziałam zażenowania.
- Młodzież... Chcecie być dorośli, choć potrzebujecie tego, co dzieci. Potrzebujecie poczucia, że ktoś się wami opiekuje, że ktoś nad wami czuwa. No nic. Zjedz jakieś śniadanie. Jedziemy dzisiaj do ciotki Charlotte. I ubierz się ładnie.
Pokiwałam głową.
- I jeszcze jedno.
- Tak? - spytałam.
- Nie powiem dziadkowi. I dobrze wiesz, że zawsze uważałam Nialla za dobrego chłopaka. Ale jak związki, to z głową, okej?
CO.
- Nie mam zamiaru pakować się w żadne związki. A na pewno nie z nim! Idę się ubierać i proszę cię, każdy, tylko nie on - rzekłam wychodząc z kuchni.
Na odchodnym usłyszałam jeszcze: "Twoje czyny przeczą słowom", ale postanowiłam to zignorować.
Siedziałam w aucie, słuchając muzyki. I gdy skończyła się piosenka Bad Romance Lady Gagi, usłyszałam akordy gitary.
"Cause everything starts from something, but something would be nothing, nothing if your heart didn't dream with me"
Ściągnęłam tą piosenkę po tym, co Tori mi mówiła. Zaczęłam ją nucić. I pomyślałam o Niallu. Chcieliśmy innego życia, zmiany. Odważyliśmy się o tym marzyć. Ta nienawiść zaczęła się lata temu. I z tak wielkiego uczucia, jakim była, przerodziła się w nic. Uleciała w powietrze. I tak jest dobrze. Wciąż dziwnie, ale dobrze.
"Cause everything starts from something, but something would be nothing, nothing if your heart didn't dream with me"
Ściągnęłam tą piosenkę po tym, co Tori mi mówiła. Zaczęłam ją nucić. I pomyślałam o Niallu. Chcieliśmy innego życia, zmiany. Odważyliśmy się o tym marzyć. Ta nienawiść zaczęła się lata temu. I z tak wielkiego uczucia, jakim była, przerodziła się w nic. Uleciała w powietrze. I tak jest dobrze. Wciąż dziwnie, ale dobrze.
Wzięłam tą piosenkę jak ją dostałam i nadałam jej swój własny sens. W jej słowach zapisałam swoją historię, swój odbiór. To piękne, co można robić z muzyką.
Siedziałam cicho przy stole, znudzona do granic. Naprzeciw siedział mój kuzyn, Stephen; wystukiwał na stole monotonny rytm. W sumie wydawał się być zniecierpliwiony. Dogadywaliśmy się, nasze relacje były na poziomie normalnego rodzeństwa, ale przy dorosłych to zdawało się niezręczne, więc żadne z nas nic nie mówiło. Cóż, nasze rozmowy zawsze schodziły na dziwne tematy. A Stephen był wyraźnie czymś zaabsorbowany, bo nie zaprosił mnie do swojego pokoju. Jego oczy wpatrzone były w obrus, a czekoladowa grzywka opadała na czoło. W pewnej chwili dostałam sms-a. Dyskretnie wyjęłam z kieszeni telefon, ponieważ moją babcię zawsze denerwowało, gdy ktoś używał telefonu przy stole.
Niall: "Jak z babcia? :)"
Postanowiłam sobie z niego pożartować.
Ja: "Zle:(((((("
Niall: "Co mowila?"
Ja: "Masz zakaz uprawiania ze mna seksu:((((((("
Niall: "Ludzie, czemu ja sie z Toba zadaje, myslalem, ze byla wsciekla czy cos, ze zadzwonila do Twojej matki....."
Ja: "Tez myslalam, ze bedzie, ale nie byla jakos przesadnie. Za to ty mozesz miec zalobe, bo jak juz pisalam, masz zakaz:(((((((((((((((("
Niall: "Przestan byc taka sarkastyczna, probuje byc mily. Gdzie jestes?"
Ja: "U cioci ew. Gdzies w Killucan"
Niall: "Wtf jak to. Tez tu jestem. Przyjechalem do kumpla, ale okazalo sie, ze zjezdza mu sie rodzina i musial spadac do domu, bo ma surowa matke, a ja skonczylem szwedajac sie po galerii, bo nie chce wracac do domu"
Ja: "A ja tu zdycham i strasznie sie nudze"
Niall: "Wiesz gdzie jest Grand Plaza?"
Ja: "Kiedys tam bylam"
Niall: "Masz ochote powloczyc sie ze mna?;)"
Ja: "Raczej nie wyjdzie. Dziadkowie za nic w swiecie by sie nie zgodzili, gdybym oznajmila, ze chce isc do Plazy. A gdyby babcia wiedziala, ze jeszcze z toba to woah, w jej glowie bylyby rozne rzeczy:)))))))"
Niall: "Jak cos wymyslisz to daj znac"
Ja: "Okej x"
Potem szybkim ruchem schowałam telefon do kieszeni. Zauważyłam wzrok babci na mojej dłoni, więc udałam, że pocieram swoje udo.
Teraz i ja zaczęłam wystukiwać różne melodie na blacie.
- Dzieci, możecie przestać? Przepraszam, ale to irytujące - powiedziała ciotka Charlotte.
Więc przestaliśmy. Stephen odchylił się na oparcie krzesła i spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami. Nagle je zmrużył.
- Ash, pokazać ci miasto? - spytał.
Bez chwili namysłu odparłam:
- Nie mam ochoty, sorry.
- Oh Ashley, to trochę niegrzeczne z twojej strony - skarciła mnie babcia.
Przewróciłam oczyma.
- Ashley. - Stephen wciąż naciskał.
Przechyliłam głowę na jedną stronę, marszcząc brwi.
- Dobra - westchnęłam.
Nie miałam najmniejszej ochoty łazić z nim po tym mieście.
Wzięłam z wieszaka moją jeansową kurtkę, bo było mi zimno; Stephen zabrał swoją ramoneskę i wyszliśmy.
- Słuchaj, widziałem, że chcesz się stąd wyrwać, dlatego cię wyciągnąłem. Nie mam zamiaru oprowadzać cię po mieście, które i tak widziałaś. Miałem spotkać się z przyjacielem, ale mama kazała mi koniecznie być. Jej nie obchodzi to, że mam 18 lat, ją obchodzi to, że mieszkam pod jej dachem i dopóki nie znajdę sobie mieszkania, żyję na jej zasadach. Możesz iść ze mną, ale równie dobrze możesz powłóczyć się po mieście sama.
- Jesteś moim wybawieniem Stephen, naprawdę. W zasadzie chciałam spotkać się z kimś w Grand Plazie.
- Czyli idziemy tam razem.
Niall: "Jak z babcia? :)"
Postanowiłam sobie z niego pożartować.
Ja: "Zle:(((((("
Niall: "Co mowila?"
Ja: "Masz zakaz uprawiania ze mna seksu:((((((("
Niall: "Ludzie, czemu ja sie z Toba zadaje, myslalem, ze byla wsciekla czy cos, ze zadzwonila do Twojej matki....."
Ja: "Tez myslalam, ze bedzie, ale nie byla jakos przesadnie. Za to ty mozesz miec zalobe, bo jak juz pisalam, masz zakaz:(((((((((((((((("
Niall: "Przestan byc taka sarkastyczna, probuje byc mily. Gdzie jestes?"
Ja: "U cioci ew. Gdzies w Killucan"
Niall: "Wtf jak to. Tez tu jestem. Przyjechalem do kumpla, ale okazalo sie, ze zjezdza mu sie rodzina i musial spadac do domu, bo ma surowa matke, a ja skonczylem szwedajac sie po galerii, bo nie chce wracac do domu"
Ja: "A ja tu zdycham i strasznie sie nudze"
Niall: "Wiesz gdzie jest Grand Plaza?"
Ja: "Kiedys tam bylam"
Niall: "Masz ochote powloczyc sie ze mna?;)"
Ja: "Raczej nie wyjdzie. Dziadkowie za nic w swiecie by sie nie zgodzili, gdybym oznajmila, ze chce isc do Plazy. A gdyby babcia wiedziala, ze jeszcze z toba to woah, w jej glowie bylyby rozne rzeczy:)))))))"
Niall: "Jak cos wymyslisz to daj znac"
Ja: "Okej x"
Potem szybkim ruchem schowałam telefon do kieszeni. Zauważyłam wzrok babci na mojej dłoni, więc udałam, że pocieram swoje udo.
Teraz i ja zaczęłam wystukiwać różne melodie na blacie.
- Dzieci, możecie przestać? Przepraszam, ale to irytujące - powiedziała ciotka Charlotte.
Więc przestaliśmy. Stephen odchylił się na oparcie krzesła i spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami. Nagle je zmrużył.
- Ash, pokazać ci miasto? - spytał.
Bez chwili namysłu odparłam:
- Nie mam ochoty, sorry.
- Oh Ashley, to trochę niegrzeczne z twojej strony - skarciła mnie babcia.
Przewróciłam oczyma.
- Ashley. - Stephen wciąż naciskał.
Przechyliłam głowę na jedną stronę, marszcząc brwi.
- Dobra - westchnęłam.
Nie miałam najmniejszej ochoty łazić z nim po tym mieście.
Wzięłam z wieszaka moją jeansową kurtkę, bo było mi zimno; Stephen zabrał swoją ramoneskę i wyszliśmy.
- Słuchaj, widziałem, że chcesz się stąd wyrwać, dlatego cię wyciągnąłem. Nie mam zamiaru oprowadzać cię po mieście, które i tak widziałaś. Miałem spotkać się z przyjacielem, ale mama kazała mi koniecznie być. Jej nie obchodzi to, że mam 18 lat, ją obchodzi to, że mieszkam pod jej dachem i dopóki nie znajdę sobie mieszkania, żyję na jej zasadach. Możesz iść ze mną, ale równie dobrze możesz powłóczyć się po mieście sama.
- Jesteś moim wybawieniem Stephen, naprawdę. W zasadzie chciałam spotkać się z kimś w Grand Plazie.
- Czyli idziemy tam razem.
I poszliśmy, oboje na tyle głupi, żeby nie zorientować się o pewnym fakcie.
Kiedy przekraczaliśmy drzwi Plazy, napisałam do Nialla, gdzie mam go szukać. Odpisał, że będzie czekał przy fontannie. Rozdzieliliśmy się ze Stephenem; ja poszłam w prawo, on w lewo.
Po jakichś pięciu minutach znalazłam blondyna siedzącego na ławce, z łokciami na kolanach i piszącego coś na telefonie.
Podeszłam do niego i zrobiłam dokładnie to, co zrobił kiedyś Harry. Czyli stanęłam tak blisko, aby mógł zobaczyć moje buty przed swoimi oczami.
- Ashley. - Uniósł głowę.
- Hej, Niall. - Usiadłam obok niego.
- Będziemy mieć towarzystwo.
- Hm? - mruknęłam, bo nie wiedziałam dokładnie kogo ma na myśli.
Jednak już sekundę później usłyszałam znajomy głos.
- Udało mi się wyrwać!!
Jednak zamiast Nialla odpowiedziałam ja.
- Co ty odwalasz!?
- C-co ty tu... - Dopiero teraz mnie dostrzegł.
- Znacie się? - zagadnął Niall.
- Jesteśmy... - zaczęłam.
- ...Parą - skończył za mnie chłopak.
- Co? Spieprzaj śmierdzielu! - skierowałam się do Stephena. - To mój kuzyn.
- Aw, Ashley, słonko, zepsułaś to, ja chciałem wzbudzić w Niallu trochę zazdrości.
Zauważyłam, jak blondyn przewraca oczami.
- Daj sobie już spokój, twoje żarty i tak są zawsze na poziomie dziecka w przedszkolu, sorry stary.
- Zapomnij.
Więc chodziliśmy po galerii (poprosiłam dziadka wcześniej o trochę kasy), nieustannie się śmiejąc, odwiedzając różne sklepy i przymierzając dziwne akcesoria.
- Zgłodniałam - wyznałam po czasie.
Skierowaliśmy się więc w stronę alejki z restauracjami i kawiarenkami.
- Zajmę miejsce. Weźcie mi małe frytki, jakiegoś cheeseburgera i herbatę. Ale gorącą, nie mrożoną.
- Kurwa, Ashley, tylko ty potrafisz zamówić fast foody i herbatę na ciepło - krzyknął z iskierkami w oczach brunet.
Niall przyszedł pierwszy, przynosząc przy okazji tacę z moim jedzeniem. Wsunął się na miejsce obok mnie.
- Szczerze? Nie znałem cię od tej strony... - wyznał. - Znałem cię od kłótliwej strony, ale nie od sarkastycznej strony.
Spojrzałam na kuzyna, który wciąż wiercił się przy kasie, zatrzymując kolejkę i zapewne nadal zastanawiając się, co wybrać.
- Nie przebywamy za dużo w swoim towarzystwie. - Wzruszyłam ramionami, ze wzrokiem skierowanym na tacę.
- To prawda. Bo kiedy już przebywamy, robi się jakoś poważnie. A teraz... To chyba zasługa Stephena. On jest zdecydowanie definicją beztroski - zaśmiał się.
- Taa - przyznałam.
Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo chłopak właśnie do nas dołączył, marudząc coś o "niecierpliwej babie z kolejki", która za nim stała i "pieprzyła coś o niewychowaniu".
- Tak w ogóle skąd się znacie? - spytałam, gdy przełknęłam ostatni kęs bułki posypanej sezamem.
- Jego tata, a twój wujo, jak się okazuje, zgarnął mnie kiedyś na posterunek.
- Za? - Wytrzeszczyłam oczy.
- Hej, to akurat była wina Harry'ego. No więc poznaliśmy się właśnie tam, Stephen bawił się w sekretareczkę.
- W niezwykle pociągającą sekretareczkę. - Poruszył brwiami. - Ehh, potrzebowałem kasy. A nasz farbowany kolega uznał mnie za laskę i zaczął sypać słabymi tekstami na podryw.
- Sekretarki to zazwyczaj kobiety, a ty miałeś wtedy długie włosy!
- Myślałam, że to my poznaliśmy się w chory sposób - rzekłam do Nialla.
- Nie wierz mu, to kłamca
Kiedy przekraczaliśmy drzwi Plazy, napisałam do Nialla, gdzie mam go szukać. Odpisał, że będzie czekał przy fontannie. Rozdzieliliśmy się ze Stephenem; ja poszłam w prawo, on w lewo.
Po jakichś pięciu minutach znalazłam blondyna siedzącego na ławce, z łokciami na kolanach i piszącego coś na telefonie.
Podeszłam do niego i zrobiłam dokładnie to, co zrobił kiedyś Harry. Czyli stanęłam tak blisko, aby mógł zobaczyć moje buty przed swoimi oczami.
- Ashley. - Uniósł głowę.
- Hej, Niall. - Usiadłam obok niego.
- Będziemy mieć towarzystwo.
- Hm? - mruknęłam, bo nie wiedziałam dokładnie kogo ma na myśli.
Jednak już sekundę później usłyszałam znajomy głos.
- Udało mi się wyrwać!!
Jednak zamiast Nialla odpowiedziałam ja.
- Co ty odwalasz!?
- C-co ty tu... - Dopiero teraz mnie dostrzegł.
- Znacie się? - zagadnął Niall.
- Jesteśmy... - zaczęłam.
- ...Parą - skończył za mnie chłopak.
- Co? Spieprzaj śmierdzielu! - skierowałam się do Stephena. - To mój kuzyn.
- Aw, Ashley, słonko, zepsułaś to, ja chciałem wzbudzić w Niallu trochę zazdrości.
Zauważyłam, jak blondyn przewraca oczami.
- Daj sobie już spokój, twoje żarty i tak są zawsze na poziomie dziecka w przedszkolu, sorry stary.
- Zapomnij.
Więc chodziliśmy po galerii (poprosiłam dziadka wcześniej o trochę kasy), nieustannie się śmiejąc, odwiedzając różne sklepy i przymierzając dziwne akcesoria.
- Zgłodniałam - wyznałam po czasie.
Skierowaliśmy się więc w stronę alejki z restauracjami i kawiarenkami.
- Zajmę miejsce. Weźcie mi małe frytki, jakiegoś cheeseburgera i herbatę. Ale gorącą, nie mrożoną.
- Kurwa, Ashley, tylko ty potrafisz zamówić fast foody i herbatę na ciepło - krzyknął z iskierkami w oczach brunet.
Niall przyszedł pierwszy, przynosząc przy okazji tacę z moim jedzeniem. Wsunął się na miejsce obok mnie.
- Szczerze? Nie znałem cię od tej strony... - wyznał. - Znałem cię od kłótliwej strony, ale nie od sarkastycznej strony.
Spojrzałam na kuzyna, który wciąż wiercił się przy kasie, zatrzymując kolejkę i zapewne nadal zastanawiając się, co wybrać.
- Nie przebywamy za dużo w swoim towarzystwie. - Wzruszyłam ramionami, ze wzrokiem skierowanym na tacę.
- To prawda. Bo kiedy już przebywamy, robi się jakoś poważnie. A teraz... To chyba zasługa Stephena. On jest zdecydowanie definicją beztroski - zaśmiał się.
- Taa - przyznałam.
Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo chłopak właśnie do nas dołączył, marudząc coś o "niecierpliwej babie z kolejki", która za nim stała i "pieprzyła coś o niewychowaniu".
- Tak w ogóle skąd się znacie? - spytałam, gdy przełknęłam ostatni kęs bułki posypanej sezamem.
- Jego tata, a twój wujo, jak się okazuje, zgarnął mnie kiedyś na posterunek.
- Za? - Wytrzeszczyłam oczy.
- Hej, to akurat była wina Harry'ego. No więc poznaliśmy się właśnie tam, Stephen bawił się w sekretareczkę.
- W niezwykle pociągającą sekretareczkę. - Poruszył brwiami. - Ehh, potrzebowałem kasy. A nasz farbowany kolega uznał mnie za laskę i zaczął sypać słabymi tekstami na podryw.
- Sekretarki to zazwyczaj kobiety, a ty miałeś wtedy długie włosy!
- Myślałam, że to my poznaliśmy się w chory sposób - rzekłam do Nialla.
- Nie wierz mu, to kłamca
- Jak wy się poznaliście? - zagadnął tym razem Stephen.
Wymieniliśmy z Niallem szybkie spojrzenie.
- My... Um.. - zaczęłam.
- Poznaliśmy się w...
- Zaraz zacznę myśleć, że Niall był w klubie dla gejów, a ty tam sprzątałaś i postanowił dla ciebie zmienić orientację. No wiesz, jako sekretarka go pociągałem.
Niall udał, że krztusi się piciem, po czym opluł nim Stephena.
- Niall, porąbało cię!?
- Poznaliśmy się w dzieciństwie - sprostowałam, choć nie sądzę, by kuzyn mnie słuchał. Był zbyt zajęty wycieraniem się serwetką i patrzeniem krzywo na blondyna, który zwijał się ze śmiechu.
Bo po co mu mówić o tym barze? Po co znów wyciągać przeszłość? Prędzej czy później i tak sama to zrobię.
- Idziemy do jeszcze jakiegoś sklepu?
- Tak. Widziałem w Vans takie urocze buty w kwiatki, muszę je mieć.
- Nazywasz gejem mnie! - zaśmiał się Niall. - Trzeba by powiedzieć o tych butach Lou - zwrócił się do mnie.
- To dziecko nie opuszczałoby ich na krok - odparłam.
- Pośpieszcie się z tymi waszymi wywodami, albo was tu zostawię.
- Już idziemy - mruknął Niall.
Wymieniliśmy z Niallem szybkie spojrzenie.
- My... Um.. - zaczęłam.
- Poznaliśmy się w...
- Zaraz zacznę myśleć, że Niall był w klubie dla gejów, a ty tam sprzątałaś i postanowił dla ciebie zmienić orientację. No wiesz, jako sekretarka go pociągałem.
Niall udał, że krztusi się piciem, po czym opluł nim Stephena.
- Niall, porąbało cię!?
- Poznaliśmy się w dzieciństwie - sprostowałam, choć nie sądzę, by kuzyn mnie słuchał. Był zbyt zajęty wycieraniem się serwetką i patrzeniem krzywo na blondyna, który zwijał się ze śmiechu.
Bo po co mu mówić o tym barze? Po co znów wyciągać przeszłość? Prędzej czy później i tak sama to zrobię.
- Idziemy do jeszcze jakiegoś sklepu?
- Tak. Widziałem w Vans takie urocze buty w kwiatki, muszę je mieć.
- Nazywasz gejem mnie! - zaśmiał się Niall. - Trzeba by powiedzieć o tych butach Lou - zwrócił się do mnie.
- To dziecko nie opuszczałoby ich na krok - odparłam.
- Pośpieszcie się z tymi waszymi wywodami, albo was tu zostawię.
- Już idziemy - mruknął Niall.
Patrzyłam właśnie na jakiś plecak, a Stephen kilka metrów dalej rozmawiał ze sprzedawcą. Podskoczyłam, usłyszawszy bardzo blisko mojego lewego ucha niski, roześmiany głos:
- Zwiewamy mu?
Rzuciłam szybkie spojrzenie w stronę bruneta.
- Dobra.
- Zwiewamy mu?
Rzuciłam szybkie spojrzenie w stronę bruneta.
- Dobra.
Siedzieliśmy na ławce naprzeciwko galerii i rozmawialiśmy o tym, jak te wakacje szybko mijają. Ja miałam loda, a Niall skończył swojego wcześniej. Nagle mój telefon zawibrował w kieszeni. Na ekranie wyświetlił się napis: "babcia". Oops.
- Halo?
- Dzwonię, by spytać co u was. Gdzie jesteście?
- Yy, jesteśmy przy galerii Grand Plaza... W parku..
- Miło spędzacie czas?
- Taak. - Spojrzałam zdezorientowana na Nialla, który wiązał sznurówki butów.
- Kochanie, możesz dać mi Stephena? Chciałam go o coś prosić.
- Um, nie ma go tu teraz.
- Jak to? Jesteś tam sama?
Niall spoglądał na mnie zainteresowany i skupiony.
- Poszedł kupić nam lody - wyparowałam.
- Oh, ale to naprawdę ważne. No cóż, poczekam. Więc gdzie byliście? - spytała pogodnie babcia.
Nie byłoby sensu biec teraz do Plazy i szukać chłopaka, który mógł być wszędzie. Dlatego improwizowałam.
- Oo babciu, Stephen właśnie wraca! Ja nie znam tych wszystkich miejsc, dlatego on ci to wyjaśni - powiedziałam i wcisnęłam blondynowi do ręki telefon, uprzednio włączając głośnomówiący.
________________________________________________________________
Hej! Rozdział miał być wcześniej, w zasadzie miałam go napisanego już dokładnie dzień po opublikowaniu ostatniego rozdziału, ale coś słabo idzie wam z jakimkolwiek okazywaniem, że przeczytaliście. To naprawdę przykre, bo czuję jakbym pisała dla pięciu osób(?) które i tak nie wiadomo czy wszystko dokładnie przeczytały. I jeżeli chcecie wiedzieć, to tak, mam już kawałek następnego rozdziału i pomysł na niego.
Proszę Was, wiadomość, że czytacie jest naprawdę motywująca.
PISZCIE JEŻELI CHCECIE BYĆ INFORMOWANI!!