czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział dwudziesty szósty. 'Tylko ty potrafisz zamówić fast foody i herbatę na ciepło'

- Ashley? - usłyszałam sugestywny ton, gdzieś kilka metrów dalej. Głos należał do mojej babci.
- Hmm? - mruknęłam nie otwierając oczu.
- Ashley! Niall!
I to był moment, kiedy wręcz podskoczyłam. I ktoś pode mną też. A cały czas byłam śmiertelnie przekonana, że moja twarz wbita jest w poduszkę. W niezwykle miękką i ciepłą poduszkę. Nie w klatkę piersiową.
Chociaż nie leżałam już całkowicie na Niallu, bo w nocy zdążyłam się zsunąć, nadal byłam w niego wtulona. Szybko usiadłam i spojrzałam na babcię, której brwi były wysoko uniesione.
- Czekam w kuchni. Za góra 10 minut oczekuję cię tam.
I wyszła.
Spojrzałam na Nialla, który wciąż gapił się w punkt, gdzie zniknęła.
- Mam przerąbane. - Schowałam twarz w dłoniach.
- Pogadam z nią - zasugerował.
- Nie! Nie. Ty idź do domu. Jak zaczniesz z nią gadać, wkurzy się jeszcze bardziej.
- Umm dobra. Dzięki za przenocowanie. I powodzenia.
Wyszedł - tak jak wszedł: oknem. Niechętnie podniosłam się z łóżka. Znów zrobiło mi się okropnie zimno. Podreptałam do kuchni, przeczuwając burzę wiszącą tuż nade mną. Albo raczej przede mną, za progiem kuchni.
- Przyszłam - oznajmiłam.
Że też akurat dziś zachciało jej się wchodzić do mojego pokoju tak wcześnie. No właśnie - czego mogła chcieć? Dopiero siódma...
- Zatem usiądź.
Zrobiłam co kazała.
- Nie wiem, co ten chłopak tu robił, ani nie chcę wiedzieć. Chciałam tylko ci oznajmić, że nie życzę tu sobie żadnego seksu. Ja się przed twoją matką nie będę tłumaczyć. Pamiętaj.
- Dobrze... - powiedziałam lekko zirytowana.
Zaczęła patrzeć na mnie wyczekująco.
- Co? - mruknęłam.
Jej wzrok wciąż był we mnie wbity, ale się nie odzywała.
- Nie robiliśmy tego, okej!? - krzyknęłam.
Babcia tylko westchnęła.
- Co robiłaś w moim pokoju? - zainteresowałam się, mówiąc już spokojnie. Ułożyłam swoje dłonie płasko na blacie stołu.
- Nigdy nie zastanawiałaś się, czemu każdego ranka twoje okno było uchylone, a powietrze w pokoju świeże, gdy się budziłaś?
Szlag. Rzeczywiście... Od zawsze zamykałam na noc okno, bo nienawidziłam budzić się pogryziona przez komary. Chyba przez to, że nie spędzam całego mojego czasu na czytaniu książek, poziom mego sprytu spadł...
- Jesteś na mnie zła? - Spojrzałam jej w oczy.
- Nie. Jedynie z lekka zawiedziona.
- ...On mnie poprosił o pomoc, babciu. Tak jak sam mi kiedyś pomógł. I... Przepraszam cię za wszystko. Bo jestem tu dopiero miesiąc, a zdążyłam narobić tyle szkód, co ktoś inny przez rok.
Babcia w zamyśleniu patrzyła z nikłym uśmiechem w jeden punkt.
- Też byłam taka jak ty, wiesz? Zbuntowana. To chyba dobre określenie.
- Nie chcę być zbuntowanaaaa - wymamrotałam. - Nie jestem zbuntowana. Jestem tylko trochę zagubiona. I wciąż szukam siebie. Ale tej prawdziwej siebie. Nie tej, której wszyscy tak bardzo pragną.
- I to jest fair - odpadła kobieta. - Ale proszę, postaraj się to robić w sposób, którym nie zranisz ani siebie, ani innych.
- Postaram się.
Babcia się uśmiechnęła.
- Ty nadal go trzymasz w tym swoim pokoju? - zaśmiała się.
- Nie - powiedziałam zażenowania.
- Młodzież... Chcecie być dorośli, choć potrzebujecie tego, co dzieci. Potrzebujecie poczucia, że ktoś się wami opiekuje, że ktoś nad wami czuwa. No nic. Zjedz jakieś śniadanie. Jedziemy dzisiaj do ciotki Charlotte. I ubierz się ładnie.
Pokiwałam głową.
- I jeszcze jedno.
- Tak? - spytałam.
- Nie powiem dziadkowi. I dobrze wiesz, że zawsze uważałam Nialla za dobrego chłopaka. Ale jak związki, to z głową, okej?
CO.
- Nie mam zamiaru pakować się w żadne związki. A na pewno nie z nim! Idę się ubierać i proszę cię, każdy, tylko nie on - rzekłam wychodząc z kuchni.
Na odchodnym usłyszałam jeszcze: "Twoje czyny przeczą słowom", ale postanowiłam to zignorować.

Siedziałam w aucie, słuchając muzyki. I gdy skończyła się piosenka Bad Romance Lady Gagi, usłyszałam akordy gitary.
"Cause everything starts from something, but something would be nothing, nothing if your heart didn't dream with me"
Ściągnęłam tą piosenkę po tym, co Tori mi mówiła. Zaczęłam ją nucić. I pomyślałam o Niallu. Chcieliśmy innego życia, zmiany. Odważyliśmy się o tym marzyć. Ta nienawiść zaczęła się lata temu. I z tak wielkiego uczucia, jakim była, przerodziła się w nic. Uleciała w powietrze. I tak jest dobrze. Wciąż dziwnie, ale dobrze.
Wzięłam tą piosenkę jak ją dostałam i nadałam jej swój własny sens. W jej słowach zapisałam swoją historię, swój odbiór. To piękne, co można robić z muzyką.

Siedziałam cicho przy stole, znudzona do granic. Naprzeciw siedział mój kuzyn, Stephen; wystukiwał na stole monotonny rytm. W sumie wydawał się być zniecierpliwiony. Dogadywaliśmy się, nasze relacje były na poziomie normalnego rodzeństwa, ale przy dorosłych to zdawało się niezręczne,  więc żadne z nas nic nie mówiło. Cóż, nasze rozmowy zawsze schodziły na dziwne tematy. A Stephen był wyraźnie czymś zaabsorbowany, bo nie zaprosił mnie do swojego pokoju. Jego oczy wpatrzone były w obrus, a czekoladowa grzywka opadała na czoło. W pewnej chwili dostałam sms-a. Dyskretnie wyjęłam z kieszeni telefon, ponieważ moją babcię zawsze denerwowało, gdy ktoś używał telefonu przy stole.
Niall: "Jak z babcia? :)"
Postanowiłam sobie z niego pożartować.
Ja: "Zle:(((((("
Niall: "Co mowila?"
Ja: "Masz zakaz uprawiania ze mna seksu:((((((("
Niall: "Ludzie, czemu ja sie z Toba zadaje, myslalem, ze byla wsciekla czy cos, ze zadzwonila do Twojej matki....."
Ja: "Tez myslalam, ze bedzie, ale nie byla jakos przesadnie. Za to ty mozesz miec zalobe, bo jak juz pisalam, masz zakaz:(((((((((((((((("
Niall: "Przestan byc taka sarkastyczna, probuje byc mily. Gdzie jestes?"
Ja: "U cioci ew. Gdzies w Killucan"
Niall: "Wtf jak to. Tez tu jestem. Przyjechalem do kumpla, ale okazalo sie, ze zjezdza mu sie rodzina i musial spadac do domu, bo ma surowa matke, a ja skonczylem szwedajac sie po galerii, bo nie chce wracac do domu"
Ja: "A ja tu zdycham i strasznie sie nudze"
Niall: "Wiesz gdzie jest Grand Plaza?"
Ja: "Kiedys tam bylam"
Niall: "Masz ochote powloczyc sie ze mna?;)"
Ja: "Raczej nie wyjdzie. Dziadkowie za nic w swiecie by sie nie zgodzili, gdybym oznajmila, ze chce isc do Plazy. A gdyby babcia wiedziala, ze jeszcze z toba to woah, w jej glowie bylyby rozne rzeczy:)))))))"
Niall: "Jak cos wymyslisz to daj znac"
Ja: "Okej x"
Potem szybkim ruchem schowałam telefon do kieszeni. Zauważyłam wzrok babci na mojej dłoni, więc udałam, że pocieram swoje udo.
Teraz i ja zaczęłam wystukiwać różne melodie na blacie.
- Dzieci, możecie przestać? Przepraszam, ale to irytujące - powiedziała ciotka Charlotte.
Więc przestaliśmy. Stephen odchylił się na oparcie krzesła i spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami. Nagle je zmrużył.
- Ash, pokazać ci miasto? - spytał.
Bez chwili namysłu odparłam:
- Nie mam ochoty, sorry.
- Oh Ashley, to trochę niegrzeczne z twojej strony - skarciła mnie babcia.
Przewróciłam oczyma.
- Ashley. - Stephen wciąż naciskał.
Przechyliłam głowę na jedną stronę, marszcząc brwi.
- Dobra - westchnęłam.
Nie miałam najmniejszej ochoty łazić z nim po tym mieście.
Wzięłam z wieszaka moją jeansową kurtkę, bo było mi zimno; Stephen zabrał swoją ramoneskę i wyszliśmy.
- Słuchaj, widziałem, że chcesz się stąd wyrwać, dlatego cię wyciągnąłem. Nie mam zamiaru oprowadzać cię po mieście, które i tak widziałaś. Miałem spotkać się z przyjacielem, ale mama kazała mi koniecznie być. Jej nie obchodzi to, że mam 18 lat, ją obchodzi to,  że mieszkam pod jej dachem i dopóki nie znajdę sobie mieszkania, żyję na jej zasadach. Możesz iść ze mną, ale równie dobrze możesz powłóczyć się po mieście sama.
- Jesteś moim wybawieniem Stephen, naprawdę. W zasadzie chciałam spotkać się z kimś w Grand Plazie.
- Czyli idziemy tam razem.
I poszliśmy, oboje na tyle głupi, żeby nie zorientować się o pewnym fakcie.
Kiedy przekraczaliśmy drzwi Plazy, napisałam do Nialla, gdzie mam go szukać. Odpisał, że będzie czekał przy fontannie. Rozdzieliliśmy się ze Stephenem; ja poszłam w prawo, on w lewo.
Po jakichś pięciu minutach znalazłam blondyna siedzącego na ławce, z łokciami na kolanach i piszącego coś na telefonie.
Podeszłam do niego i zrobiłam dokładnie to, co zrobił kiedyś Harry. Czyli stanęłam tak blisko, aby mógł zobaczyć moje buty przed swoimi oczami.
- Ashley. - Uniósł głowę.
- Hej, Niall. - Usiadłam obok niego.
- Będziemy mieć towarzystwo.
- Hm? - mruknęłam, bo nie wiedziałam dokładnie kogo ma na myśli.
Jednak już sekundę później usłyszałam znajomy głos.
- Udało mi się wyrwać!!
Jednak zamiast Nialla odpowiedziałam ja.
- Co ty odwalasz!?
- C-co ty tu... - Dopiero teraz mnie dostrzegł.
- Znacie się? - zagadnął Niall.
- Jesteśmy... - zaczęłam.
- ...Parą - skończył za mnie chłopak.
- Co? Spieprzaj śmierdzielu! - skierowałam się do Stephena. - To mój kuzyn.
- Aw, Ashley, słonko, zepsułaś to, ja chciałem wzbudzić w Niallu trochę zazdrości.
Zauważyłam, jak blondyn przewraca oczami.
- Daj sobie już spokój, twoje żarty i tak są zawsze na poziomie dziecka w przedszkolu, sorry stary.
- Zapomnij.
Więc chodziliśmy po galerii (poprosiłam dziadka wcześniej o trochę kasy), nieustannie się śmiejąc, odwiedzając różne sklepy i przymierzając dziwne akcesoria.
- Zgłodniałam - wyznałam po czasie.
Skierowaliśmy się więc w stronę alejki z restauracjami i kawiarenkami.
- Zajmę miejsce. Weźcie mi małe frytki, jakiegoś cheeseburgera i herbatę. Ale gorącą, nie mrożoną.
- Kurwa, Ashley, tylko ty potrafisz zamówić fast foody i herbatę na ciepło - krzyknął z iskierkami w oczach brunet.
Niall przyszedł pierwszy, przynosząc przy okazji tacę z moim jedzeniem. Wsunął się na miejsce obok mnie.
- Szczerze? Nie znałem cię od tej strony... - wyznał. - Znałem cię od kłótliwej strony, ale nie od sarkastycznej strony.
Spojrzałam na kuzyna, który wciąż wiercił się przy kasie, zatrzymując kolejkę i zapewne nadal zastanawiając się, co wybrać.
- Nie przebywamy za dużo w swoim towarzystwie. - Wzruszyłam ramionami, ze wzrokiem skierowanym na tacę.
- To prawda. Bo kiedy już przebywamy, robi się jakoś poważnie. A teraz... To chyba zasługa Stephena. On jest zdecydowanie definicją beztroski - zaśmiał się.
- Taa - przyznałam.
Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo chłopak właśnie do nas dołączył, marudząc coś o "niecierpliwej babie z kolejki", która za nim stała i "pieprzyła coś o niewychowaniu".
- Tak w ogóle skąd się znacie? - spytałam, gdy przełknęłam ostatni kęs bułki posypanej sezamem.
- Jego tata, a twój wujo, jak się okazuje, zgarnął mnie kiedyś na posterunek.
- Za? - Wytrzeszczyłam oczy.
- Hej, to akurat była wina Harry'ego. No więc poznaliśmy się właśnie tam, Stephen bawił się w sekretareczkę.
- W niezwykle pociągającą sekretareczkę. - Poruszył brwiami. - Ehh, potrzebowałem kasy. A nasz farbowany kolega uznał mnie za laskę i zaczął sypać słabymi tekstami na podryw.
- Sekretarki to zazwyczaj kobiety, a ty miałeś wtedy długie włosy!
- Myślałam, że to my poznaliśmy się w chory sposób - rzekłam do Nialla.
- Nie wierz mu, to kłamca
- Jak wy się poznaliście? - zagadnął tym razem Stephen.
Wymieniliśmy z Niallem szybkie spojrzenie.
- My... Um.. - zaczęłam.
- Poznaliśmy się w...
- Zaraz zacznę myśleć, że Niall był w klubie dla gejów, a ty tam sprzątałaś i postanowił dla ciebie zmienić orientację. No wiesz, jako sekretarka go pociągałem.
Niall udał, że krztusi się piciem, po czym opluł nim Stephena.
- Niall, porąbało cię!?
- Poznaliśmy się w dzieciństwie - sprostowałam, choć nie sądzę, by kuzyn mnie słuchał. Był zbyt zajęty wycieraniem się serwetką i patrzeniem krzywo na blondyna, który zwijał się ze śmiechu.
Bo po co mu mówić o tym barze? Po co znów wyciągać przeszłość? Prędzej czy później i tak sama to zrobię.
- Idziemy do jeszcze jakiegoś sklepu?
- Tak. Widziałem w Vans takie urocze buty w kwiatki, muszę je mieć.
- Nazywasz gejem mnie! - zaśmiał się Niall. - Trzeba by powiedzieć o tych butach Lou - zwrócił się do mnie.
- To dziecko nie opuszczałoby ich na krok - odparłam.
- Pośpieszcie się z tymi waszymi wywodami, albo was tu zostawię.
- Już idziemy - mruknął Niall.

Patrzyłam właśnie na jakiś plecak, a Stephen kilka metrów dalej rozmawiał ze sprzedawcą. Podskoczyłam, usłyszawszy bardzo blisko mojego lewego ucha niski, roześmiany głos:
- Zwiewamy mu?
Rzuciłam szybkie spojrzenie w stronę bruneta.
- Dobra.

Siedzieliśmy na ławce naprzeciwko galerii i rozmawialiśmy o tym, jak te wakacje szybko mijają. Ja miałam loda, a Niall skończył swojego wcześniej. Nagle mój telefon zawibrował w kieszeni. Na ekranie wyświetlił się napis: "babcia". Oops.
- Halo?
- Dzwonię, by spytać co u was. Gdzie jesteście?
- Yy, jesteśmy przy galerii Grand Plaza... W parku..
- Miło spędzacie czas?
- Taak. - Spojrzałam zdezorientowana na Nialla, który wiązał sznurówki butów.
- Kochanie, możesz dać mi Stephena? Chciałam go o coś prosić.
- Um, nie ma go tu teraz.
- Jak to? Jesteś tam sama?
Niall spoglądał na mnie zainteresowany i skupiony.
- Poszedł kupić nam lody - wyparowałam.
- Oh, ale to naprawdę ważne. No cóż, poczekam. Więc gdzie byliście? - spytała pogodnie babcia.
Nie byłoby sensu biec teraz do Plazy i szukać chłopaka, który mógł być wszędzie. Dlatego improwizowałam.
- Oo babciu, Stephen właśnie wraca! Ja nie znam tych wszystkich miejsc, dlatego on ci to wyjaśni - powiedziałam i wcisnęłam blondynowi do ręki telefon, uprzednio włączając głośnomówiący.

________________________________________________________________
Hej! Rozdział miał być wcześniej, w zasadzie miałam go napisanego już dokładnie dzień po opublikowaniu ostatniego rozdziału, ale coś słabo idzie wam z jakimkolwiek okazywaniem, że przeczytaliście. To naprawdę przykre, bo czuję jakbym pisała dla pięciu osób(?) które i tak nie wiadomo czy wszystko dokładnie przeczytały. I jeżeli chcecie wiedzieć, to tak, mam już kawałek następnego rozdziału i pomysł na niego.
Proszę Was, wiadomość, że czytacie jest naprawdę motywująca.

PISZCIE JEŻELI CHCECIE BYĆ INFORMOWANI!!

piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział dwudziesty piąty. 'Coś niewymuszonego. I dobrego.'

Drogi pamiętniku,
Wiesz jakie to uczucie, kiedy potrzebujesz do kogoś się przytulić i nie masz do kogo? Wiesz jakie to uczucie, gdy samotność rozrywa cię od środka? Wiesz jak to jest, gdy zalewają cię smutne wspomnienia, od których nie możesz się nijak uwolnić? Wiesz jak to jest, gdy czujesz pustkę i masz ochotę płakać, ale masz w sobie tą cholerną pustość więc nic nie płynie? Nie masz komu się wygadać, bo nikt nie zrozumie + nie potrafisz do tego stopnia otworzyć się na ludzi, by mówić im o tym, co cię przerasta?
"Nie załamuję się. Wyłamuję się". Nie wiem co to za cytat, ale zobaczyłam go kiedyś w internecie. To jest dosłowne opisanie moich uczuć. Próbuję utrzymać się na wodzy, by się znów nie załamać i przez to się wyłamuję. Tracę coś z radości, chociaż wcześniej miałam jej mniej. Lub tracę coś z czegoś, czego nigdy nie miałam. Albo... Może jednak trochę miałam. Mało.
Czasem zastanawiam się nad błahostkami, które nie przyszłyby do głowy normalnej osobie. Nazywamy danych ludzi daltonistami, ale może to oni widzą świat poprawnie? Może to oni widzą życie w poprawnych kolorach? Może te 98% ludzi i ja w tym są ślepe i niesłusznie oskarżamy resztę o 'ślepotę barw'? Może tak naprawdę świat jest jednym wielkim złudzeniem? Może ból mieliśmy odbierać jako dobro, ale coś poszło nie tak? Może tak naprawdę szczęście rani? Rani, bo jest chwilowe, znika i pozostawia niedosyt. Poczucie, że zrobiłeś coś nie tak i przez to wymsknęło ci się między palcami - odeszło. I masz tą głupią myśl, że może już nigdy więcej nie wrócić. Ale żyjesz dalej. Musisz stawiać czoła każdemu kolejnemu dniu. To męczące, ale może kiedyś pójdzie łatwiej. Może kiedyś cały świat będzie społeczeństwem nieszczęśliwych daltonistów. Kto wie.

Tak, jestem dziwna. Zawsze taka byłam i jakoś się tym nie przejmuję. Moja głowa to nie tylko plątanina żyłek i nerwów oraz gąbka zwana mózgiem, ale też jeden wielki bałagan.

Dzisiaj drugi dzień sierpnia. Został już tylko miesiąc do końca wakacji. A dopiero się zaczęły. Dopiero co zapoznałam się z Lou, moknęłam z Harrym w centrum miasta i kłóciłam się z Niallem, a tymczasem zdążyło już tyle się wydarzyć - lepszego i gorszego.
Muszę dobrze wykorzystać czas, jaki mi pozostał.
- Dziadku, mogę iść do Lou?
- Jasne. Chcesz jakieś pieniądze? - Nie czekając na odpowiedź sięgnął do portfela.
- Jesteś najlepszy dziadku. - Uśmiechnęłam się i przyjęłam od niego pieniądze, gdy mi je podawał.

- Hej hej, mój ukochany chłopaku, wpuść mnie, proszę - powiedziałam do domofonu.
- Lepiej siedź cicho, bo Harry słucha, moja ukochana dziewczyno - zaśmiał się i już za chwilę usłyszałam charakterystyczny dźwięk, więc pchnęłam drzwi. Wspięłam się na drugie piętro i sekundę później moim oczom ukazał się Louis, a za nim Harry, uśmiechnięty, lecz jego usta przypominały bardziej skrzywione.
- Nie w porę? O kurde, chyba wam nie przerwałam, co? - Zaczęłam śmiać się pod nosem w połowie nerwowo, bo w sumie nie miałam  pewności, że nie.
- Ha, ha, ha. - Harry się naburmuszył, zzieleniał i pobiegł do łazienki.
- Zatrucie pokarmowe. Opiekuję się nim - wyjaśnił Louis.
Pokiwałam głową.
- Mięty?
- Nie lubię miętowej herbaty - odrzeklam.
- Czy jest coś, co ty lubisz?
- Jaśminowa jest przepyszna!
- Obawiam się, że takowej nie posiadam. Czekaj, pójdę sprawdzić co z Harrym. Od rana wymiotuje. Ty możesz włączyć czajnik elektryczny.
- Okej.

Siedzieliśmy w trójkę pijąc herbatę: ja zieloną, Louis czarną, a Harry miętową.
"Nie załamuję się. Wyłamuję się" - śmignęło mi w głowie.
- Hej Loueh?
- Taaak, moja ukochana dziewczyno? - Uśmiechnął się.
- Masz tu wifi, prawda?
- "Harreh5937" - podyktował od razu hasło.
- Dzięki i aw - powiedziałam wyciągając z kieszeni telefon.
Oni kontynuowali oglądanie jakiegoś show, a ja połączyłam się z internetem. Poczułam potrzebę sprawdzenia, czy ktoś zauważył moje zniknięcie z twittera jakiś rok temu, chociaż zapewne nie.
"3 nowe interakcje" - zobaczyłam.
Odpowiedzi na "dobranoc".
Wow, oczekiwałam 0.
Potrafiłam uzależnić się od wielu rzeczy, ale tak samo szybko się oduzależnić. Spędzałam kiedyś sporo czasu na twitterze, ale - tak jak mówiłam Tori - wkrótce  mi przeszło. Byłam uzależniona od książek, myślałam, że zostanie mi tak już na zawsze, ale to też minęło.
Mam tylko jedno beznadziejne uzależnienie. Kiedy przywiązuję się do ludzi, nigdy nie potrafię nad tym zapanować, a potem cierpię. Zbyt szybko przyzwyczajam się do ich obecności, dotyku czy zapachu. A potem nie potrafię się od nich oduzależnić. Na przykład mój tata. Boję się też, że gdy wyjadę, mój kontakt z Lou czy Harrym się urwie. To naprawdę beznadziejne i okropne uczucie.
"Chcę wieczności a zarazem pragnę to wszystko skończyć" - zatweetowalam.
Chcę nieskończonej, prawdziwej przyjaźni, bo jej potrzebuję, ale czasami mam ochotę skoczyć z mostu - tak po prostu - i zapomnieć. Zapomnieć o tych wszystkich problemach...
Zmarszczyłam brwi, wylogowując się z portalu.
- Chłopaki?
- Tak, Ley? - odparł Harry.
- Gdy już wyjadę... Nadal będzie tak jak jest teraz? - spytałam wciskając swój palec w zgięcie łokcia Loczka.
- Jasne, że tak, kochanie. I hej, nie podrywaj mojego chłopaka! - krzyknął z szerokim uśmiechem na twarzy Lou.
- Spokojnie, Lou, jestem zainteresowany tylko tobą - mruknął cicho Harry.
- Hej czy ja nie byłam przypadkiem przed chwilą twoją dziewczyną? - Uniosłam brew.
- Zawsze nią będziesz, Ash. Będziemy mieli potajemne romanse kiedy już pobierzemy się z Harrym - powiedział i chyba właśnie dotarło do niego co uwolniło się z jego własnych ust.
Harry zaczął patrzeć w niego jak w obrazek z szeroko otwartymi oczyma, w których dostrzegłam iskierki, i uchylonymi ustami.
Louis przygryzł wargę i próbował ukryć uśmiech.
Byłoby niegrzecznym i nie na miejscu pytać teraz o to, czemu nie mieszkają razem, prawda?
Chłopcy wciąż się na siebie patrzyli, kiedy nagle Harry zzieleniał, wstał i wybiegł z pokoju.
Policzki Lou zrobiły się malinowe.
- Loueeeh?
- Tak Ashley?
- Kocham cię - powiedziałam i wtuliłam nos w jego klatkę piersiową.
- A ja kocham ciebie - odpowiedział i pogładził moje włosy.
- Masz zamiar mu się oświadczyć? - zachichotałam w jego koszulkę.
- Kiedyś na pewno.
- Chyba powinnam już was zostawić. - Podniosłam głowę do góry i spojrzałam my w oczy.
- Odwieźć cię?
- Spokojnie, dotarłam tu autobusem to w drugą stronę też dam radę. Cześć Lou!
- Cześć Ash.
Zapukałam w drzwi łazienki.
- Harry?
Chwilę potem chłopak wyszedł.
- Wracaj do hm zdrowia.
- Dziękuję. - Uśmiechnął się.
- Do zobaczenia!
- Pa - odparli naraz.


Kiedy znalazłam się w domu, od razu rzuciłam się na łóżko. Każdy ma kogoś, kto się nim opiekuje. Tylko nie ja. To prawda, mam dziadków i chłopców, ale jakby nie patrzeć - nie zmienia to faktu, że jestem sama.
Było już po trzeciej.
- Babciu, pomóc ci w czymś?
- Mogłabyś rozwiesić pranie.
Tak więc wzięłam miskę z mokrymi ubraniami i wyszłam na dwór. Potem jeszcze pomogłam w kuchni i poszłam do sklepu. Takim sposobem zrobił się wieczór.
Siedząc na dworze porozmawiałam z Tori przez telefon. Wyjechała w góry.
A potem po prostu się wykąpałam i zakopałam pod kołdrą.

Wtem usłyszałam pukanie. Energicznie usiadłam i zaczęłam panikować.
Zauważyłam, że wyświetlacz mojego telefonu na chwilę się rozjaśnił. Wiedząc, że moje rolety są zaciągnięte, na palcach podeszłam do biurka i kliknęłam na kopertę na wyświetlaczu.
"Możesz oddać mi przysługę?"
Niall.
Westchnęłam i podeszłam do okna, otwierając je.
- O co chodzi? - spytałam odsuwając się trochę, by mógł wejść.
- Powiem ci wszystko, jeżeli pozwolisz mi u siebie zostać na noc.
Niepewnie pokiwałam głową.
- Siadaj - wskazałam ręką na krzesło.
Sama usiadłam na drugim, ówcześnie zapalając lampkę i podciągnęłam kolana pod brodę.
- Moi rodzice postanowili wrócić do domu. Słuchaj... To jest chyba ten moment, kiedy muszę się przed tobą otworzyć, a nie myślałem, że ten moment nadejdzie tak szybko. Gdyby ktoś mi to powiedział miesiąc temu, w ogóle bym nie uwierzył. No dobra... Moi rodzice wiecznie siedzą w pracy. Mają hotel jakieś dwie godziny stąd. Kiedy już kończą pracę, jadą sobie do jakiegoś klubu czy czegoś i tak szczerze mam w dupie gdzie jeszcze. I tak jest od kilku lat. Bo uznali, że jestem im zbędny, że im tyko przeszkadzam a oprócz tego często sprawiam problemy i pakuję się w gówna typu narkotyki, co z tego, że to trwało trzy miesiące, przecież oni nie zważają na czas, tylko na fakt. Tak więc, dzisiaj postanowili wrócić. I tak jakby się z nimi pokłóciłem.
- "Tak jakby"? - powtórzyłam jego słowa, dając mu tym do zrozumienia, że chcę, by to rozwinął.
- ...Wparowali do domu znikąd, kłócąc się o jakieś gówno. A jak mnie zobaczyli, zaczęli mnie w to wciągać. Wyszło tak, że osądzili mnie o rzeczy, których nawet nie zrobiłem. Więc wrzuciłem im, jakie to chore, że zostawiają dom pod moją opieką. Skończę osiemnaście lat za ponad miesiąc, to nawet nie jest legalne! Powiedziałem im, że mam dosyć ich nienormalnych wyjazdów i Bóg wie jeszcze jakich wymysłów. A potem po prostu wyszedłem. Bo ucieczka czasem jest lepszym wyjściem niż ustatkowanie się w cierpieniu. Przepraszam. Wiesz za co.
- Wiem... Ale chcę to od ciebie usłyszeć...
- Przepraszam, że wypominałem ci, że ucieczka jest dla tchórzów. Jest raczej dla silnych, bo oni mieli odwagę się na nią zdecydować. Pragnęli coś zmienić. Zmieńmy coś, Ash. - Ostatnie zdanie wypowiedział proszącym tonem.
Pokiwałam wolno głową.
Podniosłam się ze swojego miejsca, podreptałam do łóżka i usiadłam na jego krańcu.
- Możemy już iść spać? - Potarłam dłońmi oczy.
- Tak - odparł wstając i idąc w moją stronę.
Położyłam się na boku, tak, że kiedy położy się obok mnie, będę odwrócona do niego plecami.
- I zgaś lampkę - mruknęłam sennie.
Pokój omiotła zupełna ciemność. Poczułam jak łóżko się ugina i tuż za chwilę mój kark ogarnęła gęsia skórka. Starałam się oddychać w normalnym tempie, ale chyba dało się wychwycić mój ciężki niczym ołów oddech.
Uczucie skrępowania z czasem przeszło. I kiedy już w jakimś stopniu odpływałam w sen, poczułam jak za tasiemkę spodni od mojej piżamy wsuwa się palec. Momentalnie przewróciłam się na plecy, a ręka przylgnęła płasko rozłożona na dole mojego kręgosłupa pod koszulką.
- W moim łóżku śpisz na moich zasadach - burknęłam.
Jego oczy - choć było ciemno, wyraźnie się śmiały.
- Wykorzystam to jako argument przeciwko tobie, jak kiedyś przyjdziesz spać do mnie - wyszeptał mi zadowolony do ucha.
- Niall - warknęłam.
Chłopak zabrał rękę i podłożył ją sobie pod głowę.
- Dobranoc - szepnął.
- Umm, czekaj.
- Hm?
- Mogę ci zadać jedno pytanie?
- Jedno pytanie i idziemy spać - zgodził się.
To znaczy, że mogłam zadać dowolne pytanie. Dowolne. I nie wiem czemu, ale wybrałam akurat to.
- Skąd jest ten x, który masz na palcu?
- No więc.. Jest tam specjalnie. X to niewiadoma, jak w matematyce. Moje życie to też niewiadoma. To pas ciągłych zagadek, niepowodzeń i zmian. I nie ma niczego stałego. Rodzice - nie. Przyjaciele - gdy zacznie się rok szkolny wyjadą. Nie mam dziewczyny. W sumie chyba nie chciałbym jej mieć bo po co mi osoba, której miałbym nie darzyć żadnym uczuciem? Nie mam pojęcia co wydarzy się chociażby jutro. Nie mam pojęcia co wydarzy się za chwilę... - powiedział już ciszej.
- Rozumiem - odparłam równie cicho.
A potem nic już nie mówiłam, bo jakimś sposobem usunęłam, nawet tego nieświadoma.

Obudziłam się w środku nocy wstrząśnięta wielkim dreszczem. Zorientowałam się, że jestem szczelnie okryta kołdrą, za to Niall leży bez niej. A mimo to i tak było mi upiornie zimno.
- Niall? - wychrypiałam.
Nie podziałało. Podniosłam się tak, że stałam na łóżku i chciałam iść po bluzę. Lecz oczywiście coś musiało pójść nie tak. Zachwiałam się, będąc nie do końca przebudzoną i upadłam w poprzek na chłopaka.
- Co robisz? - spytał spokojnie, jakby mój upadek nie zrobił mu różnicy i jakbym dosłownie nic nie ważyła. Może tak było...?
- Ja... Um zimno mi i chciałam iść po bluzę, ale...
- Postanowiłaś, że wolisz sobie na mnie poleżeć?
- Nie, ugh. - Dopiero teraz się z niego zsunęłam. - Tak w ogóle: jak możesz być wciąż taki ciepły, skoro śpisz odkryty? I czemu się nie okryłeś?
- Drżałaś - powiedział, nie dając mi zarazem odpowiedzi na żadne z postawionych pytań. A może jednak?
- Jest mi strasznie zimno.
Naciagnęłam pościel aż po szyję, rezygnując z pomysłu wstania po bluzę.
- Jeśli chcesz, możesz się do mnie przytulić - usłyszałam cichy głos.
Przez chwilę się zawahałam.
- Mogę?
- Chodź. - Rozłożył swoje ramiona.
Wspięłam się na niego tak, że nie dotykałam nawet materaca. Okrył nas kołdrą, lecz i to zdawało się zbędne.  Był ciepły. Cholernie ciepły. Ciepły do tego stopnia, że miałam ochotę wtulić się w niego jeszcze mocniej, o ile by się dało. Przycisnęłam twarz do szyi Nialla, że nawet moje usta stykały się z jego skórą. Przeniósł swoje ręce na moje plecy i je tam zatrzymał.
A jego serce w kółko grało pod moją dłonią. Bez ustanku. Tak jak powinno. Bo niektóre zjawiska w naturze są czymś normalnym. Czymś niewymuszonym. I dobrym.
I sama nie wiem czy ja to pomyślałam, czy to już tylko moje sny myślały za mnie.

________________________________________________________________

Szykuję dla was długą notatkę... Ale to już nie teraz, przepraszam, jest 4:30 nad ranem, ale chciałam dodać ten rozdział. Także miłej nocy/dnia/ranka(?)
I przepraszam za błędy. Ale o 4 nas ranem jestem skłonna napisać zdanie "W naturze niektóre rzeczy są naturalne" lol.

###
No więc tak. Bardzo proszę byście to przeczytali, bo to niezmiernie ważne.

Ostatnio ktoś pozostawił pod rozdziałem komentarz, że zastanawia się czy nie usunąć bloga z zakładek i że najlepiej, jeżeli rozdział pojawi się do końca marca, ale zapewne się tym nie przejmę, bo to tylko jedna osoba. No więc wręcz przeciwnie - przejmę się, bo dla mnie liczy się każdy czytelnik. Bo każdy czytelnik sprawia, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech.

I uwaga: NIE CHCĘ NIKOGO URAZIĆ! ALE:
Jeżeli szkoda Wam czasu na wyczekiwania na nowy rozdział, to może zainwestujcie go w naukę? Wiecie czemu rozdział nie pojawiają się co 2 tygodnie tylko np. co miesiąc lub więcej? Ponieważ mi zależy na ocenach. Staram się przykładać do nauki, a spróbujcie pogodzić ją z pisaniem fanfiction, kiedy czasem brak miejsca na sen!

Po drugie: staram się, by rozdziały były dobre. A jeżeli i tak wam one przeszkadzają to:
a) po co tu jesteście????????
b) zapraszam na 568965 blogów które są jak: Hej jestem Niall, umówimy się?" "Nie znam cię ale się zgodzę, bo twoje oczy są niebieskie" blah blah blah..

I tak!
Mój ff jest przeciętny! Temat oklepany - dziewczyna wręcz WYMYŚLA sobie problemy. Krąży wkoło żyletek, rozpamiętuje przeszłość i nienawidzi swojego życia. ALE UWAGA: Ja staram się Wam coś przekazać! Znacie to? https://pbs.twimg.com/media/B1InCCjIMAAhOJm.png
Tak, właśnie to Niall przekazuje Ashley słowami "Odczuwasz tak, jak postrzegasz świat. (...) Jeśli chcesz zmienić swoje życie, musisz zmienić też myśli."
Chcę Wam przekazać wiele innych moich myśli.

I jeszcze jedno. Naprawdę starałam się wyrobić do końca marca. Ale życie niezmiennie się toczy i to niekoniecznie tak, jak byśmy chcieli. Chodzi o odejście Zayna z zespołu. Przez kilka pierwszych dni nie byłam zdolna do dosłownie NICZEGO.

Mam nadzieję, że zrozumiecie. Pozdrawiam x