Obudziłam się z myślą, z którą zasnęłam.
Nie o żadnej egzystencji, o niczym innym, lecz z myślą, że muszę tu posprzątać. Nie sprzątałam od początku wakacji. Kilka ubrań na oparciu krzesła, książki rozrzucone po biurku, miska po wczorajszym budyniu stojąca na półce nocnej i walające się koło niej długopisy, którymi pisałam w pamiętniku. Schwyciłam z krzesła ubrania oraz wyjęłam z szafy to, w co miałam zamiar się dzisiaj ubrać, po czym poszłam do łazienki. Brudne rzeczy wrzuciłam do kosza na pranie i się przebrałam. Wróciłam do pokoju. Zebrałam długopisy jak bierki i włożyłam je do specjalnego koszyczka. Ułożyłam książki i resztę przedmiotów, które były w niewłaściwym miejscu i poszłam po odkurzacz.
Odkurzyłam dywan, a kiedy miałam już wynosić urządzenie, zahaczyłam przez przypadek o pudełeczko z kosmetykami, które wylądowały na podłodze. Schyliłam się, by to posprzątać, lecz tusz poturlał się pod szafkę. Westchnęłam i włożyłam rękę pod mebel. Wymacałam maskarę, lecz wtedy poczułam jeszcze jakąś powierzchnię pod palcami. Wyciągnęłam przedmioty. Odłożyłam kosmetyk na szafkę i zmarszczyłam brwi, patrząc na zakurzoną, poniszczoną i zżółkłą kopertę. Ostrożnie ją rozerwałam i usiadłam na łóżku. Widać, że była już kiedyś otwierana. W momencie, kiedy przeczytałam pierwsze zdanie, do oczu napłynęły mi łzy.
15.03.2011, Evansville
Droga Córeczko,
Piszę, bo to moja jedyna szansa, bym mógł wyjaśnić Ci wszystko po kolei.
Odszedłem, zgadza się. Ale miałem swoje powody. Swoim alkoholizmem mogłem przyczynić się do czegoś gorszego, niż złamanie Ci serca. Lepsza jest tęsknota, niż bój fizyczny, przynajmniej ja tak sądzę. Minął rok, odkąd mnie z Tobą nie ma i przepraszam, że wcześniej nie pisałem. Minął rok i wyleczyłem się. Znalazłem sobie kobietę, wiesz Córciu? Przepraszam, jeśli Cię ranię. Nie chcę, nigdy tego nie chciałem. Pragnę, byś wiedziała, że kocham Cię najmocniej na świecie. Zawsze będę przy Tobie, mimo, że mnie nie będzie. Paradoks wszystko ułatwia. Paradoks sprawia, że możesz wierzyć w coś, co nawet nie jest prawdą. To tak, jak być na dragach, ale nie próbuj tego nigdy. Tak więc, poznałem cudowną kobietę. Miała dwójkę synów, może kiedyś ich poznasz. Co prawda jeden z nich, starszy jest obecnie w Londynie. Ma na imię Louis i studiuje medycynę. Młodszy ma na imię Ashton. Zawsze, kiedy z nim rozmawiam, myślę o Tobie. Przepraszam, że nie dzwonię, ale nawet nie mam Twojego numeru telefonu... Wiem, to przykre, przepraszam, mam nadzieję, że chociaż przez listy uda mi się utrzymać z Tobą kontakt. Przepraszam, jeśli teraz Cię zranię, ale chcę, byś wiedziała jak to wszystko się potoczyło.
Po tym jak się wyprowadziłem, nadal piłem, chociaż uciekłem do USA, by uciec również od pijactwa. Zapisałem się na terapię, chociaż nie widziałem w tym celu, bo byłem skończony nie tylko w oczach obcych ludzi. Byłem skończony w oczach Twojej matki, a przede wszystkim sam uważałem się za nic nie wartego. Odwyk trwał kilka miesięcy, nic się nie działo. I poznałem raz Miłość. Była to nowa terapeutka. Z czasem ta choroba, obsesja na punkcie alkoholu przeszła. Do tamtej chwili, uważałem, że to niemożliwe. Ale jednak się udało. Planujemy ślub, wiesz Kochanie? Nie spotkałem jeszcze dotąd starszego syna, ale Ashton to porządny chłopak. Ma 12 lat i uwielbia grę w koszykówkę. Może kiedyś mógłby Cię czegoś nauczyć? Wracając do Louisa... Pomimo, że nigdy nie miałem dane go osobiście spotkać, to na zdjęciach widywałem, że ma równie śliczne oczy jak Ty - tak samo niebieskie. Jest tylko kilka lat od Ciebie starszy. Chciałbym, żebyś kiedyś zaakceptowała to, że mam nową rodzinę i chcę, byś poczuła choćby jakąś cieniutką więź z nią. Chociaż jakiś cień, taki jak mgła. Nie jestem dobrym poetą i nie zamierzam się w niego bawić, lecz po prostu... to uczucie, gdzie na sercu robi Ci się cieplej, gdzie się uśmiechasz na kogoś widok... Nie, nie o to chodzi. Chodzi o małą drobinkę entuzjazmu na widok pokrewnej znanej twarzy. Najsubtelniejszy uśmiech, rzucony z tego powodu.
Pamiętaj zawsze o tym, że w każdej chwili ludzie się zmieniają - jestem tego dowodem. Możliwe, że sądzisz, iż ja zmieniłem się na gorsze. Nie wiem. Ale nie zapominaj, że ludzie czasami tylko stwarzają pozory. I zakoduj sobie to o paradoksie. Wiem, że masz dopiero 14 lat, ale to chyba jest najbardziej odpowiedni czas. Czas, gdzie życie zaczyna się na nowo. To czas dorastania, zmieniania się. Lecz co? Ty nigdy się nie zmieniaj, Córeczko, bo jesteś najwspanialsza, jaka tylko mogłabyś być. Kocham Cię i nigdy nie przestanę. Proszę, trwaj w tym przekonaniu. KOCHAM CIĘ KOCHAM CIĘ KOCHAM CIĘ
Tata x
W zasadzie to nie wiem, kiedy zaczęłam płakać, ni kiedy skończyłam. Wiem tylko, że wylądowałam na środku dywanu, kuląc się od łkania. To był moment, kiedy zdecydowanie zrezygnowałam z wszelkich moich przekonań i już niczego nie wiedziałam. 2011 rok. Czemu nie dostałam tego wcześniej? Wszystko stało się jakieś nielogiczne. I nie mam tu na myśli listu. Wszystko to, czego byłam pewna zniknęło. Każde pojedyncze wspomnienie jakie posiadałam stało się zagadką. Każda rzecz ma inną stronę medalu. Wspomnienia są fałszywe. Wspomnienia są złe. Wspomnienia są niczym. One tylko nękają. Zapomnij o ludziach, zapomnij o ranach.... Ta melancholijna melodyjka grająca w mej głowie. Zapooooomnij. Zapooooomnij. Jak nawoływane jakichś duchów. Czy ja oszalałam?
Nagle podniosłam się z dywanu. Dopadłam klamki, nadal mocno ściskając list w drżącej dłoni.
- Babciu? - spytałam niepewnie, stając naprzeciwko kobiety i pociągając przy tym nosem.
- Tak? - Staruszka odwróciła się w moją stronę. - Wnusiu, płakałaś?
Spojrzałam na kawałek papieru w moim ręku. Momentalnie uniosłam go do góry.
- Czemu? - wyszeptałam. - Czemu? - powiedziałam już nieco głośniej.
Westchnęła.
- Wiedziałam, mówiłam twojej matce, że to zły pomysł.
- C-co?
- Umm.. Sevilla uznała, że lepiej będzie to gdzieś schować. A że 'najciemniej jest pod latarnią'...
- Nie wierzę, że się na to z dziadkiem zgodziliście! I do tego nie raczyliście m nic powiedzieć!
Babcia nic nie odparła.
Obróciłam się na pięcie i podreptałam z powrotem do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i długo gapiłam się w ciemną ścianę. W sumie... nie myślałam o niczym. Po prostu patrzyłam się w wielką śliwkową powierzchnię przede mną, nie mrugając przy tym.
Zmieniłam pozycję. Teraz leżałam. Nie byłam skłonna do niczego. I jeszcze ten chłopak. Louis. Medycyna. Londyn. Dokładniej studia w Londynie. Louis....... Starszy. Śliczne, niebieściutkie tęczówki. Przed moimi oczyma zaczęły migotać obrazy Lou. Czy możliwym byłoby, by chłopak, który ofiarował mi tyle uczucia, tyle miłości i opieki, którego poznałam w sumie niedawno, aczkolwiek od razu go polubiłam, mógł być moim bratem? Czy nawet jeśli, to powinnam w jakiś sposób okazywać entuzjazm? I jeszcze to drugie imię. Ashton. Ja Ash, on Ash. Co za ironia, nieprawdaż? Ojciec znalazł sobie nową, lepszą rodzinę, a prócz tego jeszcze kogoś, kto mu mnie zastąpił.
Mój telefon zaczął dzwonić. Wyłączył się. Za pięć minut zadzwonił znowu. Nie patrzyłam na wyświetlacz. I znowu. Ta melodyjka zaczynała powoli mnie irytować. Zerknęłam kto dzwoni. "Loueh♡♡" - twierdził uparcie wyświetlacz. Nie odebrałam, tylko wyciszyłam. Dzwonił potem jeszcze kilka razy, aż w końcu przestał. Minęły już dwie godziny, odkąd przeczytałam list.
Nagle drzwi od mojego pokoju szeroko się otworzyły a do środka wpadł nikt inny jak Louis Tomlinson we własnej osobie.
- Ashley, czemu nie odbierasz moich telefonów, martwię się! - Chłopak dopadł łóżka i usiadł koło mnie.
Spojrzałam na niego smutno. Jego oczy też w jednym momencie poszarzały.
- Co się dzieje? - Pogłaskał mój policzek.
- Nie wiem... - wyznałam zgodnie z prawdą.
Szatyn ściągnął trampki i położył się tuż obok mnie.
- Hej będzie dobrze, musi by-
- Opowiedz mi o swojej rodzinie - przerwałam mu.
- Em... No dobrze. Ale ty potem powiesz mi, co cię trapi, okej?
- ...Okej.
- No więc... Moi rodzice dawno się już rozwiedli, mama mieszka w Stanach, a tata w Doncaster.
- C-co?
- Um.. mama w Stanach a tata-
- Jak ma na imię?
- Jay. Johannah. Czemu w ogóle o to pytasz?
- Co wiesz o moim tacie?
- Um, to, co powiedziałaś mi w wesołym miasteczku.
Nie zamierzałam robić tego tak szybko, ale wyjęłam z kieszeni bluzy pomiętą kartkę i energicznie mu ją podałam. Chłopak przez chwilę na to patrzył, aż w końcu wziął i rozwinął.
- Na pewno powinienem? - spytał po jakiejś chwili.
- Po prostu przeczytaj.
Minęło kilka minut milczenia, aż w końcu on znów złożył papier i położył na poduszce pomiędzy nami.
- Tam nie ma imienia tej kobiety, Lou. Masz brata?
- Mam trochę przyrodniego rodzeństwa, nie mam z nimi kontaktu.
- Ashton?
- Um.. to trochę pokręcone... Mama coś mi wspominała..
- Czy to możliwe, Lou?
- Byśmy byli rodzeństwem? Nie wiem. A nawet jeśli, to czy to źle?
- Nie mam pojęcia. Uważam cię za przyjaciela i dziwnym byłoby dla mnie, by nagle odnaleźć brata, do tego w chłopaku, który jest po prostu bliską mi osobą, ale nie chcę tego czuć w ten sposób.
- Przecież wiesz, że nawet jeśli coś by się stało, ja bym cię nie oceniał.
Wtuliłam się w jego tors, przy okazji zaciągając się perfumami, do których już tak bardzo się przywiązałam.
- Nie lubię, gdy moje słoneczko nie świeci. Uśmiechnij się, proszę.
- ...Nie, Lou.
- Nawet jeśli jestem twoim bratem to nic się nie zmieni.
- A jesteś?
- Sam nie wiem, Ash. Musimy się jakoś dowiedzieć.
- Racja. Ale nie teraz.
- Tak.
Leżeliśmy tak długo, aż w końcu obudziłam się kilka godzin później, po południu. Chłopaka już nie było. Spojrzałam na godzinę w telefonie, by zobaczyć, że jest już po piątej po południu. Na wyświetlaczu widniała krótka notatka od Lou: 'Odezwij się, kiedy wstaniesz. Nie smuć się już Myszko. Kocham Cię baaardzo, pamiętaj'. Przetarłam zaspane oczy. W końcu wyniosłam odkurzacz, który wciąż zalegał w kącie pokoju i poczłapałam do dziadka, siedzącego w ogrodzie. Bez słowa dosiadłam się do niego na ławce i przytuliłam.
- Dziadku, mogę mieć do ciebie prośbę?
- Jasne Ashley, co tylko chcesz.
- ...Dasz mi numer telefonu do taty? Wiem, że go masz, proszę.
Staruszek spojrzał na mnie zaciekawiony i długo nic nie mówił.
- Po co ci on?
- Muszę poznać wreszcie prawdę. Chcę się dowiedzieć, kim teraz jest mój ojciec. Chcę wiedzieć, jaką rodzinę stworzył, mimo tego, że sama myśl o tym rani. Pragnę poznać ludzi, którzy w jakiś sposób powinni mi być bliscy i wreszcie muszę odkryć, o co chodzi z Louisem. Wszystko jest dziwne dziadku. A ja chcę, by to w końcu ułożyło się w jedną, poprawną całość. Mam już dosyć ciągłego uganiania się za odpowiedzią, czy to, iż ojciec odszedł było zamierzone przez jakąś nadludzką siłę. Czy to miało jakiś wpływ na to, jak potoczyło się moje życie, życie innych ludzi, a może i całej ludzkości, nie wiem. Ja tylko proszę cię o głupi numer, a to może spowodować, że odkryję sens swojego życia. Wiem, to brzmi głupio, zwłaszcza w ustach niedoświadczonej siedemnastolatki, która jest pogrążona w swoich problemach, którym nawet nie umie stawić czoła. Ale proszę.
- Dobrze.
Kiedy dostałam ten telefon, nieustannie gapiąc się na kartkę z kilkoma cyframi, próbowałam zebrać się w sobie, by w końcu zadzwonić. Ale wciąż tylko patrzyłam i pogrążałam się w jeszcze większej melancholii. Ten dzień był strasznie długi, miałam go już serdecznie dosyć, ale musiałam przeżyć go do końca i wreszcie zrobić jakiś krok w stronę innego życia. Postanowiłam, że zadzwonię z zastrzeżonego. Z bijącym sercem wystukałam numer na komórce.
- Halo? - po drugiej stronie słuchawki rozległ się chropowaty głos.
- Tato...?
- Ashley.
Zmieniłam pozycję. Teraz leżałam. Nie byłam skłonna do niczego. I jeszcze ten chłopak. Louis. Medycyna. Londyn. Dokładniej studia w Londynie. Louis....... Starszy. Śliczne, niebieściutkie tęczówki. Przed moimi oczyma zaczęły migotać obrazy Lou. Czy możliwym byłoby, by chłopak, który ofiarował mi tyle uczucia, tyle miłości i opieki, którego poznałam w sumie niedawno, aczkolwiek od razu go polubiłam, mógł być moim bratem? Czy nawet jeśli, to powinnam w jakiś sposób okazywać entuzjazm? I jeszcze to drugie imię. Ashton. Ja Ash, on Ash. Co za ironia, nieprawdaż? Ojciec znalazł sobie nową, lepszą rodzinę, a prócz tego jeszcze kogoś, kto mu mnie zastąpił.
Mój telefon zaczął dzwonić. Wyłączył się. Za pięć minut zadzwonił znowu. Nie patrzyłam na wyświetlacz. I znowu. Ta melodyjka zaczynała powoli mnie irytować. Zerknęłam kto dzwoni. "Loueh♡♡" - twierdził uparcie wyświetlacz. Nie odebrałam, tylko wyciszyłam. Dzwonił potem jeszcze kilka razy, aż w końcu przestał. Minęły już dwie godziny, odkąd przeczytałam list.
Nagle drzwi od mojego pokoju szeroko się otworzyły a do środka wpadł nikt inny jak Louis Tomlinson we własnej osobie.
- Ashley, czemu nie odbierasz moich telefonów, martwię się! - Chłopak dopadł łóżka i usiadł koło mnie.
Spojrzałam na niego smutno. Jego oczy też w jednym momencie poszarzały.
- Co się dzieje? - Pogłaskał mój policzek.
- Nie wiem... - wyznałam zgodnie z prawdą.
Szatyn ściągnął trampki i położył się tuż obok mnie.
- Hej będzie dobrze, musi by-
- Opowiedz mi o swojej rodzinie - przerwałam mu.
- Em... No dobrze. Ale ty potem powiesz mi, co cię trapi, okej?
- ...Okej.
- No więc... Moi rodzice dawno się już rozwiedli, mama mieszka w Stanach, a tata w Doncaster.
- C-co?
- Um.. mama w Stanach a tata-
- Jak ma na imię?
- Jay. Johannah. Czemu w ogóle o to pytasz?
- Co wiesz o moim tacie?
- Um, to, co powiedziałaś mi w wesołym miasteczku.
Nie zamierzałam robić tego tak szybko, ale wyjęłam z kieszeni bluzy pomiętą kartkę i energicznie mu ją podałam. Chłopak przez chwilę na to patrzył, aż w końcu wziął i rozwinął.
- Na pewno powinienem? - spytał po jakiejś chwili.
- Po prostu przeczytaj.
Minęło kilka minut milczenia, aż w końcu on znów złożył papier i położył na poduszce pomiędzy nami.
- Tam nie ma imienia tej kobiety, Lou. Masz brata?
- Mam trochę przyrodniego rodzeństwa, nie mam z nimi kontaktu.
- Ashton?
- Um.. to trochę pokręcone... Mama coś mi wspominała..
- Czy to możliwe, Lou?
- Byśmy byli rodzeństwem? Nie wiem. A nawet jeśli, to czy to źle?
- Nie mam pojęcia. Uważam cię za przyjaciela i dziwnym byłoby dla mnie, by nagle odnaleźć brata, do tego w chłopaku, który jest po prostu bliską mi osobą, ale nie chcę tego czuć w ten sposób.
- Przecież wiesz, że nawet jeśli coś by się stało, ja bym cię nie oceniał.
Wtuliłam się w jego tors, przy okazji zaciągając się perfumami, do których już tak bardzo się przywiązałam.
- Nie lubię, gdy moje słoneczko nie świeci. Uśmiechnij się, proszę.
- ...Nie, Lou.
- Nawet jeśli jestem twoim bratem to nic się nie zmieni.
- A jesteś?
- Sam nie wiem, Ash. Musimy się jakoś dowiedzieć.
- Racja. Ale nie teraz.
- Tak.
Leżeliśmy tak długo, aż w końcu obudziłam się kilka godzin później, po południu. Chłopaka już nie było. Spojrzałam na godzinę w telefonie, by zobaczyć, że jest już po piątej po południu. Na wyświetlaczu widniała krótka notatka od Lou: 'Odezwij się, kiedy wstaniesz. Nie smuć się już Myszko. Kocham Cię baaardzo, pamiętaj'. Przetarłam zaspane oczy. W końcu wyniosłam odkurzacz, który wciąż zalegał w kącie pokoju i poczłapałam do dziadka, siedzącego w ogrodzie. Bez słowa dosiadłam się do niego na ławce i przytuliłam.
- Dziadku, mogę mieć do ciebie prośbę?
- Jasne Ashley, co tylko chcesz.
- ...Dasz mi numer telefonu do taty? Wiem, że go masz, proszę.
Staruszek spojrzał na mnie zaciekawiony i długo nic nie mówił.
- Po co ci on?
- Muszę poznać wreszcie prawdę. Chcę się dowiedzieć, kim teraz jest mój ojciec. Chcę wiedzieć, jaką rodzinę stworzył, mimo tego, że sama myśl o tym rani. Pragnę poznać ludzi, którzy w jakiś sposób powinni mi być bliscy i wreszcie muszę odkryć, o co chodzi z Louisem. Wszystko jest dziwne dziadku. A ja chcę, by to w końcu ułożyło się w jedną, poprawną całość. Mam już dosyć ciągłego uganiania się za odpowiedzią, czy to, iż ojciec odszedł było zamierzone przez jakąś nadludzką siłę. Czy to miało jakiś wpływ na to, jak potoczyło się moje życie, życie innych ludzi, a może i całej ludzkości, nie wiem. Ja tylko proszę cię o głupi numer, a to może spowodować, że odkryję sens swojego życia. Wiem, to brzmi głupio, zwłaszcza w ustach niedoświadczonej siedemnastolatki, która jest pogrążona w swoich problemach, którym nawet nie umie stawić czoła. Ale proszę.
- Dobrze.
Kiedy dostałam ten telefon, nieustannie gapiąc się na kartkę z kilkoma cyframi, próbowałam zebrać się w sobie, by w końcu zadzwonić. Ale wciąż tylko patrzyłam i pogrążałam się w jeszcze większej melancholii. Ten dzień był strasznie długi, miałam go już serdecznie dosyć, ale musiałam przeżyć go do końca i wreszcie zrobić jakiś krok w stronę innego życia. Postanowiłam, że zadzwonię z zastrzeżonego. Z bijącym sercem wystukałam numer na komórce.
- Halo? - po drugiej stronie słuchawki rozległ się chropowaty głos.
- Tato...?
- Ashley.
_________________________________________________________________________
Heeeej! Wiem, bardzo długo nie było nowego rozdziału, za co mooocno przepraszam. Po prostu miałam nawał konkursów, nauki i jeszcze kilkudniowy wyjazd. Następny rozdział powinien pojawić się naprawdę szybko, obiecuję.
Btw, "Kocham Cię" z tytułu rozdziału tyczy się do tego z listu (tak, wiem, mieliście pewnie cichą nadzieję, że albo Niall albo Ash to sobie wypowiedzą, ale na to nie liczcie). Szykujcie się na nagły zwrot akcji, iż w tym rozdziale nie było wątku blondyna. Ale już wkrótce hehehehehehe.
Mam nadzieję, że nie zanudziłam was za mocno, ściskam i proszę, oceńcie to jakoś.
Jeśli chcecie być informowani - piszcie!
xoxo
naaaajleeeeepszy!!!
OdpowiedzUsuńo jestem pierwsza 😻
UsuńCudowny, genialny!!! Muahahaha nie musiałam długo czekać :D Dziękuję Ci za to <3 Biedna Ash, tyle zmartwień... No ale kurde ja chcę ciąg dalszy! Już, teraz, natychmiast! Nie mogę się doczekać następnego :D Weny ;**
OdpowiedzUsuńCzytałam Teenage Dirtbag i jego drugą część jakoś tak dawno temu (w każdym razie przed Twoim blogiem) i KOCHAM TO. Powiem Ci, że na początku, póki sama tego nie napisałaś, nie skapnęłam się, że wasze blogi są podobne... Oba są GENIALNE <3
Lubię niegrzecznego Niall'a ^^ <3 :D
Jeżeli masz czas, chęci i cokolwiek innego, zapraszam do mnie ;)
isia311299onedirection.blogspot.com
Genialny rozdział ❤️ opłacało sie czekac a teraz czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńcudny
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystko jednym tchem, a jestem tu od wczoraj , od godziny 21...
OdpowiedzUsuńWiesz, naprawdę podoba mi się to, co tu stworzyłaś.
Przyciąga wielką uwagę i mam nadzieję, ze tak pozostanie.
Jesteś świetna!
_________________________________________________________
Pozwolę sobie na krótką reklamę, o ile to nie problem.
Dzieciństwo powinno przynosić ze sobą dużo cudownych wspomnień, a chwile z tamtych lat powinny dawać wiele radości, refleksji i tęsknoty. A co, jeżeli ktoś stara się wymazać swoją przeszłość z pamięci?
Opiekuńczy rodzice, kochające się rodzeństwo, domowe zwierzątko i dom z ogródkiem - czyli typowe 'realia', ale czy dla wszystkich? Nawet taka typowa rodzina może kryć wiele mrocznych sekretów, które za wszelką cenę starają się chować przed światem, bo gdy tylko sąsiedzi dowiedzieliby się co skrywają ich cztery ściany, na pewno zniszczyliby ich reputację. Tylko to się teraz liczyło. Nieważne jak sam siebie spostrzegałeś, ważne jak inni cie widzieli.
Jednak w domu nie musiałeś już dłużej udawać, a wszystkie brudy powoli wychodziły na jaw. W końcu mogłeś być sobą, a ciche słowa, chowane przed wszystkimi, w końcu mogły być wypowiedziane.
http://silent-words-fanfiction.blogspot.com/
♥♥♥ Super rozdział ♥♥♥
OdpowiedzUsuńKocham Kocham Kocham Kocham Kocham tego bloga i m.in. za to ze go piszesz :*
OdpowiedzUsuńJest świetny dzieeeeeeeeeeeeeeeeękuję <3
dopiero znalazlam tego i przecztalam wszystkie rozdzialy i boze dziewczyno masz talent juz cie kocham i tego bloga czekam z niecierpliwoscia na nastepny mam nadzieje ze szybko dodasz <333
OdpowiedzUsuńLolka06 szybko next! Kocham :*
OdpowiedzUsuńlulu, chce cię uświadomić że do nowego roku zostało ponad pół miesiąca, a ten rozdział miałaś dodać na nowy rok.........................................dobra, nieważne ruszaj się z następnym ;)))
OdpowiedzUsuńhejooo ;*
OdpowiedzUsuńI w ten oto cudowny spoób doczytałam ^^
ciekawy ten rozdział
tylko nie ma waty cukrowej
& Żelków
xDDD
CrazzyVickyy