- Halo? - po drugiej stronie słuchawki rozległ się chropowaty głos.
- Tato...?
- Ashley.
- Tato...?
- Ashley.
- Tato. Ja... ja mam tylko jedno pytanie, a potem zniknę znów z twojego życia i nigdy więcej się nie odezwę. Tylko powiedz mi, jak nazywa się twoja żona. Powiedz, proszę.
- Ashley, czemu nagle dzwonisz? Coś się stało? Pisałem do ciebie, ale nie odpisywałaś i...
Sposób, w jaki wymawiał moje imię, jakby parzył. Jak gdyby włożył nagle do mojego serca płonącą pochodnię.
- Mama ukryła ten list... Nieważne, odpowiedz mi.
- Isobelle. Isobelle Allen. Czy teraz powiesz, o co chodzi?
- A Louis... Gdzie teraz jest? - W moim głosie słychać było rozpacz, wręcz błagałam, by ojciec mówił szybciej. By nie plątał się po słownych labiryntach i by w końcu powiedział mi o co w tym wszystkim chodzi.
- Jest tu w USA, wrócił, po ukończeniu medycyny.
- A Ashton? - W pewnym stopniu coś rozwiązało się w moim gardle, mogłam swobodniej oddychać, poczułam się lepiej.
- Widzę, że zainteresowały cię losy mojej rodziny.
- Odpowiedz.
- Ma 15 lat, cóż, nadal świetnie gra w kosza i jutro ma mecz.
- Wiesz kto to Louis Tomlinson?
- Nie, nigdy o nikim takim nie słyszałem. O co chodzi?
- To wszystko, co potrzebowałam wiedzieć, dzięki - rzuciłam pospiesznie i rozłączyłam się.
Nie słyszałam jego głosu od lat. Nie dałam mu nawet szansy ponownego skontaktowania się ze mną. Jednak zamiast się nad tym zastanawiać, szybko wybrałam numer Lou.
- Cześć misiu, wstała-
- Nie jesteśmy rodzeństwem.
- Hm?
- Dzwoniłam do taty. Jego kobieta nazywa się Isobelle Allen.
Lou westchnął.
- Dobrze, że chociaż to mamy ustalone. Nadal nie rozumiem, czemu byłaś taka zawiedziona, kiedy okazało się, że możemy być spokrewnieni.
- Po prostu czułabym się dziwnie, wolę, by zostało tak jak jest. Jesteś na mnie zły?
- Co? Jasne, że nie. Muszę teraz kończyć. Harry potrzebuje pomocy. Robi ciasto. Lepiej sprawdzę, czy nie wkręcił tych swoich loków w mikser... albo czegoś innego.
Zaczęłam się śmiać.
- Wolę nie wiedzieć, Lou. Wolę nie wiedzieć.
- Cześć misiaku.
- Pa.
- Dzień dobry, babciu - powiedziałam wchodząc do kuchni, nadal będąc w piżamie.
- Dzień dobry, kochanie.
Nalałam do czajnika wody i postawiłam na kuchence gazowej. Usiadłam na taborecie, czekając aż woda się zagotuje i zaczęłam trzeć dłonią lewe oko. Złapałam dzisiejszą prasę i zaczęłam patrzeć na pierwszą stronę, wyłapując pojedyncze zdania z różnych artykułów. Kiedy ciecz zmieniła się we wrzątek, zalałam nią małą filiżankę, do której wsypałam kawę rozpuszczalną - niecodzienne zjawisko. Powróciłam do stołu i zatopiłam zęby w donut'cie czekoladowym.
- Coś się stało? - spytałam, bo cisza, która zalegała w kuchni zaczynała mnie irytować. Babcia ciągle tylko na mnie patrzyła, śledziła każdy mój krok, a jej oczy biegały od lewej do prawej.
- Co? Jasne, że nie. - Odwróciła się i zaczęła coś kroić.
- Jak już się zdecydujesz, to przyjdź i mi powiedz - powiadomiłam ją, po czym zostawiłam na jej poliku buziaka i poszłam się przebrać.
Postanowiłam, że nie zmarnuję kolejnego dnia na siedzenie w domu, więc wyszłam na dwór, lecz z lekka się rozczarowałam, iż było strasznie parno. Zabrałam pod altanę książkę, bo odzwyczaiłam się od tego wyimaginowanego świata. To było złe. Musiałam wracać. Książki mnie potrzebowały, a ja potrzebowałam książek. Oh nie. Znów w to wpadałam. Przez jeden głupi list, który wczoraj znalazłam, po tylu latach. To, co czytałam straciło swój sens. Literki stały się jednością, bo jedna nędzna kartka, upchnięta w jednej nędznej kopercie ponownie zawróciła mi w głowie. Stop! Zamknęłam z trzaskiem lekturę i pobiegłam do domu. Nie mogę znowu odizolować się od ludzi. Nauczyłam się sobie z tym radzić i nie mogę tego zepsuć. Nie mogę. To nie książki mnie potrzebują. To przyjaciele mnie potrzebują, dziadkowie. Ale takiej, jaką siebie odkryłam, nie, jaką wykreowały mnie powieści. Czytanie to coś pięknego, kiedy człowiek jest zawziętym molem książkowym, świadczy to o nim, że jest niezwykle obeznany i mądry. Ale ja zaczęłam żyć już życiem tych bohaterów. Moje własne musi wyglądać inaczej. Chcę swój własny scenariusz, nie żywot włożony w kserokopiarkę. Ale same chęci to za mało.
- Babciu, wychodzę - powiedziałam, przemykając koło staruszki. Spojrzałam ukradkiem na zegar wiszący w korytarzu. już po 1. Musiałam spędzić na dworze około dwóch godzin.
- Dokąd?
- Idę się przejść. Pójdę może do jakiegoś sklepu, wpadnę do Lou...
- Dobrze. Potrzebujesz jakichś pieniędzy?
- Nie, mam jeszcze te, które dostałam od dziadka niedawno.
- Tylko... - Usłyszałam w jej głosie zawahanie
- Hm?
- Po prostu wróć jak już zrobisz wszystko to, co chcesz, bo musimy porozmawiać.
- Um, zrobiłam coś?
- Nie.
- Chcesz gadać o mojej anoreksji..?
- Co?
- O kurwa - szepnęłam, a kobieta posłała mi groźne spojrzenie.
- Ashley? - Babcia stanęła przede mną w ten sposób, że zagrodziła mi dostęp do drzwi.
- Ugh, chciałam powiedzieć: "Chcesz gadać o tym, że mogę wpaść w anoreksję?".
- Idź już i wracaj szybko.
- Mogę zostać już teraz.
- ...Nie. Idź się wyszalej. - Uśmiechnęła się krzywo i otworzyła przede mną drzwi, więc tylko głupio na nią popatrzyłam, po czym złapałam swój czarny plecak i powiedziałam, że wrócę na 4.
- Co to? - Lou wyciągnął z dna kolorowy materiał.
- Zostaw! - krzyknęłam wyrywając mu to z dłoni.
- Ley, co to? - powiedział, kuląc się ze śmiechu.
- Nie byłoby to dla ciebie takie śmieszne, gdyby twoja dziewczyna Harriet od czasu do czasu zakładała stanik.
- Spokojnie, tak jak teraz, jest dobrze.
- Jesteś głupi.
- Po co to dziewczynom, bez sensu.
Miałam już mu odpowiedzieć, ale tylko westchnęłam i schowałam stanik z powrotem do plecaka.
- Heeej babeczki, o czym gadacie? - Do pokoju wpadł Harry, szeroko się uśmiechając i niosąc talerz wypełniony ciastem.
- Wiesz, co-
- O niczym - przerwałam Lou.
- A to co? - Nawet nie zauważyłam, kiedy podebrał mi plecak.
- Ugh Louis musisz nauczyć się szanować cudzą prywatność! - Zabrałam mu parę skarpetek.
- Przecież ty nie nosisz takich skarpetek. Ty nosisz stopki. Czarne. Nie kolorowe.
- No właśnie. Znudziło mi się to troszkę.
- Będziecie gadać o skarpetkach!? Lepiej spróbujcie mojego ciasta! - oznajmił Harry.
- Ej, Curly, to nie do końca jest twoje ciasto. To tylko w połowie jest twoje ciasto. Przez to 'twoje ciasto' musiałem przez pół godziny sprzątać kuchnię i czyścić ściany, bo jakimś magicznym sposobem nie wiedziałeś, że uruchomionego miksera nie wyjmuje się z miski, w której jest krem.
- Oops?
- Hi.
- To słodkie - mruknęłam cicho.
- Co jest dzisiaj z tobą nie tak, Ashley?
- Nie wiem czy wiesz, ale u mnie to wszystko jest normalne, bo jestem dziewczyną, a ty już się nie pogrążaj.
- W?
- W swojej gejowości, przepraszam, musiałam to powiedzieć - wyznałam i wybuchnęłam śmiechem.
- Idiotka.
- Kochacie mnie. Uwielbiacie mnie rozpieszczać i jestem waszą ulubioną dziewczyną chodzącą po tym świecie. A teraz spróbuję tego ciasta i spadam do domu, bo babcia chyba ma jakiś problem, nie wiem.
- Już jestem - orzekłam, wchodząc do salonu i rzucając się na kanapę. To już po 6 wieczorem, wow, ale kiedy?
- Kochanie... - Babcia zatarła nerwowo ręce i wyprostowała się w fotelu.
W tej chwili przeszedł mnie dreszcz. Coś się stało? Ktoś umarł? Ktoś jest chory? Nowotwór? Mój żołądek się ścisnął. Babcia długo nic nie mówiła.
- Powiedz mi wreszcie o co chodzi, błagam.
Wtem do pokoju wszedł dziadek. Usiadł w drugim fotelu i oboje zaczęli się na mnie patrzeć, ale zarazem uciekać wzrokiem.
- Halo!? Zrobiłam coś nie tak? Co się stało? - Mój głos stał się wręcz płaczliwy.
- Ashley. To coś bardzo ważnego i tym razem nie będziemy źli, jeśli postanowisz wstać, wybiec do swojego pokoju i stamtąd nie wychodzić.
Potarłam czoło dłonią. Takie zachowanie nie było w ich stylu.
- Do rzeczy - powiedział dziadek. - Twoja matka, a nasza córka, dziś rano zadzwoniła z wiadomością, że się zaręczyła.
- Z... Georgem!?
- Tak - szepnęli naraz.
Patrzyłam w jeden punkt za ich głowami. Przełknęłam ślinę.
- Babciu...?
- Tak, kochanie?
- Mogę spać dzisiaj u Lou?
- Oczywiście - powiedziała, z lekkim zawahaniem w głosie.
- Wrócę jutro. - Po tych słowach po prostu wyszłam, nie zabierając ze sobą kompletnie nic.
No więc witaj, Lou, pomyślałam, dzwoniąc do drzwi. Jednak kiedy tylko dotarło do mnie, co robię, moja odwaga uleciała. Mogę jeszcze uciec? Cofnęłam się o krok, kiedy drzwi energicznie się otworzyły. Jego włosy były rozczochrane, a oczy zaspane, jednak kiedy dotarło do niego, że to ja we własnej osobie tu stoję, od razu oprzytomniał.
- Ashley?
Złapałam się tylko za kark, bo czułam, że zaraz wybuchnę płaczem. Chłopak nadal stał zdezorientowany naprzeciwko mnie. Nie wytrzymałam, po prostu pokonałam tę przestrzeń, która nas dzieliła i wtuliłam się w niego mocno. Poczułam, jak jego ramiona powoli lądują na moich plecach.
- Wchodź do środka - wyszeptał w moje włosy.
Jego kciuk, rysujący małe kółeczka, wciąż błądził po mojej twarzy. Uporczywie patrzyłam w sufit. Moja głowa już około dwudziestu minut spoczywała na jego kolanach. Trochę się uspokoiłam. Byliśmy w tym pokoju, co jakiś czas temu. W tym uroczym, beżowym pokoiku, z kominkiem, komodą i zdjęciami...
- Więc, czy teraz powiesz mi, co cię tu sprowadza?
- Mama się zaręczyła - rzekłam drętwo. - Z facetem, który jest od niej młodszy i przez niego musiałam się wyprowadzić. W pewnym sensie wyświadczył mi przysługę. - Nie tłumaczyłam mu, że tą przysługą było uwolnienie od niego, cóż.
- Rozumiem.
- Nie, nie rozumiesz. ...Niall?
- Hm?
- Pamiętasz, co mi niedawno powiedziałeś?
- Słowo w słowo.
Ułożyłam się nieco wygodniej i wreszcie spojrzałam w jego oczy. Były jakoś smutne. A jego dotyk na mojej skórze... Z lekka rozpraszający, ale też kojący. Jego palce wciąż krążyły po moim policzku, nosie i brodzie.
- Naprawdę jestem dla ciebie ważna? Czy... czy to jest kolejna gra?
- Jesteś. Uświadomiłem to sobie, kiedy powiedziałaś, żebym zastanowił się, czy jestem na ciebie zły, czy raczej się o ciebie troszczę. Ale i tak nie dopuszczałem do siebie tej myśli, sądzę, ze nawet nie umiałem. Pozostawałem egoistycznym dupkiem, bo ta rola była mi bardziej na rękę. To było po prostu wygodniejsze, łatwiejsze. Aż w końcu uświadomiłem sobie, że również tchórzowskie. Nie chcę być więcej tchórzem. Wiem, nadal jestem zimny, ale tak mnie wychowano. Nie doświadczyłem w życiu opieki, troski, więc nie umiałem dawać tego innym osobom. Umiałem tylko krzyczeć i wypominać. Wiesz, w sumie właśnie tego mnie nauczyli. Ale wciąż nie pytaj.
Taka ilość prawdy naraz totalnie mnie przygniotła. To jakby ktoś nagle zrzucił na ciebie cegły. Albo może wyrzucił je z twojego serca i je odciążył... Nie wiem.
- Tylko nadal zastanawiam się, czemu jednak tu jesteś. Bo mogłaś pójść do Louisa, Harry'ego, każdego, ale przybiegłaś właśnie tutaj.
Wzruszyłam ramionami.
- Bo obecnie nie mam żadnego innego pomysłu. - Zagryzłam wargi.. - Ale to i tak nie znaczy, że ci ufam. - podniosłam się i spuściłam wzrok na swoje kolana. - Za dużo razy zawiodłam się na ludziach i za dużo razy mnie zraniłeś.
- Jasne. - Czułam, słyszałam, wiedziałam, że w jego głosie zmaterializowało się napięcie.
- Niall?
- Tak? - Przeczesał swoje włosy palcami.
- Nie chcę wracać do domu. Mogę u ciebie przenocować? - Spojrzałam na niego kątem oka.
- Możesz. Em, czekaj, nie masz nic ze sobą, prawda?
- Nawet telefonu. - Bezradnie wzruszyłam ramionami.
- Chwila... Twoi dziadkowie nie powinni czasem wiedzieć, że masz zamiar nie wracać na noc?
- Powiedziałam, że idę do Lou.
Patrzył na mnie przez moment, a kiedy dostrzegłam, że na jego ustach zaczyna błąkać się uśmieszek, niespostrzeżenie nagle wstał i wyszedł z pokoju. Wrócił z dwoma ręcznikami, koszulką i dresami w ręku.
- Trafisz do łazienki, prawda? I przymierz to. - Położył ubrania na brzegu kanapy i znowu zniknął.
- Niall? - spytałam niepewnie wchodząc do kuchni.
- Taa? - odparł przeciągle, unosząc głowę znad telefonu.
- Jeśli ci przeszkadzam to po prostu powiedz...
- Jesteś głupia? - Uniósł jedną brew. - Chora? Pijana?
- Nie jesteś śmieszny.
- Czy ja się o to staram?
Wzruszyłam ramionami i usiadłam na jednym z krzeseł, stojących najbliżej mnie. Zauważyłam, że też jest już wykąpany i teraz chodzi w białym T-shircie, jakichś spodniach i..... kolorowych skarpetkach. Olśniło mnie, co natchnęło mnie do kupienia swoich. Zauważyłam to jakiś czas u Nialla. Wszystko jest dziwne.
Ziewnęłam. Zobaczył to.
- Jesteś śpiąca? - spytał.
- Tak.
Co prawda było dopiero po 10, ale ten dzień był kolejnym męczącym dla mnie dniem.
- Gdzie mogę spać?
- U mnie. - Odepchnął się od blatu, o który wciąż się opierał, schował telefon do kieszeni i zaczął iść przed siebie, więc postanowiłam iść za nim.
Kiedy jednak znalazłam się w jego pokoju, nagle spanikowałam.
- Um, mogę spać na kanapie, jeśli-
- Już spaliśmy w jednym łóżku - odparł ironicznie.
- Dobra. - Wsunęłam się pod kołdrę po jednej stronie i zwinęłam w kłębek, odwracając się plecami do chłopaka.
Coś sprawiało, że nie bardzo mogłam oddychać. Było duszno. Bardzo. Wręcz cudem uchyliłam ciężkie powieki.
- Uh... Niall? - wyszeptałam zachrypniętym głosem.
Nie mogłam się ruszyć, bo dookoła mojego pasa były wręcz przyczepione dwa ramiona, a na klatce piersiowej leżała głowa. Wyciągnęłam jedną rękę i odkleiłam od siebie jego czoło, co spowodowało jego przebudzenie.
- Taaa? Uh. - Odsunął się ode mnie i uniósł na łokciu. - Sorry.
Sięgnął do szafki nocnej i wziął z niej telefon, po czym skrzywił się przez jasne światło, sprawdzając godzinę.
- Już trzecia.
- ... Jestem głodna. - Powtórzyłam jego ruch i też się podniosłam.
W jego oczach dostrzegłam zdecydowanie śmiech, a kąciki jego ust się wygięły.
- Jesteś chyba jedyną dziewczyną, która powiedziałaby to chłopakowi o trzeciej nad ranem. W ogóle powiedziałaby.
- Bo? - spytałam zdezorientowana.
- Dziewczyny zazwyczaj wstydzą się jedzenia w nocy. Zaraz wracam. - Wygrzebał się z łóżka.
- Nie znalazłem nic innego - odparł, wchodząc z powrotem pod kołdrę. Położył miedzy nami papierową torbę.
- Co to? - Zajrzałam do środka, skąd donosił się cudowny zapach.
- Jagodzianki. Mogą być?
- Jasne, lubię je - powiedziałam wyjmując jedną z bułek. Niall wziął drugą, po czym zgniótł papier i rzucił go na szafkę.
- To zabawne, nie sądzisz?
- Hm? - mruknęłam nadal przeżuwając.
- Kto by pomyślał, że taka sytuacja kiedykolwiek będzie miała miejsce. I do tego nawet na siebie nie krzyczymy.
- Życie jest ogółem pokręcone. - Upchnęłam w buzi ostatni kawałek jagodzianki i bezradnie spojrzałam na swoje palce. Całe w lukrze.
Niall powędrował za moim wzrokiem.
- Ugh, daj. - Wyciągnął w moją stronę dłoń.
- Co?
- Rękę, a co.
Niepewnie podałam mu ją, a on oblizał moje palce tak, że już nie było na nich lepkiego lukru.
- Um, dzięki?
To było dziwne. Tsa.
- A teraz dobranoc - ziewnął.
- Dobranoc. - Znów zwinęłam się po mojej stronie łóżka i zapadłam w głęboki sen.
- Cześć misiu, wstała-
- Nie jesteśmy rodzeństwem.
- Hm?
- Dzwoniłam do taty. Jego kobieta nazywa się Isobelle Allen.
Lou westchnął.
- Dobrze, że chociaż to mamy ustalone. Nadal nie rozumiem, czemu byłaś taka zawiedziona, kiedy okazało się, że możemy być spokrewnieni.
- Po prostu czułabym się dziwnie, wolę, by zostało tak jak jest. Jesteś na mnie zły?
- Co? Jasne, że nie. Muszę teraz kończyć. Harry potrzebuje pomocy. Robi ciasto. Lepiej sprawdzę, czy nie wkręcił tych swoich loków w mikser... albo czegoś innego.
Zaczęłam się śmiać.
- Wolę nie wiedzieć, Lou. Wolę nie wiedzieć.
- Cześć misiaku.
- Pa.
***
- Dzień dobry, babciu - powiedziałam wchodząc do kuchni, nadal będąc w piżamie.
- Dzień dobry, kochanie.
Nalałam do czajnika wody i postawiłam na kuchence gazowej. Usiadłam na taborecie, czekając aż woda się zagotuje i zaczęłam trzeć dłonią lewe oko. Złapałam dzisiejszą prasę i zaczęłam patrzeć na pierwszą stronę, wyłapując pojedyncze zdania z różnych artykułów. Kiedy ciecz zmieniła się we wrzątek, zalałam nią małą filiżankę, do której wsypałam kawę rozpuszczalną - niecodzienne zjawisko. Powróciłam do stołu i zatopiłam zęby w donut'cie czekoladowym.
- Coś się stało? - spytałam, bo cisza, która zalegała w kuchni zaczynała mnie irytować. Babcia ciągle tylko na mnie patrzyła, śledziła każdy mój krok, a jej oczy biegały od lewej do prawej.
- Co? Jasne, że nie. - Odwróciła się i zaczęła coś kroić.
- Jak już się zdecydujesz, to przyjdź i mi powiedz - powiadomiłam ją, po czym zostawiłam na jej poliku buziaka i poszłam się przebrać.
Postanowiłam, że nie zmarnuję kolejnego dnia na siedzenie w domu, więc wyszłam na dwór, lecz z lekka się rozczarowałam, iż było strasznie parno. Zabrałam pod altanę książkę, bo odzwyczaiłam się od tego wyimaginowanego świata. To było złe. Musiałam wracać. Książki mnie potrzebowały, a ja potrzebowałam książek. Oh nie. Znów w to wpadałam. Przez jeden głupi list, który wczoraj znalazłam, po tylu latach. To, co czytałam straciło swój sens. Literki stały się jednością, bo jedna nędzna kartka, upchnięta w jednej nędznej kopercie ponownie zawróciła mi w głowie. Stop! Zamknęłam z trzaskiem lekturę i pobiegłam do domu. Nie mogę znowu odizolować się od ludzi. Nauczyłam się sobie z tym radzić i nie mogę tego zepsuć. Nie mogę. To nie książki mnie potrzebują. To przyjaciele mnie potrzebują, dziadkowie. Ale takiej, jaką siebie odkryłam, nie, jaką wykreowały mnie powieści. Czytanie to coś pięknego, kiedy człowiek jest zawziętym molem książkowym, świadczy to o nim, że jest niezwykle obeznany i mądry. Ale ja zaczęłam żyć już życiem tych bohaterów. Moje własne musi wyglądać inaczej. Chcę swój własny scenariusz, nie żywot włożony w kserokopiarkę. Ale same chęci to za mało.
- Babciu, wychodzę - powiedziałam, przemykając koło staruszki. Spojrzałam ukradkiem na zegar wiszący w korytarzu. już po 1. Musiałam spędzić na dworze około dwóch godzin.
- Dokąd?
- Idę się przejść. Pójdę może do jakiegoś sklepu, wpadnę do Lou...
- Dobrze. Potrzebujesz jakichś pieniędzy?
- Nie, mam jeszcze te, które dostałam od dziadka niedawno.
- Tylko... - Usłyszałam w jej głosie zawahanie
- Hm?
- Po prostu wróć jak już zrobisz wszystko to, co chcesz, bo musimy porozmawiać.
- Um, zrobiłam coś?
- Nie.
- Chcesz gadać o mojej anoreksji..?
- Co?
- O kurwa - szepnęłam, a kobieta posłała mi groźne spojrzenie.
- Ashley? - Babcia stanęła przede mną w ten sposób, że zagrodziła mi dostęp do drzwi.
- Ugh, chciałam powiedzieć: "Chcesz gadać o tym, że mogę wpaść w anoreksję?".
- Idź już i wracaj szybko.
- Mogę zostać już teraz.
- ...Nie. Idź się wyszalej. - Uśmiechnęła się krzywo i otworzyła przede mną drzwi, więc tylko głupio na nią popatrzyłam, po czym złapałam swój czarny plecak i powiedziałam, że wrócę na 4.
- Co to? - Lou wyciągnął z dna kolorowy materiał.
- Zostaw! - krzyknęłam wyrywając mu to z dłoni.
- Ley, co to? - powiedział, kuląc się ze śmiechu.
- Nie byłoby to dla ciebie takie śmieszne, gdyby twoja dziewczyna Harriet od czasu do czasu zakładała stanik.
- Spokojnie, tak jak teraz, jest dobrze.
- Jesteś głupi.
- Po co to dziewczynom, bez sensu.
Miałam już mu odpowiedzieć, ale tylko westchnęłam i schowałam stanik z powrotem do plecaka.
- Heeej babeczki, o czym gadacie? - Do pokoju wpadł Harry, szeroko się uśmiechając i niosąc talerz wypełniony ciastem.
- Wiesz, co-
- O niczym - przerwałam Lou.
- A to co? - Nawet nie zauważyłam, kiedy podebrał mi plecak.
- Ugh Louis musisz nauczyć się szanować cudzą prywatność! - Zabrałam mu parę skarpetek.
- Przecież ty nie nosisz takich skarpetek. Ty nosisz stopki. Czarne. Nie kolorowe.
- No właśnie. Znudziło mi się to troszkę.
- Będziecie gadać o skarpetkach!? Lepiej spróbujcie mojego ciasta! - oznajmił Harry.
- Ej, Curly, to nie do końca jest twoje ciasto. To tylko w połowie jest twoje ciasto. Przez to 'twoje ciasto' musiałem przez pół godziny sprzątać kuchnię i czyścić ściany, bo jakimś magicznym sposobem nie wiedziałeś, że uruchomionego miksera nie wyjmuje się z miski, w której jest krem.
- Oops?
- Hi.
- To słodkie - mruknęłam cicho.
- Co jest dzisiaj z tobą nie tak, Ashley?
- Nie wiem czy wiesz, ale u mnie to wszystko jest normalne, bo jestem dziewczyną, a ty już się nie pogrążaj.
- W?
- W swojej gejowości, przepraszam, musiałam to powiedzieć - wyznałam i wybuchnęłam śmiechem.
- Idiotka.
- Kochacie mnie. Uwielbiacie mnie rozpieszczać i jestem waszą ulubioną dziewczyną chodzącą po tym świecie. A teraz spróbuję tego ciasta i spadam do domu, bo babcia chyba ma jakiś problem, nie wiem.
***
- Już jestem - orzekłam, wchodząc do salonu i rzucając się na kanapę. To już po 6 wieczorem, wow, ale kiedy?
- Kochanie... - Babcia zatarła nerwowo ręce i wyprostowała się w fotelu.
W tej chwili przeszedł mnie dreszcz. Coś się stało? Ktoś umarł? Ktoś jest chory? Nowotwór? Mój żołądek się ścisnął. Babcia długo nic nie mówiła.
- Powiedz mi wreszcie o co chodzi, błagam.
Wtem do pokoju wszedł dziadek. Usiadł w drugim fotelu i oboje zaczęli się na mnie patrzeć, ale zarazem uciekać wzrokiem.
- Halo!? Zrobiłam coś nie tak? Co się stało? - Mój głos stał się wręcz płaczliwy.
- Ashley. To coś bardzo ważnego i tym razem nie będziemy źli, jeśli postanowisz wstać, wybiec do swojego pokoju i stamtąd nie wychodzić.
Potarłam czoło dłonią. Takie zachowanie nie było w ich stylu.
- Do rzeczy - powiedział dziadek. - Twoja matka, a nasza córka, dziś rano zadzwoniła z wiadomością, że się zaręczyła.
- Z... Georgem!?
- Tak - szepnęli naraz.
Patrzyłam w jeden punkt za ich głowami. Przełknęłam ślinę.
- Babciu...?
- Tak, kochanie?
- Mogę spać dzisiaj u Lou?
- Oczywiście - powiedziała, z lekkim zawahaniem w głosie.
- Wrócę jutro. - Po tych słowach po prostu wyszłam, nie zabierając ze sobą kompletnie nic.
No więc witaj, Lou, pomyślałam, dzwoniąc do drzwi. Jednak kiedy tylko dotarło do mnie, co robię, moja odwaga uleciała. Mogę jeszcze uciec? Cofnęłam się o krok, kiedy drzwi energicznie się otworzyły. Jego włosy były rozczochrane, a oczy zaspane, jednak kiedy dotarło do niego, że to ja we własnej osobie tu stoję, od razu oprzytomniał.
- Ashley?
Złapałam się tylko za kark, bo czułam, że zaraz wybuchnę płaczem. Chłopak nadal stał zdezorientowany naprzeciwko mnie. Nie wytrzymałam, po prostu pokonałam tę przestrzeń, która nas dzieliła i wtuliłam się w niego mocno. Poczułam, jak jego ramiona powoli lądują na moich plecach.
- Wchodź do środka - wyszeptał w moje włosy.
***
Jego kciuk, rysujący małe kółeczka, wciąż błądził po mojej twarzy. Uporczywie patrzyłam w sufit. Moja głowa już około dwudziestu minut spoczywała na jego kolanach. Trochę się uspokoiłam. Byliśmy w tym pokoju, co jakiś czas temu. W tym uroczym, beżowym pokoiku, z kominkiem, komodą i zdjęciami...
- Więc, czy teraz powiesz mi, co cię tu sprowadza?
- Mama się zaręczyła - rzekłam drętwo. - Z facetem, który jest od niej młodszy i przez niego musiałam się wyprowadzić. W pewnym sensie wyświadczył mi przysługę. - Nie tłumaczyłam mu, że tą przysługą było uwolnienie od niego, cóż.
- Rozumiem.
- Nie, nie rozumiesz. ...Niall?
- Hm?
- Pamiętasz, co mi niedawno powiedziałeś?
- Słowo w słowo.
Ułożyłam się nieco wygodniej i wreszcie spojrzałam w jego oczy. Były jakoś smutne. A jego dotyk na mojej skórze... Z lekka rozpraszający, ale też kojący. Jego palce wciąż krążyły po moim policzku, nosie i brodzie.
- Naprawdę jestem dla ciebie ważna? Czy... czy to jest kolejna gra?
- Jesteś. Uświadomiłem to sobie, kiedy powiedziałaś, żebym zastanowił się, czy jestem na ciebie zły, czy raczej się o ciebie troszczę. Ale i tak nie dopuszczałem do siebie tej myśli, sądzę, ze nawet nie umiałem. Pozostawałem egoistycznym dupkiem, bo ta rola była mi bardziej na rękę. To było po prostu wygodniejsze, łatwiejsze. Aż w końcu uświadomiłem sobie, że również tchórzowskie. Nie chcę być więcej tchórzem. Wiem, nadal jestem zimny, ale tak mnie wychowano. Nie doświadczyłem w życiu opieki, troski, więc nie umiałem dawać tego innym osobom. Umiałem tylko krzyczeć i wypominać. Wiesz, w sumie właśnie tego mnie nauczyli. Ale wciąż nie pytaj.
Taka ilość prawdy naraz totalnie mnie przygniotła. To jakby ktoś nagle zrzucił na ciebie cegły. Albo może wyrzucił je z twojego serca i je odciążył... Nie wiem.
- Tylko nadal zastanawiam się, czemu jednak tu jesteś. Bo mogłaś pójść do Louisa, Harry'ego, każdego, ale przybiegłaś właśnie tutaj.
Wzruszyłam ramionami.
- Bo obecnie nie mam żadnego innego pomysłu. - Zagryzłam wargi.. - Ale to i tak nie znaczy, że ci ufam. - podniosłam się i spuściłam wzrok na swoje kolana. - Za dużo razy zawiodłam się na ludziach i za dużo razy mnie zraniłeś.
- Jasne. - Czułam, słyszałam, wiedziałam, że w jego głosie zmaterializowało się napięcie.
- Niall?
- Tak? - Przeczesał swoje włosy palcami.
- Nie chcę wracać do domu. Mogę u ciebie przenocować? - Spojrzałam na niego kątem oka.
- Możesz. Em, czekaj, nie masz nic ze sobą, prawda?
- Nawet telefonu. - Bezradnie wzruszyłam ramionami.
- Chwila... Twoi dziadkowie nie powinni czasem wiedzieć, że masz zamiar nie wracać na noc?
- Powiedziałam, że idę do Lou.
Patrzył na mnie przez moment, a kiedy dostrzegłam, że na jego ustach zaczyna błąkać się uśmieszek, niespostrzeżenie nagle wstał i wyszedł z pokoju. Wrócił z dwoma ręcznikami, koszulką i dresami w ręku.
- Trafisz do łazienki, prawda? I przymierz to. - Położył ubrania na brzegu kanapy i znowu zniknął.
***
- Niall? - spytałam niepewnie wchodząc do kuchni.
- Taa? - odparł przeciągle, unosząc głowę znad telefonu.
- Jeśli ci przeszkadzam to po prostu powiedz...
- Jesteś głupia? - Uniósł jedną brew. - Chora? Pijana?
- Nie jesteś śmieszny.
- Czy ja się o to staram?
Wzruszyłam ramionami i usiadłam na jednym z krzeseł, stojących najbliżej mnie. Zauważyłam, że też jest już wykąpany i teraz chodzi w białym T-shircie, jakichś spodniach i..... kolorowych skarpetkach. Olśniło mnie, co natchnęło mnie do kupienia swoich. Zauważyłam to jakiś czas u Nialla. Wszystko jest dziwne.
Ziewnęłam. Zobaczył to.
- Jesteś śpiąca? - spytał.
- Tak.
Co prawda było dopiero po 10, ale ten dzień był kolejnym męczącym dla mnie dniem.
- Gdzie mogę spać?
- U mnie. - Odepchnął się od blatu, o który wciąż się opierał, schował telefon do kieszeni i zaczął iść przed siebie, więc postanowiłam iść za nim.
Kiedy jednak znalazłam się w jego pokoju, nagle spanikowałam.
- Um, mogę spać na kanapie, jeśli-
- Już spaliśmy w jednym łóżku - odparł ironicznie.
- Dobra. - Wsunęłam się pod kołdrę po jednej stronie i zwinęłam w kłębek, odwracając się plecami do chłopaka.
***
Coś sprawiało, że nie bardzo mogłam oddychać. Było duszno. Bardzo. Wręcz cudem uchyliłam ciężkie powieki.
- Uh... Niall? - wyszeptałam zachrypniętym głosem.
Nie mogłam się ruszyć, bo dookoła mojego pasa były wręcz przyczepione dwa ramiona, a na klatce piersiowej leżała głowa. Wyciągnęłam jedną rękę i odkleiłam od siebie jego czoło, co spowodowało jego przebudzenie.
- Taaa? Uh. - Odsunął się ode mnie i uniósł na łokciu. - Sorry.
Sięgnął do szafki nocnej i wziął z niej telefon, po czym skrzywił się przez jasne światło, sprawdzając godzinę.
- Już trzecia.
- ... Jestem głodna. - Powtórzyłam jego ruch i też się podniosłam.
W jego oczach dostrzegłam zdecydowanie śmiech, a kąciki jego ust się wygięły.
- Jesteś chyba jedyną dziewczyną, która powiedziałaby to chłopakowi o trzeciej nad ranem. W ogóle powiedziałaby.
- Bo? - spytałam zdezorientowana.
- Dziewczyny zazwyczaj wstydzą się jedzenia w nocy. Zaraz wracam. - Wygrzebał się z łóżka.
- Nie znalazłem nic innego - odparł, wchodząc z powrotem pod kołdrę. Położył miedzy nami papierową torbę.
- Co to? - Zajrzałam do środka, skąd donosił się cudowny zapach.
- Jagodzianki. Mogą być?
- Jasne, lubię je - powiedziałam wyjmując jedną z bułek. Niall wziął drugą, po czym zgniótł papier i rzucił go na szafkę.
- To zabawne, nie sądzisz?
- Hm? - mruknęłam nadal przeżuwając.
- Kto by pomyślał, że taka sytuacja kiedykolwiek będzie miała miejsce. I do tego nawet na siebie nie krzyczymy.
- Życie jest ogółem pokręcone. - Upchnęłam w buzi ostatni kawałek jagodzianki i bezradnie spojrzałam na swoje palce. Całe w lukrze.
Niall powędrował za moim wzrokiem.
- Ugh, daj. - Wyciągnął w moją stronę dłoń.
- Co?
- Rękę, a co.
Niepewnie podałam mu ją, a on oblizał moje palce tak, że już nie było na nich lepkiego lukru.
- Um, dzięki?
To było dziwne. Tsa.
- A teraz dobranoc - ziewnął.
- Dobranoc. - Znów zwinęłam się po mojej stronie łóżka i zapadłam w głęboki sen.
________________________________________________________________________________________
Cześć! Wreszcie się doczekaliście, chociaż to i tak nie było tak długo haha! No i Milenko, nareszcie i Ty się doczekałaś, więc zadedykuję Ci ten rozdział, tak w nagrodę lmao. Dziękuję Wam misie za wszystkie komentarze i, choć wcześniej o tym nie pisałam, zachęcam do obserwacji bloga, iż wtedy od razu jesteście informowani o rozdziałach przez bloggera. Tak,jest trzecia w nocy, więc za wszelkie stylistyczne błędy przepraszam, ale mój mózg pracuje inaczej o tej godzinie. Proszę o szczere opinie! I dziękuję, że jesteście! x
Świetny :) Czekam na next :D
OdpowiedzUsuńInaczej czyli jak na cb?
OdpowiedzUsuńRuszaj się z następnym
ily x
Cudowny! Warto było czekać ;) Niall jest słodki ;3 do następnego ;**
OdpowiedzUsuńZajebisty <3 czekam na next xd
OdpowiedzUsuńCzytałam zaczarowana. Dosłowanie nie mogłam oderwać się od literek. Piszesz tak zgrabnie i przyjemnie, że czyta się szybko, z uczuciem lekkości :)
OdpowiedzUsuńTo jaką relacje budujesz między Niallem, a główną bohaterką jest normalnie asdfsahgsafsgd *____* nie można tego określić niczym konkretnym, bo aż chcę się więcej i więcej ;*
Życzę więc dużo weny, a przy okazji zapraszam do siebie: stay-with-me-1d.blogspot.com ;****
Zaraz postaram się nadrobić resztę twoich rozdziałów i wtedy może walnę Ci coś dłuższego niż te kilka zdań :)
Super.
OdpowiedzUsuńHej :* trafiłam na Twojego bloga niedawno i teraz będę czytać na bieżąco :) postaram się też komentować. Rozdział cudowny :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
lovehateonedirection.blogspot.com
niedostepnamilosc.blogspot.com.
mamo asienia! dziękuję bardzo za dedykację, ale należała się, bo tyle czekałam! nic dodać, nic ująć, niesamowity rozdział i tylko czekać na więcej
OdpowiedzUsuńxoxo
Nareszcie rozdział, mam taką podjare *.* Jest cudny jak zawsze i jeszcze Niall ;** Dużo weny;)
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award ;) Więcej na moim blogu: http://always-there-where-you.blogspot.com/
UsuńBardzo fajny rozdział jak i całe ff. Dałaś mi link do tego dzisiaj na tt i od razu zabrałam się do czytania. Strasznie się zaczytałam i od razy przeczytałam wszystkie rozdziały. Po pierwszych paru sądziłam że będzie podobne do teeanage dirtbag, które też czytałam ale rozdziały się rozkręciły i nie widzę już tak dużego podobieństwa z czego bardzo się cieszę. Ogólnie bardzo fajne ff i masz mega talent do pisania. @litttleskittles
OdpowiedzUsuńSzczee już nie mogę się doczekać co będzie dalej a co do rozdziału to boooski, kochana pięknie piszesz ♥♥♥
OdpowiedzUsuń...
...
KOCHAM TEGO BLOGA!!
Ej! Wszyscy usłyszeli?
Nie?
No to powtórzę...
KOCHAM TEGO BLOGA!!( ciebie też xD )
Pisz dalej, wene miej i żyj spokojnie ;))
KOCHAM! KOCHAM ! I JESZCZE RAZ KOCHAM ! ♥ Jak dla mnie jeden z najlepszych blogów jakie czytałam ! Kiedy kolejny rodzial ?! ♥♡
OdpowiedzUsuńO. Mój. Boże. Mamooo, zakochałam się *_____*
OdpowiedzUsuńRozdział boski, ta relacja Ash i Ni jest taka awww <3
Uwielbiam styl twojego pisania, serio :3
I w ogóle przepraszam za ten najgorszy komentarz eve, ale jest 1 w nocy, już nie myślę ;_;
Jest 3 w nocy, bo siedziałam i przeczytałam całe opowiadanie na raz ( XD) i jest fantastycznie ! Nie jestem fanką komentowania, ale ten blog zmusił mnie do działania :D
OdpowiedzUsuńPiszesz cudownie i ja także prowadzę bloga, ale kiedy to czytam to zaczynam popadać w kompleksy >.< Chciałabym mieć twoją lekkość... no ale nikt nie jest idealny XD
A propo rozdziału ;
OMG OMG OMG
AJSHSMAKAKSBSKSKSHAKSGSHS
NO NORMALNIE AZ SIĘ PODNIECILAM TYM NIALLEM NA KOŃCU *-* ^^ XD