środa, 9 lipca 2014

Rozdział siedemnasty. 'Jesteś taka sama jak ja'

Ja tu on tam. Ja na kanapie, on na fotelu, błądzący wzrokiem wszędzie dookoła mnie. Czas nie mógł biec wolniej. Moja gorączka chyba powoli ustępowała, bo robiło mi się coraz cieplej. Nie mogłam już tak siedzieć. Podniosłam się z kanapy, ale szybko usiadłam. Zabolało.
- Co jest? - Niall spojrzał na mnie obojętnie. Chyba po raz pierwszy dzisiaj.
- Nic. Tylko brzuch mnie boli. - Odwróciłam od niego wzrok.
- Po czym?
Po wczoraj.
- Nie wiem - skłamałam.
Wcześniej też bolał, ale jakoś nie zwróciłam na to zbytniej uwagi. W większości pochłonęła mnie myśl, że zostałam porwana. Znowu.
- Wolisz miętę czy ciepły termos?
Co? On pyta serio?
Byłam zaskoczona. To jest Niall Mam Wyjebane Horan. 
- Obojętnie - powiedziałam po chwili.
Chłopak wstał i wyszedł - najprawdopodobniej do kuchni.
Przez chwilę skrobałam lakier z paznokci. Wzięłam ze stolika jednego paluszka i zaczęłam go chrupać, by czymś się zająć. Blondyn wrócił z termosem w jednym ręku i ręcznikiem w drugim. Owinął gumowy przedmiot w materiał i mi go podał.
- Trzymaj. Gorące. Nie znalazłem mięty, chyba się skończyła.
- Okej - powiedziałam.
Horan obrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju, przymykając za sobą drzwi.

Usłyszałam, jak klucze obracają się w zamku drzwi wejściowych. Po chwili w pokoju znaleźli się Harry i Louis.
- Już jesteśmy, byliśmy w aptece i sklepie - oznajmił szatyn.
- Gdzie jest Niall? Miał się tobą zająć - powiedział Harry, a w jego głosie dało się słyszeć wrogą nutę.
- Nie wiem, gdzieś wyszedł - odparłam.
Odkąd wtedy opuścił ten pokój, więcej go nie widziałam. Przypuszczałam, że wrócił do domu, albo poszedł szukać sobie kolejnej dziewczyny na noc. 
Zacisnęłam dłonie w pięści.
Nie mogę o tym myśleć. To źle na mnie działa. Najlepiej byłoby, gdybym już nigdy nie musiała oglądać twarzy tego chłopaka.
Jak na zawołanie, blondyn wpadł do pokoju.
- Ładnie to tak o mnie rozmawiać za moimi plecami? - rzucił w stronę Harry'ego.
- Miałeś się nią zaopiekować - powiedział naburmuszony Harry.
To śmieszne, ale wyglądał, jakby Niall zabrał mu jego ulubioną zabawkę. 
- Nie, miałem jej pilnować, żeby gdzieś nie zwiała, bo wszyscy wiemy, jaka jest. Jak coś się pieprzy ona ucieka z miejsca zdarzenia.
- Niall - Louis uciął wypowiedź Horana.
- Ale to jest prawda. I czego ty w ogóle chcesz człowieku, zaopiekowałem się nią.
Miałam już dość słuchania ich kłótni.
- Jakoś nie sądzę, abyś był dobry w opiekowaniu się kimkolwiek - powiedział Lou. - Nie chcę się z tobą kłócić, ale coś czuję, że ona mało cię obchodzi, więc nawet mi nie wmawiaj, że cokolwiek zrobiłeś. 
- Czemu tak sądzisz?
- Bo cię tu nie było, kiedy przyszliśmy.
- No tak, to jest powód, by od razu uznać, ze nic nie zrobiłem!
- Halo, ja tu jestem! - krzyknęłam. O co wy się jeszcze w ogóle kłócicie?
- Tu chodzi o godność. Nie zrozumiesz - warknął Niall.
Te słowa spowodowały, że coś we mnie pękło. Jakąś godność trzeba mieć. Nienawidzę go. I poszłam z nim do łóżka. Byłam taka głupia. Jestem głupia.
Wstałam z kanapy, odrzucając przy tym zimny już termos, i stanęłam naprzeciwko blondyna. Jego oczy zrobiły się wręcz czarne z tej złości. Zniknął błękit. Trochę jakby demony wyżarły mu duszę. Musiały zrobić to dawno temu, bo on od zawsze był bezuczuciowy.
- Myślisz że co? Że tak po prostu możesz mi mówić kim jestem? Że możesz wykorzystywać każdą dziewczynę, która stanie na twojej drodze? Że możesz wszystko!? - Mój głos zamienił sie w krzyk. - Myślisz, że możesz niszczyć ludzi, że nie ma żadnych konsekwencji, ale ty nigdy nie myślisz o tej drugiej osobie! Zawsze to ty jesteś najważniejszy! Jesteś egoistą, dokładnie zdajesz sobie z tego sprawę i co? I jesteś z tego dumny!  - Widziałam, jak jego ręce zaciskają się w pięści, a oddech przyspiesza, ale nie przestawałam krzyczeć. - Mówisz, że ja nie wiem, co to godność, że to ja jej nie mam, ale jest zupełnie odwrotnie. Gdybyś miał w sobie odrobinę godności nie zachowywałbyś się tak, jak teraz się zachowujesz!
- Ashley - zareagował Styles.
- Nie teraz, Harry - powiedziałam i znowu odwróciłam się w stronę Nialla. - Są pewne granice, których się nie przekracza. Ale ty przekroczyłeś je wszystkie! Od najmłodszych lat próbowałeś mi wmówić, jaka to jestem beznadziejna, gorsza, niepotrzebna. Nigdy nie pomyślałeś, że może ja też mam uczucia. Niszczysz ludzi. Niszczysz każdego, nie ważne jaki by nie był. Nie mam pojęcia co zrobiłam źle, szczerze, to mam to w dupie. Chodzi o to, że nie wiesz w którym momencie powinieneś przestać. Zachowujesz się, jakbyś nie miał sumienia. Najprawdopodobniej go nie masz. Domyślam się, czemu twoich rodziców wiecznie nie ma. Mają cię dość, bo jesteś rozkapryszony i chamski w stosunku do każde-
- Ashley, stój  - powiedział szybko Lou i zaczął ciągnąć mnie za ramiona do tyłu.
Dopiero teraz zobaczyłam, jaki blondyn zrobił się czerwony.
- Bo!? Bo on może mówić mi co chce i kiedy chce a mi już nie wolno!?
- Masz rację.
Usłyszałam coś, czego nigdy bym się nie spodziewała usłyszeć z ust Nialla. Po pierwsze nawet nie spodziewałam się, że mnie słucha. W głowie już zaczęło kołować mi się wiele myśli, jednak on po chwili otworzył usta, by kontynuować, co znów spowodowało, że przestałam wierzyć w istnienie jego sumienia. Zapewne za chwilę mi wygarnie jaka to ja nie jestem.
- Są pewne granice, których się nie przekracza. Mogłaś poruszyć każdy temat, a poruszyłaś akurat ten. Udało ci się. Jesteś taka sama jak ja - wyminął mnie i Lou, patrząc w podłogę.
Po chwili drzwi wejściowe trzasnęły.
- Cholera - wyszeptał brunet. - Ashley, musisz trochę ochłonąć. Odwiozę cię do domu.
- Okej.
Dołożyłam dłonie grzbietami do swoich policzków. Dopiero teraz zorientowałam się, jakie są gorące.
- Spokojnie - uspokajał mnie Louis. - To nie powinno zajść do tego stopnia. Wyraźnie nie umiemy opanować krzyczącej nastolatki. - Tym razem zwrócił się do Harry'ego.
- 'Krzyczącej nastolatki'? - powtórzyłam ironicznie. - Nie mam zamiaru siedzieć i słuchać jak mnie poniża.
- Rozumiemy Ash - odezwał się niebieskooki.
- 'Rozumiemy'? Serio, Lou, serio? Przez wiele czasu po prostu stałeś i z boku patrzyłeś na to, jak ta dwójka cię upokarza, ale wolałeś siedzieć cicho, bo dragi były ważniejsze-
- Ashley, cii, daj spokój, wystarczy, że ubliżyłaś Niallowi. - Harry przyciągnął mnie do siebie i objął tak, że nie mogłam nic powiedzieć, bo moja twarz znalazła się przy jego klatce piersiowej.
- Nie daję sobie rady, Harry. Przepraszam was - wychrypiałam.
- W porządku. - Brunet pogładził mnie po włosach. - Możemy coś dla ciebie jeszcze zrobić?
- Yy... Macie może jakieś zapasowe szczoteczki do zębów? Trochę długo nie było mnie w domu i... - urwałam, bo powiedziałam lekko za dużo. Oby nie zaczęli pytać, czemu byłam poza domem.
- Jasne. - Harry chyba wyczuł, że nie chcę o tym mówić. - Zaczekaj, zaraz czegoś poszukam. - Puścił mnie i wyszedł z pokoju.
Podeszłam powoli do Lou i mocno się do niego przytuliłam. Nie wytrzymałam już dłużej i po moich policzkach zaczęły spływać gorzkie łzy.
- Nie płacz. - Pocałował mnie w czubek głowy. - Będzie dobrze.
- Nie chcę go więcej widzieć.
- Wiem, Ley.
- O, tu jesteście - odezwał się jakiś inny, trzeci głos.
Podniosłam głowę i zobaczyłam Zayna, opierającego się o futrynę.
- Oh, teraz tu jesteś - powiedziałam naburmuszona i opuściłam głowę na zagłębienie w szyi Lou.
- Coś przegapiłem? - spytał zdziwiony.
- Nic - uciął rozmowę Louis.
- Ashley? - wołanie dobiegało gdzieś z innego pokoju. Pewnie z łazienki.
- Idę! - odkrzyknęłam i ruszyłam w stronę, z której słyszałam głos Hazzy.
- A jej co? - usłyszałam jeszcze na odchodnym, kiedy byłam już na korytarzu. Zatrzymałam się, by podsłuchać odpowiedź szatyna.
- Niall - powiedział tylko.


- Ashley? - spytał niepewnie brunet, kiedy byliśmy w drodze powrotnej do domu. Zaczął padać deszcz, więc tępo wpatrywałam się w przemieszczające wycieraczki.
- Hm? - mruknęłam nadal zapatrzona.
- Czy Niall... Czy on... hm kłócąc się z tobą wspominał kiedykolwiek coś o twoich rodzicach?
- ...Nie - odparłam przetwarzając w głowie przeszłość.
- Wiesz Ash... Kiedy Horan jest zły, zazwyczaj stąpa po tematach, które są dla niego bezpieczne. Uważa, aby nie powiedzieć czegoś, co sprowokowałoby drugą osobę do kłótni na krępujący temat. Może nie powinienem tego mówić, to jest jego życie, nie moje. Ale jeśli już musisz się z nim kłócić... Lepiej byłoby, aby te tematy nie krążyły wokół rodziny.
- Czemu? - spytałam beznamiętnie. Szczerze, to nie bardzo mnie to obchodziło. Byłam zmęczona.
- Jego rodzice dużo pracują, może o tym wiesz. On został przez nich jak gdyby odrzucony-
- Nie dziwię się.
- Posłuchaj mnie. Chodzi o to... przez to odtrącenie, trudno mu normalnie zachowywać się w towarzystwie osób, którym nie ufa. On się w pewien sposób broni.
- Przed? - prychnęłam.
- Przed złem, które drzemie w ludziach. On boi się uczuć, boi się ich okazywać, bo kiedy był mały, gdy okazywał je rodzicom, zawiódł się. Teraz uważa każdego człowieka za potencjalnego nieprzyjaciela.
- To nie jest powód, by traktować mnie jak śmiecia. I jeszcze jedno: nie wzbudzisz we mnie litości.
Zaległa cisza. Wkrótce chłopak ją przerwał.
- Nie musisz mi odpowiadać, ale... Co się wydarzyło w ostatnim czasie między tobą a Niallem, że aż tak na niego naskoczyłaś? Chyba... On chyba cię nie uderzył, prawda? - Harry momentalnie odwrócił wzrok w moją stronę, z przerażeniem malującym się w jego zielonych oczach.
- Nie.
Chłopak westchnął z ulgą.
- Całe szczęście.
- Myślisz, że byłby do tego zdolny?
- Raczej nie, ale... Ostatnimi czasy chodzi ciągle z podkrążonymi oczami, zmęczony. Jakby cierpiał na bezsenność, czy coś w tym rodzaju. Schudł. Wiesz, może Zayn i Liam tego nie zauważyli, ale to kwestia orientacji. Zamiast patrzeć na facetów, nawet na przyjaciół, wolą oglądać się za dziewczynami. Przynajmniej Zayn. Liam ma swoją Danielle.
- Co to ma do rzeczy?
- Chciałbym wiedzieć.
- A tak wracając do tematu, co zaszło, jak to ująłeś, to nie mam ochoty o tym mówić.
- Jasne. Ale chcę, żebyś coś zapamiętała.
- Nie będę poruszać tematów rodziny przy Niallu - westchnęłam z rezygnacją.
- Nie o to chodziło, ale się cieszę. - Spojrzał kątem oka w boczne lusterko. - Chodzi o to, że cokolwiek by się stało...  - Przeczesał palcami grzywkę, która opadła mu na oczy. Wyraźnie nie wiedział jak ująć w słowach to, co chciał mi powiedzieć. - Granica jest cienka.
- Nie rozumiem - wyznałam.
- No wiesz... Podobno granica pomiędzy nienawiścią a miłością-
- Skończ.
- Okej, ja tylko chciałem... Po prostu nie rób głupot z miłości - powiedział już pewniej.
- Czemu miałabym takowe robić?
- Nie wiem. Ale życie pokazało, że ludzie potrafią zrobić różne, głupie rzeczy. Chodzi o Lou.
Skierowałam na niego swój wzrok, chyba dopiero po raz drugi, odkąd wsiadłam z nim do tego auta.
- Co z nim?
- Rzucił studia. Dla mnie. - Westchnął.
- Co?
- Dokładnie to, co usłyszałaś. Odwodziłem do od tego pomysłu, ale bezskutecznie. Czuję się winny. Wciąż zalega mi to na sumieniu. To przeze mnie on tu jest.
- Harry, to nie twoja wina, zrobił to, co uznał za słuszne.
- Ale on jest tu z mojego powodu. Chciał się mną zaopiekować. Chciał dać mi miłość. I dał mi ją, okazuje ją lepiej, niż ktokolwiek mógłby to sobie wyobrazić. Ja też go kocham. Ponad życie. Ale boję się, że... że... - Jego głos zaczął drżeć. - Że pewnego dnia on odejdzie. Że powie, iż zmarnowałem mu życie i już więcej nie będzie chciał mnie widzieć. Że go zawiodłem.
- Harry, to nieprawda i doskonale o tym wiesz. - Położyłam dłoń na jego trzęsącym się kolanie. - On jest dorosły i ma prawo podejmowania samodzielnych, niewymuszonych wyborów. Wybrał ciebie.
- On zrobił dla mnie tak dużo... Czuję, że to, co ja robię dla niego jest tysiąc razy słabsze. Nie jestem nikim ważnym a on wolał porzucić swoje cudowne życie w Londynie. Studiował medycynę. Czuję się okropnie. To przeze mnie się tu znalazł, wpadł w nałogi... Pojawiły się problemy, z którymi nie potrafił sobie poradzić. Ja też w pewnym momencie przestałem panować nad tym, co się z nim działo. Przez to pojawiły się długi. Może gdybym to ja zginął zamiast mojej mamy...
- Harry, nawet tak nie mów - pisnęłam.
- Ale to przeze mnie bieg zdarzeń się zmienił. Przez to, że istniałem.
- Harry, przestań.
Chłopak zjechał na pobocze i  włączył światła awaryjne. W jego pięknych oczach lśniły łzy. Czułam, że jeśli dalej tak pójdzie i w moich one się pojawią.
- To nie tak. W taki sposób donikąd nie dotrzesz. - Nabrałam w płuca powietrza. - Możesz zmyślać jeszcze tysiące rzeczy, doszukiwać się w sposób 'co by było gdyby' aż do początków świata, ale to niczego nie zmieni.
- Ale gdybym go tu nie ściągnął, nie wpadłby w nałogi, nie poznalibyście się i nie wciągnąłby cię w sam środek kłopotów, i-
- I nie zyskałabym dwójki wspaniałych przyjaciół, i historyjki do opowiadania moim dzieciom, kiedy już będą na tyle duzi, by tego wysłuchać - dokończyłam za niego. - Nie zrobiłeś niczego złego. Nie powinieneś czuć się winny, bo nie jesteś winny.
Jego oczy się powiększyły.
- Dziękuję - wyszeptał.
- To nic takiego. To po prostu prawda. Lepiej ci?
- Tak. Jeszcze nikomu tego nie powiedziałem, wiesz?
- Więc jestem zaszczycona. - Uśmiechnęłam się do niego, by choć odrobinę poprawić mu humor i dodać otuchy. - Harry...?
- Tak?
- Jak wytłumaczymy mojej babci, że nie byłam na noc w domu, a teraz wracam, późnym popołudniem, do tego w męskim podkoszulku? - Skrzywiłam się.
- Err. - Złapał się za kark. - Postaram się coś wymyślić. Czekaj, co? Nie byłaś na noc w domu?
- No... Nie. - Skierowałam wzrok z powrotem na wycieraczki, które nadal płynnie pracowały.
- To żadne siniaki, prawda? - Wskazał palcem w stronę mojego brzucha.
Pokręciłam przecząco głową.
- Sorry Ley, ale muszę spytać-
- Spoko. Byłam u Nialla - odparłam, zanim zdążył zadać mi niepotrzebne pytanie.
- ...Jesteście dziwni - stwierdził po czasie.
- Wiem. Ale go nienawidzę.
Pokiwał tylko głową i wyłączył awaryjne, po czym ruszył do przodu.

______________________________________________________________

No więc jestem na wakacjach w Kołobrzegu, ledwo łapię wi-fi, komentarzy jest 7, miało być 10, z nudów pisałam w wordzie, ale jestem dobroduszna i oddaję Wam ten rozdział do krytyki. Zostawiajcie komentarze, proszę, to NAPRAWDĘ motywuje. Jutro wracam do domu, więc spodziewajcie się z mojej strony więcej w najbliższym czasie.

Chciałabym jeszcze napisać, ze jeśli jest jakiś sposób, bym mogła Was poinformować, to piszcie!

Nie lubię szantażu, ale 9 KOMENTARZY TO KOLEJNY ROZDZIAŁ.

12 komentarzy:

  1. Nie lubisz szantażu, doprawdy? Jakoś nie uwierzyłam hahah o dziwo przeczytałam więc wiesz

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam na nastepny !

    OdpowiedzUsuń
  3. NKFJSKDJJHG OPŁACAŁO SIĘ CZEKAĆ HEHE
    NAJLEPSZY TEKST RODZIAŁU? "TO ŻADNA SINIAKI, PRAWDA?" HEHE

    OdpowiedzUsuń
  4. HELOŁ.
    Piszę komentarz pod twym rozdziałem siedząc w twoim domu i pijąc herbatkę. A ty poszłaś do łazienki, bo tag.
    Co do rozdziału to Ley mnie fkuszyła.
    Po czo się kłócić ja się pytam? No bo przecież nie samą nienawiścią człowiek żyje, nie? Musisz jeść itd, ALE TO NIEISTOTNE.
    Czekam na następny. Bo tag
    Joł joł.
    Przepraszam jeśli kogoś obraziłam.
    A Yupi montra i w jednym komentarzu napiszę spam hyh
    ----> dangerous-love-fanfic.blogspot.com
    Słyszałam, że fajne.
    No, a rozdział super i wgl. Niall ma racje (sry musiałam ;-;)
    No i ten Niall pocałuje na końcu Aszlejke, ale to nieistotne :)
    Nie ma za co.
    Dziękuje, do zobaczenia.
    Mój komentarz jest boski, no wiem nie zachwycaj się tak. :>
    Joł mada faka
    Zrobisz mi jeszcze jedną herbatkę?
    Co z tego, że jeszcze nie wypiłam swojej.
    Ciii...
    :)

    OdpowiedzUsuń
  5. jes kom ^_^

    CrazzyVickyy

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie masz konta, a chcesz skomentować zaznacz Anonima.
Jeśli chcesz być informowana/y o rozdziałach → http://she-is-different.blogspot.com/p/informowani.html