wtorek, 27 maja 2014

Rozdział piętnasty. 'Największy błąd w moim życiu'

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem.

Otworzyłam oczy, ale szybko je zmrużyłam, bo w moje oczy uderzyły promienie słońca. Kiedy mój wzrok już się przyzwyczaił do światła, rozejrzałam się po pustym pokoju i powoli składałam fakty w całość.
Śmiech, film, kłótnia, zimne ręce na moich plecach, usta Nialla, ciemność...
Zaraz co!?
'Usta Nialla'
O Boże, właśnie dotarło do mnie, co się wczoraj wydarzyło.
Szybko zeskoczyłam z łóżka. Zdjęłam z siebie za dużą, czarną koszulkę i ogromne spodnie, po czym ubrałam się w swoje jeansy i koszulkę. Niepewnie wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół. Nie wiedziałam gdzie powinnam pójść, więc weszłam do kuchni. Znalazłam tam Nialla, siedzącego przy stole. Kiedy mnie zobaczył poklepał miejsce obok siebie. Przemierzyłam kuchnię i zamiast usiąść na krześle obok niego, oparłam się plecami o blat bufetu. Wlepiłam wzrok w płytki i zacisnęłam usta w cienką linię. Nie miałam pojęcia, co teraz robić.
- Chcesz kawy? - odezwał się zaspany głos Nialla.
Podniosłam na niego wzrok.
- Nie - powiedziałam kręcąc przy tym głową.
Skierowałam wzrok z powrotem na podłogę. Zaległa męcząca cisza. Jednak nie miałam zamiaru jej przerywać, nie miałam nawet pomysłu, jak miałabym to zrobić. Co mam mu powiedzieć? Może: "Przespaliśmy się, więc to znaczy, że masz mnie rozpieszczać, jak te puste baby z programów telewizyjnych"? Cha, cha, cha, cha, no jasne kurwa.
Po chwili przed oczami zamachała mi ręka. Energicznie podniosłam głowę i zajrzałam w niebieskie tęczówki.
- Nic się nie zmieniło. Ja nie lubię ciebie, ty nie lubisz mnie.
Słowa, które z siebie wyrzucił wirowały mi w głowie niczym puzzle, które małe dziecko porozrzucało po całym stole i żaden element nie chce pasować do innego. Zamrugałam kilkakrotnie. Chłopak nadal stał naprzeciwko mnie i obojętnie się na mnie patrzył. Zrobiłam chwiejny krok do przodu, wyminęłam Nialla i szybko ruszyłam do drzwi. Moje nogi całe dygotały. Popchnęłam drewnianą powłokę i już za chwilę znalazłam się na dworze. Uderzyło we mnie rześkie ranne powietrze. Trochę się uspokoiłam. Nie wiem, czemu moje ciało tak zareagowało. Spojrzałam w stronę domu. Za nic w świecie tam nie pójdę. Nie miałabym spokoju i zapewne musiałabym odpowiadać na pytania gdzie spędziłam noc. I co robiłam. A tego nie chciałam wiedzieć sama.
Ruszyłam w przeciwnym kierunku. Mocniej opatuliłam się bluzą i wsunęłam ręce do kieszeni.
Gdzie idę? Nie wiem.
Mogłabym pójść do Lou... ale nie wiem, czy on jest jeszcze moim przyjacielem. On mógł tylko oszukiwać. Tak jak Niall. Niall... no właśnie. Wykorzystał mnie.
To był największy błąd w moim życiu. Tak po prostu mu się oddałam. Cholera, ja mam 17 lat! Jaką idiotką trzeba być? Stracić dziewictwo ze swoim największym wrogiem, hm, cudownie Ashley.
Pociągnęłam za swoje włosy.
Jestem nikim, czuję się jak dziwka. Dałam się wykorzystać. Poniżył mnie i ma to w dupie. Udało mu się.
Doszłam do rozwidlenia dróg. Lewo, prawo. Którędy? Zresztą nie obchodzi mnie, co się ze mną teraz stanie. I tak straciłam już resztki jakiejkolwiek godności.
Skręciłam w uliczkę, która znajdowała się po lewo. Było tu dużo drzew.
Wróciłam myślami do wczorajszej nocy. Czemu poszłam z nim do łóżka? Przecież w końcu byłam tego świadoma. No, przynajmniej przez większość czasu. A czy mi się podobało? Kiedy pomyślę o tym dzisiaj, to robi mi się niedobrze, ale skłamałabym mówiąc, że nie. Ale... inna przeszłość, inna historia, inne życie.
Kurwa, czemu znowu o tym myślę? Muszę przestać.
W głowie znowu zawirowały mi słowa blondyna.
"Nic się nie zmieniło. Ja nie lubię ciebie, ty nie lubisz mnie."
Zacisnęłam powieki. Jednak kiedy tylko je uchyliłam, po moich polikach popłynęły gorące łzy.
Dałam się zmanipulować. Tak po prostu. To boli. Świadomość, że zostałam wykorzystana.
"Ja nie lubię ciebie" - mogłam się tego spodziewać...
"Ty nie lubisz mnie" - przecież i tak go nie lubię. Nie lubię go. Właśnie. Nie lubię.
Czułam, że mój oddech z każdą chwilą przyspiesza.
Nic się nie zmieniło, nie lubię go, miał rację.
Nie lubię. Kurwa, czemu to mi tak trudno przychodzi? Przecież go nie lubię.
A może jednak coś się zmieniło?
Wtedy, kiedy zaczął muskać moje usta? Kiedy jego chłodne ręce znalazły się na moich plecach, czule mnie obejmując, jakbym miała rozpaść się na kawałeczki? Kiedy czułam jego oddech na swojej skórze? Kiedy szeptał mi do ucha, że jestem niezwykła i inna od stereotypowych dziewczyn? Kiedy wplatał swoje palce w moje włosy? Bo tak było. A wolałabym o tym nie pamiętać.
Zacisnęłam zęby. Teraz zaczęłam nienawidzić go jeszcze bardziej. To wszystko takie skomplikowane.
Otarłam łzy wierzchem dłoni i pociągnęłam nosem. Nie mam siły. Dobrze, że nie poszłam do domu, bo pewnie rozwaliłabym jakąś temperówkę, nie mając pomysłu co powinnam zrobić.
Kopnęłam jakiś przypadkowy kamyk i patrzyłam jak podskakuje przemierzając ulicę, po czym opada w bezruchu. Takie są moje uczucia. Raz jest ok, potem upadam i nie potrafię się sama podnieść.
Skierowałam się w moje ulubione miejsce. Przychodziłam tu, kiedy byłam mała. Kiedy ojciec jeszcze był z moją matką i było między nimi w miarę dobrze. Ogarnęłam plac wzrokiem, szukając krzywego dębu. Nic. Musieli wyciąć to drzewo. Wycinają drzewa, które tak dużo znaczyły w moim życiu. Identycznie jak Bóg wycina osoby z mojego życia, które były dla mnie wszystkim. Mam na myśli swojego tatę. Moje życie jest trochę jak dziurawe spodnie. Nie da się ich jednak załatać książkami i samotnością, jak próbowałam to zrobić. Brakuje w nim wielu elementów, które dałyby mi bycie spełnioną. Szczęśliwą.
Usiadłam na skrzypiącej huśtawce i wsłuchałam się w świszczący wiatr. Zapowiadało się na w miarę słoneczny dzień. Zamknęłam oczy. Nie chciałam o niczym myśleć, ale to nie było wcale łatwe. Miałam ochotę płakać i coś rozwalić, wyżyć się na czymś, ale na razie pozostawałam dziwnie spokojna. Spokojna, by potem to wszystko mogło się skumulować. Najchętniej bym się na nim odegrała. Nie za to, że wczoraj mnie zmanipulował, tylko za wszystkie te przykrości, które wyrządził mi w przeszłości.
Nie zarejestrowałam momentu, kiedy poczułam szarpnięcie do tyłu, spowodowane tym, ze ktoś przyłożył mi jakąś szmatę do twarzy. Więcej nie pamiętam.

***

Poczułam szarpnięcie i mocny ból głowy.
- Obudź się, słyszysz!? - ktoś wrzasnął mi do ucha.
Uchyliłam oczy, by sprawdzić kto to. Momentalnie szarpnęłam się do tyłu, bo zaczęłam bać się jak cholera. Jednak moje ręce i nogi były związane, więc tylko uderzyłam się w ramię. Moje usta zaklejone były taśmą.
To oni. Ci faceci, którzy kiedyś mi już grozili.
- A teraz będziesz cicho i nie będziesz robiła zamieszania - powiedział brunet i przyłożył mi do twarzy dłoń, po czym złapał za rąbek taśmy.
- James, nie wiem, czy to dobry pomysł. Ona może zacząć się drzeć.
- Ostatnim razem nie robiła scen. Ale o to chodzi, aby krzyczała. Kiedy będę bawił się jej skórą - znowu skierował ku mnie swój wzrok i szybko pociągnął za taśmę, odrywając ją od moich ust.
Zacisnęłam oczy. Zapiekło.
- Nie gadaj - rzucił do mnie szatyn.
Przełknęłam gulę formującą się w moim gardle. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Puste, szare, całe w betonie. Mam tyko jedno pytanie. GDZIE JEST POLICJA I CZEGO ONI ODE MNIE CHCĄ!?
Brunet przyciągnął mnie do siebie, rozdzierając przy tym materiał moich jeansów o to szorstkie podłoże.
Podciągnął moją bluzkę do góry i wyjął coś z kieszeni.
- Niezłe malinki - burknął.
Spojrzałam na swój brzuch. Był pokryty kilkoma czerwono-fioletowymi plamkami. Zajebiście.
Mężczyzna przystawił do mojego żebra coś, co wyglądem przypominało nożyk. Przyjrzałam się uważniej. Scyzoryk. Cholera.
Przejechał narzędziem wzdłuż mojego boku.
Zacisnęłam mocno zęby. Piekło. Ale jednak przynosiło jakieś wytchnienie. Chciałam zrobić to już dawno, a on zrobił to za mnie. Działa. Naprawdę działa. Zrobił kolejną linię, ale tym razem wbił scyzoryk jeszcze mocniej. Westchnęłam. Ulżenie bólu poprzez ból? Ok.
- To jest jakaś jebana masochistka!? - wykrzyknął szatyn.
- Nie wiem, nie obchodzi mnie to - syknął drugi.
Z mojego boku sączyła się krew. Chłopak opuścił moją koszulkę. Przykleił taśmę znów na swoje miejsce.
- Starczy jej. Na razie. Jeszcze tu wrócimy. Ale nie będziemy już tacy łagodni - powiedzieli i wyszli, trzaskając drzwiami.
Spojrzałam na swoją koszulkę. Była we krwi.
Czy ja muszę mieć tak trudno w życiu?

***

Nie wiem, ile czasu minęło odkąd wyszli. Krew skrzepła się i zaschła na koszulce, ale rana nadal lekko szczypała. Ile mogło minąć? Starałam się to oszacować, ale totalnie zagubiłam rachubę czasu, bo nie wiem, ile byłam odurzona, ani czy na dworze jest jasno czy ciemno, bo tu nie ma okien - sam beton.
No dobra, jest jedno malutkie coś, co przypomina okno, ale to jest wielkości cegły, do tego u samej góry pomieszczenia.
Jednak nie wpadało przez tą szparę żadne światło. Czyżby była noc? Babcia z dziadkiem pewnie umierają ze strachu o mnie.
Nagle drzwi z ogromną siłą się otworzyły.
Faceci weszli stanowczym krokiem do pomieszczenia. Szatyn zaczął grzebać w kieszeni swoich spodni. Wystraszyłam się, że znów szuka scyzoryka, jednak wydobył tylko mój telefon.
- Teraz będziesz grzeczna i potwierdzisz to, co my powiemy, dobrze? - zwrócił się do mnie tonem jak do dziecka, odlepiając przy tym szary skrawek taśmy.
- Nie jestem głupia! - warknęłam.
- Powiesz, albo oszpecimy ci tą twoją buźkę - znowu zaczął grzebać w kieszeni, tym razem innej.
- Dobra, powiem to, co mi każecie - powiedziałam szybko.
Może ból fizyczny pomagał na ból psychiczny, ale zdecydowanie nie chciałam, aby rozcięli skórę mojej twarzy.
Chłopak wybrał jakiś numer.
- Halo? - odezwał się głos po drugiej stronie słuchawki. - Ashley, twoi dziadkowie cię szukają, wiesz o tym? Gdzie jesteś?
Nie, nie, nie, nie, nie! Tylko nie on!

__________________________________________________________________________
Tralala chcieliście dłuższe rozdziały, więc macie hihi. Miałam to ciągnąć dalej, ale uznałam, że nikt nie przeczyta + pracuję nad tym, by urywać niespodziewanie. Dlatego już idę pisać kolejny rozdział, ale na razie dostaniecie tylko ten. Jak myślicie, do kogo zadzwonili? Hihi.
Chcę napisać też, że cały czas mam na uwadze, że ona ma 17 lat, a Niall 18. A odnośnie tego, czemu nie ma żadnej reakcji policji czy coś podobnego dowiecie się już wkrótce. ;)
A no i jestem trochę oburzona. Bo było tylko 9 komentarzy, a zazwyczaj było ok. 12. Ale cieszę się, że w ogóle jakieś są. Do następnego. xoxo

CZYTASZ = SKOMENTUJ

sobota, 17 maja 2014

Rozdział czternasty. 'Nie pytaj!'

Siedziałam pod altaną co chwila nadziewając na widelec plasterek banana, maczając go w Nutelli i wkładając do buzi. Rozkoszowałam się słońcem, które powoli zbliżało się w zachodnią stronę. Było już po 3 pm.
Leniwie osunęłam się lekko w dół, przymykając oczy.
Momentalnie podskoczyłam, kiedy usłyszałam dzwonek swojego telefonu.
Na wyświetlaczu ujrzałam numer. Nieznany mi.
Odbierać, czy nie odbierać? Ok.
Przejechałam palcem po ekranie.
- Halo?
- Przyjdź do mnie - usłyszałam przyciszony głos po drugiej stronie słuchawki.
Znam ten głos bardzo dobrze. Niall.
- C-co? - spytałam trochę zbita z tropu. - Skąd masz mój numer?
- Twoja babcia mi dała. To jak, przyjdziesz?
- Um, ok.

Wstałam z ławki i szybkim krokiem poszłam do domu.
- Babciu, dlaczego dałaś Niallowi mój numer telefonu!?
- To taki miły chłopak, czemu miałabym tego nie zrobić?
- Uh, po prostu nie! A tak w ogóle, to wychodzę.
Włożyłam telefon do kieszeni i skierowałam się w stronę drzwi.
- To twój chłopak? - usłyszałam jeszcze z kuchni, więc momentalnie zawróciłam.
- Co!? Jasne, że nie!
- Nie krzycz tak, tylko pytam, spytać nie można?
- Można. Idę.
- Dokąd?
- Do znajomych - skłamałam.
Jeśli powiem jej, że idę do Nialla, to nie uwierzy w to, że Niall nie jest moim chłopakiem, chociaz to ostatnie, co mogłoby mi przyjść do głowy. Nigdy, nawet za milion lat, fu.

Przeszłam te kilkanaście metrów i znalazłam się na podwórku Nialla.
W co ja się w ogóle pakuję, po co tu przyszłam, nie pomyślałam nawet nad tym, jestem głupia.
Nacisnęłam dzwonek do drzwi. Chwilę potem moim oczom ukazał się Niall.
Mam jeszcze jakąś szansę dać stąd nogę?
- Wchodzisz? - spytał zniecierpliwionym tonem.
Ok, zapowiada się milutko. Czujecie ten sarkazm?

***

- I wtedy ona otwiera drzwi a my z Louisem nadal stoimy tam za tą szafą, zaczęła krążyć po pokoju, myśleliśmy, że nie wytrzymamy i wybuchniemy śmiechem. I tak przechodzi koło tej szafy a my na siebie patrzymy a ona za chwilę wyszła! - Niall właśnie skończył swoją wypowiedź i zaniósł się śmiechem.
Z trudem łapałam powietrze, bo nie mogłam przestać skręcać się ze śmiechu.
- I... i wy w końcu stamtąd wyszliście, czy nie?
- No w końcu tak, ale trudno było! Ale gorzej byłoby gdyby serio zadzwoniła na policję, a chcieliśmy tylko sprawdzić, czy ten dom serio jest nawiedzony. Ta baba była nawiedzona i to bardzo. Ale przynajmniej żywa - znów zaczął się śmiać.
Rozprostowałam plecy, które zaczęły lekko boleć mnie od ciągłego siedzenia na trawie.
- Co robimy? - spytał Niall kiedy się trochę uspokoił.
- Jakieś propozycje? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Oglądamy jakiś film?
- Ok.
- Dobra, jakie lubisz?
- Na pewno nie romansidła ani musicale, może jakiś dramat albo horror?

***

Oni zabili niewinnego człowieka. Byli okropni. Okropni jak tylko się da. Takie to kiedyś było świństwo.
Zakryłam oczy dłońmi i schowałam twarz w ramieniu Nialla.
- Ashley, nie płacz, to był tylko film - wyjęczał Niall, chyba nie do końca wiedząc co ma teraz zrobić.
- Sorry - otarłam łzę, która wypłynęła jeszcze spomiędzy moich palców.
Czułam, że trochę zirytowałam go swoim zachowaniem.
Co z tego, że oglądałam "Zieloną Milę" jakiś setny raz, ja zawsze na tym płaczę.
- Mogliśmy jednak wybrać jakieś romansidło - burknął Niall.
Spojrzałam na swoje paznokcie. Czarny lakier już dawno odprysnął, pozostawiając po sobie brzydkie place. Muszę to poprawić. Moje paznokcie jakoś o wiele bardziej mnie teraz interesowały.
Może dlatego, że uświadomiłam sobie coś, co zaszło kilka chwil temu? A dokładniej to, że wtuliłam swoją twarz w jego ramię. To było żenujące, bo... chcieć nie chcieć do niedawna miałam go za swojego wroga.
Do... niedawna...? Pomyślałam o tym? Naprawdę? Czyli że... chyba jest ok. Chyba.
Odwróciłam od niego głowę, żeby ukryć czerwone policzki. Poprawiłam palcami grzywkę i rozejrzałam się dokładnie po pokoju. Było całkiem przytulnie. Ładne firanki w oknach, beżowe ściany, niska komoda, na której spoczywał telewizor. Za nami był też mały kominek, co prawda nie paliło się w nim teraz, ale wyglądał uroczo; wszystko tu do siebie pasowało i było okraszone bordowymi elementami. Zatrzymałam wzrok na półce zawieszonej na jednej ze ścian. Przemknęłam wzrokiem po zdjęciach. I w tym momencie coś sobie uświadomiłam.
- Niall?
- Tak?
Skierowałam ku niemu swój wzrok.
- Gdzie są twoi rodzice?
Jego oczy w przeciągu sekundy się zwęziły, kiedy wypowiedziałam słowo: "rodzice". Ups?
Wziął głęboki oddech.
- Nigdy ich tu nie ma - wzruszył ramionami i uciekł wzrokiem od mojego. - Są zajęci swoją pracą.
- Nie wiedziałam, przepra-
- Nikt nie wie! A ja mam już kurwa dość! - krzyknął nagle.
Wystraszyłam się. Bo być z nim w jednym pomieszczeniu sam na sam, a z kimś innym, lub w otwartej przestrzeni to dwie różne rzeczy.
Odwrócił się do mnie plecami. Słyszałam, że jego oddech powoli robi się wolniejszy.
Oparłam brodę na dłoni, nie do końca pewna co teraz powinnam zrobić. Minęło jakieś pięć minut, zanim znowu się odezwał.
- Nie pytaj o nich już więcej.
- Ok... ale-
- Nie pytaj!
- Może najpierw pozwól mi dokończyć to, co chciałam powiedzieć!? - krzyknęłam wstając.
- A może nie mam ochoty tego słuchać!? - też wstał i energicznie przeczesał włosy palcami, jak gdyby chcąc rozładować w ten sposób agresję.
- To po co kazałeś mi tu przychodzić!?
- Sam nie wiem!
Niebezpiecznie przybliżył się do mnie, więc cofnęłam się o krok.
Potem tych kroków było coraz więcej i więcej.
- Wiesz, nie mam pojęcia, czemu zaufałam ci, że się zmienisz, że możemy przestać się kłócić, że, że - zająknęłam się, kiedy poczułam za plecami zimną ścianę. Przełknęłam gulę, która zaczęła formować się w moim gardle. Nabrałam w płuca powietrza i kontynuowałam - Że kiedykolwiek mogłoby  być coś inaczej i że moglibyśmy zapomnieć o nienawiści - umilkłam, kiedy zobaczyłam, że on nie patrzy mi już w oczy.
Patrzył centralnie na... na... na moje usta.
Nie zauważyłam momentu, kiedy jego wargi znalazły się na moich.
Położyłam otwarte dłonie na jego klatce piersiowej, próbując odepchnąć go od siebie, lecz bez skutku.
Jednak kiedy poczułam, jak jego zimne ręce wślizgują się pod moją koszulkę i umiejscawiają na moich plecach, lekko uchyliłam usta. Poczułam, że odrywam się od ściany, a już za moment od podłogi. Po kilku minutach znaleźliśmy się na schodach. Mocniej złapałam się jego szyi, żeby nie spaść.
Znaleźliśmy się na piętrze. Niall kopnął jakieś drzwi, które od razu ustąpiły.
Poczułam, że zatapiam się w poduszkach. Chłopak odsunął się ode mnie i zdjął koszulkę, po czym przybliżył swoje ciało do mojego i zaczął całować mnie po linii szczęki. Mój oddech mocno przyspieszył, gdy poczułam, że zaczął kombinować przy rozporku moich spodni. Ściągnął je ze mnie, po czym znowu zaczął muskać moje wargi. Tym razem nie protestowałam, tylko robiłam to co on - całowałam go.


________________________________________________________________
Hej misie, mam do Was prośbę.
Jeśli czytacie, to bardzo Was proszę, komentujcie, bo to naprawdę motywuje.
Bo gdyby każda osoba, która przeczyta skomentowała, byłoby mi mega miło.

Do następnego. :)



poniedziałek, 12 maja 2014

Ważna informacja.

Hej misie, rozdział czternasty się tworzy, jednak nie o tym chciałam teraz napisać.


Otóż ostatnio na twitterze pojawiło się tweetów z hashtagiem #TOTGApl.

Nie wiedziałam co to za ff, więc poprosiłam o linka.

Weszłam na pierwszą część pt. "Teenage Dirtbag" i postanowiłam obejrzeć zwiastun.

Kiedy skończyłam po prostu nie mogłam uwierzyć, że ten ff jest tak podobny do mojego.

Nigdy wcześniej nie czytałam "Teenage Dirtbag", zresztą nadal nie czytam.

Ale chcę Was poinformować, że pomysł na ten ff był mój, nie ściągnęłam.

Wiem, że to wygląda tak, jakbym pisała po prostu to samo, a domyślić można się po samym obejrzeniu zwiastuna. 

Bo:
- dziewczyna jest wysłana przez matkę na wakacje do Mullingar,

- poznaje tam Nialla Horana... niegrzecznego chłopca,

i tak dalej, a mam zaplanowany ten ff praktycznie do końca, więc widzę jak bardzo jest podobnie, a nie chcę zdradzać Wam szczegółów.

Chcę tylko powiedzieć, że piszę sama.

Nie przeczytałam nawet jednego rozdziału Teenage Dirtbag.

Dlatego bardzo możliwe, że fabuły będą bardzo podobne - niestety. :(

Ale nie chcę zmieniać tego co sobie zaplanowałam.

Różnice oczywiście . :)

Mam nadzieję, że przeczytaliście.


Przeczytałaś/eś? - skomentuj, żebym wiedziała jak dużo osób dostało tą informację.

kocham Was
Turkusowa

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział trzynasty. 'Znowu ratujesz mi dupę'

Uczesałam włosy w koka, ale nie takiego niezgrabnego, jak te komiczne nastolateczki z książek. Związałam włosy w kitkę i starannie owinęłam pasma wkoło gumki. Przymocowałam koka wsuwkami. Nieczęsto czesałam się w tą fryzurę, ale potrzebowałam takiej, która nie będzie jeszcze bardziej potęgowała ciepła.
Umyłam zęby i twarz. Nałożyłam ogórkowy krem, który idealnie nawilża i opuściłam łazienkę.

Na korytarzu od razu złapała mnie babcia.
- O, Ashley, pójdziesz z dziadkiem do sklepu, dobrze?
-Tak babciu. Tylko się w coś ubiorę.

Weszłam do pokoju i chwyciłam szarą bluzę, za dużą na mnie dwa rozmiary. Zdjęłam T-shirt i wciągnęłam szary materiał przez głowę.

- Jestem gotowa.
- No więc chodźmy - powiedział dziadek, a jego usta uformowały się w uśmiech.

***

Wracaliśmy rozmawiając o szkole, do której się wybieram, kiedy moją drogę przeciął czarny kot.
Nic sobie z tego nie robiąc poszłam dalej.
- Stój! - krzyknął mój dziadek.
- Um.. coś się stało?
- Czarny kot przeszedł przez drogę, spluń przez lewe ramię, inaczej czeka cię nieszczęście!
- Yyy, co?
- Spluń przez lewe ramię - powtórzył.
No on chyba oszalał!
- Nie zrobię tego!
Dziadek nie ruszył się ze swojego miejsca, tylko założył ręce na klatce piersiowej. Chyba nie miał zamiaru odpuścić.
- Ok, ok - wymamrotałam.
Zrobiłam to, co kazał.
- Pasuje?
Nie zdążył odpowiedzieć, bo usłyszeliśmy gwizd.
- No proszę, proszę, nasza mała dziewczynka nauczyła się pluć!
Cudownie. Po prostu cudownie.
- Nauczyła się pluć - przedrzeźniałam go udając przy tym głos urażonego przedszkolaka, który chce się odgryźć.
- Dzień dobry panie Loud.
- Witaj, młody człowieku - uśmiechnął się do blondyna.
Niall nas wyminął i poszedł dalej.
- Ach, ta młodość. Te zaloty.
Zachłysnęłam się.
- Co!?
- Przecież widać, że wyraźnie podobasz się temu młodzieńcowi - niech o przestanie go tak nazywać, bo zaraz zwymiotuję przez te jego archaizmy. - Jak to się teraz mówi? Leci na ciebie? Chyba tak.
Mój dziadek był chyba wychowany w dobie renesansu.
Cha, cha. Jeśli to miały być 'zaloty', jak to określił mój dziadek, to ja jestem Obama! No i sorry, ale na 'podryw na chama' nie lecę. Tylko że to ni był żaden podryw.
Oni naprawdę nic o nim nie wiedzą. Nie wiedzą, ile razy mnie zranił.
Co z tego, że się pogodziliśmy. Ja tego nie zapomnę.

Dotarliśmy do domu.
- Daj tę torbę księżniczko.
Oddałam mu płócienny worek i podeszłam do skrzynki na listy, by zobaczyć, czy oby przypadkiem nic w niej nie ma - taka moja rutyna, uzależnienie. Jestem dziwna, wiem.
Wyjęłam białą kopertę. Była zaadresowana do mnie. Cud! Pierwszy raz nie był to jakiś rachunek czy coś podobnego.
Ale było z nią coś nie tak. Nie miała znaczka, pieczątki ani nawet nadawcy.
Rozdarłam biały papier. Coś błysnęło w promieniach słońca. Wyjęłam zawartość koperty.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy zobaczyłam mój łańcuszek.
Zaraz założyłam srebrny naszyjnik z koniczynką na szyję. Rozwinęłam list.


Spotkajmy się o 3 pm na skwerku.
                              Mokry Dupek


Ok, pójdę tam, ale tylko dlatego, że znalazł mój wisiorek.
Skwerek był oddalony jakiś kilometr. Jakbyśmy nie mogli spotkać się u mnie albo u niego, eh.
Wsiadłam na rower i udałam się w wyznaczone miejsce. Chłopak siedział na ławce z nogami opartymi o ramę roweru. Usiadłam tak samo.
- Czytałaś - stwierdził.
- Mhm. Dziękuję ci. No wiesz... za ten naszyjnik. Znowu ratujesz mi dupę.
- Znalazłem go na trawniku pani Grimes. Musiał ci się odpiąć.
- Skąd wiedziałeś, że to mój?
- Zauważyłem jak wtedy pierwszego dnia się spotkaliśmy. ...Powiedz mi coś o sobie...
Skierowałam na niego swój wzrok. Był poważny.
- Niby czemu miałabym ci cokolwiek o sobie mówić? - zaczęłam skrobać z ławki zieloną farbę.
- Bo chcę wiedzieć?
- To może zamiast tego znajdź sobie jakieś hobby?
- Hej, znalazłem twój naszyjnik, mogłabyś być milsza. I chociaż raz się ze mną nie kłócić, a podobno zawarliśmy 'pokój'.
- Nie wystarcza ci to, że w ogóle tu jestem? Równie dobrze mogłabym zostać w domu.
- I tak byś przyszła.
- Skąd ta pewność?
Wzruszył ramionami. 
- Po prostu to wiem. To co, kilka pytań?
- Niech ci będzie.
- Gdzie idziesz dalej do szkoły?
- Liceum w mojej miejscowości, Longford.
- Jakieś plany na przyszłość?
- Myślę, że dziennikarstwo.
- Dlaczego?
- Lubię dowiadywać się wielu rzeczy i zwiedzać świat. Ale zastanawiam się też nad geografią.
Pokiwał głową.
- A dlaczego nosisz grubalaśną bluzę w środku lata? - spytał z kpiną.
- Nie mam zamiaru ci o tym mówić.
- To sekret?
- Po prostu nie twoja sprawa.
- Ok... Ale wiesz, z chęcią bym ją z ciebie ściągnął.
- Jesteś chamem - prychnęłam, ale pozostałam na swoim miejscu.
- Nawet zębami.
- Niall, kurwa!
- Serio. Tak tylko mówię.
- Zamknij się ty pieprzony dupku! - czułam, że moje policzki są rozgrzane do granic możliwości.
- Czyli wracamy do początku. Jestem dupkiem i chamem. Twoje nazwisko się nie myli, jesteś głośna. I zadziorna. Ale za to cię lubię.
Co?
- Ale ja ciebie nie lubię.
To, że się z nim pogodziłam, nie znaczy, że będę go lubiła.
- Jeszcze zmienisz zdanie - wstał.
Popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Jadę.
Gapiłam się na niego jak głupia, ale naprawdę byłam zagubiona. Co znaczy: "Jeszcze zmienisz zdanie" z ust Nialla Horana?
- Co tak patrzysz? Jedziesz ze mną, czy zostajesz? - prychnął.
- Jadę - burknęłam i wsiadłam na rower.

***
{{kilka godzin później}}

- Co tam Lou? - powiedziałam do słuchawki telefonu.
- A tu cię zaskoczę, nie Lou, tylko Harry.
- Oh, hej Hazz. 
- Słuchaj, organizujemy grilla, przyjdziesz?
- Ok, przyjdę, tylko gdzie?
- Źle to ująłem. Przyjadę po ciebie, impreza jest u mnie.
- Dobra, idę się w coś ubrać.
- Ok - rozłączył się.

Pójdę tam, bo skoro między mną a Niallem jest w porządku, to możliwe, że nawet miło spędzę czas.
Otworzyłam szafę i wyjęłam z niej czarne rurki i biały T-shirt z nadrukowanym kwiatem w kolorze liliowym.
Popsikałam się różanymi perfumami, spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka, chwyciłam ramoneskę i wyszłam z pokoju. Przykucnęłam przed drzwiami i założyłam czarne creepersy.
- Dziadku, wychodzę, idę na grilla do znajomych - powiedziałam, kiedy zobaczyłam go na podwórku.
- Dobrze. Mam po ciebie potem przyjechać, czy idziesz gdzieś blisko.
- W zasadzie to Harry po mnie przyjedzie, jak będę potrzebowała powrotu, to zadzwonię.
- Ok.
- Powiedz babci, bo będzie z tobą przeprowadzała śledztwa, jeśli zapomnisz.
Dziadek zaczął się śmiać.
- Nie zapomnę kochanie.
Pod domem zaparkowało czarne auto.
- Idę, Harry już jest. Cześć.
- Cześć Ash.

- Hej Hazza - powiedziałam zamykając za sobą drzwi.
- Cześć Ley. Ślicznie wyglądasz - uśmiechnął się i cmoknął mnie w policzek, na co odpowiedziałam tym samym.
- Dziękuję Harry, ale oboje wiemy, że to nieprawda.
- A właśnie, że prawda, doceń siebie wreszcie, jesteś piękna.
- Oh, Harry, jesteś kochany - powiedziałam. - A teraz ta zła część.
- Co... jaka zła część? - powiedział niewinnie.
- Musiało coś się stać, w innym wypadku byś mi tak nie słodził - odparłam.
- No dobra... Bo wiesz, Niall też tam będzie - powiedział niepewnie.
- Aha.
- 'Aha'?
- Pogodziliśmy się. Naprawdę.
- Myślałem, że to tylko takie gadanie, żebyśmy się odczepili.
- Nie...


Wysiadłam. Harry mieszkał w zadbanym, małym domku na uboczu miasta, 20 minut od mojego. Poszliśmy na podwórko, gdzie Louis już grzał kiełbaski.
- Cześć - przywitałam się, na co odpowiedziało mi kilka głosów-Lou, Zayna i Nialla.
Usiadłam obok Zayna, bo akurat było wolne miejsce.
Louis odszedł na chwilę od grilla, aby podłączyć muzykę i już po chwili z głośników popłynęły dźwięki techno.
Pojawił się Liam, prowadząc za rękę dziewczynę.
- Ley, poznaj Danielle - powiedział do mnie szatyn.
- Cześć - podałyśmy sobie ręce.

Czas płynął miło. Naprawdę polubiłam tych ludzi.
Ok, Nialla może nie, ale zaakceptowałam to, że tu jest, nie przeszkadzało mi to.
- Harry, gdzie jest łazienka? - spytałam chłopaka po cichu.
- Jak wejdziesz to musisz przejść korytarz i na końcu znajdziesz, poznasz po drzwiach.
- Dziękuję - odepchnęłam się od ławki i poszłam do toalety.

Kiedy wróciłam, na stole pojawiło się piwo.
Wszyscy pozamieniali się miejscami, więc teraz wylądowałam między Danielle a blondynem.
- Trzymaj Ash - Harry postawił przede mną otwartą butelkę piwa.
Już miałam po nią sięgnąć, kiedy Niall zabrał ją z zasięgu moich rąk.
- Co robisz!?
- Nie będziesz piła.
- Niall, to piwo, za rok skończę 18 lat, wyluzuj.
- Nie.
- Zrobię co chcę - starałam się mówić w miarę cicho, żeby nie robić jakiegoś niepotrzebnego zamieszania, ale i tak wszystkie oczy były zwrócone ku nam.
- Nie.
- Nie możesz mi tego zabronić, niczego nie możesz mi zabronić - fuknęłam.
- Nie. Ostatnim razem musiałem cię zanosić do domu, bo zalałaś się w trzy dupy.
- Ashley, może rzeczywiście nie powinnaś - wtrącił się Zayn.
Wyglądał na groźnego, ale naprawdę był lekko niepewny tego, co mówi.
- Ok - powiedziałam cichutko, tak by nikt nie mógł mnie usłyszeć.
Czułam się tu trochę dyskryminowana, bo byłam najmłodsza z całego towarzystwa. 
Po chwili atmosfera się rozluźniła i wszyscy zajęli się rozmową o szkole tanecznej, do której chodzi Danielle.
Nie zwracałam już uwagi na rozmowę, bo nie bardzo znam się na tym, co dziewczyna mówiła.
Z transu wyrwał mnie głos mamroczący wprost do mojego ucha:
- Gdzie twoja bluza?
Poczułam, że znów ogarnia mnie wszechobecne ciepło. Dobrze, że było ciemno.
- Naprawdę cię to obchodzi? - spytałam z kpiną w głosie.
- Bardziej niż sobie możesz wyobrazić.
- Oh.
- No właśnie, oh.
Odsunęłam się od niego trochę.
Ta relacja jest bardziej niż dziwna.
Nienawidzimy się, a potem on wyskakuje ze sprośnymi tekstami typu: "Ściągnąłbym z ciebie bluzę, najlepiej zębami, bo właśnie się pogodziliśmy". Uh.

Siedzieliśmy jeszcze kilka godzin, komary pogryzły mnie do reszty, ale nikomu nie chciało się opuszczać towarzystwa, bo było naprawdę przyjemnie.
Czyli Niall zmienił znajomych.
Postanowiliśmy zakończyć imprezę.
Zaczęłam szperać w plecaku w poszukiwaniu telefonu.
Cholera, nie wzięłam go. Jak teraz dostanę się do domu, skoro wszyscy oprócz mnie pili?
- Co jest? - spytał Harry, gdy zauważył, że coś jest nie tak.
- Nie zabrałam telefonu, a dziadek miał po mnie przyjechać.
- Pamiętasz numer?
Pokręciłam przecząco głową.
- To słabo - zaczął drapać się po karku. - Możesz zostać na noc, jeśli chc-
- Odprowadzę cię, mieszkamy na jednej ulicy.
- No dobra - powiedziałam, ale nie byłam ucieszona na tą wiadomość.
Nie wiadomo co mu odbije, albo będzie miły, albo znowu chamski.


Dotarliśmy pod moje drzwi.
- Dziękuję Niall.
- Nie ma za co. Cześć.
- Narka - już miałam zniknąć za drzwiami, kiedy znowu się odezwał.
- Dzisiaj było lepiej niż wczoraj, prawda?
- O wiele - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Małymi kroczkami i może kiedyś zapomnimy o nienawiści.
- Mhm - mruknęłam tylko, bo nie wiedziałam co innego mogłabym powiedzieć w tej chwili.
- Dobranoc - powiedział i zaczął kierować się w stronę furtki.
- Dobranoc - odpowiedziałam i zamknęłam drzwi.

Zależy mu, aby zapomnieć o nienawiści. Zależy? Tak mi się wydaje.

___________________________________________________________
Heeej jest już późno, pisałam ten rozdział przez kilka godzin i to zdecydowanie najdłuższy rozdział, jaki kiedykolwiek napisałam. Wiedzcie, że kocham Was za mocno, by czekać do tych dwunastu komentarzy, dlatego publikuję ten rozdział już dzisiaj. Tak, jest 00:00, więc teraz dobranoc.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ