wtorek, 27 maja 2014

Rozdział piętnasty. 'Największy błąd w moim życiu'

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem.

Otworzyłam oczy, ale szybko je zmrużyłam, bo w moje oczy uderzyły promienie słońca. Kiedy mój wzrok już się przyzwyczaił do światła, rozejrzałam się po pustym pokoju i powoli składałam fakty w całość.
Śmiech, film, kłótnia, zimne ręce na moich plecach, usta Nialla, ciemność...
Zaraz co!?
'Usta Nialla'
O Boże, właśnie dotarło do mnie, co się wczoraj wydarzyło.
Szybko zeskoczyłam z łóżka. Zdjęłam z siebie za dużą, czarną koszulkę i ogromne spodnie, po czym ubrałam się w swoje jeansy i koszulkę. Niepewnie wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół. Nie wiedziałam gdzie powinnam pójść, więc weszłam do kuchni. Znalazłam tam Nialla, siedzącego przy stole. Kiedy mnie zobaczył poklepał miejsce obok siebie. Przemierzyłam kuchnię i zamiast usiąść na krześle obok niego, oparłam się plecami o blat bufetu. Wlepiłam wzrok w płytki i zacisnęłam usta w cienką linię. Nie miałam pojęcia, co teraz robić.
- Chcesz kawy? - odezwał się zaspany głos Nialla.
Podniosłam na niego wzrok.
- Nie - powiedziałam kręcąc przy tym głową.
Skierowałam wzrok z powrotem na podłogę. Zaległa męcząca cisza. Jednak nie miałam zamiaru jej przerywać, nie miałam nawet pomysłu, jak miałabym to zrobić. Co mam mu powiedzieć? Może: "Przespaliśmy się, więc to znaczy, że masz mnie rozpieszczać, jak te puste baby z programów telewizyjnych"? Cha, cha, cha, cha, no jasne kurwa.
Po chwili przed oczami zamachała mi ręka. Energicznie podniosłam głowę i zajrzałam w niebieskie tęczówki.
- Nic się nie zmieniło. Ja nie lubię ciebie, ty nie lubisz mnie.
Słowa, które z siebie wyrzucił wirowały mi w głowie niczym puzzle, które małe dziecko porozrzucało po całym stole i żaden element nie chce pasować do innego. Zamrugałam kilkakrotnie. Chłopak nadal stał naprzeciwko mnie i obojętnie się na mnie patrzył. Zrobiłam chwiejny krok do przodu, wyminęłam Nialla i szybko ruszyłam do drzwi. Moje nogi całe dygotały. Popchnęłam drewnianą powłokę i już za chwilę znalazłam się na dworze. Uderzyło we mnie rześkie ranne powietrze. Trochę się uspokoiłam. Nie wiem, czemu moje ciało tak zareagowało. Spojrzałam w stronę domu. Za nic w świecie tam nie pójdę. Nie miałabym spokoju i zapewne musiałabym odpowiadać na pytania gdzie spędziłam noc. I co robiłam. A tego nie chciałam wiedzieć sama.
Ruszyłam w przeciwnym kierunku. Mocniej opatuliłam się bluzą i wsunęłam ręce do kieszeni.
Gdzie idę? Nie wiem.
Mogłabym pójść do Lou... ale nie wiem, czy on jest jeszcze moim przyjacielem. On mógł tylko oszukiwać. Tak jak Niall. Niall... no właśnie. Wykorzystał mnie.
To był największy błąd w moim życiu. Tak po prostu mu się oddałam. Cholera, ja mam 17 lat! Jaką idiotką trzeba być? Stracić dziewictwo ze swoim największym wrogiem, hm, cudownie Ashley.
Pociągnęłam za swoje włosy.
Jestem nikim, czuję się jak dziwka. Dałam się wykorzystać. Poniżył mnie i ma to w dupie. Udało mu się.
Doszłam do rozwidlenia dróg. Lewo, prawo. Którędy? Zresztą nie obchodzi mnie, co się ze mną teraz stanie. I tak straciłam już resztki jakiejkolwiek godności.
Skręciłam w uliczkę, która znajdowała się po lewo. Było tu dużo drzew.
Wróciłam myślami do wczorajszej nocy. Czemu poszłam z nim do łóżka? Przecież w końcu byłam tego świadoma. No, przynajmniej przez większość czasu. A czy mi się podobało? Kiedy pomyślę o tym dzisiaj, to robi mi się niedobrze, ale skłamałabym mówiąc, że nie. Ale... inna przeszłość, inna historia, inne życie.
Kurwa, czemu znowu o tym myślę? Muszę przestać.
W głowie znowu zawirowały mi słowa blondyna.
"Nic się nie zmieniło. Ja nie lubię ciebie, ty nie lubisz mnie."
Zacisnęłam powieki. Jednak kiedy tylko je uchyliłam, po moich polikach popłynęły gorące łzy.
Dałam się zmanipulować. Tak po prostu. To boli. Świadomość, że zostałam wykorzystana.
"Ja nie lubię ciebie" - mogłam się tego spodziewać...
"Ty nie lubisz mnie" - przecież i tak go nie lubię. Nie lubię go. Właśnie. Nie lubię.
Czułam, że mój oddech z każdą chwilą przyspiesza.
Nic się nie zmieniło, nie lubię go, miał rację.
Nie lubię. Kurwa, czemu to mi tak trudno przychodzi? Przecież go nie lubię.
A może jednak coś się zmieniło?
Wtedy, kiedy zaczął muskać moje usta? Kiedy jego chłodne ręce znalazły się na moich plecach, czule mnie obejmując, jakbym miała rozpaść się na kawałeczki? Kiedy czułam jego oddech na swojej skórze? Kiedy szeptał mi do ucha, że jestem niezwykła i inna od stereotypowych dziewczyn? Kiedy wplatał swoje palce w moje włosy? Bo tak było. A wolałabym o tym nie pamiętać.
Zacisnęłam zęby. Teraz zaczęłam nienawidzić go jeszcze bardziej. To wszystko takie skomplikowane.
Otarłam łzy wierzchem dłoni i pociągnęłam nosem. Nie mam siły. Dobrze, że nie poszłam do domu, bo pewnie rozwaliłabym jakąś temperówkę, nie mając pomysłu co powinnam zrobić.
Kopnęłam jakiś przypadkowy kamyk i patrzyłam jak podskakuje przemierzając ulicę, po czym opada w bezruchu. Takie są moje uczucia. Raz jest ok, potem upadam i nie potrafię się sama podnieść.
Skierowałam się w moje ulubione miejsce. Przychodziłam tu, kiedy byłam mała. Kiedy ojciec jeszcze był z moją matką i było między nimi w miarę dobrze. Ogarnęłam plac wzrokiem, szukając krzywego dębu. Nic. Musieli wyciąć to drzewo. Wycinają drzewa, które tak dużo znaczyły w moim życiu. Identycznie jak Bóg wycina osoby z mojego życia, które były dla mnie wszystkim. Mam na myśli swojego tatę. Moje życie jest trochę jak dziurawe spodnie. Nie da się ich jednak załatać książkami i samotnością, jak próbowałam to zrobić. Brakuje w nim wielu elementów, które dałyby mi bycie spełnioną. Szczęśliwą.
Usiadłam na skrzypiącej huśtawce i wsłuchałam się w świszczący wiatr. Zapowiadało się na w miarę słoneczny dzień. Zamknęłam oczy. Nie chciałam o niczym myśleć, ale to nie było wcale łatwe. Miałam ochotę płakać i coś rozwalić, wyżyć się na czymś, ale na razie pozostawałam dziwnie spokojna. Spokojna, by potem to wszystko mogło się skumulować. Najchętniej bym się na nim odegrała. Nie za to, że wczoraj mnie zmanipulował, tylko za wszystkie te przykrości, które wyrządził mi w przeszłości.
Nie zarejestrowałam momentu, kiedy poczułam szarpnięcie do tyłu, spowodowane tym, ze ktoś przyłożył mi jakąś szmatę do twarzy. Więcej nie pamiętam.

***

Poczułam szarpnięcie i mocny ból głowy.
- Obudź się, słyszysz!? - ktoś wrzasnął mi do ucha.
Uchyliłam oczy, by sprawdzić kto to. Momentalnie szarpnęłam się do tyłu, bo zaczęłam bać się jak cholera. Jednak moje ręce i nogi były związane, więc tylko uderzyłam się w ramię. Moje usta zaklejone były taśmą.
To oni. Ci faceci, którzy kiedyś mi już grozili.
- A teraz będziesz cicho i nie będziesz robiła zamieszania - powiedział brunet i przyłożył mi do twarzy dłoń, po czym złapał za rąbek taśmy.
- James, nie wiem, czy to dobry pomysł. Ona może zacząć się drzeć.
- Ostatnim razem nie robiła scen. Ale o to chodzi, aby krzyczała. Kiedy będę bawił się jej skórą - znowu skierował ku mnie swój wzrok i szybko pociągnął za taśmę, odrywając ją od moich ust.
Zacisnęłam oczy. Zapiekło.
- Nie gadaj - rzucił do mnie szatyn.
Przełknęłam gulę formującą się w moim gardle. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Puste, szare, całe w betonie. Mam tyko jedno pytanie. GDZIE JEST POLICJA I CZEGO ONI ODE MNIE CHCĄ!?
Brunet przyciągnął mnie do siebie, rozdzierając przy tym materiał moich jeansów o to szorstkie podłoże.
Podciągnął moją bluzkę do góry i wyjął coś z kieszeni.
- Niezłe malinki - burknął.
Spojrzałam na swój brzuch. Był pokryty kilkoma czerwono-fioletowymi plamkami. Zajebiście.
Mężczyzna przystawił do mojego żebra coś, co wyglądem przypominało nożyk. Przyjrzałam się uważniej. Scyzoryk. Cholera.
Przejechał narzędziem wzdłuż mojego boku.
Zacisnęłam mocno zęby. Piekło. Ale jednak przynosiło jakieś wytchnienie. Chciałam zrobić to już dawno, a on zrobił to za mnie. Działa. Naprawdę działa. Zrobił kolejną linię, ale tym razem wbił scyzoryk jeszcze mocniej. Westchnęłam. Ulżenie bólu poprzez ból? Ok.
- To jest jakaś jebana masochistka!? - wykrzyknął szatyn.
- Nie wiem, nie obchodzi mnie to - syknął drugi.
Z mojego boku sączyła się krew. Chłopak opuścił moją koszulkę. Przykleił taśmę znów na swoje miejsce.
- Starczy jej. Na razie. Jeszcze tu wrócimy. Ale nie będziemy już tacy łagodni - powiedzieli i wyszli, trzaskając drzwiami.
Spojrzałam na swoją koszulkę. Była we krwi.
Czy ja muszę mieć tak trudno w życiu?

***

Nie wiem, ile czasu minęło odkąd wyszli. Krew skrzepła się i zaschła na koszulce, ale rana nadal lekko szczypała. Ile mogło minąć? Starałam się to oszacować, ale totalnie zagubiłam rachubę czasu, bo nie wiem, ile byłam odurzona, ani czy na dworze jest jasno czy ciemno, bo tu nie ma okien - sam beton.
No dobra, jest jedno malutkie coś, co przypomina okno, ale to jest wielkości cegły, do tego u samej góry pomieszczenia.
Jednak nie wpadało przez tą szparę żadne światło. Czyżby była noc? Babcia z dziadkiem pewnie umierają ze strachu o mnie.
Nagle drzwi z ogromną siłą się otworzyły.
Faceci weszli stanowczym krokiem do pomieszczenia. Szatyn zaczął grzebać w kieszeni swoich spodni. Wystraszyłam się, że znów szuka scyzoryka, jednak wydobył tylko mój telefon.
- Teraz będziesz grzeczna i potwierdzisz to, co my powiemy, dobrze? - zwrócił się do mnie tonem jak do dziecka, odlepiając przy tym szary skrawek taśmy.
- Nie jestem głupia! - warknęłam.
- Powiesz, albo oszpecimy ci tą twoją buźkę - znowu zaczął grzebać w kieszeni, tym razem innej.
- Dobra, powiem to, co mi każecie - powiedziałam szybko.
Może ból fizyczny pomagał na ból psychiczny, ale zdecydowanie nie chciałam, aby rozcięli skórę mojej twarzy.
Chłopak wybrał jakiś numer.
- Halo? - odezwał się głos po drugiej stronie słuchawki. - Ashley, twoi dziadkowie cię szukają, wiesz o tym? Gdzie jesteś?
Nie, nie, nie, nie, nie! Tylko nie on!

__________________________________________________________________________
Tralala chcieliście dłuższe rozdziały, więc macie hihi. Miałam to ciągnąć dalej, ale uznałam, że nikt nie przeczyta + pracuję nad tym, by urywać niespodziewanie. Dlatego już idę pisać kolejny rozdział, ale na razie dostaniecie tylko ten. Jak myślicie, do kogo zadzwonili? Hihi.
Chcę napisać też, że cały czas mam na uwadze, że ona ma 17 lat, a Niall 18. A odnośnie tego, czemu nie ma żadnej reakcji policji czy coś podobnego dowiecie się już wkrótce. ;)
A no i jestem trochę oburzona. Bo było tylko 9 komentarzy, a zazwyczaj było ok. 12. Ale cieszę się, że w ogóle jakieś są. Do następnego. xoxo

CZYTASZ = SKOMENTUJ

11 komentarzy:

  1. Czemu w takim momencie? :c ale zgaduje, że to Niall :D
    Dzisiaj jakoś nie mam weny na komentarze, więc dalszej weny życze:(
    Dexapico.
    Ps. Przepraszam, Że z anonimowo, ale z telefonu pisze :(

    OdpowiedzUsuń
  2. NIALL, NIALL I JESZCZE RAZ.. ALBO LOUIS
    Szybka jesteś hahahhahaha
    Ale lepiej późno niż wcale!
    Cudowny jak zawsze xhdhdjjsnajxbs

    OdpowiedzUsuń
  3. nigdy więcej nie powiem że jest za krótki...robi się ciekawie...ruszaj się z następnym xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział♥ Ja myśle że to Louis albo Niall

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny !
    Czekam na next ♥
    @Hug_me_now__

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział naprawdę świetny! Ale to zakończenie ... Ah! I teraz będę myśleć kto to odebrał ten telefon -zakładam, że Niall ♥
    Cudowny ff btw ♡

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaskoczyłaś mnie tym rozdziałem. Pisz szybko ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. kiedy nastepny ????

    OdpowiedzUsuń
  9. Dopiero teraz się skapnęłam, że nie napisałam Ci komentarza.
    aha.
    No to pewnie będzie Lou albo Niall albo Harry albo dziadek albo mama albo tata albo pies.
    Sądzę iż to jest pies :>
    To na bank pieseg
    Heheszki.
    Kasia spać nie umie. Nie pierwszy i nie ostatni raz :>
    Pieseg koteg i te inne papugi i koty.
    A nie o kotkach pisałam. No i co?
    kotki kotki kotki kotki kotki kotki kotki kotki kotki kotki
    :>

    OdpowiedzUsuń
  10. komentrz

    CrazzyVickyy

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie masz konta, a chcesz skomentować zaznacz Anonima.
Jeśli chcesz być informowana/y o rozdziałach → http://she-is-different.blogspot.com/p/informowani.html