Dzwoneczek przy drzwiach zabrzęczał, a moja twarz zderzyła się z kontuarem, mimo iż chwilę temu podpierana była na łokciu. Cholera, jeszcze jeden taki przypadek i Lloyd wyrzuci mnie z pracy. Przyszłam dziś na drugą zmianę, jednak wcale się nie wyspałam, a żołądek naprawdę nie chciał ze mną współpracować. Prawdopodobnie nawet nie powinno mnie tu być. Imprezy w środku tygodnia to naprawdę kiepski pomysł. Przetarłam oczy, przygotowując się mentalnie na spotkanie z drugim człowiekiem i próbując się skupić na przyjęciu zamówienia.
- Niall? - Zdołałam wydukać, kiedy zobaczyłam kto przede mną stoi. Zmarszczyłam brwi. - Co podać? - Szybko się poprawiłam.
- W zasadzie przyszedłem posiedzieć.
- Zamawiasz coś, albo sobie idź.
Zamrugał.
- Jagodową herbatę poproszę - powiedział niezrażony, siadając na barowym stołku. Powietrze momentalnie zgęstniało od jego perfum.
- Restauracja jest pusta, a stolików dość dużo - zauważyłam. - Dostarczę ci twój napój, spokojnie.
- Skoro jest pusta, to może napijesz się ze mną? - Uniósł brew.
- Nie - odparłam chłodno, odwracając się do niego plecami. Zabrałam się za realizację zamówienia, gdy z zaplecza wyszła Melanie.
- Cześć Mel - rzucił blondyn, brunetka więc również wymruczała przywitanie. Nie wiedziałam, że się znają.
Postawiłam przed nim szklankę.
- Ładne warkoczyki - skomplementował moją fryzurę.
Nie odpowiedziałam, za to moja współpracownica momentalnie rozpromieniła się oświadczając, iż to jej robota. Niall chyba jednak spodziewał się rozmowy ze mną, nie z nią.
- Jak czujesz się po wczoraj? - spróbował ponownie.
- Wspaniale; jak mam się czuć?
- Wyssana z życia? Nie wiem. Prawdopodobnie przydałoby ci się trochę odpoczynku, no wiesz, poduszki, sen, coś dobrego do jedzenia, hmm, masaż? Może chciałabyś wpa-
- Jestem zajęta. Codziennie - warknęłam. - Nawet nie próbuj.
- Ale-
- Sorry, na zmywaku mnie potrzebują - burknęłam i poszłam na zaplecze, i to było wierutne kłamstwo, ponieważ zmywanie nawet nie należało do moich obowiązków.
Uśmiechnęłam się do kobiety odpowiedzialnej za przygotowywanie posiłków. Załapałam z półki wysoką szklankę, wkroiłam plaster cytryny i zalałam go wodą. Pociągnęłam spory łyk, a po oderwaniu szklanki od ust zamknęłam oczy. Szybko jednak zawartość naczynia znalazła się na moim ubraniu, ponieważ ktoś dotknął mojego przedramienia.
- Cholera, nie chciałam cię wystraszyć. - Brunetka złapała pospiesznie ręcznik i zaczęła wycierać mój mokry brzuch. Ostrożnie wyjęłam z jej rąk niebieski materiał i powtórzyłam jej czynności.
- To nic takiego, wyschnie.
- Zazdroszczę.
- Czego, mokrej bluzki czy podejścia do sprawy? - Zmrużyłam oczy. Czasem łatwiej udawać głupią.
- Nialla. Nie pamiętam kiedy ostatni raz ktoś tak zabiegał o moje względy. Podobasz mu się.
Zacisnęłam palce na blacie za mną. Oddychaj.
- Cóż, ale on nie jest w moim typie.
- Może jeszcze nie wiesz, że jest? Może jedna szansa nie zaszkodzi?
- Zmarnował już dwie, a ja nie bawię się w "do trzech razy sztuka".
Jej oczy zrobiły się nagle duże i okrągłe.
- On? Niall był w szkole naprawdę cichym chłopakiem, lubił swój własny świat i często odcinał się od innych. Chodziliśmy do jednej klasy przez trzy lata, zauważyłabym jego wnętrze.
Ugh, gdzie się do cholery podział Louis, on był współpracownikiem idealnym.
- Wiesz, ludzie poza szkołą są totalnie inni niż będąc w niej. Dlatego przez lata karmieni jesteśmy pozorami. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że ta "kujonka" ma bardzo kolorowe życie prywatne i co tydzień gości na innej imprezie, zadufany w sobie ważniak czuje się w rzeczywistości samotny, roześmiana na co dzień dziewczyna boryka się z problemami, a szara myszka ma paletę zainteresowań i kiedyś stworzy coś na skalę Billa Gatesa. - Być może słowa wyleciały spomiędzy moich warg odrobinę zbyt szybko i ostro, ale jej towarzystwo zaczynało mi doskwierać. Czy ona naprawdę myślała o psychologii? Boże uchroń. - Idę na kasę, nie może tak po prostu pozostawać pusta - oznajmiłam i odeszłam zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Chwilowo wolałam towarzystwo Nialla.
- Widzę zmywanie było dość emocjonalne. - Wskazał palcem na plamę na mojej szarej bluzce. - O której zamykacie?
Odruchowo złapałam jego leżący na ladzie nadgarstek, na którym znajdował się zegarek, obróciłam głowę, sprawdzając godzinę, i oznajmiłam wszem i wobec, iż za dwadzieścia minut. Dopiero potem zorientowałam się co właśnie zrobiłam. Skuliłam się, opuszczając wzrok. Przez chwilę bawiłam się słomką do koktajli, aż poczułam palce na moim policzku, które następnie założyły mi za ucho włosy, które wyplątały się z jednego z warkoczy. Przęłknęłam ślinę i siłą woli zmusiłam się do odsunięcia.
- Muszę wytrzeć stoliki i umyć podłogę - zakomunikowałam, chociaż nie wiem, czemu się tłumaczyłam. Może po prostu chciałam pozbyć się tej niezręcznej ciszy.
Picie herbaty przez trzydzieści minut kwalifikować powinno się jako grzech. O dwudziestej pierwszej zero jeden wyszłam z restauracji krok w krok z Niallem. Nie ważne, w jak szybkim tempie szłam, jego długie nogi pozwalały mu za mną nadążać i nie wymagało to od niego wspaniałej kondycji, którą i tak zapewne miał.
- Chcesz iść na pizzę? A może kino jest lepszym pomysłem? Nigdy nie byliśmy razem w kinie. Noc nawet nie jest jeszcze zaangażowana, moglibyśmy iść nawet teraz, jeśli masz ochotę. A może herbata u mnie? Wiesz, Louis oddał mi fifę, a wiem, że lubiłaś z nim grać. Jednak gdybyś wolała iść na lody-
- Nigdzie z tobą nie idę. - Każde słowo wypowiedziałam powoli i dobitnie. - Odczep się.
- Cóż, ja i tak będę próbował. - Wzruszył ramionami.
- Zatem próbuj na odległość, bo twoja obecność mnie wkurza.
Gdybym miała być konkretniejsza, do szału doprowadzała mnie świadomość, że jego głowa wciąż zwrócona jest w moją stronę, łokieć zahacza czasami o mój, głęboki głos odbija się w głowie, a kroki idealnie synchronizują z tymi które stawiałam ja. Potknął się nawet o ten sam krawężnik. Jak jakieś pieprzone lustro.
- Byłaś w tutejszym wesołym miasteczku?
- Rok temu, z Louisem - zmusiłam się do odpowiedzi.
- Masz ochotę-
- Nie, to jest coś warte przeżycia raz, ale potem najzwyczajniej w świecie szkoda pieniędzy.
- Nie zależy mi.
- Wolę nudzić się w domu niż męczyć z tobą w miejscu, w którym rzekomo ma być wesoło, jak sama nazwa mówi - skwitowałam i skręciłam do sklepu spożywczego. I mój umysł naprawdę ogarnęła ulga, kiedy zorientowałam się, że nie poszedł za mną. Ulga ta jednak wymieszana była ze szczyptą czegoś jeszcze. Rozczarowania? Niepokoju? Nie wiem czego. Szybko przeszłam kilka rzędów półek, zbierając z nich chleb tostowy, butelkę keczupu i snickersa. Po namyśle wzięłam jeszcze jednego. Tak na wszelki wypadek. Właśnie tak.
Uczucie, które ogarnęło mnie po wyjściu ze sklepu było jeszcze dziwniejsze niż poprzednio. Kiedy przed drzwiami zobaczyłam chłopaka o blond włosach, poczułam nie tylko, że to właściwe i w jakiś sposób normalne. Mój żołądek zrobił fikołka, a może to były te tak zwane motyle. I mimo wszystko się ucieszyłam. Że nie będę szła sama. Że nie będę skazana na zaczepki. Że zaczekał. Wyciągnęłam swojego batona i podałam mu drugiego. Jego brwi wystrzeliły do góry.
- Dzięki.
Wciąż staliśmy, dlatego uważniej się mu przyjrzałam. Miał na sobie czarne jeansy, t-shirt, bomberkę i sztyblety, wszystko w jednym kolorze. Paranoją było to, że aż tak dobrze w tym wyglądał. Jeszcze większą paranoją zaś fakt, iż nawet jeśli jego obecność w jakiś sposób mnie cieszyła, to równocześnie jego osoba wytrącała mnie z równowagi, irytowała. Nie umiałam pogodzić obu tych uczuć. A moich uczuć było o wiele więcej niż owe dwa.
Przewróciłam oczami, ugryzłam snickersa, obróciłam się i poszłam naprzód. Miałam ochotę zacząć tupać i piszczeć, rzucić się na trawnik i płakać, wejść do przypadkowego domu, wynieść z niego chodnik, zarzucić go na trzepak i wyżyć się na nim, pobiec sprintem i biec tak długo, aż nie czułabym niczego. Więc zrobiłam najbardziej komiczną z rzeczy.
- Puk, puk.
- Kto tam?
- Puk, puk.
- ...Kto tam?
- Puk, puk.
- Ash, wiesz, że-
- Puk, puk.
- Kto tam?
- Przestań mnie rozśmieszać, bo nigdy tego gwoździa nie przybiję!
Blondyn przez chwilę patrzył na mnie jak na idiotkę, złapał dwoma palcami nasadę nosa, zamknął oczy, a potem zaczął się śmiać.
- Nigdy nie przestajesz mnie zadziwiać.
***
- Jak było na rowerach z Louisem? - Harry postawił przede mną szklankę zimnego napoju.
- Bardzo fajnie, ale uda strasznie mnie bolą. Zrobiliśmy chyba jakieś 20 kilometrów. Naprawdę dawno nie jeździłam. A ty co w tym czasie robiłeś?
- Upiekłem babkę kakaową i umyłem okna.
- Cholera, czasami żałuję, że masz chłopaka, bo chętnie wzięłabym cię za męża. - Zamieszałam słomką stojące przede mną mohito. Kostki lodu obiły się o naczynie, wydając z siebie charakterystyczny dźwięk.
- Może nie powinienem ci tego mówić, ale Niall posprzątał mi kiedyś cały dom, bo przegrał zakład. Kąty po prostu świeciły, a ja byłem w szoku.
Uśmiechnęłam się pod nosem, ale nie skomentowałam tego. Nie było potrzeby. Do ogrodu jednak właśnie wyszedł Louis i on najwyraźniej zauważył powód, by podciągnąć rozmowę.
- Ogólnie to... temat zamknięty? Zero dodatkowych szans?
Westchnęłam.
- Przestań. Po prostu dam życiu toczyć się dalej, jak zgaduję. Nie umiem przestać o nim myśleć, chociaż czuję się zraniona, wkurwia mnie jego towarzystwo i fakt, że nadal pociąga mnie fizycznie, chociaż jednocześnie coś mnie od niego odpycha i odczuwam swego rodzaju obrzydzenie jego osobą. Nie mam ochoty się z nim widywać, ale przez to, że tego nie robię, czuję się wytrącona z równowagi, jakby mój wewnętrzny spokój i porządek zostały zaburzone, jakby czegoś mi brakowało. Kiedy byłam daleko, było zupełnie inaczej, ale teraz jestem tutaj, w Mullingar, i to naprawdę trudne.
- Chcesz babki na pocieszenie? - zasugerował Harry. - Co prawda jeszcze nie wystygła, ale chociaż jest w stanie odrobinę osłodzić życie.
- O Boże, tak, uwielbiam ciepłe ciasto.
- Mogę iść ukroić kilka k-
- Definitywnie nie Louis! Ostatnim razem kiedy pozwoliłem ci pokroić tort, wylądował on na podłodze.
- Jeden głupi, niestabilny tort zadecydował o tym, że już mi nie ufasz?! - krzyknął Lou dramatycznie.
- Nie ufam ci od momentu w którym znalazłem w zmywarce twój T-shirt.
- Miałem wtedy kaca - zaczął bronić się szatyn.
- Zmywarka trochę różni się od pralki, a kuchnia od łazienki mój drogi. Masz szczęście, że kocham cię bezinteresownie, inaczej byłoby z tobą źle, oj źle - zażartował loczek, kierując się w stronę domu. Lou przez chwilę patrzył na drzwi, za którymi zniknął, a potem przeniósł wzrok na mnie. Jego usta pozostawały zaciśnięte.
- Więc od kiedy twojemu światu brakuje równowagi? - zapytał.
- Hm?
- Kiedy ostatni raz widziałaś się z Horanem?
- Och. W czwartek.
- Trzy dni temu... i mówisz, że odczuwasz pustkę?
- Louis, czy naprawdę nie mamy o czym gadać, że musimy kierować temat na właśnie tą osobę?
- Nie, ale prawdopodobnie powinienem ci o czymś powiedzieć...
Przekręciłam głowę. Moje brwi były ściągnięte w konsternacji, gdy czekałam aż jego usta ponownie opuści jakiś dźwięk.
- No więc, Niall w każde niedzielne popołudnie od jakiegoś czasu biega, więc powiedziałem mu, że może wpaść.
- Fajnie, o mojej obecności też wspomniałeś?
- Mogłem coś napomknąć...
Wzięłam głęboki oddech i zrobiłam dziubek. Przez chwilę patrzyłam na jabłoń naprzeciwko mnie.
- Nie trzymasz mojej strony, prawda?
- Staram się nie trzymać żadnej, Ash.
- Nie, starasz się trzymać je obie, tak szczerze mówiąc. Przyznaj to.
- Może ja po prostu... jestem po waszej stronie? Naprawdę do siebie pasujecie Ashley.
- Cóż, on chyba uważał inaczej.
- Robimy głupie rzeczy z tęsknoty, no wiesz.
Prychnęłam.
- Kiedy ludzie tęsknią to wysyłają kwiaty, albo rzucają wszystko w cholerę i przyjeżdżają, a nie sobie ciebie kimś zastępują. To nie wytłumaczenie.
- Tak się dzieje tylko na filmach, kochanie.
- Pieprzyć filmy, warto czasem zrobić dla kogoś coś miłego. Przyjechać. Posiedzieć w ciszy. Wylać wszystkie emocje i opowiedzieć najlepsze przygody z najdrobniejszymi szczegółami. Po prostu być.
- Nie uczynił dobrze, owszem, ale przynajmniej o tym wie. I teraz jest gotów stanąć na głowie, ale ty nie chcesz nawet spojrzeć.
- Louis, to śmieszne. Nie masz prawa mówić mi, co rzekomo robię źle, bo mojej winy w tym nie ma. To jest czysta ludzka psychologia, że jestem zraniona, nie wiem co czuję i nie mam pojęcia czego chcę. - W moich oczach wezbrały łzy. Poczułam rozgoryczenie.
- Lou, co do cholery wyprawiasz? - Nagle nade mną zawisnął Harry, obejmując mnie ramieniem i stawiając ładnie pokrojoną babkę na krawędzi stołu. Pogładził mnie po policzku, ścierając tym samym pojedynczą łzę. - Patrz, skup się teraz na mnie, nie na tym głupku przed tobą. Nic nie musisz. Nie jesteś zależna od facetów, więc po prostu bądź sobą i rób wszystko to, na co masz ochotę. Nie ma sensu, żeby ktoś chodził nad waszą dwójką i próbował was spiknąć razem, bo w razie czego wiecie gdzie siebie szukać. A dobrze wiem jak to jest mieć kogoś dość i być kimś zmęczonym, bo miałem wcześniej dwie dziewczyny. Czasami trzeba odpocząć od ludzi.
- Pustka Hazz, ona czuje po trzech dniach pustkę, wcale nie zgrzeszyłem.
- Zamknij się, błagam kochanie - mruknął loczek. Ich relacja wydawała się czasem tak komiczna... - Nie nadużywaj jej zaufania, nie zmuszaj jej do konkluzji, że tak naprawdę taka przyjaźń jest do dupy i nie ma sensu. Daj jej oddychać, nie jesteś jej bratem Lou.
Spojrzeliśmy na siebie z szatynem w tej samej chwili. I nie ważne jak bardzo nie chciałam się uśmiechnąć, zrobiłam to, i otrzymałam odpowiedź. Musiał pomyśleć o tym samym.
- Pamiętasz jak zastanawialiśmy się, czy przypadkiem nie jesteśmy spokrewnieni? - zapytał.
- Taaak, urządziłam wtedy niemałą aferę. To był chyba strach. Zbyt wiele rzeczy wtedy wychodziło na jaw.
- Albo jak dałem ci ten numer w restauracji, chociaż byłaś jakąś przypadkową dziewczyną, a ja gejem. - Parsknął śmiechem.
- To było trochę nieodpowiedzialne, tak szczerze. Ale gdyby nie to, nie siedziałabym tu teraz.
- A pamiętasz jak powiedziałaś mi, że z Niallem było fajnie, ale nie jesteś w nim zakochana?
- Louis, kurwa, jesteś cholernie - Harry zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć. Po prostu patrząc w kratkę na ceracie wydusiłam z siebie kilka słów.
- Przy następnym spotkaniu powiedziałam mu, że go kocham.
Brwi Louisa wystrzeliły do góry. Nie widziałam twarzy Harry'ego z tej perspektywy, ale jego prawdopodobnie zrobiły to samo.
- Co, dopiero teraz zorientowaliście się, że go kocham? Gdybym tylko go crushowała, po prostu bym sobie odpuściła po tym co zrobił. Ale to nie jest takie łatwe. Nie da się z dnia na dzień wymazać wszystkich uczuć. Nie da się machnąć ręką i powiedzieć: "Dobra, trudno, jak nie ten to inny". I czuję się trochę zdezorientowana, bo naprawdę go potrzebuję. To serio beznadziejne uczucie, kiedy kilkanaście lat jesteś sama, totalnie sama, nagle pojawia się ktoś wyjątkowy, ale znika, a ty nie wiesz jak dalej żyć normalnie. I chociaż nigdy nie rzuciłam się na to uczucie, nie wpadłam w żaden miłosny wir, do ostatniej chwili zachowywałam dystans, to teraz straciłam nad wszystkim panowanie. Bo przez dziesięć miesięcy to on był tym, co mnie napędzało, trzymało przy nadziei i nie dało mi zwariować, chociaż wcale go przy mnie nie było. I czuję się nagle taka naga, drobna i oszukana. A mimo to duża część mnie chce mu przebaczyć, chociaż ta malutka gryzie pięści i zapiera się stopami. A to zwykle ta większa się przed nim broniła. Mała tylko patrzyła i czekała, aż druga w końcu nie wytrzyma i pęknie, odpuści przeszłość i pozwoli nowej historii się pisać. Nie chcę się już kłócić. Chcę tylko pozbyć się tego gównianego poczucia, że jestem gorsza i w rzeczywistości niepotrzebna, ponieważ tak łatwo mnie zastąpić.
- Kurwa mać, Ash, nie mów tak.
Prawie krzyknęłam, kiedy usłyszałam za sobą głos Nialla. Chłopcy również mieli na twarzach szok. Jakim cudem Louis go nie zauważył?!
Blondyn tymczasem podbiegł, odepchnął ode mnie ramię Harry'ego, a potem schował moje ciało w swoich ramionach, kiedy stał za plastikowym krzesłem, na którym siedziałam. Był spocony, a jego twarz, którą przyciskał do mojego policzka, nieogolona, ale nie mogłoby mieć to mniejszego znaczenia. Mocno zacisnęłam dłonie na podłokietnikach i zaczęłam płakać, gdy usłyszałam co szepcze do mojego ucha.
- Jesteś najważniejsza, słyszysz? Ty i tylko ty. Nikogo nigdy nie kochałem bardziej i jest mi okropnie wstyd, że tak to wszystko spierdoliłem. Kochanie, błagam cię, wstań, muszę cię poprawnie przytulić. Ashley, proszę...
Chwilę potem już stałam, pociągając nosem i próbując zetrzeć z jego twarzy łzy, ponieważ tak, on też się popłakał. Jego bandana osunęła mu się z czoła na brwi, ale nie fatygował się, by to poprawić, dlatego zadbałam i o to. A potem po prostu przytuliłam się do niego mocno i nawet jeśli chwilami miałam wrażenie, że moje płuca zaraz zostaną zmiażdżone, nie czułam się tak bezpiecznie od wieków.
- Kocham cię, słyszysz? Powiedz, że słyszysz.
Słabo pokiwałam głową i poczułam jak wzdycha w moją szyję.
- Kocham cię. Kocham cię i chcę żebyś była moją dziewczyną, ale wiem, że to za wcześnie, a to nie jest odpowiednia chwila. Naprawdę mocno cię kocham. Kocham cię, kocham cię, kocham cię. Nie wiem w jaki sposób naprawia się błędy, jakie ja popełniłem, ale obiecuję, że już nigdy nie pozwolę ci się poczuć gorszą, zaniedbaną, zdradzoną. Przepraszam cię za to wszystko. Tak bardzo przepraszam... Odezwij się, błagam.
- Od kiedy tu jesteś?
- Odkąd zaczęłaś mówić o jakimś dystansie i panowaniu nad wszystkim.
- Spędzimy razem popołudnie? - zapytałam po upływie czasu.
- Jasne - odpowiedział, a w jego głosie brzmiała jakaś ulga.
***
- Udusisz mnie - wybełkotałam już trzeci raz w jego przedramiona, oplatające moje barki.
- Nie przeszkadza ci to - odparł, przywierając do moich pleców jeszcze bardziej.
Jedynym źródłem światła była latarka w telefonie blondyna, leżąca gdzieś w kącie pomieszczenia na poddaszu. Kolejne minuty i godziny mijały, słońce już dawno zniknęło za widnokręgiem, a jedynym co robiliśmy było leżenie. Czułam bijące od ciała chłopaka gorąco, ostry zapach jego żelu pod prysznic, łagodną woń proszku, w którym zostały wyprane poszewki, i spokój.
- Opowiedz mi coś - poprosiłam.
- Co?
- Nie wiem. Coś co miało dla ciebie duże znaczenie, a wydarzyło się na przełomie tych dziesięciu miesięcy.
Przez chwilę myślał.
- Pewnego dnia... myślę, że to było jakoś w styczniu... tak, chyba tak. Mama pośliznęła się wychodząc z hotelu i złamała rękę. Do tego doszedł wstrząs mózgu. Naprawdę nigdy nie jechałem tak szybko, choć drogi były pokryte lodem. Wystraszyłem się wtedy... Bardzo się wystraszyłem. Bo choć nigdy nawet nic o mnie nie wiedziała, nie mieliśmy bliskiej relacji czy nici porozumienia, bałem się o nią. Potem przez dłuższy czas pozostała w domu i jedynie tata zajmował się biznesem. Wziąłem na siebie opiekę nad nią. Nagle spędzaliśmy razem sporo czasu, prawdopodobnie tak dużo jak nigdy dotąd. Rozmawialiśmy codziennie. Czasami się kłóciliśmy, ale szybko dochodziliśmy do porozumienia. Nawet nauczyłem się gotować, każdego dnia mówiła mi co i jak zrobić, a ja uważnie słuchałem i pilnie wypełniałem obowiązki. Dasz wiarę, że potrafię zrobić coś więcej niż naleśniki? Okazało się też, że mamy taki sam gust muzyczny... Zawsze pytała mnie jak było w szkole, a tego pytania nie usłyszałem odkąd miałem jakieś dziewięć lat. Dużo się zmieniło. Poznaliśmy siebie nawzajem. Dzięki temu nawet mój kontakt z tatą się polepszył i częściej wracał do domu. Teraz znów są zajęci, bo nastał sezon urlopowy. Widzę ich może raz na tydzień, czasami częściej. Nieustannie zastanawiam się czemu jeszcze nie sprzedali tego domu i nie znaleźli czegoś bliżej, bo tak naprawdę spędzają większość czasu w hotelu. W rzeczywistości tam mieszkają. Nigdy nie chcę być człowiekiem takim jak oni. Czasem czuję się, jakbym nie miał rodziny. Kiedy mama wróciła do pracy, nasz kontakt znów podupadł, aczkolwiek teraz dzwoniła, nieustannie uczestniczyła w moim życiu, wiedziała co u mnie słychać. Często krytykowała moje wybory, ale nauczyłem się decydować o sobie lata temu, więc jej zdanie nie miało większego wpływu. Ale w zasadzie praktycznie wybaczyłem jej całą ignorancję i niekompetencje w byciu matką. Wiem jak ironicznie i paradoksalnie to brzmi, ale to jest wszystko co czuję. Ulgę i malejący żal. I chyba nawet sympatię do jej osoby. Ale tylko gdy mówimy o muzyce. Podobno grała na gitarze, gdy była młoda - urwał. Odczekałam chwilę, a gdy zrozumiałam, że nic więcej nie powie, zabrałam głos.
- Wow. Widzę twoje życie poszło w dobrym kierunku. Jak ze zdrowiem twojej mamy teraz?
- Już wszystko w porządku.
- Opowiesz mi jak zszedłeś się z Biancą?
- Z Blaithin - poprawił mnie. - Czemu chcesz tego słuchać? Czy to... nie sprawia ci bólu?
- Być może, ale to część twojego życia, chciałabym zatem posłuchać...
- Oh, okej. Mam kumpla. Jakoś w marcu wyciągnął mnie na imprezę. Znałem tam naprawdę mało ludzi. Dużo wypiłem. Poszliśmy na balkon i zobaczyłem jakąś laskę... stała tyłem z jakimś kolesiem, była niska i miała na sobie te takie buty na grubych podeszwach, no wiesz, takie jak ty nosisz. Odwróciła się. Miała mocno pomalowane oczy i kolczyk w nosie, a ja byłem pijany więc po prostu spytałem ją, czy ma na imię "Ashley".
- Teraz kłamiesz - stwierdziłam.
- Nie, serio to zrobiłem. Nie pamiętam jakoś dużo, ale wiem, że ostatecznie zostałem z nią sam na tym balkonie i długo gadaliśmy. Następnego dnia miałem od niej zaproszenie na facebooku. Zaczęliśmy pisać i jakoś tak wyszło, że się z nią umówiłem. Bardzo przypominała mi ciebie wyglądem, ale w środku była inna. Byliśmy swoimi przeciwieństwami, a podobno przeciwieństwa się przyciągają. Ale popatrz na nas teraz. Jesteśmy prawie identyczni. I tak mi jest najlepiej. Może byłem w niej trochę zakochany, a może to tylko przyzwyczajenie i przywiązanie. Ale nie kochałem jej i nie wiem, czy byłbym w stanie.
Spięłam się.
- Nie mogę uwierzyć, że zostawiłeś ją dla mnie - wyszeptałam wysokim głosem.
Zamiast odpowiedzi dostałam ciepłe usta muskające mój kark. Chwilę potem rozplótł swoje ramiona i przewrócił mnie na plecy. Spojrzał mi w oczy, kiedy sunął kciukiem po moim rozgrzanym policzku.
- To uwierz. - Pochylił się i delikatnie pocałował mnie w usta. - Zawsze wybrałbym ciebie.
_____________________________________________________
NIESPRAWDZONY, wyjustowany zaś zostanie kiedy odzyskam laptopa, bo blogger na telefonie ssie, hope you enjoyed x