wtorek, 9 lutego 2016

Rozdział trzydziesty trzeci. 'Moja mała ojczyzna'

Kiedy rano się obudziłam, moje nogi były splątane z innymi, a w ustach miałam trochę włosów. Opanowałam odruch, aby je wypluć i ostrożnie usunęłam je z buzi. Potarłam oczy. Osoba obok mnie się obróciła.
- Hej Ash, jak ci się spało? - Głos Victorii był zachrypnięty, a jej powieki nadal nie do końca otworzone. Zawsze gdy z kimś spała, zadawała mu rano to pytanie, a przynajmniej tak pamiętam z dzieciństwa.
- Dobrze, a tobie?
- Twoja poduszka jest taka miękka, że chętnie bym ją ukradła - wymamrotała, ziewając. - Która godzina?
Zerknęłam na telefon.
- Po dziesiątej.
- Zostajemy jeszcze chwilę?
- Tak. Idę do pracy dopiero na 17:00.
- Pracujesz? - zapytała zaskoczona.
- Mhm. Razem z Lou. Jestem kelnerką.
- ...Zdradzić ci sekret z mojej mrocznej przeszłości?
- Jeśli tego pragniesz, to jasne.
- Kiedyś byłam tancerką w nocnych klubach, żeby zarobić chociaż odrobinę.
Zagryzłam wnętrze policzka.
- Nie wiem co powinnam teraz odpowiedzieć - wyznałam.
- Nie musisz nic mówić. Po prostu się pośmiejmy. Przyjęłam ofertę, bo to był szybki sposób żeby zarobić, a nie musiałam się rozbierać... A teraz mów mi, od kiedy masz z Niallem taki kontakt, hm?
- Lepiej ty mi powiedz, od kiedy twój język i pewność siebie nie leżą na ziemi, gdy go widzisz, hm? - przedrzeźniłam ją. - Wcześniej byłaś przerażona i podekscytowana naraz.
- Rzyganie zbliża ludzi... - powiedziała lekko zmieszana, ale już za chwilę parsknęła śmiechem. - Czy teraz możesz w końcu odpowiedzieć na moje pytanie?
- Jakie ono było?
- Jak doszło do tego, że zamiast się gryźć, dosłownie pożeracie się, ale żadne z was nie chce tego powiedzieć na głos?
Odchrząknęłam i spojrzałam w sufit, przeczesując palcami włosy.
- Szczerze? Nie mam zielonego pojęcia.
- Hej, no dalej, pozdradzaj mi jakieś sekrety. Możesz nie mówić wszystkiego przyjaciołom, bo jest jakiś procent szansy, że kiedyś odejdą, ale rodzina jest na siebie skazana.
- Nie ma żadnych sekretów.
- Muszą jakieś być.
- Bzdury. Nie próbuję nikogo oszukiwać, nawet siebie.
- Dobra, nie dociekam, po prostu się cieszę.
- Mhm... Cieszysz się z...?
- Z tego, że nareszcie jesteście razem? Nie pamiętasz, że was shippowałam?
- Że co?! Nie jesteśmy razem.
- A... Myślałam... Znaczy... No wiesz, zachowujecie się tak, jakbyście byli.
- Tori, spójrz prawdzie w oczy, wyjeżdżam za dziesięć - urwałam. - O cholera wyjeżdżam za dziesięć dni! - Podniosłam się do pozycji siedzącej i wytrzeszczyłam na nią oczy.
Widziałam, jak w tym momencie jej zapał zgasł. No tak, nie przewidywała takiego scenariusza.
- Cóż, życie to nie bajka. Godzę się z tym, co daje mi los. A przynajmniej ostatnio się tego nauczyłam - sprostowałam, opanowawszy emocje. - A teraz lepiej ty opowiedz mi o swoim życiu miłosnym - zmieniłam temat naszych rozmów. Nie chciałam już rozmawiać o Niallu. Dziwną była myśl, że moglibyśmy być razem. Było dobrze tak, jak było. I ogólnie to co się między nami działo, było czymś specyficznym, co tylko my rozumieliśmy. Nikt inny nie musiał.
- Moje życie miłosne od lat ogranicza się do wyjścia od czasu do czasu na kawę z jakimś miłym studentem informatyki, który ma orzechowe oczy i maniery, ale to nie dla mnie.
- Mówisz o kimś konkretnym?
- Nie. Po prostu oni zawsze mają nawet takie same oczy, rozumiesz? Są ułożonymi młodymi mężczyznami, którzy postawią ci kawę, puszczą do ciebie oczko i odstawią do domu na dwudziestą pierwszą. I każdy z nich jest cudowny, ale nie mają w sobie tego czegoś. Czegoś co wytworzyło by niewidzialną nić, która by ciągle się zwijała, w miarę kiedy by nas do siebie ciągnęło. Zobowiązania wiążą, wiesz?
- Wiem. To ma "-wiązania" na końcu, Tori. Dlatego między mną a Niallem jest dobrze tak, jak jest.
- Rozumiem. Zawsze wydawałaś się typem dziewczyny, która radzi sobie sama.
- Nigdy sobie sama nie radziłam... Tylko tak zawsze sądziłam. Zmieńmy temat, jest sobota, rano, mamy wakacje, życie jest piękne, czego chcieć więcej - powiedziałam lekko zirytowana, ponieważ: czemu zawsze musimy schodzić na takie tematy? Z dosłownie każdym.
- Przepraszam, jeśli powiedziałam coś złego.
- Nie, nie przepraszaj, to tylko taka reakcja obronna. Idziemy na śniadanie?
- Szczerze nie mam ochoty na żadne jedzenie, ale dotrzymam ci towarzystwa przy stole.


Dwie godziny później wracałam z przystanku autobusowego, dokąd odprowadziłam dziewczynę.
- Czy da się pani dokądś zabrać? - Usłyszałam znajomy, zachrypnięty głos.
- Harry, hej. Zgaduję, że dam, ale najpierw chcę wiedzieć dokąd.
- Do kawiarni na pyszne ciasto marchewkowe?
- Brzmi zachęcająco, wsiadam. - Okrążyłam samochód i wspięłam się na miejsce pasażera.
- Jak samopoczucie po urodzinach?
- Lepsze być nie może - odparłam, osuwając okulary przeciwsłoneczne na nos. Złapałam pas bezpieczeństwa, lecz w ostatniej chwili cofnęłam rękę od zapięcia i pochyliłam się nad Harrym, żeby dać mu całusa w policzek.
- A to za co? - zaśmiał się.
- Za to, że jesteś, czy to nie oczywiste?
- Ładnie dziś wyglądasz. - Wyszczerzył się. - A zresztą Niall ma rację, ty zawsze ładnie wyglądasz.
- Torujesz przejazd innym autom, koniec z popisywaniem się, ruszaj w końcu.
- Się robi, szefowo.

Na naszych talerzykach pozostało trochę okruszków, a na dnie filiżanek krople herbaty.
- Chciałabyś może... Nie, to głupi pomysł, zapomnij.
- Hm?
- Nic.
- Hej, nie bądź taki, chcę wiedzieć.
- Eh, no dobra. W zasadzie jechałem na cmentarz, może pojedziesz ze mną?
- I nic mi wcześniej nie powiedziałeś?
- Chciałem zabrać cię tu, to nic złego.
- Zawsze troszczysz się najpierw o kogoś, dopiero potem o siebie. Pamiętam kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy. Szedłeś wtedy do Lou, a mimo wszystko się zatrzymałeś i zaoferowałeś, byśmy posiedzieli w deszczu razem.
Harry spuścił głowę. Kilka loków opadło w dół.
- Tata nigdy nie dał tego mojej mamie, dlatego ja próbowałem. Stawiałem ją na pierwszym miejscu, by w końcu mogła się poczuć doceniona i kochana. Chciałem wynagrodzić jej te wszystkie lata spędzone w samotności. Lubię sprawiać, że ludzie czują się wyjątkowo choć w małym stopniu.
Patrzyłam tępo w biały blat stolika, aby tylko się nie rozpłakać.
- Jesteś aniołem Harry.
Czułam jego wzrok na sobie.
- Nie jestem. Nie poradziłem sobie z tyloma rzeczami w życiu...
- Nawet najwspanialsze anioły czasem tracą pióra i spadają. Nie martw się. Ty szybujesz wysoko. - Uśmiechnęłam się przez łzy.
Zaczął bawić się łyżeczką.
- Jesteś urocza. Pojedziesz ze mną?
- Oczywiście.


Kiedy stanęliśmy nad grobem, poczułam, jakby mój żołądek upadł. Teraz dotarło do mnie ze zdwojoną siłą, że Harry nie ma nikogo. Nikogo prócz Lou. I właśnie w tym momencie byłam wdzięczna za rodziców, nie najlepszych co prawda, ale zawsze rodziców.
- O czym myślisz? - zapytał Harry.
- Tęsknię za tatą - urwałam. Siedząc na ławce, rozgrzebywałam butem ziemię pod nim. - A ty?
- O Louisie. O Londynie. Przyszłości.
- Nie rozumiem.
- Mówiłem ci, że Lou znalazł się tutaj ze względu na mnie, prawda? - Po skończeniu zapalania znicza, dosiadł się.
- Mówiłeś.
- Wiesz czemu zaproponowałem, aby przeprowadził się do mnie, tu - w Mullingar?
Przechyliłam głowę na bok.
- Bo to o jedno lokum na głowie mniej. Bo wtedy mniej rzeczy trzyma nas tu.
- Do czego zmierzasz?
Harry wziął głęboki wdech.
- Chcę żeby Louis kontynuował studia. Zrobię dla niego wszystko, a to nie wydaje się aż tak dużo. To tyko powrót na stare śmieci, skąd zresztą sam go wyciągnąłem.
- Powinieneś z nim o tym porozmawiać.
- Mam zamiar zrobić to dziś wieczorem, już zaprosiłem go na kolację. I naprawdę liczę na to, że się zgodzi.
- Kto w ogóle był twoim opiekunem prawnym przez te 2 lata, zanim ukończyłeś 18 lat?
- Mój wujo. Mieszkałem u niego aż do pełnoletności. A był na tyle okej, że uznał, że nie ma zamiaru wchodzić mi i Louisowi w dupę i miesiąc po moich urodzinach pozwolił mi się przeprowadzić do mojego prawidłowego domu. Wcześniej był on przez przeszło półtora roku wynajmowany przez pewną rodzinę, a potem po prostu stał pusty. Więc się wprowadziłem.
- A to było...?
- Pod koniec lutego tego roku.
- Oh. To dlatego Louis nie przeprowadził się wcześniej?
- Tak. Ogółem wujek nie za bardzo tolerował to, że spotykam się z chłopakiem, ale zarazem nie robił niczego, by to zepsuć. Lou przychodził do mojego zastępczego domu kiedy wuja nie było. Często też u niego nocowałem. Minęły już dwa lata... I to w mgnieniu oka, a ja nadal nie wiem co pokierowało tym chłopakiem, by rzucić studia i dla mnie tu przyjechać.
- Nie rozważaj tego, tak najwyraźniej miało być.
Zaległa cisza.
- Będę tęsknił za tym domem. W nim czuję, że cząstka mamy wciąż jest ze mną. Ale chcę jechać, chcę być częścią jego życia.
- Harry, ona zawsze będzie w twoim sercu. Nieważne dokąd pójdziesz, ani na jakiej drodze życia się zgubisz, ona tam z tobą będzie. Obiecuję.
- Wiem Ley. A naprawdę chcę, aby Lou skończył studia, został wybitnym lekarzem, żeby w końcu spełnił swoje marzenia i zrealizował plany życiowe. Żeby na chwilę przestał patrzeć w tył, na ten obciążnik wiszący mu na plecach, jakim jestem, i poszedł do przodu.
- Hmm... Obciążnikiem powiadasz...
- Tak, właśnie tym.
- Przecież wiesz jakie to uczucie - miłość. Kiedy druga osoba dodaje ci skrzydeł, sprawia, że czujesz się lekki, wolny. Kiedy problemy przestają istnieć, a wszystko nabiera sensu. Bo jeśli się nad tym zastanowić... Kiedy nie żyjesz dla kogoś, przeżywasz życie jak cień, wrak człowieka. A potem umierasz dla niczego i nikt już za tobą nie tęskni, nie płacze po tobie. Może nie ofiarując nikomu miłości ocalamy go od tego zranienia na samym końcu, gdy już zostanie sam. Ale jeszcze większą krzywdę wyrządzamy mu, odsuwając go od siebie. Czasem trzeba kogoś zepsuć, aby go ocalić. W tym przypadku odwrotnie. Naprawiasz kogoś dając mu szczęście. I nawet jeśli kiedyś mu je odbierzesz, to cząstka jego zawsze będzie żyła we wspomnieniach, ona zostanie z nim na zawsze i będzie należała do niego. Przeszłość będzie należała do was obojgu, jeśli ją razem dzieliliście. Możesz o niej zapomnieć, a możesz jej dać nowy wymiar. Możesz wymazać kogoś ze swojego życia na dobre, albo pozwolić mu spróbować drugi raz. Albo setny raz. To już od ciebie zależy. Jeśli złamie ci serce - trudno, to był twój wybór. Jeśli ty złamiesz mu serce - no cóż, to się zdarza, najwidoczniej nie byliście sobie pisani. Ale jeśli nie dasz komuś szansy nigdy nie dowiesz się, jakie będą efekty końcowe. Każdy potrzebuje dłoni, która pociągnie go w górę, gdy będzie tonąć. Każdemu należy się odrobina uczucia i empatii. Louisowi należy się wsparcie, a tobie należy się Louis. Bo tak miało być.

- Nie wiem co powiedzieć. Ty masz taką wiedzę, taką swobodę dobierania słów, taką delikatność w sobie... Bardzo dużo mi uświadomiłaś. Tylko... Czy ty oby do końca mówiłaś o mnie i o Lou?
- Um, tak? Tak sądzę? Powiedziałam coś nie tak?
- Nie. Tak się tylko zastanawiam. I masz rację. Znam to uczucie - miłość. A ty... znasz je?
- Przeczytałam dużo książek Harry, to tyle.
- Rozumiem. Ale zastanów się jeszcze nad moim pytaniem. Zmieniając temat: wracamy?
Skinęłam. Chłopak wstał z ławki, pociągnął mnie za rękę i opuściliśmy cmentarz.


Wybiła 21:00. Zdjęłam fartuszek, odwiesiłam go na jego miejsce i sięgnęłam po bluzę.
- Mogę odwieźć cię do domu.
- Nie spieszy ci się na kolację z Harrym?
- Trochę, ale i tak cię podrzucę, czy powiesz "tak", czy "nie".
- Głuptasie, przejdę się.
- Nie, i tak nie zdążyłem zadać ci jeszcze jednego pytania.
- Hm, okej.


Skleroza nie boli - powiadają. Co się odwlecze to nie uciecze - powiadają. A jednak kiedy Louis spytał jak zareagowałam na list ukryty razem z butami poczułam się zażenowania, że zapomniałam sprawdzić pudełka, pokiwałam głową i wydukałam pierwsze co przyszło mi na myśl, czyli: "To naprawdę uroczy list, dziękuję!". Ale szatyn zdążył poznać mnie na tyle dobrze, że od razu odparł: "Nie przeczytałaś go, prawda?", unosząc jedną brew. Na to tylko spuściłam głowę, zaśmiałam się sztywno i przyznałam mu rację. A teraz biegłam przez podwórko żeby już dostać się do swojego pokoju i móc sprawdzić co rzeczywiście było w owym liście, o którym się ówcześnie dowiedziałam.


Mullingar, 12.08.2014r.
Kochana Ash,
Z okazji urodzin chcemy Ci życzyć wszystkiego co najlepsze, spełnienia marzeń i osiągnięcia celów życiowych, najlepszych studiów (ale czas, by życzyć Ci tego będziemy mieć za 12 miesięcy), cudownych przygód z nami i abyśmy się za rok spotkali! Abyś nigdy nie zapomniała o dwójce idiotów i pamiętaj, że w każdej chwili możesz dzwonić, pisać, PRZYJEŻDŻAĆ. Chcemy dla Ciebie jak najlepiej i pamiętaj by nigdy nie patrzeć w tył, zawsze się uśmiechać, a gdy życie daje ci cytryny, zrobić z nich lemoniadę, a potem sprzedać trzy razy drożej. Bardzo Cię kochamy i chętnie byśmy adoptowali, ale jesteś już lekko stara, księżniczko. Żartujemy, jesteś tu najmłodsza i ciesz się z tego jak najdłużej, korzystaj! Życzymy Ci jeszcze świetnych imprez do białego rana, wstawania o 14:00, szumu w głowie, a wszystko to dlatego, że się o Ciebie troszczymy, nie dlatego, że jesteśmy nieuprzejmi. Żyj na całego i nie patrz na innych. Bądź po prostu sobą i nie zmieniaj się ze względu na kogoś. 100 lat!!!
Harry i Louis xx

List od chłopców zdecydowanie się skończył, ale nie był to koniec tekstu. Pod spodem ktoś narysował linię, odgradzającą wpis od jeszcze jednego.

Korzystając z tak wspaniałego wynalazku jakim jest post scriptum, pozwól że dodam coś od siebie.

PS 1 dołączam się do życzeń, ponieważ ci dwaj śmierdziele nie chcieli mnie dopisać, kiedy dowiedziałem się, że sporządzili list
PS 2 prawdopodobnie zabiliby mnie, wiedząc, że czytałem coś, czego nie powinienem dotykać
PS 3 WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO JESZCZE RAZ!!!

Niall x

Zagryzłam wargi, w celu pohamowania uśmiechu. Mam najlepszych przyjaciół na świecie, przysięgam. Przebiegałam wzrokiem przez tekst już jakiś czwarty raz, kiedy mój telefon zawibrował.
Niall: Chyba o czymś zapomniałaś;)
W wiadomości załączone było kilka obrazków. Otworzyłam jeden z nich, a zobaczywszy, że to moje selfie, przerzuciłam na następny. Spojrzały na mnie dwie pary roześmianych, niebieskich tęczówek, w których grały iskierki. Ale tylko na jednych zatrzymałam swój wzrok. A potem przeniosłam go na potargane włosy, rumiane policzki, różowe usta, uwypuklone jabłko Adama, małe pieprzyki na szyi. Zdjęcie zrobione w aucie. Jednakże ile bym dała żeby teraz wyciągnąć Nialla z telefonu, potargać jego włosy jeszcze bardziej i ucałować oba poliki. Przewinęłam kilka następnych zdjęć z urodzin, aż moim oczom ukazał się obraz, gdzie stojąc na palcach przytulam się do Louisa. Uśmiechnęłam się. Gdy zobaczyłam kolejne, moje usta uformowały się w okrągłe "o", a brwi uniosły do góry. Zdjęcie przedstawiało mnie, śmiejącą się, z zaciśniętymi oczami, wokół których pojawiło się trochę zmarszczek. Byłam lekko zwrócona w stronę Liama, który w 80% był ucięty, i jedną ręką odgarniałam włosy z twarzy, a druga była zastygnięta w powietrzu. Przez chwilę na nie patrzyłam, a kiedy próbowałam odkryć następne, okazało się, że widziałam już wszystkie.
Ja: Dziekuje za pamiec x
i zastanawiam sie, skad masz ostatnie zdjecie
Niall: Nie zawsze czytam smsy, gdy wyglądam, jakbym to robił;D
Ja: Od teraz bede uwazala bardziej
Niall: ;)
Niall: Co jutro robisz?
Ja: Prawdopodobnie ide do kosciola z dziadkami
Niall: A potem?
Ja: Jestem wolna
Niall: Twój dziadek nie ma w ogrodzie zakopanej strzelby, prawda?
Ja: Wtf chlopaku
Niall: Tak tylko pytam na wypadek, gdybym chciał "przypadkowo" przekroczyć waszą furtkę ;)


***

- Hej, "nie spodziewałabym się" tu ciebie! - powiedziałam entuzjastycznie i o ton za głośno, gdy następnego popołudnia w progu drzwi ujrzałam Nialla. Nie, żebym na niego czekała. Z kuchni wyjrzała babcia.
- Dzień dobry - odezwał się do niej chłopak, kiwając głową. Zwrócił swój wzrok w moją stronę, ignorując świdrujące spojrzenie kobiety, prześwietlające go od góry do dołu. - Pomyślałem sobie, że może chciałabyś się przejść.
- Są smsy, mogłeś napisać. - Uniosłam jedną brew do góry, wykrzywiając usta w łobuzerskim uśmiechu, ponieważ wiedziałam, że babcia nie mogła tego zobaczyć. Jednak zanim chłopak mógł jakkolwiek zareagować, ona go wyprzedziła.
- Ashley, nie bądź niemiła! Niall, wchodź, rozgość się, tylko proszę, zdejmij buty, bo dopiero co Felix odebrał dywan z pralni.
- Myślałem raczej o... - urwał, zobaczywszy moją minę pod tytułem "nie ma co". - Z przyjemnością.

- Dawno tu nie byłem. - Zamknął za sobą drzwi.
- I za długo nie pobędziesz.
- Nie rozumiem.
- Okno. - Wsparłam jedną rękę na parapecie, a drugą złapałam za klamkę okna i przekręciłam ją o 90 stopni. Spojrzałam na chłopaka, którego mina mówiła tyle co: "O pani własnego losu, wariatko!" - Idziesz ze mną, czy zostajesz? Chciałeś się przejść, tak?
Chociaż wciąż patrzył na mnie z rozwartymi ustami, zrobił pierwszy krok do przodu, a wtedy ja po prostu wyszłam. Za chwilę oboje byliśmy na dworze.
- Dokąd idziemy?
- Niespodzianka.
- Moje urodziny skończyły się ponad 24 godziny temu.
- Więc po prostu przyjmijmy, że jestem nieuprzejmy i nie powiem ci dokąd cię zabieram.
- Zabierasz mnie? Myślałam, że tylko obok siebie idziemy.
- Już nie. - W jego głosie dało się słyszeć śmiech.
- Hm?
- Złap mnie! - Rzucił się do biegu.
- Żebyś wiedział, że to zrobię! - odkrzyknęłam i ruszyłam za nim.
W końcu byłam już tuż tuż, prawie dotykałam opuszkami palców jego koszulki na plecach. Prawie. Moja noga odbiła się o coś nierównego i dość niezgrabnie opadłam w dół.
- O Boże. - Zduszony głos zaświstał nad moim uchem.
- Ja pier-
Niall nie dał mi dokończyć dotykając palcem wskazującym moich ust i zabierając się za zdejmowanie mojego buta.
- Niall, nic mi nie jest.
- Sprawdzimy to. Możesz ruszać stopą?
Spróbowałam.
- Mogę, tylko się przewróciłam, wyluzuj.
- Hm, okej. - Założył mi buta z powrotem i zawiązał sznurówki w kształtną kokardkę, na widok której się zaśmiałam.
- Wstaniesz sama?
- Nic mi nie jest - powtórzyłam dobitniej. Wywróciłam oczami i stanęłam na równe nogi. Coś zaświstało mi w głowie. Przesunęłam się do niego znacznie i oparłam mu ręce na piersi.
- Mógłbyś coś dla mnie zrobić? - Spojrzałam niewinnie w niebieskie oczy.
- Mhmm - odrzekł przeciągle, wodząc wzrokiem po mojej twarzy. Chyba już chciał położyć ręce na moich biodrach, ale ja byłam szybsza.
- No więc przyjmij do świadomości że już cię złapałam, więc teraz twoja kolej - powiedziałam szybko i umknęłam mu, kiedy tylko uniósł brwi.
- Może przynajmniej chcesz wiedzieć, dokąd biec? - krzyknął.
- Przecież to niespodzianka!

Po pół godziny dziecinnego ganiania się, Niall w końcu zdradził mi, że chciał zabrać mnie na boisko, aby pograć w nogę, jednak opadłam z wszelkich sił. Dlatego wróciliśmy do jego domu i skończyliśmy na kanapie, grając w piłkę wirtualnie.
- Gdzieś ty się w ogóle nauczyła obsługiwać kontroler? Laski, które znam, umieją się posługiwać dobrze jedynie szczoteczką do tuszu. No i chyba całymi godzinami ćwiczą nawijanie włosów na palec wskazujący. Mam wtedy ochotę chwycić nożyczki i po prostu je uciąć gdzieś pośrodku.
- Najwyraźniej ja nie jestem jedną z owych lasek.
- Nie. Ty jesteś najfajniejszą laską, jaką znam. I żadnej nie lubiłem tak bardzo, jak ciebie.
- Zostawmy to niedopowiedzenie takim, wyjeżdżam za 9 dni - zareagowałam szybko, może zbyt szybko.
- Jak wolisz - odmruknął, wlepiając wzrok z powrotem w ekran telewizora, strzelając gola do mojej bramki. Wydał z siebie znudzone westchnięcie. - Nie chce mi się już grać.
- Mi też nie.
- Chcesz coś do picia?
- Hmm, a masz gorącą czekoladę?
- Jasne, że mam. Wracam za kilka minut, czuj się jak u siebie - oznajmił i wyszedł.
Zatrzymałam grę i usunęłam płytę z odtwarzacza. Po tym usiadłam wygodnie na kanapie, ale po minucie skończyłam z głową zwisającą w dół i nogami na oparciu. Tak łatwiej wyłączyć myślenie. Chcęzostaćchcęzostaćchcęzost- stop. O tak, trochę zwrotów głowy to dobry sposób, aby pozbyć się beznadziejnych pragnień i zejść na ziemię.
- Niezmiernie się cieszę, że się zadomowiłaś. - Na te słowa wróciłam do normalnej pozycji. Szybko przyszedł.
- Niall? 
- Hm?
- Możemy iść na górę? No wiesz, w poduszki...
- Jasne. - Widocznie był zaskoczony moim pytaniem, ale od razu uległ. - Ale zaczekaj. - Wyszedł z pokoju, a kiedy znów się pojawił, trzymał w ręku tacę. Postawił na niej nasze kubki. - Weź to, okej?
- Mhm.


Znaleźliśmy się na poddaszu. Chłopak zabrał laptopa, w celu puszczenia muzyki. Poza tym wziął ze sobą jakieś ciastka. Ale ja ani nie słuchałam wszechobecnych dźwięków, ani Nialla, ani nie miałam ochoty na słodycze. Jedynie siedziałam oparta o ścianę z w połowie opróżnionym kubkiem i patrzyłam na jego twarz, kiedy coś mówił.
- Moja dziewczyna wraca w przyszły piątek.
Nagle się ocknęłam
- Co? - Powoli przetworzyłam w głowie zasłyszane słowa. Czy on właśnie powiedział mi o jakiejś "swojej dziewczynie"?
- Daleko odleciałaś, Ash. Słuchałaś mnie w ogóle?
- Przepraszam. - Spuściłam wzrok. - Co z tą dziewczyną? - Upiłam łyk letniego już napoju.
- Nie ma żadnej dziewczyny. Chciałem ściągnąć twoją uwagę.
Nic nie powiedziałam. Czułam to gówniane ściskanie żołądka. Odchyliłam głowę do tyłu. Pod powiekami zapiekły mnie łzy.
- Co się dzieje? - Nagle znalazł się tuż obok mnie.
- Nic - skłamałam.
- Przecież widzę.
Widzisz? Także powinieneś również zobaczyć że nie wiem. Nie mam zielonego pojęcia co się dzieje, ale nie chcę wyjeżdżać. I ci tego nie powiem.
- Muszę iść już do domu, dziękuję za czekoladę. - Odstawiłam naczynie na tacę, chociaż została tam jeszcze przynajmniej 1/3 płynu.
- Hej, hej, hej, nigdzie nie idziesz dopóki nie powiesz mi co się stało, albo co zrobiłem nie tak.
- Nic - nadal upierałam się przy swoim. A w zasadzie stało się dość dużo. - Muszę iść. - Podniosłam się, nie patrząc na niego przez ani sekundę.
- Ashley, nie uciekaj mi. - Niall również wstał i przyciągnął mnie do siebie.
Nie, nie, nie, nie. Nie rób tego. Przestań sprawiać, że Mullingar to jedyne miejsce, do którego czuję przynależność. Przestań sprawiać, że twoje ramiona to tak jakby moja mała ojczyzna. Ojczyzna, za którą poszłabym na wojnę i przelała krew. Dla której stałabym się patriotką bez żadnych skrupułów. To właśnie się stało.
Odsunęłam od siebie jego ręce. Uśmiechnęłam się słabo i po prostu wyszłam.
Owiało mnie chłodne powietrze. Zamknęłam oczy i porządnie się nim zaciągnęłam. Jednak po ich otworzeniu zorientowałam się, że to wcale nie jest podwórko Nialla, a jego taras. Wydałam z siebie zirytowane warknięcie i przysiadłam na końcu plastikowego leżaka. Siedziałam tak może 10 minut, a może 15, a może 100. Kto by tam wiedział. Jednak w końcu mi się to znudziło, a moja irytacja osiągnęła poziom maksimum i była wycelowana prościutko we mnie samą. Energicznie wyciągnęłam telefon z kieszeni.
Ja: Nadal tu jestem
Niall: Co?
Ja: W twoim domu
Niall: Jak to, gdzie?
Ja: Taras
- No wiec czemu jesteś zła? - zapytał pół minuty później, zatrzymując się nade mną.
- Nie jestem. Sęk w tym, że nie jestem.
- Chcesz o tym pogadać?
- Nie z tobą.
- Smuci mnie to, przyznaję - westchnął zrezygnowany. - Chcesz posiedzieć w ciszy?
- Chyba tak.
- Więc może jednak powinnaś zostać sama? Bo jak na razie na usta ciśnie mi się sporo rzeczy.
- Pomyślałam, że to nieuprzejme siedzieć w czyimś domu bez jego wiedzy.
Poza tym mam dość samotności, powinieneś to, kurwa, wiedzieć. Zaraz wybuchnę. Dosłownie wystrzelę w powietrze. Jestem nienormalna. Nosi mnie. Chce mi się płakać i nie wiem z jakiego powodu. Zacisnęłam zęby.
- Więc jak? - upewnił się.
- Niall, jestem bezradna, rozumiesz?! Cholernie bezradna z pustką w głowie i duszą na ramieniu.
Przysiadł się do mnie.
- Obawiam się, że dopóki nie powiesz mi jaka jest tego przyczyna, nie zrozumiem.
- Zagrajmy w grę. Tą z pytaniami. Ale udawajmy, że dzisiejszy dzień nigdy się nie wydarzył, okej? - powiedziałam szybko, nawet nie przejmując się tym, jak łatwo go spławiam.
- Ale ja zaczynam - zarządził.
Oparłam się plecami na leżaku i złożyłam ręce w koszyczek.
- Czego się boisz?
- Że któregoś dnia wszystkie złe charaktery z książek, które przeczytałam ożyją i będą chciały mnie zabić.
- Masz źle w głowie - zaśmiał się neutralnie.
- Poważnie. Jestem łatwym celem: męczę się po piętnastu minutach biegu.
- Dzisiaj wytrzymałaś pół godziny.
- A teraz mam ochotę położyć się plackiem na tych kafelkach, chociaż minęło już sporo czasu.
Znów się zaśmiał.
- Zrób to.
- Nie?
- Rzucam ci wyzwanie.
- Nie! - zaczęłam się śmiać. Nagle całe napięcie mnie opuściło i przestałam odczuwać irytację.
- Bo cię ściągnę... - Złapał mnie za łydkę.
- Niall! - Poleciałam na zimne płytki. Położyłam się płasko na ziemi. Poczułam na swoich udach ciężar. Z góry patrzyły na mnie niebieskawe oczy.
- Jesteś ładna.
- Hm, to jakiś dzień dobroci dla mizernych dziewczyn?
- Daj mi skończyć. Jesteś ładna i najchętniej wykorzystałbym cię tu i teraz, bo oprócz buźki masz też ciekawe wnętrze. Jednak tego nie zrobię, bo dostałem od twojej babci dość przejrzyste sygnały, co ona jest zdolna mi zrobić, jeśli tknę cię palcem. Najwyraźniej już jestem wpisany w niebieską kartę. No a poza tym te płytki są zimne i nie chcę, żebyś się przeziębiła.
Parsknęłam śmiechem. Niall wstał z moich kolan, ciągnąc mnie przy okazji do góry.
- Jesteś głupi.
- A ty ładna.
- Już to mówiłeś - przypomniałam, czując żar na policzkach.
- Tak, ale chcę, żebyś wiedziała.
- Mogę wreszcie zadać ci pytanie?
Kiwnął ręką, dając mi do zrozumienia, że jest gotowy.
- Dlaczego twoim ulubionym kolorem jest przezroczysty?
- Jesteś mądra. Pomyśl.
- Spytałam o to kiedyś Louisa. Odpowiedział, że to pewnie dlatego, że lubisz, kiedy dziewczyny zakładają ubrania w nim. Czyli tak jakby nic nie zakładają.
Niall prychnął.
- Uwierzyłaś mu?
- Gdybym to zrobiła, nie miałabym powodu aby zapytać.
- Kto w dzieciństwie czytał ci bajki?
- Hej, nadal mi nie odpowiedziałeś.
- Najpierw muszę wiedzieć.
- Tata.
- Okej. Lubisz książki, prawda?
- Lubię, ale wciąż przekraczasz limit swoich pytań.
- Ash, bądź przez chwilę cierpliwa. Przypomnij sobie teraz najbardziej wzorcową książkę na świecie. Najprostszą, a zarazem najgłębszą, kryjącą pod niemalże każdym słowem metaforę.
- Pieśń o Rolandzie? Hamlet?
- Skąd ty bierzesz pomysły...
- Może z lekcji angielskiego?
- Więc poszukaj trochę dalej.
- Niall, błagam.
Chłopak przez chwilę na mnie popatrzył, a potem pokiwał głową, godząc się na kompromis i idąc mi na rękę.
- "Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu".
Z moich ust wyrwało się ciche westchnięcie. Aczkolwiek było to najspokojniejsze westchnięcie w historii westchnięć.
- Jeśli miałabym wziąć pod uwagę wszystkie rzeczy, za które kiedykolwiek cię nienawidziłam... i wymienić jedną... to powiedziałbym, że nienawidzę cię właśnie za to zdanie. Za to jedno zdanie.

_____________________________________________________________________

Hejka! Już za kilka dni zaczynają mi się ferie, więc powinnam z lekka przyspieszyć.
Proszę, aby każdy, kto przeczytał rozdział - skomentował. Szczerze, a najlepiej aby zostawił po sobie coś więcej, niż tylko jedno słowo. Miłego dnia x

5 komentarzy:

  1. swietny rozdzial, jak zwykle xx

    OdpowiedzUsuń
  2. moja najlepsza i najbardziej utalentowana przyjaciółka w historii internetowych przyjaciółek

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaa nie może wyjechać! Nie pozwalam! Albo niech go zabiera ze sobą :o

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie masz konta, a chcesz skomentować zaznacz Anonima.
Jeśli chcesz być informowana/y o rozdziałach → http://she-is-different.blogspot.com/p/informowani.html