piątek, 17 lipca 2015

Rozdział dwudziesty dziewiąty. 'Autorytet'

Wdrapałam się z powrotem po schodach. Usiadłam wygodnie, zakrywając kocem nogi odziane jedynie w szorty. Niall pojawił się sekundę później.
- Wiesz, powiedziałem ci, że to magiczne miejsce. Tobie może wydawać się zwykle. Może nawet z lekka babskie. Ale miejsce to urządziła moja ciotka, która, gdy rozstała się z mężem, zamieszkała u nas na kilka miesięcy. Nie potrzebowała mebli, czegokolwiek. Chciała tylko samotności. Nieczęsto jadała z nami posiłki. Mało mówiła, zbyt przygnębiona po rozwodzie. Być może miała takie usposobienie dlatego, że niegdyś zajmowała się sztuką, a artyści jakoś tak już mają. Jednak była dużo młodsza od mamy i myślała na inny sposób niż ona. Miałem czternaście lat, kiedy u nas kątem mieszkała. To był czas, kiedy zaczynałem interesować się tym, co zakazane, wiesz. Fajki, alkohol, bójki i te sprawy. Byłem tym typowym, zepsutym chłopcem, jak to wcześniej określiłaś. Po prostu dzieciakiem, smarkaczem. Gdy rodzice nakryli mnie jak palę za domem, zrobili mi wielką awanturę. Miałem ich w dupie. Ignorując ich kazania, przyszedłem do ciotki. Patrzyła przez okno, nawet nie mrugając, kiedy opadłem głośno w stos poduszek. Myślała nad czymś. Nie przeszkadzałem jej. I za chwilę usłyszałem słowa, które wydobyły się z jej ust: "Słyszałam wszystko". Potem się poruszyła, pogrzebała pod poduszką i wyjęła spod niej zapieczętowaną nadal paczkę papierosów. "Masz. Pal. Pal tyle, na ile płuca ci pozwolą. I bądź wdzięczny mnie, jako twojej ciotce. Lecz nie przychodź, kiedy już nabawisz się raka" - powiedziała. Nie umiałem jej zrozumieć. Nigdy. Zaznaczając fakt, że ona latami była uzależniona od nikotyny. I jej sposób bycia sprawiał, że chciałem rozgryźć tą kobietę. Od tamtej pory praktycznie nie paliłem, pomijając kilka stresowych sytuacji, które musiałem po prostu odreagować. Oczywiście nie wliczając marihuany, ale to już coś innego. Kilka tygodni po incydencie postanowiła się wyprowadzić, ale zanim to zrobiła, odwiedzałem ją tu codziennie. I każdego dnia sprzedała mi jakąś cenną lekcję życia. Zapamiętałem każdą, ale dopiero ostatnio nauczyłem się z nich korzystać. Potem zniknęła pewnej nocy, zostawiając mi to - Niall sięgnął za kołnierz koszulki, wyciągając spod niej rzemyk, na którym były trzy złote zawieszki: koniczyna (podobna z lekka do mojej), krzyżyk i zdeformowane serce, przecięte krzywym napisem w innym języku.
- Co to oznacza? - Przesunęłam między palcami nierówny medalionik.
- "Nadzieja". Dużo podróżowała.
- Nie widziałam tego wcześniej u ciebie.
- Bo jak już mówiłem, dopiero niedawno nauczyłem się korzystać z mądrości mojej ciotki. Mówiła mi o uczciwości, szczerości i o walce. Do dziś pamiętam jej słowa. "Może się wydawać, że już wszystko przepadło. Że nie ma sensu stawać ponownie na starcie, skoro tyle szans poszło na marne, nie dając rezultatów, a może jedynie skutki uboczne. Pamiętaj: zawsze możesz zacząć żyć od nowa. Ucz się na błędach i wyciągaj wnioski. I nie patrz na mnie. Nie idź moją drogą, albowiem jestem tylko niespełnioną artystką, płaczącą po nieudanej miłości. Nie jestem stara. Nie. Ale potrzebuję sił, by móc znowu walczyć. Ty nie płacz nad rozlanym mlekiem, lecz staraj się wlać je z powrotem do butelki, nie ważne, jak bardzo mokrym miałbyś przez to być. Zawsze walcz o wartości, jakie się dla ciebie liczą i nigdy nie odpuszczaj, a los ci już dalej pomoże. A jeśli kochasz, kochaj szczerze. Nie baw się ludźmi, wiedząc, że za rok nie będziesz o nich pamiętać. I zawsze bądź lojalnym przyjacielem. Bądź jak jeden za wszystkich, nawet, jeżeli inni nie mieliby być jak wszyscy za jednego. Bóg tak naprawdę nie chce zła dla ludzi. To oni wybierają, którą drogą pójdą. On chce tylko pomóc nam w realizacji dobra. I jeżeli potkniesz się tysiąc razy, ale i tak wstaniesz, by spróbować tysiąc pierwszy raz, On stanie za tobą. I pamiętaj, by zawsze mieć jakieś cele. Bo ludzie bez swoich gór, nie mają czego pokonywać. I to właśnie oni są ludźmi nieszczęśliwymi. Tylko oni". - Zamilkł na chwilę. - Mam nadzieję, że jest szczęśliwa. Chcę tego dla niej, bo była moim drogowskazem, dzięki któremu znajduję się tu, gdzie jestem. Z tobą.
Patrzyłam na niego, dziwnie spokojna. Jakbym czuła, że to odpowiedni czas i miejsce. Po chwili zorientowałam się, że wciąż trzymam między palcem wskazującym a kciukiem nierówne serduszko, przez co Niall był lekko nade mną pochylony. Nie puściłam zawieszki od razu. Zrobiłam to dopiero wtedy, kiedy zobaczyłam w jego oczach swoje odbicie. A może to było tyko odbicie światła.
Nie w tym życiu, dziewczyno.
Niall uśmiechnął się smutno. Odsunął się delikatnie, patrząc w inną stronę.
- To miejsce jest dla mnie odskocznią. Czasem, kiedy naprawdę potrzebuję kopa w dupę, przychodzę tu pomyśleć. Tu jest tak... czysto. Jedynie trochę poduszek i niebo. Nadal czuję tu ducha mojej ciotki. Ducha idealnego żywota i niespełnionych marzeń. A potem stąd wychodzę, mieszając się z tym wszystkim, co przyziemne. Wracam do tej strefy patosu i staram się żyć choć odrobinę pomyślniej. - Zrobił pauzę. - Czemu patrzysz na mnie jak na idiotę? - zaśmiał się.
- Nie patrzę na ciebie jak na idiotę. Po prostu... Dziwię się że wiesz co to w ogóle jest patos, a co dopiero... - Nakreśliłam obiema rękami w powietrzu okrąg, chcąc zmaterializować w jakiś sposób ogół.
Niall pokiwał głową.
- Masz z nią jakikolwiek kontakt?
-  Z ciotką?
- Tak.
- Nie. Ostatni raz słyszałem jej głos cztery lata temu, zanim zniknęła. Nawet nie mam pewności, że nadal żyje. - Chłopak zaśmiał się gorzko.
Spojrzałam w dół, na materac. Niall miał swój autorytet w postaci ciotki, która przez tak krótki czas potrafiła wbić mu do głowy słowa, dzięki którym, choć nie umiał wyciągnąć z nich nauki od razu, stał się zupełnie innym człowiekiem. Czy ja mam autorytet? Chyba nie.
- O czym myślisz?
- O niczym szczególnym.
- Chyba cię nie zasmuciłem, prawda?
- Co? Jasne, że nie.
- Przypominasz mi ją.
- Ja? - zareagowałam zaskoczona.
- Mhm. - Niall w zamyśleniu pokiwał głową. Nagle siedział bliżej niż jeszcze chwilę temu. - Jesteś do niej strasznie podobna. Nie chodzi tu o wygląd, bo ona była ruda, ale to szczegół. Mówię o wnętrzu. Jesteś tak samo uparta i zmęczona życiem, które nieustannie tobą targa. Lubujesz się w samotności, nie chcesz wokół siebie ludzi, ale tak naprawdę potrzebujesz właśnie tego. - Dotknął wierzchem dłoni mojego lewego policzka.
Zamknęłam oczy, z całych sił starając się stłumić westchnienie. Druga jego ręka zaczęła bawić się końcówką mojego rozwalonego do granic możliwości kucyka, podczas gdy pierwsza zjechała na moją szyję, gdzie jego długie palce zaczęły kreślić drobne wzorki.
- Kiedy masz urodziny? - usłyszałam nagle przy swoim uchu i nie zaprzeczę, iż wolałabym, by ta przyjemna cisza wróciła.
- Co? - ocknęłam się, otwierając wreszcie oczy.
- Kiedy masz urodziny? - powtórzył spokojnie.
- A dzisiaj jest?
Niall pomyślał chwilę.
- Szósty sierpnia.
- O... To już za kilka dni, jedenastego.
Niall niespodziewanie odsunął się, zabierając ode mnie swoje ręce.
Ugh, jak łatwo jest mnie omotać...
Spojrzałam w górę. Deszcz nadal stukał o szyby. Gdy patrzyło się dłużej, zdawać by się mogło, że leci się do nieznanego wymiaru. Kochałam to. W dzieciństwie gapiłam się na ulewy godzinami. I w pewnym momencie nie widziałam już wody. Widziałam świat, w jakim chciałabym żyć. Jednak tym razem się tak nie stało. Znów rozejrzałam się dookoła. Tak, to zdecydowanie jedyne miejsce, w jakim w tej chwili chciałam być. Mogłabym zostać tu na zawsze... Jakże to śmieszne. Niall złapał moje spojrzenie.
- O nie... - Oprzytomniałam.
- Hm? - odparł.
- Zostawiłam t-shirt na dworze do wyschnięcia.
- Skoro i tak był mokry to chyba nie jesteś ani na plusie, ani na minusie.
- Hm, no racja. - Zawahałam się nad zadaniem pytania, które już od dłuższej chwili chodziło mi po głowie. - Niall?
- Tak?
- Możemy po prostu poleżeć? W sensie: poleżeć w ciszy, nie mówić nic, najzwyczajniej odpocząć?
- Jeżeli to jest to, czego chcesz, jasne.
Ułożyłam się, niezbyt wygodnie, bo na plecach. Niall zrobił to samo, lecz po sesji mrugania, marszczenia brwi i oblizywania wcale nie suchych ust, obrócił się w moją stronę i uśmiechnął. Jego łokieć powędrował pod głowę, a oczy prosto na moje. Wtedy ja również odwróciłam się, więc leżeliśmy na wprost siebie. Po chwili jednak postanowiłam spróbować czegoś innego, chowając twarz w poduszkę leżącą tuż obok jego ramienia, a moje włosy rozsypały się na jego bluzie. Przerzuciłam jedną z nóg przez jego kolana, bo ugh, uwielbiałam to robić, leżąc obok kogoś.
- Co robisz? - zaśmiał się Niall.
- Sam powiedziałeś, że tego potrzebuję - skwitowałam. - A teraz shh. - Zamknęłam oczy i ułożyłam się wygodniej, tym razem z twarzą przyklejoną do materiału rękawa jego bluzy. Zabrał mi rękę spod głowy, więc nieco zaskoczona uchyliłam powieki, by zauważyć tylko, że przerzuca ją przez moje barki. Położyłam się znowu, tym razem przyklejona do jego boku. Przedramię oparłam na jego torsie, a nogę pozostawiłam tam, gdzie była ona wcześniej. Idealnie.
Już usypiałam, kiedy usłyszałam ciche mamrotanie.
- Kiedy przechodziłaś przez anoreksję?
Momentalnie się spięłam. Niall chyba to wyczuł, bo zaczął bawić się moimi włosami.
- Już nawet nie pamiętam kiedy to dokładnie było. Wiesz, słowo "anoreksja" jest codziennie nadużywane przez mamy nastolatek. Głodzą się one, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, jakie to poważne. Ja nigdy nie prosiłam o wystające kości i problemy. Ale po odejściu taty po prostu nie mogłam jeść. Odpychało mnie to. Brzydziło. Cały czas było mi niedobrze i czułam się wyprana z uczuć. Mój organizm odzwyczaił się od jakichkolwiek posiłków. Reagowałam oburzeniem, gdy ktoś oferował mi jedzenie. I gdzieś głęboko wiedziałam, że dzieje się źle, ale bałam się sama przed sobą tego przyznać. Bałam się przyznać tego przed kimkolwiek, nawet przed dietetykiem, choć on dokładnie wiedział, co mi jest. Przez długi okres czasu ukrywałam to również przed dziadkami, chociaż wiedziałam, że oni by mnie nie oceniali.
- Ash, proszę, nie płacz - niespodziewanie przerwał mi Niall. Dopiero teraz zauważyłam, ze rzeczywiście z moich oczu wydobywa się słona ciecz.
- Nie umiem trzymać emocji na wodzy, Niall. Nie umiem. A anoreksja to był skutek uboczny tęsknoty, a przy okazji miłości. Powiedziałeś wcześniej, że jestem silna. Nie jestem. Ale łzy choć trochę pozwalają oczyścić mi duszę i znów zbieram kolejne niepowodzenia, by móc wysłać je w wędrówkę po skórze mojej twarzy.
Chłopak nie powiedział już nic więcej. Ja też się nie odważyłam. I leżąc w tej ciszy, która przed rozmową była miła, a przerodziła się w nieco niekomfortową, zaczęłam odczuwać ulgę. Rozluźniałam się. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się resztkami dobrej atmosfery.

Coś wyrwało mnie z dosyć twardego snu. Ciemność. I ciepła postać obok mnie. Niall. Odtworzyłam w głowie ostatnie wydarzenia. Chwila... Momentalnie poderwałam się do góry.
- Niall! - Potrząsnęłam ramieniem chłopaka.
- Uhm, co?
- Która jest godzina? - Nie mam pojęcia czemu, ale szeptałam. - Gdzieś tu powinien być mój telefon. - Zaczęłam gorączkowo przekopywać się przez poduszki.
- Hej, spokojnie. - Blondyn poszperał w kieszeni jeansów, które nadal miał na sobie. - Za 18 minut północ. Troszkę nam się przysnęło. - Ziewnął.
- Dziadkowie rano gdzieś pojechali. Mieli wrócić wieczorem. Na pewno są już w domu. - Wreszcie wydobyłam swój telefon. - Cholera.
- Hm?
- 12 nieodebranych połączeń od babci i 4 od dziadka... Muszę wrócić do domu.
- A nie możesz iść dopiero rano?
- Im później wrócę, w tym gorszej sytuacji się znajdę, ehh.
- Dobra. Odprowadzę cię.
Na dworze nadal padało. Zanim zdążyłam przekroczyć próg drzwi, Niall rzucił mi jedną ze swoich bluz wkładanych przez głowę, wiszących na wieszaku.
- To tylko kilkanaście metrów.
- Ale jest zimno, a ty jesteś rozgrzana i zaraz się przeziębisz.
- Dobra... - Wsunęłam wielką bluzę na swoją własną. Musiałam wyglądać jak pingwin.
- Czekaj!
- Hm?
Niall podszedł do mnie i zaciągnął mi na głowę oba kaptury. Wywróciłam oczami, kiedy zagryzł wargę, próbując się nie śmiać. Sam też naciągnął swój.
Przebiegliśmy dystans dzielący budynki naszych domów, a gdy znaleźliśmy się pod zadaszeniem, odezwałam się:
- Dalej sobie poradzę, dzięki za wszystko. No wiesz, za wysłuchanie, zrozumienie, trochę życiowych lekcji.
- Nic szczególnego nie zrobiłem. Cieszę się, że jednak przyszłaś. A i tak na przyszłość: nie baw się więcej żyletkami, dobrze?
- Um, mhm. - Niezręcznie pokiwałam głową.
- Kolorowych snów. - Uśmiechnął się do mnie, po czym odwrócił i już zaczynał znikać w ciemności, kiedy przypomniałam sobie o fakcie, że nadal jestem ubrana w jego bluzę.
- Niall, czekaj! - Złapałam za rąbek materiału, lecz chłopak zaczął kręcić głową.
- Oddasz przy okazji. A teraz dobranoc.
- Dobranoc - westchnęłam i wyciągnęłam spod wycieraczki klucz, aby następnie dopasować go do zamka.
Zanim skierowałam się do swojego pokoju, postanowiłam zajrzeć do łazienki. Jakże duży był to błąd, ponieważ kiedy wychodziłam, wpadłam prosto na babcię.
- Gdzie byłaś? - Kobieta spytała szorstko, mierząc mnie krytycznym spojrzeniem od góry do dołu, zatrzymując swój wzrok odrobinę za długo na szarej bluzie.
- Um... Niall. - Jedynie tyle zdołałam wydukać.
- Idź już spać. Rano sobie porozmawiamy.
- Nie mogę się doczekać - mruknęłam pod nosem, wymijając babcię. Zignorowała ona moją niegrzeczną uwagę i sama skierowała się w stronę sypialni, którą dzieliła z dziadkiem.
Zrzuciłam z siebie obie bluzy oraz T-shirt. NAPRAWDĘ mocno nie chciało mi się brać prysznica, ale w końcu przemyciłam się do łazienki raz jeszcze, tym razem nie zostając zauważoną. Gdy wróciłam, rzuciłam się na łóżko twarzą w poduszki. Wymacałam pod ręką telefon, w celu sprawdzenia godziny. 00:27. Sturlałam się na podłogę, ciągnąc za sobą kołdrę. Zwinęłam się w rulon i leżałam. Telefon zawibrował. Niechętnie podniosłam się z ziemi, by po niego sięgnąć.
- Uh - wydusiłam, przewracając oczyma na widok wiadomości od operatora.
Rzuciłam telefon z powrotem na łóżko. Wtem coś dużego się na mnie zsunęło. Mrużąc oczy zobaczyłam tyle co nic. Przyłożyłam materiał do twarzy i zaciągnęłam się jego zapachem. Bluza Nialla. Ponownie układając się na podłodze, przytuliłam się do zwiniętego w kłębek, pachnącego blondynem materiału. Moje myśli powędrowały do rozmów, jakie odbyłam dzisiaj z chłopakiem. I uświadomiłam sobie, że tak naprawdę mam autorytet.
Mam Nialla.


_________________________PRZECZYTAJCIE________________________
Heeeejeczka, chcę Wam tylko napisać, że tak bardzo spinałam dupę, aby opublikować rozdział, zanim wyjadę nad morze i na szczęście się udało! A wyjeżdżam już jutro, czyli 18. I proszę, nie mówcie, że mi na Was nie zależy, bo gdyby tak było, olałabym wszystko i opublikowała rozdział dopiero po powrocie, a wracam za tydzień.

Chcę Was też zapytać: czy przeszkadza Wam to, jak rozkładam 1 dzień na kilka rozdziałów? Proszę, odpowiedź jest dla mnie ogromnie ważna, bo chcę, by przyjemnie się to czytało.

A teraz życzę wam dobrej nocy/dnia/WAKACJI i do następnego!

3 komentarze:

  1. jest super rozdział ale pisałaś, że będą się całować, jestem zawiedziona

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, jak zawsze ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam dzisiaj fatalny dzień, więc dzięki za ten CUDIWNY rozdział Skarbie! <3

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie masz konta, a chcesz skomentować zaznacz Anonima.
Jeśli chcesz być informowana/y o rozdziałach → http://she-is-different.blogspot.com/p/informowani.html