Kolejne kilka dni upłynęło całkiem spokojnie. Nie wychodziłam nigdzie po pracy, ani przed nią, nawet nie miałam na to czasu. Wynagradzały mi to codzienne spotkania z Lou. Czasami wpadał też Harry. Ogólnie musiałam odłożyć wakacje na bok i stać się punktualna, lecz akurat to mi nie przeszkadzało, ponieważ już wkrótce miałam iść do drugiej klasy szkoły średniej, a niedługo potem - na studia, co wymagało ode mnie swego rodzaju odpowiedzialności.
Kiedy obudziłam się tego ranka, nie poczułam nic szczególnego. Nie pałałam entuzjazmem, moje urodziny już od dawna nie były dla nikogo ważne, a na mnie nie robiły wrażenia. Co roku mama klepała obojętne "wszystkiego najlepszego", po czym następował zazwyczaj telefon od dziadków. W szkole słyszałam to samo beznamiętne zdanie od kilku osób, które nie starały się nawet udawać, że ich to obchodzi, jednak były tymi, którzy muszą zachować klasę w każdej sytuacji. Nie czekałam na urodziny. Bo czemu miałabym czekać?
Wyjrzałam przez okno. Pogoda była po prostu nijaka. Wygrzebałam z dna szafy ciemne jeansy, biały T-shirt oraz grafitową bluzę. Zostawiłam włosy rozpuszczone, ale w razie co wsunęłam na nadgarstek gumkę. Nie tracąc czasu na śniadanie, pożegnałam się z babcią, założyłam białe buty i opuściłam dom.
- Cześć, Lou - przywitałam się z chłopakiem.
- Hej księżniczko. Chciałbym ci życzyć wszystkiego, co w życiu najlepsze: dużo szczęścia i zdrowia i pewności siebie. I żebyś zawsze była uśmiechnięta!
- Aw, dziękuję. - Przytuliłam się do niego. - A teraz przepraszam, ale muszę założyć mój fartuszek.
- Jasne, proszę - odparł, zdejmując uniform z wieszaka i mi go podając.
Minęło może trochę ponad godzinę, kiedy do lokalu wszedł wysoki chłopak, skręcając na zaplecze, a ja zorientowałam się, że to Niall. Było to troszkę dziwne, lecz nadal kontynuowałam wycieranie stolika, na który jakieś dziecko wylało colę. Po chwili blondyn znów się ukazał. Tym razem poszedł do mnie zdecydowanym krokiem.
- Chodź - powiedział po prostu.
- C-co? Mam pracę.
- Nie, dzisiaj masz wolne, wszystko już załatwione. - Chodź. - Wyciągnął do mnie dłoń.
Kiedy tak stałam, zwyczajnie patrząc się na jego knykcie, jego ręka poruszyła się, ciągnąc za moją i prowadząc mnie do baru. Posadził mnie na jednym z wysokich krzeseł, wyjął z dłoni szmatkę; okręcając mnie, zdjął fartuszek, po czym położył wszystko na blacie i kiwnął głową w stronę mojego szefa.
- Dzięki Lloyd. - Spojrzał na mnie, założył mi pasmo włosów za ucho i delikatnie pociągnął mnie do wyjścia.
Przy drzwiach obejrzałam się przez ramię na mojego pracodawcę, ale on tylko ciepło się uśmiechał. Kątem oka dostrzegłam też Lou, który właśnie pojawił się przy jednym ze stolików i wydawał się być usatysfakcjonowany. O co do cholery chodziło?
- Więęęc... Dokąd idziemy?
- Na spacer, przed siebie, tak po prostu. Jak ci mija dzień? - spytał, wyplątując swoje palce z moich i obejmując mnie w pasie.
- Poważnie? Ledwo zdążyłam się obudzić, ubrać i przyjść do pracy. A od rana jest raczej mało klientów.
- Jadłaś? - Spojrzał na mnie podstępnie.
- Nasłała cię moja babcia czy jak?
- Po prostu jeżeli nie, to cię gdzieś zabiorę. - Zaśmiał się.
- Niall, nie chcę sprawiać kłopotu.
- Hej, to ja cię wyciągnąłem i to ja rzucam propozycję, więc łap okazję póki jest.
- No dobra.
- Więc, gdzie chcesz iść?
- Mrożony jogurt?
- Brzmi dobrze, ale jak na drugie danie.
- Um.. Nie wiem, teraz twoja kolej.
- Hm... Może chodźmy po prostu do piekarni? Kupimy coś dobrego i pójdziemy dalej.
- Dobry pomysł. - Uśmiechnęłam się.
Kilkanaście minut później wyszliśmy z piekarni z długą bagietką, przełamaną na pół, a każde z nas dzierżyło po połowie. Poza tym Niall niósł w ręku papierową torbę z jagodziankami, ponieważ uznał, że jem za mało i czas to zmienić.
- Zapomnij! - Odwróciłam twarz od Nialla, kiedy starał się wepchnąć mi kawałek słodkiej bułki do buzi.
- Jeżeli tego nie zjesz, rozsmaruję ci jagody na policzku.
- A wtedy ja przykleję swój policzek do twojego.
Niall spojrzał na jagodziankę.
- OMG, mam nadzieję, że dosypują tam klej w proszku.
- Niall! - Zaczęłam się śmiać, a wtedy poczułam, jak chłopak pakuje mi do ust bułkę.
- Jysts nymyzlywy - wybełkotałam, przeżuwając.
Chyba zrozumiał, bo tylko wzruszył ramionami i skończył za mnie w 5 sekund.
Znaleźliśmy się w pobliżu Wh@.
- Zaczekaj tu.
Wrócił z dwoma papierowymi kubkami w dłoniach.
- Proszę. - Wręczył mi jeden z nich.
- Dzięki. - Upiłam łyka. - O nie, jaka mocna, ew. - Odkryłam wieczko, by zajrzeć do środka i zobaczyć ciemną ciecz, o silnym aromacie.
- Oj, miało być odwrotnie, nie ten kubek - zaśmiał się Niall, zamieniając pojemniki.
Znów wzięłam łyk.
- Mm, herbata. Tego było mi trzeba, zrobiło się jakoś chłodniej.
- Racja. Hej, niedaleko jest fajne miejsce, chcesz się przejść?
- A mam jakiś wybór? Prowadź.
***
Szliśmy raczej zamyśleni, ale panująca cisza była komfortowa.
- Masz jakieś marzenia? - zapytałam nagle, nawet nie wiem dlaczego.
- Staram się nie fantazjować, ponieważ nigdy nie dostaję tego, czego bym chciał. Dlatego biorę to, co daje mi los. Ale ostatnimi czasy... Zdarza mi się marzyć o tym, żeby pewna kobieta.. um, żeby moja mama mnie kochała. Żeby mi ufała. Nigdy nie mieliśmy zbyt dobrych stosunków, ale po przemyśleniu paru rzeczy doszedłem do wniosku, jak pusty byłby bez niej mój świat. No wiesz, należy jej się szacunek, bo w końcu to ona nauczyła mnie żyć. Dzięki niej stanąłem na nogach i poszedłem do przodu, po szczęście. Chcę, żeby widziała, że umiem z tego korzystać.
- Niall, przecież twoja mama na pewno cię kocha, jesteś jej synem.
Chłopak nie odpowiedział. Uśmiechnął się pod nosem, jednak nie spojrzał mi w oczy. Odniosłam wrażenie, jakby chciał mi o czymś powiedzieć, lecz nie miał na to odwagi. Coś leżało mu na sercu, o czymś rozmyślał. Ale ja nie chciałam na niego naciskać, ponieważ wiem, jak to jest.
- To tu - wymamrotał kilkadziesiąt sekund później.
- Hm?
- To jest to miejsce.
Staliśmy na środku mostu, a po obu stronach, wolnym tempem płynęła rzeka. Niedaleko był las.
Niespodziewanie Niall znalazł się naprzeciwko mnie.
- O czym marzysz, Ash?
- O spokoju - odparłam, patrząc się na jego klatkę piersiową. - O tym, żeby było dobrze. W pełni dobrze. Żeby ludzie się nie kłócili. Żeby każdy potrafił docenić to, co ma. Żeby nie było wojen, głodu, chorób... Nie wiem o czym jeszcze.
- Mówisz tak, jakbyś kandydowała na miss świata - zaśmiał się neutralnie.
- Taka po prostu jestem - westchnęłam.
- "Spokój", to dość szerokie pojęcie. A gdybyś miała być egoistką choć na chwilę?
- Chciałabym... Chciałabym, aby te wakacje trwały wiecznie, bo Mullingar to jedyne miejsce, gdzie czuję się potrzebna. Może jest to tylko wrażenie, ale po prostu... Dobrze mi tu. - Uniosłam głowę, aby spojrzeć chłopakowi w oczy. Chwilę staliśmy w ciszy.
- Ashley... Ufasz mi?
Na początku nie zareagowałam, ale chwilę potem powoli pokiwałam głową. Poczułam ręce na moich bokach, a za sekundę oderwałam się od podłoża. Niall posadził mnie na murku, który robił za barierkę. Nawet nie obejrzałam się za siebie. Ufałam mu. Stanął pomiędzy moimi nogami, a dłonie ulokował na moich udach. Nasze oczy były praktycznie na tym samym poziomie, jednak jego głowa zadarta była leciutko do góry. Nasze nosy się zetknęły. Zamknęłam oczy, ponieważ ginęłam pod spojrzeniem jego niebieskich tęczówek. Poczułam, jak na moich ustach pojawiają się inne. Przez pierwsze trzy sekundy Niall nic z tym nie robił, jednak już za chwilę jego wargi musnęły moje raz, a potem drugi raz. Przeniósł ręce na moje plecy, ciasno mnie obejmując, a ja wplątałam palce w jego włosy, całując go w tym samym rytmie, co on mnie. Smakował jak kawa i jagody. Krew szumiała mi w uszach, a może to była tylko rzeka. Chociaż na dworze było chłodno, w przeciągu sekundy zrobiło się gorąco. Nie mam pojęcia jak zapamiętałam tyle szczegółów. Czułam, jak nasze zęby się o siebie ścierają co jakiś czas, jak języki czasami się gubią, rzęsy niespokojnie wachlują, ręce na moment zatrzymują. Kiedy Niall się ode mnie odsunął, moją twarz owiał nierówny, urywany oddech. Niall znów postawił mnie na nogi. Otworzyłam oczy i zsunęłam ręce z jego włosów na szyję. Uśmiechnął się. Oddałam gest.
- Wszystkiego najlepszego.
Nie odpowiedziałam, jedynie uśmiechnęłam się szerzej i schowałam twarz w jego koszulce.
- To nasz pierwszy prawdziwy pocałunek - powiedział Niall w moje włosy. Uniosłam głowę z powrotem, a moje brwi powędrowały w kierunku linii włosów.
- Racja - przyznałam, po chwili namysłu. W tej chwili miałam ochotę się rozpłakać, bo to co przed chwilą się wydarzyło, było przyzwoleniem na to, bym mogła czuć się tu jak w domu, a nawet lepiej niż w domu, a może ja po prostu znalazłam nowy, lepszy dom. Dom, w którym ktoś się o mnie troszczył, w którym każdy o mnie pamiętał, w którym wreszcie poczułam się na miejscu, poczułam się doceniona i jak najbardziej potrzebna. - Myślisz o takich rzeczach? - spytałam po chwili.
- Nie.
Westchnęłam. To było dość sprzeczne, ale tyko z powrotem przytuliłam twarz do jego klatki piersiowej.
- Tylko kiedy jestem przy tobie - wyszeptał.
***
Niall przez cały dzień ciągał mnie w różne miejsca w Mullingar. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa, lecz bawiłam się tak znakomicie, iż nie chciałam zatrzymywać się już nigdy; mogłabym po prostu tak chodzić z ręką tego chłopaka oplecioną wokół mnie.
- Czemu nigdy nie mówisz do mnie "Ley"?
- Ponieważ dla mnie od zawsze byłaś "Ashley" albo "Ash" i tak już pozostanie. Poza tym to brzmi lepiej.
- Nie, nieprawda, brzmi jak jakiś pseudonim sceniczny.
Chłopak zmarszczył brwi, a w jego oczach dało się zauważyć śmiech.
- Nie patrz tak na mnie!
- Przecież różne dziewczyny mają tak na imię. Aktorki, piosenka-
- Właśnie o to chodzi.
- Hej, dla mnie nigdy nie będziesz "kimś kto ma sławne imię" czy coś w tym stylu. Dla mnie już zawsze będziesz kłótliwą małą Ash z niewyparzonym językiem i dużymi, ładnymi oczami.
Moje serce podskoczyło, a ja stanęłam w miejscu.
- Coś się stało?
- Uh, nie. - Wypuściłam powietrze. Po prostu nigdy nie usłyszałam od nikogo, że mam ładne oczy. Przez moment nic nie mówiłam. - Są niebieskie. Ale nie są takie jak twoje... Ani Lou ani nawet mojej babci. Są nijakie.
- Powiedziałbym, że przez większość czasu są po prostu zbyt smutne. - Przymrużył rzęsy. - Zabiorę cię jeszcze w jedno miejsce. W zasadzie dwa. Chodź.
- To ja poczekam na zewnątrz a ty idź, śmiało - oznajmiłam, kiedy blondyn usiłował wciągnąć mnie do sklepu z sukienkami.
- Zapomnij o tym, kochanie.
Przestań. Mi. To. Robić. Bo. Robisz. To. Cały. Dzień. Słyszę. Od. Ciebie. Słowa. Przez. Które. Kołuje. Mi. Się. W. Głowie. Niall.
- Sukienki naprawdę źle mi się kojarzą. - W momencie kiedy to powiedziałam, zorientowałam się, że jakimś cudem znalazłam się już w sklepie.
- Ale to tylko kawałek materiału, który po prostu nie przylega, co w tym takiego?
Zawahałam się nad odpowiedzią, jednak chwilę potem wydusiłam z siebie pierwsze słowa.
- Raz Lou zabrał mnie na twoją imprezę... Wcześniej specjalnie zaciągnął mnie razem z Harrym na zakupy i namówili na sukienkę. Chyba wiesz jak skończyła się owa impreza. - Zagryzłam wargi.
Niall westchnął.
- Nie możesz całe życie do tego wracać. Co z balem maturalnym? Jakimiś imprezami? Ślub?
- Nie.
- Ash-
- Nie, Niall. Wyzbyłam się nienawiści do ciebie i się z tego cieszę, ale sukienki to nie moja rzecz. - Odwróciłam się by wyjść. - A jak chcesz, to podziwiaj w nich inne dziewczyny - mruknęłam jeszcze na odchodnym.
Kiedy znajdowałam się kilka kroków w za drzwiami, poczułam jak ktoś praktycznie depcze mi po piętach. Gwałtownie się odwróciłam i spojrzałam w niezwykle niebieskie oczy. Zagrały w nich iskierki, zobaczyłam jak blondyn zagryza wnętrze policzka.
- Hm? - burknęłam.
- Złościsz się - stwierdził krótko. - Nie wiem o co.
- Przepraszam. Po prostu.. Po prostu: nie.
- No dobra, więc chodźmy do innego sklepu. Ale tym razem nie przyjmuję odmowy.
- Naprawdę nie chcę, abyś mi cokolwiek kupował Niall.
- Ale ja chcę. - Wzruszył ramionami.
Przez sekundę zastanawiałam się jak ubrać w słowa pytanie, które chodziło mi po głowie.
- Dlaczego to dla mnie robisz?
- Bo masz dzisiaj urodziny, a ja chcę dać ci jakiś prezent.
- Nie to. Dlaczego od jakiegoś czasu sprawiasz wrażenie, jakbyś się mną opiekował? Czemu w ogóle się mną przejmujesz?
- Ponieważ na to zasługujesz.
***
Niall zmusił mnie do przymierzenia kilku niebieskich bluzek.
- Co jest z tym niebieskim, bo nie rozumiem. Czy on jest najbardziej zbliżony do przezroczystego?
- Nah, uznałaś, że twoje oczy są "nijakie".
- Co z tego?
- Niebieski podkreśla niebieski. Wiesz, to działa jakoś tak jak "plus do plusa, minus do uziemienia".
- Co w takim razie jest minusem do uziemienia?
Chłopak nie odpowiadał przez jakiś czas. Zamiast tego zdjął z wieszaka kolejną bluzkę w kolorze niezapominajek i mi ją wręczył, po czym popchnął mnie w kierunku przymierzalni.
Kiedy byłam w trakcie zakładania koszulki, usłyszałam nagle ciche mamrotanie tuż za zasłonką.
- Jesteś moim uziemieniem, potrafisz ściągnąć mnie na ziemię, a zarazem sprawić, że odlatuję dalej niż ktokolwiek, kiedykolwiek.
Szybko opuściłam niebieski materiał w dół mojego brzucha i szarpnęłam za zasłonę. Stałam bardzo blisko Nialla. Był uśmiechnięty, jego oczy prześledziły mnie od góry do dołu.
- Idealnie. Bierzemy - zakomunikował, odwrócił mnie plecami, urwał metkę i poszedł z nią w kierunku kas, szukając po kieszeniach portfela. - A i jeszcze coś.- Odwrócił się na pięcie.
- Hm?
- Nie zdejmuj. - Puścił mi oczko, znowu zwrócił się w drugą stronę i chwilę potem zniknął z zasięgu mojego wzroku.
Kiedy już mieliśmy wychodzić, zauważyłam coś ciekawiącego i tym razem to ja przejęłam inicjatywę. Nie mówiąc ani słowa, pociągnęłam za sobą chłopaka do sklepu tuż przy wyjściu z galerii.
Skierowałam się do upatrzonego sektoru, wyjęłam dwa na oko dobre T-shirty i podałam je chłopakowi.
- Przymierz. - Uniosłam przekutą brew do góry i posłałam mu uśmiech.
- Niebieska.
- Owszem, niebieska.
- Trochę różni się kolorem od twojej.
- Co z tego, jest zbliżona, przymierzaj już, a nie tyle gadasz.
- Oczywiście, proszę pani.
- W tej wyglądasz świetnie.
- Jesteś tego pewna? - Poruszył brwiami.
- Jestem, a teraz daj mi metkę albo chodź ze mną do kasy.
- O nie, nie, nie, nie - powiedział ciągiem. - Ty tu jesteś od wyglądania ładnie.
- To trochę jak dyskryminacja.
- Nie pozwolę ci za to zapłacić.
- Więc pozwolę sobie sama. - Wysunęłam w jego stronę dłoń złożoną w łódkę.
- Nie.
- Kiedy masz urodziny? - Uniosłam brew do góry.
- Um, zgaduj.
- Listopad.
- Jak możesz być tak ograniczona! - prychnął.
- Styczeń. Albo luty.
- Jestem starszy od ciebie o rok, miesiąc i dzień. - Oparł się o ścianę przebieralni i przechylił głowę w lewo.
- Trzynasty września.
Skinął głową.
- We wrześniu już mnie tu nie będzie. Kupię ci na urodziny, no daj.
- Ile ta koszulka w ogóle kosztuje?
- Mało, a teraz daj. - Kiedy chłopak nic nie mówił, jedynie patrzył, przestąpiłam zniecierpliwiona z nogi na nogę. - Tam jest jeszcze dużo takich bluzek, przynajmniej dziesięć i każda ma kod.
Blondyn pokręcił głową.
- Nie chcę na to patrzeć. - Zdjął T-shirt przez głowę i mi podał. Wiedząc, że dopięłam swego, posłałam mu uśmiech zwycięzcy. - Jesteś strasznie uparta.
- Lubisz to - rzuciłam od niechcenia i poszłam ku kasom.
***
- Teraz nie możesz patrzeć.
- Nie bądź takiiii - powiedziałam wsiadając do auta chłopaka, kiedy byliśmy pod jego domem.
- Zero. - Wyciągnął swoje długie ramię i sięgnął do tyłu po bluzkę, którą miał na sobie rano. - Przewiąż nią oczy.
- Chcę patrzeć.
Chłopak westchnął. Wyciągnął z kieszeni telefon i mi go podał. Spojrzałam na niego zdezorientowanym wzrokiem.
- Możesz przeglądać co tylko chcesz: zdjęcia, smsy, Facebooka, ale po prostu nie patrz na boki, okej?
- Jasne. Na pewno mogę?
- Przecież ci pozwalam.
- Okej - powiedziałam lekko zażenowania i przyjęłam od niego telefon.
Jechaliśmy już jakiś czas, a ja zdążyłam obejrzeć wszystkie obrazki w galerii Nialla. W następstwie włączyłam aparat i zaczęłam przymierzać się do zdjęcia. A ja nigdy nie robię sobie selfies. Kiedy zrobiłam już jedno, a Niall akurat stanął na światłach, zawołałam jego imię. Odwrócił się, zupełnie nie spodziewając się zdjęcia. Jednak kiedy zobaczył, co robię, uśmiechnął się ciepło i wtedy nacisnęłam przycisk. Chłopak ruszył.
- Mogę je sobie wysłać? - zapytałam.
- Jasne.
Weszłam w aplikację wiadomości i zaczęłam szukać naszych rozmów. I wtem na ekranie pojawiła się nowa wiadomość. Przeczytałam ją zupełnie odruchowo.
Mama: Wyjeżdżamy z ojcem na tydzień, zaopiekuj się sobą i nie rozwal domu.
- Um, Niall..?
- Taaak?
- Twoja mama napisała.
Chłopak wypuścił z siebie powietrze.
- Co pisze?
- Twoi rodzice wyjeżdżają.
- Jakby to było coś nienaturalnego - prychnął.
Postanowiłam nie odpowiadać. To mogłoby pogorszyć sytuację, a wiem, że ludzie nie potrzebują współczucia, ale ciszy. Tej ciszy, w której dwie dusze się jednoczą i rozumieją bez słów. On chciał tylko trochę zainteresowania z jej strony... Trochę matczynego ciepła...
Niall utkwił wzrok w drodze przed nami, a ja starałam się nie rozglądać zbytnio, bo obiecałam, że nie będę patrzeć.
I nagle usłyszałam coś dziwnego:
- Przytuliłem cię wtedy...
- Co? - zapytałam zdezorientowana.
- Gdy Louis i Harry zabrali cię na moją imprezę, James i Hough zaciągnęli cię w szczelinę pomiędzy budynkami i to wszystko, no wiesz.
Spojrzałam w dół na przybrudzone czubki moich butów.
- Czemu wyciągasz stare sprawy na wierzch?
- Bo już tak dłużej nie mogę. Chcę, żebyś wiedziała.
- Co wiedziała?
- Nakrzyczałaś na mnie i wyszłaś. Poszedłem za tobą. Bo mój instynkt z jakiegoś powodu nie dawał mi spokoju, chociaż to był czas, gdy jeszcze mnie irytowałaś. Po drodze cię zgubiłem aż w końcu odwidziało mi się bezkresne błąkanie po mieście. A nie chciałem wracać do domu, gdzie huczało od głośnej muzyki i okrzyków. I śmiesznym trafem rzuciło mnie akurat w tamto miejsce. Tam działo się to całe gówno. Narkotyki. Samo to słowo przypomina mi o tym cholernym okresie do którego nigdy więcej nie chcę powracać. Nie byłem uzależniony, ale wiele wysiłku wymagało wyrzeknięcie się tego. Mówię ci to, bo na każdym ciąży jakiś ciężar, a ja naprawdę nie mam komu tego powiedzieć. A ty jesteś taka delikatna i dobra... Nie wiem.
- To miłe. - Uśmiechnęłam się, cały czas patrząc w dół.
- Dobra, a teraz zamknij oczy, bo jeszcze dwie minuty i będziemy na miejscu.
Wykonałam jego polecenie. I rzeczywiście, już za chwilę Niall pozwolił mi wyjść z auta, ale zakrył moje oczy dłonią, a chwilę później poczułam, że na mojej twarzy ląduje materiał.
- Musiałeś? - zaśmiałam się.
- Yup.
Niall złapał mnie za rękę. Chwila! To nie był on! Ręce Nialla są większe... Ktoś inny wsunął swoje palce między moje z drugiej strony i to też nie był Niall. Jego dłonie są mniejsze... Pierwsza moja myśl brzmiała: "Co jeśli to są ci faceci, o których wspominał chłopak gdy jechaliśmy?" ale potem uświadomiłam sobie, że przecież to blondyn mnie tu przywiózł, a on nigdy by tego mi nie zrobił, nawet jakieś 5 lat temu, oraz fakt, że już kiedyś trzymałam tą mniejszą dłoń. Tak, jestem bardzo drobiazgowa.
- Louis? - Potarłam kciukiem knykcie chłopaka. - A skoro Louis to... Harry? Harry, to ty? - Ścisnęłam większą rękę. - Mogę już pozbyć się tego czegoś co mam na głowie? Haloo, czemu odpowiada mi cisza? - Przestąpiłam z nogi na nogę.
Usłyszałam nieopodal tłumiony chichot, po czym jakiś cienki głos wypowiedział "trzy, dwa.. już". Nagle koszulka zawiązania na moich oczach zniknęła, a do moich uszu dotarł krzyk:
- Wszystkiego najlepszego!
Znam to podwórko. Posiadłość Stylesa. Wciąż oszołomiona próbowałam zarejestrować każdy szczegół.
Najpierw przytulający mnie Harry i Louis. Potem otwierający szampana Stephen. Klaszczący i śmiejący się głośno Liam. Podrzucający tekturową czapeczkę w kształcie stożka Zayn, z urodzinową trąbką między zębami. Victoria, trzymająca jakieś pudło, a tuż obok niej Danielle. Obie bardzo szeroko się uśmiechały. A na końcu Niall, z lekko wygiętymi kącikami ust, które gdy tylko na nie spojrzałam ułożyły się w słodkie, nieme "wszystkiego najlepszego". Mimo że miał na sobie niebieską koszulkę, to i tak największą działkę mojej uwagi dostały jego oczy. Uśmiechnęłam się ciepło, po czym z powrotem spojrzałam na całą grupę.
- Dziękuję wam tak bardzo! - krzyknęłam i rozłożyłam ramiona, będąc świadomą, że są one zbyt krótkie, by pomieścić w nich wszystkich i prawdopodobnie zostanę zgnieciona - co doszło do skutku.
Zostałam obrzucona życzeniami urodzinowymi, a już za chwilę w moje ręce trafiło pudełko, które dziewczyny trzymały. Poczęłam rozwijać papier.
- Jak możesz tak dokładnie i cierpliwie odklejać każdy kolejny kawałek taśmy, rozerwij to w końcu! - Usłyszałam głos Stephena.
- To są moje urodziny, więc ty musisz na to wszystko patrzeć braciszku. - Posłałam mu w powietrzu buziaka. Jeszcze kilka ruchów i... - Gotowe. - Odłożyłam papier na bok. Odkryłam wieczko. Moim oczom ukazały się śliczne fioletowe martensy. - O mój Boże, piękne! - Krzyknęłam. - Ale one musiały kosztować fortunę. - Spojrzałam na nich niepewnie.
- Hej, jest nas dość sporo, poza tym stać nas jeszcze żeby kupić ci coś fajnego - zaśmiał się Liam. Uśmiechnęłam się do niego ciepło i wróciłam wzrokiem do mojego prezentu.
- Dziękuję waaam - przeciągnęłam i zaczęłam zdejmować trampki tylko po to, żeby przymierzyć nowe buty.
Kiedy wciągnęłam jednego na nogę, wstałam z ziemi.
- Skąd w ogóle wiedzieliście?
- Byliśmy razem na zakupach, więc znam twój rozmiar buta. - Mój kuzyn wzruszył ramionami.
- Poza tym kiedy bawiłem się twoimi rzeczami, natrafiłem na wiele ciekawych danych. - Louis poruszył zabawnie brwiami, a gdy trąciłam go łokciem, szeroko się uśmiechnął i przyciągnął mnie do swojego boku.
- Jak byliśmy nad wodą, wyłowiłaś but - zaśmiał się Zayn.
- I powiedziałaś coś jak: "Teraz pora na nową parę creepersów dla mnie" - kontynuował Niall. - A twoim ulubionym kolorem jest fioletowy. Tak na marginesie, próbowałem ich przekonać, żeby zamówili martensy w kolorze moich oczu, ale zostałem przegłosowany. - Chłopak udawał oburzonego, chociaż już za chwilę znów się uśmiechnął.
- I ogólnie jesteś taka "zbuntowana" i lubisz buty, zwłaszcza masywne, więc oto i twój prezent! - powiedział Harry.
- Ale tylko my z całej ekipy mamy tu gust - pokwitowała Danielle, unosząc jedną brew do góry i przybijając z Tori piątkę.
- To chore, rozumiesz, że ściągnęli mnie tu z drugiego końca kraju? Dobra, to mała przesada, ale uznajmy, że tak było. Jednak czego nie robi się dla ukochanej małolaty, ach.
Pokręciłam głową. Kochałam tych ludzi. Wiedzieli o mnie tak dużo, a ja nie musiałam nawet zbyt wiele im mówić.
- Hej, chyba nie będziemy tak stać? Ognisko czeka! - zakomunikował Lou.
- Ogni-co? - powtórzyłam.
- Nie wmówisz żadnemu z nas, że nigdy nie byłaś na ognisku.
Pokręciłam głową. Moje oczy były szeroko roztwarte. Cieszyłam się jak dziecko. A to tylko trochę drewna i ogień.
- Żartujesz?
- Nie, naprawdę.
- To dość dziwne - skwitował Liam. - Trzeba to nadrobić!
Siedzieliśmy wokół ognia już około godziny, co było dla mnie prawdziwą frajdą, lecz w końcu zdecydowaliśmy, że czas przenieść się do stołu.
- Hej Zayn, a co z Mary? Nie zabrałeś jej ze sobą? - spytałam chłopaka, podczas gdy inni byli zajęci rozmową o jakimś koncercie. Wydawało mi się, że jeszcze tylko Niall zwrócił się w naszą stronę i zaczął czekać na relację Zayna.
- Um.. Jakby to powiedzieć.. Dość dobitnie dała mi do zrozumienia, że nie chce się ze mną spotykać.
- Przykro mi - zmieszałam się.
- Ale ty nadal masz u niej szanse.
Zmrużyłam oczy.
- Nie rozumiem.
- Okazała się być lesbijką. Nie mam pojęcia czemu wtedy się ze mną umówiła, ale kiedy odwiozłem ją do domu, zakomunikowała, że nie interesuje się chłopcami i że o wiele bardziej wolałaby robić różne rzeczy z tobą.
Na słowa chłopaka wytrzeszczyłam oczy.
- Nie chcę wiedzieć niczego więcej. Nawet przecinka.
Niall zaczął śmiać się pod nosem.
- Nigdy więcej nas nie podsłuchuj - warknął na niego Zayn, jednak jego oczy się śmiały, a za chwilę rozciągnął usta w uśmiechu.
- Dlaczego miałbym tego nie robić? - Blondyn uniósł brew do góry.
- Ponieważ zdradzam właśnie Ashley poważne sekrety. Wiesz, chwila prawdy zanim ostatecznie zdecydujemy się na ślub.
- Nie pozwolę ci się z nią ożenić. - Niall znów się zaśmiał.
- Bo?
- Bo zniszczysz ją doszczętnie - odpowiedział po krótkim zawahaniu. Czyżby miał coś jeszcze na końcu języka?
- Powiedz to wprost Horan - wyszydził go Zayn i począł się śmiać.
Poczułam jak wokół moich pleców owija się ręka. Dostałam gęsiej skórki na karku.
- Bo jeśli tylko jej dotkniesz, powybijam ci wszystkie palce i połamię ręce - odparł jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, po czym wytknął do mulata język.
Poczułam, jak moje policzki oblewają się różem. I tak, poczułam odprężenie. I dziwne ciepło. Wygodniej usadowiłam się przy boku Nialla. A potem zorientowałam się, że oczy Lou zwrócone są w naszą stronę. Mrugnął do mnie i delikatnie, wręcz niezauważalnie skinął głową.
Kiedy zeszło piwo, Harry począł pytać kto chce drinka.
- Ash?
- Hej, powoli, jestem dzisiaj za nią odpowiedzialny, jej babcia ukręci mi głowę, a potem odłoży na swoje miejsce, by móc to zrobić ponownie - wyrzucił z siebie Niall.
- Spokojnie, nie jest aż taka groźna. Chcę jednego.
Loczek napełnił moją szklankę wódką i sokiem. To samo zrobił z naczyniem Danielle, Tori, Zayna i swoim, ponieważ nikt inny nie chciał. Pociągnęłam łyk, po czym wstałam ze swojego miejsca, słysząc, że mój telefon dzwoni. Chcąc uniknąć hałasu powodowanego przez muzykę i rozmowy, skierowałam się do domu i dopiero tam odebrałam. Była to babcia - pytała czy wszystko w porządku oraz czy ma czekać na mój powrót. Powiedziałam jej o ognisku oraz zakomunikowałam, że może spokojnie iść spać, a zarazem uspokoiłam ją, że nie wrócę późno. Kiedy się rozłączyłam, skierowałam się ku łazience.
Już miałam wychodzić, kiedy zauważyłam w rogu wagę. Wysunęłam przedmiot odrobinę, po czym na niego weszłam. Moim oczom ukazały się liczby 4 i 9. 49 kilogramów! 49! Wpadłam w zachwyt. To więcej niż ostatnio. Kiedy trafiłam do szpitala ważyłam tylko 38 kilogramów. Musiałam przytyć przynajmniej 9. A od czasu, gdy w końcu mnie wypuścili, moja waga cały czas się utrzymywała, nawet, kiedy starałam się choć odrobinę przybrać. Uśmiechnęłam się. Nie jest źle. Nie wrócę do anoreksji.
Odstawiłam wagę na jej pierwotne miejsce, otworzyłam drzwi i wpadłam na Lou. Uśmiechnęłam się do niego ciepło - być może z lekka była to sprawka alkoholu.
- Pogadamy? - Oddał uśmiech.
- Jasne. Wolisz tutaj czy na zewnątrz?
- Tu. Chodźmy do kuchni.
Nie zapalając światła, usiedliśmy w półmroku, a przez chwilę panowała cisza.
- Niall to dobry chłopak - powiedział szatyn.
- Do czego zmierzasz..?
- Uważaj na niego, dobrze?
- Um, co? - spytałam zdezorientowana.
- Po prostu... Całe życie się kłóciliście i nagle coś pomiędzy wami jest.. Nie jestem ekspertem, ale to chyba nie zdarza się za często.
- Louis, po pierwsze: wiem na czym stoję, a te wszystkie kłótnie były efektem niedomówień. Poza tym, czy coś pomiędzy nami jest?
- Nie zrobisz ze mnie głupca, Ley.
- Nie próbuję. Sama się chwilami zastanawiam.
- ...Podoba ci się?
- Nie mogę ci tego powiedzieć.
- Czemu?
- Bo jeśli powiem że tak, istnieje możliwość, że spytasz co lubię w nim najbardziej, a wtedy mogę widzieć w tobie konkurencję. - Zamknęłam oczy i zaczęłam bujać się na krześle, jednocześnie potrząsając głową na boki.
Lou wydał z siebie cichy chichot.
- Chyba jednak odrobinę za dużo wypiłaś.
Ignorując jego wypowiedź, odpłynęłam na chwilę.
- Tak sobie myślę Loueh... Jeśli kogoś lubisz, to nie wiesz za co. Po prostu to czujesz.
- Święta prawda.
Wstałam, by obejść wysepkę kuchenną i stanąć tuż za chłopakiem. Przyłożyłam usta do jego ucha, a łokcie oparłam na jego ramionach, co było możliwe tylko dlatego, że wciąż siedział.
- Ale muszę przyznać, że jego nogi są pociągające. I oczy. I ma seksowny tyłek - szepnęłam.
Louis nie zdążył pohamować śmiechu. Szybko zakrył usta dłonią.
- Oglądałaś tyłek Horana?
- A ty tego nie robiłeś? - Odchyliłam głowę, aby spojrzeć na niego z głupkowatym wyrazem twarzy. Kiedy nic nie powiedział, naprostowałam: - Nadarzyła się okazja - odparłam, cmoknęłam go w policzek i skierowałam się w stronę drzwi.
- Alkohol robi z tobą dziwne rzeczy, słonko - zawołał za mną.
- Nie jestem pijana ani trochę - odkrzyknęłam, wychodząc z kuchni Harryego udając modelkę Victoria's Secret.
- Ashley! - Usłyszałam jeszcze, gdy byłam już poza framugą, w której powinny być drzwi, jednak ich nie było. Chłopak brzmiał, jakby właśnie sobie o czymś przypomniał. Zwróciłam.
- Tak?
- Sprawdź jeszcze raz zawartość pudełka, w którym były buty, tym razem dokładniej.
- Zrobię to w domu, obiecuję!
Z potworem wsunęłam się na miejsce obok Nialla.
- Przytyłam 2 kilo! - powiedziałam entuzjastycznie, patrząc na blondyna.
- To świetnie - ucieszył się.
- Jezu, Niall, czy ty żyłeś wśród małp? Powinieneś powiedzieć coś w stylu: "Ojej przykro mi, pozwolę ci biegać za moim samochodem" ale nie to - rzuciła Danielle.
- Co? - Chłopak zmarszczył brwi. - Nigdy? - Widziałam jak iskierki w jego oczach zgasły. W tym momencie chyba zrobił się odrobinę zły na dziewczynę. Nie chcąc być tego powodem, złapałam dłoń chłopaka i zaczęłam się nią bawić, chcąc powiedzieć mu tyle co: "Jest okej".
Wtem do stolika wróciła Tori, wcześniej rozmawiająca przez telefon.
- Coś pominęłam?
- Niewychowanie blondasa - westchnęła dziewczyna.
- Tu nie o to chodzi. Po prostu przechodziłam przez anoreksję. - Przez moment patrzyłam dziewczynie w oczy, ale po chwili odwróciłam wzrok w kierunku ognia.
"Po prostu".
- Nie wiedziałam - wydusiła Danielle - przepraszam.
- Już jest w porządku, naprawdę.
Widziałam, jak jej oczy zaszły łzami. Liam próbował coś z tym zrobić, ale chyba nie wiedział co, więc tylko pogłaskał ją po policzku. Wstałam ze swojego miejsca i przysiadłam się do niej, z lekka przepychając Harry'ego. Zarzuciłam ramiona na jej barki i przysunęłam usta do jej ucha.
- Zapamiętaj: nie masz obowiązku brania na siebie problemów innych. Możesz to robić, ale nie musisz. Ale przeszłość jest przeszłością, nie baw się nią i nie wracaj do niej. Ani do niczyjej. Nie warto rozdrapywać starych ran, bo to przynosi tylko ból.
Odsunęłam się od niej i ciepło uśmiechnęłam.
Nie do końca wiem, jak to wyszło, ale następnie leżeliśmy wszyscy na trzech kocach, na których zdecydowanie było za mało miejsca, i gapiliśmy się w gwiazdy. Niebo było nieskazitelne i wręcz czarne, drobne punkciki usiane jeden przy drugim żarzyły się jasno, a los śmiał się do nas z góry. Panowała zupełna cisza; każdy był zbyt oczarowany, aby cokolwiek mówić. Przez pled przebijał chłód od ziemi, która powoli pokrywała się perełkami rosy, jednak ściśnięta ramię w ramię z Niallem i Lou na tak małej powierzchni jak 2 metry kwadratowe, czułam się bezpiecznie i ciepło. Prawdopodobnie patrząc z boku, byliśmy podobni nieco do postaci 'Titanica', które otarłszy się o śmierć, cali mokrzy i przerażeni, wyglądając z szalup, unosili swe podbródki ku niebu, szukając nadziei zapisanej w gwiazdozbiorach. Jednak my byliśmy inni. Staliśmy się jedną masą i jedną duszą. Byliśmy w tym momencie szczęśliwi, jestem pewna i mogę śmiało powiedzieć, że tyczyło to się każdego z nas. Jeżeli chodzi zaś o mnie, jeszcze nigdy w moim życiu nic nie było tak stałe. Nic nie było tak idealne. Poczułam nieskończoność.
- Za dwadzieścia, trzydzieści czy pięćdziesiąt lat będzie tak samo? - usłyszeliśmy zachrypnięty głos Liama.
- Co masz na myśli? - odparł Louis.
- Co masz na myśli? - odparł Louis.
- Nadal będziemy trzymać się razem? Spotykać na naszych imprezach, urodzinach dzieci i takie tam?
- Ja nie wybiegam poza dzień jutrzejszy - odetchnął cicho Niall. - Ale mam nadzieję, że ten sentyment pozostanie już na zawsze... To są nasze najlepsze lata, niby jesteśmy dorośli i faktem jest, że stoimy u progu życia, ale szczerze nadal jesteśmy tylko dzieciakami, które w swoim życiu narobiły wspólnie dużo bałaganu, a sprzątając go zbliżyły się do siebie jeszcze bardziej.
- Święte słowa - westchnął Harry.
Obróciwszy głowę, widziałam, jak Tori chowa się pod ramieniem Stephena. Uśmiechnęłam się lekko. Znów spojrzałam do góry.
- Przyrzeknijmy sobie, że nigdy nie zapomnimy o tak cudownych przyjaciołach, jakich mieliśmy - znów odezwał się Liam.
Znad ziemi wyrosła ręka, drobna i wypielęgnowana, musiała należeć do Danielle. Wysunęła ona swój mały palec, a Liam zaczepił o niego swój. Następnie wyciągnął rękę w stronę Harrego, aby zrobił to samo. Po chwili utworzyło się ładne kółeczko, ponieważ Niall podparł się na jednym boku i wyciągnął ramię nad wszystkimi, aby złączyć swój mały palec z tym Stephena.
- To, co w tej chwili robimy jest co najmniej gejowskie - powiedział w tej samej chwili, gdy to zrobił i zaczął się śmiać, a Zayn go poparł.
- Illuminati! - krzyknął Louis dla rozładowania sytuacji, a wszyscy wydali się odprężeni i cicho się zaśmiali.
- Będziemy paczką już zawsze? - powtórzył Harry.
- Zawsze.
- Zdecydowanie.
- Tak.
Uśmiechnęłam się. W chwili, gdy wciąż nie zepsuliśmy tego jakże rozległego pinky promise, niebo musnęła leciutko gwiazda, pozostawiając na ułamek sekundy piękną smugę.
- Widzieliście?! - krzyknęłam podekscytowana.
- Mhm.
- Yup. Los trzyma za nas i za naszą obietnicę kciuki.
Z powrotem opadliśmy na koce. Leżeliśmy tak jeszcze chwilę. W pewnym momencie odwróciłam się do Louisa plecami, uczepiając się boku blondyna.
- Co robisz? - zapytał.
- Śpię - zachichotałam.
Wsunął mi pod głowę ramię i przyciągnął mnie bliżej. Odsunęłam kawałek bluzy i T-shirtu od jego ciała i wsunęłam swoje zimne dłonie tak, że stykały się z gorącą skórą chłopaka.
- Jakie ziiimne.
Nie miałam siły odpowiedzieć, byłam upiornie zmęczona. Wydałam z siebie urywane, senne westchnięcie. I mimo tego, że praktycznie spałam i mimo tego, że zapewne Louis właśnie rozmyślał nad moim życiem, a leżał obok, zaczęłam delikatnie łaskotać Nialla po boku.
- Nie, Ash, nie rób tego. - Mięśnie jego brzucha napięły się pod moimi palcami. Zaczął się wiercić, ale ja nie przestawałam.
- Ash-ahah. Stop. - Złapał moje ręce i przyciągnął je do klatki piersiowej. Następnie przez chwilę na mnie popatrzył, zaciągnął mi na głowę kaptur, pociągnął odrobinę rękawy w dół, tak, że zakrywały moje knykcie i znów mnie objął. Wszyscy leżeli tak cicho, że wydawało się, jakbyśmy byli tu sami.
- Halo, ludzie, zaraz dojdzie do tego, że wszyscy uśniemy na tej zimnej ziemi - powiedział zaspanym głosem Lou.
Cała grupa się podniosła, jęcząc coś o zmęczeniu. Byłam na samym końcu, ciągnięta do góry przez Nialla. Spojrzałam w kierunku Liama. Trzymał na rękach Danielle. Spała.
- Chyba będę się zbierał - zakomunikował półgłosem. - My będziemy - dodał, skinąwszy głową w stronę dziewczyny.
- Okej - odpowiedział Louis.
- Dziękuję, że przyszliście - uśmiechnęłam się.
- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, Ashley - odparł Payne.
- Dziękuję.
- Też chyba spadam - powiedział Zayn.
Takim sposobem oprócz właścicieli posiadłości czyli Harrego i Lou, została tylko Tori i Niall. Reszta wykombinowała sobie wzajemnie transport i opuścili imprezę - lub to, co z niej pozostało. Stephen z Zaynem wzięli razem taksówkę. Liam był kierowcą i zabrał Dani do siebie. Domownicy domownikami. Niall wypił tylko jedno piwo na początku przyjęcia. Pozostawała jedna kwestia: Victoria.
- Dziś nocuję u ciebie, maleńka. Babcia jeszcze nie wie, ale to się załatwi jutro. Możliwe, że zostanę na odrobinę dłużej.
- Naprawdę?! Nie wiesz jak się cieszę.
Pomogliśmy w sprzątaniu, więc już około 3 nad ranem wszystko wyglądało tak, jak powinno. Pożegnaliśmy się z chłopakami.
- Hej, Ash, prezent! - Harry zaczął mnie gonić z torebką.
- Ojej, no racja, zapomniałabym!
- I zajrzyj do środka uważniej - puścił mi oczko.
- Wiem, Louis mi mówił. Ogólnie to chyba nie będę w stanie odpowiednio wam podziękować do końca mojego życia. - Spojrzałam w stronę, gdzie tliło się jeszcze ognisko, chociaż praktycznie wygasło.
- To drobiazg, Ash. A teraz dobranoc kochana.
- Dobranoc.
Byliśmy może na połowie drogi, przejeżdżaliśmy przez las. Siedziałam z Tori z tyłu - spała mi na ramieniu. W pewnym momencie uniosła głowę. Przez chwilę patrzyła przed siebie.
- Niall? Możesz się zatrzymać?
- Coś się dzieje?
- Niedobrze mi.
- Już zjeżdżam.
Dziewczyna szybko wysiadła. Zanim zdążyłam wyjść, Niall już trzymał włosy Tori, która się pochylała. Zdjęłam z nadgarstka gumkę, którą rano na niego wsunęłam, i je nią zebrałam.
- Za dużo drinków, hm? - mruknęłam.
Dziewczyna usiadła na ziemi.
- Od rana źle się czuję, ale racja, może za dużo.
- Ha, a Lou zarzucał mi, że to ja niby się upiłam.
- Ty? Jesteś bardziej trzeźwa niż na co dzień - prychnął.
- Dzięki.
- Proszę bardzo. Ostatnio byłaś pijana chyba na początku wakacji... Hm, to dziwne, ale nie wymiotowałaś wtedy, mimo swojego stanu.
- Może dlatego, że nie miałam czym. ...To był popieprzony czas. Skończmy ten temat.
Victoria znów zginęła się wpół i złapała za brzuch.
- Ty się dobrze czujesz? - zapytał, patrząc mi w oczy.
- Tak.
Skinął głową, po czym podszedł do auta, otworzył barek i wyciągnął z niego butelkę wody. Kiedy szatynka skończyła wymiotować, podsunął jej ją. Wzięła łapczywy łyk.
- Czujesz się lepiej? - zapytałam.
- Mhm.
- Posiedźmy jeszcze chwilę. Jest świeże powietrze - zakomunikował Niall.
Wróciliśmy do domu około czwartej. Co prawda mówiłam babci, że będziemy w domu wcześnie... Ale przecież nie musi o niczym wiedzieć.
Zaprowadziłam Tori do mojego pokoju, dałam jakieś ubrania i wysłałam ją do łazienki. Wyszłam jeszcze na chwilę na dwór. Powietrze było zimne, ale rześkie i powoli robiło się jasno.
- Dziękuję za to przyjęcie. I ogólnie dziękuję za dzisiejszy-um wczorajszy dzień. - Zakołysałam się na piętach.
- Nie musisz mi dziękować. To był naprawdę przyjemny dzień.
Uśmiechnęliśmy się do siebie. Niall rozłożył ramiona, więc się do niego przytuliłam. Nie trwało to co prawda zbyt długo, ale czułam się tak bezpiecznie i statecznie jak nigdy. Uniosłam podbródek do góry. Chłopak przeczesał moją potarganą zapewne grzywkę swoimi długimi palcami.
- Zobaczymy się jutro? - wymamrotałam, a fakt, że gardło miałam przeciśnięte do klatki piersiowej Nialla sprawiał, że mój głos był trochę zdeformowany.
- Jasne - odparł, patrząc na mnie w dół. Nawet z podsinionymi od zmęczenia oczami wyglądał cudownie. Żel już dawno wytarł się z jego włosów i teraz śmiesznie opadały na jego czoło. W kącikach oczu powstały małe zmarszczki, gdy się uśmiechnął. Płynnym ruchem schylił się, a jego miętowy od żutej niedawno gumy oddech owiał moją twarz. Pocałował mnie w czubek nosa, a sekundę później jego usta otarły się o moje. Nawet nie zdążyliśmy poprawnie ich złączyć - przed domem zapaliło się światło. Wiedziałam, co za chwilę nastąpi, dlatego odsunęłam twarz od Nialla, ale naprawdę nie chciało mi się wyplątywać z jego ciepłych ramion. Kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, zrobiłam mechaniczny krok w tył, a potem dwa w prawo. Niczym żołnierz. Żołnierz, który już za chwilę stanie twarzą w twarz z wściekłym komendantem.
- Dobry wieczór - odezwał się chłopak.
- Mamy już ranek, młody człowieku, ale doceniam twoją kulturę osobistą. Um, Ashley, natknęłam się przez przypadek na Victorię, chcąc skorzystać z łazienki. Trochę zadziwiający był widok mojej wnuczki, myjącej zęby z zamkniętymi oczami, opierającej się o ścianę i praktycznie śpiącej, a jeszcze bardziej zaskoczyło mnie, gdy zorientowałam się, że to nie ty. Ale już cię znalazłam, więc czy mogłabyś pożegnać się z kolegą i, proszę, iść już do łóżka?
Złapałam się za głowę.
- Już idę - ziewnęłam. - Dobranoc, Niall. - Odwróciłam się na pięcie, stanęłam na palcach i cmoknęłam go w usta. Oddał gest w tej samej sekundzie, ówcześnie zorientowawszy się, co mam zamiar zrobić. Widziałam, jak na jego wargi wkrada się cwany, tryumfalny uśmieszek, który za wszelką cenę chciał pohamować, aby nie zezłościć mojej babci.
Następnie najzwyczajniej w świecie pomaszerowałam do domu. Żołnierzu: zadanie wykonane znakomicie! Zaśmiałam się pod nosem, przekroczywszy próg domu. Babcia tylko pokręciła głową i postanawiając nie komentować mojego zachowania, skierowała się do sypialni swojej i dziadka.
____________________________________________________________________________
TAK, MOŻECIE MNIE ZABIĆ. TAK, ROZDZIAŁU NIE BYŁO 3 MIESIĄCE I 2 DNI. TAK, GŁUPIO MI - I TO BARDZO. Wiem, że te słowa nic nie zmienią, ale naprawdę mi przykro. Sporo nauki, a poza tym cały czas starałam się jednak coś pisać. Nawet nie byłam świadoma tego, jak długi w sumie wyszedł ten rozdział, ale mam nadzieję, że to zrekompensuje Wam to długie czekanie. Następny pojawi się szybciej - obiecuję. x
Jeżeli mogę w jakiś sposób Was informować o kolejnych rozdziałach - piszcie
Jeżeli mogę w jakiś sposób Was informować o kolejnych rozdziałach - piszcie