- Co żarty? I co to jest shippowanie?
Na te słowa krew odpłynęła mi z twarzy, powoli odwróciłyśmy głowy w kierunku, z którego dobiegał męski głos.
- Czego chcesz? - spytałam oschle, zbierając grzywkę, która wpadła mi do oczu, pod wsuwkę.
- Mieliśmy pogadać, już nie pamiętasz?
- Już nie pamiętasz, że nie chciałam? I wiesz co? Nadal nie chcę. Nigdy nie będę chciała.
- To jak, teraz czy za pięć minut? - zignorował moją odpowiedź.
- Ugh, jesteś niemożliwy. - Zerknęłam na Vic, która "bawiła się" źdźbłem trawy. Tak naprawdę pewnie nie wiedziała co ma robić.
- Ashley.
Spojrzałam mu w oczy, po raz pierwszy w tej chwili. Po raz pierwszy od dawnego czasu. Jego brwi były lekko uniesione, wyraźnie z powodu wyczekiwania na odpowiedź. Usta lekko ściągnięte do środka. Posiedzę cicho, żeby do zirytować i zdezorientować jeszcze bardziej.
- Może zamiast gapić się na mnie, raczysz mnie wysłuchać - westchnął i ruszył przed siebie, siadając koło Tori na ławce.
- Nie zapraszałam cię tu!
- Dobra... Pięć minut. Dasz mi tą szansę albo znów zamknę się w sobie i będę w stosunku do ciebie chamem, co wybierasz? Nie lepiej dać mi te pięć minut, hm?
- ...Ale nie tu - powiedziałam, patrząc na Victorię.
Szczerze? Zaintrygował mnie.
- A gdzie? - Wstał.
Poszłam w stronę bramy, wyszłam na podjazd, przepuściłam Nialla, oparłam się o ogrodzenie i tylko na niego patrzyłam, czekając co ma do powiedzenia.
- Jeśli miałaś zamiar mnie wyrzucić, to było tak od razu. - Przewrócił oczami.
- Po prostu tam była Victoria.
- To chodź do mnie.
- Mówisz czy nie? - odparłam zirytowana.
Ostatnim razem po jego "chodź do mnie" wróciłam bez dziewictwa, taa.
- Skwerek?
- Ugh to daleko.
- Tym lepiej.
- ...Dobra. Ale zaczekaj. - Pobiegłam do Tori, która aktualnie grzebała w telefonie, a kiedy usłyszała moje kroki, podniosła wzrok znad komórki. Zatrzymałam się i nabrałam powietrza w płuca, bo dawno nie biegałam i troszkę się zmęczyłam.- Gdyby babcia albo dziadek albo ktokolwiek inny pytał, poszłam na chwilę do sklepu, po coś, cokolwiek.
- Po tabletki antykoncepcyjne? - Starała się ukryć uśmiech.
- Tori!
- No co, wiesz, jak to wygląda? Przystojny chłopak przychodzi, wyciąga cię z domu i gdzieś razem idziecie. Hm?
- Czy ty możesz przestać o tym cały czas myśleć? - fuknęłam. - Idziemy na skwerek. Po prostu chcę wiedzieć co go tak nagle naszło. Odkąd żyję widziałam go na tym podwórku dwa razy. To jak?
- Idź, nic im nie powiem. Ale przynieś kisiel. No wiesz, bo "idziesz do sklepu". No i jeszcze jestem głodna.
- Okej, dzięki.
- No to chodźmy - powiedziałam, kiedy pojawiłam się przy nim.
Nie odpowiedział, tylko zaczął iść w przód. Okej.
Byliśmy już koło zakrętu, kiedy przerwał zaległą ciszę.
- To może teraz wytłumaczysz mi co to shippowanie?
- Słuchaj, Victoria ma swoje głupie pomysły i chyba nie po to mnie wyciągałeś, prawda?
Spojrzał na mnie na chwilę, a potem znów do przodu.
- Musimy iść aż tak daleko? Nie możemy na przykład usiąść tu - wskazałam ręką na ławkę, która była jakieś 5 metrów od nas - i pogadać o tym, o czym chciałeś, Niall?
W tym momencie znów na mnie spojrzał, prawdopodobnie najprzytomniej dzisiaj.
- Co? - spytałam lekko podirytowana.
- Nieczęsto zwracasz się do mnie imieniem.
- Nawzajem.
- Eh, dobra, usiądźmy tu, gdzie chciałaś.
Zbliżyliśmy się do ławki i usiedliśmy na przeciwległych końcach.
- Więc? - spytałam, kiedy nic nie powiedział.
- Um. pamiętasz, co powiedziałem po tym, jak się ze mną przes-
- Pamiętam. - Nie dałam mu dokończyć.
'Ja nie lubię ciebie, ty nie lubisz mnie'.
Szkoda, że kilka dni wcześniej powiedział coś w stylu: 'Za to właśnie cię lubię'.
Dlatego właśnie nadal to roztrząsam, zdaję sobie sprawę, że tym idzie już rzygać, ale nie ja mam humorki jak kobieta w szóstym miesiącu ciąży, jakiekolwiek kobieta w szóstym miesiącu ciąży ma humorki. A może ja też je mam?
- ...Kłamałem.
To jedno słowo spowodowało, że o mało co nie spadłam z tej ławki w tamtej chwili. Nie wiedziałam, co mogłabym wtedy powiedzieć, więc tylko gapiłam się na niego wielkimi oczami.
Z jego ust padło właśnie przyznanie się do winy. A to nie jest w stylu Nialla Horana.
- Pewnie chcesz wiedzieć, czemu nie powiedziałem tego od razu? - kontynuował. - Czemu wciąż się z tobą kłóciłem? Bo od zawsze zachowywałem się w stosunku do ciebie jak egoistyczny, popierdolony cham i wiedziałem, że byś mi nie uwierzyła, gdybym powiedział ci, że chcę coś zmienić, bo zaczynasz być dla mnie kimś innym niż wrogiem. Że zaczynasz coś dla mnie znaczyć w tym świecie, że twoja egzystencja nie jest mi obojętna. Wiem, że wtedy byś nie uwierzyła.
- I nigdy nie uwierzę. Ty się mną bawisz. To tylko gra, a ty obrałeś sobie za cel upokorzenie mnie. Udało ci się.
Kiedy tylko wyrzuciłam z siebie te słowa, od razu poderwałam się z ławki i zaczęłam w energicznym tempie iść do domu.
Rzuciłam się na furtkę i pobiegłam przez podwórko do altany. Dziewczyna nadal tam siedziała.
- Ash, już jesteś? Masz kisi-
- Nie chcę go znać - wydusiłam z siebie.
Teraz chciałam być jak najdalej od niego. On znów chciał mnie zranić, byłam tego pewna. I tym razem stałam się jeszcze bardziej krucha niż zwykle.
- Boże, Ashley, co się stało? Zrobił ci coś? Ashley! Ash, mów do mnie, Ashley! - Tori zaczęła mną potrząsać.
Nie wiedząc co miałabym jej odpowiedzieć, po prostu się do niej przytuliłam. Te dwa dni, które razem spędziłyśmy znacznie nas do siebie zbliżyły, jakąś dziwną, niewytłumaczalną siłą, która zapewne nazywa się 'przeszłość'. Los wrzucił nas do jednej szuflady i musimy sobie z tym radzić.
- Ashley, proszę, powiedz mi co się stało.
- On coś kombinuje. Ja to wiem - powiedziałam łamiącym się głosem. - Chce znów mnie zranić.
- Wyciągnął cię stąd, żeby ci to powiedzieć!? Nie wierzę...
- Nie powiedział tego tak wprost. Za to powiedział coś w stylu, że chce zacząć wszystko od nowa, że nie jestem mu obojętna. Ja się boję, Tori.
Dziewczyna wyraźnie została w tamtym momencie zbita z tropu.
- Eh... Posłuchaj. Nie powinnaś każdego słowa odbierać w negatywny sposób.
- Tori, ludzie przychodzą, zmieniają nas, a potem odchodzą, jeszcze bardziej nas zmieniając.
- ...Pamiętasz to? Wychwyciłaś to z mojego słowotoku i zapamiętałaś? - Jej oczy przypominały teraz dwie monety.
- ...Zapisałam to nawet w pamiętniku.
- To to schowałaś, kiedy weszłam wtedy do twojego pokoju?
- Zauważyłaś? Err, tak.
Szatynka przez jakiś czas nic nie mówiła.
- Wiesz, gdzie byłabym teraz, gdybym nie uwierzyła, że świat może być lepszy? Byłabym na dnie, może już bym zmarła z nadmiaru alkoholu we krwi i przedawkowania dragów. 'Cause everything starts from something / But something would be nothing / Nothing if your heart didn’t dream with me / Where would I be, if you didn’t believe / Believe…' - ostatnią część swojej wypowiedzi zanuciła.
- Co to?
- To z piosenki Justina Biebera. Wiesz... Nie byłoby mnie tu, gdyby ktoś we mnie nie uwierzył. Gdyby nie Keenan byłoby dawno po wszystkim. Ale on uwierzył. Dał mi siłę do zmian. A ja wierzę w ciebie. Nie daj się złu temu świata. Wiesz co czasami robię? Spisuję wszystkie dobre rzeczy, jakie mi się przytrafiają. Każdą, nawet najmniejszą. Zobaczysz, jest tego naprawdę dużo.
- Victoria, za chwilę wyjeżdżamy, spakuj swoją torbę - zawołała ciotka Rose, wychylając się zza drzwi.
- Okej. Tak więc - tym razem zwróciła się do mnie - pamiętaj: życie nie jest wyłącznie złe. Ma też swoją dobrą stronę. Idziesz ze mną? Muszę zabrać swoje rzeczy typu piżama i tak dalej.
- Jasne.
Vic założyła pasemko torby na ramię i przede mną stanęła. Rozłożyłam ręce, więc się do mnie przytuliła. Wbrew pozorom będę tęskniła. I choć nigdy nie miałyśmy najlepszych kontaktów, to w ciągu tych dwóch dni spędzonych razem to uległo prawdziwej, diametralnej zmianie.
- Dzwoń w razie coś - powiedziałam, kiedy mnie puściła.
- A ty zrób tą listę, mówię ci, pomaga.
Nacisnęła na klamkę drzwi i już miała wyjść na dwór.
- Tori...
- Hm?
- Dziękuję - powiedziałam i się uśmiechnęłam.
- Nie ma za co - odwzajemniła gest. - Do zobaczenia, słonko.
- Cześć, twitterowiczko - pożegnałam się i zaczęłam się śmiać.
Wyszłam za nią na dwór, gdzie już wszyscy czekali.
- Do widzenia ciociu. - Cmoknęłam kobietę w policzek.
Kiedy Victoria miała wsiadać do auta krzyknęłam jeszcze:
- I tak cię znajdę na twitterze i będę cię stalkowała, pokemonie.
- Powodzenia. - Uśmiechnęła się i zniknęła we wnętrzu samochodu.
Pomachaliśmy im, gdy odjeżdżali a potem wróciliśmy do domu.
- Ashley, kochanie, nie chcesz czegoś zjeść? - zaatakowała mnie babcia.
- Uh, nie, naprawdę. Chcę już się położyć, jestem zmęczona, ten dzień był taki długi.
- Masz zjeść chociaż odrobinę.
- Ja naprawdę...
- Nie, Ash. Nie będę zmuszała cię do wyjmowania tego kolczyka, do tego, byś chodziła w miejsca, w które chciałabym, żebyś chodziła a w które nie, nie będę zmuszała cię też do poprawnego wysławiania się, bo pomimo, że pewnie myślisz, że ja nie wiem, że przeklinasz, ja to wiem, ale jeść musisz. Do czego to podobne. Masz 17 lat i wyglądasz jak kościotrup.
- Dobra, zjem coś, ale proszę cię, daj mi już spokój.
- Ale zjesz przy mnie.
- Nie mam pięciu lat!
- Zdajesz sobie sprawę z takich chorób jak anoreksja czy bulimia, dziecko?
Nic jej nie odpowiedziałam, za to zacisnęłam mocno zęby. Zdaję sobie sprawę, nawet nie wiesz jak bardzo, babciu. Skierowałam się do kuchni i wyjęłam z lodówki mleko, a z szafki budyń waniliowy.
Babcia westchnęła.
- Dobre i to - stwierdziła.
Ugotowałam budyń i poszłam do swojego pokoju. Postawiłam miskę na stoliku, złapałam piżamę i podreptałam pod prysznic. Kiedy wróciłam, zapaliłam jedynie lampki znajdujące się na ścianie i świeczki, te, które kupiłam pierwszego dnia mojego przyjazdu. Uszykowałam pamiętnik, długopis, weszłam pod cieplutką kołdrę i chwyciłam przestudzony budyń w ręce. Kiedy opróżniłam naczynie, otworzyłam dziennik i zapisałam:
Drogi pamiętniku,
Oto rzeczy i osoby, które dają mi szczęście:
• Lou,
• Harry,
• książki,
• dziadkowie,
• znajomi (Liam, Zayn, Dani),
• pamiętnik,
• gorąca herbata,
• czas spędzony na grach na konsoli,
• jazda rowerem,
• geografia,
• włóczenie się,
• Mullingar,
Po krótkim namyśle dopisałam jeszcze:
• Tori.
Zamknęłam pamiętnik, bo na chwilę obecną nic więcej nie wpadło mi do głowy. Jak na razie to 13 czynników. Może ta trzynastka okaże się szczęśliwa? Nie wiem, mój dziadek zna się na zabobonach.
Omiotłam wzrokiem pokój. Trzeb będzie tu posprzątać. Zerknęłam na kupkę książek na biurku. Nie otwierałam ich odkąd tylko je kupiłam. No cóż, nie miałam nawet na to czasu. Tak bardzo wciągnęłam się w życie, w prawdziwe życie, w przyjaźnie, kłótnie i przygody, dobre jak i złe, że przestałam odczuwać potrzebę chowania się w środku, odizolowywania od ludzi.
Zgasiłam wszystkie światła i spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Dochodziła 12:00. Odłożyłam komórkę gdzieś na bok i zamknęłam oczy. Zasnęłam z dziwnym zdaniem plątającym się z tyłu mojej świadomości: 'Twoja egzystencja nie jest mi obojętna', ale nie wiedziałam już kto, ani kiedy to wypowiedział, bo w 80% pochłonął mnie wtedy sen.
_________________________________________________________________________________
Przeczytajcie wszystko, proszę.
Czekaliście całe półtora miesiąca, wieeem i przepraszam.
Po prostu mam kilka problemów, a dokładniej jeden duży plus szkołę na karku.
Trochę nie wiedziałam jak napisać ten rozdział, bo w pewnym momencie się zacięłam, ale udało mi się jakoś wybrnąć. Jeśli są jakieś błędy, to przepraszam, ale robi się późno, a ja sypiam po około 6,5h dziennie więc. Nie wiem, kiedy pojawi się następny rozdział, bo tam będzie troszkę dużo nowych rzeczy, ale jak tylko uda mi się dodać następny, to kolejne będą szybko, bo mam na nie pomysł i to już od momentu, kiedy założyłam tego bloga.
Chcę jeszcze poruszyć temat jakości moich rozdziałów. Ostatnio piszę na ostatnią chwilę, wychodzi mi niedokładnie i troszkę nie tak jak zaplanowałam - przynajmniej tak mi się wydaje. Po prostu chwilami brakuje mi weny a motywacji, powiedzmy szczerze, brak.
Dziękuję za wszystkie komentarze, które dostaję.
Zapraszam do zakładki 'Bohaterowie'! I jak zauważyliście, zmienił się trochę wygląd bloga. Pracuję też nad zwiastunem, ale "robię" go od pół roku i nic, ew.
Jeśli chcecie być informowani, to piszcie w komentarzach / w zakładce 'Informowani' / na twitterze / gdziekolwiek.
#SIDff
Pozdrawiam x