Tylko nie on. Tylko nie Louis. Nie chcę go okłamywać.
- Witaj Louis - powiedział brunet.
- James!? - głos Tomlinsona w ułamku sekundy nabrał piskliwego tonu. - Kurwa, nie mów, że jej coś zrobiłeś, bo cię zabiję!
- Owszem, a jeśli nie dostanę kasy, staną jej się jeszcze gorsze rzeczy.
Skierował na mnie swój wzrok, po czym zamachnął nogą i kopnął mnie w żebro. Załkałam z bólu. Uderzył w miejsce, które jakiś czas temu boleśnie pociął.
- Kurwa, nie waż się jej więcej tknąć skurwysynie! - zaczął krzyczeć Louis do słuchawki i słychać było, że zaczął biec, bo tempo jego oddechu się zmieniło. - Gdzie jesteś?
- W magazynie. Ale wiesz, przynosisz hajs, albo ona zginie - powiedział mężczyzna stanowczo.
- Nie dotykaj jej - wysyczał Lou i się rozłączył.
Usłyszałam trzask i hałas. Momentalnie do pomieszczenia wpadło kilku mężczyzn ubranych w mundury. Policja. Za nimi zobaczyłam Louisa i Harry'ego. Harry zaczął biec w moją stronę, a Louis starał się to robić, ale wychodziło mu to co najmniej niezgrabnie. Coś było nie tak... Tylko co? Zauważyłam, że jego ręce są schowane za jego plecami.
- Ashley - Harry rzucił się na mnie i mocno mnie przytulił, odlepiając wcześniej delikatnie taśmę naklejoną na moje usta.
Syknęłam cicho, bo nacięcie zrobione kilka godzin temu zaczęło szczypać.
- Jesteś ranna!? - Harry dosłownie pisnął. - Już cię stąd zabieramy, już, będzie dobrze, zobaczysz - mówił zawzięcie, lecz w jego oczach nie widziałam przekonania.
Louis właśnie do nas dotarł.
- Ashley - szepnął - tak mi przykro, Ashley, naprawdę.
- Wytłumaczycie mi to... to wszystko? - usłyszałam swój głos, jakby był mi odległy.
- Tak Ashley, tak - wysapał Harry i znów mnie przytulił, tym razem delikatniej.
- Harry, może zamiast mnie przytulać, rozwiązałbyś mnie?
- Ja-jasne - jego policzki poróżowiały - przepraszam.
Skierowałam swój wzrok na Lou. Bałam się spytać, co się dzieje, czemu ciągle stoi w tej samej pozycji. Zauważyłam w jego oczach żal. Odwrócił wzrok. Czy on... czy jego ręce... są skrępowane kajdankami?
Za dużo myśli. Zawsze uciekał od tego tematu. Co on zrobił? Obraz przede mną zaczął niebezpiecznie drżeć, aż w końcu zrobił się całkowicie zamazany. Kiedy tylko Harry uwolnił moje ręce, od razu otarłam rękawami brudnej już bluzy poliki.
- Ashley, misiu, nie płacz, ułoży się, zobaczysz - powiedział cicho Louis.
- Poprosimy pana do nas - zwrócił się do Louisa jeden z policjantów.
Zobaczyłam, że pozostali policjanci wyprowadzają moich porywaczy.
- Już idę - powiedział Lou, po czym odwrócił się od nas i odszedł w stronę policjanta.
Wytrzeszczyłam oczy. Miałam rację. Kajdanki.
- Dasz radę wstać? - z transu wyrwał mnie głos Harry'ego.
- Nie wiem.
Hazz podniósł się z podłogi i wyciągnął do mnie ręce. Złapałam je i podciągnęłam się do góry. Poczułam, jakby w moich nogach było tysiące mrówek. Zakręciło mi się w głowie, ale zrobiłam kilka kroków do przodu. Z każdym kolejnym było coraz prościej, jednak nadal miałam uczucie bezwładności w nogach.
- Zaczekaj - powiedział Harry, po czym wziął mnie na ręce. - Tak będzie łatwiej.
Złapałam się mocno jego szyi i poczułam, że za długo tak nie wytrzymam. Nie należę do cierpliwych ludzi. Wcześniej czy później zacznę krzyczeć, bo po prostu muszę, muszę znać prawdę.
- Będzie pani musiała złożyć zeznania - powiedział policjant zrównując się krokiem z Harrym.
Nic nie odpowiedziałam, tylko pokiwałam głową. Byłam zbyt zmęczona by teraz o tym myśleć. Chciałam tylko wiedzieć o co w tym chodzi a potem iść spać. I najlepiej już nigdy się nie budzić.
Wyszliśmy właśnie z Harrym z posterunku policji.
- Harry gdzie jest Lou?
Nie dali nam z nim rozmawiać. Przewieźli nas innym samochodem. Obawiałam się najgorszego.
- Będzie dobrze.
- Gdzie on jest?
Harry nie zdążył odpowiedzieć, bo w tym momencie ktoś mocno mnie objął.
- Ashley, przepraszam. Za wszystko. Za każą krzywdę, którą ci tak jakby wyrządziłem. Bo to wszystko to tylko i wyłącznie moja win-
- Louis, nie gadaj głupot, nawet nie wiesz jak się cieszę, że nie zamknęli cię w więzieniu albo coś innego.
Louis spojrzał pytająco na swojego chłopaka.
- Ty to musisz jej powiedzieć Lou, ja tego za ciebie nie zrobię. Ani nie zrobiłem. Radź sobie.
Szatyn wypuścił powietrze z płuc.
- Jedziemy do ciebie Hazz. Zbierz chłopaków.
Siedziałam na kanapie w salonie Harry'ego, szczelnie otulona kocem. Przez te wszystkie zdarzenia okazało się, ze dostałam gorączki.
- Trzymaj - brunet podsunął mi kubek z parującą herbatą, w której pływał kawałek cytryny.
Upiłam łyk i w tejże chwili rozbrzmiało pukanie do drzwi.
W jednej chwili salon zapełnił się grupą chłopaków. Na końcu wszedł... Horan. Wylądowałam pomiędzy Louisem a Zaynem. Po bokach na fotelach usiedli Liam i Harry. Z racji, że blondyn wszedł ostatni, było tylko kilka miejsc, musiał usiąść naprzeciwko mnie. Jak na złość. Dobrze, że dzielił nas chociaż stół.
- Ashley... - Louis zabrał głos. - w tej całej sprawie chodzi o narkotyki.
Domyślałam się. Nie dużo mi to dało.
- Ci dwaj faceci to James i Hough. Należeli kiedyś do naszej paczki. Kiedy jeszcze nie było tu Louisa. I pewnego dnia Harry pojawił się tu z powrotem. Po śmierci swojej mamy. przyprowadzi ze sobą chłopaka... I powiedział, że jest gejem. Wtedy oni... Po jakimś czasie odsunęli się od nas. Ja, Harry, Niall i Liam skończyliśmy z dragami. Lou nie - powiedział Zayn.
- Pomimo, że wyzywali go, on nie mógł się od uzależnić - Liam kontynuował historię Malika. - Ciągnęło go do używek aż w końcu oni zaczęli go szantażować. Próbowali wyciągnąć kasę. Nie udało im się, bo na jakiś czas trafili do więzienia. A kiedy powrócili, niedługo przed twoim przyjazdem zaczęło się właśnie to. Chcieli zdobyć kogoś, żeby dostać hajs.
- Zadzwoniłem po policję, bo wiedziałem, że jeśli tego nie zrobię, to będzie się dalej ciągnęło. Zrobili by to więcej razy, aż do skutku. Policjanci myśleli, że jestem z nimi zmówiony, dlatego zakuli mnie w kajdanki. Powiedziałem im, że nie mam narkotyków. I to prawda - zakończył Louis.
- To wszystko?
- Tak. Myślę, ze tak.
- Ashley, mówiłaś, że jesteś ranna. Zaraz wracam - powiedział Harry i wyszedł z pokoju, po czym chwilę potem wrócił z apteczką w ręku. - Mogę? - spytał biorąc pomiędzy palce rąbek mojej koszulki.
Pokiwałam głową. Chłopak podciągnął moją bluzkę do góry, odsłaniając ranę i... kilka czerwonych plamek. Cholera, dlaczego ja o tym nie pomyślałam!? Szlag by to trafił. Spojrzałam z ukosa na blondyna, który wytrzeszczył oczy gapiąc się na mój brzuch, po czym szybko odwrócił głowę.
- Ashley, czy to-
- To siniaki - powiedziałam szybko, zanim Harry zdążył cokolwiek powiedzieć.
Brunet przyłożył do rany gazę nasączoną jakimś środkiem. Skręciłam się z bólu.
- Przepraszam, ale trochę poszczypie.
Kiedy już zrobili mi opatrunek, Harry stwierdził, że pójdzie przynieść mi coś do przebrania się, bo moja bluza była cała ubrudzona zaschniętą już ziemią i krwią.
- Trzymaj, przebierz się - podał mi granatową koszulkę. - Pamiętasz gdzie jest łazienka, prawda?
- Mhm - mruknęłam, po czym skierowałam się na korytarz.
Wróciłam do pokoju i poczułam, że robi mi się słabo. Został tylko Niall.
Nie wiedziałam, co mam teraz zrobić. Postanowiłam, że wrócę na swoje stare miejsce. Problem w tym, że siedział centralnie naprzeciwko mnie.
- Gdzie-gdzie są chłopaki? - zająknęłam się.
- Louis z Harrym pojechali do sklepu po herbatę, jakieś tabletki i bandaże, Liam musiał wyjść, bo Dani zadzwoniła a Zayn gdzieś się podział jak zwykle. Kazali mi cię pilnować czy coś w tym stylu.
- Aha - mruknęłam niewyraźnie.
Spojrzałam w dół na swoje stopy. Korciło mnie, żeby zobaczyć czy on gapi się na mnie, ale darowałam sobie. Po jakimś czasie jednak zobaczyłam, że ogląda z tej odległości zdjęcia stojące na półce. Jego głowa skierowana była w lewo. Zobaczyłam, że ma na szyi kilka zadrapań i malinek. Czyli nie pozostałam mu dłużna. Ahaaa.
Nienawiść podobno prowadzi do piekła. Nas zaprowadziła prosto do łóżka.
***
Usłyszałam trzask i hałas. Momentalnie do pomieszczenia wpadło kilku mężczyzn ubranych w mundury. Policja. Za nimi zobaczyłam Louisa i Harry'ego. Harry zaczął biec w moją stronę, a Louis starał się to robić, ale wychodziło mu to co najmniej niezgrabnie. Coś było nie tak... Tylko co? Zauważyłam, że jego ręce są schowane za jego plecami.
- Ashley - Harry rzucił się na mnie i mocno mnie przytulił, odlepiając wcześniej delikatnie taśmę naklejoną na moje usta.
Syknęłam cicho, bo nacięcie zrobione kilka godzin temu zaczęło szczypać.
- Jesteś ranna!? - Harry dosłownie pisnął. - Już cię stąd zabieramy, już, będzie dobrze, zobaczysz - mówił zawzięcie, lecz w jego oczach nie widziałam przekonania.
Louis właśnie do nas dotarł.
- Ashley - szepnął - tak mi przykro, Ashley, naprawdę.
- Wytłumaczycie mi to... to wszystko? - usłyszałam swój głos, jakby był mi odległy.
- Tak Ashley, tak - wysapał Harry i znów mnie przytulił, tym razem delikatniej.
- Harry, może zamiast mnie przytulać, rozwiązałbyś mnie?
- Ja-jasne - jego policzki poróżowiały - przepraszam.
Skierowałam swój wzrok na Lou. Bałam się spytać, co się dzieje, czemu ciągle stoi w tej samej pozycji. Zauważyłam w jego oczach żal. Odwrócił wzrok. Czy on... czy jego ręce... są skrępowane kajdankami?
Za dużo myśli. Zawsze uciekał od tego tematu. Co on zrobił? Obraz przede mną zaczął niebezpiecznie drżeć, aż w końcu zrobił się całkowicie zamazany. Kiedy tylko Harry uwolnił moje ręce, od razu otarłam rękawami brudnej już bluzy poliki.
- Ashley, misiu, nie płacz, ułoży się, zobaczysz - powiedział cicho Louis.
- Poprosimy pana do nas - zwrócił się do Louisa jeden z policjantów.
Zobaczyłam, że pozostali policjanci wyprowadzają moich porywaczy.
- Już idę - powiedział Lou, po czym odwrócił się od nas i odszedł w stronę policjanta.
Wytrzeszczyłam oczy. Miałam rację. Kajdanki.
- Dasz radę wstać? - z transu wyrwał mnie głos Harry'ego.
- Nie wiem.
Hazz podniósł się z podłogi i wyciągnął do mnie ręce. Złapałam je i podciągnęłam się do góry. Poczułam, jakby w moich nogach było tysiące mrówek. Zakręciło mi się w głowie, ale zrobiłam kilka kroków do przodu. Z każdym kolejnym było coraz prościej, jednak nadal miałam uczucie bezwładności w nogach.
- Zaczekaj - powiedział Harry, po czym wziął mnie na ręce. - Tak będzie łatwiej.
Złapałam się mocno jego szyi i poczułam, że za długo tak nie wytrzymam. Nie należę do cierpliwych ludzi. Wcześniej czy później zacznę krzyczeć, bo po prostu muszę, muszę znać prawdę.
- Będzie pani musiała złożyć zeznania - powiedział policjant zrównując się krokiem z Harrym.
Nic nie odpowiedziałam, tylko pokiwałam głową. Byłam zbyt zmęczona by teraz o tym myśleć. Chciałam tylko wiedzieć o co w tym chodzi a potem iść spać. I najlepiej już nigdy się nie budzić.
***
Wyszliśmy właśnie z Harrym z posterunku policji.
- Harry gdzie jest Lou?
Nie dali nam z nim rozmawiać. Przewieźli nas innym samochodem. Obawiałam się najgorszego.
- Będzie dobrze.
- Gdzie on jest?
Harry nie zdążył odpowiedzieć, bo w tym momencie ktoś mocno mnie objął.
- Ashley, przepraszam. Za wszystko. Za każą krzywdę, którą ci tak jakby wyrządziłem. Bo to wszystko to tylko i wyłącznie moja win-
- Louis, nie gadaj głupot, nawet nie wiesz jak się cieszę, że nie zamknęli cię w więzieniu albo coś innego.
Louis spojrzał pytająco na swojego chłopaka.
- Ty to musisz jej powiedzieć Lou, ja tego za ciebie nie zrobię. Ani nie zrobiłem. Radź sobie.
Szatyn wypuścił powietrze z płuc.
- Jedziemy do ciebie Hazz. Zbierz chłopaków.
***
Siedziałam na kanapie w salonie Harry'ego, szczelnie otulona kocem. Przez te wszystkie zdarzenia okazało się, ze dostałam gorączki.
- Trzymaj - brunet podsunął mi kubek z parującą herbatą, w której pływał kawałek cytryny.
Upiłam łyk i w tejże chwili rozbrzmiało pukanie do drzwi.
W jednej chwili salon zapełnił się grupą chłopaków. Na końcu wszedł... Horan. Wylądowałam pomiędzy Louisem a Zaynem. Po bokach na fotelach usiedli Liam i Harry. Z racji, że blondyn wszedł ostatni, było tylko kilka miejsc, musiał usiąść naprzeciwko mnie. Jak na złość. Dobrze, że dzielił nas chociaż stół.
- Ashley... - Louis zabrał głos. - w tej całej sprawie chodzi o narkotyki.
Domyślałam się. Nie dużo mi to dało.
- Ci dwaj faceci to James i Hough. Należeli kiedyś do naszej paczki. Kiedy jeszcze nie było tu Louisa. I pewnego dnia Harry pojawił się tu z powrotem. Po śmierci swojej mamy. przyprowadzi ze sobą chłopaka... I powiedział, że jest gejem. Wtedy oni... Po jakimś czasie odsunęli się od nas. Ja, Harry, Niall i Liam skończyliśmy z dragami. Lou nie - powiedział Zayn.
- Pomimo, że wyzywali go, on nie mógł się od uzależnić - Liam kontynuował historię Malika. - Ciągnęło go do używek aż w końcu oni zaczęli go szantażować. Próbowali wyciągnąć kasę. Nie udało im się, bo na jakiś czas trafili do więzienia. A kiedy powrócili, niedługo przed twoim przyjazdem zaczęło się właśnie to. Chcieli zdobyć kogoś, żeby dostać hajs.
- Zadzwoniłem po policję, bo wiedziałem, że jeśli tego nie zrobię, to będzie się dalej ciągnęło. Zrobili by to więcej razy, aż do skutku. Policjanci myśleli, że jestem z nimi zmówiony, dlatego zakuli mnie w kajdanki. Powiedziałem im, że nie mam narkotyków. I to prawda - zakończył Louis.
- To wszystko?
- Tak. Myślę, ze tak.
- Ashley, mówiłaś, że jesteś ranna. Zaraz wracam - powiedział Harry i wyszedł z pokoju, po czym chwilę potem wrócił z apteczką w ręku. - Mogę? - spytał biorąc pomiędzy palce rąbek mojej koszulki.
Pokiwałam głową. Chłopak podciągnął moją bluzkę do góry, odsłaniając ranę i... kilka czerwonych plamek. Cholera, dlaczego ja o tym nie pomyślałam!? Szlag by to trafił. Spojrzałam z ukosa na blondyna, który wytrzeszczył oczy gapiąc się na mój brzuch, po czym szybko odwrócił głowę.
- Ashley, czy to-
- To siniaki - powiedziałam szybko, zanim Harry zdążył cokolwiek powiedzieć.
Brunet przyłożył do rany gazę nasączoną jakimś środkiem. Skręciłam się z bólu.
- Przepraszam, ale trochę poszczypie.
Kiedy już zrobili mi opatrunek, Harry stwierdził, że pójdzie przynieść mi coś do przebrania się, bo moja bluza była cała ubrudzona zaschniętą już ziemią i krwią.
- Trzymaj, przebierz się - podał mi granatową koszulkę. - Pamiętasz gdzie jest łazienka, prawda?
- Mhm - mruknęłam, po czym skierowałam się na korytarz.
Wróciłam do pokoju i poczułam, że robi mi się słabo. Został tylko Niall.
Nie wiedziałam, co mam teraz zrobić. Postanowiłam, że wrócę na swoje stare miejsce. Problem w tym, że siedział centralnie naprzeciwko mnie.
- Gdzie-gdzie są chłopaki? - zająknęłam się.
- Louis z Harrym pojechali do sklepu po herbatę, jakieś tabletki i bandaże, Liam musiał wyjść, bo Dani zadzwoniła a Zayn gdzieś się podział jak zwykle. Kazali mi cię pilnować czy coś w tym stylu.
- Aha - mruknęłam niewyraźnie.
Spojrzałam w dół na swoje stopy. Korciło mnie, żeby zobaczyć czy on gapi się na mnie, ale darowałam sobie. Po jakimś czasie jednak zobaczyłam, że ogląda z tej odległości zdjęcia stojące na półce. Jego głowa skierowana była w lewo. Zobaczyłam, że ma na szyi kilka zadrapań i malinek. Czyli nie pozostałam mu dłużna. Ahaaa.
Nienawiść podobno prowadzi do piekła. Nas zaprowadziła prosto do łóżka.
____________________________________________________________
Haj, hej, hej! Wiem, musieliście czekać caaaały miesiąc (równiutki) ale wreszcie się wyrobiłam. Po prostu dużo nakręciłam. Z pisaniem pomagała mi Olcia (ilysm).
Następny pojawi się wcześniej - obiecuję.
Udanych wakacji!
10 komentarzy = kolejny rozdział