piątek, 15 czerwca 2018

Dzień dobry, dobry wieczór... do widzenia?

Okej kwiatuszki Wy moje, koniec z okłamywaniem samej siebie, a co za tym idzie - koniec z okłamywaniem Was. Nie sądzę, by ktokolwiek jeszcze na coś czekał z mojej strony, ale gdyby ktoś przypadkiem kiedyś tu zabłądził, to proszę o przeczytanie do końca.

Dziękuję każdej osobie, która tu ze mną była i towarzyszyła mi w podróży, która trwała... ponad trzy lata. Oto powód, dla którego mnie już nie ma. Zaczęłam pisać to fanfiction w 2014, gdy miałam niecałe 14 lat, dlatego już po roku mój ogląd świata totalnie się zmienił i działo się to z upływem każdej kolejnej wiosny.

Obiecałam sobie, że dokończę to opowiadanie i nie twierdzę, że nigdy tego nie zrobię, ale wtedy musiałabym się wziąć za gruntowne zmiany w początku opowieści. Bo, powiedzmy sobie szczerze, pierwsze kilkanaście/kilkadziesiąt rozdziałów to dno i wodorosty, coś, co zupełnie nie prezentuje mojego poziomu pisania dzisiaj czy choćby dwa lata temu.

Chyba nikt nie będzie miał o to pretensji, bo jeśli kogokolwiek rozczarowałam, to zapewnie miesiące i lata temu.

A na chwilę obecną zapraszam na coś świeżego, odrobinę innego od SIDa, choć nadal nieodstające zbyt mocno od mojego stylu. Mam nadzieję, że wybaczycie mi tę ogromną zdradę, jakiej się dopuściłam. Zostawiam Wam link do mojego nowego opowiadania na Wattpadzie. Możecie się spodziewać, że tym razem fanfiction zostanie ukończone na 200%, a rozdziały pojawiać się będą regularnie (yup, SID nauczył mnie, że pisanie na bieżąco jest w moim wydaniu niewykonalne, więc tym razem się uzbroiłam).

Mam zaszczyt powiadomić Was o "Glare", jedynym i niepowtarzalnym fanfiction o Ziamie. Może ktoś odnajdzie w nim coś, co go oczaruje, przyciągnie, z czym będzie mógł się utożsamić.

Oto prolog.

Trzy hasła: ludzie, teatr i Przekleństwo.

Ludzie. Byli w moim mniemaniu jak greckie rzeźby sprzed tysięcy lat. Głusi, ślepi, ich dusza z kamienia. Bez wyrazu, niechcący się wyróżniać. Tacy zimni. Obojętni. Nieuśmiechnięci. Stali obok siebie bez gestu, bez słowa, bez ludzkości i bez ciepła.

Tonąłem w tym wirze, odkąd pamiętam. Nie wierzyłem w siłę uczuć, bo oni też nie wierzyli. Ale wciąż śniłem. Śniłem o miłości.

Kiedy byłem małym chłopcem, rodzice zabrali mnie i moją siostrę do teatru. Zobaczyłem tam nie tylko mistyczny świat kolorowych świateł, kostiumów i emocji. Zobaczyłem miłość - szczerą i niezobowiązującą. Na przestrzeni lat coraz częściej odwiedzałem to miejsce. A ponieważ uczucia przedstawiane na scenie wydawały się tak realne... zapragnąłem doznać ich na własnej skórze. Chyba właśnie dlatego zostałem aktorem - aby doświadczyć tego, co od zawsze było dla mnie nieosiągalne, co wydawało się nierzeczywiste i niebezpieczne, a w tym wszystkim - pociągające.

Los chciał, abym, stojąc na deskach teatru, poznał swoje największe Przekleństwo, które barwiło moje myśli i nie opuszczało mnie na krok. Jak wielkim egoistą byłem, chcąc Jego miłości dla siebie?

Link: https://my.w.tt/Jj2S5rpwKN

Tutaj mówię Wam do widzenia. Może jeszcze kiedyś wrócę z lepszą wersją tego opowiadania, bo miałam je zaplanowane do końca, lecz nic nie obiecuję.

Jeszcze raz dziękuję.

Cześć, trzymajcie się!
- A.

sobota, 13 stycznia 2018

Rozdział piąty. 'Jesteś tu z Niallem Horanem?'

- Babciu, widziałaś gdzieś mój telefon?
- Nie, ale jeśli chcesz zadzwonić do mamy to odradzam, bo jest dziś bardzo zajęta. Najlepiej skontaktuj się z nią wieczorem.
-  Nie, chciałam zapytać Nialla co robi i czy jest w domu.
- Jak twoja matka chciała się z kimś spotkać to po prostu do niego szła. Nie było tej całej technologii, a ludzie mieli więcej interakcji ze sobą. - Barwa jej głosu nabrała takiego tonu, że wiedziałam, iż szykuje się dłuższa wypowiedź. Usiadłam przy stole i oparłam brodę na nadgarstku. - Pamiętam jak to było z twoim dziadkiem. Mieszkał kilka kilometrów ode mnie i albo przyjeżdżał rowerem, albo słał listy. Nie jeden raz zastała go burza po drodze. A te listy... Jakież to były piękne wyznania! Najbardziej ubóstwiałam te, w których zawierały się wiersze.
- Dziadek pisał wiersze?! - krzyknęłam.
- Tak, niektóre z nich trzymam do dziś. Mogę kiedyś ich poszukać, są gdzieś na strychu - powiedziała, a ja energicznie pokiwałam głową.
- Niall też lubi poezję. - Zorientowałam się, że słowa opuściły moje usta. Zagryzłam wargi, czekając na reakcję babci.
- Serio? Co jeszcze?
Uniosłam brwi. Nie spodziewałam się tego. Raczej oczekiwałam pytania na temat tego dokąd zaszła nasza relacja i czy już nie jestem zła i zraniona, czy podjęłam dobry wybór i takie tam. Odchrząknęłam.
- Lubi rozdrabniać rzeczywistość na czynniki pierwsze i lubi kawę, i jego włosy zawsze sterczą w prawą stronę, ma naprawdę dobre poczucie gustu i humoru, lubi czytać wszelkie teorie o tym, że Michael Jackson tak naprawdę nie umarł, lubi sport, i "Małego księcia", i lubi spać, o tak, Niall jest potwornym śpiochem, interesuje się marketingiem, ma ciocię, która podróżuje po świecie, i... - Łapczywie nabrałam w płuca powietrza. Dopiero teraz spojrzałam babci w oczy. Były roześmiane.
- I jesteś w nim po uszy zakochana, co?
Spuściłam wzrok i mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Tak, i wiem jak to wygląda po tym wszystkim, ale chyba postanowiłam tym razem dać szansę swoim uczuciom, a nie rozsądkowi.
- Warto spróbować - albo się sparzysz, albo już do końca życia będziesz dziękować sama sobie, że zaryzykowałaś.
Pokiwałam. Miała absolutną rację.
- Wiesz, u mnie i u dziadka też nie było zawsze tak kolorowo. Mieliśmy trudne początki. Schodziliśmy się i zrywaliśmy chyba jakieś pięć razy. A teraz jesteśmy małżeństwem od ponad trzydziestu lat i nie żałuję żadnego dnia spędzonego z nim. I naprawdę życzę ci takiej miłości jaka nam się przytrafiła.
- Dzięki - odparłam cicho.
- Co się tu dzieje? Usłyszałem słowo "dziadek" jakieś cztery razy.
- Dobrze że jesteś, kochanie. Obiad będzie gotowy za dwie minuty. Och, Ashley? Może zaprosisz swojego kolegę na niedzielny obiad?

Sztywne włosy połaskotały mój brzuch przez cienki materiał białej koszulki, ale szybko zniknęły ze swojego miejsca. Niall uniósł poły mojego T-shirtu, a ja zaskoczona zaczęłam na niego krzyczeć, w tym samym czasie się śmiejąc.
- Masz fałdkę - stwierdził.
Wytrzeszczyłam na niego oczy.
- Rozumiem że robimy sobie wieczór szczerości i wyrzucamy wszystkie wady i defekty? Dobra, a ty masz nierówne czoło.
- Nie, chodziło mi o to, że to jest najładniejsza i najkochańsza fałdka tłuszczu jaka istnieje na tym świecie. I hej, odczep się od mojego czoła! - Złapał się za wymienioną wcześniej część twarzy i zaniósł śmiechem, z powrotem opierając głowę na moim brzuchu. - Ile ważysz?
Zapatrzyłam się w blady sufit w pokoju blondyna.
- Szczerze to nie mam pojęcia.
- Miałem ostatnio wrażenie, że schudłaś.
- Wcześniej owszem. Ale odkąd Lloyd zainwestował w tą śmieszną naleśnikarkę, odżywiam się dość dobrze, nie będę ukrywać.
- To dobrze. Jak już jesteśmy przy temacie jedzenia... głodna?
- Jak już jesteśmy przy temacie jedzenia... babcia zaprasza cię w niedzielę na obiad. I tak, głodna, ale błagam, chodźmy gdzieś na miasto, bo założę się, że jak zwykle nie masz niczego godnego uwagi w lodówce.
- Jak to, jogurt brzoskwiniowy jest godzien uwagi, a poza tym ma uczucia, które przed chwilą zraniłaś.
- Myślę, że już twoja była miałaby więcej uczuć do mnie niż ten jogurt. Wstawaj leniuchu. I pożycz mi coś do ubrania. Ciągle się zastanawiam jak to jest, że kradniesz mi tyle czasu i nawet nie jestem w stanie zauważyć, że robi się ciemno i zimno.
- To te oczy, kochanie. - Mrugnął, otwierając szafę i wyciągając z niej dwie bluzy.
- Szara czy bordowa?
- Szara - stwierdziłam, a już chwilę potem miękka plama zakryła moje pole widzenia. Ściągnęłam materiał z twarzy i podniosłam się do pozycji siedzącej. - Tak naprawdę wybrałam tą tylko dlatego, że chciałam cię zobaczyć w bordo - przyznałam.
- I co, jestem pociągający? - Zapytał poruszając przy tym brwiami.
- Z taką miną wyglądasz jak trzydziestoletni hodowca kóz w Niemczech.
- Zapomniałaś o plantacji winogron w Puerto Rico.
- Wyjątkowo przystojny hodowca-plantator - rzekłam i skierowałam się w stronę schodów.
- Ha, wiedziałem!
- Ale tylko w tej bluzie! - krzyknęłam z dołu, chwytając swoje czarne, znoszone trampki na białych podeszwach.

- Uwylbm ło - wymamrotałam z ustami pełnymi tortilli, praktycznie wypluwając kawałek sałaty lodowej.
- Właśnie widzę - oznajmił.
Znajdowaliśmy się w jakimś barze 24/7 w centrum miasta. Ściany były czarne i czerwone, a z każdej strony moje oczy atakowały kolorowe światła neonów. Siedziałam na wysokim stołku i machałam wesoło nogami, próbując dodzwonić się do babci, podczas gdy Niall siorbał swoją colę przez słomkę. Nie mam pojęcia jakim cudem skończył swój posiłek tak szybko. Wokół było trochę ludzi, w zasadzie niedużo, biorąc pod uwagę, że dochodziła dwudziesta pierwsza.
- Nie odbiera. - Ugryzłam przysmak kolejny raz. Powoli wywiązała się rozmowa o tym, co nowego słychać w mieście.
- Wiesz, że uruchomili stare metro?
- Naprawdę?!
- Tak. Wszystko jest odnowione i działa lepiej niż kiedykolwiek.
- Jeju, jeżdżenie metrem jest super - to tak jakby być zamkniętym w jakiejś kapsule, która ma cię zabrać w przyszłość. - Niall zaśmiał się z moich słów. - Hej, a może pojedziemy do Louisa i Harry'ego? - poprosiłam.
- Co, teraz?
- Tak, proszęproszęproszęproszę.
- No dobra.
- Myślisz, że powinniśmy kupić im po tortilli? - zastanowiłam się na głos, chociaż już wcześniej odpowiedziałam sobie na to pytanie.
- Um, to byłoby niezmiernie miłe, ale obawiam się, że wziąłem za mało pieniędzy.
- Mam konto internetowe, zapłacę telefonem. - Wzruszyłam ramionami i zeskoczyłam z krzesła, aby oddalić się w stronę baru.

- Hej, jesteś tu z Niallem Horanem, prawda? - Jeszcze zanim zdążyłam złożyć zamówienie, poczułam na swoim ramieniu klepnięcie i speszona obróciłam się w stronę głosu z mojej prawej strony. Zmierzyłam wzrokiem stojącego obok blondyna. Spod kołnierzyka jasnoniebieskiej koszuli wystawał łeb wytatuowanej żmii, której sylwetka musiała ciągnąć się pod ubraniem.
- Tak? - Zamrugałam kilka razy.
- To dziwne, wśród ludzi chodzą plotki, że zerwaliście. - Pokręcił głową, prawdopodobnie myśląc o gołosłowności z jaką miał styczność. Przełknęłam ślinę. - W ogóle myślałem, że jesteś odrobinę wyższa. Z daleka wyglądasz trochę inaczej. Nie żebym cię śledził. Chodziliśmy razem na zajęcia, to był chyba francuski. - Urwał, bo barman właśnie postawił przed nim dwie wysokie szklanki wypełnione zieloną cieczą. Podziękował. Przez cały czas patrzyłam na niego ogromnymi oczami. Z transu wyrwał mnie dopiero Niall, ciasno owijający swoje ramię wokół mojej talii. Nie zauważyłam kiedy podszedł.
- Wszystko okej? - zapytał.
- Um, tak, już składam zamówienie.
- No nieważne, miło było z tobą pogawędzić, trzymaj się Blaithin - rzucił obcy chłopak i najzwyczajniej w świecie odszedł z zakupionymi przez siebie drinkami.
Niall gwałtownie wypuścił powietrze.
- Nie kurwa, nie zrobił tego - westchnął, stając przede mną i zakładając moje włosy za uszy. Tylko wywróciłam oczami i skierowałam całą swoją uwagę na faceta za ladą.

Metro było dość zatłoczone, dlatego skończyliśmy stojąc niedaleko drzwi, zwróceni ku sobie. Nie rozmawialiśmy. Szczerze to straciłam cały zapał i byłam najzwyczajniej w świecie zmęczona. Moje oczy zaczynały się przymykać, więc mocniej ścisnęłam ucha plastikowej torebki i postanowiłam popatrzeć na ludzi, aby choć trochę się rozbudzić. Kątem oka zauważyłam, że Niall zwrócił głowę w tym samym kierunku. Mój wzrok zawisł na kobiecie siedzącej prostopadle do nas, w samym końcu wagonu. Wokół niej skupiona była trójka dzieci. Po ubraniach łatwo było wywnioskować, że ich sytuacja materialna nie przedstawiała się najlepiej, ponadto kobieta była dość wychudzona, a jej oczy nie odbijały żadnego blasku, jakby zgasły. Dużo mnie kosztowało skupienie się, aby w gwarze dosłyszeć niepewny głos chłopca kurczowo trzymającego się matczynej spódnicy. Kiedy do moich uszu dotarło niewyraźne "Jestem głodny, mamusiu", a rodzicielka jedynie spojrzała na niego smutnymi oczami, moje nogi zadziałały automatycznie.
- Niech pani to weźmie. - Wyciągnęłam przed siebie siatkę z zapakowanym w folię aluminiową jedzeniem i spróbowałam się uśmiechnąć. Niepewnie na mnie spojrzała, jakby chciała zadać pytanie, czy na pewno może to przyjąć. - Są jeszcze ciepłe - zachęciłam. Kobieta dopiero po chwili wzięła ode mnie reklamówkę, stokrotnie dziękując. "Bóg zapłać" było ostatnim, co do mnie powiedziała, a w jej oczach odbijała się wdzięczność.
Powoli wróciłam na swoje miejsce na przeciwko Nialla. Nie musiał nic mówić. Przez kilka sekund utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy, przyglądając mi się z zaciekawieniem. Spuściłam wzrok. Znów przygniotło mnie znużenie, tym razem jednak wymieszane ze smutkiem. Niewiele myśląc puściłam zieloną rurkę, której wcześniej się trzymałam, zrobilam dwa małe kroki w przód i przylgnęłam swoim ciałem do chłopaka, obejmując go w pasie. Oparł brodę na czubku mojej glowy, a po krótkiej chwili położył lewe ramię na moich plecach.
- To był naprawdę ładny czyn.
- To mało stylistyczne zdanie, Niall - westchnęłam. Mówiłam w jego klatkę piersiową, dlatego z moich ust wydobywały się zniekształcone słowa. - I to prawda, że oczy są zwierciadłem duszy.
- Mówisz o tej kobiecie? - upewnił się, a ja jedynie mruknęłam w odpowiedzi.
Trwaliśmy w tej pozycji od kilku dobrych minut, gdy usłyszałam, że blondyn nuci coś pod nosem. Chwilę potem gardłowe dźwięki zamieniły się w słowa. Miałam wrażenie, jakbym tylko ja mogła dosłyszeć ten śpiew. Był niemalże szeptem.

'Cause with your hand in my hand and a pocket full of soul

I can tell you there's no place we couldn't go
Just put your hand on the glass

I'll be tryin' to pull you through
You just gotta be strong

'Cause I don't wanna lose you now

I'm lookin' right at the other half of me
The vacancy that sat in my heart

Is a space that now you hold
Show me how to fight for now

And I'll tell you, baby, it was easy
Comin' back into you once I figured it out

You were right here all along
It's like you're my mirror

My mirror staring back at me
I couldn't get any bigger

With anyone else beside of me
And now it's clear as this promise

That we're making two reflections into one
'Cause it's like you're my mirror

My mirror staring back at me...
Nagle urwał, odsunął się ode mnie, złożył na moim czole szybkiego całusa i rozplótł moje ramiona, oznajmiając, że wysiadamy. Rzuciłam szybkie spojrzenie mamie z trójką dzieci i zauważyłam, że każde z nich trzyma po kawałku tortilli, a kobieta wydaje się być spokojniejsza. Odetchnęłam z ulgą i wyskoczyłam za blondynem z wagonu metra.

Szatyn i loczek patrzyli na nas jak na niespotykane zwierzęta, kiedy rzuciliśmy się oboje bez słowa na ich kanapę, zjeżdżając po oparciu i praktycznie się na niej kładąc. Czułam jak formują się wszystkie moje trzy podbródki.
- Pokłóciliście się po drodze czy co? - zapytał Harry ostrożnie. Niall w odpowiedzi tylko posłał mu spojrzenie i zaborczo objął mnie ramieniem, pokazując tym samym, że wcale się nie pokłóciliśmy.
- Przyszliście na terapię małżeńską? - Tym razem odezwał się Louis.
- Nah - rzuciłam od niechcenia.
- Och, co za szkoda, a już miałem nadzieję, że trafiłem. - Lou przewrócił oczami. - Herbaty?
- Ja mam ochotę na gorącą czekoladę - wyznałam.
- A ja po prostu poproszę wodę - zakomunikował blondyn.
- Harry?
- Herbata, skarbie.
- Okej.
Niezrażony naszym zachowaniem Louis wyszedł, na twarzy Harry'ego jednak ciągle malowała się konsternacja. W zasadzie miał na niej wymalowany cały proces myślowy i wyglądał naprawdę prześmiesznie. Zdawało się, że już miał przemówić, jednak szybko się poddał i tylko oznajmił, że pomoże Lou.
- Smutno mi - powiedziałam.
- Mi też.
- Przez tą kobietę.
- Tak. I wszystko nagle spowolniło, a mój humor momentalnie uległ zmianie. To chyba zmęczenie.
- Nic dziwnego, jest... - urwałam, spoglądając na wyświetlacz telefonu - dwudziesta trzecia. Zbieramy się za pół godziny?
- Hm, myślę, że to dobry pomysł - mruknął, rysując kciukiem kształty na moim przedramieniu. Brzmiał, jakby za sekundę miał odpłynąć w głęboki sen. Ja zresztą nie czułam się inaczej. Obróciłam swe ciało na bok, przytulając się do Nialla. Dwa niewyraźnie głosy odezwały się nade mną w akompaniamencie kilkukrotnego stuknięcia szklanego stołu. Dołączył do nich trzeci, dochodzący znad mojego ucha, a ja zanurzyłam się w tej melodyjnej nucie, mówiącej coś o "gorącej czekoladzie, kochanie". Potem głosy zmieszały się, spowolniły i spłyciły, a ostatnim, co mój mózg zdążył zarejestrować, było słowo "morze".

___________________________________________________________________
Utwór, którego fragment śpiewa Niall: "Mirrors" - Justin Timberlake

Nie mam pojęcia tak szczerze, czemu tak długo zwlekałam, bo brakowało mi od paru miesięcy jedynie końcówki. Przeprosiny nie wydają mi się wystarczające, poza tym jaki mają sens, skoro wiadomo, że teraz znów przepadnę na parę miesięcy? Chcę wam jedynie dać zapewnienie, ze SID na pewno dokończę. I podziękować tym, którzy z wytrwałością i uporem czekają na dalszy rozwój wydarzeń. Ze szczerego serca dziękuję. Dziękuję, bo choć nie ma was tu nawet garstki, jakimś cudem zostaliście. A przy mojej regularności, to nawet ja bym odeszła. Dlatego jeszcze raz dzięki i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca opowieści.💝

środa, 28 czerwca 2017

Rozdział czwarty. 'Zawsze wybrałbym ciebie'

Dzwoneczek przy drzwiach zabrzęczał, a moja twarz zderzyła się z kontuarem, mimo iż chwilę temu podpierana była na łokciu. Cholera, jeszcze jeden taki przypadek i Lloyd wyrzuci mnie z pracy. Przyszłam dziś na drugą zmianę, jednak wcale się nie wyspałam, a żołądek naprawdę nie chciał ze mną współpracować. Prawdopodobnie nawet nie powinno mnie tu być. Imprezy w środku tygodnia to naprawdę kiepski pomysł. Przetarłam oczy, przygotowując się mentalnie na spotkanie z drugim człowiekiem i próbując się skupić na przyjęciu zamówienia.
- Niall? - Zdołałam wydukać, kiedy zobaczyłam kto przede mną stoi. Zmarszczyłam brwi. - Co podać? - Szybko się poprawiłam.
- W zasadzie przyszedłem posiedzieć.
- Zamawiasz coś, albo sobie idź.
Zamrugał.
- Jagodową herbatę poproszę - powiedział niezrażony, siadając na barowym stołku. Powietrze momentalnie zgęstniało od jego perfum.
- Restauracja jest pusta, a stolików dość dużo - zauważyłam. - Dostarczę ci twój napój, spokojnie.
- Skoro jest pusta, to może napijesz się ze mną? - Uniósł brew.
- Nie - odparłam chłodno, odwracając się do niego plecami. Zabrałam się za realizację zamówienia, gdy z zaplecza wyszła Melanie.
- Cześć Mel - rzucił blondyn, brunetka więc również wymruczała przywitanie. Nie wiedziałam, że się znają.
Postawiłam przed nim szklankę.
- Ładne warkoczyki - skomplementował moją fryzurę.
Nie odpowiedziałam, za to moja współpracownica momentalnie rozpromieniła się oświadczając, iż to jej robota. Niall chyba jednak spodziewał się rozmowy ze mną, nie z nią.
- Jak czujesz się po wczoraj? - spróbował ponownie.
- Wspaniale; jak mam się czuć?
- Wyssana z życia? Nie wiem. Prawdopodobnie przydałoby ci się trochę odpoczynku, no wiesz, poduszki, sen, coś dobrego do jedzenia, hmm, masaż? Może chciałabyś wpa-
- Jestem zajęta. Codziennie - warknęłam. - Nawet nie próbuj.
- Ale-
- Sorry, na zmywaku mnie potrzebują - burknęłam i poszłam na zaplecze, i to było wierutne kłamstwo, ponieważ zmywanie nawet nie należało do moich obowiązków.
Uśmiechnęłam się do kobiety odpowiedzialnej za przygotowywanie posiłków. Załapałam z półki wysoką szklankę, wkroiłam plaster cytryny i zalałam go wodą. Pociągnęłam spory łyk, a po oderwaniu szklanki od ust zamknęłam oczy. Szybko jednak zawartość naczynia znalazła się na moim ubraniu, ponieważ ktoś dotknął mojego przedramienia.
- Cholera, nie chciałam cię wystraszyć. - Brunetka złapała pospiesznie ręcznik i zaczęła wycierać mój mokry brzuch. Ostrożnie wyjęłam z jej rąk niebieski materiał i powtórzyłam jej czynności.
- To nic takiego, wyschnie.
- Zazdroszczę.
- Czego, mokrej bluzki czy podejścia do sprawy? - Zmrużyłam oczy. Czasem łatwiej udawać głupią.
- Nialla. Nie pamiętam kiedy ostatni raz ktoś tak zabiegał o moje względy. Podobasz mu się.
Zacisnęłam palce na blacie za mną. Oddychaj.
- Cóż, ale on nie jest w moim typie.
- Może jeszcze nie wiesz, że jest? Może jedna szansa nie zaszkodzi?
- Zmarnował już dwie, a ja nie bawię się w "do trzech razy sztuka".
Jej oczy zrobiły się nagle duże i okrągłe.
- On? Niall był w szkole naprawdę cichym chłopakiem, lubił swój własny świat i często odcinał się od innych. Chodziliśmy do jednej klasy przez trzy lata, zauważyłabym jego wnętrze.
Ugh, gdzie się do cholery podział Louis, on był współpracownikiem idealnym.
- Wiesz, ludzie poza szkołą są totalnie inni niż będąc w niej. Dlatego przez lata karmieni jesteśmy pozorami. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że ta "kujonka" ma bardzo kolorowe życie prywatne i co tydzień gości na innej imprezie, zadufany w sobie ważniak czuje się w rzeczywistości samotny, roześmiana na co dzień dziewczyna boryka się z problemami, a szara myszka ma paletę zainteresowań i kiedyś stworzy coś na skalę Billa Gatesa. - Być może słowa wyleciały spomiędzy moich warg odrobinę zbyt szybko i ostro, ale jej towarzystwo zaczynało mi doskwierać. Czy ona naprawdę myślała o psychologii? Boże uchroń. - Idę na kasę, nie może tak po prostu pozostawać pusta - oznajmiłam i odeszłam zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Chwilowo wolałam towarzystwo Nialla.
- Widzę zmywanie było dość emocjonalne. - Wskazał palcem na plamę na mojej szarej bluzce. - O której zamykacie?
Odruchowo złapałam jego leżący na ladzie nadgarstek, na którym znajdował się zegarek, obróciłam głowę, sprawdzając godzinę, i oznajmiłam wszem i wobec, iż za dwadzieścia minut. Dopiero potem zorientowałam się co właśnie zrobiłam. Skuliłam się, opuszczając wzrok. Przez chwilę bawiłam się słomką do koktajli, aż poczułam palce na moim policzku, które następnie założyły mi za ucho włosy, które wyplątały się z jednego z warkoczy. Przęłknęłam ślinę i siłą woli zmusiłam się do odsunięcia.
- Muszę wytrzeć stoliki i umyć podłogę - zakomunikowałam, chociaż nie wiem, czemu się tłumaczyłam. Może po prostu chciałam pozbyć się tej niezręcznej ciszy.

Picie herbaty przez trzydzieści minut kwalifikować powinno się jako grzech. O dwudziestej pierwszej zero jeden wyszłam z restauracji krok w krok z Niallem. Nie ważne, w jak szybkim tempie szłam, jego długie nogi pozwalały mu za mną nadążać i nie wymagało to od niego wspaniałej kondycji, którą i tak zapewne miał.
- Chcesz iść na pizzę? A może kino jest lepszym pomysłem? Nigdy nie byliśmy razem w kinie. Noc nawet nie jest jeszcze zaangażowana, moglibyśmy iść nawet teraz, jeśli masz ochotę. A może herbata u mnie? Wiesz, Louis oddał mi fifę, a wiem, że lubiłaś z nim grać. Jednak gdybyś wolała iść na lody-
- Nigdzie z tobą nie idę. - Każde słowo wypowiedziałam powoli i dobitnie. - Odczep się.
- Cóż, ja i tak będę próbował. - Wzruszył ramionami.
- Zatem próbuj na odległość, bo twoja obecność mnie wkurza.
Gdybym miała być konkretniejsza, do szału doprowadzała mnie świadomość, że jego głowa wciąż zwrócona jest w moją stronę, łokieć zahacza czasami o mój, głęboki głos odbija się w głowie, a kroki idealnie synchronizują z tymi które stawiałam ja. Potknął się nawet o ten sam krawężnik. Jak jakieś pieprzone lustro.
- Byłaś w tutejszym wesołym miasteczku?
- Rok temu, z Louisem - zmusiłam się do odpowiedzi.
- Masz ochotę-
- Nie, to jest coś warte przeżycia raz, ale potem najzwyczajniej w świecie szkoda pieniędzy.
- Nie zależy mi.
- Wolę nudzić się w domu niż męczyć z tobą w miejscu, w którym rzekomo ma być wesoło, jak sama nazwa mówi - skwitowałam i skręciłam do sklepu spożywczego. I mój umysł naprawdę ogarnęła ulga, kiedy zorientowałam się, że nie poszedł za mną. Ulga ta jednak wymieszana była ze szczyptą czegoś jeszcze. Rozczarowania? Niepokoju? Nie wiem czego. Szybko przeszłam kilka rzędów półek, zbierając z nich chleb tostowy, butelkę keczupu i snickersa. Po namyśle wzięłam jeszcze jednego. Tak na wszelki wypadek. Właśnie tak.
Uczucie, które ogarnęło mnie po wyjściu ze sklepu było jeszcze dziwniejsze niż poprzednio. Kiedy przed drzwiami zobaczyłam chłopaka o blond włosach, poczułam nie tylko, że to właściwe i w jakiś sposób normalne. Mój żołądek zrobił fikołka, a może to były te tak zwane motyle. I mimo wszystko się ucieszyłam. Że nie będę szła sama. Że nie będę skazana na zaczepki. Że zaczekał. Wyciągnęłam swojego batona i podałam mu drugiego. Jego brwi wystrzeliły do góry.
- Dzięki.
Wciąż staliśmy, dlatego uważniej się mu przyjrzałam. Miał na sobie czarne jeansy, t-shirt, bomberkę i sztyblety, wszystko w jednym kolorze. Paranoją było to, że aż tak dobrze w tym wyglądał. Jeszcze większą paranoją zaś fakt, iż nawet jeśli jego obecność w jakiś sposób mnie cieszyła, to równocześnie jego osoba wytrącała mnie z równowagi, irytowała. Nie umiałam pogodzić obu tych uczuć. A moich uczuć było o wiele więcej niż owe dwa.
Przewróciłam oczami, ugryzłam snickersa, obróciłam się i poszłam naprzód. Miałam ochotę zacząć tupać i piszczeć, rzucić się na trawnik i płakać, wejść do przypadkowego domu, wynieść z niego chodnik, zarzucić go na trzepak i wyżyć się na nim, pobiec sprintem i biec tak długo, aż nie czułabym niczego. Więc zrobiłam najbardziej komiczną z rzeczy.
- Puk, puk.
- Kto tam?
- Puk, puk.
- ...Kto tam?
- Puk, puk.
- Ash, wiesz, że-
- Puk, puk.
- Kto tam?
- Przestań mnie rozśmieszać, bo nigdy tego gwoździa nie przybiję!
Blondyn przez chwilę patrzył na mnie jak na idiotkę, złapał dwoma palcami nasadę nosa, zamknął oczy, a potem zaczął się śmiać.
- Nigdy nie przestajesz mnie zadziwiać.

***
- Jak było na rowerach z Louisem? - Harry postawił przede mną szklankę zimnego napoju.
- Bardzo fajnie, ale uda strasznie mnie bolą. Zrobiliśmy chyba jakieś 20 kilometrów. Naprawdę dawno nie jeździłam. A ty co w tym czasie robiłeś?
- Upiekłem babkę kakaową i umyłem okna.
- Cholera, czasami żałuję, że masz chłopaka, bo chętnie wzięłabym cię za męża. - Zamieszałam słomką stojące przede mną mohito. Kostki lodu obiły się o naczynie, wydając z siebie charakterystyczny dźwięk.
- Może nie powinienem ci tego mówić, ale Niall posprzątał mi kiedyś cały dom, bo przegrał zakład. Kąty po prostu świeciły, a ja byłem w szoku.
Uśmiechnęłam się pod nosem, ale nie skomentowałam tego. Nie było potrzeby. Do ogrodu jednak właśnie wyszedł Louis i on najwyraźniej zauważył powód, by podciągnąć rozmowę.
- Ogólnie to... temat zamknięty? Zero dodatkowych szans?
Westchnęłam.
- Przestań. Po prostu dam życiu toczyć się dalej, jak zgaduję. Nie umiem przestać o nim myśleć, chociaż czuję się zraniona, wkurwia mnie jego towarzystwo i fakt, że nadal pociąga mnie fizycznie, chociaż jednocześnie coś mnie od niego odpycha i odczuwam swego rodzaju obrzydzenie jego osobą. Nie mam ochoty się z nim widywać, ale przez to, że tego nie robię, czuję się wytrącona z równowagi, jakby mój wewnętrzny spokój i porządek zostały zaburzone, jakby czegoś mi brakowało. Kiedy byłam daleko, było zupełnie inaczej, ale teraz jestem tutaj, w Mullingar, i to naprawdę trudne.
- Chcesz babki na pocieszenie? - zasugerował Harry. - Co prawda jeszcze nie wystygła, ale chociaż jest w stanie odrobinę osłodzić życie.
- O Boże, tak, uwielbiam ciepłe ciasto.
- Mogę iść ukroić kilka k-
- Definitywnie nie Louis! Ostatnim razem kiedy pozwoliłem ci pokroić tort, wylądował on na podłodze.
- Jeden głupi, niestabilny tort zadecydował o tym, że już mi nie ufasz?! - krzyknął Lou dramatycznie.
- Nie ufam ci od momentu w którym znalazłem w zmywarce twój T-shirt.
- Miałem wtedy kaca - zaczął bronić się szatyn.
- Zmywarka trochę różni się od pralki, a kuchnia od łazienki mój drogi. Masz szczęście, że kocham cię bezinteresownie, inaczej byłoby z tobą źle, oj źle - zażartował loczek, kierując się w stronę domu. Lou przez chwilę patrzył na drzwi, za którymi zniknął, a potem przeniósł wzrok na mnie. Jego usta pozostawały zaciśnięte.
- Więc od kiedy twojemu światu brakuje równowagi? - zapytał.
- Hm?
- Kiedy ostatni raz widziałaś się z Horanem?
- Och. W czwartek.
- Trzy dni temu... i mówisz, że odczuwasz pustkę?
- Louis, czy naprawdę nie mamy o czym gadać, że musimy kierować temat na właśnie tą osobę?
- Nie, ale prawdopodobnie powinienem ci o czymś powiedzieć...
Przekręciłam głowę. Moje brwi były ściągnięte w konsternacji, gdy czekałam aż jego usta ponownie opuści jakiś dźwięk.
- No więc, Niall w każde niedzielne popołudnie od jakiegoś czasu biega, więc powiedziałem mu, że może wpaść.
- Fajnie, o mojej obecności też wspomniałeś?
- Mogłem coś napomknąć...
Wzięłam głęboki oddech i zrobiłam dziubek. Przez chwilę patrzyłam na jabłoń naprzeciwko mnie.
- Nie trzymasz mojej strony, prawda?
- Staram się nie trzymać żadnej, Ash.
- Nie, starasz się trzymać je obie, tak szczerze mówiąc. Przyznaj to.
- Może ja po prostu... jestem po waszej stronie? Naprawdę do siebie pasujecie Ashley.
- Cóż, on chyba uważał inaczej.
- Robimy głupie rzeczy z tęsknoty, no wiesz.
Prychnęłam.
- Kiedy ludzie tęsknią to wysyłają kwiaty, albo rzucają wszystko w cholerę i przyjeżdżają, a nie sobie ciebie kimś zastępują. To nie wytłumaczenie.
- Tak się dzieje tylko na filmach, kochanie.
- Pieprzyć filmy, warto czasem zrobić dla kogoś coś miłego. Przyjechać. Posiedzieć w ciszy. Wylać wszystkie emocje i opowiedzieć najlepsze przygody z najdrobniejszymi szczegółami. Po prostu być.
- Nie uczynił dobrze, owszem, ale przynajmniej o tym wie. I teraz jest gotów stanąć na głowie, ale ty nie chcesz nawet spojrzeć.
- Louis, to śmieszne. Nie masz prawa mówić mi, co rzekomo robię źle, bo mojej winy w tym nie ma. To jest czysta ludzka psychologia, że jestem zraniona, nie wiem co czuję i nie mam pojęcia czego chcę. - W moich oczach wezbrały łzy. Poczułam rozgoryczenie.
- Lou, co do cholery wyprawiasz? - Nagle nade mną zawisnął Harry, obejmując mnie ramieniem i stawiając ładnie pokrojoną babkę na krawędzi stołu. Pogładził mnie po policzku, ścierając tym samym pojedynczą łzę. - Patrz, skup się teraz na mnie, nie na tym głupku przed tobą. Nic nie musisz. Nie jesteś zależna od facetów, więc po prostu bądź sobą i rób wszystko to, na co masz ochotę. Nie ma sensu, żeby ktoś chodził nad waszą dwójką i próbował was spiknąć razem, bo w razie czego wiecie gdzie siebie szukać. A dobrze wiem jak to jest mieć kogoś dość i być kimś zmęczonym, bo miałem wcześniej dwie dziewczyny. Czasami trzeba odpocząć od ludzi.
- Pustka Hazz, ona czuje po trzech dniach pustkę, wcale nie zgrzeszyłem.
- Zamknij się, błagam kochanie - mruknął loczek. Ich relacja wydawała się czasem tak komiczna... - Nie nadużywaj jej zaufania, nie zmuszaj jej do konkluzji, że tak naprawdę taka przyjaźń jest do dupy i nie ma sensu. Daj jej oddychać, nie jesteś jej bratem Lou.
Spojrzeliśmy na siebie z szatynem w tej samej chwili. I nie ważne jak bardzo nie chciałam się uśmiechnąć, zrobiłam to, i otrzymałam odpowiedź. Musiał pomyśleć o tym samym.
- Pamiętasz jak zastanawialiśmy się, czy przypadkiem nie jesteśmy spokrewnieni? - zapytał.
- Taaak, urządziłam wtedy niemałą aferę. To był chyba strach. Zbyt wiele rzeczy wtedy wychodziło na jaw.
- Albo jak dałem ci ten numer w restauracji, chociaż byłaś jakąś przypadkową dziewczyną, a ja gejem. - Parsknął śmiechem.
- To było trochę nieodpowiedzialne, tak szczerze. Ale gdyby nie to, nie siedziałabym tu teraz.
- A pamiętasz jak powiedziałaś mi, że z Niallem było fajnie, ale nie jesteś w nim zakochana?
- Louis, kurwa, jesteś cholernie - Harry zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć. Po prostu patrząc w kratkę na ceracie wydusiłam z siebie kilka słów.
- Przy następnym spotkaniu powiedziałam mu, że go kocham.
Brwi Louisa wystrzeliły do góry. Nie widziałam twarzy Harry'ego z tej perspektywy, ale jego prawdopodobnie zrobiły to samo.
- Co, dopiero teraz zorientowaliście się, że go kocham? Gdybym tylko go crushowała, po prostu bym sobie odpuściła po tym co zrobił. Ale to nie jest takie łatwe. Nie da się z dnia na dzień wymazać wszystkich uczuć. Nie da się machnąć ręką i powiedzieć: "Dobra, trudno, jak nie ten to inny". I czuję się trochę zdezorientowana, bo naprawdę go potrzebuję. To serio beznadziejne uczucie, kiedy kilkanaście lat jesteś sama, totalnie sama, nagle pojawia się ktoś wyjątkowy, ale znika, a ty nie wiesz jak dalej żyć normalnie. I chociaż nigdy nie rzuciłam się na to uczucie, nie wpadłam w żaden miłosny wir, do ostatniej chwili zachowywałam dystans, to teraz straciłam nad wszystkim panowanie. Bo przez dziesięć miesięcy to on był tym, co mnie napędzało, trzymało przy nadziei i nie dało mi zwariować, chociaż wcale go przy mnie nie było. I czuję się nagle taka naga, drobna i oszukana. A mimo to duża część mnie chce mu przebaczyć, chociaż ta malutka gryzie pięści i zapiera się stopami. A to zwykle ta większa się przed nim broniła. Mała tylko patrzyła i czekała, aż druga w końcu nie wytrzyma i pęknie, odpuści przeszłość i pozwoli nowej historii się pisać. Nie chcę się już kłócić. Chcę tylko pozbyć się tego gównianego poczucia, że jestem gorsza i w rzeczywistości niepotrzebna, ponieważ tak łatwo mnie zastąpić.
- Kurwa mać, Ash, nie mów tak.
Prawie krzyknęłam, kiedy usłyszałam za sobą głos Nialla. Chłopcy również mieli na twarzach szok. Jakim cudem Louis go nie zauważył?!
Blondyn tymczasem podbiegł, odepchnął ode mnie ramię Harry'ego, a potem schował moje ciało w swoich ramionach, kiedy stał za plastikowym krzesłem, na którym siedziałam. Był spocony, a jego twarz, którą przyciskał do mojego policzka, nieogolona, ale nie mogłoby mieć to mniejszego znaczenia. Mocno zacisnęłam dłonie na podłokietnikach i zaczęłam płakać, gdy usłyszałam co szepcze do mojego ucha.
- Jesteś najważniejsza, słyszysz? Ty i tylko ty. Nikogo nigdy nie kochałem bardziej i jest mi okropnie wstyd, że tak to wszystko spierdoliłem. Kochanie, błagam cię, wstań, muszę cię poprawnie przytulić. Ashley, proszę...
Chwilę potem już stałam, pociągając nosem i próbując zetrzeć z jego twarzy łzy, ponieważ tak, on też się popłakał. Jego bandana osunęła mu się z czoła na brwi, ale nie fatygował się, by to poprawić, dlatego zadbałam i o to. A potem po prostu przytuliłam się do niego mocno i nawet jeśli chwilami miałam wrażenie, że moje płuca zaraz zostaną zmiażdżone, nie czułam się tak bezpiecznie od wieków.
- Kocham cię, słyszysz? Powiedz, że słyszysz.
Słabo pokiwałam głową i poczułam jak wzdycha w moją szyję.
- Kocham cię. Kocham cię i chcę żebyś była moją dziewczyną, ale wiem, że to za wcześnie, a to nie jest odpowiednia chwila. Naprawdę mocno cię kocham. Kocham cię, kocham cię, kocham cię. Nie wiem w jaki sposób naprawia się błędy, jakie ja popełniłem, ale obiecuję, że już nigdy nie pozwolę ci się poczuć gorszą, zaniedbaną, zdradzoną. Przepraszam cię za to wszystko. Tak bardzo przepraszam... Odezwij się, błagam.
- Od kiedy tu jesteś?
- Odkąd zaczęłaś mówić o jakimś dystansie i panowaniu nad wszystkim.
- Spędzimy razem popołudnie? - zapytałam po upływie czasu.
- Jasne - odpowiedział, a w jego głosie brzmiała jakaś ulga.

***
- Udusisz mnie - wybełkotałam już trzeci raz w jego przedramiona, oplatające moje barki.
- Nie przeszkadza ci to - odparł, przywierając do moich pleców jeszcze bardziej.
Jedynym źródłem światła była latarka w telefonie blondyna, leżąca gdzieś w kącie pomieszczenia na poddaszu. Kolejne minuty i godziny mijały, słońce już dawno zniknęło za widnokręgiem, a jedynym co robiliśmy było leżenie. Czułam bijące od ciała chłopaka gorąco, ostry zapach jego żelu pod prysznic, łagodną woń proszku, w którym zostały wyprane poszewki, i spokój.
- Opowiedz mi coś - poprosiłam.
- Co?
- Nie wiem. Coś co miało dla ciebie duże znaczenie, a wydarzyło się na przełomie tych dziesięciu miesięcy.
Przez chwilę myślał.
- Pewnego dnia... myślę, że to było jakoś w styczniu... tak, chyba tak. Mama pośliznęła się wychodząc z hotelu i złamała rękę. Do tego doszedł wstrząs mózgu. Naprawdę nigdy nie jechałem tak szybko, choć drogi były pokryte lodem. Wystraszyłem się wtedy... Bardzo się wystraszyłem. Bo choć nigdy nawet nic o mnie nie wiedziała, nie mieliśmy bliskiej relacji czy nici porozumienia, bałem się o nią. Potem przez dłuższy czas pozostała w domu i jedynie tata zajmował się biznesem. Wziąłem na siebie opiekę nad nią. Nagle spędzaliśmy razem sporo czasu, prawdopodobnie tak dużo jak nigdy dotąd. Rozmawialiśmy codziennie. Czasami się kłóciliśmy, ale szybko dochodziliśmy do porozumienia. Nawet nauczyłem się gotować, każdego dnia mówiła mi co i jak zrobić, a ja uważnie słuchałem i pilnie wypełniałem obowiązki. Dasz wiarę, że potrafię zrobić coś więcej niż naleśniki? Okazało się też, że mamy taki sam gust muzyczny... Zawsze pytała mnie jak było w szkole, a tego pytania nie usłyszałem odkąd miałem jakieś dziewięć lat. Dużo się zmieniło. Poznaliśmy siebie nawzajem. Dzięki temu nawet mój kontakt z tatą się polepszył i częściej wracał do domu. Teraz znów są zajęci, bo nastał sezon urlopowy. Widzę ich może raz na tydzień, czasami częściej. Nieustannie zastanawiam się czemu jeszcze nie sprzedali tego domu i nie znaleźli czegoś bliżej, bo tak naprawdę spędzają większość czasu w hotelu. W rzeczywistości tam mieszkają. Nigdy nie chcę być człowiekiem takim jak oni. Czasem czuję się, jakbym nie miał rodziny. Kiedy mama wróciła do pracy, nasz kontakt znów podupadł, aczkolwiek teraz dzwoniła, nieustannie uczestniczyła w moim życiu, wiedziała co u mnie słychać. Często krytykowała moje wybory, ale nauczyłem się decydować o sobie lata temu, więc jej zdanie nie miało większego wpływu. Ale w zasadzie praktycznie wybaczyłem jej całą ignorancję i niekompetencje w byciu matką. Wiem jak ironicznie i paradoksalnie to brzmi, ale to jest wszystko co czuję. Ulgę i malejący żal. I chyba nawet sympatię do jej osoby. Ale tylko gdy mówimy o muzyce. Podobno grała na gitarze, gdy była młoda - urwał. Odczekałam chwilę, a gdy zrozumiałam, że nic więcej nie powie, zabrałam głos.
- Wow. Widzę twoje życie poszło w dobrym kierunku. Jak ze zdrowiem twojej mamy teraz?
- Już wszystko w porządku.
- Opowiesz mi jak zszedłeś się z Biancą?
- Z Blaithin - poprawił mnie. - Czemu chcesz tego słuchać? Czy to... nie sprawia ci bólu?
- Być może, ale to część twojego życia, chciałabym zatem posłuchać...
- Oh, okej. Mam kumpla. Jakoś w marcu wyciągnął mnie na imprezę. Znałem tam naprawdę mało ludzi. Dużo wypiłem. Poszliśmy na balkon i zobaczyłem jakąś laskę... stała tyłem z jakimś kolesiem, była niska i miała na sobie te takie buty na grubych podeszwach, no wiesz, takie jak ty nosisz. Odwróciła się. Miała mocno pomalowane oczy i kolczyk w nosie, a ja byłem pijany więc po prostu spytałem ją, czy ma na imię "Ashley".
- Teraz kłamiesz - stwierdziłam.
- Nie, serio to zrobiłem. Nie pamiętam jakoś dużo, ale wiem, że ostatecznie zostałem z nią sam na tym balkonie i długo gadaliśmy. Następnego dnia miałem od niej zaproszenie na facebooku. Zaczęliśmy pisać i jakoś tak wyszło, że się z nią umówiłem. Bardzo przypominała mi ciebie wyglądem, ale w środku była inna. Byliśmy swoimi przeciwieństwami, a podobno przeciwieństwa się przyciągają. Ale popatrz na nas teraz. Jesteśmy prawie identyczni. I tak mi jest najlepiej. Może byłem w niej trochę zakochany, a może to tylko przyzwyczajenie i przywiązanie. Ale nie kochałem jej i nie wiem, czy byłbym w stanie.
Spięłam się.
- Nie mogę uwierzyć, że zostawiłeś ją dla mnie - wyszeptałam wysokim głosem.
Zamiast odpowiedzi dostałam ciepłe usta muskające mój kark. Chwilę potem rozplótł swoje ramiona i przewrócił mnie na plecy. Spojrzał mi w oczy, kiedy sunął kciukiem po moim rozgrzanym policzku.
- To uwierz. - Pochylił się i delikatnie pocałował mnie w usta. - Zawsze wybrałbym ciebie.

_____________________________________________________
NIESPRAWDZONY, wyjustowany zaś zostanie kiedy odzyskam laptopa, bo blogger na telefonie ssie, hope you enjoyed x

poniedziałek, 26 czerwca 2017

Rozdział trzeci. "Tobie mógłbym dać to wszystko"

Ktoś uparcie trząsł moim ramieniem, nieustannie powtarzając moje imię, ale po prostu nie potrafiłam się obudzić. Nie chciałam. To była dopiero moja czwarta godzina snu i potrzebowałam, aby ktoś to uszanował. Poczułam, jak kołdra znika z łóżka, a moje ciało ogarnęły dreszcze.
- Idziemy do kościoła, wstawaj.
- Czy naprawdę muszę? - wymamrotałam, wyciągając spod głowy poduszkę i okrywając nią swoje nagie nogi. Wciąż nie otworzyłam oczu.
- Musisz.
Przeklęłam w duchu, zwlokłam się z łóżka i na oślep wyszłam z pokoju. Znałam ten dom na pamięć, dlatego z wciąż zamkniętymi oczyma, trochę po omacku weszłam do kuchni i otworzyłam oczy dopiero, kiedy usiadłam na taborecie.
- Babcia nie ma serca - oznajmiłam dziadkowi. Zaśmiał się.
- Oj tak, przez lata zdążyłem się o tym przekonać. Zjedz śniadanie. - Uniósł do ust szklankę wody, popijając przy tym trzy białe tabletki.
- Wolałabym zjeść poduszkę, no wiesz, jestem do niej przywiązana. Naprawdę muszę gdziekolwiek z wami iść?
- Według mnie mogłabyś zostać, ale lepiej nie zadzieraj z Dianą. Obudziła mnie o trzeciej w nocy, oświadczając, że dopiero wróciłaś i już startowała do twojego pokoju z gotową przemową, ale ją zatrzymałem.
- Uh, dzięki dziadku.
Złapałam kawałek ciemnego pieczywa i posmarowałam go jedynie masłem. Nie mogłam wczoraj usnąć przez ponad godzinę. Myśli kłębiły się w mojej głowie, zachodząc w coraz to nowsze rejony, rozbudzając nowe teorie i nigdy nie pozwalając mi usnąć. A mimo wszystko postanowiłam odpuścić. Pozwolić Niallowi uporządkować swoje sprawy i wrócić, gdy będzie na to gotów. Niektóre rzeczy są wyzwaniem dla jednostki i nikt nie może ingerować w jego rozwiązywanie, bo każda rzecz jest lekcją i kształtuje charakter.
- Za 45 minut masz być gotowa - oznajmiła babcia, wchodząc do kuchni. - I nie maluj się za mocno.
Zmrużyłam oczy, wzięłam ze stołu listek sałaty i podreptałam do pokoju po ubrania.

- Możemy iść do sklepu po południu? - spytałam przy obiedzie.
- Chyba będziesz musiała pójść sama. Ciocia Charlotte przyjeżdża w odwiedziny. Stephen pół roku temu się od niej wyprowadził i czuje się nieco samotna.
- Okej - odparłam zrezygnowana. - Czyli Stephen nie przyjeżdża?
- Nie - powiedziała babcia i czułam, że jej wzrok zatrzymał się na mnie odrobinę za długo.
- Hm? - mruknęłam zdezorientowana.
- Nic, nic. I tak w ostateczności poprosisz Nialla, żeby z tobą poszedł - westchnęła.
Spięłam się. Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć.
- Nie jesteśmy do siebie przywiązani jakąś liną. To, że... że lubię z nim spędzać czas, nie oznacza, że nie dam mu oddychać. Poza tym każdy ma wolną wolę i... nie wiem, po prostu niech robi, co chce. Przecież to nie tak że człowiek żyje tylko drugim człowiekiem. - Po tych słowach wstałam od stołu, zmyłam swój talerz i szybko wyszłam z kuchni.
Stanęłam przed lustrem. Drżącymi dłońmi odgarnęłam włosy za uszy i nabrałam w płuca powietrza. Podciągnęłam rękawy mojej dopasowanej beżowej bluzki i na chwilę zamknęłam oczy. Kiedy je otworzyłam, stała przede mną ta sama dziewczyna - słabsza niż kilka miesięcy temu, ale wystarczająco silna, aby podnieść się i zmierzyć się ze światem. Nie lubiłam rozmawiać z babcią na tego typu tematy. Na te tematy potrafiłam rozmawiać tylko... no właśnie. Tylko z nim. I nawet, jeśli teoretycznie powinnam się usamodzielnić, to byłam samodzielna przez całe dzieciństwo, bo musiałam taka być, i wiązała się z tym nieopisana samotność. A ja już dłużej nie chciałam być sama. Ostatni raz przejechałam palcami przez włosy, sięgnęłam po perfumy, pomalowałam usta na czerwono, włożyłam do kieszeni pieniądze i telefon, po czym wyszłam z domu.

Farba do włosów, nowa szczotka i czarne legginsy już zalegały w moich torbach, kiedy zatrzymałam się przed wystawą sklepu obuwniczego. Myśl, jaka przeszła mi przez głowę była kompletnym szaleństwem i w zasadzie nie wiem, czemu na to wpadłam, ale nagle zapragnęłam kupić parę szpilek. Czerwonych, zamszowych szpilek, które stały na wystawie i kusiły zapewne niejedną kobietę. Zagryzłam wnętrze policzka i weszłam do sklepu. A potem wyszłam, tak szybko, jak tylko postawiłam w nim nogę. Poczułam, jakby ktoś mnie spoliczkował, a potem postawił z powrotem przed lustrem jak te kilka godzin temu. Stałam na samym środku przejścia i patrzyłam się na osobę, która była podobna do mnie w naprawdę wielu aspektach. Jej włosy były czarne, grzywka brązowa. Miała kolczyk w nosie i była dość niska. Kiedy spojrzała do góry, a nasze spojrzenia skrzyżowały się, zauważyłam, że jej oczy są zielone. Nie stała wcale tak daleko. Na tyle blisko, abym mogła zostać zauważona nie tylko przez nią, ale i przez chłopaka, który trzymał ją za rękę.
Każdy w takim momencie odwróciłby się na pięcie i poszedł przed siebie. Ale ja po prostu stałam i z otwartymi ustami przypatrywałam się temu, co widzę. A widziałam niemało. Szok na twarzy dziewczyny, Nialla, który wplata wolną rękę we włosy i za nie ciągnie, jakby chcąc zebrać myśli, ludzi, którzy ze złością i oburzeniem patrzyli w moją stronę, gdyż uniemożliwiałam im swobodne przejście. Kiedy sprzedawczyni kazała mi się przesunąć, powoli weszłam do wnętrza.
- Hej - powiedziałam niepewnie, patrząc Niallowi w jego wielkie, przerażone i trochę jakby smutne oczy. Nie odpowiedział, ale nie odwrócił wzroku. Miałam jedynie wrażenie, że ma ochotę się cofnąć. W mojej głowie kotłowało się tylko: "Nie zepsuj mu tego", ale on chyba zdążył zepsuć wszystko wystarczająco mocno. Spojrzałam na dziewczynę i usłyszałam, jak przełyka ślinę.
- Czemu ta laska wygląda praktycznie tak jak ja? - odezwała się.
- To ty wyglądasz tak jak ona, nie odwrotnie - odpowiedział Niall i niepewnie na nią spojrzał. W tamtej chwili puściła jego rękę. - Możemy wyjść z tego sklepu? Co powiecie na kawia-
"Nie" wybrzmiało w tej samej chwili z ust moich i brunetki. O mało nie tupnęłam.
- Ashley, poznaj Blaithin, moją dziewczynę. - Przytknął czubek języka do górnej wargi. - A to jest... uhm.
Zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam, spojrzałam wprost na dziewczynę, przyjmując najbardziej fałszywy uśmiech, jaki w życiu zagościł na mojej twarzy.
- Cześć. - Wyciągnęłam do niej rękę. Niechętnie ją przyjęła. - Ja... my... przyjaźnimy się, a ja nie mam pojęcia co się tu dzieje. Ale wychodzę. - Ostatnie zdanie wypowiedziałam do blondyna.
- Stój. Nie, my nie przyjaźnimy się. Bo przyjaciele nie śpią w jednym łóżku, nie całują się i nie chodzą na randki. Kurwa, Blaithin, nawet nie wiem, co ci powiedzieć. Chciałem rozegrać to inaczej, w zupełnie odmienny sposób, ale prawda wyszła na jaw zanim zdążyłem o to poprosić. Ja... nic do ciebie nie czuję i... to wszystko... - Przyłożył ręce do twarzy, jakby to miało w jakikolwiek sposób pomóc mu zebrać myśli. - Zakończmy to.
Słysząc wszystkie te słowa po prostu odwróciłam się i podążyłam do wyjścia. Nie chciałam być świadkiem tej rozmowy, obiektem nienawiści, powodem łez czy "kochanką". Jedyne, czego pragnęłam, to znaleźć się jak najdalej od Nialla i tej dziewczyny. Usiadłam na ławce przed galerią i zgięłam się w pół, kładąc głowę na kolanach. Było mi niedobrze, a pozycja wcale nie poprawiała mojego samopoczucia. Kiedy po dziesięciu minutach poczułam na swoich włosach dłoń, odskoczyłam jak poparzona.
- Co ty tu do cholery robisz? Masz dziewczynę - powiedziałam słabo.
- Tak, przepraszam.
- Nie. Masz dziewczynę, której właśnie powiedziałeś, że ją zdradzasz, nie można tak po prostu tego mówić, odwracać się i odchodzić jak gdyby nigdy nic.
- Powiedziałem jej prawdę, kiedy wyszłaś.
- I ile ci to zajęło, dwie minuty? Nie kończy się czegoś, co trwało Bóg wie ile, jednym zdaniem. - Podniosłam się z ławki i zaczęłam iść w stronę przystanku.
- Dokąd ty idziesz? Nie kończy się czegoś, na czym ci zależy, odchodząc.
- Skąd ta pewność, że mi zależy? - Odwróciłam się jeszcze, posyłając mu wściekle i pełne goryczy spojrzenie.
- Wiem to. Daj mi chociaż odwieźć się do domu.

Nikt nie odezwał się przez całą drogę, a ja praktycznie uderzyłam go drzwiami, w pędzie próbując je zamknąć, zanim mógłby dostać się do domu dziadków.
- Powiedziałam, że możesz mnie odwieźć, ale nie że pozwolę ci iść za mną, więc spadaj - warknęłam, podążając korytarzem.
- Łapię się czego mogę, abyś pozwoliła mi zostać w swoim życiu, przysięgam - westchnął teatralnie, wsadzając stopę miedzy framugę a drzwi od mojego pokoju. Chyba tylko cud uratował go przed zmiażdżeniem jej. W końcu ustąpiłam, zaciskając zęby i rzucając się na łóżko. Niall po prostu stał z rękoma w kieszeniach, patrząc mi w oczy, z rozchylonymi ustami, jakby poeta zatrzymał się w pewnym momencie poematu i nie wiedział, jakie słowa ma w owe usta włożyć. Ale ja nie chciałam już dłużej słuchać utworów, jakie miał w zanadrzu. Chciałam najzwyczajniej wypchnąć go przez okno, nawet, jeśli prawdopodobnie spędziłby pod nim całą zimną noc.
Zaczął mruczeć pod nosem, wplątał swoje długie palce we włosy i rozejrzawszy się dwukrotnie po pokoju, zdecydował się opaść na krzesło. Spuściłam wzrok na swoje kolana i przez dłuższą chwilę panowała pomiędzy nami cisza. Dźwięk tykającego zegara zaczynał doprowadzać mnie do szału. Ciężki oddech chłopaka był nierówny i urywany. Próbowałam bawić się poszarpanymi nitkami, okalającymi dziury w moich spodniach, ale skutkowało to jedynie tym, że rozrywałam je jeszcze bardziej. Stałam się naprawdę nerwowa i potrzebowałam punktu, na którym mogłabym się skupić. Dlatego właśnie spojrzałam na Nialla. Chłopak wpatrywał się w blat przed sobą i właśnie śledził coś palcem. Cóż, dość szybko zdałam sobie sprawę z tego, co to mogło być, albo raczej co to było na pewno. Przecież rok temu, nie mogąc zebrać myśli, zupełnie nieświadomie wydrapałam "Nial" tuż obok kilku bazgrołów na skraju biurka.
- Moje imię pisze się przez dwa L - spróbował zażartować, zauważywszy, że się mu przyglądam, ale nikt się nie śmiał. Posłałam mu jedynie puste spojrzenie, jakby nie obchodziło mnie to już dłużej. Co z tego, że każda z tych ścian wręcz krzyczała, informując świat o wszystkich moich uczuciach, jakie żywiłam do chłopaka.
- Nie onieśmielisz mnie - stwierdziłam zimno.
- Nie próbuję - odparł ze smutkiem w głosie.
- Od kiedy do trwa?
- Cztery miesiące - wyznał po namyśle.
- Och, to dlatego to wszystko tak się kruszyło, a ty nawet nie raczyłeś pisnąć mi słowa? - powiedziałam z wyrzutem. Nim zdążył odpowiedzieć, z mojej krtani zaczęły płynąć kolejne frazy. - Jezu, czuję teraz taki wstyd, czuję się współwinna. Myśl o tym, że jeszcze czterdzieści osiem godzin temu spałam z tobą w jednym łóżku, po tym jak uprawialiśmy seks... Sądzisz, że to w porządku? Te wszystkie rzeczy... Recytowałeś wiersz patrząc mi się w oczy tak głęboko, jakbyś był w amoku, Niall, do kurwy, jak ci nie wstyd?!
- Nigdy nie chciałem cię zranić.
To było jak kubeł zimnej wody z rana, ponieważ... Nie. Ponieważ nie.
- Nawet przez chwilę nie pomyślałam o sobie, mówiąc te wszystkie rzeczy, Niall. To jest po prostu tak niesprawiedliwe w stosunku do tej dziewczyny. Już nawet pominę fakt, że ona wygląda tak, jak ja. Czemu w ogóle tu przyszedłeś, powinieneś być razem z nią, już ci mówiłam. - Złapałam się za skronie i przylgnęłam tyłem głowy do ściany za sobą.
- Trzymałem się od ciebie z daleka tak długo, jak mogłem, a było to trudne, uwierz. - Teraz to on podnosił głos z każdą wypowiadaną przez siebie głoską. - Kiedy wtedy na tym pieprzonym chodniku po prostu tak stałaś, z mokrymi policzkami i włosami, które się do nich przylepiły, kiedy wiedziałem, że jestem stracony i nie mogłem nawet dać temu jakiegokolwiek wyrazu, z tą gównianą świadomością, że to nie fair najpierw rozbudzać twoje uczucia, a potem znajdować sobie kogoś, kto po prostu zabrałby tęsknotę i samotność, i stanąłem z tą myślą twarzą w twarz, po tak długotrwałych ucieczkach od tego... Ty po prostu odeszłaś i kurwa, nie wyobrażasz sobie jak bardzo chciałem wtedy powiedzieć: "zaczekaj", ale nie byłaś już dłużej częścią mojego życia, moje życie zaczęło się i skończyło w momencie, kiedy cię wtedy zobaczyłem. A jak wtedy przyszłaś w nocy... Nie do końca trzeźwa, zdenerwowana na mnie i na świat... Wiedziałem że to ten moment, gdzie możesz znów przez chwilę być jego częścią i... Przepraszam. Przepraszam, jeśli czujesz się teraz oszukana i wykorzystana. Nie chciałem, ja... Pozwól mi to naprawić, a to zrobię, obiecuję.
Patrzyłam na niego słabo przez cały ten czas, czując, jak po moich policzkach płyną łzy i będąc zbyt skołowaną, by choć wyrazić chęć otarcia ich. Ok, teraz to dotyczyło mnie. I dotykało mojego serca tam mocno, że momentami zastanawiałam się, czy jest ono w stanie to przetrwać.
- Wyjdź Niall.
- Ash.
- Wyjdź - powtórzyłam ciszej.
Uszanował to, spojrzał na mnie przez sekundę, po czym zniknął za drzwiami. I cóż, wtedy po prostu zaczęłam szlochać. A gdy kilka minut później ktoś zapukał do moich drzwi, raptownie otarłam oczy, zaciągając się powietrzem i dając radę wydusić przez nos "kto tam?". Nie otrzymałam odpowiedzi, jedynie zza drzwi wyjrzała babcia, pytając, czy może wejść. Usiadła na łóżku i nic nie mówiła. Czułam na sobie jej wzrok i za wszelką cenę go unikałam. I wtedy po prostu przesunęła się bliżej, przytulając mnie do siebie, i kim bym była, nie roztapiając się wewnętrznie od tego uścisku. Zaciągnęłam się zapachem cynamonu. Babcia od zawsze nim pachniała. Cynamonem i... domem. Oparłam policzek na jej ramieniu, wpatrując się tępo w plamki wywołane przez słońce na jej szyi, mimo, iż było to zdecydowanie zbyt blisko dla moich oczu. Jej dłoń gładziła moje ramię w górę i w dół, a ja czułam się po prostu... zraniona.
- Słyszałaś? - spytałam, nawet, jeśli wiedziałam, że tak było.
- Zgaduję, że wszystko - westchnęła.
- Wiedziałaś? - wymruczałam nieco ciszej.
- Tak - wyznała. - Ale pozwoliłam ci na niewiedzę i na te spotkania, bo ty musiałaś sama do tego dojść. A ten chłopak sam stawić czoła wszystkiemu, czego w swoim życiu prawdopodobnie nie przemyślał.
Cóż, na pewno nie przemyślał ściągnięcia kokardki z końcówki mojego warkocza, kiedy byliśmy dziećmi, co mogłoby postawić nas teraz zupełnie gdzie indziej.
Bzdura. Miałam ochotę śmiać się ironicznie do swoich własnych myśli. Rozciągająca się między naszymi domami ścieżka była niedługa, między charakterami okazała się być zabawnie wąska, serca już dawno znalazły się po tej samej stronie, na poniszczonym chodniku, targane huraganem sprzecznych emocji, a jednakich intencji.
- Mogę zostać sama?
- Nie ma mowy. Nie będziesz tu tkwić, płacząc przez chłopaka. Ciocia Charlotte wciąż siedzi w ogrodzie, razem z dziadkiem. Trzeba dokroić ciasta, a woda na świeżą herbatę za chwilę się zagotuje. Chodź, pomożesz mi.
Uśmiechnęłam się. Kochałam tę kobietę jak mało kogo. Otarłam oczy i choć nic nie było aktualnie w stanie uleczyć mojego serca, zawsze mogłam udawać, że mam z powrotem trzynaście lat i szaleńczo nienawidzę Nialla Horana, chłopaka z sąsiedztwa. Pomogłam babci w kuchni, jednak wciąż nie miałam ochoty na towarzystwo surowej ciotki. Babcia wciąż namawiała mnie do wyjścia z domu, jednak wolałam zostać i zrobić coś, co jeszcze rok temu nie przyszło by mi do głowy. Usiadłam na kanapie w salonie i wyszukałam w kontaktach numer mamy.
- Hej, jak u ciebie? - Usłyszałam i wypuściłam powietrze z płuc.
- W zasadzie to chciałam usłyszeć jak u ciebie - odparłam.
- Oh. - Kobieta po drugiej stronie zdawała się być zmieszana, jednak prawdopodobnie wyczuła, że lepiej będzie, jeśli odpowiedź na postawione przez nią pytanie pozostanie niejasna. - Dobrze. Właśnie przeglądam stronę internetową z butami. Ty też powinnaś pomyśleć o szpilkach na ślub. - Poczułam, jakby właśnie dźgnęła moje serce obcasem jednego z tych zamszowych, czerwonych czółenek, huh. - Wiem, że to totalnie nie w twoim stylu, ale myślę, że dojrzałaś już do tego, by w końcu pokazać się również z tej eleganckiej strony. Pomyśl, że jesteś bohaterką jednej z tych książek o osiemnastowiecznych damach, których wiem, że kilka masz, bo ostatnio ukradłam ci jedną z nich.
- Myślałam o tym. - Zdanie ledwo przeszło mi przez gardło. - I cóż, zauważyłam. Takie rzeczy jak zniknięcie jednej z moich książek nigdy mi nie umyka. W zasadzie dostałam ataku i przeszukałam cały dom, aż w końcu znalazłam ją w sypialni, dlatego postanowiłam to porzucić i w spokoju ducha udać się do swojego pokoju. - Mój humor diametralnie się polepszył. Moje rozmowy z mamą uległy ogromnej zmianie przez ostatni rok i cieszyło mnie to, bo w końcu czułam, że mam rodzica. Usłyszałam szmer i ciche przekleństwo.
- Um, przepraszam Ashley, ale muszę kończyć. Zupełnie zapomniałam o grzejącej się pomidorówce i teraz cała kuchnia jest zalana, bo zupa wykipiała. Zadzwonię później, olej?
- Jasne. I tak miałam zamiar iść już spać - skłamałam.
- Tak wcześnie?
- Taa, od jutra zaczynam pracę w kawiarni u Lloyda.
- W takim razie powodzenia.

***

- Dzień dobry Ash, chodź, zapoznam cię z nowymi obowiązkami. Zakupiliśmy kilka nowych maszyn, zaraz wszystko ci pokażę.
Uśmiechnęłam się na słowa mojego szefa. Nieustanne zmienianie wystroju, tematyki czy nazwy restauracji nigdy nie wychodziło mu z nawyku. Zawsze się dziwiłam, jakim cudem dotąd nie zbankrutował. Kiedy objaśnił mi zasady funkcjonowania maszyny do lodów, naleśnikarki i włoskiego ekspresu ciśnieniowego, zapoznał mnie z Melanie - kelnerką, rok ode mnie starszą, z burzą ciemnych loków, które miały niebieską poświatę, jak w tych wszystkich komiksach. Podczas pierwszej wspólnej przerwy obiadowej dowiedziałam się, iż dziewczyna już wkrótce miała iść na studia, dlatego prócz bycia kelnerką u Lloyda, pracowała w weekendy jako fotomodelka. Nie zdziwiło mnie to, gdyż dziewczyna miała skórę opaloną na złoto, ogromne brązowe oczy, okolone niezwykle długimi rzęsami, pełny biust, ładne ramiona, szerokie biodra i długie, szczupłe nogi, co sprawiało, że musiała być dość pożądana na rynku mody. Zdradziła mi jednak, że jej marzeniem jest praca w przedszkolu, a wrazie gdyby jej plany szlag trafił, zamierzała starać się o posadę w poradni psychologicznej. W rekompensacie odpowiedziałam jej o moich dziennikarskich planach, a także o tym, że niegdyś tu mieszkałam i o moim nowym miejscu zamieszkania. Wydawała się być bardzo miłą i otwartą osobą, a na dodatek niezwykle promienną. Stwierdziłam, iż praca z nią będzie zatem przyjemnością, tak samo jak praca z Lou ubiegłego roku. A co do mojego przyjaciela...

- Loud, dziewczyno, tak bardzo tęskniłem! - Po restauracji poniósł się wysoki głos, a ja w zaskakująco szybkim tempie straciłam grunt pod nogami, zostałam bowiem uniesiona i obkręcona na samym środku lokalu. Wszystkie spojrzenia skierowały się w naszą stronę, nawet szefa, jednak on tylko uśmiechnął się półgębkiem i podszedł przywitać się z Louisem. Gdy szatyn uścisnął jego dłoń, ówcześnie odstawiwszy mnie na ziemię, wymienili kilka formalnych, aczkolwiek ciepłych i szczerych słów, a potem znów miałam całą uwagę Louisa dla siebie.
- Gdzie Harry?
- Stoi przed tobą mężczyzna twych marzeń, a ty mnie pytasz o innego?! - Niebieskooki zmarszczył brwi.
- Nie jesteś mężczyzną moich marzeń, a ja nie noszę w majtkach tego, czego szukasz - powiedziałam tak, aby tylko on mógł to usłyszeć, po czym cicho się zaśmiałam.
- Przepraszam, zawsze zapominam, że to Niall nim jest, no cóż, taka moja dola.
Wyraz mojej twarzy zrobił się kamienny, automatycznie się spięłam i odchrząknęłam.
- O kurwa... - wyszeptał Lou. Jedną ręką podparł swój bok, a drugą przeczesał odrobinę za długie włosy. - Powiedział ci, czy raczej sama się dowiedziałaś?
- Druga opcja - odparłam i odwróciłam się na pięcie, podążając za ladę, ponieważ powinnam pracować, zamiast gawędzić z szatynem i torować ludziom przejście. - Kawy?
- Latte - odparł, podskakując lekko, by usiąść na barowym stołku. Widok ten automatycznie poprawił mój humor.
- Duża?
- Duża.
- Trzy euro.
Położył pieniądze na blacie przede mną. Wydałam mu rachunek i zabrałam się za przygotowanie kawy.
- Więc co z Harrym?
- A, no tak. - Zdawało się, że moje słowa wyrwały go z zamyślenia. - Biedak śpi, bo całą drogę prowadził. Ja zgubiłbym się na pierwszym lepszym skrzyżowaniu.
- Przyjechaliście autem? - Zdziwiłam się.
- Tak. To było dość męczące i zajęło nam w cholerę dużo godzin, ale zatrzymaliśmy się po drodze w hotelu, żeby odsapnąć i nabrać sił na dalszą drogę. Kiedy dotarliśmy do Mullingar, zrobiłem mu porządnego blowjoba, aby wynagrodzić mu fakt, że to on musiał kierować, a potem odpłynął w głęboki sen.
Z impetem postawiłam przed nim wysoką szklankę, rozlewając przy tym odrobinę zawartości.
- Lou, jesteśmy w miejscu publicznym, mógłbyś zachować opowieści o waszych sprawach łóżkowych na później? - Wytrzeszczyłam oczy, a następnie upewniłam się, czy aby na pewno nikt nie podsłuchuje.
- W zasadzie to nie jest sprawa łóżkowa, bo to było w-
- Wracam do pracy - powiedziałam głośno, przerywając jego wypowiedź i sygnalizując, iż nie chcę poznawać reszty tej historii.
Chłopak tylko wywrócił oczami i upił łyk swojego napoju. Następnie złapał kartę dań i zaczął ją wertować.
- Upieczesz mi naleśnika? - Zrobił minę szczeniaczka.
- Za dwa czterdzieści tak.
- Skąd wiesz, że ten, którego chcę, kosztuje dwa czterdzieści?
- Błagam, ty cały czas jesz naleśniki z dżemem śliwkowym i bitą śmietaną, to już fetysz.
Uśmiechnął się.
- W takim razie wezmę dwa na wynos; jeden dla mnie, drugi dla mojej śpiącej królewny.
- W takim razie co śpiąca królewna będzie sobie życzyć?
- Nutella i banany, tak sądzę. I dużo, dużo śmietany.
- Wiesz, że zanim dotrzesz do domu, te naleśniki będą w niej pływać?
- Spokojnie, zadbam o to, aby była świeża. - Puścił mi oczko.
- Jeszcze jeden dwuznaczny żart i cię stąd wyrzucę - ostrzegłam, wskazując na niego łyżeczką.
- Nigdy nie zastanawiało cię, kto jest na górze?
Nabrałam w płuca powierza, chcąc go pouczyć, ale przybył kolejny klient, co sprawiło, że szatyn w końcu poprawnie zajął się swoją latte. Przyjęłam zamówienie od jakiegoś pana, przekazałam je do kuchni, po czym zabrałam się za naleśniki.
- Pojutrze robimy imprezę powitalną. W zasadzie grilla. Masz zaproszenie. I zrób te naleśniki bez śmietany. Po prostu kupię butelkę po drodze.

***

Nim się obejrzałam, siedziałam pomiędzy Harrym a Liamem, dzierżąc w dłoni widelec z nabitą na niego kiełbaską. Naprzeciwko mnie siedział Louis, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna, ponieważ to sprawiało, że nie musiałam znajdować się centralnie przed Niallem. Zupełnie go ignorowałam, udawałam, że nie istnieje i próbowałam rozkoszować się towarzystwem przyjaciół. Zayn właśnie marudził, że nie ma nikogo, i że nie był zakochany w żadnej dziewczynie od ósmej klasy, na co Danielle uparcie próbowała przekonać go, że jest aseksualny, ponieważ to niemożliwe, aby żadna dziewczyna nie interesowała się mulatem lub nie zwróciła jego uwagi. Liam mamrotał jednocześnie jakieś rasistowskie komentarze o Arabach, przez co Z rzucał w niego plastikowymi nożami. Zajrzałam na dno papierowego kubeczka, gdzie jeszcze jakiś czas temu znajdowało się smakowe piwo. Podniosłam wzrok, który niefortunnie padł na gryzącego wargę blondyna, którego oczy utkwione były we mnie. Speszona odwróciłam głowę w stronę Harry'ego z pytaniem, czy doleje mi odrobinę, a ten po prostu otworzył nową butelkę i postawił ją przed moim nosem, całą do mojej dyspozycji. Dużo czasu zajęło mi wypicie tego, jednak uporałam się z całością, nieustannie słuchając, co mają do powiedzenia inni, czasem wtrącając się do konwersacji, rzadziej coś opowiadając i udając, że wcale nie czuję się skrępowana poczuciem, iż jestem obserwowana przez Nialla, który przez cały wieczór siedział dość cicho. Nie spojrzałam na niego od momentu, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, jednak wiedziałam, że wciąż na mnie patrzy. Doprowadzało mnie to do białej gorączki, jednak mój wzrok zwinnie prześlizgiwał się obok niego. Zasłuchałam się w opowieść Louisa o tym, jak trudno jest na medycynie, gdy nagle poczułam wibrowanie w kieszeni. Choć było to odrobinę niegrzeczne, sięgnęłam po telefon i odblokowałam go, od razu zmniejszając jasność ekranu.
Niall: Spójrz na mnie.
Moje ręce zaczęły się trząść pod stołem, jednak nabrałam w płuca powietrza i jak gdyby nigdy nic schowałam komórkę, po czym wróciłam do opowieści Louisa. Jeszcze jeden sms. Nie chciałam tego robić, ale dziewięć minut później szatyn skończył mówić i kilka osób podniosło się z miejsc, by iść na papierosa, dlatego wyciągnęłam urządzenie.
Niall: Nie jestem człowiekiem, który pokazuje swoje emocje, ale tobie mógłbym dać to wszystko, tylko pozwól mi na jakikolwiek kontakt.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy powinnam odpisać. Nie chciałam rozmawiać z nim w żaden sposób, jednak zdecydowałam się wystukać dwa zdania.
Ja: Pomyliles numery. Nie pisz do mnie wiecej.
Kolejnego sms-a nie przeczytałam. Gdy podniosłam głowę do góry zorientowałam się, że połowa obecnych patrzy na mnie, druga zaś na Nialla. Zorientowali się, że wymieniamy się wiadomościami. I jestem pewna, że każdy wiedział, co tak właściwie zaszło między nami, a także o tym, w jaki sposób ta relacja się posypała. Chcąc, by w końcu przestali się gapić, sięgnęłam po cukierka leżącego w przezroczystej misce. Wszyscy oprzytomnieli i zajęli się rozmową o jakimś wyjeździe, który szczerze mało interesował mnie w tamtej chwili. Wypite piwo dało się we znaki, gdyż już chwilę potem poczułam, że muszę skorzystać z toalety. Nie wiem, czy byłam bardziej zaskoczona czy zła, gdy usłyszałam za sobą kroki na drewnianej podłodze. I byłam niemal pewna do kogo one należą. Szybko zamknęłam się w łazience, załatwiłam swoją potrzebę, umyłam ręce. Nie zakręciłam wody. Odszukałam Danielle w kontaktach telefonu.
- Tak, kochana? Coś się dzieje?
- Poszedł za mną, prawda? - zapytałam w miarę cicho.
Po drugiej stronie panowała przez moment cisza.
- Tak.
- Wyciągniesz mnie stąd? Proszę. Nie chcę z nim rozmawiać, nie jestem w stanie się z tym zmierzyć.
- Daj mi pięć sekund.
Chwilę potem usłyszałam niewyraźny głos dobiegający zza drzwi.
- Przepraszam Niall, ale muszę się wepchnąć w kolejkę; okres czasem lubi wpadać bez zapowiedzi, no wiesz, dziewczyńskie sprawy. - Rozległo się pukanie. - To ja, wpuść mnie Ash.
Uchyliłam drzwi minimalnie - tak, aby mogła się przez nie przecisnąć.
- Dziękuję - wyszeptałam i momentalnie poczułam, jak po moich policzkach zaczynają płynąć łzy. - Kurwa - zaklęłam. - Nienawidzę płakać przez tak głupie rzeczy.
Dani odciągnęła moje dłonie od twarzy i przytuliła mnie do siebie.
- Chcesz powiedzieć, że nienawidzisz płakać przez ludzi, którzy mieli być tymi od ocierania łez? Wiesz co? Skoro postąpił wobec ciebie tak paskudnie, to znaczy, że nie jest ciebie wart.
- Wiem. Ale minęły dopiero trzy dni, a ja jeszcze nie przyzwyczaiłam się do faktu, że go straciłam. Na dodatek on próbuje nawiązać kontakt, a ja naprawdę nie chcę jego wyjaśnień czy nawet przeprosin.
- Po prostu... wyjdziemy teraz jak gdyby nigdy nic, zostawiając go pod drzwiami. Nie musisz na niego patrzeć, ale jeśli chcesz, możesz posłać mu triumfalne spojrzenie. Po prostu nie daj po sobie poznać, że cię złamał. Powinien płacić o wiele większą cenę, niż płaci, nie tylko za złamanie twojego serca, ale również tamtej dziewczyny.
- Czy wy... naprawdę wiecie już wszystko? - zapytałam odrobinę zirytowana i pochyliłam się nad lustrem, by zetrzeć wszelkie oznaki tego, że płakałam. Nawet, jeśli plotki szybko rozchodziły się w tak zwartym gronie przyjaciół, mogła przynajmniej udawać, że nie zna całej prawdy.
- Nie wszystko, kochanie, nie złość się. Tylko ogólny zarys. Nikt tak naprawdę dotąd nie wiedział do końca, o co chodzi Niallowi z tą dziewczyną. Zresztą nie wszyscy byliśmy na miejscu, tu w Mullingar.
- Opowiesz mi, jak to jest, że w ogóle tu przyjeżdżacie i tak dobrze znacie się z resztą? Jak poznałaś Liama? Wam tak dobrze się układa...
- Każdy związek ma swoje wzloty i upadki. Opowiem ci wszystko, ale proszę, chodźmy już. W tej łazience panuje zła energia - powiedziała, wskazując palcem na rażąco żółte bokserki w czerwone serduszka, zwieszające się z krawędzi wanny.
- Założę się, że to Harry'ego - wypaplałam.
- Ja za to obstawiałabym Louisa. W dzieciństwie uwielbiał żółte kanarki. - Wypchnęła mnie za drzwi.
Moje oczy momentalnie spoczęły na sylwetce chłopaka. Szybko uniósł głowę do góry, a w jego oczach błysnęło rozczarowanie, gdy zobaczył, że tuż za mną kroczy szatynka.
- Wolne, możesz wchodzić - zaszczebiotała, pchając mnie jednocześnie do przodu. Ostatni raz obrzuciłam Nialla obojętnym wzrokiem, po czym szybko odeszłam.

Dwie godziny później (które blondynowi musiały się niemiłosiernie dłużyć z racji tego, że jako jedyny nie brał czynnego udziału w rozmowie, prawdopodobnie nawet nie słuchał) parę osób nalegało, byśmy obejrzeli film. Dlatego też posprzątaliśmy wszystko, co znajdowało się na stole, znosząc to do kuchni, podczas gdy Harry zajął się podpięciem laptopa pod telewizor i zrobieniem dwóch misek popcornu. Inni zajęli miejsca na ogromnej kanapie, a ja po prostu stałam nad nimi, zastanawiając się, co zrobić ze swoim nieporadnym tyłkiem, gdyż jedyne wolne miejsce pozostało przy... Niallu oczywiście.
- Chodź mała. Posuńcie się ludzie - zarządził Zayn, robiąc dla mnie odrobinę miejsca, za co byłam mu ogromnie wdzięczna. I mimo, iż oparcie nieco wbijało się w mój bok, było to o wiele lepsze, niż przymus siedzenia przy kimś, od kogo chciałam być jak najdalej. Początkowo nawet nie skupiłam się na historii Shreka, jaka ukazana została w pierwszej części. Inni wybuchali śmiechem, milkli, komentowali, uciszali się nawzajem, a ja po prostu tępo wpatrywałam się w ekran, myśląc o moich ubiegłych urodzinach. Dla przeciętnego obserwatora mogłoby się wydawać, że sytuacja jest taka sama: grupa przyjaciół spotykająca się w celu dobrego spędzenia czasu w swoim gronie, w akompaniamencie śmiechu i w dobrej atmosferze. Jednak wszyscy obecni wiedzieli, że prawdopodobnie dwójka ludzi nie powinna dostawać zaproszenia na dzisiejszą imprezę. Każdy ruch prowadzący do interakcji bowiem sprawiał, że najnormalniejsza rzecz stawała się niekomfortowa. Rok temu... wtedy czułam się wyjątkowa. Zwłaszcza Horan pokazał mi, że powinnam tak się czuć. A teraz zabrał to wszystko, podeptał i wyrzucił do pierwszego lepszego kosza. I to było dla mnie w cholerę trudne, bo przez całe dziesięć miesięcy łudziłam się, że może wszystko jest w porządku, gdy wcale tak nie było. Choć on pewnie bawił się wybornie. Fiona właśnie obudziła się jako ogier, gdy poczułam na swoich barkach ramię, które przyciągnęło mnie do siebie i oparło mój ciężar na twardym torsie. Odrobinę się rozluźniłam, przekładając rękę przez brzuch mulata i osuwając się w dół na swoim miejscu. Zayn był tym przyjacielem, który próbował wszelkich sposobów flirtu, jednak zawsze dbał o to, aby dziewczyna czuła się w jego towarzystwie komfortowo, a gdy widział, że ktoś ma zły humor, nigdy nie zaniechał starania się o jego poprawę. Poczucie jego obecności w jednej chwili zmieniło mój nastrój na lepszy i w końcu skupiłam się na filmie, jednak oczywiście coś, a raczej ktoś, musiał to popsuć.
- Zayn, podasz mi popcorn? - Usłyszałam melodyjny głos, dobiegający z przeciwnego końca kanapy. Brązowooki, dość zdezorientowany i niechętny, na chwilę mnie od siebie odsunął, podał Niallowi stojącą na stole miskę, po czym z powrotem pozwolił mi się o siebie oprzeć. To nie tak, że pod nosem blondyna stała druga porcja słonej przekąski, jedynie o innym smaku. Nie minęło może pół minuty, gdy odezwał się znowu. - Z, wiem, że masz lepkie ręce, ale czy mógłbyś kurwa przestać dotykać to, co nie jest twoje?
Poczułam, jak mięśnie pod moim przedramieniem napięły się, dlatego ścisnęłam rąbek koszuli mulata, zanim mogłaby wywiązać się z tego kłótnia. Nie powstrzymałam go jednak przed wygłoszeniem komentarza.
- Przepraszam, ale masz na myśli tę kanapę, czy raczej dziewczynę, której nie potrafiłeś zatrzymać przy sobie na dłużej niż kilka dni?
Niall nie odezwał się przez dłuższy czas. Kiedy jednak otworzył usta, zaczynając bełkotać jakieś zdanie, Louis westchnął, wstał z kanapy, po czym pociągnął go za sobą na taras. Moje ciało z powrotem było całe sztywne, a ja próbowałam usłyszeć choć skrawek rozmowy, jaka toczyła się za przymkniętymi drzwiami. Do moich uszu docierały jednak tylko fragmenty.
- Frustruje mnie, że... nie gada... ciągle tylko ucieka... mam dość, bo... ukarać... gdybym kurwa chciał... wszystko... - było pierwszym, co padło z ust blondyna. Żałowałam, że nie mogę dosłyszeć wszystkiego.
- Bawiłeś... myślisz, że coś takiego jak... wybaczalne? Dziwisz się, bo... tak naprawdę... nigdy... darować... 
- Robiłem co... nie potrzebuję rad... uczynić mnie słabym... za dużo honoru i... - Dalszej części nie usłyszałam, jednak kiedy Niall skończył mówić, Louis po prostu przywalił mu z otwartej ręki w twarz. Kątem oka widziałam, jak wszystkie głowy zwracają się w kierunku okna. Harry poruszył się niespokojnie na swoim miejscu.
- Otrząśnij... zraniłeś... kobiety... spierdoliłeś, a przyznanie... nie zmaże winy. Jeśli nadal cię... drugą szansę, ale... zasługujesz. Wiesz... ma kruchą psychikę, a ty... przestań szykanować kogoś... jedynym, kto powinien przepraszać... ty.
Niższy chłopak widocznie skończył swoją wypowiedź i skierował się w stronę drzwi, jednak Niall zatrzymał go jeszcze i powiedział coś, co brzmiało jak "dziękuję". Louis przekroczył próg mieszkania, a zauważywszy, iż wszyscy się na niego gapią, mruknął tylko "Was też powinienem ustawić?", co spowodowało, że zainteresowanie filmem z powrotem wróciło. Chwilę potem mieliśmy przyjemność obserwować Nialla, który przemierza pokój, sięga do jednej z półek, oznajmiając Harry'emu, że pożycza od niego papierosa, po czym ponownie znika na dworze. Miałam serdecznie dość jego humorków, ponieważ to on nawalił, a jednocześnie grał poszkodowanego. Nie umiał wziąć odpowiedzialności za swoje czyny, które nie były w sumie nijak umotywowane. Czemu czułam się zraniona? Przecież byliśmy jedynie znajomymi, którzy, o ironio, zakochali się w sobie, którym na sobie zależało, którzy lubili spędzać czas we wspólnym towarzystwie. Nie trzeba zawsze nazywać relacji, aby określać, jak bliska ona jest. Ale my nigdy nie ustaliliśmy zasad. Jeśli był szczęśliwy ze swoją dziewczyną, to ja byłam gotowa się wycofać. Ale jeśli był z nią szczęśliwy, to czemu tak po prostu rzucił to wszystko dla mnie? I jeśli nigdy nie chodziło mu o jej szczęście, to po co próbował udowodnić i jej i sobie, że tak było? Dlaczego w ogóle zawracał komukolwiek głowę? Zbyt wiele pytań bez odpowiedzi.

- Ni, jesteś kierowcą?
- Mhm - odmruknął "Ni".
Spojrzałam kątem oka na rozmawiających Nialla i Liama. Byłam naprawdę zmęczona, a obecność blondyna jeszcze to potęgowała. I właśnie dowiedziałam się, że skoro z nim wracamy, to w pewnym momencie w aucie zostanę tylko ja i on. Noc zamierzała ku końcowi, ale zapowiadało się, że najgorsze dopiero przede mną.

Z goryczą i brakiem nadziei patrzyłam na plecy Zayna znikającego gdzie w ciemnej alejce. Nigdy nie byłam w jego mieszkaniu, rzadko także przebywałam w tej dzielnicy. Odwróciłam twarz od szyby i starałam się przykleić swój bok do tylnych drzwi tak bardzo, jak tylko to było możliwe. Zaczęłam żałować, że nie poprosiłam mulata o przenocowanie, choć mógłby to odebrać w niewłaściwy sposób. Czułam, że jedziemy wolniej niż wcześniej. To zaś sprawiało, że miałam ochotę wyskoczyć oknem i położyć się na środku jezdni. Powietrze między nami było tak gęste, że pokusiłam się o uchylenie okna, co niefortunnie przykuło uwagę blondyna. Odwrócił głowę do tyłu, spoglądając na mnie przez ramię. Wyraz jego twarzy pozostał niezmienny, jednak jego spojrzenie po trzech sekundach bycia wycelowanym wprost w moje oczy, w czwartej sekundzie spadło, a potem Niall powrócił wzrokiem przed siebie. Spojrzałam na czerwone cyfry na wyświetlaczu ponad nadmuchem powietrza. 5:01. A przed nami było jeszcze przynajmniej pół godzony drogi. Przeklęłam w myślach. Oparłam potylicę o zagłówek i przymknęłam oczy. Starałam się zapomnieć o obecności Nialla, choć wiedziałam, że pewnie gapi się na mnie we wstecznym.
- Nie możesz nie odzywać się do mnie przez resztę wakacji.
- Więc wrócę do domu - syknęłam nie otwierając oczu, choć żyłka na mojej skroni zadrgała.
- Nie możesz tak po prostu zamiatać problemów pod dywan. - Użył anafory, nadając głosowi rzeczowy ton.
- Przecież wszystko już mi powiedziałeś, nie potrzebuję więcej. Zdradziłeś... nawet nie wiem już kurwa kogo zdradziłeś, ją czy mnie, po prostu dajmy temu spokój.
Słyszałam jak wypuszcza długi oddech.
- Próbuję naprawdę wszystkiego, by cię zatrzymać, ale ty masz to w dupie.
- Tak samo jak ty miałeś mnie - odgryzłam się. - Co w ogóle daje ci uprawnienie do bycia na mnie złym?
- Nie jestem zły na ciebie, tylko na siebie.
- Więc załatw to ze sobą samym. Ja nie chcę być już częścią twojego życia.
Nie odezwał się.

Rozpoznałam dokładnie na jakiej ulicy się znajdowaliśmy. Jeszcze tylko skręt na rondzie w prawo, a potem dwa razy w lewo i znaleźlibyśmy się na naszej ulicy. To około dwóch kilometrów. Ale nie, ponieważ musiał zjechać na jebane pobocze, aby zapalić jebanego papierosa.
- Nie mogłeś zrobić tego w domu? - Wysiadłam, z furią trzaskając drzwiami. Myślałam, że dostanę za to reprymendę, ale jedyne co, to obrzucił mnie obojętnym spojrzeniem. - I przestań palić do kurwy. - Objęłam się ramionami, gdy owiało mnie zimne, rześkie powietrze, przynosząc ze sobą dreszcz. Automatycznie porzuciłam kiełkującą w moim umyśle myśl o przemierzeniu reszty drogi do domu dziadków pieszo.
- Wsiądź do samochodu, bo jest naprawdę mroźno, a ja nie mam żadnej bluzy ze sobą.
I tak, może zachowałam się jak przedszkolak, ale jedynie tupnęłam, zmrużyłam oczy, odwróciłam się do niego plecami i wbiłam pięty jeszcze głębiej w ziemię.
Niallowi chyba znudziła się ta gra, dlatego rozpoczął nową, przemieszczając się ze swojego miejsca po przeciwnej stronie samochodu, obchodząc go i zbliżając się do mnie, burząc tym samym mój mur obronny. Stanął naprzeciwko mnie i założył ramiona na klatce piersiowej. Niebo ponad nami było szare, ponieważ cały jego błękit został zamknięty w oczach chłopaka. Nie cofnęłam się. Zbyt wiele już przegrałam, aby pozwolić sobie na to kolejny raz. Napięłam mięśnie, pewnie patrzyłam wprost na niego i nie przesunęłam się ani o milimetr. Ale nagle coś się zmieniło, ponieważ zostałam zdominowana przez wzrost blondyna, który znacznie się zbliżył, położył ręce po obu stronach mojej głowy, na samochodzie, i sprawił, że szczelnie przylgnęłam do auta za mną. Nic nie mówił. Patrzył. A potem uniósł palec, aby usunąć z mojej twarzy pojedynczy zabłąkany na niej włos. Odgarnął także moją grzywkę, dotknął lewej brwi i nosa. Obserwowałam w milczeniu jego poczynania, zarazem trochę jakby w amoku. Moje oczy były szeroko otwarte. Niall pochylił się, pocałował moją szyję. Był to krótki, ale mokry pocałunek, w zasadzie całus. A potem po prostu przytulił mnie. Położył dłonie na moich plecach, obejmując mnie całą, a głowę umiejscowił na moim ramieniu. Nie odsunęłam go. Pozwoliłam mu tak trwać całe pięć minut. I choć było to najlepsze uczucie pod słońcem, nie umiałam tak po prostu wymazać rozczarowania. Wszystko wokół było takie ciche, powolne, właściwe. Ale u mnie szalała burza, bo tak bardzo chciałam być niezależną, zbierać resztki swojej dumy, ale zarazem lgnęłam do tego chłopca o niebieskich oczach, i byłam gotowa przebaczyć mu wszystko. Rozsądek podpowiadał mi jednak, że takie czyny zasługują na poniesienie swej ceny. Dlatego kiedy się odsunął, dość szybko wymknęłam się spod jego ramienia, otworzyłam drzwi od auta i po prostu wsiadłam, nie czekając na żadne "przepraszam", które i tak by padło, ani tego nie oczekując. Zamknęłam oczy. Wytrzymaj Ashley. Wytrzymaj.

____________________________________________________________________________
Nie wiem w jakim odstępie czasowym będą pojawiać się rozdziały, aczkolwiek fanfiction dokończyć zamierzam. Być może w przyszłości pojawi się z mojej strony Ziam ff.

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Rozdział drugi. 'Żadne z nas nie potrzebowało drugiego'

- Co ona tu robi? - Usłyszałam lodowaty ton głosu, gdy właśnie miałam włożyć końcówkę mojej kanapki do ust. Zamarłam. Prosto we mnie wycelowane było nieruchome spojrzenie matki Nialla, która ni stąd ni zowąd pojawiła się w progu drzwi, gdzie nie było jej jeszcze minutę temu. Zamrugałam. Nie miałam pojęcia, że będę aż tak niemile widziana. Wzrok kobiety ześliznął się po mojej sylwetce, odzianej tylko w przydużą koszulę Nialla, zapinaną na guziki. Jakże wdzięczna byłam Bogu, iż zakrywa ona aż połowę moich ud.
- Dzień-dzień dobry? - wydukałam cicho.
- Mamo, Ashley jest moim gościem, masz być dla niej miła! - Chłopak wytrzeszczył na nią oczy. - W zasadzie czemu nie ma cię teraz w pracy?
- Chyba tu mieszkam, racja? - odparła sucho, a ja w tym czasie zaczęłam "podziwiać" strukturę blatu stołu. - Tobie jak widzę dom wymyka się spod kontroli. Nie tylko on.
- Możemy odłożyć tę rozmowę w czasie? - Z każdą sekundą tracił odrobinę cierpliwości, mogłam to poznać po sposobie, w jaki jego głos stawał się głębszy, w miarę gdy oddech robił się płytszy.
- Oczywiście. Ale pamiętaj, że im bardziej zwlekasz z rzeczami, tym bardziej ranisz innych, gdy one już wychodzą na jaw - powiedziała i to były jej ostatnie słowa, zanim wymaszerowała z kuchni, głośno stukając swoimi butami na koturnie.
Przez moment żadne z nas się nie odzywało.
- Przepraszam - westchnął w chwili, gdy z moich ust wydobywało się: "Na mnie chyba już czas". - Nie, Ash, proszę cię, nie odchodź teraz, gdy w końcu znów zaczęliśmy nadawać na tych samych falach. Tylko nie teraz. Zrobię ci najlepszą herbatę na świecie i wyrecytuję tyle wierszy, ile tylko zechesz, ale błagam, zostań i spędź ten dzień ze mną. Brakowało mi ciebie.
- Przykro mi Niall. Dochodzi już dziewiąta, powinnam pojawić się w domu, zanim moja babcia zorientuje się, że wcale nie chrapię smacznie w łóżeczku. - Zsunęłam się z taboretu, próbując stłamsić wewnętrzne uczucie rozczarowania, gdy odrzucałam jego prośbę. - Ale, hm, może wyjdziemy gdzieś wieczorem? - Uniosłam brwi, słysząc słowa, które ewidentnie wydostały się z moich ust. Czy ja go właśnie zaprosiłam na randkę?
- Jasne. - Uśmiechnął się do mnie, wstając ze swojego miejsca, podchodząc i wsuwając dużą dłoń pod rąbek koszuli, którą na sobie miałam, tylko po to, aby dotknąć mojego brzucha i przyciągnąć mnie do siebie za biodro. Poczułam jak drugą ręką rozwiązuje moje włosy, które po przebudzeniu się od niechcenia związałam w supeł. I nagle błękit jego oczu zdmuchnął mnie z powierzchni ziemi, a potem miękkie usta odcisnęły się na samym czubku mojego nosa.
- Tak w zasadzie, jak doszło do tego, że nie byłaś wczoraj z początku całkowicie trzeźwa?
- Zayn zaprosił mnie na imprezę. W prawdzie wolałam spędzić wieczór z tobą, ale ponieważ ty nie odbierałeś telefonu, postanowiłam, że z nim tam pójdę.
- Och - odparł tylko, marszcząc brwi i uciekając wzrokiem od mojego.
W pierwszej chwili chciałam się od niego odsunąć, jednak uświadomiłam sobie, że to postawiłoby pomiędzy nami krechę - niegrubą, niekoniecznie długą, ale wystarczającą, abyśmy obaj poczuli dyskomfort, utracili poczucie bezpieczeństwa, bliskości i tej normalności, w jaką nasza relacja się przerodziła, ponieważ tak, takie coś niegdyś było na porządku dziennym, a brak tego sugerował, że coś jest źle, nie tak. Znowu.
- Jest w porządku - powiedziałam i nic więcej nie było mi dane wyrzec, ponieważ wtedy do kuchni weszła mama Nialla. Tym razem miała na sobie firmowy podkoszulek i ogrodniczki, a na nogach trampki. Momentalnie strzepnęłam dłoń blondyna ze swojego boku, gdyż teraz biała koszula obnażała zdecydowanie za dużo. Poczułam jak do moich policzków uderza gorąco. Przełknęłam ślinę i byłam wdzięczna chłopakowi, że stanął przede mną, w większości mnie zasłaniając.
- Mamo? - spytał zniecierpliwiony, odrobinę za głośno.
- Lepiej uważaj, jakim tonem się do mnie zwracasz - ostrzegła. Podeszła do regału, schyliła się do przedostatniej szuflady i wyciągnęła z niej rękawice ogrodnicze. - Założę się, że nie masz na tyle odwagi, aby przyznać się do swoich błędów, mam rację? - Kiedy jej nie odpowiedział, westchnęła. - Tak myślałam. Miłego dnia, Ashley. I ubierz się dziecko - skierowała się do mnie i opuściła pomieszczenie.
Wypuściłam wstrzymywane powietrze. Widziałam, jak bardzo łopatki Nialla są ściągnięte, a zarazem jak pięści zaczynają się rozluźniać. Zrobiłam krok naprzód i przytuliłam się do niego od tyłu. Nie ruszył się, ale czułam jak jego mięśnie powoli ustępują. W końcu rozplótł moje ramiona zaciśnięte na jego brzuchu i obrócił się w moją stronę.
- Masz rację, powinnaś iść do domu. Nie chcę, byś tego słuchała. A ja sam nie mogę ci wytłumaczyć. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
- Niall, ale ja nie oczekuję od ciebie żadnych wyjaśnień.
- A to źle, bo powinnaś. - Przeczesał palcami swoje wyblakłe nieco już włosy. Zaczęłam się martwić, a jego następne słowa tylko wzbudziły moje obawy. - Tak dużo rzeczy zniszczyłem, Ash. Ale ty jesteś zbyt dobra, aby cię w to mieszać. Przynajmniej na razie.
- Niall, ja wiem, że pewnego dnia między tobą a twoją mamą będzie w stu procentach dobrze. Może po prostu powiesz mi o co chodzi wieczorem, gdy już się spotkamy?
Widziałam, jak jego jabłko Adama powoli unosi się i opada, kiedy przełykał ślinę. Zdawał się myśleć nad odpowiedzią, ale w końcu mruknął tylko mało przekonujące: "Mhm". Zagryzłam policzek. W co ten chłopak znów się wpakował?
- Teraz ja pójdę do domu, a ty powinieneś pomóc mamie w ogrodzie. Zgoda?
- Jasne. I będę po ciebie o siódmej, okej?
Uśmiechnęłam się.
- Pasuje.


***

Drogi Pamiętniku,
Trudno byłoby mi zliczyć, ile razy się zgubiłam, jak wiele razy skręciłam w lewo, nawet, kiedy mój kierunkowskaz migał na prawo. Nieważne, ile razy uciekałam od prawdy, wybierałam opcję dobrą dla mnie jako człowieka rozsądnego, aczkolwiek złą dla kogoś, kto potrzebuje odrobiny ciepła w życiu. Niełatwo przyznawać się do błędów, ale ja się do swoich przyznam. Bo to one postawiły mnie tu, gdzie jestem. One uzbroiły mnie w siłę i cierpliwość, a także zmusiły do wzięcia odpowiedzialności za całe swoje życie. I każdy powinien umieć przyznawać się do błędów, chociażby jako zabieg oczyszczający duszę, pomagający znów trzeźwo patrzeć na świat. Aby potem móc ponownie upić się jego absurdem i mieć za co przepraszać. Piękne. Niczego temu systemowi nie brakuje.


W chwili, w której skończyłam pisać, mój telefon zaczął dzwonić.
- Hej, mała. Dzwonię tylko, aby ci powiedzieć, żebyś założyła coś wyjściowego.
Wywróciłam oczami, choć nie mógł tego zobaczyć.
- Jeśli to obejmuje zakładanie sukienki, to nigdzie się z tobą nie wybieram.
- Nie, nie... - odrzekł szybko. - Po prostu... Ślicznie ci w dresach, ale załóż coś, co będzie pasować do miasta, okej?
- Mhmm.
- Dobrze. Co u ciebie?
- Ostatnio rozmawialiśmy rano, a to było jakieś trzy godziny temu, pa Niall, znajdź sobie zajęcie - przeciągnęłam wyrazy i rozłączyłam się, zanim zdążył porządnie powiedzieć zdanie "Przecież już ciebie znalazłem".

Siedziałam przy okrągłym stoliku, nakrytym czerwonym obrusem, dzierżąc w ręku spis menu. Nigdy wcześniej nie byłam w tej restauracji. Ściany wyłożone były czerwoną cegłą, pomieszczenie oświetlały jasne lampki choinkowe i jeszcze jakieś tlące się światło, płynące z nieznanego źródła. Okna ciągnęły się przez prawie całą wysokość od sufitu do podłogi, a za nimi panowała noc. Wytwornie ubrani goście już od progu witani byli delikatną muzyką jazzową. Co chwila pojawiały się tu nowe pary. Zastanawiali mnie ci ludzie. Kim byli? Znajomymi? Kochankami? Pracownikami jednej firmy, umówionymi na rzekome spotkanie biznesowe, które i tak miało zakończyć się namiętną nocą? A ta samotna pani po pięćdziesiątce? Może była niegdyś tancerką? Może straciła miłość swojego życia i dlatego zapijała teraz smutki w rdzawym trunku? Młody mężczyzna, patrzący na kobietę naprzeciw z taką miłością... Czy miał zamiar się oświadczyć tego niepozornego wieczora? A ten przystojny młodzieniec? Wciąż mi się przypatrywał... Odkąd tylko weszliśmy i pozwoliłam jednemu z kelnerów zabrać swoją kurtkę. I patrzył... I patrzył... I patrzył...
- Wiesz co, Ash? - chłopak wyrwał mnie z transu. I och. Przecież to on właśnie był tym młodzieńcem. A ja zupełnie przypadkowo utonęłam w Morzu Niebieskim, rozlanym w jego oczach. Wcale już nie czytałam tego, co oferowało menu.
- Nie wiem, ale może mi powiesz - odchrząknęłam.
- W zasadzie to... - zawiesił się. I nagle wyraz jego oczu się zmienił. Stały się żywsze, odważniejsze. Energicznie wstał ze swojego miejsca i przysunął krzesło tuż obok mojego, tak, że nasze uda się stykały. - Pieprzyć wszystko, dziś wieczorem chcę tylko pić z tobą szampana. Albo wino. Co ty na to?
Nie pasowaliśmy tu. Ani ja, ani on. Ale mimo wszystko kąciki moich ust powędrowały ku górze.
- Z przyjemnością.


Cztery godziny, kurczaka z curry i créme bruillé później siedzieliśmy w ogrodzie Nialla jedynie przy blasku ulicznej latarni, na bujance, z pustym pudełkiem po pizzy, walającym się gdzieś na trawie. Wspólnie uznaliśmy, że sztywne kolacje nie są dla nas, bez względu na to, jak bardzo byśmy się starali. Fajnie było posmakować, "innego", wytwornego życia. Ale chyba po prostu byliśmy za młodzi, by docenić to w stu procentach, umieć siedzieć prosto, bez wiercenia się i chęci złapania przygody za uszy. Nawet najmniejszej i najprostszej. Skończyliśmy nasze dania, Niall uregulował rachunek i wyszliśmy. Po drodze wstąpiliśmy do Tesco, kupiliśmy dwie butelki szampana, i jeśli ktoś twierdzi, że szampan nie ma mocy zakręcenia ludziom w głowie, powinien spróbować picia go wprost z gwinta, wielkimi haustami. Byłam trochę niewygodnie oparta o ramię chłopaka, ale mi to nie przeszkadzało. Oglądaliśmy Rattatouille, co chwilę się śmiejąc. Było okropnie zimno (dlatego siedzieliśmy w jakichś grubych kurtkach, pod kocem), prawie całkowicie ciemno, późno jak nie wiem co, a mimo wszystko było idealnie i to było właśnie to, czego pragnęłam przez te wszystkie miesiące. O drugiej trzydzieści bateria w laptopie się rozładowała, księżyc schował się za chmury, a ulicą nie przejeżdżało już żadne auto. Czułam ciarki, spowodowane zimnem, moje włosy zrobiły się wilgotne od powstającej rosy, i tylko gorące usta Nialla tańczyły na moich. Nagle odepchnęłam go od siebie.
- Miałeś mi coś wyjaśnić - przypomniałam sobie. Na te słowa przyciągnął mnie z powrotem, a kiedy kolejne trzy minuty upłynęły nam na całowaniu się, spytałam ponownie.
- Ja... myślałem, że będę w stanie, jeśli trochę wypiję, ale chyba jednak nie.
Ściągnęłam brwi.
- Wiesz, babcia nie była szczęśliwa, kiedy oznajmiłam jej, że razem dziś wychodzimy.
- Odnoszę wrażenie, że twoja babcia nigdy mnie nie lubiła.
- Wręcz przeciwnie. Nie zmieniaj tematu. Dlaczego mam wrażenie jakby... każdy był przeciwny naszej znajomości?
- Może po prostu tak jest. Ash, porzuć to.
- Mam to porzucić? Jak w ogóle śmiesz tak mówić? Nie wiem co mam myśleć, a ty to wszystko jeszcze bardziej komplikujesz! Po prostu powiedz o co chodzi. Widzę, że coś się dzieje, a co gorsza, że coś już się stało, dlatego proszę, nie graj ze mną w żadne gry i bądź szczery.
- Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Czy możesz najzwyczajniej w świecie pozwolić mi załatwić moje sprawy samemu? Dam sobie radę, a potem możemy wracać do naszej sielanki.
- Nie musisz przechodzić przez nic sam, i dobrze o tym wiesz.
- Muszę. Albo potem nie zostanie już nikt, kto chciałby przechodzić ze mną przez cokolwiek. - Po tych słowach patrzył przez chwilę przed siebie, po czym wstał, zabrał butelki i pudełko, i wyrzucił wszystko do kosza. Potarłam twarz dłońmi. Naprawdę chciałam w jakiś sposób mu pomóc, a może po prostu wyciągnąć z niego prawdę, bo to coś tyczyło się nie tylko jego. Bardzo możliwe, że tyczyło się mnie, więc tym bardziej musiałam dowiedzieć się wszystkiego. Jednak jedyne co na chwilę obecną zrobiłam, to wstałam, powiedziałam ciche "cześć" i go opuściłam. Żadne z nas nie potrzebowało w tej chwili drugiego. Samotność to jednak dobra siostra w chwili, gdy się na kimś zawodzisz.

_________________________________________________________________
Trzymajcie kciuki, aby kolejny rozdział udało mi się napisać w przeciągu tygodnia. x